W południe na godz. 13.30 wezwał mnie do Biura Prasy Preis i oznajmił kurz und bünding, że otrzymałem dymisję. Takie polecenie wydali mu nasi z Moskwy. Polecono mi przekazanie kierownictwa redakcji Michałowi Radgowskiemu. Tak więc koniec? W ten sposób po prawie czteroletniej pracy w „Polityce” żegnam się z pismem, które stworzyłem i w które włożyłem sporo serca i energii. Nie przychodzi mi łatwo żegnanie się z tygodnikiem, który w ostatnim okresie jest najlepszy w kraju. Przypuszczam – wynika to z rozmowy z Preisem – że decyzję spowodowały przede wszystkim komentarze prasy zagranicznej, choć nie jest to przecież moja wina. Wielka jednak musi być na mnie złość, skoro zdecydowano się na ten krok, mimo że pierwotnie decyzję odłożono. Obawiam się, że po powrocie do kraju zaczną mnie męczyć i zarzucać mi, że jestem odpowiedzialny za to, iż sprawa stała się znana na Zachodzie.
Warszawa, 23 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W związku z zakomunikowaniem mi dnia 23 XI br. przez z-cę kierownika Biura Prasy KC decyzji o zdjęciu mnie ze stanowiska redaktora naczelnego „Polityki” pragnę złożyć na Wasze ręce następujące oświadczenie.
[...]
Na przestrzeni ostatnich czterech lat ze wszystkich sił starałem się realizować politykę partii, zarówno jako publicysta, redaktor, jak i przewodniczący SDP. [...] Nie mogę przyjąć zarzutu zawartego w liście tow. Starewicza, że redakcja, a więc i ja, sprzeniewierzyła się zobowiązaniom złożonym Wam w sprawie kierunku pisma. Jest to zarzut najpoważniejszy i krzywdzący. [...] Gdybym posiadał jakiekolwiek poważniejsze zastrzeżenia wobec linii politycznej partii, to warunki, w jakich zostałem zdjęty z zajmowanego stanowiska, przyjąłbym bez oporów. Rzecz jednak w tym, iż takich zastrzeżeń nie posiadałem i nie posiadam. Jestem przekonany, że istnieje duża ilość dowodów świadczących o tym, iż nie mogę zrozumieć przyczyn, które sprawiły, że zostałem potraktowany jak wrzód, który trzeba natychmiast usunąć, wyciąć z całą bezwzględnością. A tak właśnie zostałem potraktowany. 4 XI br. został napisany list do redakcji „Polityki”, zawierający cały szereg poważnych zarzutów natury politycznej, zostali już zaproponowani następcy na moje stanowisko, ale nie było czasu na odbycie rozmowy ze mną, tak jakbym nie był człowiekiem, lecz jakimś martwym przedmiotem. [...]
Oto tyle, ile pragnąłem do Was napisać. Napisałem to, co czuję. Czy zganicie mnie za ten list, za jego treść? Nie wiem. Nie kierowałem się taktycznymi względami.
Warszawa, 25 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Udał nam się bal w „Polityce”. Moi koledzy i ja byliśmy w szampańskich nastrojach. Kryzys mamy za sobą i jesteśmy dobrej myśli. Przestały nas dręczyć zmory i towarzysze. Świat wydaje się piękny. Jeśli znowu nie dojdzie do jakiegoś trzęsienia ziemi. Mój gabinet zamienił się w salę balową. Lubię to miejsce. Lubią też moi koledzy, którzy bardzo często, zwłaszcza jak mnie nie ma, traktują gabinet jak swój własny. Nie bawiliśmy się tylko we własnym gronie. Cała chmara STS-owców zwaliła się nam na głowę. Były piękne dziewczyny. m.in. Ela Czyżewska, która niedawno debiutowała na prawdziwej scenie. Nikt się nie upił, żadnych awantur nie było.
Co ten rok przyniesie światu i Polsce? Pewne jest jedynie to, że trwać będzie współzawodnictwo między socjalizmem i kapitalizmem, a my w Polsce będziemy przezwyciężać trudności, jakie pojawiają się na drodze budowy socjalizmu. A co nas czeka? Nowy kryzys?
Warszawa, 2 stycznia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.