28 lipca 1920 konferencja ambasadorów ogłosiła takst decyzji wyznaczającej granice Czechosłowacji i Polski w Księstwie Cieszyńskim, na Spiszu i Orawie. [...] Kłuszyńska przyjechała do Wisły i wstąpiła do mnie. „Już jest decyzja — oznajmiła — Karwina, Trzyniec, Frysztat dla Czechów.” Po chwili dodała: „To jest zbyt potworne, to nie może się ostać”.
Tak, to było potworne. Jednak następne wieści przekreśliły wszystkie złudzenia.
W zupełnej prostracji przeleżałam parę dni, powtarzając bezgłośnie: „Karwina, Trzyniec, Frysztat...” — tak jak się powtarza imiona najdroższych, których śmierć zabrała. A potem przyszło postanowienie, by pozostać z nimi, z tymi najlepszymi, oddanymi w niewolę. Wiedziałam, że mąż taksamo postanowi. Ale wykonać zamiaru nie pozwoliły najpierw wypadki, a później Czesi. [...] Nie wrócę już do Dąbrowy. Nie wrócę tam, gdzie przeżyłam najlepsze lata we wspólnej z mężem dla sprawy polskiej pracy, razem z najlepszym w całej Polsce ludem.
Nie wrócę do Ziemi mojego Męża.
Ale krew jego, która w tę Ziemię wsiąknęła, przekazała jej hasło: Nil desperandum [nie trzeba tracić nadziei].
Wisła, 29 lipca
Zofia Kirkor-Kiedroniowa, Wspomnienia, t. II, Ziemia mojego męża, Kraków 1988.
W takich warunkach, Panie Prezydencie, jest rzeczą mało prawdopodobną, aby szlachetny cel Rady Najwyższej — położyć kres konfliktom i ustanowić normalne i przyjazne stosunki pomiędzy Rzeczpospolitą Polską a Rzeczpospolitą Czesko-słowacką — mógł być osiągnięty. Albowiem decyzja [o podziale Śląska Cieszyńskiego], powzięta przez Konferencję Ambasadorów [28 lipca], wykopała pomiędzy dwoma narodami przepaść, której nic wypełnić nie zdoła.
Rząd polski podpisał formalne zobowiązanie, które musi być wykonane. Z nieprzezwyciężonym bólem położę mój podpis pod dokumentem, który nam odbiera tak godną, tak cenną i tak nam drogą część naszego narodu. Atoli zanim to uczynię, chcę Panu oświadczyć, Panie Prezydencie, że jakkolwiek Rząd polski szczerze pragnie wykonać całkowicie i lojalnie powzięte przezeń zobowiązania, to nigdy mu się nie uda przekonać narodu polskiego, że sprawiedliwości stało się zadość. Świadomość narodowa silniejsza jest i trwalsza niż rządy.
Paryż, 30 lipca
Kwestja cieszyńska. Zbiór dokumentów z okresu walki o Śląsk Cieszyński 1918–1920, zest. dr Włodzimierz Dąbrowski, Katowice 1923.
Oburzeni Polacy protestowali. My w Komisji Plebiscytowej protestowaliśmy, tak z powodów rzeczowych, jak i taktycznych. [...]
„Czechosłowacka Komisja Plebiscytowa na Śląsku Cieszyńskim protestuje przeciw decyzji konferencji ambasadorów z 28 lipca 1920, ponieważ przyznanie części Śląska Cieszyńskiego republice polskiej znacząco narusza historyczne prawo republiki czechosłowackiej do całego Śląska Cieszyńskiego.
Lud czeski na Śląsku Cieszyńskim, w interesie dobrych stosunków z sąsiednim państwem polskim i w interesie koniecznego spokoju w regionie, decyzji tej się podporządkowuje i lojalnie chce jej przestrzegać. Oczekuje jednakże tego samego od strony polskiej.” [...]
Trzeba było zacząć rozdział nowy, rozdział nie tylko pokoju, ale i politycznego zbliżenia i braterstwa. [...] Naszym założeniem i postulatem było i jest całkowite zlanie się mniejszości polskiej z naszym państwem i jego losem! Nie może być żadnego zerkania za granicę, żadnej irredenty! Na takiej bazie możliwa jest najściślejsza współpraca i zbliżenie obu narodowości na Śląsku Cieszyńskim!
Śląska Ostrawa, 6 sierpnia
Ferdinand Pelc, O Těšínsko, Slezská Ostrava 1928 (tłum. Dariusz Ałaszewski, Piotr Głogowski).
O godzinie 3.00 nad ranem obudziła nas gwałtowna kanonada artyleryjska. Pociski gwizdały nad naszym dachem. Rozgorzała prawdziwa bitwa, a my znajdowaliśmy się w samej strefie walk. Sekcja karabinów maszynowych prześlizgiwała się przez wąskie ogródki oddzielające domy od jezdni, chowając się za podmurowaniem żelaznych sztachet. Około godziny 6.00 niezwykły hałas ściągnął mnie z pierwszego piętra do przedsionka. Grupka żołnierzy zainstalowała się pod arkadami wejściowymi i strzelała do zabarykadowanych w gmachu sejmowym wojsk rządowych wzdłuż ulicy Matejki, położonej akurat naprzeciwko ambasady. Żołnierze ci sterroryzowali groźbą użycia broni starego portiera [...]; pozwolił im wejść, mówiąc, że w podobnym wypadku „trzeba przede wszystkim unikać nieszczęścia”.
Warszawa, 13 maja
Jules Laroche, Polska lat 1926–1935. Wspomnienia ambasadora francuskiego, Warszawa 1966, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Obawiając się przybycia nowych pułków wielkopolskich, Piłsudski postanowił za wszelką cenę zakończyć walkę. W nocy polecił rozdać broń ochotnikom cywilnym. Socjaliści zgłaszali się masowo w obawie, że zwycięstwo strony rządowej przyniesie zdecydowanie reakcyjny kurs prawicy. [...] Defilowały czołgi, podczas gdy świszczące nad naszymi głowami pociski artyleryjskie kosiły stuletnie drzewa w parku Łazienkowskim. To ostatnie nasilenie ognia, które rozpoczęło się wraz ze świtem, trwało kilkanaście godzin bez przerwy. Ostrzeliwano się z sąsiednich ogródków. Około godziny 16.00 wojska rządowe zaczęły strzelać z wylotu ulicy Matejki w kierunku naszej ambasady z małej armatki 37 mm, uszkadzając filar wejściowy. Sztachety przed gmachem zostały w kilku miejscach rozerwane [...]. W tej samej chwili odnieśliśmy wrażenie, że front oddala się w kierunku Belwederu.
Warszawa, 13 maja
Jules Laroche, Polska lat 1926–1935. Wspomnienia ambasadora francuskiego, Warszawa 1966, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.