By móc skuteczniej wpłynąć na los naszej polskiej narodowości w tym państwie i na ukształtowanie egzystencji i dobra naszego ludu, stworzyliśmy jeden, wspólny polityczny związek całej naszej polskiej ludności: Związek Polaków w Czechosłowacji.
Dotychczasowe stronnictwa polityczne — Związek Śląskich Katolików i Polska Partia Ludowa — przestają odtąd istnieć jako czynnik polskiej polityki narodowej, a występowanie w sprawach narodowych i obrona polskiego ludu w Czechosłowacji w sprawach politycznych przechodzi na Związek Polaków w Czechosłowacji.
Z Polską Socjalistyczną Partią Robotniczą chcemy utrzymywać dobre stosunki i współpracować z nią dla dobra polskiego ludu.
Cele nasze wynikają z obowiązków naszych wobec naszego narodu i naszego ludu.
Nie ustaniemy w walce o nasze prawa:
— nim nie zostanie przywrócony polski narodowy stan posiadania z czasów przed rozdziałem Śląska Cieszyńskiego,
— nim nasz polski lud nie uzyska zupełnego równouprawnienia,
— nim nie zyska zupełnej możności utrzymania życia i słusznej egzystencji na ziemi swych przodków,
— nim na jakimkolwiek bądź stanowisku przy równej fachowej kwalifikacji będą mieli pierwszeństwo obcy przybysze,
— nim nie zostaną stworzone niewzruszone gwarancje narodowego rozwoju, tak dla całości naszej narodowej grupy, jak i pojedynczych jej członków. [...]
Związek Polaków w Czechosłowacji przeto domagać się będzie, na wzór innych grup narodowych w tym państwie, narodowej autonomii w ramach Republiki Czechosłowackiej także dla ludności polskiej.
Czeski Cieszyn, 28 marca
„Dziennik Polski”, Czeski Cieszyn, 29 marca 1938.
W nocy z wczoraj na dziś założyłem Sekcję Młodych przy Związku Polaków, mianując komendantem Emanuela Guziura. [...] W gminach powstają oddziały młodych, prowadzone przez komendantów. [...] Do spraw politycznych i w ogóle spraw większej wagi powołałem „Zespół” [...]. Członkowie „Zespołu” zobowiązali się do maszerowania w całkowitej harmonii i serdeczności do jednego celu, którym jest wyzwolenie Śląska spod zaboru czeskiego. Do „Zespołu”, który składa się tylko z kilku ludzi, należy również pastor Berger, jako przewodniczący „Zespołu” w moim zastępstwie. [...]
Ponieważ istnieje możliwość powszechnej mobilizacji w Czechosłowacji i związana z tym ucieczka młodzieży polskiej do Polski, pojawia się konieczność poczynienia kroków przygotowawczych w polskim Cieszynie dla uplasowania tej młodzieży, która tworzyłaby w Polsce „Legion Zaolziański”.
Morawska Ostrawa, 14 września
Kazimierz Badziak i inni, „Powstanie” na Zaolziu w 1938 r., Warszawa 1997.
18 września powiadomiono mnie, że mam przemawiać na antyczeskim wiecu protestacyjnym w Katowicach. [...] Pojechałem do Katowic rano następnego dnia, ustaliłem treść i objętość mego przemówienia. [...] Wieczorem na rynku katowickim przemawiałem wobec 40-tysięcznego tłumu, a przez radio do całej Polski i do bliższej i dalszej zagranicy. Przemówienie obliczone na 10 minut trwało wskutek okrzyków tłumów i aplauzów przeszło 18 minut. Padały pod adresem Czechów hasła takie, jak: „Bić Czechów!”, „Ostrawica nasza granica”, „Stworzyć korpus ochotniczy”, „Wodzu, prowadź nas na Czechów!”, „Dalej, za Olzę!”, „Precz z komunistyczną Pragą!”, „Zniszczyć gniazdo niepokojów i prowokacji w Pradze!”. Okrzykom nie było końca, a padały z taką siłą, że czuło się siarkę w powietrzu.
Katowice, 19 września
Jan Szuścik, Życiorys nauczyciela, zbiory Książnicy Cieszyńskej, RS AKC. III 00111.
W południe przekroczyłem granicę na moście. [...] Teraz jestem w „Czechach”. Ulica jest pusta. Dlatego może, że jest pusta, specjalnie działają pełne krzyku, pełne nerwowego napięcia, rysunku, koloru i wykrzykników po czarnych literach — plakaty. Krzyczą, zdaje się, w próżnię. Przystanął koło mnie pan z cygarem, rzucił okiem i poszedł dalej. [...] W trzech językach: czeskim, niemieckim, polskim wypisano kolejno: „W razie potrzeby będziemy wszyscy żołnierzami!”.
Słowa i słowa. Kto ich tu pragnie na Śląsku Zaolziańskim? Nikt. Samotni chodzą żandarmi. [...] Baba z rogu odzywa się głośno:
— To już postanowiono, że tu będzie Polska.
Nikt jej nie przeczy, nie odwróci się bojaźliwie na boki, czy aby niepowołane uszy...
Jest w tym pewna doza śmiesznego nawet, a w tej chwili przeżywanej przez Czechosłowację może tragicznego lekceważenia jej powagi, jej państwa, tak dziwnie, a teraz się okazało, że: tak niesłusznie skonstruowanego. [...]
Piję herbatę w kawiarni, gdzie się schodzą przeważnie Niemcy. Głośno i rubasznie rozprawiają, wyciągają po hitlerowsku ręce na powitanie. Kelner, dowiedziawszy się, żem z Polski, kładzie na stoliku dzisiejszy numer „Czasu”.
Ostatnie artykuły prasy polskiej, domagające się zwrotu Śląska Zaolziańskiego, nie są konfiskowane.
Czeski Cieszyn, 22 września
Józef Mackiewicz, Okna zatkane szmatami, Londyn 2002.
W chwili, gdy losy Europy są zagrożone i gdy nasze obydwa narody są szczerze zainteresowane w stworzeniu trwałej podstawy pod pełną zaufania współpracę między dwoma naszymi krajami, zwracam się do Waszej Ekscelencji z propozycją ustanowienia przyjaznych stosunków oraz nowej współpracy między Polską a Czechosłowacją. Proponuję więc Waszej Ekscelencji w imieniu państwa czechosłowackiego szczere i przyjazne omówienie uregulowania naszych sporów w sprawach dotyczących ludności polskiej w Czechosłowacji. Chciałbym rozwiązać to zagadnienie
na podstawie przyjęcia rektyfikacji granicy. Zgoda w kwestii naszych wzajemnych stosunków byłaby oczywiście logicznym i bezpośrednim następstwem tego porozumienia. Jeśli osiągniemy porozumienie — a jestem przekonany, że to będzie możliwe — uważałbym to za zapoczątkowanie nowej ery w stosunkach między obydwoma naszymi krajami.
Dodam, jako były minister spraw zagranicznych oraz obecny Prezydent Republiki, że Czechosłowacja, ani obecnie, ani kiedykolwiek dotąd, nie miała żadnych tajnych lub jawnych zobowiązań lub traktatów, które miałyby znaczenie, cel lub tendencję zagrażające interesom Polski. Za zgodą odpowiedzialnych ministrów, przedkładam tę propozycję Waszej Ekscelencji poufnie, a zarazem osobiście, aby nadać jej charakter mocnego zobowiązania. Chciałbym w ten sposób uczynić z tego wyłącznie sprawę między obydwoma naszymi narodami. Znając delikatność naszych wzajemnych stosunków i wiedząc, jak trudno było w normalnych czasach zmienić je na lepsze za pomocą zwykłych metod dyplomatycznych i politycznych, usiłuję wykorzystać obecny kryzys dla usunięcia przeszkód z wielu lat minionych i dla równoczesnego stworzenia nowej atmosfery. Czynię to z pełną szczerością. Przekonany jestem, że przyszłość naszych dwu narodów i ich wzajemna współpraca muszą być ostatecznie zapewnione.
Praga, pismo z 22 września, doręczone 26 września
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Wyjątkowo korzystne możliwości dla polskiej armii, żeby interweniować z katastrofalnym skutkiem dla wszystkich naszych działań podtrzymujących operacje wojskowe i na tyły naszych walczących jednostek, wliczając w to także całkowite przerwanie ważnego i koniecznego połączenia z zaprzyjaźnionymi państwami na wschodzie, szczególnie z Rumunią, zmuszają mnie do przedstawienia projektu uzyskania, jeśli nie aktywnej pomocy, to przynajmniej neutralności Polski, nawet za cenę pewnych ustępstw terytorialnych.
W zamian za te bolesne ustępstwa, koniecznie należałoby zapewnić oprócz neutralności także pomoc, przede wszystkim materialną; w pierwszym rzędzie chodziłoby o dostawy paliw, koni, następnie o pozwolenie na przelot, ewentualnie nawet przejście rosyjskich sił przez terytorium Polski.
Klánovice (kwatera Naczelnego Dowództwa armii czechosłowackiej), 25 września
Marek P. Deszczyński, Czynnik polski w przygotowaniach obronnych Czechosłowacji w 1938 r., „Kwartalnik Historyczny”, R. 70(2000), nr 3, tłum. Grzegorz Gąsior.
Całkowicie podzielam opinię Waszej Ekscelencji, że stosunki między naszymi krajami mogłyby ulec poprawie tylko w wypadku niezwłocznego podjęcia skutecznych i poważnych decyzji. Jestem również zdania, że na plan pierwszy bieżących zadań wysuwa się dziś wyłącznie odważna decyzja dotycząca kwestii terytorialnych, które w ciągu niemal dwudziestu lat uniemożliwiały poprawę atmosfery między naszymi krajami. Przekazując memu rządowi sugestie Waszej Ekscelencji, jestem przekonany, że będzie możliwe opracowanie w krótkim czasie projektu układu, który będzie odpowiadał wymaganiom obecnej poważnej sytuacji.
Warszawa, 27 września
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Szefowie rządów czterech mocarstw oświadczają, że jeżeli zagadnienie mniejszości polskiej i węgierskiej w Czechosłowacji nie zostanie uregulowane w ciągu trzech miesięcy w drodze porozumienia pomiędzy zainteresowanymi rządami, stanowić będzie ono przedmiot następnej konferencji szefów rządów czterech mocarstw.
Monachium, 29 września
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Wcześnie rano, bo przed dziewiątą, zgłosiłem się do ministra w jego prywatnym mieszkaniu. [...] Wnet przyszedł, opanowany, ale bardzo zacięty. „Widzi pan, jak z nami znowu postąpili [Włochy, Niemcy, Wielka Brytania i Francja 29-30 września w Monachium]. Załatwili między sobą sprawy niemieckie, a o naszych postanowili poza naszymi plecami i bez naszego udziału. Żadnych trzech miesięcy nie będziemy czekali. Właśnie rozmawiałem ze Śmigłym. Wysyłamy Czechom ultimatum.”
Warszawa, 30 września
Paweł Starzeński, Trzy lata z Beckiem, Warszawa 1991.
Chcąc widzieć tę umowę pełną i trwałą i by nie pozostawiała u żadnej z dwu stron poczucia goryczy, Rząd Czechosłowacki [...] chciałby uniknąć tego, by społeczeństwo czechosłowackie odniosło wrażenie, że wykorzystuje się trudności, w jakich obecnie znajduje się Czechosłowacja, właśnie w chwili, kiedy rozstrzyga się kwestia terytorium zamieszkanego przez ludność niemiecką. Rząd Czechosłowacji chciałby w każdym razie podkreślić, że chodzi tu o akt dobrej woli, wynikający z jego własnej inicjatywy i własnej decyzji. Uważa to za rzecz nader ważną dla stosunków między dwoma narodami i dwoma państwami w przyszłości — stosunków, które chciałby, aby były najbardziej przyjazne. [...]
Rząd Czechosłowacki wychodząc z tych założeń pozwala sobie przedstawić dla rozwiązania kwestii, o które chodzi, następujące zasady:
1. Rząd Czechosłowacki daje Rządowi Polskiemu uroczyste zapewnienie, że rektyfikacja granic i następnie oddanie terenów, o czym zadecyduje ustalone postępowanie, będzie zrealizowane we wszystkich okolicznościach, jakikolwiek obrót weźmie sytuacja międzynarodowa. Republika Czechosłowacka jest gotowa złożyć oświadczenie w tej sprawie również na ręce Francji i Wielkiej Brytanii i uznać te dwa państwa za gwarantów tej umowy.
2. Podział terenów odbywałby się na podstawie zasady, że wspomniane okręgi byłyby terytorialnie podzielone według stosunku ilościowego ludności polskiej do czeskiej.
3. Byłaby natychmiast utworzona równa ilościowo komisja polsko-czechosłowacka, która by opracowała szczegółową procedurę na podstawie tej zasady. Mogłaby być zwołana na dzień 5 października.
Praga, 30 września
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Aktualny spór [...] posiada dwa zasadnicze aspekty [...] 1. Pierwszy, doraźny,
to sprawa odzyskania ziem, do których mamy słuszne prawo. 2. Drugi — to cała pozycja Rzeczpospolitej Polskiej w stosunku do nowej Europy i sposobu jej rządzenia. W tej poważnej chwili rozumiałem, że jedynie odważna decyzja może określić zasadnicze oblicze naszego państwa. [...]
Otrzymuje Pan Poseł notę stanowiącą ultimatum, mające na celu przeciąć fałszywą grę sąsiadów i wykazać, że rząd polski w obronie słusznych interesów nie cofnie się przed największym ryzykiem. [...] Pan Poseł nie wątpi, że wyciągniemy z odmowy lub z braku odpowiedzi zdecydowane konsekwencje. Do czasu, w którym by rząd czechosłowacki ze swej strony określił formalnie swoje stanowisko wobec Rzeczpospolitej Polskiej jako stan wojny, proszę pozostać na swym stanowisku, gdyż według naszej tezy okupujemy jedynie przyznane nam w zasadzie tereny.
Warszawa, 30 września 1938, wieczorem
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Rząd polski uznał odpowiedź rządu czechosłowackiego z 30 września 1938 na swą notę z 27 września 1938 za niewystarczającą i odwlekającą [...].
Rząd polski widzi się zmuszony żądać w sposób najbardziej kategoryczny [...]:
1. Natychmiastowego ustąpienia oddziałów wojskowych i policyjnych z terytorium określonego w wyżej wspomnianej nocie i zaznaczonego na załączonej mapie i oddania w sposób ostateczny wspomnianego terytorium polskim władzom wojskowym.
2. Ewakuacji w ciągu 24 godzin, licząc od południa 1 października 1938, terytorium zaznaczonego na załączonej mapie.
3. Przekazanie pozostałego terytorium okręgów Cieszyn i Frysztat powinno być ostatecznie zrealizowane w ciągu 10 dni, licząc od tej samej daty. [...]
8. Rząd polski oczekuje odpowiedzi niedwuznacznej, przyjmującej lub odrzucającej żądania sformułowane w przedłożonej nocie, do południa 1 października 1938. W wypadku odrzucenia lub braku odpowiedzi, rząd polski czyni jedynie rząd czechosłowacki odpowiedzialnym za dalszy ciąg zdarzeń.
Praga, 30 września, godz. 23.45
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Wobec noty rządu polskiego z 30 września i zmuszony okolicznościami, rząd czechosłowacki przyjmuje propozycje w niej zawarte. W interesie samej miejscowej ludności polskiej oraz aby umożliwić ewakuację bez jakichkolwiek incydentów, rząd czechosłowacki proponuje, aby spotkali się niezwłocznie polscy i czechosłowaccy eksperci wojskowi celem osiągnięcia porozumienia dotyczącego szczegółowej procedury dalszego postępowania. Postuluje się ponadto, by nawet po wkroczeniu oddziałów polskich utrzymany został ruch na linii kolejowej Bogumin–Żylina oraz aby komisja, która miałaby rozstrzygnąć inne kwestie, mogła problem ten ostatecznie uregulować, gdyż linia ta jest jedynym połączeniem między ważnymi regionami czechosłowackimi.
Praga, 1 października
Monachium 1938. Polskie dokumenty dyplomatyczne, oprac. Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski,
Warszawa 1985.
Po przyjęciu warunków dyktatu monachijskiego, ogarnęła szkołę i ludność czeską zupełna depresja. Polacy byli już wtedy bardzo dobrze poinformowani, że Zaolzie przypadnie Polsce i nie szczędzili pogróżek, jak postąpią z Czechami i ich przyjaciółmi. Dzieci z co bardziej zobojętniałych rodzin czeskich przestały chodzić do szkoły, niektóre się już uprzednio ze szkoły wypisywały i zgłaszały się do szkoły polskiej. W tych dniach w pełni przejawiła się ta prawda, że każda burza przynosi ze sobą wiele mułu i bagna. Polacy mieli natychmiastowe informacje, podczas gdy nasze urzędy nie miały zielonego pojęcia, co nadejdzie i jakie kroki należy podjąć. [...]
Wiadomość o zajmowaniu Zaolzia tymczasem dotarła już na wieś, w wyniku czego po drogach zaczęły się przechadzać tłumy ludzi. Spoglądali na nas złowrogo, zachowywali jednak spokój. Gromadzący się tłum zwiększał się nieustannie, tak że około godziny ósmej wieczorem już wszędzie było pełno ludzi. Przed szkołę przyszło chyba pięciu wyrostków, uczęszczających do polskiego gimnazjum w Orłowej, przynieśli ze sobą tęgie patyki i ostentacyjnie stanęli przed wejściem do budynku.
Prawdopodobnie doszłoby do incydentu, jako że grono nauczycielskie nie zamierzało przyglądać się temu bezczynnie; w tym momencie jednak zjawił się miejscowy polski wójt, Karol Chmiel, z oddziałem polskich strażaków, przepędził chłopców i przed szkołą postawił wartę. Potem udał się w kierunku poczty, gdzie doszło do krzyku, gdy strażacy chcieli rozbroić patrol cywilny, ustawiony tam przez urząd pocztowy. W trakcie zamieszania nagle zjawiła się straż przednia wojska czeskiego, maszerującego od Frydku — i napięta sytuacja od razu uległa zmianie. Polski wójt, jego strażacy oraz kierownik szkoły polskiej, który asystował przy rozbrajaniu, oberwali po trochu, po czym zwinęli się podejrzanie szybko, podobnie jak większość ludzi z ulicy i nastał spokój.
Błędowice Dolne, 1 października
Valentin Valeček, Těšínsko za polské okupace v letech 1938–1939, Ostrava 1966, Slezský ústav ČSAV. Slezská vědecká knihovna Opava, sign. S 15.732, tłum. Bohdan Małysz.
Wczesnym popołudniem 1 października wybrałem się na wypas krów po polskiej stronie granicy. Około godziny 14.00 sielski, jesienny nastrój zmącił zaprzyjaźniony z nami sierżant Szeląg, który na swojej budce strażniczej wywiesił narodową chorągiew i z nieukrywanym wzruszeniem i radością nam — pasterzom z Zaolzia — przekazał wieść o tym ważnym wydarzeniu. [...]
W mojej rodzinie i wśród sąsiadów Polaków panowała wielka radość z powodu oczekiwanego od dawna wydarzenia, dzięki któremu winniśmy stracić status obywateli gorszej kategorii, z wszystkimi tego faktu społecznymi i politycznymi konsekwencjami. Niewyraźnie czuli się sąsiedzi ze swojej i nie swojej woli współpracujący z Czechami. Ale i spośród nich zdecydowana większość pozytywnie nastawiała się do nadchodzącej nowej, polskiej rzeczywistości. W końcu wszyscy wyrośliśmy z tego samego pnia, który przecież, tak całkiem niedawno, dla nikogo czeski nie był.
Łąki, 1 października
Edward Buława, W optyce Nadolziaka, zbiory Książnicy Cieszyńskej, RS AKC. 00195.
Pod wieczór przyjeżdża z Czeskiego Cieszyna Trudka Poloczkówna i donosi, że Cieszyn tonie już w barwach narodowych. Natychmiast wydałem dyspozycje, bez wszelkich posiedzeń i narad. O godzinie 21.00 mają się zebrać obywatele przed ratuszem.
Przygotowano naprędce chorągiew polską. Słowami „Jeszcze Polska nie zginęła” rozpocząłem przemówienie ze schodków ratusza. Ludność podchwyciła słowa pieśni i zabrzmiał hymn narodowy, a cały ratusz równocześnie oświetlono, na balkonie zatknięto sztandar polski. W przemówieniu podkreśliłem, iż warto było tyle przecierpieć dla sprawy polskiej, aby teraz móc przeżywać tę uroczystą chwilę. Wezwałem obywateli, aby okazali się godni naszego hasła Związku Śląskich Katolików: „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego” i Czechów nie prześladowali i nie krzywdzili, aby jeden włos nie spadł im z głowy. Nie będę tolerować osobistych porachunków.
W czasie przemówienia czescy żołnierze w szyku bojowym biegiem przemknęli koło ratusza, tak że zatkało mi na moment oddech. Po przemówieniu obecni na boku [komisarz policji Miloslav] Měrka i naczelnik żandarmerii gratulowali mi i do łez wzruszeni dziękowali, że zająłem tak szlachetne stanowisko wobec nich. [...]
Oczekiwaliśmy tegoż wieczora przyjścia wojska polskiego. Wyszedłem z kilkoma obywatelami w kierunku Szygły. Wtem przed gospodą Płoszka wstrzymali nam auto bojówkarze z Istebnej, ukryci w przykopie. Był to weterynarz i jeszcze kilku innych. Też bohaterstwo!? Albo skrobanie sobie rzepki na przyszłość — aby mieć jakieś zasługi i pretensje do posady.
Jabłonków, 1 października
Wspomnienia Rudolfa Paszka, zbiory prywatne Władysława Gałuszki.
W nocy z niedzieli na poniedziałek mało kto położył się spać w obu Cieszynach. Tłum chodził wokoło Olzy przez dwa mosty, żeby naocznie, po raz nie wiadomo który, przekonać się, że granica dzieląca miasto naprawdę przestała istnieć […].
Wszystkie lokale były czynne całą noc. Przedstawiały dziwny widok, niespotykany w Polsce, sprzeczny z zasadami hierarchii, a przecież patetyczny na swój sposób. Oficerowie i żołnierze tańczyli w polowych mundurach, z gazmaskami i mapnikami przewieszonymi przez ramię, niektórzy z hełmami w ręku. Przybysze z głębi Polski, cieszyniacy z obu brzegów Olzy, cywilni i wojskowi śpiewali, zmieszani razem, patriotyczne i wojskowe piosenki.
Cieszyn, 2 października
Wojciech Wasiutyński, „Prosto z mostu”, w: 7599 dni Drugiej Rzeczpospolitej, Warszawa 1983.
Obywatele!
Wracacie do Polski, która zawsze była Waszą najdroższą Ojczyzną i nigdy o Was nie zapomniała. Z dumą patrzyliśmy na hart i nieugiętą wolę, z jaką manifestowaliście Waszą niewzruszoną polskość. Dziś serce całego narodu jest przy Was pełne czci dla Waszego patriotyzmu. Żołnierz polski przychodzi do Was jako herold nowej epoki, jako przedstawiciel siły i majestatu Rzeczpospolitej i jako gwarant przyszłego spokojnego i godnego życia.
Warszawa, 2 października
„Dziennik Polski”, Cieszyn, 4 października 1938.
Przez jakiś czas oglądamy jeszcze przemarsz polskiej armii, potem wracamy wszyscy do ratusza. W pośpiechu przybiega do nas urzędnik gminy i mówi, że wojewoda Grażyński zwiedza ratusz z dużą świtą i czeka na przedstawicieli miasta.
Spotykamy wojewodę na klatce schodowej — schodzi w dół. Przedstawiam się, wspominam, że z nieznanych powodów, w jednej chwili zarzucono cały szczegółowy program. Pytam, czy wolno nam przywitać go tutaj i czy zechciałby powrócić do sali ratuszowej.
Grażyński odpowiada natychmiast małym przemówieniem: „Od dnia dzisiejszego miasto to należy do Rzeczpospolitej Polskiej. Od dzisiaj jesteście obywatelami państwa polskiego. Polska przynosi wam wolność i sprawiedliwość! Ale tylko lojalnym obywatelom. Polska zna tylko polskich, czeskich i niemieckich obywateli. Nie uznaje żadnych innych elementów: niezdecydowanych, zawieszonych między narodami — nie będzie ich tolerowała. Tacy nie mogą liczyć na jej ochronę”. [...] Zakończył powtórną obietnicą: „Cieszcie się, Polska przynosi wam wolność, szczęście i sprawiedliwość!”.
Czeski Cieszyn, 2 października
Josef Kozdon, Aus der jüngsten Geschichte des Teschner Landes. Erinnerungen und Erlebnisse, „Schlesisches Jahrbuch für deutsche Kulturarbeit im gesamtschlesischen Raume” 12 (1940), tłum. Piotr Filipkowski.
Prziszełech do domu, mówię, co je. Natargaliśmy z żoną kwiatów w ogródku, a mieliśmy 26 odmian georgin i dużo róży, gladyoli, goździków i ileśmy tylko mogli unieść, to my wziyli i szli do Cieszyna witać. [...] W Cieszynie już było masa ludzi z okolicznych wiosek, a wszyscy z kwiatami witać polski wojsko. Tyle ludzi z kwiatkami toch jeszcze nie widzioł, no i jak my prziszli ku mostu nad Olzą, to prowie się zaczyło. Dwo czescy generałowie z biołymi paskami na czapkach oddawali w pokorze Zaolzie polskim oficyróm. Potem jechali polscy żołnierze na kołach, koniach, tankach i byli zasypani kwiatkami od ludności cywilnej i witani z ogrómnym entuzjazmym. Okrzykóm „Niech żyją!” nie było końca.
2 października
Franciszek Wantuła, Wspomnienia starego robotnika huty trzynieckiej na Śląsku Cieszyńskim, zbiory Książnicy Cieszyńskej, sygn. RS AKC 00263, mps.
W poniedziałek 3 października około godziny ósmej rano Łąki zostały przejęte przez Wojsko Polskie. Przez gminę przemknęła drużyna cyklistów dysponująca lekkimi karabinami maszynowymi, potem wkroczył pluton piechoty stanowiący straż przednią, wreszcie kolumna podstawowa, której najsympatyczniejszym elementem była orkiestra pułkowa w podhalańskich kapeluszach z piórami. Zatrzymała się ona w tradycyjnym centrum gminy, w sąsiedztwie kościoła oraz polskiej szkoły, wykonała Warszawiankę oraz Marsz Pierwszej Brygady. [...]
Wioska wypełniła się żołnierzami kwaterującymi w domach lub razem z końmi w stodołach. Rojno było wokół kuchni polowych w czasie wydawania posiłków. O zmierzchu przez gminę przemaszerował duży oddział piechoty z orkiestrą na czele, a potem miały miejsce żołnierskie śpiewania.
Łąki, 3 października
Edward Buława, W optyce Nadolziaka, zbiory Książnicy Cieszyńskej, RS AKC. 00195.
Manifestację zagaił burmistrz Orłowej Jan Jařabáč, który powitał obecnych i przemówił do nich tymi słowy: „Obecnie, gdy ważą się losy Republiki Czechosłowackiej, gdy wiemy i wierzymy, że nasi przedstawiciele zrobią wszystko, by obronić interesy naszych mieszkańców, musimy zachować spokój i rozwagę. My na Śląsku Cieszyńskim przeżyliśmy niejedną ciężką próbę, ale wychodziliśmy z nich zawsze zahartowani i silniejsi niż przedtem”. [...]
Następnie wystąpił Josef Matušek, sekretarz Komunistycznej Partii Czechosłowacji ze Śląskiej Ostrawy, który przemówił mniej więcej w ten sposób: „Spotkaliśmy się tu w historycznym momencie, żeby zamanifestować miłość do prezydenta Republiki, rządu, armii i do jedności ludu czechosłowackiego. Manifestujemy po to, żeby nasi negocjatorzy w Pradze zadbali o położenie ludu czechosłowackiego. Nie chcemy sporów z Polakami, chcemy umowy, która musi uwzględniać interesy ludu czechosłowackiego na Śląsku Cieszyńskim. Jeszcze nic straconego, Czechosłowacja nie jest opuszczona, ciągle stoi przy nas nasz wierny sojusznik, ZSRR”. (okrzyki: „Niech żyje ZSRR!”)
Orłowa, 3 października
Mečislav Borák, Zábor Těšínska v říjnu 1938 a první fáze delimitace hranic mezi Československem a Polskem, „Časopis Slezského zemského muzea. Série B” 46, 1997, tłum. Bohdan Małysz.
Widać tu, że najwyższą siłą jest ta siła, jaką zdołała zaszczepić matka-Polka polskim słowem i polską modlitwą. Ta siła pozwoliła przetrwać Wam wieki niewoli i pozwoliła utrzymać polskość. Ona też sprawiła, że żołnierz polski mógł tu wrócić. Jej oddajmy cześć!
Trzyniec, 4 października
Kronika Trzyńca, t. I, 1880–1945, Státní okresní archiv Frýdek-Místek.
Tłumy ludzi w Jabłonkowie wiwatowały na cześć polskich żołnierzy. Byłem wtenczas na rynku. Wojsko maszerowało główną szosą, a młodzież szkolna, obywatele i obywatelki po obu stronach szosy wiwatowali. Głównym przedstawicielem ludności był dyrektor polskiej wydziałówki, pan Paszek. Powiedział wtedy: „Kto wytrzymał, ten wygrał”. On się nie poddał czechizacji.
Jabłonków-Pioseczna, 4 października
Relacja Jana Gazura (ur. 1925), zbiory Ośrodka KARTA (OK).
Ostatnie dni pobytu czeskiego nauczyciela na Śląsku Cieszyńskim były mało przyjemne. Z pewnością można stwierdzić, że my — nauczyciele czescy — nie byliśmy panami sytuacji, ale służyliśmy jako chłopcy do bicia żywiołom antypaństwowym, do których zaliczyć trzeba zwłaszcza księży i nauczycieli polskich. Daremne były próby naszego rządu uczciwego uregulowania stosunków z polską mniejszością. Antyczeską nienawiść wszczepiono nawet licznym lojalnym obywatelom. Wszelka tutejsza polskość czekała tylko na moment przyłączenia Zaolzia do Polski i na chwilę, w której Polacy będą nam mogli zadać najsroższy cios w krwawiące ciało. Doczekali się tego wszystkiego.
Rzeka, 5 października
Valentin Valeček, Těšínsko za polské okupace v letech 1938–1939, Ostrava 1966, Slezský ústav ČSAV. Slezská vědecká knihovna Opava, sign. S 15.732, tłum. Bohdan Małysz.
Tyły armii czechosłowackiej znikały za zakrętem, przy tym rozbrzmiewał śpiew żołnierzy, zarazem pocieszających i uspokajających ludność, że prawda w końcu zwycięży i że ich powrót jest tak pewny, jak to, że teraz odchodzą. Tu i ówdzie żołnierze rzucali dziewczętom kwiaty i upominali je: „U licha, bądźcie nam wierne, dopóki po latach nie wrócimy”. [...]
Niektórzy z Czechów, zwłaszcza ci, którzy mieli w dobie plebiscytu poważniejsze spory z Polakami, pospiesznie uchodzili w ślad za armią czechosłowacką. Zabierali ze sobą, co tylko się dało, na samochodach, na wozach, na wózkach, na rękach, piechotą czy na wozie. [...]
Ludność polska zgromadziła się przed Domem Robotniczym, stojącym przed zakrętem drogi z Karwiny, nieopodal przystanku kolei elektrycznej. Większość ludności czeskiej pozostawała w swoich domach i jedynie przez okno obserwowała pochód polskich żołnierzy, kroczących wśród wiwatów mieszkańców polskich. [...]
Ujawnił się charakter niektórych czeskich ludzi: wmieszali się w tłum Polaków i witali wojsko polskie jako najprawdziwsi Polacy, acz niektórzy z nich trzy miesiące temu wysławiali Pragę jako „Sokoły”. Cóż, na świecie żyją także ustraszone duszyczki. W powietrzu unosiły się słowa nie swojskie, lecz łacińskie: „Vivat polskiej armii! Vivat!!”. Kwiaty sypały się na głowy zaskoczonych polskich żołnierzy, którzy tracili już pewność, czy Czesi opuścili Zaolzie dobrowolnie, czy też oni starli się z nimi w zwycięskiej walce. [...]
A uchodźcy polscy, którzy w chwili mobilizacji odeszli do Polski, wracali teraz sławetnie do domu, w mundurach, z aureolą.
Dąbrowa, 10 października
Kronika Dąbrowy, 1927–1945, Státní okresní archiv Karviná, sign. 505, i.č. 121, tłum. Bohdan Małysz.
Najgorszym dniem w życiu był dla nas ten, gdy Polacy przyszli do Karwiny. Kiedy od Frysztatu zaczęła rozbrzmiewać muzyka, nagle cały Sowiniec się wyludnił, albowiem wszyscy Polacy poszli witać armię polską. Nam, Czechom, oczy nie wyschły do wieczora. Polacy spoglądali na nas niczym na morderców, żaden z nami nie rozmawiał. Kiedy poszłam do sklepu, od razu zaczęli wyzywać Czechów i lamentować, jak Polacy byli przez Czechów dręczeni. Było to tak wierutne kłamstwo, że człowiek byłby w stanie się za to nawet bić, musiałam się z trudem powstrzymywać. Wieczorem nie wolno nam było wychodzić z domu, ponieważ pod oknami czyhali polscy terroryści, żeby nas natłuc.
Karwina, 10 października
Valentin Valeček, Těšínsko za polské okupace v letech 1938–1939, Ostrava 1966, Slezský ústav ČSAV. Slezská vědecká knihovna Opava, sign. S 15.732, tłum. Bohdan Małysz.
W związku z masowym powrotem na Śląsk za Olzą osób, które w liczbie kilkudziesięciu tysięcy z powodu swej narodowości polskiej zmuszone były opuścić tę swoją ziemię ojczystą w latach 1919–38 i przenieść się za granicę do Polski, zachodzi konieczność sprawnego uregulowania obecnie emigracji osób narodowości czeskiej do Czechosłowacji.
Podaję zatem do wiadomości, że celem przyspieszenia formalności, związanych z wyjazdem do Czechosłowacji tych osób, odpowiednie przepustki będą wydawane bezpośrednio przez komisariaty policji w gminach miejskich i posterunki policji w gminach wiejskich. Jest pożądanym, aby zainteresowani zaopatrzyli się w przepustki do dnia 1 listopada br. i w spokoju opuścili teren Państwa Polskiego.
Cieszyn, 10 października
Łazy zostały zajęte przez wojsko polskie 10 października. Cały dzień spędziłem w ratuszu, czekając na przekazanie administracji gminnej nowemu komisarzowi polskiemu [Janowi Szuścikowi]. Komisarz się jednak nie stawił. Wieczorem o 19.45 wdarł się przez płot do mojego ogrodu i mieszkania posłaniec tego komisarza. Przyniósł wiadomość, żebym na godzinę dziewiątą rano następnego dnia zwołał radę gminy w celu złożenia ślubowania.
Przyodziawszy się, udałem się do ratusza i kazałem przywołać dyrektora urzędu gminnego Karola Sznapkę. Do ratusza nas jednak nie wpuszczono, pilnował go członek polskiej Policji Państwowej, a w środku był także żołnierz. Ponieważ chcieliśmy napisać zaproszenie na maszynie i skopiować je za pomocą przebitki, poszliśmy do mojego mieszkania, gdzie miałem swoją maszynę do pisania. Przed domem budowniczego Hamrlíka stali trzej policjanci polscy oraz trzej cywile. Wszyscy raptem rzucili się za nami i żądali, abyśmy się wylegitymowali. Pokazałem nakaz przyszłego komisarza polskiego.
Nakazali nam znienacka, byśmy szli do mojego mieszkania. Kiedy szliśmy aleją, a ja pozostawałem w tyle, chamsko mnie popychali, tłukli pięściami w plecy, uderzali karabinem po ramieniu i grozili bagnetem. Jako że nie nadążałem za ich szybkimi krokami, jeden z policjantów złapał mnie za kołnierz i dusząc podniósł mnie do góry. W mieszkaniu do¬pchali nas do kuchni. Tu począł ich dowódca krzyczeć, że tylko czeska świnia ośmieli się jego, urzędnika z wielkiej Polski, prowadzić do kuchni. Znowu mnie chwycił, potrząsał, aż w końcu cisnął mną o ścianę.
Podczas odnotowywania danych osobowych pytał mnie groźnym tonem, dlaczego już dawno nie opuściliśmy wielkiej Polski. Ponownie poprosiłem go o zapisanie w swych notatkach, że jestem w Łazach nauczycielem, już od 35 lat, a więc od czasów, gdy nie było jeszcze żadnej Polski. Na to zamilkł i po chwili krzycząc oznajmił mi, że w ciągu 24 godzin muszę stąd odejść, jeżeli nie chcę zostać zastrzelony.
Łazy, 10 października
Valentin Valeček, Těšínsko za polské okupace v letech 1938–1939, Ostrava 1966, Slezský ústav ČSAV. Slezská vědecká knihovna Opava, sign. S 15.732, tłum. Bohdan Małysz.
18 października w godzinach dopołudniowych zebrało się na granicy gminy Pietwałd na Śląsku, w okolicy drogi Radwanice–Pietwałd, około 2 tysięcy mieszkańców, jako że między ludźmi w Pietwałdzie chodziły słuchy, że na owo miejsce ma przybyć komisja w sprawie ustalenia ostatecznego przebiegu granicy. Polska straż policyjna i celna wyparła tłum z szosy, zaznaczając, że musi ona pozostać wolna. Ludzie ustąpili na przyległe grunty i w spokoju wyczekiwali przyjazdu komisji.
Po chwili jednak nadjechał na miejsce po drodze od Orłowej oddział około 40 mężczyzn polskiej policji konnej oraz oddział straży celnej z psami. Jednostki te bezwzględnie rzuciły się na tłum z gumowymi pałkami, maltretowano uczestników zbiegowiska, których poszczuto psami, w wyniku czego wielu ludzi zostało przez psy pogryzionych lub poranionych. W następstwie takiej interwencji cały tłum rozpierzchł się w dzikim chaosie, a kilku obywateli Pietwałdu uciekło za linię demarkacyjną na nasze terytorium, pomimo iż granice są z polskiej strony ściśle strzeżone.
Morawska Ostrawa, 18 października
Mečislav Borák, Druhá fáze delimitace hranic mezi Československem a Polskem na Těšínsku v listopadu 1938, „Časopis Slezského zemského muzea. Série B” 49, 2000, tłum. Bohdan Małysz.
Zbliżał się 11 listopada, pierwsze u nas polskie Święto Niepodległości. Zapowiedziano przyjazd Pana Prezydenta na Zaolzie. W programie jego pobytu była i Sucha Górna. [...] Kilka minut po godzinie 15.00 syrena szybowa daje znak, że samochód Pana Prezydenta wyjechał z lasu karwińskiego. Serca wszystkich biją szybciej. Na teren Suchej Górnej przybywa Najdostojniejszy Gość, jaki dotąd zawitał i może więcej w dziejach gminy nie zawita. Przybywa Głowa Państwa, Prezydent Rzeczpospolitej prof. Ignacy Mościcki, z całą świtą. Towarzyszy mu jego małżonka, premier generał dr Sławoj-Składkowski, kilku ministrów, generałów, wojewoda dr Michał Grażyński, starosta powiatu frysztackiego dr Leon Wolf, starosta powiatu cieszyńskiego Plackowski i wielu innych dygnitarzy. [...]
Pierwsze przemówienia wygłaszają dzieci szkolne Janina Molendzianka i Aniela Kozubkówna, którą opanowuje wzruszenie tak, że nie może dokończyć przemówienia. Prezydent rozweselony ściska im ręce i odbiera od nich bukiety kwiatów. Ja przemawiam w imieniu gminy i całego okręgu suskiego. Pan Prezydent podaje mi rękę i dziękuje za słowa powitania, dodając: „Wszystko to tak miłe, serdeczne”. Podchodzi do dzieci szkolnych i wszczyna z nimi rozmowę. Dzieci jakby zalęknione Majestatem Jego Osoby nie mogą słowa wykrztusić. [...] Z samochodu już podaje mi rękę na pożegnanie, jak również Milusi Pietraszkównej, która tuż przed ruszeniem samochodu podbiegła do niego. Przy dźwiękach hymnu państwowego i wśród entuzjastycznych okrzyków zgromadzonej ludności: „Niech żyje!” — samochód odjeżdża w kierunku Cierlicka.
Sucha Górna, 11 listopada
Alojzy Sznapka, Pamiętnik, część IV, zbiory Alojzego Sznapki.
Melduję, że odzyskanie części gmin Domasławice Dolne i Górne oraz osady Kocurowice zostało przez ludność tych miejscowości przyjęte ze spontaniczną radością. 16 listopada 1938 przed godziną 12.00 mieszkańcy zeszli się w osadzie Kocurowice, gdzie muzyką powitali mniejsze jednostki wojskowe i organa administracji publicznej. Zgromadzony pochód, liczący około tysiąca głów, maszerował przy akompaniamencie muzyki dookoła przywróconego terenu. Na czele pochodu niesiono flagę państwową. Szło w nim także niemało żołnierzy czechosłowackich pod dowództwem ppłk. Klímka, straż pożarna, członkowie „Sokola” i liczne dzieci szkolne, machające mniejszymi proporczykami. Żołnierze i pozostali członkowie jednostek zbrojnych zostali przez ludność serdecznie powitani i obdarowani kwiatami.
Kiedy orszak sunął wzdłuż nowych granic państwowych i wołał: „Niech żyje CSR”, „My jesteśmy z Wami, tam za wodą”, „Wiwat!”, wśród ludności za granicami rozgrywały się wzruszające sceny. Mężczyźni, kobiety i dzieci płakały, a z ich szeregów słychać było okrzyki: „Wyzwólcie nas!”.
Pazderna, 18 listopada
Mečislav Borák, Druhá fáze delimitace hranic mezi Československem a Polskem na Těšínsku v listopadu 1938, „Časopis Slezského zemského muzea. Série B” 49, 2000, tłum. Bohdan Małysz.
Pracowałem i dotąd pracuję w dziale odlewnictwa huty żelaza Witkowice, dokąd codziennie dojeżdżam. Od policji polskiej miałem spokój aż do 24 grudnia 1938, kiedy wracałem na dworzec w Dziećmorowicach i kiedy to byłem u kolejarza Rudolfa Plevy schwytany przez trzech polskich umundurowanych policjantów, którzy przeprowadzali właśnie u Plevy rewizję domową. Po przeszukaniu mieszkania, policjanci wzięli mnie przed siebie i prowadzili na posterunek.
Po przybyciu na posterunek jeden z obecnych tam policjantów zapytał mnie, jakie mam szkoły, a kiedy im odpowiedziałem, że czeskie, zostałem uderzony pięścią w twarz. Dalej się mnie pytał, czy byłem w wojsku i po odpowiedzi twierdzącej kopnął mnie w prawą nogę. Potem jeden z policjantów zaprowadził mnie do pomieszczenia obok, gdzie siedziało czterech policjantów. Jeden z nich stargał ze mnie wierzchni płaszcz, położył mnie na stół, następny usiadł mi na karku, a kolejni dwaj tłukli mnie pałką po plecach. Kiedy każdy zasadził mi po 25 uderzeń, wyrzucili mnie z pomieszczenia, przy czym jeden z nich wołał do mnie, że mogę powiedzieć tutejszym urzędom, jak się Polacy ze mną obchodzą. Przed odejściem z posterunku byłem zmuszony podpisać jakiś papier i przekazano mi dekret wysiedlający z zaznaczeniem, że nigdy nie wolno mi wrócić do Polski.
Po tym, jak zostałem tak stłuczony, uciekłem do Morawskiej Ostrawy, gdzie zakwaterowano mnie w Czerwonym Krzyżu, skąd 27 grudnia 1938 wyjechałem do Frydlantu nad Ostrawicą, gdzie mieszkam do dziś.
Morawska Ostrawa, 31 grudnia
Moravský zemský archiv v Brně, f. Zemský úřad Brno, k. 299, i.č. 130, tłum. Bohdan Małysz.