Było około północy. Otrzymuję meldunek od oddziałów straży przedniej, że w Krymnie miejscowy wojenny komitet rewolucyjny przygotował się, aby nas przyjąć chlebem i solą. [...] I oto, gdy wjechaliśmy na rynek Krymna, tuż obok drewnianego krzyża ustawiła się delegacja złożona z prezesa rewkomu, jego zastępcy i kilkuset miejscowych obywateli. Oczywiście, wszyscy byli prawie bez wyjątku „kruczowłosi”, z orlimi nosami. Prezes rewkomu trzymał jakąś tacę, a na niej chleb. Podając mi ten dar [...], witał „nasze” wojska jako zwycięską armię Trockiego, która niesie wyzwolenie masie pracującej całego świata. Składając hołd, oddaje chleb, którego, jak oświadczył, wojska rewolucyjne będą miały pod dostatkiem na ziemiach „białej Polski”. Wreszcie szczegółowo poinformował nas o sytuacji: już w panicznym strachu uciekły reakcyjne wojska „bandyty” Piłsudskiego [...]. Mówił dalej, że zamordowali oni kilku „bandyckich” żołnierzy z „białej, polskiej armii”. [...] Musieliśmy towarzyszowi prezesowi i towarzyszom natychmiast „podziękować”. A ze względu na konieczność zachowania za wszelką cenę ciszy, ponieważ w pobliżu nas znajdowała się regularna armia bolszewicka, postanowiliśmy uderzyć na tę bandę białą bronią. Prezes rewkomu przypłacił swoją wiernopoddańczość śmiercią przez powieszenie.
4 sierpnia
Stanisław Lis-Błoński, Bałachowcy, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 15545/II.