Wszystkie radiostacje grzmią wiadomościami z Afganistanu, gdzie działają duże siły powstańcze przeciw agresji sowieckiej. A u nas? Radio i telewizja gruchają jak synogarlice: o planach, o maszynach, o zjeździe partii, wspominając jedynie marginesowo „życie w Afganistanie normalizuje się”. Wiemy przecież, jak wygląda taka „normalizacja”, jest tam podobno 60–100 tysięcy wojska z dużą ilością sprzętu technicznego. Wystarczająca siła, aby „życie się normalizowało”.
Co z tego będzie — nie wiadomo. Ja osobiście absolutnie nie wierzę, aby Związek Radziecki zgodnie z żądaniami całego świata, Rady Bezpieczeństwa itd. wycofał swoje wojska z Afganistanu. Jeśli Rosja postawi gdzieś nogę — czy to carska, czy obecna — to już jej nie cofnie. A jeśli nawet „wycofa wojska”, to pozostaną one, z tą tylko różnicą, że w cywilnych ubraniach, a nie w mundurach.
Warszawa, 10 stycznia
Teresa Konarska, dziennik w zbiorach Ośrodka KARTA.
Określenie „Pokój za wszelką cenę” [którym rząd RFN tłumaczy m. in. swoją akceptację dla stanu wojennego w Polsce] — dla grupy ludzi albo państw — jest drwiną z podstaw wolności i demokracji. Zaklina złą rzeczywistość, gdyż oznacza podporządkowanie się każdej brutalności, także rozkazowi mordowania. Oznacza gotowość do kapitulacji przed agresją, bez patrzenia na skutki, jakie mogą z tego wynikać dla innych. To, co propagandyści od pokoju za wszelką cenę określają jako akt rozsądku, pragmatycznego myślenia, nawet miłości do ludzi, jest w pierwszym rzędzie ukrytą akceptacją tyranii, gwałtu — może i zbrodni — rzekomo dla uniknięcia „większego zła”.
11 listopada
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.