My, profesorowie trzech wyższych uczelni warszawskich, profesorowie uczelni lwowskich, wzywamy Cię, Komendancie, ratuj niezwłocznie zagrożoną twierdzę polskości. Prosimy — daj odsiecz braciom i synom naszym, upadającym z nadmiernych wysiłków!
Warszawa, 17 listopada
Archiwum Akt Nowych, Kancelaria Cywila Naczelnika Państwa w Warszawie 1918–1922, sygn. 198.
Od dwóch tygodni Lwów oblewa się krwią, czerwieni łuną pożarów i wyciąga ręce o pomoc — na próżno! […] W głodzie i niedostatku, wśród walk ulicznych i rabunków, Lwów ufa w Boga i Polskę, Lwów, który był piersią Polski, Lwów semper fidelis wierzy, że Polska go nie opuści. […]
Warszawę stać na to, by o całej pamiętała Polsce — i tak być musi, jeżeli stolica nie ma stracić stołecznej godności. […] Kto, tak jak Ty, Warszawo, przeszedł wiek męczeństwa, ten nie zamknie uszu na nasze wołanie, nie odwróci oczu od łuny, krwawiącej się na niebie, nie zostawi Lwowa na zatratę! Warszawo, ratuj Lwów ginący!
Warszawa, 18 listopada
„Gazeta Warszawska” nr 3, z 18 listopada 1918.
Jeszcze pierwszego dnia odbył się apel wieczorny. Prowadził go komendant obozu podinspektor policji Bolesław Greffner. [...] Krępy, gruby, przysadzisty, zawsze w ciemnych okularach, był klasycznym typem wyższego oficera policji, sadysty. Z wyglądu przypominał mi trochę Himmlera. [...]
Na pierwszy apel przybył z Brześcia, stolicy Polesia, wojewoda płk [Wacław] Kostek-Biernacki, nadzorca miejsca odosobnienia. Wygłosił do nas krótkie pouczenie w stylu wojskowym. Mówił, że znaleźliśmy się w Berezie, ponieważ jesteśmy ludźmi, którzy z tych czy innych powodów nie szanują państwa ani jego ustroju, którzy nie doceniają istnienia i siły wolnej Polski. Wobec tego nauczy się nas tutaj szacunku dla państwa polskiego. A szacunek dla państwa — filozofował dalej — zaczyna się od szacunku dla tego, kto jest symbolem i narzędziem władzy państwowej, to jest od szacunku dla policjanta. W Berezie — wykładał wojewoda — musimy na każdym kroku, w każdym momencie oddawać honory policjantowi. Jesteśmy również zobowiązani wypełniać każdy rozkaz bez sprzeciwu, gdyż każdy policjant jest naszym bezpośrednim i absolutnym zwierzchnikiem, nawet gdy nie jest na służbie. Przed policjantem musimy frontować, tak jak przed Prezydentem, Marszałkiem i Naczelnym Wodzem, to znaczy stanąć na baczność trzy kroki przed nim, śledzić go wzrokiem i czekać, aż oddali się o trzy kroki. Nie wolno nam w Berezie chodzić, lecz zawsze mamy biec. Wreszcie wojewoda zapowiedział, że dostaniemy wszyscy jednakowe pasiaki jako symbol, że od każdej jednostki, każdego obywatela państwo wymaga takiego samego minimum lojalności i szacunku dla władzy. [...]
Wreszcie dano rozkaz udania się na spoczynek. Ale już pierwszej nocy był alarm. Policjanci, krzycząc, wbiegli do sal, kazali nam wyjść na korytarz, a sami wyrzucili słomę z sienników na podłogę, zrewidowali złożone w kostkę na ławkach korytarza ubrania. Alarmy te powtarzały się co parę nocy i były bardzo męczące.
Bereza Kartuska, 8 lipca
Włodzimierz Sznarbachowski, 300 lat wspomnień, Londyn 1997.
Sukcesy osiągnięte przez nasz kraj w okresie Polski Ludowej są wynikiem pomyślnej realizacji zadań społeczno-gospodarczych wytyczanych przez partię oraz rzetelnej i wydajnej pracy wszystkich załóg. Szczególnym przejawem produkcyjnej aktywności jest socjalistyczne współzawodnictwo pracy [...]. W nadchodzącym roku chodzi o podejmowanie takich inicjatyw, które przyczynią się do wzrostu oszczędności materiałów, surowców, paliw i energii [...]. Chodzi również o wzrost wydajności pracy załóg [...].
22 grudnia
„Trybuna Ludu” nr 301, 22 grudnia 1977.