Gdańsk jest niemieckim miastem i chce się połączyć z Niemcami. [...] Przedstawiłem więc rządowi polskiemu następującą propozycję: Gdańsk powraca jako wolne miasto do Rzeszy Niemieckiej, Niemcy uzyskują do własnej dyspozycji autostradę i linię kolejową przez korytarz [pomorski] o takim samym charakterze eksterytorialnym, jaki ma korytarz dla Polski. W zamian za to Niemcy są gotowe: uznać w Gdańsku wszelkie prawa gospodarcze Polski, zagwarantować Polsce w Gdańsku wolny port o dowolnej wielkości wraz z całkowicie wolnym dostępem do niego, uznać w ten sposób granice między Niemcami a Polską za ostateczne i zaakceptować je, zawrzeć z Polską 25-letni pakt o nieagresji, a więc pakt, którego żywot byłby o wiele dłuższy niż mój własny, oraz zagwarantować wspólnie przez Niemcy, Polskę i Węgry niepodległość państwa słowackiego, co praktycznie oznaczałoby wyrzeczenie się wszelkiej jednostronnej dominacji niemieckiej na tym obszarze.
Rząd polski odrzucił tę moją propozycję [...], ale nie to jest jednak decydujące; najgorsze jest to, że obecnie również Polska — podobnie jak przed rokiem Czechosłowacja — sądzi, pod naciskiem zakłamanej nagonki prowadzonej na całym świecie, że musi przystąpić do mobilizacji, mimo że Niemcy ze swej strony nie powołały ani jednego żołnierza i że nawet przez myśl im nie przeszło wystąpić w jakikolwiek sposób przeciw Polsce. [...]
Ordynarne przypisywanie obecnie Niemcom przez prasę światową agresywnych zamiarów doprowadziło do znanych panom tak zwanych propozycji gwarancji i do zobowiązania się przez rząd polski do wzajemnej pomocy. Zobowiązania te zmusiłyby Polskę, w określonych okolicznościach, do zbrojnego wystąpienia przeciw Niemcom w razie konfliktu Niemiec z jakimkolwiek innym mocarstwem, który ze swej strony spowodowałby przystąpienie Anglii do wojny. [...]
W związku z tym uważam, iż zawarty swego czasu przeze mnie i marszałka Piłsudskiego układ [polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy z 1934 roku] został przez Polskę jednostronnie pogwałcony i wobec tego już nie obowiązuje.
Berlin, 28 kwietnia
Dokumenty z dziejów polskiej polityki zagranicznej 1918–1939, t. 2: 1933–1939, pod. red. nauk. Tadeusza Jędruszczaka i Marii Nowak-Kiełbikowskiej, Warszawa 1996.
Przestrzeń życiowa proporcjonalna do wielkości państwa jest podstawą potęgi. [...] Wytyczenie granic posiada decydujące znaczenie militarne. Polacy nie mogą być uważani za „dodatkowych wrogów”. Polska będzie zawsze po stronie naszych nieprzyjaciół. Mimo traktatów przyjaźni, Polska zawsze skrycie dążyła do wykorzystania każdej sposobności, by nam zaszkodzić.
Gdańsk nie jest bynajmniej przedmiotem zatargu. Idzie tu o rozszerzenie naszej przestrzeni życiowej na Wschodzie, o zapewnienie środków żywności, o załatwienie problemu bałtyckiego. Środki żywności mogą pochodzić jedynie z obszarów słabo zaludnionych. Pomijając naturalną żyzność ziemi, gruntowna niemiecka eksploatacja zwiększy niezmiernie nadwyżki żywnościowe. [...]
Jeżeli los zmusi nas do konfliktu z Zachodem, posiadanie dużych terenów na Wschodzie będzie bardzo pożyteczne [...]. Ludność terenów nieniemieckich nie będzie służyła w wojsku, lecz zostanie użyta jako siła robocza. [...]
Nie może być mowy o oszczędzaniu Polski i pozostaje nam decyzja: zaatakować Polskę przy pierwszej dogodnej sposobności.
Berlin, 23 maja
Dokumenty z dziejów polskiej polityki zagranicznej 1918–1939, t. 2: 1933–1939, pod. red. nauk. Tadeusza Jędruszczaka i Marii Nowak-Kiełbikowskiej, Warszawa 1996.
Atak przeciwko Polsce powinien być przeprowadzony zgodnie z przygotowaniem do „Fall Weiss”, ze zmianami dotyczącymi armii lądowej w związku z zakończoną w międzyczasie koncentracją. Podział zadań i cel operacji pozostają niezmienione.
Dzień ataku: 1 września 1939. Czas ataku: godzina 4 minut 45.
Czas ten obowiązuje również dla operacji w Gdyni, Zatoce Gdańskiej i przy moście w Tczewie.
Berlin, 31 sierpnia
Wojna obronna Polski 1939. Wybór źródeł, oprac. Mieczysław Cieplewicz, Warszawa 1968.
Sytuacja między Rzeszą Niemiecką a Polską jest obecnie tego rodzaju, że każdy dalszy incydent może doprowadzić do wybuchu w szeregach wojsk zajmujących pozycje po obu stronach. Jakiekolwiek rozwiązanie pokojowe musi być tak ułożone, by przy następnej sposobności okoliczności powodujące ten stan rzeczy nie mogły się powtórzyć. [...]
Z tych rozważań wynikają następujące praktyczne propozycje:
1. Wolne Miasto Gdańsk wraca na podstawie swego czysto niemieckiego charakteru oraz jednomyślnej woli swej ludności niezwłocznie do Rzeszy Niemieckiej.
2. Obszar tak zwanego Korytarza, od Bałtyku do linii Kwidzyn–Grudziądz–Chełmno–Bydgoszcz (włączając tu te miasta), a potem na zachód mniej więcej od Trzcianki, sam rozstrzygnie o swojej przynależności do Niemiec lub do Polski.
Berlin, 31 sierpnia
Dokumenty z dziejów polskiej polityki zagranicznej 1918–1939, t. 2: 1933–1939, pod. red. nauk. Tadeusza Jędruszczaka i Marii Nowak-Kiełbikowskiej, Warszawa 1996.
Z Berlina otrzymujemy niemiecki komunikat, streszczający wypadki ostatnich dni, jak również propozycje uczynione Polsce, które są umiarkowane, ale jest coś niejasnego w postępowaniu niemieckim. Propozycje są rzekomo składne, ale uznane są za nieważne w chwili, w której zostały zrobione. [...]
Atak ma nastąpić dziś w nocy, ponieważ wyznaczono dzień 31 sierpnia w komunikacie niemieckim jako ostatni termin dla ewentualnych negocjacji. Mimo to Duce [Benito Mussolini] sądzi, że istnieje jeszcze możliwość dyskutowania. Ja jej nie widzę. Komunikat niemiecki dla mnie jest pobudką oznajmiającą początek wojny.
W nocy Magistrati [radca ambasady włoskiej w Berlinie] mówi mi, że w Berlinie rozdają darmo na ulicach pisma z grubym napisem: „Polska odmówiła — atak rozpocznie się”.
Rzym, 31 sierpnia
Galeazzo Ciano, Pamiętniki 1939–1943, Warszawa 1991.
Państwo polskie nie zgodziło się na pokojowe ułożenie stosunków, tak jak sobie tego życzyłem, i odwołało się do oręża. Niemcy zamieszkali w Polsce są prześladowani, stosuje się wobec nich krwawy terror i wyrzuca z ich własnych domów. Szereg wypadków pogwałcenia granicy, których nie może tolerować wielkie mocarstwo, świadczy o tym, że Polska nie zamierza już uszanować granic Rzeszy.
Aby położyć kres temu obłędowi, nie mam innego wyboru, jak odpowiedzieć siłą na siłę. Armia niemiecka będzie z całą stanowczością walczyć nieugięcie o honor i żywotne prawa odrodzonych Niemiec. Spodziewam się, że każdy żołnierz, pomny wielkich tradycji odwiecznych cnót żołnierskich Niemiec, będzie zawsze świadom, iż reprezentuje Narodowo-Socjalistyczne Wielkie Niemcy. Niech żyje nasz lud, niech żyje nasza Rzesza.
Berlin, 1 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Lekka mgła leży nad Nowym Portem, gdy o godzinie 4.40, 1 września 1939 dzień wstaje z oparów, które snują się nad wodą i lasem. Gdy już można rozpoznać brzeg i domy, wolno, niczym widmo, opuszcza stary pancernik swoje miejsce postoju, steruje pośrodku Wisłoujścia w kierunku Westerplatte, które leży tu cicho, czatując ze swym lasem, betonowymi bunkrami, stanowiskami zapasowymi, gniazdami karabinów maszynowych, pozornie nieszkodliwe...
Dzielny „Schleswig-Holstein” steruje na swą pozycję wyjściową — wielki, szary okręt z wysokimi nadbudówkami, wąskimi kominami, groźnymi 28-centymetrowymi wieżami na dziobie i rufie. O 4.45 oddalony jest jeszcze tylko o 100–200 metrów od niebezpiecznej polskiej bazy. Panuje zupełny bezruch, tylko w pobliżu kur zapowiada ranek. W momencie, gdy napięcie na pokładzie osiąga punkt szczytowy, naraz przeraźliwie dźwięczą dzwonki alarmowe: „Salwa!”.
Westerplatte, 1 września
Zbigniew Flisowski, Tu, na Westerplatte, Warszawa 1989.
Biegniemy rozproszeni w tyralierę pod huraganowym ogniem karabinów maszynowych nieprzyjaciela. [...] Odcinek, który przebywamy zbliżając się do koszar, jest osłonięty lasem. Przy koszarach dołączają do nas trzej strzelcy i razem biegniemy w kierunku stanowisk, od celu dzieli nas około 300 metrów odkrytego pola. [...] Placówkę na południu Westerplatte objęliśmy o godzinie 4.55. [...] Z okopów widzimy, jak po drugiej stronie Wisły żołnierze [...], obsadziwszy dachy i wieże, obserwują skuteczność swojego ognia.
Westerplatte, 1 września
Zbigniew Flisowski, Tu, na Westerplatte, Warszawa 1989.
Obudziły nas strzały i dochodzące z ulicy wołania: „Fenster zumachen!” [Zamykać okna!]. Przez okno zobaczyłem, że na dole krążą liczne samochody policyjne. Po chwili wtargnęli do naszego mieszkania czterej uzbrojeni szturmowcy SA [...]. Kazali nam się ubrać, po czym wyprowadzono ojca, mnie oraz moich dwóch braci na ulicę [...]. Potem zostaliśmy wszyscy skierowani do Viktoriaschule.
Podczas marszu zebrana na chodnikach ludność pluła na nas i obrzucała wyzwiskami. Rozległy się nawet okrzyki: „Wohin führt ihr sie? Erschiesst doch die Pollacken!” [Dokąd ich prowadzicie? Zastrzelcie tych Polaczków!]. [...] Im bliżej było śródmieścia, tym bardziej rósł krzyczący i wyzywający nas tłum. Szczególną zajadłością odznaczali się chłopcy z Hitlerjugend, krzyczący: „Niederschiessen! Niederschiessen!” [Rozstrzelać!].
Gdańsk, 1 września
Gdańsk 1939. Wspomnienia Polaków-Gdańszczan, wybór i oprac. Brunon Zwarra, Gdańsk 1984.
Obudził nas w piątek o świcie warkot silników samolotowych, lecących od strony zachodniej, od Babic, ku wschodowi, w stronę osiedla robotniczego na Kole.
Ciemne płaty i kadłuby samolotów, ich warkot, przypominający mruczenie kota, wreszcie oderwanie się dwóch bomb lotniczych, jak się wydawało, niemal nad naszymi głowami o jakie tysiąc metrów, przykuło nasze oczy i słuch. Patrzyliśmy jak urzeczeni! [...] Wybuch i słup piachu o kilkadziesiąt metrów od nas nastąpiły natychmiast po sobie. [...] Wojna rozpoczęta!
Warszawa, 1 września
Stefan Radliński, zbiór rękopisów Archiwum Państwowego m.st. Warszawy, sygn. 316.
Proszę Pana Ambasadora o zawiadomienie rządu, przy którym jest Pan akredytowany, że pomimo współpracy polskiej w inicjatywie Wielkiej Brytanii, znanej rządom alianckim, wojska niemieckie zaatakowały o świcie terytorium polskie, zaś jednocześnie lotnictwo bombardowało wiele miejscowości.
Rząd polski, zdecydowany bronić niepodległości i honoru Polski do końca, wyraża przekonanie, że zgodnie z istniejącymi traktatami otrzyma w tej walce natychmiastową pomoc aliantów.
Warszawa, 1 września
Dokumenty z dziejów polskiej polityki zagranicznej 1918–1939, t. 2: 1933–1939, pod. red. nauk. Tadeusza Jędruszczaka i Marii Nowak-Kiełbikowskiej, Warszawa 1996.
Niemcom udało się gmach poczty oblać benzyną i wszystko się paliło tak, że gazy nas w piwnicy zaduszały. Postanowiliśmy z powodu przewagi hitlerowskiej poddać się. Gdy wołaliśmy, że się poddajemy, Niemcy na to nie zważali i dalej atakowali. [...] Naczelnik Wąsik wyszedł z białym ręcznikiem do bramy, ale dostał serię strzałów w pierś i padł. Płomienie były coraz większe i gaz coraz bardziej dusił. Zdecydowałem się przez ten ogień przeskoczyć i tak udało mi się zbiec.
Gdańsk, 1 września
Spuścizna Janiny Skowrońskiej-Feldmanowej, Archiwum UJ, sygn. DLXXXVI/13.
Żołnierze, Niemiec — odwieczny nasz wróg — napadł dnia 1 września 1939 roku na Rzeczpospolitą, naruszając całą naszą granicę.
Nadszedł czas wypełniania naszego żołnierskiego obowiązku.
Żołnierze. Walczycie o istnienie i przyszłość Polski.
Za każdy krok zrobiony w Polsce musi wróg drogo zapłacić swoją krwią.
Każdy z nas, ufny w słuszność naszej sprawy i sprawiedliwość, musi zdobyć się na najwyższy wysiłek, by jak najtwardziej wypełnić rozkaz obowiązku i honoru. Bez względu na długotrwałość wojny i poniesione ofiary, ostateczne zwycięstwo będzie należało do nas i do naszych sprzymierzeńców.
Warszawa, 1 września
Wojna obronna Polski 1939. Wybór źródeł, oprac. Mieczysław Cieplewicz, Warszawa 1968.
Z bardzo daleka dochodził wibrujący pomruk samolotów. Potężniał, aż wreszcie w przerwie między chmurami pojawiła się eskadra. Jedna, druga i następne... Nie było wątpliwości — niemieckie! Szły z kierunku północnego prosto na Poznań, a po chwili detonacje i huk armat przeciwlotniczych usunęły wszelkie inne domniemania. Złudzeń już nie było. Czarne krzyże wtargnęły na głębokie tyły i prawie bezkarnie siały spustoszenie i śmierć. [...]
Wiadomości nadane przez radio donosiły, że moloch narzuconej nam wojny szeroko i głęboko rozpostarł swe skrzydła nad Polską i druzgotał wszystko, co tylko było możliwe. [...] Nie mieliśmy wątpliwości co do własnych możliwości — byliśmy słabsi.
Poznań, 1 września
Stanisław Jakiel, Wrzesień zwiadowców 58 Pułku Piechoty Wlkp., Poznań 1989.
O godzinie 14.45 niemiecki pułk pancerny przekroczył polski rów graniczny. Wkrótce czołgi przejechały własną pierwszą linię i pierwsze polskie kule zabębniły o pancerze. Wtem na prawo rozległ się potężny huk. [...] Sąsiedni czołg został rozerwany z przodu przez artyleryjski pocisk. Gęsta, czarna chmura dymu podnosi się z wieży jak fontanna. No, ci nie zdążyli prawdopodobnie nawet zipnąć. Piasek i ziemia wytryskują dookoła czołgów. Polska artyleria strzelała nieźle. [...] W ogniu walki, rozrzuceni w dużych odstępach w natarciu, nie orientujemy się w stratach kompanii. [...] Błyskawica w mroku wnętrza wozu. Czyżby to były iskry? Możliwe, ale w chwili, gdy telegrafista przyszedł do zmysłów, widzi strzelca opadłego w dół, jego lewa ręka kurczowo zaczepiła o armatkę. Na podłodze wielka kałuża krwi. [...] Chwytam za opatrunki, czołgam się do przodu. Kierowca całą głowę i kark ma naszpikowane odłamkami. [...] Ostatnim wysiłkiem udaje mi się zepchnąć go z siedzenia do tyłu i zająć jego miejsce. [...] Silne uderzenie w pancerz wstrząsa na sekundę załogą. W skrzynce biegów coś zgrzyta. [...] Niech to diabli! Pocisk rozerwał gąsienicę!
Powiat mławski, 1 września
Ryszard Juszkiewicz, Bitwa pod Mławą 1939, Warszawa 1979.
Na obszarach okupowanych przez wojska niemieckie naczelni dowódcy poszczególnych armii objęli władze wykonawczą. Należy się stosować bezwzględnie do ich rozkazów oraz do zarządzeń wszystkich niemieckich władz wojskowych.
Siły zbrojne nie widzą w ludności cywilnej swego wroga. Wszystkie postanowienia prawa międzynarodowego będą szanowane. Życie gospodarcze kraju oraz administracja są nadal czynne lub będą odbudowane na nowo.
Złożenie pracy jest wzbronione, bierny opór oraz sabotaż wszelkiego rodzaju będą uważane za czynność wrogą, skierowaną przeciw niemieckim siłom zbrojnym — i zwalczać się je będzie wszelkimi środkami.
Zossen pod Berlinem, Kwatera Główna, 1 września
Okupacja i ruch oporu w dzienniku Hansa Franka 1939–1945, t. 1: 1939–1942, oprac. Lucjan Dobroszycki et al., Warszawa 1970.
Informacje, które nadeszły do Rządu Jego Królewskiej Mości w Zjednoczonym Królestwie i do Rządu Francuskiego wskazują, że siły niemieckie przekroczyły granicę polską i że mają miejsce ataki na miasta polskie.
W tych okolicznościach wydaje się Rządowi Zjednoczonego Królestwa i [Rządowi] Francji, że przez swoje działanie Rząd Niemiecki wytworzył warunki (mianowicie akt siły o charakterze agresji przeciw Polsce, zagrażający niepodległości tego kraju), które wymagają spełnienia przez Rządy Zjednoczonego Królestwa i Francji ich zobowiązania wobec Polski do udzielenia jej pomocy.
W następstwie tego, winienem poinformować Waszą Ekscelencję, że o ile Rząd Niemiecki nie byłby gotów udzielić Rządowi Jego Królewskiej Mości / Francji wystarczających zapewnień, że Rząd Niemiecki wstrzymał wszelkie działania agresywne przeciwko Polsce i gotów jest niezwłocznie wycofać swoje siły z terytorium polskiego, Rząd Jego Królewskiej Mości w Zjednoczonym Królestwie / Rząd Francuski bez wahania wypełnią swe zobowiązania w stosunku do Polski.
Londyn–Paryż–Berlin, 1 września
Henryk Batowski, Agonia pokoju i początek wojny. Sierpień-wrzesień 1939, Poznań 1984.
Dziękuję Panu, Duce, za Pana wszystkie wysiłki. Dziękuję Panu przede wszystkim także za Pana propozycje pośredniczenia. [...] Rząd Polski, gdyby tylko miał najmniejszy zamiar załatwienia sprawy na drodze przyjaznej, zawsze miał to możność uczynić. Rząd ten jednak odrzucił możliwość nawet tylko wejścia na drogę do prawdziwego porozumienia, na której, tak jak się rzeczy miały, z ich strony byłyby potrzebne ustępstwa.
Berlin, 1 września
Henryk Batowski, Agonia pokoju i początek wojny. Sierpień-wrzesień 1939, Poznań 1984.
Koło godziny 16.00 minister [spraw zagranicznych Francji Georges] Bonnet dzwoni do mnie przez Bukareszt; nie możemy porozumieć się. W kilka minut później Adrien Thierry [ambasador Francji w Rumunii] telefonuje do mnie, aby powtórzyć to, co chciał mi zakomunikować minister: rząd włoski proponuje zwołanie konferencji międzynarodowej. Czy rząd polski przyjmie ten projekt? Samo przez się rozumie się, że konferencja nie odbędzie się bez jego zgody. [...] Proszę natychmiast o audiencję ministra [Józefa] Becka.
[...] Myślałem, że wie on o inicjatywie włoskiej. Oświadczył mi, że nic o niej nie słyszał, i wydaje się, że rzeczywiście tak było. Sprawdziłem później, że ani ambasador włoski w Warszawie, ani ambasador polski w Rzymie nie byli o niej powiadomieni. [...] Mogłem więc zawiadomić Becka, że wysunięty został projekt włoski zwołania konferencji międzynarodowej oraz zwrócić mu uwagę na znaczenie, które przykłada do niego rząd paryski, i na wagę dla Polski nieodrzucania od razu tej inicjatywy, dla zamanifestowania, że jest ona do końca wierna polityce pokojowej. [...] „Jesteśmy w pełnym toku wojny będącej wynikiem niesprowokowanej agresji — stwierdził minister spraw zagranicznych. — To nie o taką czy inną konferencję teraz chodzi, lecz o wspólną akcję sojuszników dla stawienia czoła agresji.”
Warszawa, 1 września
Léon Noël, Agresja niemiecka na Polskę, Warszawa 1966.
Siedzieliśmy z bratem na najwyższej morwie [...]. Nieoczekiwanie znad zielonej ściany naszych lip z hukiem i niesamowitym gwizdem przeleciała dosłownie nad naszymi głowami eskadra stalowych maszyn z czarnymi krzyżami na skrzydłach. Nie zdążyliśmy nawet obrócić za nimi głów, gdy za naszymi plecami odezwały się wybuchy. [...] Spojrzeliśmy w stronę rynku. Spod skrzydeł samolotów odrywały się ciemne, wrzecionowate kształty, które wybuchały, podnosząc z ziemi strzeliste słupy ognia. [...] Wyszków palił się w wielu miejscach.
Wpadłem do domu zziajany. [...] Gdy przyszedłem do siebie, zacząłem szybko mówić: „Tam wszystko się pali — domy, bóżnica, rzeźnik klęczy na chodniku z rozprutym brzuchem, Żydówka rozdaje towar za darmo...”. Zasapałem się. Zresztą, nie musiałem nic mówić. Z dala niósł się lament i trzask ognia. Wyszków rzęził jak ranione zwierzę, któremu nic już nie może pomóc.
Wojna wkroczyła do nas bez żołnierzy i armat.
Wyszków, 2 września
Eugeniusz Daszkowski, AW, sygn. II/3092.
Zostaliśmy zaatakowani, więc walczymy. [...]
Oświadczam Wysokiej Izbie, że rząd staje do dyspozycji Naczelnego Wodza z niezłomną wolą pokonania każdej przeszkody, stojącej w poprzek jego woli w dziele obrony państwa. (huczne oklaski) Szczegółowy i ścisły przebieg wydarzeń i ich ocena będą niebawem przedstawione opinii kraju w całej rozciągłości. Jesteśmy spokojni — spokojni o losy narodu i państwa.
Narzuconą nam wojnę wygramy, bo nauczył nas Józef Piłsudski, jak się zdobywa niepodległość i jak się jej broni. (huczne oklaski) Wojnę tę wygramy, bo na wezwania Pana Prezydenta pójdziemy do walki wszyscy — ramię przy ramieniu. (huczne oklaski)
Warszawa, 2 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1: 1939–1942, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Zebrała się, jak dnia poprzedniego, Izba Gmin [...]. Trzymam się jako tako, ale w duszy mam — jak mówią Francuzi — śmierć. Zza krzesła speakera wychodzi premier [Neville Chamberlain], gorąco witany. Atmosfera jest naelektryzowana, ale nie ta sama, co wczoraj, zdaje się napełniona podrażnieniem i niepokojem. Premier mówi cicho i wyraża przypuszczenie, że jeżeli Francja ujawniła wahanie w postawieniu ultimatum Hitlerowi, to być może zrobiła to „pod wpływem oczekiwania na rezultat pokojowej inicjatywy Mussoliniego”.
Izba wysłuchuje tych słów w niemym zdumieniu. Ale kiedy po premierze wstał poseł [Arthur] Greenwood, aby zająć stanowisko imieniem Partii Pracy, z różnych stron padają okrzyki: „Speak! Speak!” [Mów!], „Speak for Britain!” [Mów w imieniu Wielkiej Brytanii!]. Okrzyki te wychodzą od liberałów i konserwatystów. Greenwood mówi z największym umiarem, ale i z widocznym wzruszeniem. Dobiera słowa, aby wyrazić to, co wszyscy czują, a kiedy improwizując w pewnym momencie stwierdza, że wystąpienia po stronie polskiej wymaga „interes Wielkiej Brytanii” — z wielu ław podnoszą się głosy prostujące: „Honour!”.
Nastrój w Izbie jest tak stanowczy, a nawet gniewny, że w końcowych słowach premiera jest znaczne usztywnienie. Premier obiecuje na dzień następny, niedzielę 3 września, na godzinę 12.00 w południe, definitywną odpowiedź na dręczące wszystkich pytanie.
Londyn, 2 września
Edward Raczyński, W sojuszniczym Londynie. Dziennik ambasadora Edwarda Raczyńskiego 1939–1945, Londyn 1960.
Włochy, które oczywiście pozostawiają Führerowi podjęcie wszelkich decyzji, informują, że ciągle jeszcze mają możność zwołania konferencji z udziałem Francji, Anglii i Polski, na następujących zasadach:
1. Zawieszenie broni z pozostawieniem armii na zajmowanych przez nie obecnie pozycjach.
2. Zwołanie konferencji w ciągu 2–3 dni.
3. Rozstrzygnięcie sporu polsko-niemieckiego w sposób, który wobec istniejącej sytuacji byłby oczywiście korzystny dla Niemiec. [...]
Gdańsk jest już niemiecki i Niemcy zabezpieczyli już większą część swych żądań; co więcej — otrzymali nawet „moralną satysfakcję”. Godząc się na proponowaną konferencję, osiągną wszystkie swoje cele i w ten sposób zapobiegną wojnie, która grozi przekształceniem się w niezwykle długą wojnę światową.
Berlin, 2 września
Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej na arenie międzynarodowej. Zbiór dokumentów, red. Tadeusz Cieślak i inni, Warszawa 1965.
Polska jest naszym sojusznikiem. Zawarliśmy z nią układy w latach 1921 i 1925. Układy te zostały potwierdzone. [...] Zostały one jeszcze wzmocnione na skutek ostatnich wydarzeń i w ich konsekwencji Francja znajduje się natychmiast u boku Polski, skoro ta chwyci za broń. Polska stała się przedmiotem agresji jak najbardziej niesłusznej i jak najbardziej brutalnej. Narody, które zagwarantowały jej niepodległość, są zobowiązane do bronienia jej. [...]
Nie chodzi tu jedynie o honor naszego kraju. Chodzi tu również o ochronę jego żywotnych interesów. Albowiem, gdyby Francja pozwoliła na dopełnienie się tej agresji, nie omieszkałaby stać się Francją pogardzaną, Francją izolowaną, Francją zdyskredytowaną, bez sprzymierzeńców i bez poparcia i nie wątpcie, że wkrótce narażoną na straszliwy atak. [...]
Jeżeli nie wypełnimy naszych zobowiązań, jeżeli pozwolimy Niemcom zmiażdżyć Polskę, za kilka miesięcy, być może za kilka tygodni, trzeba będzie na nowo stanąć w obliczu agresji.
Paryż, 2 września
Lech Wyszczelski, O czym nie wiedzieli Beck i Rydz-Śmigły, Warszawa 1989.
Znienawidzone słowo „wojna” zostało wypowiedziane przez Anglię jako zrealizowanie jej gwarancji i wyraz niezłomnej chęci obrony Polski, a tym samym obrony wolności Europy. [...]
Przez 54 godziny Polska stała sama u wrót cywilizacji, broniąc nas i wszystkich wolnych narodów, wszystkiego, co jest nam drogie. Stała z bezprzykładną dzielnością, z epickim heroizmem, nim chwiejni przyjaciele przyszli jej z pomocą. Pozdrawiamy Polskę jako towarzysza, którego nie opuścimy. [...] W tej tytanicznej walce, bez precedensu w historii świata, hitleryzm musi być ostatecznie zniszczony.
Londyn, 3 września
Maria Turlejska, Prawdy i fikcje. Wrzesień 1939 – grudzień 1941, Warszawa 1966.
O godzinie 12.00 nadeszła wiadomość, która przyprawiła nas o szał radości. Anglia wypowiedziała wojnę Niemcom. Spiker drżącym ze wzruszenia głosem wołał na cały świat tę radosną nowinę, a my samochodem transmisyjnym pojechaliśmy natychmiast na Nowy Świat pod ambasadę brytyjską. Na wiadomość o przystąpieniu Anglii do wojny — kto żyw pędził pod ambasadę. Kiedy przybyliśmy na miejsce, już było tam kilka tysięcy ludzi i wciąż przybywali nowi. [...] Mało kto znał hymn brytyjski, więc ludzie śpiewali: „Jeszcze Polska...”, Warszawiankę — i wołali, ile sił w piersi: „Niech żyje Anglia!”.
[...] Tłum oszalał po prostu — ludzie krzyczeli bezładnie, ściskali się, rzucali się sobie na szyję. [...]
Ktoś krzyknął: „Śmierć najeźdźcom” — tłum podchwycił to i w kilka sekund z tysięcy piersi zerwał się podobny do grzmotu krzyk. Wołałem do mikrofonu: „Halo, halo, tu Warszawa — niech słucha cała Polska, niech słucha cała Europa, niech słucha cały świat. Gniew ludu polskiego jest straszny”. — Odpowiedział mi nowy krzyk tłumów.
Warszawa, 3 września
Józef Małgorzewski, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 10600.
Jadąc do ambasady brytyjskiej na Nowym Świecie, trzeba było przepychać się krok za krokiem przez nieprzebrane tłumy ludności walącej w tym samym kierunku. Znaczny odsetek mieszkańców Nalewek [Żydów], biorących udział w tym pochodzie, dodawał kolorytu i wesołej ekscytacji. Minister [Beck] był przedmiotem niekończących się owacji i radosnych okrzyków. [...]
Ambasador oczekiwał ministra przy wejściu, w otoczeniu wszystkich współpracowników. [...] Podczas gdy Beck rozmawiał z [Howardem] Kennardem, omawialiśmy z Anglikami przebieg wojny, a Hankey wyraził więcej niż przypuszczenie, bo chyba pewność, że dziś jeszcze RAF zacznie naloty na Niemcy, „In the first place the Ruhr” [W pierwszej kolejności Zagłębie Ruhry]. „Oby, oby” — powiedział Beck, gdy mu potem o tym wspomniałem.
Warszawa, 3 września
Paweł Starzeński, Trzy lata z Beckiem, Warszawa 1991.
Jest alarm, ale nikt się nie chowa, tylko patrzą, czy widać jakiś samolot. Ja nic nie widzę, choć słyszę dalekie detonacje. Nagle kilka krótkich serii z karabinu maszynowego, gdzieś bardzo blisko. Z Piusa wyjeżdża mały wojskowy samochód otwarty, z ustawionym karabinem maszynowym wycelowanym w niebo. To oni strzelali do samolotu. Za samochodem biegnie sporo ludzi, krzycząc: „Zestrzelili niemiecki samolot, zestrzelili Niemców, samolot spadł na Powiśle! Niech żyją nasi żołnierze!”. Samochód skręca w Marszałkowską w kierunku Koszykowej, ale publiczność, której nagle zebrał się duży tłum, zatrzymuje ich, zagradza przejazd, wiwatuje, krzyczy, raduje się.
Warszawa, 3 września
Stanisław Bukowski, zbiór rękopisów Archiwum Państwowego m.st. Watszawy, sygn. 25.
Stoję w bramie szkoły, aż tu dobiega do mnie gromadka cywili Polaków i krzyczy w podnieceniu: „Panie poruczniku, na wieży pobliskiego kościoła są niemieccy cywile i silnie strzelają, że nie można podejść”. Był w tym momencie przy mnie podoficer sanitarno-weterynaryjny i na wydane polecenie zabrał najbliższych kilku żołnierzy. Niemcy, widząc że atakuje wojsko, zaraz się poddali. Ulicą były prowadzone całe oddziały dywersantów z podniesionymi rękami — to robota kolejarzy, harcerzy i wojska.
Bydgoszcz, 3 września
Bydgoszcz 3–4 września 1939. Studia i dokumenty, red. Tomasz Chińciński, Paweł Machcewicz, Warszawa 2008.
Oczekujemy, że armia polska w ciągu kilku tygodni zostanie całkowicie rozbita. Terytorium, które w Moskwie ustaliliśmy jako niemiecką strefę interesów, będzie więc przez nas okupowane militarnie. Ale z przyczyn wojskowych będziemy musieli wkroczyć na te tereny polskie, które należą do rosyjskiej strefy interesów, by ścigać jednostki armii polskiej.
Proszę omówić tę sprawę natychmiast z Mołotowem i ustalić, kiedy Związek Sowiecki uzna za konieczne, żeby rosyjskie siły zbrojne zostały użyte do działań przeciwko polskim siłom zbrojnym w rosyjskiej strefie interesów, w celu wejścia w posiadanie tego terytorium. Dla nas byłoby to nie tylko odciążenie, lecz także działanie w duchu moskiewskich porozumień, leżące w sowieckim interesie.
Berlin, 3 września
Agresja sowiecka na Polskę 17 września 1939 w świetle dokumentów, t. 1–3, red. Czesław Grzelak, Stanisław Jaczyński, Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1994–96.
W niedzielę już od rana był alarm. [...] Samoloty krążyły nisko, rzucając bez przerwy bomby. [...] Ojciec zdecydowanym tonem oświadczył, że natychmiast uciekamy. [...] Gdy wyszliśmy z krętaniny ogrodów na ulicę, ujrzałam widok jedyny w swoim rodzaju [...]. Z bocznych ulic ciągnęli ludzie — kobiety, mężczyźni i dzieci, pieszo lub na wózkach albo wozach, wyładowanych zabranymi naprędce gratami wszelkiego rodzaju. Wszystko to przewalało się olbrzymią masą, niepohamowanie parło naprzód gęstymi, ciasnymi szeregami. Powiększały się one z minuty na minutę, zewsząd nadciągały nowe gromady. [...]
Znaleźliśmy się na szosie. [...] Kurz i spiekota były nie do zniesienia. [...] Droga stawała się coraz uciążliwsza, mijały nas auta i motocykle z wojskowymi i cywilami, szosa zaczęła się też zapełniać chłopskimi wozami — z każdej zagrody wyjeżdżano w pośpiechu.
Zduńska Wola, 3 września
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, Ośrodek KARTA, Warszawa 2008.
Łatwo jest wam i mnie wzruszyć ramionami i powiedzieć, że konflikty mają miejsce tysiące mil od półkuli amerykańskiej i nie mogą poważnie zagrozić Ameryce i to, co Stany Zjednoczone powinny zrobić, to po prostu zignorować je i zająć się własnymi sprawami. Choć byśmy chcieli trzymać się z dala od tego, emocjonalnie jesteśmy zmuszeni przyznać, że każde słowa, każdy okręt, który płynie po morzu, każda bitwa wpływa na przyszłość Ameryki. [...] Ten kraj pozostanie neutralny, lecz nie mogę prosić, aby każdy Amerykanin pozostał neutralny w myślach. Nawet osoba neutralna musi uwzględniać fakty. Osoba neutralna nie może być proszona, aby przestała myśleć lub pozbyła się sumienia.
Waszyngton, 3 września
Longin Pastusiak, Pół wieku dyplomacji amerykańskiej 1898-1945, Warszawa 1974.
Walczymy w tej chwili na całym froncie z głównymi siłami niemieckimi, broniąc każdej piędzi naszej ziemi. Nawet załoga Westerplatte walczy w dalszym ciągu.
Wroga akcja całej masy niemieckiej siły lotniczej staje się coraz brutalniejsza. [...]
Rząd polski przypomina artykuł 1 porozumienia o wzajemnej pomocy pomiędzy Zjednoczonym Królestwem a Polską, w którym każda umawiająca się Strona podejmuje się dać drugiej umawiającej się Stronie w wypadku agresji „natychmiast” — „całe poparcie i pomoc [będącą] w jego mocy”, i ma nadzieję otrzymać bezzwłoczną wiadomość o decyzji powziętej w tej sprawie przez rząd Jego Królewskiej Mości.
Londyn, 3 września
Dokumenty z dziejów polskiej polityki zagranicznej 1918-1939, t. 2, Warszawa 1996.
W oświadczeniu, jakie miałem zaszczyt złożyć Panu w dniu 1 września, poinformowałem Pana z polecenia Sekretarza Stanu do Spraw Zagranicznych Jego Królewskiej Mości, że Rząd Jego Królewskiej Mości w Zjednoczonym Królestwie wypełni niezwłocznie swe zobowiązania wobec Polski, jeżeli Rząd Niemiecki nie okaże gotowości udzielenia Rządowi Jego Królewskiej Mości w Zjednoczonym Królestwie zadowalających gwarancji wstrzymania przez Rząd Niemiecki wszelkich agresywnych działań przeciw Polsce i wycofania niezwłocznie swych sił zbrojnych z obszaru Polski.
Mimo że od chwili złożenia tego oświadczenia minęły już przeszło 24 godziny, nie wpłynęła żadna odpowiedź, natomiast wzmagały się ataki na Polskę. W związku z tym mam zaszczyt poinformować Pana, że jeśli najpóźniej do dziś, dnia 3 września, do godziny 11.00 przed południem brytyjskiego czasu letniego Rząd Niemiecki nie udzieli, a Rząd Jego Królewskiej Mości w Londynie nie otrzyma zadowalającego zapewnienia we wspomnianym wyżej sensie, od tej godziny istnieć będzie stan wojny między obu krajami.
Berlin, 3 września
Prawo międzynarodowe i historia dyplomatyczna. Wybór dokumentów, oprac. Ludwig Gelberg, t. 2, Warszawa 1958.
Udałem się z dokumentem o wypowiedzeniu przez Wielką Brytanię wojny Niemcom do Kancelarii Rzeszy, gdzie oczekiwali mnie [Adolf] Hitler i [Joachim von] Ribbentrop. Obaj spojrzeli na mnie z napięciem. Stanąłem w pewnej odległości od biurka Hitlera i przetłumaczyłem mu powoli ultimatum brytyjskiego rządu. Gdy skończyłem, zapanowała głęboka cisza. [...] Hitler siedział jak skamieniały i patrzył przed siebie. Nie był zmieszany — jak później twierdzono, ani nie wpadł we wściekłość — jak chcieli inni. Siedział w całkowitym milczeniu i bezruchu. Po chwili — wydawała mi się ona wiecznością — zwrócił się do Ribbentropa, który jakby skamieniały stał nadal przy oknie. „Co teraz?” — zapytał Hitler swego ministra spraw zagranicznych z błyskiem wściekłości w oczach, jakby chciał w ten sposób wyrazić, że Ribbentrop fałszywie informował o reakcji Anglików. Ribbentrop odpowiedział cicho: „Sądzę, że w najbliższym czasie Francuzi wręczą równobrzmiące ultimatum”.
Berlin, 3 września
Lech Wyszczelski, O czym nie wiedzieli Beck i Rydz-Śmigły, Warszawa 1989.
Tłum warszawiaków zbierał się przed naszą ambasadą. Napływ był tak wielki, że ruch kołowy stał się niemożliwy. Reprezentowane były wszystkie klasy społeczne. Młodzi i starzy, studenci, kobiety, robotnicy, mieszczanie i intelektualiści gromadzili się tysiącami przed oknami pałacu na Frascati. [...] Padały okrzyki na cześć Francji i jej przedstawiciela, śpiewano poszczególne zwrotki Marsylianki.
Były to sceny nie do opisania, a tłum stawał się tak wielki, że trzeba było zamknąć bramy pałacu, aby uniknąć jego zalewu. [...] Manifestanci wywoływali ambasadora. Stanąłem na chwilę w jednym z okien, dziękując gestem i kilku słowami. [...] Wojna francusko-niemiecka rozpoczęła się. Jakaż ulga dla sumienia, a jaka trwoga w sercu!
Warszawa, 3 września
Léon Noël, Agresja niemiecka na Polskę, Warszawa 1966.
Pod przewodnictwem majora Kierasińskiego odbył się sąd polowy [w sprawie dywersji z 3 września] przy udziale dwóch ławników, z których jeden był sierżantem. Ja byłem sekretarzem. Niemcy wzywani byli kolejno. Na pytania stawiane w języku polskim nie odpowiadali. Nie dowiedzieliśmy się więc od nich nic, ani skąd mieli broń, kto był ich dowódcą, jakie mieli zadanie. Sąd odbywał się w sali karczmy w Otorowie. Wyrokiem sądu polowego wszyscy w liczbie 29 skazani zostali na karę śmierci przez rozstrzelanie.
Otorowo k. Bydgoszczy, 4 września
Bydgoszcz 3–4 września 1939. Studia i dokumenty, red. Tomasz Chińciński, Paweł Machcewicz, Warszawa 2008.
Około godziny 6.00 zatrzymaliśmy się w Piotrowicach, małej miejscowości przed Katowicami. [...] Do miasta mogliśmy wejść dopiero w godzinach popołudniowych. Tym samym rozpoczął się dla mnie wzniosły moment, w którym na czele naszej kolumny, wraz z szefem mojej kompanii, mogłem wkroczyć do wyzwolonego miasta. [...] Było doprawdy zachwycające, ilu niemieckich katowiczan oblegało nasze pojazdy, a na nas spadał prawdziwy deszcz kwiatów i czekolady. Przyjęci w ten sposób dojechaliśmy do dworca. Gdy ja sam wjechałem do przejścia pod torami kolejowymi, zostaliśmy nagle ostrzelani ze wszystkich stron.
Katowice, 4 września
Katowice we wrześniu '39, oprac. Grzegorz Bębnik, Katowice 2006.
Powiedziałem ambasadorowi [Raczyńskiemu], że w pełni rozumiemy, jakie muszą być uczucia jego rządu i społeczeństwa wskutek tego okrutnego nacisku, na który zostali wystawieni i że nie muszę ponawiać przed nim naszej decyzji, co do której jestem pewien, że jest w pełni podzielana przez rząd Francji, aby uczynić wszystko, co leży w naszej mocy, dla dopomożenia Polsce tak szybko, jak będziemy mogli. Jednakże, jakkolwiek uznając i odczuwając to wszystko, co ambasador mówił, musimy przede wszystkim mieć wyraźnie na oku nasz główny cel, którym jest klęska Niemiec, a wprawdzie ja nie jestem uprawniony do wypowiadania sądów o problemie wojskowym, ale uważałbym za niewłaściwe wywieranie nacisku na czynniki wojskowe, nasze czy francuskie, by one podjęły akcję, która ich zdaniem raczej zmniejszyłaby niż zwiększyła możliwość dokonania w możliwie najwcześniejszym terminie presji na Niemcy. Ambasador uznał oczywiście słuszność tego argumentu, ale tym niemniej ponownie wskazał na efekt, który z każdym dniem, gdy trwa obecny stan rzeczy, wywiera wpływ na obecny stan w Polsce. Obiecałem mu, że niezwłocznie przekażę jego słowa odpowiednim czynnikom.
Londyn, 4 września
Henryk Batowski, Ze stosunków polsko-brytyjskich we wrześniu 1939 r., „Sprawy Międzynarodowe” nr 9/1971.
Ubiegłej nocy eskadry RAF-u odbyły dalekie loty rozpoznawcze nad północnymi i zachodnimi obszarami Niemiec. W ich trakcie nie doszło do walk z samolotami wroga. Na Niemcy zrzucono ponad 6 milionów ulotek, zawierających angielski apel do ludności Niemiec.
Londyn, 4 września
Janusz Piekałkiewicz, Wojna w powietrzu 1939-1945, Janki 2001, przeł. Paweł Seydak.
W tej wojnie my nie walczymy przeciw narodowi niemieckiemu, wobec którego nie żywimy nieprzyjaznych uczuć, lecz przeciw reżimowi tyranii i krzywoprzysięstwa, który zdradził nie tylko własny naród, lecz także całą cywilizację zachodnią i to wszystko, co jest drogie wam i nam.
Londyn, 4 września
Henryk Batowski, Ze stosunków polsko-brytyjskich we wrześniu 1939 r., „Sprawy Międzynarodowe” nr 9/1971.
Jak i uprzednio, nie należy atakować Francji. Podobnie nie należy reagować na znamienną okoliczność, że na froncie niemiecko-francuskim nie padł dotąd żaden strzał, mimo iż komunikat francuski głosi, że działania wojenne na wodzie, lądzie i w powietrzu już się rozpoczęły. [...]
W informacjach o Francji należy szczególnie podkreślać, że naród francuski wplątany został w wojnę przez Anglię.
Berlin, 5 września
Prawo międzynarodowe i historia dyplomatyczna. Wybór dokumentów, oprac. Ludwik Gelberg, t. 2, Warszawa 1958.
Rząd Rzeczpospolitej Polskiej zwraca się niniejszym do wszystkich obywateli państwa o zachowanie spokoju w chwili, kiedy sytuacja wymaga wydania zarządzeń ochronnych.
Rząd zapewnia całą ludność, że pod rozkazami Naczelnego Wodza będzie z największym natężeniem sił i niezachwianą wiarą w zwycięstwo Polski i jej sprzymierzeńców prowadził dzieło obrony państwa do końca.
Warszawa, 6 września
„Robotnik” nr 248, z 6 września 1939.
Opuszczanie Warszawy w warunkach niepewności co do dalszych losów stolicy budziło uczucie ciężkie i ponure. Potęgował je widok uchodźców na ciemnych, brudnych i zatłoczonych ulicach, wiodących ku mostowi Poniatowskiego. [...] Szosa Warszawa–Siedlce była zapełniona samochodami, wozami konnymi, a nawet uchodźcami pieszymi.
Droga Warszawa–Siedlce, 6 września
Stanisław Kopański, Wspomnienia wojenne 1939–1946, Warszawa 1990.
Około godziny 2.00 wyrwał nas ze snu silny dzwonek do drzwi. Otworzyliśmy. To przyszli sąsiedzi. Twarze mieli rozgorączkowane i niespokojne. Mówili, że Niemcy są już niedaleko. [...]
Wyszłam na balkon. [...] Pode mną rozciągała się ulica zatłoczona ludźmi i wozami. Wszystko ciągnęło w kierunku Rynku Bałuckiego. Wozy, kobiety z dziećmi w wózkach i na rękach, mężczyźni z tobołami. Wśród tego chłopi gnali bydło. Głosy krów i kóz mieszały się z płaczem dzieci. Zadawało się, że kto żyje, ucieka z miasta. [...]
Zarząd miasta, cała warstwa urzędnicza i policja opuściły w nocy Łódź. Wypuszczani więźniowie ciągnęli przez ulice w więziennych ubraniach. Panował zupełny chaos. [...] Przez Łódź zaczęły przeciągać cofające się wojska polskie. [...] Po południu wróciła część tych, którzy uciekli w nocy. Nie byli w stanie iść dalej. Mówili, że wszystkie drogi roją się od ludzi i wojska, a nad głowami latają niemieckie samoloty. Bomby rozszarpują ludność cywilną.
Łódź, 6 września
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, Ośrodek KARTA, Warszawa 2008.
Wyjechaliśmy za miasto, aby w miejscach z dala widocznych, jak Bielany, kopiec Krakusa, zatknąć białe chorągiewki na znak, że miasto nie będzie bronione. [...]
[Stanisław] Klimecki [prezydent Krakowa] powrócił niezmiernie blady i w krótkich słowach poinformował mnie o tym, co widział: „Gdy podjechałem na most Piłsudskiego od ulicy Stradom i Krakowskiej, powitał mnie strzał z pistoletu. Z okna samochodu wywiesiłem chusteczkę do nosa, pragnąc dać znać, że przyjechałem w pokojowych zamiarach. Podszedł do mnie oficer niemiecki zapytując, kto jestem i czego sobie życzę. Odpowiedziałem, że jestem prezydentem miasta i że w Krakowie nie ma żadnej jednostki wojskowej, Kraków jest więc miastem otwartym. [...] Dowódca uprzedził mnie, że odpowiadam głową za prawdziwość mojego oświadczenia i wydał polecenie, by prezydium miasta oczekiwało go punktualnie o godzinie dziewiątej w sali rady miejskiej. Wydał widocznie odpowiednie rozkazy swoim oddziałom, gdyż zobaczyłem wystrzelenie rakiety, prawdopodobnie jako znak odwołania natarcia na miasto”.
Kraków, 6 września
Wincenty Bogdanowski, zbiór rękopisów Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego (UJ), sygn. 6/68=III 9869.
Względy strategiczne i chęć uchronienia czcigodnych zabytków Krakowa oraz setek tysięcy cywilnej ludności przed skutkami bombardowania skłoniły dowództwo wojsk polskich do wycofania się dziś z miasta.
Wzywamy wszystkich obywateli do zachowania pełnego godności spokoju w tej doniosłej chwili dziejowej i niestawienia oporu zarządzeniom władz wojskowych niemieckich, którym prezydent dr Klimecki wydał klucze miasta.
Kraków, 6 września
„Gazeta Krakowska” nr 2, z 6 września 1939.
Rozchodzi się wieść: armia niemiecka wkracza w mury naszego miasta. Zalega wielka cisza, ludzie siedzą po domach [...]. W parę godzin później ulicami suną formacje nieprzyjacielskie: wspaniałe tanki, zmotoryzowane oddziały, olbrzymie armaty ciągnięte przez doborowe konie. Na nich siedzą dumni, kamienni wprost żołnierze niemieccy — zwycięzcy! Ulica Karmelicka, którą to wojsko przeważnie wkraczało, dudniła głucho i groźnie, a grupki ludzi w niemym przerażeniu patrzyły na tych „niezwalczonych” Niemców. Ciężar wielki spadł na serca nasze i tak czuliśmy się mali, nic nie znaczący, nieszczęśliwi...
Kraków, 6 września
Zofia Piotrowiczowa, zbiór rękopisów Archiwum UJ, sygn. DXI/2.
Rząd sowiecki czyni wszystko, aby zmienić nastawienie tutejszej ludności wobec Niemiec. Prasa jest jakby odmieniona. Ataki na postawę Niemiec nie ustały całkowicie, jednakże prezentacja wydarzeń międzynarodowych opiera się przeważnie na niemieckich źródłach informacyjnych, z księgarń usuwa się literaturę antyniemiecką. [...]
Ludność wyraża obawę, że Niemcy po pobiciu Polski mogą zwrócić się przeciwko Związkowi Sowieckiemu.
Moskwa, 6 września
Janusz Piekałkiewicz, Polski wrzesień. Hitler i Stalin rozdzierają Rzeczpospolitą, przeł. Michał Miziorny, Warszawa 1999.
Kierownicza warstwa ludności w Polsce winna być możliwie najskuteczniej unieszkodliwiona. Pozostała ludność niższych warstw nie dozna żadnych specjalnych szkód, lecz zostanie w jakiejś formie zdławiona.
[...] Zadecydowano, że kierowniczą warstwę społeczeństwa, która w żadnym wypadku nie może pozostać w Polsce, wyśle się do niemieckich obozów koncentracyjnych, podczas gdy dla niższych warstw, na tyłowym obszarze grup operacyjnych nad granicą, założone zostaną prowizoryczne obozy koncentracyjne, z których można je będzie w razie potrzeby natychmiast odstawić do pozostałego obszaru Polski.
Berlin, 7 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1: 1939–1942, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Naraz huragan ognia runął na Westerplatte. Niemcy ostrzeliwują wszystkie placówki, wartownie i koszary. Pociski rwą się przed, obok i za wartownią. Przez otwory strzelnicze wpadają kamienie i bryzgi ziemi. Kurz i czad wypełniają wartownię. [...] Ogień wzmaga się. Jeden pocisk rozwala wyjście, zasypując skrzynie z konserwami i sucharami, drugi trafia w ścianę wschodnią i wyrywa z betonowych podstaw dwa cekaemy. Wartownia drga konwulsyjnie, kołysze się. Jesteśmy zasypani, nie mamy czym oddychać, wentylator pogięty, nie może się już obracać, Podchodzę do centralki telefonicznej, chcąc połączyć się z koszarami. Telefon jednak nie działa. Naraz pocisk trafia w komorę amunicyjną. Siła wybuchu zwaliła mnie na ziemię, ogień i dym przesłoniły wszystko. Na chwilę straciłem przytomność. [...]
Przy wyrwanej ścianie komory amunicyjnej ktoś się odzywa: „Jeśli tam kto żywy, niech wychodzi, poddajemy się”.
Westerplatte, 7 września
Zbigniew Flisowski, Tu, na Westerplatte, Warszawa 1989.
Po wyjściu z koszar dwójkami ruszyliśmy w stronę wartowni numer 2. W tym czasie nadeszli marynarze niemieccy z nastawionymi automatami i poprowadzili nas nad kanał. Po chwili przyjechało auto wojskowe z oficerami [...]. Przyjechał dowódca „Schleswig-Holsteina” i filmowano nas. Zwiesiłem głowę.
[...] Dowódca niemiecki pytał o stan załogi. Nie chciał wierzyć, że było nas tylko tylu; przypuszczał, że było nas 2000. Potem głośno krzyknął: „Stillgestanden!” [Baczność!], zasalutował i przemówił do nas. Uspokajał, byśmy się nie bali, wspominał Verdun, żołnierzom swoim powiedział, że to powinno być dla nich przykładem, jak garstka ludzi zadała straty przeciwnikowi. Następnie majorowi [Henrykowi] Sucharskiemu wręczył z powrotem szablę.
Westerplatte, 7 września
Westerplatte, oprac. Zbigniew Flisowski, Warszawa 1978.
Cała ludność Wielkiej Brytanii z głębokim podziwem śledzi bohaterską walkę prowadzoną przez siły polskie przeciw napastnikowi, który wtargnął na polskie ziemie.
Wielka Brytania i Francja przystąpiły do wojny z niezłomną decyzją i wolą przyjścia Polsce z pomocą wszystkimi swoimi siłami w tej walce przeciw agresorowi. Utrwala ich w tym świadomość, że walczą o sprawy, które są ważniejsze od interesów państwowych, bo idzie o honor i sprawiedliwość świata.
Ci, którzy chwycili za broń, aby walczyć o te wartości, mają pewność, że w końcu odniosą zwycięstwo.
Londyn, 7 września
„Ilustrowany Kurier Codzienny” nr 247, z 9 września 1939.
W okolicach Salmbacher Passage panował ożywiony ruch, gdyż właśnie wydawano piwo. [...] Francuzi chętnie się nim raczyli. [...] Pod Scheibenhardt prowadzono poważne rozmowy z żandarmerią przerzuconą z głębi Francji, które odbywały się w koleżeńskiej formie (przy piwie i papierosach).
Alzacja, granica niemiecko-francuska, 7 września
Janusz Piekałkiewicz, Cel Paryż. Kampania 1939–1940, przeł. Paweł Seydak, Warszawa 2008.
Warszawa będzie broniona do ostatniego tchu. Jeśli padnie, świadczyć to będzie, iż po ostatnim żołnierzu polskim przejechał czołg niemiecki. Obywatele stolicy winni od tej chwili poświęcić całą swą energię, by ułatwić zadanie walczącemu wojsku. Wymagamy więc stanowczo zachowania całkowitego spokoju, opanowania i zimnej krwi. Nikt nie powinien ruszać się z miejsca, gdzie go obrona stolicy zastanie. Opuszczanie Warszawy w takiej chwili będzie uważane za tchórzostwo. Warszawa i jej mieszkańcy mają teraz historyczną sposobność okazania swego patriotyzmu. Niech żołnierz polski widzi wokół siebie pogodne twarze, niech uśmiech kobiecy i błogosławieństwo towarzyszą mu, kiedy będzie szedł do walki.
Warszawa, 8 września
Wacław Lipiński, Dziennik. Wrześniowa obrona Warszawy 1939 r., Warszawa 1989.
W wyniku ciężkiego nalotu brytyjskich eskadr bombowych większa część dzielnicy przemysłowej Berlina legła w gruzach. Niemal całkowicie zniszczone są także wielkie odlewnie Kruppa, bombardowane już dwukrotnie.
Londyn, 8 września
Janusz Piekałkiewicz, Cel Paryż. Kampania 1939–1940, przeł. Paweł Seydak, Warszawa 2008.
Na naszym zebraniu 8 września, które odbyło się w obecności premiera Daladiera, toczyła się dyskusja w sprawie roli lotnictwa, która została zreasumowana w następującej notatce sporządzonej przez mój sztab:
„Premier Daladier przyznaje, że pomoc lotnictwa i morska, którą Francja może okazać Polsce, równa się zeru. Ale Anglicy, których lotnictwo bombardujące zaopatrzone jest w nowoczesne aparaty, mogliby może coś zrobić.
Generał [Joseph] Vuillemin [dowódca francuskich sił powietrznych] sygnalizuje trudności techniczne, z którymi spotyka się użycie samolotów angielskich w Polsce (w szczególności wyrzutnie pocisków niedostosowane do aparatów polskich).
Zresztą Royal Air Force, do której zwracał się generał Vuillemin z prośbą o wysłanie samolotów do Polski, sprzeciwia się temu w sposób zdecydowany.”
Paryż, 8 września
Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej w pamiętnikach, wybór i komentarz Mieczysław Tomala, Warszawa 1990.
Doszliśmy do Starego Rynku, który od strony zachodniej otoczony był gęstym szpalerem wojska. Przed kościołem [...] stali w szeregach mężczyźni i chłopcy. Było ich około 30. Widziałem wśród nich licealistów i harcerzy. [...] Polacy zostali tu specjalnie zgonieni, aby byli świadkami egzekucji.
W pewnej chwili kobieta obok mnie próbowała przedrzeć się przez szpaler żołnierzy niemieckich, została jednak uderzona kolbą karabinu w głowę. Leżącą na ziemi bito i kopano. Zaraz po tym incydencie stanął przed skazańcami oddział żołnierzy niemieckich z karabinami gotowymi do strzału. W tym momencie jeden ze skazańców wspiął się na palce i krzyknął: „Niech żyje Polska!”. Rozległa się salwa, a ciała padały bezwładnie na kamienie.
Bydgoszcz, 9 września
Edward Serwański, Dywersja niemiecka i zbrodnie hitlerowskie w Bydgoszczy na tle wydarzeń z 31 X 1939, Poznań 1984.
Dotychczasowe akcje oczyszczające [...] przyniosły następujące wyniki:
Zastrzelono 200–300 polskich cywilów. Wiadomość tę podała komendantura miejscowa w Bydgoszczy. Komisaryczny nadburmistrz Kampe ocenia liczbę zastrzelonych na co najmniej 400. Dokładnej liczby nie można ustalić. [...]
Internowano około 400–500 cywilów, zgarniętych, jak popadło, z ulicy przez wkraczające do Bydgoszczy oddziały wojskowe.
Bydgoszcz, 9 września
Okupacja i ruch oporu w dzienniku Hansa Franka 1939–1945, t. 1: 1939–1942, oprac. Lucjan Dobroszycki et al., Warszawa 1970.
Wreszcie 9 września generał Vuillemin oświadcza nam: „Podjęcie operacji bombardowań lotniczych dla bezpośredniego ulżenia Polsce wydaje się zdecydowanie niewskazane. Jednakże trzeba naturalnie przewidzieć akcję naszego lotnictwa w powiązaniu z naszymi operacjami lądowymi”. Zapytuje, kiedy trzeba będzie przystąpić do bombardowania mostów w Saarze.
W ten sposób sprawa pomocy, którą moglibyśmy okazać Polsce w dziedzinie lotnictwa, została załatwiona negatywnie.
Paryż, 9 września
Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej w pamiętnikach, wybór i komentarz Mieczysław Tomala, Warszawa 1990.
Na dzisiejszej konferencji [...] [Wiaczesław] Mołotow zmienił swoje wczorajsze oświadczenie, mówiąc, że rząd sowiecki został całkowicie zaskoczony przez niespodziewanie szybkie niemieckie sukcesy wojskowe. Stosownie do naszego pierwszego komunikatu, Armia Czerwona liczyła na kilka tygodni, które obecnie skróciły się do kilku dni. Toteż sowieckie władze znalazły się w trudnej sytuacji, gdyż ze względu na tutejsze warunki potrzebują one jeszcze jakichś dwóch do trzech tygodni na przygotowania. Powyżej 3 milionów ludzi zostało już zmobilizowanych.
Usilnie tłumaczyłem Mołotowowi, jak decydujące znaczenie w obecnej sytuacji miałaby szybka akcja Armii Czerwonej. Mołotow powtarzał, że robi się wszystko, co jest możliwe, dla przyspieszenia akcji.
Moskwa, 10 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1: 1939–1942, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Na Zachodzie głucha cisza, o tyle razy omawianej pomocy lotniczej ani słychu. Szembek [wiceminister spraw zagranicznych] polecił mi, bym odszukał Hankeya z ambasady brytyjskiej i w rozmowie z nim nie szczędził go na temat wykonywania przez nich sojuszu. Wykonałem to zlecenie ściśle według otrzymanych instrukcji, mimo że Hankeya znałem od lat i żyłem z nim w przyjaźni. Spytałem go, gdzie jest ich pomoc, określona w sojuszu jako „with all their forces in power”. [...] Zapytałem o pomoc lotniczą. Hankey trochę się bronił, mówiąc, że zaraz w pierwszych dniach wojny lotniska w Polsce zostały zniszczone i nie można było na nich lądować. „No dobrze, więc dlaczego nie atakujecie na zachodzie?” Kłopotliwe milczenie i smutny niepokój w jego oczach. Jasne było, że rozmowa ta nie miała już żadnego praktycznego znaczenia.
Krzemieniec, 10 września
Paweł Starzeński, Trzy lata z Beckiem, Warszawa 1991.
W dalszym ciągu skłonny jestem twierdzić, że nie powinniśmy przejmować inicjatywy w bombardowaniu, z wyjątkiem strefy działania wojsk francuskich, którym zobowiązani jesteśmy udzielić pomocy. W naszym interesie leży, byśmy prowadzili tę wojnę zgodnie z humanitarnymi zasadami i raczej naśladowali Niemców, niż wyprzedzali ich — w moim zdaniem nieuniknionej — eskalacji okrucieństwa i przemocy.
Londyn, 10 września
Winston Churchill, Druga wojna światowa, t. 1, ks. 2, przeł. Krzysztof Filip Rudolf, Gdańsk 1995.
Rodacy! Zawiadamiam was, że na mocy układu, który podpisałem wczoraj w imieniu Rządu Rzeczpospolitej z Rządem Francuskim, zostanie utworzona w sojuszniczej Francji wielka jednostka wojska polskiego. Żołnierze tej jednostki bić się będą pod polskimi sztandarami i słuchać będą polskiej komendy. Braterstwo pracy zawarte przez was na gościnnej ziemi francuskiej z jej dzielnym ludem potwierdzone zostanie raz jeszcze tradycyjnym w historii naszych państw braterstwem broni.
Paryż, 10 września
Juliusz Łukasiewicz, Dyplomata w Paryżu. 1936–1939, Warszawa 1995.
O świcie zmieniły się warunki; celny ogień niemiecki przygwoździł naszych do ziemi i trup zaczął padać coraz gęściej. Ułani podrywali się brawurowo, nadzwyczaj ofiarnie i ginęli. [...] Sytuacja stawała się coraz bardziej krytyczna.
Kryzys bitwy przełamał płk [Bronisław] Kowalczewski; przeszedł wzdłuż naszych linii i zadecydował, że tylko szturm generalny, równoczesny wszystkich pododdziałów, może uratować pułk. [...] Na hasło pułkownika poderwali się wszyscy jak jeden mąż. Okrzyk bojowy zagłuszył kanonadę. Szybkość biegu była rekordowa. I o dziwo — dobiegli prawie wszyscy, potem bagnet i granat zrobiły swoje. Walewice były zdobyte.
Wyskoczyłem z palących się zagród i obserwowałem przedpole, żywych Niemców nie było już nigdzie widać, czułem za sobą zapał i dynamizm gotowych na wszystko ułanów. Zwycięski nastrój rozpierał piersi.
Walewice, nad Bzurą, 10 września
Tedeusz Jurga, Bzura 1939, Warszawa 1984.
„Nie męczcie siebie i nas — mówił między innymi Niemiec — i tak nic z tego. Jesteście zewsząd okrążeni. Poddajcie się”.
Kpt. [Władysław] Raginis oświadczył, że da odpowiedź za pół godziny. Liczył jeszcze na pomoc, dostarczenie amunicji. Hitlerowski parlamentariusz zjawił się dokładnie po półgodzinie i jeszcze raz podkreślił beznadziejność naszego położenia.
Ale kapitan Raginis już go nie słuchał. Kazał nam zdjąć pasy i złożyć broń. Krótko podziękował za obronę, za dobrze spełniony żołnierski obowiązek i... otworzył drzwi bunkra. Około 30 metrów od bunkra ujrzeliśmy szpaler żołnierzy niemieckich z automatami i karabinami maszynowymi gotowymi do strzału. Natychmiast cofnąłem się do bunkra i postanowiłem, że wyjdę ostatni. Nie, nie ze strachu. Ale byłem przygotowany na to, że jeśli Niemcy zaczną strzelać do naszych, to ostatnim ukrytym granatem zabiję jeszcze choć kilkunastu Szwabów.
Ale nie strzelali. Za mną ostatni miał wyjść kpt. Raginis — dowódca. Obejrzałem się za siebie, by sprawdzić, czy idzie za mną, ale nie widziałem nikogo. W bunkrze rozległ się tymczasem wybuch granatu. Nasz dowódca wolał śmierć niż niewolę.
Wizna, schron przy Górze Strąkowej, 10 września
Franciszek Bernaś, Julitta Mikulska-Bernaś, Reduta pod Wizną, Warszawa 1970.
Mówię z oblężonego miasta Warszawy. [...] Nikt z nas tu zgromadzonych nie potrafi zrozumieć tego niepohamowanego mordowania ludności cywilnej Polski. Wytłumaczenie może być tylko jedno. Jest to oczywiście obliczone na zupełne załamanie ducha walki Polaków. A co jest najbardziej zaskakujące — agresorowi się to nie udało. Ani żołnierze polscy, ani ludność cywilna, mężczyźni i kobiety za linią frontu, nie poddają się. [...]
Ja mogę i muszę mówić w imieniu Polaków, aby przekazać wszystkim ludziom w Ameryce, w tym Panu, Panie Prezydencie Roosevelt, i Panu, Panie Sekretarzu Stanu Hall, to, co się dzieje z 35 milionami niewinnych ludzi w Polsce. Ameryka musi zacząć działać! Musi zażądać zaprzestania tego najpotworniejszego w czasach współczesnych mordowania ludzi!
Warszawa, 10 września
Julien Bryan, nagranie w zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. T. 4470 (fragm. tłum. Barbara Herchenreder).
Skończył się nareszcie ruch uciekających. Nikt już nie mówi i nie myśli o wyjeździe. Z tego powodu doznajemy ulgi i odczuwamy odprężenie. Potrzebujemy teraz wiele spokoju i hartu, by móc pożytecznie pracować przy obronie Warszawy. Starzyński powiedział, że każdy obywatel jest żołnierzem na froncie i spełnianiem swych obowiązków przyczynia się do zwycięstwa. Na skutek wezwań radiowych Starzyńskiego trwa powrót do miasta.
Warszawa, 11 września
Halina Regulska, Dziennik z oblężonej Warszawy. Wrzesień–październik–listopad 1939, Warszawa 1978.
Zacząłem już zapadać w sen, kiedy nagle usłyszałem głośny sygnał [Radia] Warszawy — pierwsze takty Poloneza A-dur Chopina i zapowiedź: „Halo, halo, tu mówi Warszawa II...”. Głos był nieznany. [...] „Twierdza Warszawa została dzisiaj zdobyta przez zwycięskie wojska niemieckie...”.
„Chyba zwariowałem!” — wykrzyknąłem i ubierając się błyskawicznie popędziłem piętro niżej, gdzie sypiali spikerzy i inspektorzy audycji. Także już nie spali. Po chwili wiedzieliśmy, co się stało. Niemcy, korzystając z przerw w nadawaniu naszej stacji, dostroili się do fali Warszawy II, żeby szerzyć dywersję. Natychmiast puściliśmy sygnał stacji na antenę, nakrywając stację niemiecką. [...] Po nadaniu Warszawianki zacząłem wołać do mikrofonu: „Tu mówi Warszawa II, tu mówi Warszawa II. Niemcy, chcąc wbić żołnierzowi polskiemu nóż w plecy, w zbójecki sposób dostroili się do Warszawy II i bezczelnie ogłaszają światu kłamstwa o zdobyciu stolicy Polski, nazywając ją twierdzą. Miasto otwarte Warszawa z bezprzykładnym bohaterstwem i pogardą śmierci odpiera zwycięsko wszystkie ataki wroga. Nękana ciągłymi nalotami i ciężkim ogniem artyleryjskim, mimo ogromnych strat, Warszawa walczy i walczyć będzie aż do zwycięstwa”.
Warszawa, 11 września
Józef Małgorzewski, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 10600.
Niemcy zawsze utrzymują, że są głosicielami cywilizacji. Z takim hasłem żołnierz niemiecki szedł do wojny, zarówno przed laty 25, jak i obecnie. Starsze pokolenie pamięta wielkie zniszczenie, jakiego żołdactwo niemieckie dopuściło się na całym obszarze Polski [...].
Apelowanie do ludzkich uczuć jest wobec Niemiec rzeczą bezcelową. Chcemy więc na jedno tylko zwrócić uwagę: żołnierz polski jeszcze w tej wojnie doczeka się momentu, w którym on znajdzie się na ziemi nieprzyjacielskiej. Nie uczcie więc go, Niemcy, jak ma się tam zachowywać. Nie budźcie w nim takiej zemsty, która kazałaby zapominać o wszelkich uczuciach ludzkich.
Łuck, 12 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1: 1939–1942, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Proszę oświadczyć, że wzburzona ludność cywilna, która poniosła olbrzymie straty w rannych i zabitych, publicznie oskarża Anglię i Francję o niedotrzymanie zobowiązań, rozumując słusznie, że poważniejsze zaangażowanie lotnictwa aliantów, choćby na obiekty wojskowe i przemysłu wojennego, zmusiłoby Niemców do wycofania gros lotnictwa z Polski. Stan moralny naszych wojsk jest dobry. Walki zacięte trwają mimo przewagi liczebnej nieprzyjaciela. Wszyscy znający sprawę twierdzą, że jedynie bezczynność lotnictwa sprzymierzonego, obok powolności francuskiej akcji na lądzie, powoduje dla nas sytuację groźną, wynikającą z utraty zbyt wielkiego terytorium i zniszczenia naszego przemysłu wojennego.
Krzemieniec, 12 września
Juliusz Łukasiewicz, Dyplomata w Paryżu. 1936–1939, Warszawa 1995.
Premier [Neville] Chamberlain oświadcza, iż rząd brytyjski również uważa, że z materialnego punktu widzenia nie można nic uczynić dla ocalenia Polski. [...] Z punktu widzenia lotnictwa, ponieważ Niemcy pozostawiły nas w spokoju, należy zachować takie samo stanowisko. [...] P. Chamberlain określa możliwości transportowe między Rumunią a Polską jako bardzo nikłe. [...] Sojusznicy nie mogą nic uczynić, by przeszkodzić inwazji Polski.
Abbeville, 12 września
Henryk Batkowski, Zachód wobec granic Polski 1929–1940. Niektóre fakty mniej znane, Łódź 1995.
Obustronna cisza na pierwszej linii wyraźnie wskazuje, że leżący naprzeciw siebie wrogowie szykują się do skoku. Na to długo nie trzeba było czekać. W górę poszybowała rakieta. Czerwona. To nasza! [...] Niemcy jednak nie pozostali dłużni i całą swoją potęgą ognia odpowiedzieli prawie natychmiast. Ogień broni maszynowej z obu stron i salwy broni ręcznej zlały się w jeden wielki huk i terkotanie [...]. Po chwili działo zagrzmiało. Raz i drugi, a załadowaniu każdego granatu nieodłącznie towarzyszyło życzenie: „Za Poznań”, „Za opuszczony dom”, „Za mojego synka”.
Nad Bzurą, 12 września
Stanisław Jakiel, Wrzesień zwiadowców 58 Pułku Piechoty Wlkp., Poznań 1989.
Ujrzeliśmy falangę niemieckich czołgów. Było ich sześć czy siedem [...], obcych mi zupełnie, groźnych smoków. Za pancernymi kolosami kryła się atakująca piechota niemiecka. [...] Gdy czołgi zbliżyły się na dogodną odległość, zaczęły wszystkie „75-ki” razić czołgi pociskami [...]. Jeden ze stalowych potworów, trafiony pociskiem, stanął i wykręcił się jakoś bezradnie. Dostał w gąsienicę. [...] Po chwili przeszył go kolejny polski pocisk. [...]
Już zbliżyli się na odległość 900 metrów od polskich pozycji. [...] „Ognia! — krzyknął porucznik Orzeszko — Ognia ze wszystkich dział!” Bateria „pepanców” natychmiast oddała salwę. Jeden czołg niemiecki stanął w płomieniach. [...] Ale reszta stalowych kolosów nieubłaganie zbliżała się do nas, plując ogniem z dział i kaemów. Zdało się, iż za kilka minut rozjadą nas gąsienicami, zmiażdżą.
Nad Bzurą, 13 września
Witold Engel, Czołgi płonęły nad Bzurą, Poznań 1992.
Daladier zasugerował Chamberlainowi, że należałoby użyć brytyjskiego lotnictwa do bombardowania obiektów wojskowych w Niemczech, a w tym mostów na Renie. Chamberlain zdecydowanie odmówił użycia brytyjskich bombowców przeciwko Niemcom w chwili obecnej, dodając, że nie chciałby sprowokować bombardowania Wielkiej Brytanii przez Niemcy, w szczególności brytyjskich zakładów lotniczych, które produkują obecnie wielkie ilości samolotów. Obawiał się również efektu, jaki bombardowanie przez Anglików wojskowych obiektów w Niemczech mogłoby wywrzeć na opinię publiczną w Stanach Zjednoczonych. Daladier argumentował, że to stanowisko Wielkiej Brytanii pozostawia lotnictwu niemieckiemu zupełną swobodę bombardowania Polski. Chamberlain wyraził opinię, że Polska stracona jest w każdym razie.
Paryż, 13 września
Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej na arenie międzynarodowej. Zbiór dokumentów, red. Tadeusz Cieślak i inni, Warszawa 1965.
Takiego nalotu, jak dziś, dotychczas nie było. [...] Nie można usiedzieć w domu. Każdy trzyma tobołek w ręku na wypadek, gdyby trzeba było uciekać. Stłoczeni w bramie, wszyscy stoją i nasłuchują. Serca walą. Słychać przeciągły gwizd — to bomba burząca przecina powietrze. Zanim się usłyszy huk jej wybuchu, mija straszna sekunda oczekiwania. W ciągu ułamka sekundy tysiące myśli przewijają się przez głowę, serce na chwilę przestaje bić [...], każdy kuli się w sobie, aby stać się mniejszym, jak najmniejszym, aby go bomba ominęła. Wszystko staje się obojętne — aby tylko nie w ten dom, nie w to mieszkanie, nie w kogoś z naszej rodziny!
Warszawa, 14 września
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, Ośrodek KARTA, Warszawa 2008.
Jest 5 rano. Zachmurzone niebo i równomiernie padający deszcz w jesiennym krajobrazie. Dawna granica polsko-gdańska jest osiągnięta. Wojsko czeka na rozkaz marszu. Domy po obu stronach szosy na Mały Kack są opuszczone. Płk Krappe z gdańskiego pułku porozumiewa się z prezydentem miasta i ten o godzinie 8.10 przekazuje miasto. Jest ono nie zniszczone, mury domów oblepione są odezwami. W jednej z nich z 9 września napisano: „Do polskich Braci! Wzywam wszystkich Polaków, by razem z armią polską stawili czoła wrogowi. Każdy próg musi być twierdzą. Podpisał pkł S. Dąbek”. Z wielotysięcznego miasta pozostała połowa ludności. Większość z niej ukryta w piwnicach nie odważa się wyjść. Od kilku dni panuje tu ciężka sytuacja żywnościowa, brakuje chleba, światła. Policja polska wyszła z wojskiem, ale wielu żołnierzy jest między cywilami i tych wyłapujemy, jak i mężczyzn zdolnych do służby wojskowej, by ich osadzić w obozach jenieckich. Wśród kobiet gdyńskich panuje przerażenie, bo propaganda polska szerzyła plotki o rozstrzeliwaniu przez „złych Niemców” – zwyciężonych. Dziwne są te gdyńskie kobiety, w ubraniach sportowo-treningowych, palące nerwowo papierosy na progach domów. Odzyskują dopiero równowagę, gdy dowiadują się, że to rozstrzeliwanie ich mężczyzn, to bajki. Wolnych od zarzutów politycznych ludzi odsyła się do robót.
Gdynia, 14 września
Maria Odyniec, Gdynia w prasie niemieckiej Wolnego Miasta Gdańska 1920-1939, Gdańsk 1983, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Lud warszawski przetrwa wszystkie gromy, wszystkie burze, wszystkie bombardowania, wszystkie bomby. Nie zlęknie się ich, bo wierzy, że hitlerowska plaga zostanie zniszczona, że hańba Niemiec raz na zawsze ten naród okryje i nic już tej hańby nie zmaże, a Polska wyjdzie z tej wojny zwycięską, silną, potężną i stworzy sobie warunki dla dalszych, licznych pokoleń polskich, ku chwale własnej ojczyzny i ku chwale całego świata, w którym ochraniając wielokrotnie cywilizację i kulturę przed hordami barbarzyńskimi i dzisiaj tę kulturę i cywilizację świata, pomimo tych zniszczeń, które będą u nas dokonane, ochroni przez wielkie swoje zwycięstwo.
Warszawa, 15 września
Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. T 3758.
Ruszyliśmy. Gotowi do strzału [...]. W odległości nie większej niż około trzysta metrów na stoku nasypu znajdował się co najmniej pluton Niemców. Odpoczywają. Jak na majówce, psia ich... Przykładam [...] lornetkę do oczu: nie, chyba jedzą śniadanie zawinięte w papier. Niektórzy rozwalili swe germańskie gnaty zbyt wygodnie na naszej polskiej ziemi i palą sobie papierosy. [...]
Nie ma już na co czekać. „Wszyscy na stanowiska! Dobrze i spokojnie celować. Gotowi? Ognia!” Gwałtowna i ogłuszająca strzelanina zaskoczyła Niemców całkowicie. A czuli się tu, za rzeką, panami sytuacji. W szkłach lornetki widzę liczne leżące nieruchomo postacie.
Okolice Piotrowic, nad Bzurą, 15 września
Stanisław Jakiel, Wrzesień zwiadowców 58 Pułku Piechoty Wlkp., Poznań 1989.
Żołnierze Armii Wielkopolskiej!
W dotychczasowych ciężkich i krwawych bojach wykazaliście godną podziwu odwagę. [...] Wiem, że o głodzie i w zmęczeniu znosiliście ciężkie trudy wojenne, ale pamiętajcie, że przyjdzie chwila zapłaty. Obecnie czeka was nowe zwycięstwo w boju, który rozpoczniecie w dniu jutrzejszym. Wróg, który zapędził się pod Warszawę i podstawił swoje tyły pod nasze uderzenie, musi być doszczętnie rozbity. Wiedzcie, że jest nas więcej niż jego przed nami.
Wytężcie swoje siły, by zwarci w szeregu z Armią Pomorską jednym potężnym ciosem zdruzgotać prusackie żołdactwo.
Nad Bzurą, 15 września
Wojna obronna Polski 1939. Wybór źródeł, oprac. Mieczysław Cieplewicz, Warszawa 1968.
Mieszkańcy Warszawy!
Rząd Wasz uczynił miasto terenem walk i pozbawił je charakteru miasta otwartego. Wasze dowództwo wojskowe kazało nie tylko ostrzeliwać miasto artylerią ciężką, lecz wezwało Was także do zbudowania barykad na każdej ulicy i do stawiania jak najbardziej stanowczego oporu wojskom niemieckim. Wezwaniem, aby ludność cywilna z bronią w ręku stawiała opór wojskom niemieckim i tym samym prowadziła wojnę skrytobójczą, złamał Wasz rząd prawo międzynarodowe. Ponieważ część ludności warszawskiej postąpiła według tego wezwania, stała się Warszawa terenem walk. Pomimo to zostały dotychczas — stosownie do rozkazów Führera — zbombardowane tylko dzielnice miejskie ważne ze względów wojskowych, jak dworce, lotniska, koszary i ważniejsze arterie komunikacyjne, jak też dzielnice miejskie, w których znajdują się tereny wojskowe.
[...] Żąda się od komendanta wojskowego Warszawy [...]: w przeciągu 12 godzin należy przekazać miasto bez dalszej walki wojskom niemieckim, które otoczyły Warszawę.
Warszawa, 16 września
Cywilna obrona Warszawy we wrześniu 1939. Dokumenty, materiały prasowe, wspomnienia, relacje, oprac. zespół pod red. Stanisława Płoskiego, Warszawa 1964.
Wszędzie na ulicach pobite konie leżące w kałużach krwi, bez uprzęży, lub [...] pasące się spokojnie na skwerkach. Ani jednego człowieka, ani jednego auta nie spotykam na całej przestrzeni od Cytadeli do Nowego Światu. [...] Przejeżdżając koło Zamku jęczałem głucho, jakbym sam był trafiony. Zamek, potrzaskany granatami, z zawalonym miedzianym dachem, palił się okropnym, czarnym słupem dymu, bijącym w niebo jak sama rozpacz.
Warszawa, 17 września
Wacław Lipiński, Dziennik. Wrześniowa obrona Warszawy 1939 r., Warszawa 1989.
Dla uniknięcia wszelkiego rodzaju bezpodstawnych pogłosek odnośnie do zadań wojsk sowieckich i niemieckich, działających w Polsce, rząd ZSRR i rząd Niemiec oświadczają, że działania tych wojsk nie zakładają jakiegokolwiek celu sprzecznego z interesami Niemiec czy Związku Radzieckiego oraz przeciwstawnego duchowi i literze paktu o nieagresji zawartego między Niemcami a ZSRR. Przeciwnie, zadanie tych wojsk polega na tym, aby przywrócić w Polsce porządek i spokój, naruszone przez rozpad państwa polskiego, i pomóc ludności Polski w przebudowie warunków jej bytu państwowego.
Berlin–Moskwa, 18 września
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów 17 września 1939. Geneza i skutki agresji, t. 1, red. Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1994.
Dojeżdżamy do Białegostoku. Maszerujemy ogromną kilkutysięczną kolumną żołnierzy, kolejarzy, a nawet strażaków na ul. Żwirki i Wigury do Publicznej Szkoły Powszechnej Nr 1. Zapędzono nas do sal klasowych pozbawionych stołów i krzeseł. Następnego dnia rano każą nam wyjść na dziedziniec. Z ulicy Niemcy wpuszczają setki kobiet polskich, które koczowały całą noc pod bramą. Teraz chodzą między nami, szukając swych mężów, ojców, braci. [...]
W pewnym momencie podbiega do mnie młoda, ładna kobieta. Sąsiadka z ul. Spokojnej, żona kolejarza. Pytam o siostry, o matkę, o jej męża [...]. Bogu dzięki, wszyscy zdrowi i cali. Proszę sąsiadkę, aby nie mówiła nic matce o mnie. Z obozu napiszę. [...]
Mija znów kilka godzin. Stoję w pewnej odległości od okna i wyglądam na ulicę. Przy samym oknie nie wolno, bo zastrzelą. Widzę podjeżdżającą dorożkę, w niej moją mamusię i siostrę Kazimierę. Wychodzę bez pozwolenia na dziedziniec pod furtkę. Matka doskonałą niemczyzną — urodziła się pod zaborem austriackim — ochrzania wartownika, wreszcie odpycha go i wchodzi z siostrą. Niemiec zgłupiał. Matula nawet nie wita się ze mną, tylko nakazuje:
— Załóż marynarkę i marsz do domu!
— Przecież jestem w niewoli.
— Ja ci dam niewolę, który tu najważniejszy?
— Na pierwszym piętrze, chodź, zaprowadzę cię.
Mama wchodzi do gabinetu Niemca, my z Kazią nasłuchujemy pod drzwiami. Słyszę podniesiony głos matki i spokojne pytanie Niemca:
— Skąd pani zna język niemiecki?
— Jestem ze Śląska, z Bielska-Białej.
— Aaa! Bielitz-Biala — powiada zdumiony hauptmann — ja też z Cieszyna. Niech pani zabiera swojego syna, tylko musi płaszcz i pas zostawić.
Mama wychodzi na korytarz.
— Idziemy — rozkazuje.
— Mamusiu, ale Zych [Hykiel] jest ze mną, a bez niego nie pójdę.
— Toś nie mógł mi od razu powiedzieć, czekaj, czekaj, dostanie ci się w domu.
Wraca do Niemca. Podsłuchujemy, bo drzwi są lekko niedomknięte.
— Tu jest jeszcze mój siostrzeniec Hykiel.
— A! Hückel. Nehmen sie mit auch!
Biegnę po Zycha. Siostra zdejmuje jasną jesionkę z puszystym futrzanym kołnierzem. Zakłada ją Zych. O mało nie pęknę ze śmiechu. Ja wkładam granatową marynarkę na mundur, bierzemy plecaki i wychodzimy za matką, która dzierży przepustkę w dłoni.
Białystok, 19 września
Tadeusz Mieczysław Czerkawski, Byłem żołnierzem generała Andersa, Warszawa 2007.
Co pewien czas żandarmi niemieccy z mosiężnymi półksiężycami na piersiach wprowadzają z ulicy pojedyczych Żydów. Z okien pierwszego piętra dochodzą potworne krzyki katowanych ludzi i wrzask Niemców. Każą swym ofiarom krzyczeć: „My jesteśmy winni tej wojnie. Wir sind...” Dalsze słowa gubią się w jęku masakrowanych Żydów. „Lauter, lauter!” — drze się oprawca. Stoimy zmartwiali. Nic nie można biedakom pomóc. Do czego prowadzi nienawiść!
Wyprowadzają Żyda, ciągną go po schodach i żwirze dziedzińca. Potwornie zmasakrowana twarz. Podciągają go pod parkan. Jeden z żandarmów wyjmuje z kabury pistolet. Strzela. Wyprowadzają tak kilku pojedynczych, pobitych i skrwawionych Żydów. Mordują pod tym płotem. [...]
Z bocznego skrzydła szkoły Niemcy prowadzą sześciu mężczyzn. Kilku Żydów i Polaków. Jednego z nich poznajemy. To Siedlecki, uczeń gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego, członek Narodowej Organizacji Gimnazjalnej. Wysoki, szczupły, rudawy i piegowaty. Jak się dowiedziałem potem, skazany na śmierć za posiadanie broni i strzelanie do dywersantów. A dywersja w Białymstoku była. Niemiecka młodzież — wychowankowie polskich gimnazjów — strzelała do żołnierzy polskich z wieży ewangelickiego kościoła.
Wyprowadzonych Niemcy ustawili pod parkanem. Pluton egzekucyjny żandarmerii. Rozstrzelanie. Dowódca plutonu z pistoletem w ręku podchodził do leżących, drgających ciał. Coup de grâce. Po egzekucji zapędzają nas do szkoły.
Białystok, 19 września
Tadeusz Mieczysław Czerkawski, Byłem żołnierzem generała Andersa, Warszawa 2007.
Większe siły niemieckie zajęły miasto. [...] Na magistracie powiewała flaga ze swastyką oraz czarna chorągiew ze znakami SS. Nikt z ludności cywilnej nie pokazał się na ulicy, zamknięto sklepy, ludność żydowska trwożnie czekała w mieszkaniach na rozwój wydarzeń. Na wszystkich wylotach rynku ustawili Niemcy karabiny maszynowe, a w nocy raz po raz rozlegały się strzały. Nazajutrz rozplakatowano w mieście zarządzenie w języku niemieckim i polskim [...]. Zarządzenie cofnęło Żydom wszelkie prawa obywatelskie.
[...] Około dziewiątej rano zaczęli Niemcy obchodzić wszystkie mieszkania żydowskie i wyciągać znajdujących się w nich mężczyzn. [...] Przy pracy Niemcy odnosili się do Żydów w sposób niedający się opisać. Stojąc w ubraniach po pas i po szyję w rzece, musieli Żydzi przenosić ciężkie belki pod most, bezustannie naganiani i bici przez żołnierzy niemieckich. Niemcy znęcali się po prostu nad Żydami. Wielu pokłuli bagnetami, niektórych pokopali i pobili do nieprzytomności.
Koło, 19 września
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, Ośrodek KARTA, Warszawa 2008.
W tym dniu po raz ostatni skomunikowałem się z dowódcą Lądowej Obrony Wybrzeża, płk. [Stanisławem] Dąbkiem. Melduje mi o nadchodzącym końcu walk na Oksywiu. Nasze wojska zostały zepchnięte na ostatnie pozycje i są bezustannie atakowane ze wszystkich stron. Zabrakło amunicji, żołnierze są do ostateczności wyczerpani długą walką z ogromną przewagą. [...] Pyta się, co ma robić. Odpowiadam mu, że dowodzone przez niego wojska wykonały więcej, aniżeli kiedykolwiek się spodziewałem i że nie ma innego wyjścia, jak się poddać.
Hel, 19 września
Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach, oprac. Mieczysław Cieplewicz, Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1989.
O godzinie 11.00 przyjął mnie minister [Grigore] Gafencu w MSZ, nie ukrywając głębokiego żalu i wzruszenia z powodu tragicznych wypadków.
Nie szukając żadnych uzasadnień prawnych, oświadczył mi z całą szczerością, że znajduje się w niesłychanie ciężkim położeniu (un cas de force majeure). Jest mu niezmiernie ciężko i przykro, że musi na razie zatrzymać pana prezydenta i rząd polski w Rumunii, nie mogąc narazić swego kraju na nierówną wojnę z Niemcami.
Bukareszt, 19 września
Roger Raczyński, Zapiski ambasadora Rogera Raczyńskiego, „Kultura” nr 9–10, Paryż 1948.
Wczoraj wieczorem strzelali Polacy w skrytobójczy sposób do obywateli Rzeszy Niemieckiej. Kara za ten potworny czyn została już wykonana.
Aby uniknąć dalszych napadów, grożących życiu obywateli Rzeszy Niemieckiej, dzisiaj zaaresztowano 20 zakładników z wszystkich warstw ludności. Ci zakładnicy zostaną natychmiast w trybie doraźnym rozstrzelani, jeżeli się zdarzy napad na obywateli Rzeszy [...].
Mężczyźni zamieszkujący domy, z których padną strzały, zostaną zbiorowo pociągnięci do odpowiedzialności i w trybie doraźnym rozstrzelani.
Kraków, 20 września
Stanisław Dąbrowa-Kostka, Hitlerowskie afisze śmierci, Kraków 1982.
Z generałem Sikorskim spotkałem się właściwie po raz drugi w życiu, właśnie w Bukareszcie, po rozgromie Polski.
[...] Był upalny dzień i generał, który chodził po mieście, był zmęczony; zdjął trzewiki i w skarpetkach siedział na łóżku, a ja naprzeciwko niego — na krześle. Jak wszyscy wówczas generał zaczął rozmowę od „przyczyn klęski”. Na ten temat każdy miał swoje opinie, przeważnie wyrażane w sposób gwałtowny, jak też recepty na to, co należało zrobić.
Generał jednak powiedział: „No przecież jasne jest, że myśmy tej wojny wygrać nie mogli. Ale że ta przegrana nastąpiła w takiej formie i w takim tempie — to po temu muszą być jakieś przyczyny, jakieś błędy, niedopatrzenia i nieudolności. Chciałbym, aby mi pan to po swojemu opowiedział, co pan o tym rzeczywiście myśli. Przecież pan w swojej karierze stykał się bliżej z całym szeregiem spraw dotyczących przygotowań do wojny niż ja, będący z daleka”.
Bukareszt, 20 września
Jan Kowalewski, Cykl rumuński, „Zeszyty Historyczne” z. 6, 1964.
Dotyczy: problemu żydowskiego na okupowanych terytoriach. [...] Pierwszym założeniem prowadzącym do ostatecznego celu jest koncentracja Żydów z prowincji w większych miastach. Należy przeprowadzić ją we wzmożonym tempie. [...] Trzeba przyjąć za zasadę, że gminy żydowskie liczące poniżej 500 głów należy rozwiązać i skierować do najbliższego miasta będącego punktem koncentracji. [...]
W każdej gminie żydowskiej należy ustanowić żydowską Radę Starszych, którą w miarę możności należy utworzyć z pozostałych na miejscu osobistości i rabinów. Rada Starszych winna obejmować do 24 Żydów (mężczyzn), zależnie od wielkości gminy żydowskiej. Radę należy obarczyć pełną odpowiedzialnością w całym tego słowa znaczeniu za dokładne i terminowe wykonanie wszelkich wydanych lub wydawanych poleceń.
W razie sabotowania tych poleceń należy zagrozić Radom Starszych najostrzejszymi sankcjami.
Berlin, 21 września
Okupacja i ruch oporu w dzienniku Hansa Franka 1939–1945, t. 1: 1939–1942, oprac. Lucjan Dobroszycki et al., Warszawa 1970.
Wszystkie wpływy polskie, czy to w dziedzinie politycznej, czy kulturalnej lub gospodarczej, zostaną raz na zawsze zlikwidowane. My, Niemcy, przybyliśmy tutaj jako panowie, a Polacy mają być naszymi sługami. [...] Za nasze najważniejsze zadanie uważamy zasiedlenie tej ziemi ludźmi, którzy pojęcie Polski znać będą w przyszłości jedynie jako historyczne wspomnienie.
Poznań, 21 września
„Posener Tageblatt” nr 212, z 22 września 1939.
Lawina ludzka, ogarnięta paniką, gnała gdzieś przed siebie, często nie wiedząc, dokąd właściwie dąży i gdzie będzie kres tej wędrówki. Tempo nadawały samochody osobowe, które wyprzedzały nie tylko tabory konne, lecz i auta ciężarowe. Piękne limuzyny [...] najczęściej ze znakami rejestracyjnymi Warszawy, przeładowane były uciekającymi i ich rzeczami. Niezwykle przykre wrażenie sprawiał widok stosunkowo dużej liczby oficerów wyższych szarż uciekających razem z rodzinami.
Można było zobaczyć ludzi jadących na stopniach, na błotnikach, na zderzakach, kurczowo trzymających się klamek, ram okiennych itp. Rzeczy były poprzywiązywane wszędzie, gdzie tylko się dało.
Szczebrzeszyn, 21 września
Zygmunt Klukowski, Zamojszczyzna, t. 1: 1918–1943, Ośrodek KARTA, Warszawa 2007.
Głód nie dawał nam spokoju, tym bardziej że resztki sucharów zniknęły. Od czasu do czasu na Kępę padały pociski artyleryjskie. Ze złości strzelaliśmy z karabinów do obserwatora artyleryjskiego, usadowionego na wieży kościoła w Czerwińsku. Noc minęła spokojnie, a nad ranem, kiedy dosłownie nie mieliśmy już ani jednego naboju, poddaliśmy się Niemcom, których na Kępę przywieźli miejscowi rybacy, również Niemcy. Byliśmy tak zmęczeni i utrudzeni, że żołnierze niemieccy [...] nie żądali nawet podniesienia rąk.
Kępa Kotońska, okolice Czerwińska, 21 września
Michał Zapolski-Downar, Działania 23 PP im. płk. Lisa-Kuli w wojnie obronnej 1939 r. w świetle relacji, „Wojskowy Przegląd Historyczny” nr 3/1989.
Poinformowałem ambasadora częściowo o mojej z generałem [Władysławem] Sikorskim rozmowie na temat zmiany rządu. [Roger] Raczyński prosił, abym przywiózł generała do ambasady, co też uczyniłem 21 września w godzinach popołudniowych. Rozmowa trwała dość długo. W [jej] wyniku ambasador Raczyński dał do zrozumienia generałowi, że widziałby go chętnie na stanowisku premiera. Ustalono ponadto konieczność szybkiego załatwienia sprawy rządu z zachowaniem w miarę możliwości legalności, względnie pozorów legalności. Był to jeszcze okres, kiedy nie było wiadomo, czy rząd generała Składkowskiego jest internowany. [...]
Generał Sikorski, po rozmowie ze mną i ambasadorem, udał się do ambasadora [Léona] Noëla, którego poinformował o swoich zamiarach i pytał go o stanowisko rządu francuskiego. Noël zapewnił Sikorskiego, że rząd francuski będzie chętnie widział tę zmianę w rządzie polskim i zaproponował generałowi, aby razem z nim udał się do Francji, na co ten oczywiście chętnie przystał.
Bukareszt, 21 września
Tadeusz Zakrzewski, Po klęsce, rękopis w Wojskowym Biurze Badań Historycznych, sygn. V/21/17.
Pod łopocącą na wietrze w rześki jesienny dzień flagą wojenną Rzeszy stali generałowie — niemiecki [Heinz Guderian] i sowiecki [Siemion Kriwoszein]. Owacje ludności zapowiadały [...] oddziały sowieckie. Potem słychać było zwielokrotniony chrzęst gąsienic i pojawił się pierwszy sowiecki czołg, obsypywany górą kwiatów. Niemiecka orkiestra wojskowa, która uplasowała się na wprost trybuny obok orkiestry sowieckiej, zaintonowała niemieckiego marsza. [...] Następnie niemiecki generał z upoważnienia Führera przekazał Sowietom w krótkich żołnierskich słowach miasto oraz twierdzę Brześć nad Bugiem. Obaj podali sobie dłonie. [...] Krótko pozdrowiliśmy w postawie zasadniczej Brześć nad Bugiem, zdobyty niemiecką bronią i przywrócony jego prawowitemu właścicielowi. [...] Wszyscy, którzy otaczali rozległy plac, żołnierze wszelkich rodzajów broni i wszelkich stopni, przebyli kampanię polską od samego początku [...]. Dla nich uścisk dłoni z Brześcia nad Bugiem, którego byli świadkami, stał się symbolem przyjacielskiego spotkania dwóch narodów. Ów uścisk dłoni stwierdzał, że Niemcy i Rosja jednoczą się, aby wspólnie decydować o losach Europy Wschodniej.
Brześć nad Bugiem, 22 września
Paweł Piotr Wieczorkiewicz, Kampania 1939 roku, Warszawa 2001.
Po zmierzchu wychyliłem się z okna. Jasna od ognia ulica była pusta i rozbrzmiewało w niej od czasu do czasu echo eksplozji. Z lewej strony płonęła Marszałkowska, za mną Królewska i plac Grzybowski, na wprost zaś ulica Sienna. Ciężkie krwistoczerwone kłęby dymu ciągnęły nisko nad domami. Jezdnie i chodniki zasypane były kartkami niemieckich ulotek, których nikt nie podnosił, gdyż — jak opowiadano — były zatrute. Pod jedną z latarń leżały dwa martwe ciała [...].
Żelazną od Wielkiej powoli nadjeżdżała dorożka. [...] Na skrzyżowaniu z ulicą Sosnową dorożkarz zatrzymał konia, zastanawiając się, którędy ma jechać dalej. Po krótkim namyśle wybrał drogę na wprost, cmoknął i koń ruszył stępa przed siebie. Zdołali przejechać chyba z 10 metrów, gdy rozległ się gwizd i huk. Oślepił mnie silny błysk, a gdy znów przyzwyczaiłem się do ciemności, nie było już dorożki. Roztrzaskane drewno, resztki dyszla, części tapicerki i rozszarpane ciała mężczyzny i konia leżały porozrzucane pod ścianami domów. A mógł skręcić w Sosnową...
Warszawa, 23 września
Władysław Szpilman, Pianista. Warszawskie wspomnienia 1939–1945, oprac. Andrzej Szpilman, Kraków 2002.
„Jest ważne, ażeby w kraju nie powstał rząd złożony z ludzi uczciwych i poważnych. Jeżeli możecie, sygnalizujcie do Sosnk[owskiego]. Kowalewski będzie musiał przyjechać do Paryża, by w komitecie, który tam powstanie, reprezentował element rządowy. Pozdrowienia — Sikorski.”
Wytyczne te pisane [były] na karcie pocztowej wysłanej ze stacji Timişoara. Generał Sikorski pojechał do Paryża uzbrojony w poparcie rządu francuskiego oraz w poparcie ambasady i ataszatu, jak również wielu znajdujących się wówczas w Rumunii uchodźców wojskowych i politycznych. Na drzwiach ataszatu wisiało zawiadomienie, że ataszat podporządkował się generałowi Sikorskiemu i wszyscy wojskowi, którzy znajdują się na terenie Rumunii, winni ten stan uznać.
Bukareszt, 23 września
Tadeusz Zakrzewski, Po klęsce, rękopis w Wojskowym Biurze Badań Historycznych, sygn. V/21/17.
Była godzina ósma rano, kiedy obudził mnie gwałtowny wstrząs powietrza. Gdzieś w pobliżu wybuchła bomba. [...] Wychodzę na dziedziniec. Pusto, żandarmi w bramie przylepieni do ścian, w oczach przerażenie. Nad nami już nie warkot, lecz wycie pikujących samolotów i eksplozja za eksplozją. [...] W prawo cała ulica zasypana gruzem. [...] Skręcam wobec tego w lewo, by jechać przez Traugutta. Wprost przede mną straszliwy płomień i olbrzymi słup czarnego dymu. To wyrżnęła bomba gdzieś koło „Europejskiego” czy Trębackiej [...]. Pusto, świsty bomb i nieustanne, jedna po drugiej, eksplozje.
Warszawa, 25 września
Wacław Lipiński, Dziennik. Wrześniowa obrona Warszawy 1939 r., Warszawa 1989.
Wychodzę na Marszałkowską, jest późna godzina wieczorna. Widno, przeraźliwie widno, na dodatek zerwał się suchy, gorący wiatr, który niesie iskry, żar i gorący, rozpalony popiół. [...] Co chwila z przeraźliwym trzaskiem pękają granaty. Biją dalej na nieszczęsne miasto, na palące się ulice, na oszalałą z przerażenia ludność... [...] Nikt nie ratuje, więc ogień przenosi się z miejsca na miejsce, z domu do domu, niektóre całe już ulice, jak Traugutta, Wierzbowa, Świętokrzyska, Nowy Świat, stoją w ogniu, palą się dziesiątki i setki domów. [...]
Chcę iść w stronę Wielkiej, Bagna, dzielnicy żydowskiej, bo tam podobno największe zniszczenie i pożary. [...] Wśród rozżarzonych ogniem ulic biegną ludzie. Krzyczą coś przeraźliwie, w rękach jakieś tobołki, walizki, rozpaczliwy szloch małych, bezbronnych dzieci. Ci ludzie uciekają z kamienicy do kamienicy, z domu do domu, stąd ich wyrzuca przenoszący się ogień, zamykają przejścia walące sie domy. Biją w tych oślepłych, oszalałych z przerażenia ludzi nowe serie, nowe pociski.
Warszawa, 25 września
Wacław Lipiński, Dziennik. Wrześniowa obrona Warszawy 1939 r., Warszawa 1989.
I wreszcie ten dzień pamiętny, gdy czterysta samolotów bez przerwy bombardowało miasto. Ciemno było od dymu pożarów i sadzy, domy się chwiały i waliły. Ludzie jak w obłędzie biegali od domu do domu, ze schronu do schronu. Na ulicach zabici, ranni, konie obok ludzi. Tak chyba wyglądać będzie koniec świata.
Ale mimo grozy, mimo śmierci, która w każdej chwili mogła spotkać każdego, ludzie żyli jak w zapamiętaniu. Wszyscy mieli świadomość, że walczy się o coś nieskończenie ważniejszego niż życie indywidualne, że walczy się o honor narodu.
Warszawa, 25 września
Józef Hirszfeld, Historia jednego życia, Warszawa 1977.
Dzisiejszy nalot nieprzyjacielski, z niezwykłą furią niszczący miasto wszystkimi możliwymi środkami, obliczony jest niewątpliwie do wzniecenia popłochu i strachu wśród ludności stolicy, celem załamania jej ducha. [...] Zniszczenie naszej stolicy jest już faktem dokonanym. Nic gorszego spotkać już nas nie może. W imię Boga i Ojczyzny — przetrwamy.
W warunkach, jakie się dziś wytworzyły, zarządziłem doraźną rozwózkę po mieście produktów żywnościowych, celem udostępnienia jej w ten sposób ludności. Wzywam wszystkich obywateli, aby współdziałali w spokojnym i sprawiedliwym ich rozdziale, zwłaszcza najbardziej potrzebującym. Czynione są wszelkie możliwe wysiłki celem najszybszej naprawy uszkodzeń wodociągów i elektrowni. Na razie, celem umożliwienia ludności zaopatrywania się w wodę, zarządziłem rozstawienie w różnych punktach miasta kadzi z wodą, dostarczenie wody do szpitali... [...]
Obywatele! Pamiętajcie, że oczy całej Polski i całego świata zwrócone są obecnie na Warszawę. Wytrwamy i zwyciężymy.
Warszawa, 25 września
Archiwum Prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, red. nauk. i wstęp Marian Marek Drozdowski, Warszawa 2004.
O świcie 3 baon wyszedł na południowy skraj lasu, skąd po bezdrożach, w strugach deszczu posuwał się w kierunku Suchowoli. [...] Żołnierze maszerują dalej błotnistymi drogami, zmęczeni, zziębnięci, przemoknięci, głodni. Przy każdym zatrzymaniu kolumny walą się z nóg i zasypiają w błocie. [...]
O świcie, po ostrzelaniu przez baterię 10 pal [pułk artylerii lekkiej] nieprzyjaciela we wsi Podklasztor, ruszyło natarcie, [...] w wyniku którego Niemcy zostali wyparci ze wsi. Następnie pododdziały dotarły do Krasnobrodu, gdzie oswobodziły z niewoli niemieckiej dowódcę 6 pułku piechoty ppłk. [Jana] Kasztelowicza i kilku oficerów 1 Dywizji Piechoty Legionów. [...] W Krasnobrodzie nie było już właściwie żadnych zorganizowanych oddziałów. Podpułkownik Kasztelowicz powtórzył ostatni ustny rozkaz dowódcy 1 Dywizji: „Przegraliśmy kampanię. [...] Dekować się [...]. Młodzi wiekiem powinni przedostawać się na Węgry, a stamtąd do Francji, gdzie na pewno będzie formowane Wojsko Polskie…”.
Krasnobród, 25 września
Michał Schmal, 6 pułk piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego w kampanii wrześniowej 1939 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” nr 4/1992.
Dzisiaj Niemcy wystrzelili na Warszawę dziesięć wagonów amunicji. Możecie, cholery, wystrzelać dziesięć razy więcej, a Warszawy i tak nie zdobędziecie, gdyż nic nie jest w stanie złamać ducha naszego oporu.
Po raz ostatni odwołuję się do naszych sojuszników. Już nie proszę o pomoc. Na to już nie czas. Żądam pomsty. Za spalone kościoły, za zniszczone zabytki, za łzy i krew niewinnie pomordowanych, za mękę rozrywanych bombami, palonych ogniem pocisków fosforowych, uduszonych w zawalonych schronach i piwnicach.
A wy, zbrodniarze, barbarzyńcy, którzy napadliście na nasz kraj, niosąc z sobą pożogę i śmierć — wiedzcie o tym, że istnieje sprawiedliwość, że istnieje sąd, przed którym wszyscy stanąć musimy, aby zdać sprawę i ponieść odpowiedzialność za nasze czyny.
Warszawa, 26 września
Cywilna obrona Warszawy we wrześniu 1939. Dokumenty, materiały prasowe, wspomnienia, relacje, oprac. zespół pod red. Stanisława Płoskiego, Warszawa 1964.
Panował wśród nas nastrój niepokoju. Ostrzał znacznie osłabł, ale czuło się, że dzieje się coś bardzo ważnego. Starzyńskiego nie było, był w Dowództwie. [...]
Od niego dowiedzieliśmy się definitywnie o kapitulacji. Po raz pierwszy i jedyny widziałem Starzyńskiego załamanego. Co więcej — zdumionego i skonsternowanego. To nie tylko była boleść z powodu konieczności kapitulacji, zrozumiała u wodza obrony, ale to istotnie była konsternacja, że mógł nastąpić fakt kapitulacji. [...]
Usiadł za jakimś stołem i po kolei prosił swoich współpracowników. [...] Ciemnię piwnicy usiłowało rozjaśnić kilka świec; wśród zebranych panowało milczenie, tylko przy stole toczyły się szeptem rozmowy. Gdy usiadłem przy Starzyńskim, powiedział do mnie: „Musimy kapitulować. Co chce pan ze sobą zrobić?”. — „Nie wiem — odpowiedziałem. — A pan?” „Nie wiem — odrzekł Starzyński — chyba palnę sobie w łeb.” Uścisnęliśmy sobie dłonie.
Warszawa, 26 września
Aleksander Ivànka, Wspomnienia skarbowca 1927–1945, Warszawa 1964.
Rząd Rzeszy Niemieckiej i Rząd ZSRR, po rozpadzie dotychczasowego państwa polskiego, uważają wyłącznie za swoje zadanie stworzyć ponownie spokój i porządek, a żyjącym tam narodom zapewnić odpowiadające ich narodowym właściwościom pokojowe współistnienie. W tym celu uzgodniły, co następuje:
Artykuł 1.
Rząd Rzeszy Niemieckiej i Rząd ZSRR ustalają jako granicę wzajemnych interesów państwowych na obszarze dotychczasowego państwa polskiego linię, która powinna być bliżej opisana w protokole uzupełniającym.
Artykuł 2.
Obie strony uznają określoną w Artykule 1 granicę wzajemnych interesów państwowych jako ostateczną i oddalą wszelką ingerencję mocarstw trzecich w tę regulację.
Artykuł 3.
Niezbędny nowy porządek państwowy przejmie na terenach na zachód od podanej w Artykule 1 linii Rząd Rzeszy Niemieckiej, na terenach na wschód od tej linii Rząd ZSRR.
Artykuł 4.
Rząd Rzeszy Niemieckiej i Rząd ZSRR uważają przyszły porządek za pewny fundament postępującego rozwoju przyjacielskich stosunków pomiędzy narodami.
Moskwa, 28 września
Zmowa. IV rozbiór Polski, opr. Andrzej Leszek Szczęśniak, Warszawa 1990.
Po poddaniu się Warszawy wychodzę na miasto. Wygląda upiornie: resztki rozrzuconych barykad u wylotu prawie każdej ulicy, płonące jeszcze domy; okna zniszczonych domów wyglądają jak oczodoły trupów. Najgorzej przestawiają się domy zniszczone przez bomby burzące — odkryte całe wnętrza. Intymność życia rodzinnego na tle śmierci. Wychodzę, by dowiedzieć się o losie rodziny i przyjaciół. Straszne jest to zbliżanie się do domu w niepewności, czy zastanie się w nim jeszcze człowieka bliskiego, czy już tylko jego zwłoki.
Warszawa, 28 września
Ludwik Hirszfeld, Historia jednego życia, Warszawa 1946
Niebawem obskoczyła nas sfora fotografów niemieckiej propagandy wojennej. Żadna gwiazda filmowa nie była tyle razy fotografowana co my dwaj. [Tadeusz] Kutrzeba i ja zostaliśmy natychmiast puszczeni w obieg po świecie jako namacalny dowód hitlerowskiego triumfu. [...] Przyjął nas z godnością, ale życzliwie, dowódca 8 Armii, generał [Johannes] Blaskowitz. [...]
Von Blaskowitz oświadczył tonem oficjalnym, że przyjmuje nas do rozmów jedynie na gruncie kapitulacji bezwarunkowej [...], dodając, że dzielność wojsk polskich broniących Warszawy czyni go skłonnym do przyznania jeńcom warunków honorowych. [...]
Pozwoliłem sobie zaapelować do jego rycerskich uczuć na korzyść naszej zmaltretowanej ludności cywilnej. [...] Dał mi zapewnienie, że Niemcy będą przez kilka pierwszych dni rozdzielać 200 tysięcy obiadów dla ludności.
Warszawa, 28 września
Aleksander Pragłowski, Od Wiednia do Londynu, Londyn 1968.
Kapitulacja podpisana. [...] Więc powrót na Wilczą. Spakowało się rzeczy i idziemy. Na ulicach tłumy — tłumy ludzi idących, objuczonych workami, walizkami. [...] Idą cicho. Milczący. Dźwiganie rzeczy nie usposabia do rozmowy. Przeważnie gromadkami, rodzinami. Więc nie jest to tłum normalny, tylko jakieś grupki, trzymające się mocno siebie, wydzielone od innych. Taka ulica z góry może przypominałaby skórę pantery. Zwłaszcza że wszystko okrywa żółty kurz, ceglany kurz, szary kurz — różny.
Teraz dopiero widać, co zostało z Warszawy. Miasto poranione straszliwie, skrzeczące szkłem pod nogami. Miasto ludzi, którzy nie wiedzą nic i nie myślą nic. [...] Wszelka więź już runęła, bo wszelkie podstawy dotychczasowego życia leżą w gruzach pośród tych gruzów domów. [...] Patrzyłem. Gruzy. Gruzy w duszach.
Warszawa, 28 września
Adam Uziembło, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 11811.
Dziś przyszły depesze o kapitulacji Warszawy. Ostatni komunikat ma coś przerażającego w swym tonie spokoju i rezygnacji. Broni się jeszcze załoga Helu. Bronią się resztki armii po prawej stronie Wisły, ale to już koniec tragedii. Wszyscy stawiają mi pytania: „Co się stało, przecież tak krótką obronę i tak szybki atak, który w ciągu trzech tygodni zlikwidował, bądź co bądź, przeszło 30-milionowe państwo, trudno znaleźć w historii? Czy wasza mocarstwowość polegała tylko na blefie? Czyście nie wiedzieli, co się dzieje u waszego sąsiada? Czyście lekkomyślnie, w naiwności ducha liczyli tylko na waszych sprzymierzeńców? Czy nie lepiej było wtedy przyjąć żądania niemieckie i zachować przynajmniej prowincje centralne — zamiast tego szaleńczego kroku, jakim jest wojna?”.
Rio de Janeiro, 28 września
Tadeusz Skowroński, Wojna polsko-niemiecka widziana z Brazylii 1939–1940, Londyn 1980.
Opór Warszawy skończony. […] Cała prasa świata pochyla się w hołdzie wobec tej heroicznej obrony. Koniec jej niewątpliwie bolesny, ale stanowi on preludium do całkowitego wyzwolenia Polski. Obrona Warszawy jest zarazem przykładem tej wojny totalnej, którą prowadzi Hitler, gdyż to jego totalna wojna uczyniła z Warszawy fortecę.
Paryż, 28 września
Andrzej Krzysztof Kunert, Rzeczpospolita walcząca. Wrzesień–grudzień 1939. Kalendarium, Warszawa 1993.
Z dalekiego Polesia, znad Narwi, z jednostek, które się oparły w Kowlu demoralizacji — zebrałem Was pod swoją komendę, by walczyć do końca.
Chciałem iść najpierw na południe; gdy to się stało niemożliwe — nieść pomoc Warszawie.
Warszawa padła, nim doszliśmy. Mimo to nie straciliśmy nadziei i walczyliśmy dalej, najpierw z bolszewikami, następnie w bitwie pod Serokomlą z Niemcami.
Wykazaliście hart i odwagę w czasie zwątpień i dochowaliście wierności Ojczyźnie do końca.
Dziś jesteśmy otoczeni, a amunicja i żywność są na wyczerpaniu. Dalsza walka nie rokuje nadziei, a tylko rozleje krew żołnierską, która jeszcze przydać się może.
Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w tej najcięższej chwili — każąc zaprzestać dalszej bezcelowej walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremnie. Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą karność, wiem, że staniecie, gdy będziecie potrzebni.
Jeszcze Polska nie zginęła!
Kock, 5 października
Obrona Polski 1939, oprac. Waldemar Strzałkowski, Warszawa 1990.
Naród niemiecki wśród bicia dzwonów świętuje wielkie, jedyne w swym rodzaju, historyczne zwycięstwo. [...] Świadomość siły naszego Wehrmachtu napełnia nas poczuciem pewności siebie i spokoju. [...] Również na Zachodzie, począwszy od początku wojny, niemiecki Wehrmacht znajduje się w spokojnej gotowości i oczekuje na wroga.
O co ma się teraz prowadzić wojnę? O restytucję Polski? Polska traktatu wersalskiego nie powstanie nigdy więcej! [...] W historii niemieckiej nie powtórzy się nigdy więcej listopad 1918.
Berlin, 6 października
Szymon Datner, 55 dni Wehrmachtu w Polsce. Zbrodnie dokonane na polskiej ludności cywilnej w okresie 1 IX 1939 – 25 X 1939 r., Warszawa 1967.
W związku z nieprzestrzeganiem zarządzenia o godzinie policyjnej, podaję jeszcze raz do wiadomości, że każda cywilna osoba, spotkana na ulicy po godzinie 19.30 bez odpowiedniego ważnego zezwolenia, zostanie aresztowana na okres co najmniej dwóch dni i będzie przebywać w tym czasie w więzieniu tylko o chlebie i wodzie.
Poznań, 7 października
Położenie ludności polskiej w Kraju Warty 1939–1945. Dokumenty niemieckie, wybór i tłum. Czesław Łuczak, Poznań 1987.
Stale można zauważyć ludność polską przypatrującą się przejazdowi niemieckich pojazdów wojskowych z rękoma trzymanymi w kieszeniach spodni. Takie zachowanie należy traktować jako nieprzyzwoite i znieważające niemiecką armię. W związku z tym każdy dopuszczający się takiego znieważenia przez trzymanie rąk w kieszeni będzie surowo ukarany.
Polecam burmistrzom, sołtysom i komisarzom gmin przekazanie jak najwcześniej treści tego obwieszczenia do wiadomości całej ludności i nakazuję występować surowo przeciw osobom naruszającym niniejsze zarządzenie. Urzędnikom policyjnym nakazuję tak dobitne pouczenie ich o sposobie zachowania się wobec Wehrmachtu, by stracili ochotę do ponownego tego rodzaju znieważającego postępowania.
Ostrów Wielkopolski, 7 października
Położenie ludności polskiej w Kraju Warty 1939–1945. Dokumenty niemieckie, wybór i tłum. Czesław Łuczak, Poznań 1987.
Wyjątkowo wroga jest postawa warstw inteligencji — i to zarówno w mieście, jak w terenie. [...] Uwzględniając fakt, że wszystkie polskie rewolucje od 1793 po 1863 i 1905 rok zostały przygotowane przez koła studiującej młodzieży i inteligencji mieszczańskiej, przy tym duchowieństwo polskie udziela fanatycznego poparcia każdemu dążeniu do wyzwolenia narodowego, w celu oceny przyszłego rozwoju wydarzeń konieczna jest obserwacja tych wszystkich sił.
Kraków, 9 października
Podstępne uwięzienie profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczej (6 XI 1939 r.). Dokumenty, oprac. Józef Buszko, Irena Paczyńska, Kraków 1995.
Nie dopuścić, aby polska inteligencja utworzyła nową warstwę kierowniczą.
Musi być utrzymany niższy standard życiowy. Tani niewolnicy. Całą hołotę należy wyrzucić z terytorium niemieckiego. [...]
Dążyć do stworzenia totalnej dezorganizacji.
Berlin, 18 października
Franz Halder, Dziennik wojenny. Codzienne zapisy szefa Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych 1939–1942, t. 1, Warszawa 1971.
Rządzące koła Polski niemało się pyszniły „trwałością” swego państwa i „potęgą” swej armii. Jednakże wystarczające się okazało krótkie uderzenie w Polskę ze strony naprzód armii niemieckiej, a potem Armii Czerwonej, aby nic nie zostało z owego poczwarnego bękarta Traktatu Wersalskiego, który żył kosztem ucisku niepolskich narodowości. „Tradycyjna polityka” bezdogmatycznego lawirowania i gry pomiędzy Niemcami i ZSRR okazała się niewypłacalna i całkowicie zbankrutowała.
[...] Jak wiadomo, Polsce nie pomogły ani angielskie, ani francuskie gwarancje. Właściwie to i dotąd nie wiadomo, co to były za „gwarancje” (powszechny śmiech).
Moskwa, 31 października
Stosunki Rzeczpospolitej Polskiej z państwem radzieckim 1918–1943. Wybór dokumentów, opr. Jerzy Kumaniecki, Warszawa 1991.
Dziś 30. rocznica wojny – właśnie przed chwilą wyły syreny, ruch na ulicach zamarł na dwie minuty, ludzie stali milcząc, jak skamieniali. Ta wojna zdecydowała o naszym życiu, przekreśliła wszystko, zmarnowała naszą młodość i wiek dojrzały, wytrwała nam sześć lat życia, przekreśliła marzenia o Polsce całkiem wolnej – i tak cud, że żyjemy. A dziś świętują rocznicę komuniści i urządzają wiece – „przeciwko wojnie”. Pacyfizm Europy ułatwił kiedyś zadanie Hitlerowi, dziś ma je ułatwić Ruskim, no bo jak połknęli pół Europy, to teraz chcą pokoju, żeby kąsek strawić. Tak toczy się ten świat! Staliśmy z Lidią na balkonie przez te dwie minuty wycia syren: ta wojna to nasze życie, nasze małżeństwo, nasze przekreślone „kariery”. I to wszystko zrobił Hitler! Sukinsyn!!
Warszawa, 1 września
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Wielkopolanie!
Zbliża się 60. rocznica napaści na Polskę, rozpoczętej przez władców totalitarnych systemów, hitlerowskiego faszyzmu i stalinowskiego komunizmu.
W konsekwencji tej napaści rozgorzała wieloletnia II wojna światowa niosąca cierpienia i śmierć dla milionów ludzi różnej narodowości. Wśród ofiar wojny największe straty poniósł Naród Polski, pokonany militarną przewagą przez sąsiadów z zachodu i wschodu [...].
Kieruję zatem apel do całego Społeczeństwa Wielkopolski, do kombatantów, samorządów, stowarzyszeń oraz organizacji politycznych i młodzieżowych o godne uczczenie tych, którzy w II wojnie światowej polegli na polu walki, ginęli w komorach gazowych, więzieniach i kazamatach, czy też zostali zamęczeni na nieludzkiej ziemi.
Wzywam do licznego udziału w uroczystościach upamiętniających ich bohaterstwo. Apeluję o udekorowanie w dniach 1 i 17 września br. miejsc pracy i swoich mieszkań flagą narodową.
Niechaj w tych dniach pamięci narodowej nad całą Wielkopolską powiewa wolna i niepodległa Biało-Czerwona.
Wrocław, 31 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” Poznań nr 203, 31 sierpnia 1999.