Wincenty Witos, poseł:
Wysoki Sejmie!
Z prawdziwą przyjemnością przychodzi mi zabrać po raz pierwszy głos w tej Izbie, celem poparcia petycji, wniesionej przez proboszcza Szynwałdu ks. Siemieńskiego w sprawie udzielenia pomocy kraju na dokończenie i wewnętrzne urządzenie szkoły gospodyń wiejskich, utworzyć się mającej w roku przyszłym w Szynwałdzie.
Dziś wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nasze kobiety w kraju na wskroś rolniczym, jakim nasz jest, nie dorosły do zadania, jakie na nie spada, jako na przyszłe i teraźniejsze gospodynie, o których się mówi, że trzy węgły domu trzymają. A ze smutkiem tu przyznać potrzeba, że w niejednym wypadku jednego węgła utrzymać nie potrafią, ponieważ trudno jest otrzymać wykształcenie w tym względzie skutkiem małej ilości szkół tego rodzaju i wielkiej odległości tychże.
Dlatego koniecznym jest utworzenie nowych szkół w różnych częściach kraju. Myśl tę pojąć i w czyn wprowadzić usiłuje proboszcz Szynwałdu. Człowiek ten pracuje bez rozgłosu, którego zasadą jest: nic dla siebie, wszystko dla drugich, odmawiający sobie najprymitywniejszych potrzeb ludzkich i pracujący z wysiłkiem, przechodzącym nieraz siły ludzkie.
Zwraca się on do Wysokiego Sejmu z prośbą o udzielenie materialnego poparcia instytucji, z której nasze włościaństwo prawdziwą pomoc mieć będzie mogło; zwraca się po raz wtóry, bo w zeszłym roku prośby jego nie uwzględniono.
Z tych powodów proszę o łaskawe uwzględnienie tej petycji w jak najszerszej mierze.
(Brawa)
Lwów, Galicja, 19 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Zabierając głos w tej Wysokiej Izbie przy ogólnej dyskusji budżetowej, nie mam wcale zamiaru puszczać się na szerokie wody wielkiej polityki.
[...]
Zapisałem się do głosu także nie dlatego, ażebym tu miał komuś zaimponować, ponieważ wiem doskonale, że mowa moja pośród wywodów tak świetnych mówców, którzy tu przemawiali, będzie wyglądać jak rozczochrana wieśniaczka przy eleganckiej miejskiej panience. (Wesołość)
Jako włościanin, pragnę jedynie zwrócić uwagę Wysokiego Sejmu na krzywdy i żądania tych szerokich mas ludności, których tu jesteśmy przedstawicielami. Pomimo że nie posiadam obrotnego języka i talentu oratorskiego, jakim się tu inni odznaczają, zapisałem się do głosu jako żywy świadek i okaz nędzy galicyjskiego chłopa. Przemówienie więc moje będzie się obracało koło codziennego szarego i niezmiennego życia naszego chłopa, naszego włościanina. Dziś nikt temu nie zaprzeczy, że podstawą wszelkiego postępu i dobrobytu jest oświata.
(Brawo)
Widzimy jednak, że w kraju naszym znajdują się jeszcze tysiące gmin, tysiące wiosek, które bodaj jednoklasowej szkółki nie posiadają, istniejące zaś szkoły nasze po 40-letnim istnieniu nie potrafiły w wielu miejscowościach doprowadzić do tego, ażeby tego chłopa nauczyć, iż jest nie tylko chłopem, ale i Polakiem.
Lwów, 27 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Jakkolwiek JE. Namiestnik zaznaczył, że na wszystkie klęski, jakie nawiedziły nasz kraj, nie wystarczy pieniędzy, to jednak zaznaczyć tu wypada, że obowiązkiem jest państwa i kraju podtrzymywać egzystencję tych, którzy zawsze stanowią jego podstawę.
Rolnictwo nasze doznało w tym roku tak ogromnej klęski, że ta klęska odbije się aż za kilka lat w przyszłości. Rok obecny zaznaczył się nie tylko kilkakrotnymi wylewami jednych i tych samych rzek, lecz prócz tego także długotrwałymi ulewami i deszczami, które zniszczyły zboże, ziemniaki i inne ziemiopłody, jak również paszę dla bydła.
Kilkutygodniowe bezustanne deszcze spowodowały i to, że pierwsze pokosy zostały przez żywy inwentarz spasione. Pokosy zaś drugie wypadły tak mizernie, że dziś znajdujemy się wobec położenia smutnego, iż trudno będzie obecny inwentarz wyzimować. Oprócz tego, wskutek długotrwałych słot, słoma z wszelkiego zboża zgniła i zbutwiała do tego stopnia, że zupełnie stała się na paszę nieprzydatną. Były okolice, w których ta słoma nawet w polu pozostawioną została. W innych okolicach zbiór owsa przeciągnął się nawet do października. Więc słomy tej użyć na paszę jest czystym niepodobieństwem.
JE. Namiestnik zauważył, że za wiele nie można żądać, gdyż dano także 420 wagonów soli na poprawkę paszy Ja ośmielam się twierdzić, że to za mało. [...]
JE. Namiestnik zaznaczył, że tu nie można się spodziewać wielkiej sumy, gdyż w tym roku właśnie prawie żadnej roboty dla włościan rząd mieć nie będzie, więc i ta suma przepadnie.
Tu także byłoby pożądanym, ażeby nie tylko temu ludowi dać chwilową jałmużnę, dać mu teraz chwilową zapomogę, ale ażeby uchronić go w przyszłości od szkód sprawionych przez wylewy i słoty, i rzucić pewną sumę na uregulowanie rzeczułek wylewających rokrocznie.
Spodziewamy się, że Wysoki Sejm i rząd w przeświadczeniu, że ratując to rolnictwo nasze, ratuje tę podstawę kraju, bez której się obejść nie mogą, dołoży wszelkich stara(c), ażeby przynajmniej choć w części tę elementarną klęskę załagodzić.
Lwów, 27 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Niezaprzeczoną jest rzeczą, że hodowla bydła jest jedną z najważniejszych gałęzi gospodarstwa w naszym kraju, gałęzią, która bądź co bądź jeszcze najlepsze zyski naszemu włościaninowi przynosi. Również zaprzeczyć się nie da, że ta hodowla pozostawia wiele do życzenia i bydło nasze to zwykle liche, karłowate okazy, które nie zawsze te dochody przynoszą, jakieby przynieść powinny. Mimo to czuję się tu w obowiązku oświadczyć, że gwałtowne przewroty w tej gałęzi gospodarstwa więcej by nam przyniosły szkody niż pożytku, bo trzeba zauważyć, że przyczyną lichego wyglądu naszego bydła jest nie tyle rasa ile pasza a właściwie brak paszy. W miejscowościach o gruncie lichym i piaszczystym, gdzie rośnie tylko trawa tzw. psianka, na pastwiskach mokrych, gdzie zwykle rośnie albo nikła trawa, albo mech różnego rodzaju, trudno aby się tam chowało bydło rasy zagranicznej. Nawet na gruntach lepszych wskutek rozdrobnienia ich, trudno uchować lepsze gatunki bydła, bo te potrzebują i lepszej paszy i w większej ilości.
Lwów, Galicja, 3 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Jak tu już w ogólnej rozprawie nad budżetem zaznaczyłem, dotychczasowy system regulacyjny był bardzo wadliwy, bo zamiast przynieść korzyści ludności, najczęściej powodował żale bardzo uzasadnione. Regulacja prowadziła się zwykle w ten sposób, że wyrywano kawałkami i to, co zregulowano dziś, jutro woda zabierała, ażeby znów regulowano w innym miejscu z tym samym, co poprzednio skutkiem.
W najbliższej mojej okolicy, na Dunajcu, miałem czas obserwować te roboty, widziałem, całe to postępowanie i słuszne są narzekania ludności, które się ciągle potęgują. Regulacja ta nie oszczędzała nikogo i niczego, nie pytano się, czy dany grunt do kogo należy, czy go kto używa, zakładano tam faszyny, urządzano przejazdy a na protesty nie było żadnej odpowiedzi, były tylko ze strony inżynierów drwiny. Ludność z obawą wyglądała czasu, kiedy ma się odbyć regulacja za jej pieniądze. Zawiązywano tam spółki wodne na lewym brzegu Dunajca i wyduszano z ludności nawet po kilkadziesiąt koron z morga gruntu.
[...]
Regulacja ta ciągnie się bardzo długo – jak już zaznaczono, 40 lat za mało, ażeby zregulować jedną rzekę. Jeżeli się zauważy, że życie jednego pokolenia jest krótkie, to dopiero w drugim pokoleniu można się doczekać ukończenia regulacji jednej rzeki!
[...]
Musimy przecież uważać na to, ażeby ustawa, jakakolwiek jest, była prowadzona nie tylko z całą bezwzględnością, ale ażeby była prowadzona także na korzyść ludności. Wiemy, że regulacja kosztuje miliony, mamy więc prawo żądać, ażeby te miliony nie były wyrzucane. Wobec dotychczasowego systemu przy regulacji, musimy tu z naciskiem zaznaczyć, szczególnie my włościanie, że miliony te były rzucone w wodę [...].
Lwów, Galicja, 3 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Ponieważ sądzę, że już motywa samego wniosku dostatecznie udowodniły jego racjonalność, nie będę zabierał wiele czasu i ograniczę się do bardzo krótkiej przemowy.
Na linii kolei państwowej pomiędzy stacjami Tarnowem i Czarną znajduje się przystanek kolejowy Wola Rzędzińska, zamknięty zupełnie dla ruchu towarowego i osobowego. Ponieważ odległość pomiędzy tymi 2 stacjami wynosi 20 kilka kim. i gęsto jest obsadzoną ludnością rolniczą, a gminy tamtejsze stoją na wysokim stopniu kultury i rozwoju ekonomicznego, należące do powiatu politycznego Tarnów, stojąc w bardzo licznych stosunkach handlowych z miastem tamtejszym i z władzami, niesłychanie wielką przeszkodę mają mieszkańcy tamtejsi w tym, że mając obok siebie kolej muszą jeździć drogami gminnymi niejednokrotnie niemożliwymi, cały szereg kilometrów, gdy tymczasem przez rozszerzenie przystanku dla ruchu towarowego i osobowego mieliby na miejscu to, do czego muszą dążyć, jak już wspomniałem cały szereg kilometrów bardzo złymi drogami.
Ludność tamtejsza, zamieszkująca gminy Wola Rzędzińska, Wola Podgórska, Zaczarnie, Żukowice Stare, Żukowice Nowe i Jastrząbka Nowa jest wysoko pod względem ekonomicznym rozwinięta i rozwija się w bardzo szybkim tempie, sprowadza bardzo wiele sztucznych nawozów i różnych towarów do jej codziennego użytku potrzebnych. Pomimo próśb tych gmin pod adresem dyrekcji kolei państwowych w Krakowie wystosowanych dotąd otwarcie tego przystanku nie nastąpiło; dlatego też w myśl żądania tych gmin, w interesie publicznym dziesiątek tysięcy mieszkańców, obok kolei mieszkających mam dzisiaj zaszczyt prosić Wysoki Sejm o łaskawe przychylenie się do mego wniosku i o uwolnienie ubogiej ludności tamtejszej od kłopotów, na jakie do tego czasu jest narażona.
Upraszam więc!
Wysoki Sejm raczy uchwalić:
Wzywa się c.k. Rząd, ażeby w drodze właściwej spowodował otwarcie kolejowego przystanku Wola Rzędzińska dla ruchu osobowego i towarowego, a przez to uchronił ludność tamtejszą od straty czasu i od kłopotów, na jakie dotychczas była narażona.
Pod względem formalnym proszę o odesłanie mego wniosku do komisji kolejowej.
Lwów, Galicja, 23 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Czytając sprawozdanie komisji gospodarstwa krajowego o sprawozdaniu Wydziału Krajowego o melioracjach, musi się wyrazić prawdziwe zadowolenie, że sprawa ta tak ważna w dość szybkim postępuje tempie. Jednak to za mało, jeśli bowiem dziś zdarzy się w niektórych powiatach przejeżdżać nie tylko gościńcami ale i drożynami polnymi przez grunta włościańskie, to widzi się na nich niesłychanie nikłe zboże, mchy i różne porosty, rosnące zwykle na gruntach podmokłych o dzikiej kulturze. [...].
Osuszenie ich dotąd nie przyszło do skutku, a to z różnych powodów. Jedną z przeszkód są nasze urzędy administracyjne: starostowie. [...] Jeżeli widzimy błogie skutki zdrenowanych i zmeliorowanych gruntów, to przychodzimy do przekonania, na jakie szkody narażeni są mieszkańcy, jeśli starostwo pozwala, ażeby ich grunta, czekające na zdrenowanie leżały odłogiem, pomimo kilkakrotnej interwencji marszałka powiatu, księdza Żygulińskiego i łażenie bezustanne interesowanych do starostwa.
Jeżeli zaprzeczyć się nie da, że w niektórych okolicach jest niechęć włościaństwa do melioracji gruntów, jeżeli trafiają się wypadki, że włościaństwo samo, niebaczne na własną szkodę czyni trudności – to można by to usprawiedliwić nieświadomością rzeczy: ale jeżeli władza administracyjna, starostwo odwleka rzecz, która już dawno zrobiona być powinna i przyczynia się do tego, że tysiące morgów ziemi urodzajnej leży odłogiem – tego chyba usprawiedliwić nie można.
[...]
Jeżeli dziś przeważna część ludności uboższej wyjeżdża z kraju z braku chleba – to spytać się godzi, ile by to rąk mogłoby znaleźć zajęcie przy melioracjach, a nie pracować dla obcych, przez co nie tylko nie przynoszą krajowi pożytku, a przeciwnie szkodę, bo emigranci przynoszą demoralizację, która zaprzeczyć się nie da, coraz bardziej się szerzy.
[...]
Dlatego też żądaniem nie moim osobistym, ale żądaniem całego ogółu włościan dziś przekonanych o tym, że jeżeli chce się mieć grunt odwodniony, to potrzeba przede wszystkim zrobić miejsce tej wodzie, przekonali się o tym że dziś nie da się wodę sprowadzić balonami, ale tymi gruntami, na których się znajduje.
Lwów, 4 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Każdy podróżujący klasą 3-cią na pierwszy rzut oka musi zauważyć, że w wagonach tych kolei panuje straszliwe przepełnienie. Jest rzeczą wiadomą, że na tej linii, która prowadzi niemal przez kraj cały, podróżują nie tylko ludzie z Galicji, ale i z Bukowiny i zaboru rosyjskiego, przejeżdżający na Kraków do Prus i Ameryki, oraz do innych krajów Europy bliżej lub dalej położonych. W czasie, kiedy jest większa frekwencja wyjeżdżających, lub powracających, widzi się, że siedzą tam już nie ludzie z osobna, ale jakieś mrowisko ludzkie piętrzące się do połowy wagonów, a niejednokrotnie po samą powałę. Obserwując ten „skład ludzi i tłumoków" zdaje się, że same tłumoki się ruszają – a to ruszają się ludzie, którzy się z pod tych tłumoków wydobywają. Nie mając miejsca na ławach, kładą się jeden na drugim, nie mogąc po niesłychanie męczącej, nieraz kilkanaście dni trwającej podróży, choćby cokolwiek odpocząć i pokrzepić snem, którego od kilku dni nie zażyli.
Czytałem przed kilku dniami w dziennikach krajowych, że rząd, zamiast przysporzyć wagonów, a tym samym ułatwić i udogodnić podróż tym, którzy muszą szukać chleba poza granicami kraju, myśli umniejszyć liczbę wagonów, a więc spowodować ścisk jeszcze większy niż był dotąd. Przychodzi więc na myśl, że ci łaknący chleba będą jeszcze bardziej poniewierani, i ten chleb przyjdzie im z większą jeszcze trudnością i jeszcze bardziej będą na kolejach za swoje pieniądze maltretowani.
[...]
Oprócz ciasnoty panuje brud i brak bodaj prymitywnych porządków, a w dodatku brak światła. Gdyby się miało najlepsze oczy i druk dość gruby – nikt nie potrafi bodaj kilku wierszy przeczytać, aby sobie w ten sposób nieco czas podróży uprzyjemnić. Brak światła odczuwać się daje szczególnie w wagonach 3 klasy, gdzie jeśli nie panuje zupełna ciemność, to światło jest tak mizerne że człowiek widzi zaledwie tyle, ile potrzeba, aby sobie nosa nie przetrącić. Niesłychany także jest brak opału, (p. Tertil: albo nadmiar.) szczególnie przejeżdżając 3 klasą, trzeba doskonale tupać nogami, ażeby nie przyjechać do Lwowa kaleką!
[...]
W innym jednak czasie jest wprost nie do wytrzymania w wagonie bodaj godzinę przebywać. Aby uprosić utworzenie jakiegoś przystanku kolejowego – na to potrzeba czekać latami, nawet przy poparciu Sejmu, a nawet zdarza się, że i on nie pomaga.
Lwów, Galicja, 7 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie.
W wielu miejscowościach naszego kraju wybuchła między bydłem i trzodą zaraza pyskowa, zwana pryszczycą. Zaraza ta sama przez się jest klęską powodującą bardzo przykre następstwa dla właścicieli i hodowców.
Zarządzenia, jakie z tej okazji poczyniono, stanowią klęskę nierównie większą od tamtej. Mianowicie tam, gdzie wybuchła zaraza poustawiano masę wart na wszystkich drogach do gminy i obszarów dworskich, przez co bardzo wiele rąk od pracy odjęto. W dalszym ciągu zabroniono wywozu nawozu na grunta bliższe i dalsze, co spowoduje niesłychanie zły stan urodzaju w roku przyszłym, a nadto obniża się wydatność gleby i dochodu z gruntów. Dalej zarządzenia te zabraniają wypędzania bydła na paszę, w czasie gdy pasza jest najobfitszą, co spowoduje, że pasza przysposobiona dla chudoby na zimę, zostanie obecnie użyta, a w późniejszym czasie grozi hodowcom bydła wyprzedaż po niskiej cenie, albo potrzeba dokupienia paszy po cenach bardzo wysokich. Mimo tych niekorzystnych warunków, urzędy podatkowe ze zwykłą sobie surowością ściągają podatki w gminach zarazą dotkniętych.
Ponieważ z powodów tu przytoczonych niemożliwym jest prawie uiszczenie podatków i innych danin przez rolników w gminach tą zarazą dotkniętych, wniosek mój dąży w tym kierunku, ażeby Wysoka Izba zechciała wejść w położenie rolników w powiatach zarazą dotkniętych i spowodowała, ażeby władze podatkowe zechciały na czas, póki zaraza nie zostanie stłumioną, nakazać wstrzymanie ściągania podatków, gdyż okazuje się to zupełnie niemożliwym.
Proszę więc o przyjęcie nagłości mego wniosku, a pod względem formalnym proszę o odesłanie go do komisji podatkowej.
Lwów, Galicja, 6 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoka Izbo!
[...]
Myszy pojawiły się w zachodnich powiatach kraju w takiej ilości, że istnieje uzasadniona obawa, iż wszystko na polach zjedzone zostanie.
Gdyby w powiatach wschodnich była tak wielka moc myszy, co w Galicji zachodniej, musielibyśmy mieć uzasadnioną nadzieję, że klęska myszy dojdzie do granic niebywałych i że w przyszłym roku nieurodzaj będzie zupełny, jeżeli rychło nie chwycą silne mrozy i nie wyniszczą zawczasu myszy.
Dlatego z uznaniem powitać musimy wniosek, który został postawiony przez członka tamtej strony Izby, tj. przez posła miejskiego.
(Głosy: wiejskiego.)
(P. Merunowicz: ja jestem posłem wiejskim.)
Marszałek: Niech się Panowie o to nie sprzeczają, chodzi tu zresztą tylko o jedną literę.
(Wesołość)
P. Witos: Nie wiedziałem, że p. Merunowicz jest posłem kurii wiejskiej, ale najzupełniej popieram nagłość tego wniosku i proszę, by pomoc wobec grożącej klęski przyszła jak najrychlej.
Lwów, Galicja, 6 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
W sprawozdaniu komisji szkolnej przewija się znowu cały szereg cyfr i numerów, którymi są zaopatrzone petycje nauczycieli, więc zastanowić się nam wypada, co kryje się za tym, co spowodowało tych ludzi do wniesienia tych petycji, aby w drodze łaski uzyskać to, czego w drodze ustawy uzyskać nie mogą, co w ogóle kryje się za tym wszystkim.
W sprawozdaniu komisji jest powiedziane, że nauczyciele i nauczycielki, a więc ludzie, którzy mają nam wychować i przysposobić przyszłe społeczeństwo, którzy mają przysposobić krajowi obywateli, proszą o przyznanie im w drodze łaski większego kawałka chleba.
[...]
Nie wiem czy człowiek głodny potrafi myśleć o ideałach, o czymś wznioślejszym, jeżeli nie o głodzie, który mu zawsze dokucza i nie wiem, czy należy pozostawiać w przykrym położeniu tych, którym kraj powierzył swą młodzież, a więc przyszłość społeczeństwa, przyszłość narodu.
Ale nie tylko nad tym chlebem powszednim zastanowić się nam należało, ale rozpatrzeć także, w jakich warunkach ci nauczyciele pracują, gdzie mieszkają, zastanowić by się nam należało także i nad higieną i nad ich zdrowiem.
Ludzie ci mają wychowywać naród, a w wielu wypadkach nie są w możności tego uczynić z powodu lichego, nieodpowiedniego pomieszczenia szkoły. Jest zupełnie usprawiedliwionym przysłowie, że w silnym ciele silny duch mieszka. Jeżeli by się to miało zastosować do nauczycieli, to niezawodnie w tych słabych ciałach mieszkać musi i słaby duch. W bardzo wielu wypadkach zbytnie obciążenie pracą, liche odżywianie się, złe i niehigieniczne mieszkanie uniemożliwia nauczycielom skuteczną pracę.
[...]
Jeżeli najpierw weźmiemy to, iż w wielu gminach, o których sprawozdanie powiada, że posiadają szkoły, znajdują się tylko chałupy będące siedliskami zarazy, domki, które uległy grzybowi, rudery, które nadają się raczej na stajnie aniżeli na szkoły, to zrozumiemy, że w takich norach mieszczących nieraz po paręset dzieci praca nauczyciela, przebywającego tam po kilka godzin dziennie, nie może być wydatną i Rada Szkolna Krajowa nie zdoła nas przekonać, że rzecz przestawia się inaczej. Nadto pracę nauczycieli utrudniają bardzo wielkie okręgi szkolne. W miesiącach zimowych podczas śniegów w okolicach mających bardzo lichą komunikację 1/3 część dzieci do szkoły zapisanych, nie mówię już o obowiązanych do nauki szkolnej, nie uczęszcza do szkoły, bo uczęszczać nie może. Nie każdy bowiem może sobie pozwolić na to, aby dzieci odwoził saniami, a znowu dziecko w wieku szkolnym nie może w zimie po śniegu i podczas zawieruchy maszerować po kilka kilometrów do szkoły. Te cyfry w sprawozdaniu komisji wymownie mówią o tym, że zanadto mało zwraca się uwagi na tych, którzy powinni być dobrze sytuowani. Jednakże chcąc od nauczycieli dużo żądać, trzeba im dać tyle, by z nich nie robić niezadowolonych, ale takich którzy by wiedzieli, że pracę ich się należycie wynagradza, tak by należycie obowiązki swoje spełniać mogli.
Lwów, Galicja, 12 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wasza Ekscelencjo Panie Marszałku!
Jeszcze w dniu 3 bm. wniosłem razem z towarzyszami wniosek nagły, żądający wstrzymania egzekucji podatków w gminach i powiatach zarazą dotkniętych. JE. P. Marszałkowi zapewne to jest wiadomym. Mimo to do tego czasu wniosek ten nie przyszedł pod obrady, egzekutorzy jednak podatkowi z całą bezwzględnością grasują po wsiach i ściągają podatki mimo to, iż w czasie tym z powodu zamknięcia jarmarków uniemożliwionym zostało zdobycie przez kontrybuentów w jakikolwiek sposób grosza.
Wobec tego, iż sprawa ta jest niesłychanie nagłą i niecierpiąca zwłoki, bo jeżeli egzekucja w ten sposób jak dotąd z całą bezwzględnością będzie prowadzona, to narazi kontrybuentów na nieobliczalne straty, prosiłbym, ażeby JE. P. Marszalek, jeżeli uważałby za rzecz zbędną postawienie w najbliższym czasie na porządku dziennymi tego wniosku, w drodze właściwej zechciał zwrócić się do JE. P. Namiestnika, aby tenże spowodował wstrzymanie tej egzekucji.
Lwów, Galicja, 3 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Po zeszłorocznej klęsce ulewnych deszczów nawiedziła kraj nasz w r. 1913 nadzwyczajna katastrofa, niepamiętna od r. 1813. Ulewne deszcze, które trwały od końca kwietnia do połowy września i zniszczyły plony we wszystkich powiatach kraju, tudzież kilkakrotne wylewy rzek spowodowały ruinę rolników, która z ogólną depresją ekonomiczną dotknęła także mieszkańców miast. [...] Wprawdzie rząd przyszedł już krajowi z pewną pomocą w powyższym kierunku, ale pomoc ta jest niedostateczną i nie odpowiada rozmiarowi katastrofy. Potrzeba mianowicie wydatniejszych zapomóg na wyżywienie ludności i przezimowanie inwentarza, na zakupno nasion pod zasiewy jare, na naprawę dróg, robót regulacyjnych i melioracyjnych, a przede wszystkim taniego kredytu dla ratowania gospodarstw. Zachodzi też nieodzowna potrzeba ustalenia licznych usuwisk, które się potworzyły w kraju, zdeformowały i zabagniły grunta, oraz uszkodziły budynki. Komisja parlamentarna Koła Polskiego zażądała od rządu takiej pomocy dla kraju, jakiej udzieliło państwo kilkunastu powiatom południowotyrolskim po powodzi w r. 1882, i przy tym żądaniu powinien także Wysoki Sejm obstawać.
Lwów, dnia 5 grudnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Gospodarka prowadzona przez państwo, doprowadziła do tego, że jest milion ludzi (bo w miliony to idzie), którzy nie mają tego, co koniecznie państwo im dać powinno, tj. chleba. Państwo, które powinno się wstydzić, jeżeli tak jest a nie inaczej, które powinno się postarać o to, aby jednak ci obywatele mieli przynajmniej co do ust włożyć, uważa za stosowne zaprzeć wrota do innego kraju, uważa za stosowne zatrzymać ich tutaj, nie zadając sobie pytania, jakie z tych zarządzeń będą skutki na przyszłość.
[...]
Nie wiem, czy jest wskazane, aby rząd budował tę wielką stodołę i nakrywał ją coraz silniej po to tylko, aby we wnętrzu była pusta, by po niej mogły tylko chyba latać wróble. Państwo austriackie, administracja dzisiejsza i cały stan tej gospodarki jest do tej pustej dobrze nakrytej stodoły podobny. Bo było dawniej, to jest i dzisiaj. Cała masa robotników, cała masa ludzi, którym nie idzie o co innego, tylko o to, by od śmierci głodowej ochronić rodziny, aby sprostać obowiązkom, zapłacić podatki i wszelkie daniny, oczekuje przed starostwami całymi tygodniami na to, aby na końcu usłyszeć odpowiedź: paszportu nie dostaniesz.
[...]
Wiadomo jednak, że emigracja płynie, że to jest wezbrana rzeka, której żadna tama nie zaprze, ale to też wiadome, że kto we właściwym kierunku nie pozwala jej płynąć, to zmusza ją do płynięcia w innym kierunku. Ludzie, nie dostając paszportów, mimo to emigrują, ale dostają się w ręce handlarzy tym ludzkim towarem, którzy ich tak w kraju jak i poza krajem obdzierają w sposób jak najgorzej przez nich praktykowany, w sposób najwstrętniejszy, albo też stają się oni pastwą tych ludzi w ten sposób, że zostają potem bez grosza przy duszy i tak do domu wracają.
[...]
Wychodząc z tych założeń, że emigracja i przenoszenie się z miejsca na miejsce jest każdemu obywatelowi dozwolone, że nastąpiło tylko zgwałcenie ustawy przez tych, którzy powinni je szanować, popierając nagłość wniosku, oznajmiamy, że za wnioskiem p. Starucha głosować będziemy. (Brawa i oklaski)
Lwów, Galicja, 21 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Gospodarka drogowa w ogóle w kraju, która idzie w tym kierunku, by nie tylko stworzyć, ale ulepszyć komunikację, bardzo wiele pozostawia do życzenia. Są drogi rozmaite pod zarządem różnych czynników znajdujące się, zacząwszy od dróg rządowych, a skończywszy na drogach gminnych tzw. II klasy, którym daremnie tę klasę nadano, ponieważ w tylu wypadkach drogi te nie są drogami. Trzeba powiedzieć, że jest tu bardzo dużo różnorodności, ale jest jedno, co je łączy, to, że wszystkie są kiepskie.
[...]
Przede wszystkim wspomnieć tu trzeba, że do niedawna rady powiatowe budowały tylko tzw. drogi marszałkowskie, które niejednokrotnie może odpowiadały intencjom jakichś tam obszarów dworskich, ale które były budowane w ten sposób, że omijały gminy najludniejsze i najbardziej tych dróg potrzebujące. Obecnie, kiedy przychodzi to ukrajowienie tych dróg, ten stan dotychczasowy nie zmienia się; zrzucono pewien ciężar z barek rad powiatowych i bardzo wiele gmin, jak dotychczas, pozbawionych będzie tego środka komunikacyjnego.
[...]
Przy tym zaznaczyć należy, że w wielu wypadkach i powiaty same niewiele w tym kierunku zrobiły. Jeśli mało zrobiły odnośnie do dróg powiatowych i gminnych pierwszej klasy, to co do dróg gminnych drugiej klasy, dróg, które są najwięcej, bo codziennie przez gminy używane, w bardzo wielu powiatach prawie nic nie zrobiło się.
[...]
Wprawdzie mamy znowu obietnice, że będzie lepiej, ale wiemy z doświadczenia, że obietnice bywały, są i będą, a stan taki pozostanie, jaki był dotychczas, o ile gospodarka pod tym względem na inne tory poprowadzoną nie zostanie.
[...]
Jeśli dziś rady powiatowe na liczne prośby odpowiadają, jeśli chcecie mieć drogę, to ją sobie budujcie, to wróćcie do prestacji, to macie panowie furtkę w ustawie gminnej, która pozwala na nałożenie ciężarów na gminy i to jest jedyny środek, ażeby gminy zmusić do budowania drogi. Wiemy, że te drogi marszałkowskie nie były budowane kosztem marszałków, że te drogi budowano kosztem powiatów. Jeżeli dziś woła się o inne drogi, które by służyły nie tylko pp. marszałkom, lustratorom itd., ale też i dla dobra powiatu, to wtenczas nie wolno mówić: budujcie sami, ale powinno być inne hasło użyte: Budujmy razem!
Lwów, Galicja, 26 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Emigracja jest jak się zdaje w Galicji zjawiskiem całkiem naturalnym, dotychczas jednakże nieuregulowanym. Na jedno zgadzają się wszyscy, a mianowicie, że emigrantów wypędza nędza; zgadzają się na to wszyscy ci, którzy nie stoją na stanowisku rządowym, na stanowisku uzyskania taniego robotnika, ale na stanowisku obywatelskim, które jest zdania, że należy samemu żyć i drugiemu żyć pozwolić.
[...]
[...] w emigracji są pewne rzeczy dobre a pewne rzeczy złe. Złem jest to, że najtęższe siły są zmuszone opuszczać kraj, wskutek czego wielu się demoralizuje, a dobrą rzeczą jest, że majątek w kraju się wzmaga, że wartość ziemi wzrasta i że majątek ten pozostaje nie tylko w rękach tych, którzy nań pracowali, ale i w rękach tych, którzy pracy tej nie dali. [...]
Padł tu może niezbyt wyraźnie ze strony rządu zarzut, że wielu jedzie za zarobkiem, ale wielu jedzie także i z tego powodu, że ma chęć przejechania się. Ja nie wiem, czy ludziom głodnym przychodzi co innego na myśl, aniżeli postarać się o to, ażeby zapełnić żołądek. Zdaje mi się, że to jest kardynalna zasada i trudno podejrzewać o kaprysy tego, który myśli o tym, ażeby pozbyć się tej najskrajniejszej nędzy. Jest rzeczą stwierdzoną, że jadą ludzie, którzy nie mają tu zajęcia, albo ci, którzy mają tu zajęcie licho płatne, a tam lepiej płatne. Jeśli więc emigracja przybrała tak znaczne rozmiary, a pomnaża majątek kraju, to chyba jest rzeczą całkiem naturalną, ażeby kraj i czynniki powołane skierowały je w właściwe koryto, ażeby tym ludziom ułatwić przejazd i pobyt.
Emigranci nie spoczywali ani nie spoczywają na różach. Jeśli już przepłynie ten emigrant ten ocean przeszkód, jaki się piętrzy w dostaniu legitymacji do podróży itd., to zaraz na pierwszej stacji spotykają go jak najgorsze niespodzianki. Dla nich bowiem są przeznaczone jak najgorsze wagony, w których bydło się przewozi. Ale i na te wagony muszą czekać godzinami, a nawet i dniami. W wagonach tych deszcz się leje, a co mniej wytrzymały musi parasol otwierać. To miałem sam sposobność nie dalej, jak w roku zeszłym na wiosnę w okolicy Tarnowa oglądać. Podłogi wagonu mokre, ludzie kryją się po kątach, ale i tam leje deszcz również przez pokrycie, jak i w miejscach, gdzie tego nie ma. Ale to wszystko było przeznaczone dla emigrantów, którzy gdzieindziej szukali pracy i chleba, bo to uczynić musieli! Jeżeli się potem weźmie na spytki tych, co tam byli, żeby zapracować na kawałek chleba, dochodzi się do przekonania, że ludzie ci pracują jak niewolnicy, że to są ci dawni pretorianie rzymscy, których popycha dozorca, nad którymi zaciąży brutalna łapa pruska, albo inna, że to są ludzie, którzy znoszą wszystko, byle zdobyć kawałek chleba dla siebie i rodziny.
Dlatego proszę panów, jeżeli dziś jest rzeczą przez wszystkich zrozumiałą, że ten opust nadmiaru sił roboczych jest konieczny, że ta emigracja jest konieczną; to chyba obowiązkiem władzy nie jest, aby stworzyć emigrację dziką, obowiązkiem władzy nie jest, aby oddawać ludzi w ręce hien, handlarzy ciałem ludzkim, przeciwnie rzeczą władzy jest to, aby ułatwić ten ruch, aby skierować go na tory właściwe, aby tych emigrantów otoczyć odpowiednią opieką.
Lwów, Galicja, 27 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Jak to już we wniosku samym wskazałem, na głównej linii kolejowej między stacjami Tarnowem a Czarną, znajduje się bardzo duża przestrzeń, na której nie ma żadnego przystanku. W okolicy tej są wsie bardzo liczne i bogate, dla których kolej, mimo że się w pobliżu znajduje, jest nie do użycia, ponieważ nie ma w bliskości żadnego przystanku. Starania tych gmin od lat dziesiątek prowadzone, pozostały bez skutku. Zarząd bowiem kolejowy czyni w tej mierze takie trudności, że one są dla tych gmin nie do pokonania. Żeby nareszcie uwzględniono to żądanie słuszne tych gmin, postawiłem ten wniosek, prosząc o jego przyjęcie.
Lwów, Galicja, 27 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Gdyby wniosek p. Cieńskiego był postawiony przez kogo innego, gdyby wyszedł ze strony demagogicznej, to przez rozmaite sfery inaczej byłby traktowany Jeśli ten wniosek wyszedł od p. Cieńskiego, to nie nazwie nikt p. Cieńskiego demagogiem, ale wszyscy uznają, że i tamtej stronie podobna gospodarka się sprzykrzyła. Za dużo mówiliśmy o tym, ale to jest materiał wprost nie do wyczerpania, to jest skarb, nad którym może się dyskusja przewlekać całymi dniami. Niestety może fatum jakieś nas ściga. Jesteśmy wiecznie w tym położeniu, że wyciągamy ręce do rządu, wołając: „ratuj", a wysoki rząd z gestem wielkopańskim odpowiada: ratuję, a kończy się na ratunku, który nigdy nie był pomyślny, na tym, żeby zebrać parę wagonów ziemniaków, albo by dostarczyć po parę kilo otręb dla bydła, a nadto te otręby miały taką przemieszkę, że były w nich wszystkie zawartości podobne do otręb, jakie tylko można sobie pomyśleć.
Jeżeli dopomóc do przezimowania bydła i w tym celu rozdziela się sól, to wysoki rząd uważał za stosowne najpierw ściągnąć należytość, a potem pobierać ją przez wójta od interesowanych, przy czym stwierdzić muszę, że ta sól, to ziemia taka, jaką mamy w gruncie, gdzie przynajmniej nie jest zanieczyszczona. I na to gmina płaciła furmanki i dawała pieniądze. Czy to jest zapomoga, czy to jest pasza treściwa, która miała doprowadzić do przezimowania inwentarza. Jeśli na naprawę dróg w powiecie np. tarnowskim, zapomoga na naprawę dróg, których jest 700 km, wynosi 5000 k, to może by rząd rozliczył, wiele wypada na kilometr. Zdaje się, że nie będzie na tyle kamienia, żeby można było psa uderzyć, jakby przechodnia atakował. (Wesołość)
W tym stanie rzeczy przyszła jeszcze jedna sprawa, która dopomogła do rozmiaru klęski. Egzekucja jest tak intensywnie prowadzoną, że wielu już i tak zbiedzonych, by im było lżej, pozbyło się kożucha. Jeśli to należy do akcji zapomogowej, to powiem, że rekord w tym względzie zrobiono. Dziś stwierdzić należy, że nie powinno się stać na fałszywym stanowisku, albo się mówi otwarcie, że niczego się nie macie spodziewać, albo jeśli przyrzeka się, to trzeba coś dać. Wodzenie na pokuszenie jest najgorsze i absolutnie ustać powinno. Przy tym wszystkim ludność była zmuszoną szukać zarobku. Zarobku nie znajdzie tu, bo rząd nie postarał się o budowle, jakkolwiek była uchwała Koła Polskiego, że wszelka akcja zapomogowa ma iść w tym kierunku, ażeby znaczną część funduszów oddano na budowle publiczne. Uchwała taka była, a widzimy, że była tylko na papierze i nie została w czyn wprowadzoną.
Jeśli zatem rozchodziło się o poratowanie majątku, to została droga poza kraj. A tu jest jeszcze jedna rzecz. Mamy kary, sypiące się po setki koron na osobnika, który poproszony przez kogoś nieumiejącego pisać napisał po kartę okrętową do agencji. Za to dostaje się po 500, 600 lub 700 k, a czasem po kilka tygodni więzienia śledczego. To także należy do akcji zapomogowej przez rząd ogromnie rozpowszechnionej. Jeśli więc poseł Cieński postawił ten wniosek, to jest silnym napiętnowaniem tej akcji przez rząd prowadzonej. I dlatego oświadczam, że za tym wnioskiem nie z całą gotowością, ale całą radością głosować będziemy.
Lwów, Galicja, 16 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Ze względu na stosunki zewnętrzne, ze względu na niesłychanie trudne położenie wewnętrzne, ze względu na zasługi pewnych osób zasiadających w obecnym rządzie, oświadczam, że stronnictwo nasze głosować będzie za wotum zaufania dla tego rządu. To jednak zupełnie nie zwalnia nas od rzeczowej i życzliwej krytyki postępowania obecnego rządu i od krytyki przeszłości. (Głosy: prosimy.)
Dzisiaj, niestety, w wielu wypadkach poddając refleksji i ocenie sposób postępowania poprzednich obcych, wrogich rządów i dzisiejszych, wielu ludzi przychodzi do tego przekonania: a jednak nic się nie zmieniło. Zmieniły się orzełki z dwugłowych na jednogłowe (Głos: bez korony!), bez korony i z koroną. Bardzo wielu z tych ludzi, którzy mieli i ciało, i duszę austriacką, albo duszę innego zaboru, z ludzi, którzy wysługiwali się obcym rządom, którzy nie tak dawno polowali na ordery, tytuły i pensję (Głosy: bardzo słusznie!), udawało przez dłuższy czas Polaków, Polaków niezwykle gorliwych, nie biorących niczego tak do serca jak przyszłość narodu, a jednak ci sami ludzie, dwa tygodnie przedtem, kiedy nie było jeszcze wiadomo czy Polska jako państwo powstanie, czy
Austria przestanie istnieć, zabraniali swoim podwładnym urzędnikom Polakom przemawiać po polsku, uważając to za zbrodnię. (Głosy na prawicy i w centrum: słuchajcie!) Jeżeli dzisiaj od tych ludzi, stojących na stanowiskach naczelnych i podrzędnych, zależeć ma regulowanie naszego życia i przyszłości, to musimy pod znakiem zapytania postawić naszą przyszłość, a co najmniej uporządkowanie naszych stosunków wewnętrznych. (Głosy: dużej miotły! Oczyścić!) Jeżeli ma się czyścić, to powinno się czyścić należycie. (Głosy: bardzo słusznie! Zacząć od góry! Od dołu! Od starostów!) Niektórzy panowie mówią, że powinno się zacząć od góry, inni, że od dołu, a inni jeszcze, że od starostów. Ja sądzę, że trzeba od razu zacząć od jednych, drugich i trzecich. Do kategorii tych urzędników należą oczywiście i ci wszyscy, których panowie wymienili. Nie mówię tego dla efektu, lub aby się wygadać, ale stwierdzam faktyczny i istotny stan rzeczy; ostrzegam, że w razie ich pozostawania wytworzyć się musi ferment niebezpieczny, który słabe podwaliny państwa wysoce naruszyć może. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Chcemy mieć ładną wieś polską i do tego dążymy, ale wiemy doskonale, że zanim akcja w tym kierunku doprowadzi do jakiegokolwiek rezultatu, to znaczna część ludności z poza [sic!] grobu jedynie patrzeć na to będzie. Ponieważ chcemy budować dla żywych, a nie dla umarłych, dlatego musielibyśmy za taką pomoc techniczną od razu serdecznie podziękować. (Głosy: dziękujemy!) Żądamy pomocy zupełnie innej i stoimy na stanowisku, że jakkolwiek państwo nie może w tej chwili wydawać sum wysokich, jednak musimy powiedzieć jasno i otwarcie, co państwo może robić, a nie może ono robić nic innego, jak starać się utrzymać przyszłość i utrwalić byt tej ludności w chwili, kiedy ludność ta została zrujnowana.
Dlatego też nasze stanowisko jest takie, że odbudowa musi być przeprowadzona na koszt państwa, a nie na koszt zrujnowanych wojną. Rzeczą rządu jest wchodzić w międzynarodowe układy, to nie mogą jednak czekać właściciele zrujnowanych gospodarstw i zrujnowane rodziny, bo to wszystko należy do rządu, należy do całości. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli mamy mówić jeszcze o stosunkach wewnętrznych, to trudno nie zwrócić uwagi na fakty, które w oczy wpadają. Powiedziałem, że polityki zagranicznej tykać nie będę. Ale chciałbym powiedzieć o tym, co się wewnątrz kraju dzieje, to jest o stosunku naszych władz do rozmaitych cudzoziemców szkodliwych, którzy dotąd na ziemiach polskich mieszkają i nie tylko są przez władze polskie tolerowani, ale bardzo często uprzywilejowani. (Głosy na prawicy: słuchajcie, słuchajcie!) Do tego czasu ogromna większość posterunków dawniejszej żandarmerii, dzisiejszej straży ziemskiej, obsadzona jest przez Rusinów. (Głosy: hańba!) Kierownicze posterunku obsadzone ludźmi, którzy teraz mszczą się w sposób bezprzykładny na ludności. Są przeważnie Ukraińcy i na każdym kroku to okazują. Komendantami wyższymi czy powiatowymi, czy stojącymi nawet na wyższych stanowiskach, są bardzo często ci Austriacy, którzy się dzisiaj przedzierzgnęli i przyoblekli w skórę Polaków, ci sami, którzy gdyby się jutro utworzyło inne jakieś państwo, z lekkim sercem poszliby do niego na służbę. I tu rozpoczyna się ta orgia nadużyć, nadużyć, jakie były za czasów dawnych rządów, a nawet nadużyć spotęgowanych. I tu my się musimy zwrócić do kierownika tego działu, pana ministra spraw wewnętrznych, ażeby zwrócił baczną uwagę na to, by w chwili gdy się prowadzi wojnę, ludzi należących do obcej narodowości nie dopuszczał do wyższych urzędów, gdyż to szkodzi państwu niesłychanie. Trudne jest do pojęcia i tylko w Polsce możliwe, żeby cudzoziemcy mieli możność piastowania urzędów. (Głosy na prawicy: nawet w wojsku!)
W naszym kraju dużo wybitnych stanowisk i znacznych majątków posiadają także Czesi, i z chwilą, kiedy Czesi dokonali zdradzieckiego napadu na Śląsk, z chwilą, kiedy w sposób zbójecki to zrobili, z tą samą chwilą właśnie nastąpił niesłychany rozgardiasz. Panowie starostowie, komisarze i rozmaici inni urzędnicy nie wiedzieli, co z tym robić: czy Czechów aresztować, czy internować, czy też otoczyć jeszcze lepszą opieką. W rezultacie nic nie zrobili.
Mamy dowody, że Czesi jak dawniej postępują, jak dawniej majątki robią i kpią w żywe oczy z nieudolności Polaków, a my się temu przypatrujemy z największą niezaradnością. Nie w celach odwetu, ale dla prostej ostrożności ludzi tych powinniśmy usunąć, gdy są oni szpiegami i pracują dla własnego narodu w sposób jak najlepszy, przygotowują materiały, które niezawodnie nie wyjdą nam na korzyść. Np. rozmaici wielcy panowie trzymają u siebie tych cudzoziemców jako nadleśnych, rządców itp. Czyż Polaków nie ma, by te zadania spełniali? I to najsmutniejsze, że na to wszyscy patrzą, tak jakby to zupełnie nikogo nie obchodziło. Są to rzeczy szkodliwe, ale rzeczy dowodzące, że administracja tak się rozlazła, że trzeba będzie jakoś ją skupić, że trzeba będzie ludziom przypomnieć obowiązek, a tych, którzy obowiązków swych nie spełniają, po prostu napędzić. (Brawa i oklaski)
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W ciężkim położeniu jest również kolejnictwo. Dzięki temu, że nasz wróg ustąpił tak szybko, zostało się trochę parku kolejowego, którym rozporządzamy. Jeśli do tej pory na wielu stacjach nie wprowadzono nawet biletów, jeśli urzędnicy – nie posądzam ich ale nie chciałbym, żeby mieli pokusy – wypisują sami bilety bez żadnej kontroli, nawet bez kalki na dowód, że bilet wydano, to nie wiadomo, czy pieniądze idą do kieszeni urzędników, czy do skarbu państwa. Również stwierdzić trzeba, że wysokość cen jazdy koleją, szczególnie w Królestwie Polskim, doszła do takiej niebywałej wysokości, że jeżdżą jedynie ci, którzy muszą, choćby to ich miało zrujnować, ludzie zaś, którzy by chcieli jechać nie dla przyjemności, lecz dla korzyści swojej i swojej rodziny, nie mogą kolei używać, bo jest za droga. Niejednokrotnie jest przepełnienie, ale bardzo często idą wagony próżne. Czy nie można by tych anormalnych stosunków uregulować?
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Gdy mówimy o poczcie, to się mówi o czymś, co określić trudno. (Wesołość). Poczta zaczyna się i kończy na skrzynce pocztowej i urzędniku, który siedzi w biurze, ale gdyby kto chciał nadać list lub telegram, może uczynić to ten tylko, komu na załatwieniu sprawy nie zależy. Dostajemy listy wysyłane przez pocztę polską. Ładna i przyjemna rzecz! Ale dostajemy listy z miejscowości oddalonej o parę mil - za parę tygodni. Jeśli wysyłamy jakiś telegram, to idzie taką samą droga, tak, że często ludzie pomagają sobie piechotą (wesołość), bo wiedzą, że to jest droga prędsza i pewniejsza. Czy to jest winą urzędników, czy całego aparatu, nie wiemy. Wiemy tylko, że istnieją anormalne stosunki, i to powinno być usunięte jak najprędzej. (Głosy: winien Arciszewski) Nie chcę odbywać sądu ani nad p. Arciszewskim, ani nad obecnym kierownikiem poczty. Chodzi mi o rzecz, a winowajcy niech sami to do siebie zastosują. (Brawa)
Wysyłanie listów i telegramów kosztuje. Dawniej mieliśmy kontrolę w postaci marek. Do dziś jednak rząd polski nie zdobył się na wprowadzenie marek (Głosy: ale marki już są). Chodzi nie o to, żeby były, ale żeby był z nich użytek. Poczta i telegraf kosztują, ale koszty te powinny się opłacać. W stosunkach austriackich opłacały się one, ale czy się obecnie opłacają, nie wiemy; to jednak wiemy, że wysyła się listy opłacone lecz bez marek i tylko od sumienności urzędnika zależy, czy te pieniądze da państwu czy weźmie sobie. Naszym życzeniem jest, by te nienormalne stosunki usunąć.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Aparat aprowizacyjny pozostawia bardzo wiele do życzenia (Głosy: ale chłopi z głodu umierają. Nie ma tego aparatu!) Słyszałem, że jest, a nawet mogę podać jego adres. Mówię o aparacie, a nie o żywności, bo i przy aparacie można także z głodu umrzeć. Trzeba mieć wzgląd na stosunki, w jakich się żyje, ale to, co się dotąd robiło, nie może być ani pochwalane ani w dalszym ciągu cierpiane. Wiemy, że do dziś jeszcze są ludzie gromadzący olbrzymie zapasy żywności, zboża i innych produktów, ale dowiadujemy się o tym dopiero z odbytych rewizji i ze skutków tych rewizji. Jeżeli chcemy nabyć poszczególne artykuły, czy to zboże, czy cukier, czy inne, zawsze je dostaniemy, jednak nie od urzędu aprowizacyjnego, lecz od tych, którzy aprowizacji nie prowadzą. Dostanie się je po cenach wygórowanych, paskarskich, które rujnują tego, który musi te towary nabyć, ale częstokroć ostatni grosz na to wydaje. Brak kontroli, brak zastosowania środków zapobiegawczych musiał doprowadzić do tych anormalnych stosunków, które powinny być jak najprędzej usunięte.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Polska na szczęście jest krajem, który posiada rozmaite materiały i minerały i to wszystko, co do życia jest potrzebne. Mamy obfitość węgla, ale mamy przy tym dziwne zjawisko, że węgiel jest w kopalniach, że mają go rozmaici handlarze, którzy biorą ceny paskarskie, a ludzie prywatni i instytucje tego węgla za żadną cenę dostać nie mogą. A tak jest szczególniej w Galicji. Szkoły tam stanęły. Młodzież rzucona na pastwę zdziczenia w czasie długiej wojny, teraz wskutek tej niezaradnej gospodarki znowu nie może się uczyć, i dalej dziczeje, bo szkoły musiano zamknąć z powodu braku opału. Sam dostałem listy w tej kwestii z rozmaitych okolic kraju, mówię tutaj o Galicji Zachodniej. Powinniśmy przeciw zastosować jakieś środki zaradcze, ludzie powinni poczuć rękę rządu, dotąd tego nie było, więc sądzę, że się to niezadługo poprawi.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Obecnie żyjemy w czasach ciężkich. Jesteśmy krajem złupionym przez obcych, państwem, prowadzącym wojnę, a więc mającym olbrzymie zapotrzebowanie, mimo tego musimy myśleć i o przyszłości. Stan jest rozpaczliwy. Ziemie zostały wyniszczone, zrujnowane i wyjałowione, zbiory przeszłoroczne nie tylko były liche, ale w wielu powiatach przepadły. Jeżeli zawczasu nie pomyślimy o środkach ratowniczych, jeżeli wcześniej nie wystaramy się o nasiona zdrowe, zdatne do siewu, to ogromne połacie kraju będą nie zasiane. Tego ludność sama sobie nie zrobi, tego nie zrobią towarzystwa, które tam pracują i są bardzo często jednostronne, ale to musi zainicjować i przeprowadzić rząd. Nie można wymagać rzeczy niezniszczalnych, ale można żądać tego, co w tej chwili jest rzeczą konieczną - a więc wewnętrzny rozdział ziarna, unikając separatyzmu dzielnicowego, powinien być pierwszym zadaniem rządu, który powinien mieć co do tego przygotowany materiał, powinien się dowiedzieć, ile jest morgów do obsiania tego zboża, ażeby wiedzieć, co z resztą zrobić. Zaczynając gospodarzyć u siebie, powinniśmy gospodarzyć dobrze, a to, co się dotąd robiło, nie jest gospodarką planową, nie może być cierpiane i prolongowane. W tym wypadku zdaje mi się, że rząd spełniłby swój obowiązek w sposób odpowiedni spełniając te życzenia, które nie są życzeniami naszymi, ale ogółu.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W imieniu Klubu Ludowego PSL „Piastowców" mam zaszczyt złożyć następującą deklarację:
Wchodząc do pierwszego sejmu polskiego jako przedstawiciele warstwy ludowej, wyrażamy przede wszystkim naszą niewypowiedzianą radość, że nam opatrzność dała doczekać tej wielkiej chwili, jaką dziś przeżywamy, kiedy rozdarte przez mocarstwa zaborcze państwo polskie zrasta się w jedną nierozdzielną organiczną całość, a Sejm obecny jest wyrazem tego zjednoczenia. Brutalni i butni rozbiorcy państwa polskiego leżą dziś pokonani lub rozbici, a na gruzach ich potęgi powstaje wolna Polska. Zbrodni rozbioru państwa polskiego naród polski nigdy nie uznał, a pierwszy Sejm Polski wskrzeszonej Rzeczypospolitej stwierdza uroczyście, że wszystkie rozbiory Polski były gwałtem, dokonanym przez chciwych i podstępnych wrogów na osłabionym chwilowo państwie polskim, gwałtem, który zemścił się krwawo na nich samych i całej Europie. Składamy głęboki hołd cieniom i duchom naszych bohaterów, którzy od dnia rozdarcia naszego państwa aż po dzisiejszą chwilę o państwową niepodległość Polski walczyli. Ta niezmierna radość, jaka przepełnia serca i dusze całego narodu, jest uczuciem górującym ponad wszystko, nawet ponad troski i gorycz z powodu męczarni i krwi, z jakiej wyłania się zjednoczona Rzeczpospolita Polska.
Jesteśmy gotowi poświęcić wszystkie nasze siły, krew, pracę i trudy, aby powstająca Rzeczpospolita Polska, której podwaliny będziemy zakładać, była mocna, trwała, potężna i niezniszczalna. Rękojmią jej mocy będzie to, że będzie ona republiką ludową i państwem pracy bo innym nasze państwo być nie może. Wytężymy nasze siły przede wszystkim w tym kierunku, aby złączyć wszystkie dzielnice i ziemie polskie w jedną nierozdzielną całość państwową z własnym wybrzeżem morskim. Państwo Polskie musi mieć te granice, jakie mu zakreślił trud walki i kulturalnej pracy naszych przodków. Z ludami bratnimi chcemy postawić i utrzymać nasz stosunek jak równi z równymi i wolni z wolnymi. Cudzych ziem i ludów zabierać nie chcemy, ale swoich i na zagładę nie oddamy. Nie damy sobie wydrzeć ani Lwowa ze Wschodnią Galicją, ani Śląska z Cieszynem, ani Orawy i ziemi Spiskiej, ani ziem polskich dawnego zaboru pruskiego z Poznaniem i Gdańskiem, ani naszych ziem wschodnich z Wilnem, jako nieoddzielnych części naszego państwowego organizmu. Żadnych krzywdzących układów w sprawie naszego terytorium i naszego ludu nie uznamy.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Żałować wypada, że sprawa całkiem materialnej natury przeszła zupełnie na grunt inny i niektórzy chcieli z niej zrobić rzekomą walkę przeciwko duchowieństwu a nawet religii prowadzoną.
Chciałbym oświadczyć w imieniu stronnictwa, do którego należę, a sądzę, że mogę to uczynić w imieniu innych włościan, że ci, którzy stawiali sprawę w ten sposób, jak mieliśmy sposobność słyszeć, nie myślą wcale o jakiejkolwiek walce z duchowieństwem, a tym mniej z Kościołem, albo z religią.
Sprawę tą stawiamy zupełnie osobno i nie chcielibyśmy, aby ci, w których interesie materialnym leży obrona, mieszali ją z czym innym. Nie ma najmniejszego powodu w tej chwili, aby walczyć z duchowieństwem na tym tle. Walka ta była, walka ta trwa może w mniejszej mierze, nie była jednak nigdy przez nas wywoływana i wywoływana nie będzie. Obrona nasza jest objawem całkiem naturalnym i nikt w tej Wysokiej Izbie nie może prawa obrony temu, kto jest napadnięty, odmówić.
Jeżeli ktokolwiek w tej chwili, wysnuwając wnioski z tej kampanii, jaka się prowadzi, chciałby czynić chłopu zarzuty, jakoby ten prowadził walkę z Kościołem katolickim, to by się grubo mylił, lub zupełnie świadomie sprawę fałszował. Co innego jest interes ziemski, interes materialny, a całkiem co innego interesy Kościoła i religii. Kościół i religię uważamy za rzecz nietykalną, do której nikt nie ma prawa się mieszać, ale nie możemy pozwolić na to, ażeby sprawy majątków pewnych osób utożsamiać z prawami Kościoła. My to rozróżniamy, i chcemy, aby w ten sposób i drudzy rozróżniali.
Warszawa, 25 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli chodzi dzisiaj o to, ażeby do pewnego stopnia zróżniczkować wartość rozmaitych klas – bynajmniej nie chcąc nikomu wyrządzić krzywdy lub obrazy – to panowie przyznają, że chłopi są dziś tą klasą, która najmniej się dała wypchnąć z dawnego koryta pracowitości. (Brawa). Pracują, jak pracowali. Nawet ci, którzy byli długo na wojnie, o ile powrócili przynajmniej z kawałkiem zdrowia, bo nie z całym, zaprzęgli się do roboty, nie pytając się, o której godzinie praca się zaczyna i o której się kończy. (Oklaski na prawicy i w centrum).
Rozumiemy doskonale, nie uwłaczając nikomu, że jeżeli mamy odrodzić państwo, jeżeli chodzi nam nie o to, aby stanąć na szczycie potęgi, ale aby egzystować i żyć, to największą dźwignią odrodzenia jest nim maximum pracy. (Brawa). Nie każdy może czyni to z idealnych pobudek, ale z pobudek konieczności, bo przyroda i stosunki zmuszają go do tego, że jeśli ten chłop chce egzystować i nie zginąć, to musi pracować, czyni, czynić to będzie i jeśli dzisiaj wraca do togo koryta pracy mrówczej, to mam nadzieję, że stamtąd ten przykład rozszerzy się na wszystkich. Nie mamy nic przeciwko temu, ażeby uregulować w sposób należyty byt robotnika. Prawa obywatelskie muszą być równe dla niego, byt jego musi być uregulowany i zabezpieczony, bo mu się to wszystko, jako równemu obywatelowi kraju należy.
Warszawa, 3 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W obliczu przyszłych doniosłych zadań, jakie czekają państwo i PSL, musimy wpoić w siebie przekonanie, że interesy jednostek muszą zejść na drugi plan wobec interesów państwa.
Z okresem pokojowej pracy musimy się zabrać do robienia porządków wewnętrznych. Kraj nasz jest mocno zaśmiecony. By uprzątnąć te śmieci trzeba dużej i mocnej miotły. Gruntownej reformy wymaga nasza administracja; jak najrychlejszej, jak najenergiczniejszej poprawy wymaga gospodarka skarbowa, bo dotąd w sprawach finansowych nie możemy wiązać końca z końcem. Jedną z wielkich reform, od których zależy przyszły rozwój państwa, jest reforma rolna.
PSL wysunęło jej projekt i ono ją w Sejmie przeprowadziło. Nie kierowało się przy tym pożądliwością ziemi, lecz w pierwszym rzędzie interesem państwa, którego szczęśliwą przyszłość można oprzeć tylko na chłopie, posiadającym dostatni warsztat pracy. Dzieło, przez nas podjęte, musimy doprowadzić do końca. Ziemię musi dostać ten, kto ją uprawić i utrzymać potrafi. Tylko przez rozumne i pełne wykonanie reformy rolnej utworzyć będziemy mogli najsilniejszy fundament państwa i przestaniemy sprowadzać do kraju zboże, bo znajdziemy je nawet na eksport, podczas gdy dziś do aprowizacji dopłacamy rocznie 17 miliardów marek.
Kraków, 3 kwietnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Na wstępie uważam za swój obowiązek wnieść przed całą Polską uroczysty i jak najwięcej energiczny protest przeciw zarzutowi, jakoby lud wiejski nie dbał o Ojczyznę i państwo, a miał na oku jedynie siebie i swoje egoistyczne interesy. Za święty obowiązek natomiast uważam stwierdzić, że lud ten wobec państwa, narodu i społeczeństwa obowiązki swoje spełnił w całości i zawsze je spełniać będzie. Toteż podsuwanie mu czynów, których nie popełnił i pobudek, którymi się nie kieruje, musimy uważać jako kalumnię, podłe oszczerstwo, na niczym nieoparte i z jak największym oburzeniem je odeprzeć. (Okrzyki oburzenia).
Imieniem Polskiego Stronnictwa Ludowego dziękuję Wam wszystkim, którzyście tu przybyli, nie żałując ani kosztów, ani trudów.
Przybyliście tu po to, ażeby ujawnić swoją wolę i pokazać swoją siłę. Wolę tę wypowiecie, a siła już jest ujawniona. Siła potrzebna na to, aby nie pozwolić gnębić siebie, aby stanąć w obronie praw, które się nam należą, praw nabytych, których nam nic wydrzeć nie zdoła.
Przybyliście, ażeby postawić tamę zamachom wstecznictwa i slużalstwu maskowanych rzekomych ludu przyjaciół, ażeby ślubować, że nie spoczniecie w walce i w pracy nad ufundowaniem Polski Ludowej i sprawiedliwości, że tępić będziecie wszelką anarchię i warcholstwo, a dążyć do wytworzenia jednolitego frontu ludowego. (Burzliwe długotrwale oklaski).
Przyszliście tu z całej Polski, aby rozumem i solidarnością zamanifestować, czym jesteście.
A z czym stąd macie odejść? Odejść macie z tym, że największym dobrem człowieka jest wolność i prawo. Bronić będziemy i obronimy naszą wolność i nikomu jej naruszyć nie pozwolimy. [...] Obroniliśmy państwo i dzisiaj z dumą możecie wy, jak i każdy Polak, powiedzieć, że jeśli Polska jest wolna, to nie jest to ani jałmużna, ani obcy dar, ale to jest nasza własna zasługa.
Rzeszów, 7 maja
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Ustrój państwowy niestety jest u nas poniewierany, osoby piastujące najwyższe godności, jak Naczelnik Państwa, który kimkolwiek on jest, powinien być otaczany należytą czcią, bywają z niej wyzuwane i traktowani na równi z bandytami i innymi tego rodzaju kategoriami ludzi. To częstokroć zakrawa na anarchię, a anarchia gorsza jest jak najgorszy porządek. Konstytucja nasza - to ściany i dach a wewnątrz pusty.
W teorii jesteśmy wszyscy równorzędnymi obywatelami, w praktyce niestety bywa inaczej. Nie chcę jednakże przez to powiedzieć, jakkolwiek jestem chłopem i wy zebrani nimi jesteście, że w Polsce jest tylko chłop i że chłop tylko może Polską rządzić z pominięciem inteligencji. Ale znowu błędem byłoby powiedzieć, że państwo może być rządzone bez włościan, którzy są tą realną podstawą, na której opiera się państwo, a którzy wedle statystyki stanowią 73 procent ogółu ludności w państwie. Tej olbrzymiej większości praw odbierać ani uszczuplać nie wolno. Wygłoszono kiedyś rozsądne zdania, że najwyższym dobrem każdego państwa jest praworządność. I na tym stanowisku stoi stronnictwo nasze i stać będzie. Jeżeli ktoś mówi, że my was podsycamy do gwałtu, do burzenia prawa, ten kłamie najohydniej.
Nam nie chodzi o własny interes, ale interes ogólny, który z naszym interesem stanowym jest związany. Interes stanowy myśmy z razu odrzucili, a mają go jeszcze na oku sfery arystokratyczne. Jako na olbrzymią większość w państwie, spada na włościan i odpowiedzialność za losy państwa. Ale każdy może tylko tyle ciężaru udźwignąć, na ile stać jego sił.
Ofiara dla państwa nie powinna być nigdy za wielką. Jeśliby ktoś twierdził, że na dzisiejszym kongresie wyciągamy pięść na jaki folwark czy stan, ten się myli. Niechajby ci, którzy po ulicach noszą tablice z oszczerczymi napisami, właściwymi wariatom, weszli do środka, a przekonaliby się, że tak nie jest. Utarło się zdanie, że wszystkiemu złu w Polsce winien chłop. Mnie się zarzuca, że nakupiłem sobie folwarków. Przyrzekłem swego czasu publicznie, że temu, kto mi choćby jeden taki folwark wskaże, podaruję wszystkie. Dotąd jednakże nie zgłosił się nikt, a one przecież na księżycu nie są. […]
Chcecie być obywatelami, chcącymi spełnić obowiązki wobec państwa? (Zebrani: chcemy je spełniać jak najsumienniej!). A zatem nie wolno wobec was stosować środków, jakie się stosuje wobec zwierząt. Nie chcemy nikogo uciemiężać, odbierać mu praw, ale musimy bronić praw własnych, a przeciw wszelkim na nie zamachom musimy stanowczo zaprotestować!
Poznań, 16 maja
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Los chciał, że zostałem przewodniczącym komisji rolnej w Sejmie Ustawodawczym i pod mym przewodnictwem uchwalono po długich i ciężkich walkach tzw. zasady reformy rolnej. Na podstawie tych zasad przeprowadzoną została następnie ustawa o wykonaniu reformy rolnej, która między innymi miała i tę wielką wadę, że... nie została wykonaną.
Rozsądni ludzie przyznają się i do swych błędów, po to, by je naprawić, toteż i ja zaznaczyć pragnę, że w samej już ustawie znalazły się błędy, ponadto zaś i poza ustawą znalazły się przeszkody, które uniemożliwiły jej wykonanie. Przeszkodą w wykonaniu tej ustawy byli i są w pierwszym rzędzie właściciele ziemscy, których majątki podpadają pod działalność ustawy, przeszkodą dalszą były zestarzałe przepisy, którymi się kierowały nasze sądy, a szczególnie Sąd Najwyższy, który stanął po stronie opornych właścicieli ziemskich, największą zaś przeszkodą były czynniki polityczne, stanowiące niemal połowę Sejmu Ustawodawczego, o które to czynniki oparli się właściciele ziemscy. Nie ma się też co łudzić: pewna część nawet rzekomych zwolenników reformy rolnej była i została w rzeczywistości jej przeciwną. Zaliczam do nich przede wszystkim socjalistów.
Socjaliści głośno oświadczali się za wprowadzeniem ustawy w życie, a w rzeczywistości współpracowali z tymi, którzy chcieli i dążyli do jej unicestwienia. [...]
Mnie zależało i zależy nie na tym, aby mieć ustawę leżącą na półce lub w archiwum, lecz by ona była wykonaną. W rozmyślaniu nad tym, jak tego dokonać, przyszedłem do przekonania, że wspomnianych przeszkód, niestety, nie zdołamy przełamać. Należało je więc usuwać, a przeto zawarcie umowy, dotyczącej zmiany ustawy i sposobu jej wykonania, z tymi, których dotychczas uważało się za przeciwników tej sprawy, miało, moim zdaniem, umożliwić i przyspieszyć jej wykonanie.
[...]
Zasady umowy zawartej między stronnictwami ósemki a nami, są szanownym zebranym znane. Czy prawda? Jeżeli tak, to zwalnia mnie to z obowiązku szczegółowego omawiania układu. Zaznaczam tylko, że gwarantuje on parcelowanie określonej ilości gruntu co roku przez lat 10 po 400 000 morgów, że nie podkopuje on naszej równowagi gospodarczej i nie niszczy produkcji rolnej, co nam poprzednio stale zarzucano. Układ daje dalej ludziom ubogim możność nabycia ziemi, albowiem wprowadza 35-letnią spłatę ceny jej nabycia, wprowadza różnicę ceny między ziemią w środkowej Polsce, a województwami kresowymi na wschodzie i zachodzie na korzyść tychże, bo ceny na ziemię tamtejszą ustalone są znacznie niższe, aniżeli w centrum państwa. Układ ma wreszcie za zadanie utrzymanie w rękach polskich ziem na kresach do Polaków należącej i zasilenie polskim zdrowym elementem tych połaci państwa. Podnoszą się jednak wątpliwości, rozdmuchiwane przez prasę i stronnictwa lewicowe, a także i przez niektóre czynniki z prawicy, a zwłaszcza przez tzw. konserwatystów krakowskich, że układ omawiany nie zostanie dotrzymany.
My układu dotrzymamy; czy inni nas nie oszukają, nie wiemy; może tak, może nie. Ale wiedzcie o tym, że stronnictwo wchodzące w polityce na drogę nikczemną, wydaje samo na siebie wyrok śmierci. Niedotrzymanie układu zwolni nas oczywiście od wszelkich zobowiązań, rozwiązuje nam ręce i wskaże drogę konieczną w przyszłości. Tego się jednak nie spodziewam. Reforma rolna musi być przeprowadzoną.
Tarnów, 11 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Już dawno uznano w świecie jako dogmat nienaruszalny, że podstawą istnienia każdego państwa są dwa kamienie węgielne: skarb i wojsko. Skarb służy temu, by mogło się trzymać państwo i by się dobrze powodziło obywatelom. Wojsko służy i służyć powinno temu, by w razie potrzeby obronić granice Rzeczypospolitej, by również bronić porządku wewnątrz państwa.
Jeżeli idzie o skarb Rzeczypospolitej, to nie można powiedzieć, by on był dobry. Jesteśmy jednak na drodze do poprawy. Obecnie przeżywamy okres przełomowy. Osiągnięte zostało maksimum złego. Znaleźliśmy się już na szczycie i mogę stwierdzić, że już z tego szczytu zaczynamy schodzić. Jest uzasadniona nadzieja, że w niedalekiej przyszłości będzie lepiej. Ale o tym więcej mówić nie będę.
Inna rzecz z armią. Nie chcę wpadać w przesadę. Muszę jednak oświadczyć, że jestem dla niej z całym uznaniem. Jest ona źrenicą narodu i państwa. Nie powiem, że jest doskonała. Muszę powiedzieć, że jest na drodze do doskonałości, ale jest już dobrą. Zgodzą się na to wszyscy, co nie lubią przesady, zgodzą się ci, których ogarnia pycha. Lepiej jest niedoceniać niż przeceniać. Mając możność stykania się z armią w chwilach dla państwa bardzo ciężkich, stwierdziłem, że w chwilach tych wojsko zdało egzamin dobrze.
Armia! Służy ona do tego, aby utrzymać byt i niepodległość, ale i do tego, by utrzymać spokój wewnątrz państwa. Armii zawdzięczamy, że utrzymaliśmy byt, że mamy niepodległość. Jej zawdzięczamy, że państwo się skrystalizowało, skrzepło i wyrobiło sobie należne miejsce w świecie.
Sanok, 15 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Pomówić więc z Wami pragnę, chociaż pobieżnie o sprawie naszej polityki zagranicznej. Każde państwo musi mieć swe zasadnicze cele polityczne, które są niejako testamentem, przekazywanym do wykonywania przez pokolenia pokoleniom. Miała i ma ten testament Rosja od czasów Piotra Wielkiego, który dążyć począł do zdobycia Konstantynopola, tego okna Rosji do Europy Zachodniej i Południowej. Testament ten wykonują dzisiaj nawet burzyciele Rosji carskiej, twórcy bolszewii, Trocki i Lenin. Mają swój cel Niemcy, którym mocarstwa zachodnie obcięły pazury, ale ramion obciąć nie zdołały. Ma swój cel państwowy Francja i Anglia. Wiedzą one do czego dążą i w myśl tego przeprowadzają państwowe swe prace.
Państwo, które nie wie, gdzie ma iść, nie zajdzie nigdzie, skończyć się musi straszliwą katastrofą. Jakżeż ta sprawa przedstawia się u nas? Sami nie jesteśmy tak mocni, byśmy mogli się oprzeć wszystkim naszym wrogom. Fakt ten nakazuje nam szukać przyjaciół i sprzymierzeńców, bądź to wśród tych państw i narodów, z którymi od dawna łączą nas serdeczne węzły pokrewieństwa idei i wspólnych walk o wolność, bądź też wśród tych, które mają te same co my interesy. O wrogach mówić wam nie potrzeba, bo wiecie, kto oni są. Co do naszych przyjaciół, to na pierwszym miejscu wymienić należy Francję, złączoną z nami najlepszymi sympatiami serc i umysłów. Wiecie, że zawarliśmy z nią przymierze, oparte na wspólności interesów, podobnie jak z Rumunią. Wiemy o pewnej wspólności interesów, łączącej nas z państwami bałtyckimi, dlatego też i z nimi staramy się uzgodnić naszą linię polityki zagranicznej. Podstawą naszej polityki zagranicznej jest uświadomienie sobie dokładne i stanowcze faktu, iż nie dążymy do żadnych zaborów, mamy bowiem dość ziemi dla wszystkich w Ojczyźnie.
Pilnować jej jednakże musimy bacznie i nieustępliwie na jej granicach i kresach. Pamiętać bowiem musimy zawsze, że tak Niemcy, jak i Rosja mogą się dźwignąć ze stanu obecnego i pomyśleć o odwecie.
Tarnów, 17 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Ruchy strajkowe, wywołane trudnym położeniem robotnika, przebiegają przez państwa i społeczeństwa Europy i potęgują jeszcze więcej niepewność położenia. Nic więc dziwnego, że skutkiem wspomnianych przemian i stosunków ogarnia całe społeczeństwa psychoza zbiorowa, niepozwalająca im często na spokojną pracę i trzeźwą ocenę dokonywających się wydarzeń. (Glos na lewicy: lekarzu, lecz się sam).
Podobnie jest też i u nas. Nasz organizm państwowy i społeczny znajduje się w ostrej fazie likwidacji prób i sposobów rządzenia państwem. Stan zaś obecny jest w znacznej mierze wynikiem politycznego i wojskowego położenia międzynarodowego naszego państwa, szczególnie w pierwszym jego okresie. Stan ten jest ciężki, nie jest bynajmniej jednak beznadziejny. Zmienić go może i musi zgodna, zbiorowa i wytrwała praca, wysiłek i ofiary, które są konieczne, a do których nie zawsze okazują się zdolni nawet ci, których państwo obdarzyło sowicie. (Potakiwania na lewicy). W znacznej mierze przyczyną dzisiejszego stanu rzeczy w państwie było życie na kredyt i unikanie nakładania na społeczeństwo uzasadnionych i koniecznych ciężarów. Pod adresem państwa stawiano coraz to dalej sięgające wymagania, którym ono w tych warunkach nie było w stanie sprostać. [...]
Nie mogę również pominąć milczeniem wzrostu nienawiści i walk partyjnych, co utrudnia, a często nawet uniemożliwia współpracę nie tylko na polu politycznym, ale także społecznym i gospodarczym. Ten stan zapalny nie tylko nie ustępuje, ale przeciwnie, stale się wzmaga. Na tym też tle ogólnym ujawniają się dopiero należycie olbrzymie trudności, jakie stale napotyka praca rządu Rzeczypospolitej. Nie może więc ona wydawać zawsze zadawalających zupełnie wyników. Musi często chromać, a nawet kończyć się niepowodzeniem.
Warszawa, 9 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Niezależna Partia Chłopska uważa się za przedstawicielkę najszerszych mas ludu wiejskiego Rzeczypospolitej Polskiej, bez względu na narodowość.
Uważamy, że zasadniczym warunkiem przeprowadzenia skutecznych reform społecznych w Rzeczypospolitej jest przejęcie władzy państwowej przez rzeczywistych przedstawicieli najszerszych mas pracujących.
Władza dla ludu pracującego! – oto nasze pierwsze hasło podstawowe.
Ziemia, ta naturalna podstawa wyżywienia się ludzi, nie może być własnością tych, którzy nie pracują sami na niej, używają jej za narzędzie do sprawowania władzy politycznej i do wyzysku gospodarczego. Przeprowadzenie gruntownej i natychmiastowej reformy rolnej drogą wywłaszczenia obszarników bez odszkodowania i oddanie ziemi w ręce małorolnych i bezrolnych – to zasadniczy warunek złamania wszechwładzy obszarniczej, to warunek rzeczywistej demokratyzacji życia oraz dobrobytu mas wiejskich.
Dlatego drugim naszym hasłem podstawowym jest: Cała ziemia dla tych, którzy na niej własnoręcznie pracują.
[…]
Walcząc nieugięcie o dwa naczelne postulaty, o władzę i ziemię dla ludu, jednocześnie prowadzić będziemy:
1. Walkę o taką zmianę systemu podatkowego, aby główny ciężar utrzymania państwa zdjęty był z bark ludu pracującego i spadł na klasy posiadające;
2. Walkę o upaństwowienie lasów, gospodarowanych tak, aby głównym zadaniem administracji leśnej było dostarczenie budulca dla zniszczonej wojną i klęskami, dla zakładającej nowe gospodarstwa itp. ludności wiejskiej; kontrolować tę gospodarkę musi przez swoje organizacje sam lud wiejski, albowiem pozostawienie sprawy zaopatrzenia ludności w budulec w rękach samych urzędników nie zabezpiecza należytego spełnienia zadania;
3. Walkę o oświatę ludową, o całkowicie bezpłatne i dla wszystkich dostępne szkolnictwo – przy tym o szkolnictwo świeckie i prowadzone na wszystkich poziomach w języku ojczystym uczniów;
4. Walkę o całkowite rozdzielenie kościoła od państwa i o zupełne odsunięcie kleru wszystkich wyznań od wpływów politycznych;
5. Walkę z militaryzmem i z imperialistycznymi dążeniami obszarnictwa i burżuazji polskiej.
[…]
Z hasłami powyższymi i powyższym programem zwracamy się do mas pracujących całej Rzeczypospolitej bez różnicy narodowości i wzywamy wszystkich pragnących, aby Rzeczpospolita z państwa obszarniczo-burżuazyjnego stała się rzeczywistą republiką chłopsko-robotniczą, do zaciągnięcia się w nasze szeregi i do wspólnej walki o władzę i ziemie dla ludu.
Warszawa, 16 listopada
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Wysoka Izbo!
Zmiana ustroju rolnego w Polsce jest zagadnieniem natury państwowej, natury narodowej i socjalnej, i to zagadnieniem coraz bardziej palącym. Musi też ono być jak najprędzej załatwione. Zagadnienie to, wbrew temu, co tu twierdzono, rozwiązało już wiele państw w Europie, a nawet w naszym sąsiedztwie, chociaż tam była mniejsza potrzeba reformy rolnej. Jeżeli chodzi o przykłady, to daleko szukać ich nie potrzeba. Pomijam przykład Rosji, aczkolwiek nie mogę pominąć faktu, który tam zaistniał i nie mogę pominąć tego, że Rosja znajduje się w najbliższym sąsiedztwie Polski. Nie da się zrobić takiego przedziału, by wiadomości stamtąd nie przyszły i nie da się nakazać nikomu, ażeby jego myśl nie szła tam, gdzie ma korzyści, których tu nie znajduje. Ludzie są ludźmi i ludźmi pozostaną.
[...]
Jeżeli to zrobiono w państwach, takich jak Czechosłowacja, jeżeli to zrobiono tam, gdzie nie było gwałtownej potrzeby, jest więc naturalną rzeczą, że przede wszystkim powinno to być zrobione w Polsce we własnym jej interesie. Polska może istnieć i rozwijać się jak państwa nowożytne, wzmacniając wszystkie żywotne siły narodu. Musi powołać do spełnienia tych obowiązków milionowe rzesze ludowe, ale musi dać im możność spełnienia tych obowiązków.
Obszary dworskie, według naszego poglądu, są w Polsce nie tylko przeżytkiem, ale dla włościaństwa są także symbolem ucisku i długiej społecznej niewoli. (Oklaski na lewicy). Obszary dworskie, tak jak one dziś istnieją, są wielką zaporą do uporządkowania stosunków w Polsce w ogóle, a w szczególności do uporządkowania stosunków politycznych. Zdaje się, że gdy Polsce przyjdzie wybierać pomiędzy uporządkowaniem tych stosunków a całością obszarów dworskich, to Polska nawet mało rozsądna musiałaby wybrać to pierwsze, a więc uporządkowanie tych stosunków, a nie całość obszarów dworskich.
Warszawa, 25 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Historia ma jednak swoje prawa, a sprawiedliwość często niespodziewanie przychodzi. Ona też zarządziła zapewne, że w czasie, gdy w Polsce zaczęła świtać wolność państwowa i narodowa – gdy zanosiło się na to, że chłopi mieli zrzucić z siebie resztki krępujących ich kajdan niewoli politycznej i społecznej i stać się równymi wszystkimi Polski odrodzonej obywatelami – znalazł się człowiek, który głęboko odczuł i pojął życie chłopa, który obwieścił światu całemu, że on jest, że on żyje i żyć będzie.
Tym człowiekiem jest ten, którego imię jest dziś na ustach wszystkich, jest nim Władysław Reymont. W wielkim dziele odmalował on w naturalnych zupełnie barwach głębiny życia wsi polskiej. Z mistrzostwem właściwym sobie przelał to na papier, przeniósł do wielkiej i mądrej księgi. Pisząc tę księgę nie wchodził w świat teorii i marzeń, nie szukał geniuszów i idealistów, często nienaturalnych, nie malował urojonych bohaterów, odtworzył życie wsi tak, jak je widział.
Polska posiada wielu sławnych powieściopisarzy, historyków, poetów, którzy opiewali bohaterskie czyny ludzi niemal jednej, bo szlacheckiej warstwy, rządzącej długie wieki Polską. Mimo licznych i szlachetnych porywów jednostek, Polska nie zdobyła się na to, by chłopa zrobić obywatelem i jako taki nie znalazł on należytego mu miejsca u pisarzy ani u poetów.
[...]
Bohater Reymonta – Boryna nie stanowi jakiegoś nadzwyczajnego typu. Zwykły to kmieć wiejski, harujący na swojej roli, powiększający swoją fortunę kosztem własnego szczęścia i swojej rodziny; posiada wiele zalet, ma też i wiele błędów, przy tym wszystkim kocha nade wszystko po swojemu tę ziemię, na której pracuje i gotów w jej obronie poświęcić wszystko, nawet życie.
Liczba, pracowitość, wytrwałość i zdrowie, stworzyły ze stanu chłopskiego tę silną podstawę, bez której się państwo pomyśleć nie da. W chłopie żyje i odradza się Naród, z niego czerpie swoją siłę państwo, on jest czynnikiem porządku i spokoju. [...]
Takich wartości nie wolno chować pod korcem, one powinny i muszą być odpowiednio ocenione i zużytkowane. Wiemy, że powieść Reymonta zrobiła już bardzo wiele pod tym względem, wiemy, że przez nią uczynił on olbrzymią przysługę tak Polsce, jak i polskiemu ludowi. Toteż poczuwając się do obowiązku wdzięczności lud polski ze wszystkich okolic naszego kraju przybył tu w dziesiątkach tysięcy, ażeby Ci Panie złożyć hołd należny.
Wierzchosławice, 15 sierpnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
1. Pierwszym i najważniejszym żądaniem chłopskim jest żądanie ziemi. Ziemia w Polsce podzielona jest bardzo niesprawiedliwie – ogromne obszary pozostają w rękach ludzi, którzy sami na ziemi nie pracują, a tylko używają swego prawa własności do wyzyskiwania innych. Tymczasem chłopi-gospodarze duszą się wprost na swych rozdrobnionych działkach, masy bezrolne pozbawione są wszelkiej pracy i chleba. Jedynym wyjściem z tego stanu rzeczy jest wywłaszczenie wszystkich obszarników bez odszkodowania i podział bez wykupu wszelkiej ziemi obszarniczej i wszelkiego obszarniczego inwentarza pomiędzy okolicznych chłopów i robotników rolnych.
[…]
27. Celem naszych walk politycznych jest rząd chłopsko-robotniczy, który wypowie zdecydowaną walkę obszarnictwu i burżuazji, całkowicie wywłaszczy obszarników bez odszkodowania i przerzuci wszystkie ciężary podatkowe na klasy wyzyskujące.
Warszawa, 20 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Oczywiście do stronnictw, które są tępione, należy także i stronnictwo Piast w tej chwili. Dlaczego – nie wiem. [...] Jeśli stronnictwo, stawiające interesy państwowe wyżej od interesu partyjnego i wszystkich innych, znalazło się na indeksie, to śmiem się zapytać, kto się na indeksie nie znajdzie? Śmiem zapytać, co jest patriotyzmem, a co działaniem szkodliwym, co jest cnotą, a co jest występkiem, co zasługuje na nagrodę, a co na karę, bo w tej chwili panuje kompletne pomieszczanie pojęć. [...]
Zwolenników stronnictwa ściga się na każdym kroku, ściga się przez policję, ściga się przez organa innych władz. Sypią się konfiskaty na nasze pisma. Pytam się, za co konfiskaty, dlaczego te konfiskaty? Mam przed sobą numer skonfiskowanego pisma i mam przed sobą artykuł, którego treść, przynajmniej częściowo, mogę panom zakomunikować. Skonfiskowano zdanie, w którym między innymi się mówi, że marnuje się siły na walkę z własnym społeczeństwem, zamiast je konsolidować do walki z wrogiem. Więc tego nie wolno powiedzieć. (P. Michalak: naturalnie, nie wolno prawdy mówić). I wtenczas, kiedy za tę zbrodnię następuje konfiskata, i to dosyć późno, bo pismo się rozeszło i wyłapuje dopiero na rozkaz Warszawy, przychodzi specjalne polecenie z Prezydium Rady Ministrów, które żąda od dotyczącej władzy, ażeby na pismo to nałożyła największy wymiar kary. Oczywiście, to się dzieje. Dlaczego dziać się nie może? Kto ma władzę, może rządzić. Zachodzi jednak bardzo duże pytanie, czy ten, kto ma siłę, musi używać brutalnej przemocy i czy brutalna przemoc jest rzeczą pożyteczną dla polityki nawet kogoś mocnego. (P. Nowak: to był rewanż za Kuriera Porannego). Przynajmniej jest wyjaśnienie. Ale należałoby szukać tych win. Więc co? Jaka jest wina stronnictwa, bo w Polsce wolnej, w Polsce niepodległej powinniśmy wiedzieć, za co się kogo karze, i to powinniśmy mieć wytłumaczone.
[...]
Na tym jeszcze nie koniec. Konfiskuje się pisma nasze i w Warszawie, ale konfiskuje się i ludzi. Pomijam już to, że gdzie się tylko może - wyrzuca się każdego z urzędu, jeśli go czuć choćby cośkolwiek Piastowcem. Ci są bowiem poza prawem.
Warszawa, 26 stycznia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Zjechaliśmy się tu, by pokazać, że jesteśmy i pozostaniemy, że nie damy się zgnębić nikomu, żeby się lepiej poznać i naradzić co do celów naszych i dróg do nich wiodących. Jako prawi gospodarze kraju, chcemy się przyglądnąć gospodarce obecnych włodarzy, którzy są za nią odpowiedzialni. Chcemy wypowiedzieć o niej swój sąd.
[...]
Uroczysta deklaracja naszej konstytucji, uczyniona w imię Boże, zaprzysiężona, mówi najwyraźniej o wiekuistych podstawach „prawa i wolności"; zapewnia obywatelom równość i poszanowanie prawa. Czy ta zaprzysiężona deklaracja stała się ciałem? Według Konstytucji władza należy do Narodu, nie do wybranych, nie do takiej czy innej partii, nie do jakiegoś związku, ale do Narodu. Chłop ma pretensje do tej władzy, bo jest częścią narodu, i to tą częścią najtrwalszą, najstalszą, bez której naród nie istniałby. W Polsce rozbija się wieś i włościaństwo; rozbija się polityczną siłę zorganizowaną; wprowadza się metody i drogi gospodarcze, które wieś niszczą, a przede wszystkim uzależniają. W jakim celu? Biedak, rozbity, zdezorientowany, staje się kandydatem na żebraka; jeżeli niszczy się wolego obywatela, wychowuje się niewolnika.
[...]
Przyszłość Polski nie może być oparta o zażydzone miasta, podminowane socjalizmem, wstępem do komunizmu. Nie wystarczy na to całe morze idealizmu i dobrej woli nawet grup inteligenckich; mieszczaństwa polskiego w Polsce prawie nie mamy. Podstawą przyszłości może być tylko wieś, tylko polskie włościaństwo. Stąd też ziemia dworska na całym obszarze państwa, a w pierwszym rzędzie na wschodzie i zachodzie, bez względu na to, czy ona pozostaje w ręku szlachcica polskiego, Niemca, Moskala, czy Żyda – musi przejść w ręce chłopa polskiego. Żadne sentymenty nie mogą tu być przeszkodą, a obecnie wytworzony stan, będący zaprzeczeniem tej zasady, musi ulec gruntownej zmianie.
Chłop też musi Polskę uznać za swoją własność, musi ja pokochać, a stać się to może tylko wtenczas, gdy będzie miał zapewniony należny udział w życiu państwowym; gdy bez przeszkód będzie mógł korzystać z praw ustawą mu zastrzeżonych; gdy będzie widział, że jest wszędzie i zawsze na równi z innymi traktowany; gdy bronił jej będzie jako swojej własności.
Granic Polski nikt nie naruszy wówczas, gdy ziemia będzie należeć do chłopa, gdy będzie hart i zdecydowana wola narodu, pokój zaś wewnętrzny i potęga państwa będzie zapewniona, gdy chłop będzie świadomy, zamożny i zadowolony.
Wierzchosławice, 10 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Pierwszy Maja jest tym dniem, w którym masy ludu pracującego – chłopi i robotnicy – zaprotestują przeciw polityce burżuazji, odpowiedzą protestem na wyzysk i gnębienie mas pracujących przez burżuazję, wyrażając gotowość w każdej chwili do walki z wyzyskiwaczami.
Wyjdźmy śmiało z chat naszych! Łączmy się pod czerwonym sztandarem z rewolucyjnymi organizacjami robotniczymi!
Zademonstrujmy swą gotowość do walki o lepsze jutro.
Młodzieży chłopska!
Ty, jako najbardziej wystawiona na wyzysk i poniewierkę, Ty, którą burżuazja całego świata przygotowuje na mięso armatnie w niedalekiej już wojnie przeciw jedynemu państwu, gdzie rządzą chłopi i robotnicy – Związkowi Socjalistycznych Republik Radzieckich, Ty, Młodzieży, wystąp jak najliczniej w dniu 1 Maja, by okazać burżuazji, że nie będziesz już więcej narzędziem w jej rękach, że nie pójdziesz mordować na jej rozkaz takich chłopów i robotników, jak wy jesteście.
Wyjdźmy w tym dniu wszyscy gnębieni i wyzyskiwani przez burżuazję. Wyjdźmy w tym dniu wszyscy gnębieni i wyzyskiwani przez burżuazję. Wyjdźmy na ulicę czy gościniec i ramię przy ramieniu, ojcowie i dzieci – łącznie z robotnikami – śmiało wysuwajmy swoje żądania, które musimy być gotowi poprzeć walką.
Żądamy ziemi bez wykupu dla chłopów bez- mało- i średniorolnych, przez wywłaszczenie obszarników!
Zniesienia ciężarów podatkowych niezamożnym chłopom i robotnikom!
Zaprzestania zbrojeń!
Żądamy bezzwrotnych zapomóg dla chłopów mało-, średnio- i bezrolnych dotkniętych klęskami żywiołowymi!
Żądamy uwolnienia chłopów mało- i średniorolnych od pańszczyzny szarawarcznej!
Precz z terrorem i prześladowaniami politycznymi!
Żądamy wolności słowa, druku, zgromadzeń i organizacji dla chłopów i robotników!
Uwolnienia więźniów politycznych!
Precz z faszyzmem, socjal-faszyzmem i zdradziecką ugodą!
Lublin, 1 maja
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Rada Naczelna Stronnictwa naszego [...] jest nie tylko organem Stronnictwa, ale jedyną i naturalną reprezentacją całego włościaństwa w Polsce, przez to samo uprawnioną do zabierania głosu imieniem ogromnej większości narodu. Zadania jej w czasach obecnych szczególnie są trudne i ciężkie, choć wielkie i szczytne. Zło zasadzone w roku 1926 rozrasta i pogłębia się coraz więcej. Sanacja moralna, posługująca się gwałtem, terrorem, korupcją, nie tylko obniżyła godność narodu przed światem, ale wykopała pomiędzy społeczeństwem przepaść pogłębiającą się i rozszerzającą coraz więcej. Dla garstki swoich pozostały przywileje, bezkarność, posady, pieniądze, ogromną zaś większość społeczeństwa zrobiono helotami, pozbawionymi nawet pracy i chleba. Wykształcenie i zasługę zastąpiła przynależność partyjna, prawo – gwałt, wolę – rozkaz, cnotę obywatelską zastąpił występek, współpracę - intryga, szpiegowanie, donosicielstwo. Przerodziły się one w system.
Dwie pozostają dziś drogi, albo poddanie się złu, albo też ciężka, nieubłagana z nim walka. Dla nas odpowiedź jest prosta i krótka. Rada Naczelna nie ma innej drogi, jej obowiązkiem jest podjąć tę walkę i nakazać ją wszystkim ludowcom w imię największych dóbr i ideałów. A więc w obronie dobrego imienia i godności narodu, w obronie prawa i konstytucji, w obronie skołatanej wsi polskiej musi stanąć cały lud.
Warszawa, 10 grudnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wielu z mówców w swoich przemówieniach dawało wyraz temu, co się w kraju dzieje. Nikt jednak nie jęczał i nie płakał, ale krzyczał na cały głos, że się dzieje źle, że się pali. Pali się nie fortuna jednostki, nie czyjś prywatny folwark czy dom, ale olbrzymia budowa państwa, dzieło całych pokoleń, które o nie walczyły, dzieło w którym się ucieleśnił geniusz narodu. Jeżeli dziś jest ktoś, kto większość narodu wysyła „do gnoju", musi się spotkać z należytym sprzeciwem i odprawą. Do przyszłości ma prawo tylko ten, kto ma za sobą przeszłość.
[...]
Słyszy się niejednokrotnie, iż sanacja nie ma programu. Ja zaś twierdzę, że ona ten program posiada i z całą konsekwencją go realizuje. Program ten streszcza się w tym: władza dla nas, pieniądze dla nas, przywileje dla nas. Został on wykonany w stu procentach.
Zrobiono przewrót pod hasłem uzdrowienia prawa, bezprawie uczyniono systemem.
Wołano o czyste ręce.
[biała plama]
Prowadzi się gospodarkę, jak najbardziej rozrzutną. Zastosowano system terroru i represji, stłumiono wszelki bunt duszy, bez której człowiek staje się zwierzęciem, a w najlepszym razie niewolnikiem. Wypowiedziano rzekomo walkę partyjnictwu, a tymczasem partyjność sanacji ogarnęła wszystko. Kto rządzi, ten normalnie ponosi odpowiedzialność za swe rządy. Tak jest w radzie gminnej, tak jest w sejmiku, tak jest w każdej instytucji publicznej. Ci nie chcą za nic przed nikim odpowiadać. W stosunku do ludzi, którzy do tej odpowiedzialności chcieli ich zmusić, zapowiadano gwałty i „łamanie kości″.
[...]
Wola narodu została złamana - naród stał się automatem. [...] Mówi się również niejednokrotnie, że ci, którzy to wszystko z narodem czynią, nie mają żadnego planu na przyszłość. Ja twierdzę, że oni ten plan mają. A plany ich są bardzo daleko idące. Chodzi im o to, aby nigdy nie powrócić do normalnych stosunków w państwie.
Musimy rozpocząć walkę!
Chłopi są najliczniejszą warstwą narodu – warstwą, która należy to na tym miejscu podkreślić, najmniej pozwoliła się spodlić. Jesteśmy wśród wszystkich ugrupowań opozycyjnych jedyną awangardą, która może nawet wywalić obecny system. Trzeba rozpocząć walkę. Walka ta nie będzie łatwa - należy się liczyć z tym, że zwartość rządzonego ośrodka jest wielka i wielka jest jego niewybredność w środkach. Ale walkę rozpocząć musimy, o Polskę nową, którą nam sfałszowano.
Warszawa, 11 grudnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Kochani Koledzy, Drodzy Przyjaciele!
[...]
Moją myślą przewodnią było, że Polska może powstać przez lud, może być potężną, gdy się oprze na chłopach, może być pewną swego bytu i bezpieczną o swój los, gdy ją chłopi obronią. Jeżeli państwo chce osiągnąć ten wielki cel, to musi dać chłopu prawo, wolność obywatelską, możność ludzkiego bytu. Żaden geniusz nie zastąpi narodu, cały naród za swe losy musi wziąć odpowiedzialność. Twierdzeń tych nie uważam za swój wynalazek, ale za drogę zupełnie naturalną, naszymi stosunkami i zdrowym rozsądkiem podyktowaną. Wierzyłem, że kto potrafi 70% ludności związać mocnymi węzłami z państwem, ten zapewni jego bezpieczeństwo i byt. Rok 1920 jest tego aż nadto wymownym przykładem.
A dzisiejsze stosunki polityczne, o tym nie będę mówił – znacie je aż nadto dobrze. Do czego my mamy dążyć? Do uzyskania i zagwarantowania wszelkich praw konstytucją narodowi przyznanych, do oddania państwa w ręce narodu, do zdobycia stanowi chłopskiemu należytego wpływu i ludzkiego bytu. Od walki nie wolno się nikomu usunąć! Frazesy na nic się nie zdadzą, zostaje stara prawda, a nią jest walka o byt i przyszłość. W niej zwyciężą nie tylko ci, co mają słuszność, ale też siłę i wolę zwycięstwa. Dziękować Wam za trudy nie chcę i nie będę. Spełniacie prawo i wykonujecie obowiązki! Jeśli władza zwierzchnia należy do Narodu, a Wy stanowicie większość, to ona faktycznie należy do Was. Z tego trzeba wyciągnąć wnioski i według tego stosować swoje postępowanie. Lecz druga strona medalu. Świadomość obywatela wyrabia się w atmosferze prawa i wolności. Bez wolnego obywatela nie może być wolnego państwa i narodu. Kto niszczy wolność obywatelską, ten podkopuje przywiązanie do państwa, a gdy obywatel stanie się na los państwa obojętnym, musi państwo runąć.
Wierzchosławice, 30 kwietnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
I. Ludność wiejska ze względu na swą liczebność, swoją tężyznę fizyczną i moralną, wynikającą z związku jej z ziemią, oraz wartości narodowe i państwowe, jest uprawniona do uważania się za naturalnego gospodarza Polski. Toteż Stronnictwo Ludowe, jako polityczna reprezentacja tej ludności, obejmuje okiem swym i swoją troską nie tylko klasowe interesy wsi, ale całość interesów narodu polskiego i stworzonego przezeń tysiącletnią pracą państwa.
II. Na pierwszym planie stawia Stronnictwo Ludowe sprawę ugruntowania naszej państwowości przez zapewnienie Polsce bezpieczeństwa i siły na zewnątrz, a ładu i porządku na wewnątrz.
[…]
V. Ustrój kapitalistyczny, zysk jedynie mający na celu, okazuje się niezdolny do rozwiązania obecnych trudności gospodarczych; wobec tego ustrój gospodarczy oprzeć chcemy na następujących, wynikających z agraryzmu zasadach:
1) praca fizyczna czy umysłowa jest podstawowym tytułem do udziału w dochodzie społecznym;
2) prawo własności ma być uzgodnione z interesem społecznym, nie może być podstawą wyzysku człowieka przez człowieka;
3) pieniądz ma być miernikiem wartości, pośrednikiem wymiany i środkiem oszczędności, a nie narzędziem spekulacji;
4) planowa gospodarka ma dostosować produkcję do potrzeb społecznych oraz zapewnić wszystkim pracę i sprawiedliwy udział w dochodzie społecznym;
5) powszechne samorządne związki zawodowe o charakterze samorządów gospodarczych reprezentować mają interesy poszczególnych zawodów i współdziałać przy ustalaniu i wykonywaniu planu gospodarczego.
Warszawa, 7–8 grudnia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Młodzież wiejska w obecnym ustroju społeczno-gospodarczym jest upośledzona. Brak ziemi, brak pracy, beznadziejność jutra, odbieranie praw politycznych, a wreszcie widmo międzynarodowej rzezi wojennej – oto rzeczywistość młodzieży wiejskiej.
Na całym świecie lud pracujący organizuje się solidarnie do walki o swe prawa, o wyzwolenie z ciężkiego położenia. Masy pracujące, a z nimi i młodzież zrozumieli, że w wspólnym wysiłku, ręka w rękę – chłop, robotnik i inteligent, w szeregach frontu jednolitego potrafi zwyciężyć w walce o nowy ustrój społeczny, potrafi odeprzeć bestialski atak faszyzmu spod znaku endecko-sanacyjnego, potrafi wywalczyć sobie ziemie, pracę, wolność i oświatę dla najszerszych mas pracujących.
W dniu 31 maja niechaj cała młodzież wraz ze starszymi zademonstruje swą wolę zdecydowaną w walce o nowy sprawiedliwy ład społeczny.
Młodzież chłopska! Pospieszcie więc wszyscy hurmem, zwartą gromadą, pieszo, rowerem, końmi na miejsce zbiórki do Bogdanowa (gm. Parzniewice) o godz. 11 przed południem.
Niechaj dzień 31 maja (pierwszy dzień Zielonych Świątek) będzie dniem przeglądu armii ludowej, gotowej stanąć w każdej chwili do walki z ustrojem obszarniczo-fabrykanckim.
Bogdanów, przed 31 maja
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
W momencie, gdy pochód przechodził koło Domu Górników na alei Krasińskiego zebrała się tam grupa młodocianych socjalistów spod znaku „Tura”. I tu doszło do charakterystycznego incydentu. W chwili, gdy z grupy socjalistycznej padł okrzyk „Niech żyje front ludowy” – chłopi odpowiedzieli „Precz z komuną”. Zreflektowani socjaliści wznosili w dalszym ciągu okrzyki już tylko na cześć „rządu chłopskiego i robotniczego”. W pewnym momencie zaczęli śpiewać „Czerwony sztandar”. Niewielka grupa młodszych ludowców podjęła tę pieśń, jednakże nadciągnęły dalsze szeregi ludowców, które swymi pieśniami przygłuszyły pieśń socjalistów.
Kraków, 15 sierpnia
„Ilustrowany Kurier Codzienny”, 17 sierpnia 1936, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Chłopi!
Stała się rzecz niesłychana. Zakazano nam we własnej Ojczyźnie czcić wielkiego Naczelnika – Tadeusza Kościuszkę. […]
Zakazano obchodu na polach Racławic pod pomnikiem Kościuszki, zakazano w Tarnobrzegu pod pomnikiem Bartosza Głowackiego, zakazano na rubieżach południowych w Tarnopolu, na zachodnich – w Śremie, na wschodnich – w Grodnie i w Sokołowie Podlaskim, gdzie krwią chłopską zroszone są mury kościelne z czasów moskiewskich w obronie wiary.
Zakazano, ale nie pozwolono pisać o zakazie, chodziło o to, by ci co nie dowiedzą się o zakazie w mniejszej sile zebrani, mogli być rzuceni na lep masakry policyjnej!
I tak się stało. W niedzielę 18 kwietnia chłopi, których nie doszła wieść o zakazie, mimo zerwania promów na Wiśle, mimo aut pancernych, mimo posterunków policyjnych – przybyli w liczbie około 8 tysięcy pod kopiec w Racławicach. Już tam na nich czekała policja konna i piesza. Przypuściła atak, lecz musiała uciekać jak niepyszna, bo kamienie z twardych rąk chłopskich wypuszczone silniejsze były od szabel, kul i bomb policyjnych.
Wycofała się policja – zaczęli działać prowokatorzy. Ustawili się blisko policji i zaczęli mówić na nutę frontu ludowego. Chłopi uchwalili rezolucję w sprawie zmiany ordynacji wyborczej, powrotu więźniów brzeskich, jedności chłopskiej i dalej prowokatorom nie pozwolili mówić.
I dopiero wtedy, gdy już daleko od kopca na granicy wsi Janowiczek, policja widząc rozchodzących się chłopów drobnemi grupami, rzuciła się na nich z bagnetami i pałkami. […]
Nastąpiły masowe aresztowania, nie udało się chłopów utopić w morzu krwi. Zapełniono nimi więzienia. Bito ich i kazano stać nago na zimnie twarzą do muru na baczność. Kto upadał, bito go pałkami. Bito też dzieci i kobiety. […]
Zakazano obchodów, przeszkadzano w odwołaniu, przygotowano masakrę, zrobiono z chłopów komunistów, zastrzelono na uboczu upatrzone ofiary, zbito, zmaltretowano i zaaresztowano chłopów, kobiety i dzieci, a gazetom pozwolono napisać tylko, że to komuniści i złodzieje.
Racławice, 18 kwietnia
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Chłopi
od 16 sierpnia do 25 sierpnia włącznie strajk chłopski.
W tym czasie wszyscy chłopi w Polsce, z wyłączeniem Pomorza, Wileńszczyzny, Wołynia, Małopolski Wschodniej i Śląska Górnego, winni nic nie kupować ani nie sprzedawać. Nie wyjeżdżać do miast, pracować tylko przy koniecznych pracach na swych gospodarstwach.
Wzywamy Was, chłopi, do wykonania naszego wezwania. Bądźcie solidarni. Uświadamiajcie drugich, pouczajcie należycie „łamistrajków”. Zwracajcie się o współpracę i pomoc do innych warstw społecznych, a szczególnie do robotników.
[…]
Strajk ten nie jest wymierzony przeciwko jakiejkolwiek innej warstwie społecznej, nie ma na celu wygłodzenia miast, ale jest manifestem za koniecznością likwidacji systemu sanacyjnego w Polsce i przywróceniem obywatelowi praw mu przynależnych i do życia koniecznych.
Żądaliśmy w naszych uchwałach i rezolucjach na świętach ludowych, rocznicach Czynu Chłopskiego, zgromadzeniach i manifestacjach zlikwidowania „sprawy brzeskiej” i przywrócenia pełnych praw dla wszystkich byłych więźniów brzeskich z Wincentym Witosem na czele.
Zmiany w konstytucji i ordynacji wyborczej do ciał parlamentarnych i samorządowych.
Rozwiązania Sejmu i Senatu oraz samorządu.
Ustroju demokratycznego dla Polski i nowych, uczciwych wyborów do instytucji życia państwowego i samorządowego.
Likwidacji dyktatorsko-biurokratycznego systemu rządów.
Powołania rządu zaufania szerokich mas obywatelskich.
Sprawiedliwości w sądach.
Zmiany polityki zagranicznej.
Armii przygotowanej do obrony kraju i cieszącej się szacunkiem wszystkich obywateli.
Opłacalność produkcji rolniczej i godziwego wynagrodzenia za pracę.
Sprawiedliwego podziału dóbr społecznych. Prawa, chleba i pracy dla wszystkich.
Uchwały, rezolucje, telegramy, doręczone p. Prezydentowi jak i gen. Rydzowi Śmigłemu w Nowosielcach, nie tylko nie zostały wykonane, ale nawet odpowiedzi na takowe nie uzyskaliśmy.
W zamian za to mandaty karne, lochy więzienne, konfiskaty, pacyfikacje, a w szczególności nędza i niedostatek są naszymi stałymi towarzyszami.
Pomni naszej wielkiej odpowiedzialności za teraźniejszość i przyszłość Polski, świadomi ciężkiego położenia kraju, niezdolni dłużej i w drodze uchwał i rezolucji domagać się bezskutecznie spełnienia stawianych postulatów, pragniemy w drodze manifestacyjnego strajku chłopskiego wywalczyć sobie dla nich posłuch.
Nasz nowy czyn chłopski, ten nasz 10-dniowy strajk chłopski, musi być początkiem do przywrócenia chłopu w Polsce praw do życia, współgospodarza, a krajowi ładu, porządku i bezpieczeństwa.
Warszawa, ok. 14 sierpnia
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Dzień 15 sierpnia wstawał upalny, wiciarki biegają po domach, szukają strojów ludowych, wyjmują z malowanych kufrów lub pożyczają w tym kryzysowym czasie, kiedy na stół brakowało groszy. Wyruszyło nas trzy kompanie, około 300 ludzi. Wiciarze, wiciarki i ludowcy zdążamy na jarosławskie błonie, gdzie z udziałem Brunona Gruszki proklamowano strajk chłopski. W czasie przemówienia Brunon Gruszka podkreślił potrzebę bezwzględnego spokoju, gdyż w przeciwnym razie strajk zostanie rozbity i nie odniesie żadnego skutku. Pod koniec przemówienia rozpętała się okropna burza z piorunami i ulewą. Nie przeszkadzało to jednak uczestnikom wiecu.
Błonia pod Jarosławiem, 15 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
W pierwszy i drugi, i trzeci dzień po ogłoszeniu strajk trwał w najlepszym spokoju i porządku. Nikt nie zakłócał spokoju publicznego, z drogi nie wracano, bo nikt nie sprzedawał ani kupował, tak że droga do Jarosławia była pusta, za wyjątkiem gdy ktoś jechał czy szedł pieszo w ważnych sprawach.
W czwartym dniu już był nastrój poważniejszy. Robotnicy przybywający po chleb do Jarosławia donoszą, że policja uzbrojona bojowo jeździ po Jarosławiu kwiczącymi autami i jest silnie wzmocniona przez inne oddziały. Chłopi jacyś nieswoi i zdenerwowani, lecz spokojnie i czwarty dzień.
Morawsko, k. Jarosławia, 16-19 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Donoszą, iż szosą z Jarosławia do Muniny zdąża kilkanaście samochodów naładowanych policją. Przystanęli na chwilę, lecz pojechali dalej w stronę Radymna. W pół godziny później stał się jakiś hałas. W tym momencie chłopi zerwali się jak na komendę. Do wsi dano wiadomość, iż policja w Muninie bije strasznie tamtejszą ludność i proszą o pomoc. Teraz działa się rzecz nie do opisania. Wszystko porwało się samorzutnie do obrony. Nikt nie rozkazywał, nikt nie prowadził. Próbowano wstrzymać. Nikt nie słuchał tego głosu i tak ruszyło kilkuset ludzi do Muniny. Pod cmentarzem czekano, gdyż policja już wracała. Stanęli na szosie. Dał się słyszeć strzał ze strony chłopów, lecz całkiem z daleka, nikt tego człowieka nie znał, kto nim był. Zaraz policja dała salwę w tłum z karabinów ręcznych i maszynowych. Tłum zaczął uciekać, inni kryli się na cmentarzu za groby, gdzie kto mógł. Dopiero na tych skoczono z kolbami. Dobijano bez miłosierdzia w sposób nieludzki.
Munina, [21] sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Gdy grupa rokietnicka, poobijana, rozrzucona po polach i łąkach kunińskich, zbierała się do odejścia, niektórzy już wcześniej opuścili miejsce walki – naszą uwagę przykuł transportowy samochód stojący przy munińskim cmentarzu, na którym stało 3 ludzi i karabin maszynowy z lufą wysuniętą na całą długość z burty. W tym momencie na drugim wozie przyjechała policja. Dziwne, patrzą w stronę zachodnią jak sroka w gnat. Po chwili sprawa się wyjaśnia. Zza niewysokiego wzgórza, zasłaniającego nas, wybiegła grupa mężczyzn, biegnąc pod lufy karabinu maszynowego, który stoi na dwóch podporach, przypominając nogi bociana. W naszych umysłach rodzi się nieodparty duch bojowy – pędzimy – seria – padnij – druga seria – trzecia seria.
Policjanci nie schodzą z wozu. Idziemy na cmentarz, z którego wychodzi człowiek postrzelony w lewą rękę. Dalej leżą cztery ciała, nad którymi unosi się rój zielonych much. Po drodze spotykamy Franciszka Chudzika z Łowiec, który otrzymał postrzał w nogę. Zaniesiono go w ziemniaki, gdzie przykryto łęcinami i napojono wodą, a następnie podjechała furmanka odwożąc go do szpitala.
Munina, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
W dniu 21 sierpnia w południe ktoś dał znać, że policja bije chłopów w Muninie, wszyscy biegli do Muniny, wszyscy biegli do Muniny, gdzie najprawdopodobniej Julian Turek z łowiec strzelił z dubeltówki. Policja odpowiedziała ogniem z karabinu maszynowego. Zginęło kilka osób, kilka zostało pobitych i rannych, reszta rozbiegła się po polach i cmentarzu.
Munina, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Od strony Jarosławia jedzie czarna limuzyna, która zwalnia, widać czterech cywilów. Za chwilę ta sama limuzyna wraca, a po niej w kierunku Muniny jedzie duże popielate auto, żeby również za chwilę wrócić do Jarosławia. W samo południe na drodze z Jarosławia biegnie w naszą stronę człowiek, myślałem, że to ten oczekiwany goniec. Tymczasem okazało się, że to blisko dwumetrowy dryblas ubrany w kolejarski mundur, który krzyknął: „policja idzie! Wszyscy, na tory!” - po czym znika na ścieżynce biegnącej w stronę Sanu. Policja rzeczywiście nadjechała w dwóch samochodach, przy czym jeden wydawał się być pusty. Tymczasem wszyscy koledzy, także ci z Rokietnicy, Muniny czy Tuczomp, wyszli na tory. Policjantów jest 24 oraz dowódca. Policja zatrzymała się około 60 m od torów. Komendant podniósł rękę chcąc przemówić, jednak jego słowa zagłuszył niekończący się krzyk: „Urra!”… I posypał się grad kamieni w stronę policjantów. Komendant wezwał: „W imieniu prawa rozejść się!”, co powtórzył 3 razy, po czym wydał rozkaz: Bagnet na broń!
W tym czasie na tory przybiegło około 28 chłopów z Tuczomp, którzy podnieśli taki wrzask: „Urra!”, że chyba słychać było ich w kilku wsiach. Komendant wydaje rozkaz do ataku, na policję pada grad kamieni. Policja cofa się na linie wyjściowe. Następnie komendant wykonuje manewr oskrzydlający. […]
Na nasypie kolejowym sprawa dla chłopów nabiera zły obrót. Kilku ludzi, przeważnie starszych, jest pobitych kolbami. Za mną i kolegą Warzochą biegnie 2 policjantów, jesteśmy około 30 m od torów. Od Muniny biegnie może osiemnastoletni chłopiec. My odwracamy się do policji, również chłopiec biegnący miedzą zatrzymał się. Policjanci złożyli się do strzału i pada strzał – chłopiec pada na miejscu. […] Tym chłopcem był Jan Gilarski z Łowiec.
Munina, k. Jarosławia, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Dnia 21 sierpnia br., około godz[Iny] 11.15 pod Muniną 3 kompania policji rozpędziła pałkami i kolbami około 1500 chłopów, którzy zaatakowali policję kamieniami i pojedynczymi strzałami. Akcja ta odbyła się za Muniną od strony Tuczomp. Równocześnie od strony Pawłosiowa i Rudołowic tłum chłopów w liczbie 500 osób zaatakował policję, chcąc jej odciąć drogę i otoczyć. W związku z tym przybyła z Jarosławia kompania B, która po rozbiciu band chłopskich wracała autami do Jarosławia. Pod cmentarzem w Muninie chłopstwo zabarykadowało w dwóch miejscach szosę, toteż auta musiały się zatrzymać. W tej chwili chłopstwo z zasadzki zaczęło strzelać do policji. Kompania E (poznańska) strzelała raz na postrach, a gdy to nie odniosło skutku, na rozkaz komisarza Skąpskiego kompania szkolna z Mostów Wielkich pod dowództwem komisarza Łuszczyńskiego użyła broni palnej. Walka trwała 15 minut. W międzyczasie tłum wzrósł do około 3000 osób. W wyniku użycia broni zostało 5 zabitych i 13 ciężko rannych, z czego dwóch zmarło w szpitalu. Z policji został przebity widłami w udo i rękę st. post. Bronisław Kociołek z kompanii szkolnej w Mostach Wielkich. Po rozbiegnięciu się tłumu na pobojowisku znaleziono: 1 kbk francuski, 1 florebert kal. 7,35, 1 pistolet „Steyer” nr 4302 bez naboi, 1 pistolet F.N. Nr 942895 z magazynkiem i 6 nabojami, 1 bagnet austriacki, 5 sztuk naboi karabinowych austr., jedna kosa osadzona na sztorc, jedne widły, jedna laska żelazna, 3 laski kute, jeden drąg z mutrą, jeden nóż rzeźnicki, 3 noże szewskie, jedną motykę, 4 siekiery i jeden toporek.
Lwów, 22 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Wszedłem do sklepu po papierosy, kiedy je kupiłem i wyszedłem ze sklepu, przyskoczyło do mnie dwóch policjantów z Chłopic. Rączki do tyłu – jestem skuty. Biorą mnie do środka i maszerujemy 7 km do Chłopic.
Kiedy przyszliśmy na posterunek, już było ciemno. Na korytarzu do piwnicy jest klapa, którą dźwignęli i kazali mi wchodzić. Kiedy byłem już na schodach, jeden z nich krzyknął: „Uciekaj, bo drzwi lecą”. Skoczyłem w ciemności wprost do lodowatej wody, poślizgnąłem się i upadłem w wodę i błoto. W tych warunkach smrodu i wilgoci, skuty, przebywałem tam całą noc. Rano furmanką odwieziono mnie do aresztu do Jarosławia. W dniu następnym zostałem doprowadzony przed oblicze prokuratora, który zapytał mnie, czy rzucałem kamieniami w policję. Zaprzeczyłem. Kazano mi podać świadków, że mówię prawdę. Podałem między innymi kierownika betoniarni, w której pracowałem, Szymona Wotę. Po tygodniu zapytano mnie jedynie, czy nie skarżę się na areszt – również zaprzeczyłem. Po dwóch tygodniach zwolniono mnie do domu.
Rokietnica-Chłopice-Jarosław, ok. 25 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Drodzy Bracia Ludowcy!
Krwawe i straszliwe były rządy Hitlera. Ale wierzyliśmy, że przyjdzie dzień jego klęski i Polska będzie wolna znowu.
Tymczasem Polska nie jest wolna. Rządy komunistyczne po sfałszowaniu dwukrotnym woli narodu, w czasie referendum i w czasie wyborów w styczniu 1947 roku, coraz głębszą zmorą kładą się na całej Polsce. Różne nieroby komunistyczne chcą pouczać chłopa, że najnowsza wiedza rolnicza, przywieziona z Sowietów, ratuje ziemie polską od wyjałowienia przez podorywkę ścierniska. Jakby już nasze pradziady o tym nie wiedziały!
Po pięciu latach rządów komunistycznych za największy wynalazek na Targach Poznańskich reklamuje się pług do wyorywania buraków, jakby on już od dwudziestu lat nie był stosowany w Wielkopolsce. Skuwają chłopskie ręce łapankami Urzędu Bezpieczeństwa, podatkami, akcjami oszczędnościowymi, komisjami i tak zwanymi brygadami robotniczymi, by ostatecznie przykuć je do gleby w kołchozach.
Po tylu latach chłopskiej walki o wolność i równouprawnienie mas ludowych zaprowadzają komunistyczną pańszczyznę! Czego Bismarck nie potrafi uczynić, nie potrafiły uczynić rządy carów i Kaiserów, chcą dokonać komuniści: wyrwać ziemię, ukochaną rodzicielkę z rąk chłopskich i zapędzić masy chłopskie pod bat komunistycznych ekonomów, a ich krwawicę i ich pot zamienić na ruble i „katiusze” do walki przeciwko wolnym demokracjom świata.
Chłop przykuty został do ziemi, do komunistycznej pańszczyzny; robotnik, wyzyskiwany akordową pracą i normami, przykuty – do warsztatu pracy, uzależniony od komunistycznych personalników i dygnitarzy, używających życia na krwawicy robotniczej; kupiec – wyzuty ze swego sklepu; profesor i nauczyciel, zmuszony wszczepiać kłamstwo i nienawiść w serca ucznia, ma sławić Stalina jako jedynego obrońcę ludzkości.
[…]
Nikt się nie łudzi, że walka z komunizmem będzie łatwa lub krótka. Nie łudźcie się i Wy, Bracia i Siostry, aby nie popełniać błędów i nie narażać niepotrzebnie na szwank substancji narodowej. A gdy was agenci komunistyczni, bezczeszczący dzisiaj w tak zwanym Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym sztandary i idee ludowe, będą pędzić na swoje manifestacje, pamiętajcie, że niedługo ich egzystencji. Dziś oni sami uważają się za podrzędne narzędzie partii komunistycznych, uważają naszą przedwojenną tradycję Świąt Ludowych za wymysł agentów i zdrajców chłopskich, oni, którzy powołani zostali do najbrudniejszej roboty wykańczania chłopów, pod firmą rzekomo chłopską.
[…]
Ale nie zniszczą mas ludowych, nie zniszczą umiłowania wolności i demokracji w sercach ludu polskiego.
Nie traćcie nadziei!
Uzbrojeni w wytrwałość i cierpliwość bądźcie mądrzy i ostrożni!
Spotkamy się znowu na wolnych Świętach Ludowych w wolnej, prawdziwie demokratycznej Polsce, by pracować, radzić, manifestować w spokoju, w wolności, bez agentów komunistycznych, bez ubeków, bez obozów pracy przymusowej i bez kołchozów.
Londyn, 29 maja
„Jutro Polski” nr 11, 11 czerwca 1950, cyt. za: Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Brutalna siła i przemoc dyktatury komunistycznej zniszczyła niezależne formy organizacyjne Polskiego Stronnictwa Ludowego i Młodzieży Wiejskiej „Wici”, ale nie potrafiła zniszczyć idei, które stały i stoją u podstaw Ruchu Ludowego.
Nieludzcy i brutalni ekonomi komunistyczni, wykonujący rozkazy czerwonych panów moskiewskich w Polsce, nie potrafią wyrwać z serc milionów idei, które zasiane zostały tam w ciągu sześćdziesięciu lat walki o wolność, równouprawnienie i demokrację. Chłopi polscy nie pogodzą się nigdy z tym, by duch niewolnictwa i pańszczyzny dawnych czasów odżył i budował dla mas ludowych nowe niewolnictwo, nową pańszczyznę, stokroć gorszą, stokroć jeszcze brutalniejszą od dawnej, pańszczyznę komunistyczną, która usiłuje nie tylko okuć i zniszczyć ciało, lecz także zabić wszelkie pierwiastki wiary i uczuć ludzkich w człowieku.
[...]
Komunizm wywłaszcza chłopa z ziemi, wypędza z ojcowizny, zamienia na parobka, którego ekonom komunistyczny pędzi do odrabiania pańszczyzny, zamieniwszy go na niewolnika, przykuwszy go do kołchozu, poddaje go najstraszliwszej formie wyzysku kapitalizmu państwa komunistycznego.
[...]
Zamieniając jego ojcowiznę na bezduszny warsztat produkcyjny w kołchozie, komuniści pragną go nawet wyrzucić w przyszłości z własnej zagrody, przesiedlić do tak zwanych agrogorodów i włączyć do lotnych batalionów pracy celem zwiększenia wydajności pracy i zaostrzenia wobec niego dyscypliny dyktatury partyjnej. W kołchozie odbierają mu wolność i poddają rządzącej elicie, w państwie zaś podporządkowują go tak zwanej dyktaturze proletariatu jako obywatela niższego gatunku.
[...]
Młodzież wiejska wychowała się w ruchu ludowym na ludzi niezależnych, prawych, prawdomównych, opierając stosunek człowieka na poszanowaniu wolności, godności i na miłości bliźniego. Komunizm wtłoczył całą młodzież w ramy komsomołu, gdzie nie wolno jej myśleć samodzielnie, gdzie musi ona wierzyć w nieomylność dialektyki i teorii leninizmu-stalinizmu, gdzie nakazuje się jej kłamać, nienawidzieć i tępić ludzi odmiennych przekonań.
[...]
Zniszczyli komuniści w Polsce formy niezależnych organizacji Ruchu Ludowego. Ale przetrwają idee, które przyświecały Ruchowi Ludowemu w jego sześćdzisięcioletnim pochodzie.
Dziś dają one milionom chłopów podstawy do nadziei oraz siły do przetrwania. Po zwycięstwie stać będą one na straży wolności, sprawiedliwości i demokracji w Polsce niepodległej.
Londyn, 25 maja
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948-1966, Warszawa 1995.
Poczytuję sobie za zaszczyt, a zarazem i obowiązek przyczynić się dziś do uczczenia ofiar oporu i walki robotników środkowej i wschodniej Europy, znajdującej się w niewoli komunizmu.
My, reprezentanci stronnictw chłopskich i agrarnych tej samej części Europy, zorganizowanych w Międzynarodowej Unii Chłopskiej, łączymy się z Wami w obchodzie 1 maja 1954 roku zorganizowanym przez Uchodźczy Komitet Pracy, gdyż pod straszliwą dyktaturą komunistyczną los milionów chłopów jest ten sam, co i robotników.
Z całego serca podzielamy Wasze rezolucje i Manifest 1 mają, który skierowaliście do robotników za żelazną kurtyną.
Jestem pewny, że Wasze pragnienie, aby dzień 1 mają – dzień robotników – święcić jako symbol walki o wyzwolenie z kleszczy eksploatacji, jako wyraz pragnienia wolności i jako manifestację indywidualnej niezależności oraz międzynarodowej solidarności i braterstwa – spotka się z gorącym przyjęciem i poparciem ze strony wszystkich narodów uciemiężonych i pozbawionych przez komunistów wolności i niepodległości.
Nowy Jork, 1 maja
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Drodzy Bracia i Kochani Przyjaciele!
Przesyłając Wam z okazji Zielonych Świąt, z którymi tradycyjnie związane były w Polsce obchody święta ludowego, serdeczne pozdrowienia oraz słowa otuchy i nadziei, zdaję sobie doskonale sprawę z sytuacji wytworzonej w Polsce przez terror i wyzysk komunistyczny.
Przeżywamy wspólnie wielką tragedię narodową, gdyż po tylu walkach i ofiarach Polska pogrążona w niewoli dyktatury komunistycznej, znowu pozbawiona jest wolności i niepodległości. Przeżywamy wspólnie wielką tragedię polityczną ruchu ludowego, gdyż po przeszło 60-letniej walce o wolność, uświadomienie i równouprawnienie człowieka i poszanowanie jego godności, w walce o niepodlełość, demokrację i sprawiedliwość społeczną – przepełnione niewinymi ofiarami reżimu są więzienia i obozy pracy przymusowej w Polsce, fałszowana i gwałcona jest stale wola ogromnej większości narodu, deptana godność ludzka, niszczone siły fizyczne obywateli, zatruwana nienawiścią, kłamstwem i fałszami historycznymi dusza młodzieży polskiej.
Dawniej w czasie obchodów święta ludowego, zapoznając się z naukami i pracą naszych wielkich przywódców i wychowawców, z Wincentym Witosem i Maciejem Ratajem na czele, manifestując siłę i dojrzałość wsi polskiej – chłopów, kobiet i młodzieży wiejskiej – rozpalaliśmy w sercach mas ludowych, zgromadzonych pod lasem zielonych sztandarów, z wizerunkami Matki Boskiej na nich – miłość Boga, miłość Polski, miłość bliźniego, zaszczepiając w nich równocześnie zrozumienie do pracy i ofiarności na rzecz demokracji politycznej, społecznej i gospodarczej na rzecz równouprawnienia wszystkich obywateli Polski.
Praktyka dyktatury komunistycznej nie tylko pragnie przekreślić to wszystko, na czym wyrośliśmy, czegośmy się nauczyli, co ukochaliśmy i zatrzeć w pamięci te wspomnienia – ale pragnie również ukryta za fałszywą nazwą Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, przez swoich agentów komunistycznych i zaprzańców ruchu ludowego – sfałszować naukę i historię, pracę i dorobek ruchu ludowego i jego wielkich twórców i przywódców.
Ostatni rok wykazał jednak, że mimo wszystko nie uda się komunistom wydrzeć z serc milionów chłopów idei, które tkwiąc głęboko w sercach ludzkich, okazują się silniejsze od całej potęgi komunistycznego kolosa.
Londyn, 6 czerwca
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Dziś był w Makowie odpust, jakież to miłe i zabawne, a jak oni się tu świetnie mają, jak dziewczęta modnie ubrane, ile amerykańskich ciuchów! Na cmentarzu grobowce piękniejsze niż w Warszawie, kościół wielki, napchany ludźmi po wręby, a dalej zabawy, karuzele, strzelnice, jak to na odpuście. Świetne, bardzo mi się podobało – rzeczywiście Gomułka to „król chłopów”, powodzi im się doskonale, zwłaszcza w „dolarowych” wsiach galicyjskich: „trochę z tacy, trochę z macy”, i stąd biorą, i stąd. He, he.
Maków, 10 sierpnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.