O szóstej miałam odczyt w Klubie Inteligencji Pracującej. Ten sam odczyt, który wygłaszałam na prowincji. Po raz pierwszy mój odczyt wywołał nieprzyjemną dyskusję, w której komuniści starli się nie tyle ze mną, ile z moimi słuchaczami „reakcjonistami”. Ciekawe, że komuniści byli bardzo wytwornie ubranymi (jedwabne koszule) panami (Żydzi), a rzekomi „reakcjoniści” byli prostymi, ubogimi ludźmi, co mieli śmiałość domagać się, aby pisarz odzwierciedlał też złe czy smutne strony obecnej rzeczywistości, aby mówił prawdę. Ale odezwał się też i prawdziwy reakcjonista, istny Bęcwalski, którego w kilku zdaniach wywrzeszczana pochwała mego odczytu była najzupełniejszym wypaczeniem jego sensu. To wystąpienie zrobiło mi dotkliwą przykrość.
Przykre wrażenie na sali (było około 200 osób w salce na 50) zrobiło, że jeden z dwu komunistów dopytywał się, jak się ci dwaj prości ludzie (jeden był kolejarz) nazywają i kto to są. Zupełnie jakby miał zamiar zaraz lecieć do Gestapo. Po odczycie podszedł do mnie pieniąc się: „Oni mówili przeciw ustrojowi”. „Proszę pana – odpowiedziałam – jeśli mówili szczerze o tym, co ich boli, to tym samym składali świadectwo, że w tym ustroju można mówić szczerze. Lepiej jest, kiedy człowiek wypowie swoje obawy i zastrzeżenia, niż gdy je nosi w sobie. Jeśli to są kompleksy, to to jest rozładowanie kompleksu.”
Warszawa, 5 maja
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
Rada Rewolucyjna węg[ierskiej] inteligencji złożyła Andropowi, ambasadorowi ZSRR, Hae De Tsiu – ChRL, Mennonowi, posłowi Indii i mnie protest przedstawicieli węg[ierskiej] inteligencji, naukowców, pisarzy, artystów i in[nych] następującej treście: „My węg[ierscy] intelektualiści, podobnie jak nasi wielcy poprzednicy, jesteśmy razem z naszymi bohaterami walk wolnościowych. Za nasze czyny, słowa przyjmujemy na siebie wszelką odpowiedzialność: więzienie, deportację i jeśli trzeba również i śmierć. Podnosimy nasz głos protestu i niech ustaną deportacje naszej młodzieży, naszych ludzi. Żądamy wypuszczenia na wolność tych, których już zabrano celem deportacji. Przyjmujemy na siebie te same oskarżenia, którymi się ich oskarża; my również walczymy o węgierską wolność i niezawisłość.
Jest niemożliwe, aby zdrowy rozsądek wydał rozkaz deportacji. Wolne, silne Węgry będą dobrym sąsiadem ZSRR, lecz okupowane i ujarzmione – nigdy. Nie chcemy powrotu starego porządku. Nie chcemy, nie znosimy kontrrewolucji. Będziemy mieli siłę dla obrony państwa robotników i chłopów. Z nimi i dla nich chcemy również żyć w przyszłości. Przekonani o naszej prawdzie, apelujemy do pisarzy, artystów i naukowców radzieckich i całego świata”. Rada prosi o przyjęcie prostetu do wiadomości i poczynienia kroków uznanych za słuszne.
Budapeszt, 24 grudnia
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Wszędzie należy zapobiegać przejawom zarażania się NRD kontrrewolucyjnymi poglądami i rodzajami aktywności z PRL. [...] Należy niezwłocznie przedsięwziąć środki konieczne do operacyjnego opracowania lub kontroli wszystkich osób, o których wiadomo, że utrzymują kontakt i stosunki z antysocjalistycznymi siłami w PRL. [...] Szczególnie należy zwracać uwagę na negatywno-wrogie środowiska z kręgów inteligencji, kultury i sztuki oraz z kręgów kościelnych. [...] Należy powstrzymać przemyt materiałów podżegających.
9 października
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Dlaczego myśl o Polsce w tak szczególny sposób chwyta za serce? Czy nie dlatego, [...] że jeszcze nie zapomnieliśmy, co my, Niemcy, uczyniliśmy temu krajowi? Czy bliskość może parzyć? [...] Oskarżenie brzmi: zbyt łatwo zamykamy usta tam, gdzie są komuniści, którzy mordują i zamykają, torturują i wysyłają do obozów. [...] Możliwe, że ciągle zalecane niezaangażowanie się jest dobrą zasadą dla rządzących i bankierów. Naszą sprawą, inteligencji, główną zasadą naszego życia zawsze było i musi pozostać zaangażowanie.
1 stycznia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.