Powołanie Daszyńskiego na premiera gabinetu podziałało jak grom nie tylko na polityków stronnictw narodowych, ale także na szerokie rzesze mieszkańców stolicy. Zwołaliśmy natychmiast wielki wiec obywatelski na 15 listopada do wielkiej sali Muzeum Przemysłu i Handlu w Warszawie, który dał pobudkę do żywiołowej manifestacji narodowej całej Warszawy i protestu przeciwko wpływom socjalistycznym i komunistycznym. Byli na nim także przedstawiciele Wielkopolski i Pomorza, Śląska i Galicji, wszyscy przejęci jedną myślą i żądaniem równych praw dla wszystkich „w wolnej, wyśnionej i wypłakanej Polsce”.
Jako pierwszy mówca na wiecu przedstawiłem stan sprawy polskiej w kraju i za granicą, niebezpieczeństwo sprowokowania koalicji zachodniej, konieczność powołania do rządu męża zaufania strony zwycięskiej — przemawiali następnie Joachim Bartoszewicz, Władysław Seyda, Korfanty, ks. Pośpiech (Śląsk), Łaszewski (Pomorze). Wszyscy protestowali przeciwko próbie narzucenia narodowi samozwańczych rządów, żądali utworzenia Rządu Narodowego, armii narodowej, zbrojnej pomocy dla Lwowa.
Warszawa, 15 listopada
Stanisław Głąbiński, Wspomnienia polityczne, Pelplin 1939.
W najbliższą niedzielę, 17 listopada, odbyła się na ulicach Warszawy wielka manifestacja narodowa z pochodem tłumów, odbyły się nabożeństwa we wszystkich kościołach z odpowiednimi kazaniami i liczne wiece Demokracji Narodowej, Odrodzenia Narodowego, Narodowego Związku Robotniczego, wszystkie pod hasłem rządu „istotnie narodowego”, utworzenia armii i zniesienia partyjnych „bojówek wojskowych”, zawarcia przymierza z koalicją zachodnią. Tłumnym wołaniom w pochodzie przez Warszawę: „Niech żyje Rząd Narodowy”, „Niech żyje” Dmowski, Korfanty i inni przedstawiciele obozu narodowego, „Precz z Daszyńskim” itp. nie było końca. Wrażenie pochodu było niezmiernie silne. Nikt nie odważył się stanąć w obronie kandydatów socjalistycznych, nigdzie nie słyszano głosów przeciwnych.
Warszawa, 17 listopada
Stanisław Głąbiński, Wspomnienia polityczne, Pelplin 1939.
Europa po wojnie dowiedziała się, że nie może już tyle pieniędzy z innych części świata ściągać, a jak się dziś okazuje z roku na rok jest gorzej.
Więc, jeśli ta część świata, w której my żyjemy, ubożeje, idzie na dziady, to trudno, żebyśmy mogli się bardzo bogacić. […]
Jeśli chcemy, żebyśmy w tym okresie, w którym Europa schodzi na dziady, nie zeszli już na najgorsze dziady, bo należymy do najuboższych narodów w Europie, żebyśmy nie zostali już zupełnie żebrakami i bankrutami, to trzeba zwiększyć u nas ilość pracy i zrobić ją bardziej skuteczną. Trzeba uczyć ludzi, jak pracować, żeby jak najwięcej owoców z niej było. To jest pierwsza rzecz.
Druga rzecz, to wobec tego, że jesteśmy narodem bez kapitału, bez gotówki, konieczną jest oszczędność. To nie jest przyjemna rzecz w narodzie, który lubi użyć, a jeszcze najwięcej lubi wydać na pokazanie się. Bo Polacy zawsze wydają więcej pieniędzy na pokazanie się niż na użycie. My jesteśmy narodem, który myśli nie o tym, czym jesteśmy, ale za co nas uważają. […]
Jeśli chcemy na swej ziemi być gospodarzami, żeby ziemia była dla nas, nie dla obcych, to w tych ciężkich czasach trzeba podjąć stare zasady: praca i oszczędność, popieranie własnego przemysłu, walka przeciw obcemu handlowi.
Warszawa, 18 października
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
[...] tyle mówimy o kryzysie kapitalizmu i pod egidą konserwatywnego „Słowa” przemycamy tak rewolucyjne recenzje – że endecy niedawno na uniwersytecie wydali ulotkę, gdzie mówią o zgniłym kapitalizmie (przy czym pointa jest taka: wszystkiemu winni Żydzi). Właśnie dzisiaj pójdę na wiec wszechpolaków trochę się z nich ponabijać – jedyna kulturalna rozrywka.
Wilno, 15 października
Czesław Miłosz, Jaroslaw Iwaszkiewicz, Portret podwójny, Warszawa 2011, cyt. za: Hanna Antos, Polska Czesława Miłosza, „Karta” nr 69, 2011.