[...] nie wiem znowu, czy metody [stosowane w śledztwie] były prawidłowe czy nieprawidłowe, wiem, że były najogólniej rzecz biorąc nieprzyjemne. Ja myślę tutaj i o krzyku, i o próbach wywierania presji przez groźby, rozmaitego zresztą rodzaju [...], że jeżeli nie udzielę bardzo szczegółowych informacji o wszystkich osobach, które przychodziły do mnie do domu, to będzie przesłuchiwana na tę okoliczność moja rodzina, w szczególności moja wówczas 87-letnia, obecnie nieżyjąca już babka, przy czym to stwierdzenie opatrywano takim komentarzem: „Pani wie, osoby starsze na ogół bywają chore na serce, pani rozumie, że przesłuchanie jest wielkim przeżyciem, to może się skończyć tragicznie”.
[...] bardzo często zdarzały się sytuacje takie, w których niesłychanie gruntownie zajmowano się moim życiem osobistym, niemającym zresztą nic wspólnego ze sprawą. Stosowano na bardzo dużą skalę blef, który być może jest metodą śledczą najzupełniej prawidłową, ale w momencie, kiedy ktoś jest odizolowany od wszelkich innych źródeł informacji i jedynym jego źródłem informacji są osoby, z którymi się styka na codziennych przesłuchaniach, to jest rzecz bardzo irytująca.
13 lutego
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.