„Nie męczcie siebie i nas — mówił między innymi Niemiec — i tak nic z tego. Jesteście zewsząd okrążeni. Poddajcie się”.
Kpt. [Władysław] Raginis oświadczył, że da odpowiedź za pół godziny. Liczył jeszcze na pomoc, dostarczenie amunicji. Hitlerowski parlamentariusz zjawił się dokładnie po półgodzinie i jeszcze raz podkreślił beznadziejność naszego położenia.
Ale kapitan Raginis już go nie słuchał. Kazał nam zdjąć pasy i złożyć broń. Krótko podziękował za obronę, za dobrze spełniony żołnierski obowiązek i... otworzył drzwi bunkra. Około 30 metrów od bunkra ujrzeliśmy szpaler żołnierzy niemieckich z automatami i karabinami maszynowymi gotowymi do strzału. Natychmiast cofnąłem się do bunkra i postanowiłem, że wyjdę ostatni. Nie, nie ze strachu. Ale byłem przygotowany na to, że jeśli Niemcy zaczną strzelać do naszych, to ostatnim ukrytym granatem zabiję jeszcze choć kilkunastu Szwabów.
Ale nie strzelali. Za mną ostatni miał wyjść kpt. Raginis — dowódca. Obejrzałem się za siebie, by sprawdzić, czy idzie za mną, ale nie widziałem nikogo. W bunkrze rozległ się tymczasem wybuch granatu. Nasz dowódca wolał śmierć niż niewolę.
Wizna, schron przy Górze Strąkowej, 10 września
Franciszek Bernaś, Julitta Mikulska-Bernaś, Reduta pod Wizną, Warszawa 1970.