Kiedy drużyna, którą prowadziłem z transportem broni, zbliżyła się z ul. Kochowskiego na ul. Krasińskiego, szeroką arterię na Żoliborzu, od strony Powązek nadjechał samochód z żołnierzami niemieckimi.
Muszę powiedzieć, że był właściwie taki moment, kiedy zupełnie wyraźnie obserwowaliśmy się wzajemnie i widać było, że Niemcy robią jakiś rachunek zysków i strat — czy zacząć starcie, zacząć walkę z nami, czy udać, że nie zwracają uwagi na kilkunastu młodych ludzi, już w butach z cholewami bądź ubranych przynajmniej od spodu w mundury, bo od góry, mimo gorącego dnia, w płaszcze, pod którymi schowana była broń: pistolety maszynowe, broń krótka, granaty. Jak gdyby zastanawiali się, czy doprowadzić do tego starcia, czy nie.
W pewnym momencie zdecydowali się i rozpoczęła się walka. Walka, z której wyszliśmy właściwie z pełnym sukcesem, ponieważ obrzuciliśmy samochód niemiecki granatami, sami nie ponieśliśmy strat. Samochód się zapalił, Niemcy zostali pokonani, nam udało się przeskoczyć przez ulicę i dojść na miejsce zbiórki, gdzie już była reszta 9. kompanii dywersyjnej, której stanowiliśmy jedną ze składowych części.
Warszawa, 1 sierpnia, około godz. 13.50
Władysław Bartoszewski, Dni walczącej stolicy, Warszawa 2004.
Umarł trzy dni temu Paweł Jasienica, czyli Lech Beynar – parę dni bez reszty zaprzątała mnie Jego śmierć i pogrzeb. […]
Zaszczuli tego szlachetnego i niezwykłego człowieka. Powiedział o tym na cmentarzu z nieprawdopodobną wręcz odwagą Jerzy Andrzejewski: jego przemówienie o niewoli słowa, o fałszach i wymuszonym milczeniu pisarzy było znakomite. Pięknie, choć nie tak odważnie mówił Stomma, mocne, choć nieco zbyt krasomówcze, przemówienie wygłosił mecenas Siła-Nowicki. Od towarzyszy broni przemówił pułkownik Rzepecki, dawny szef BIP-u (Biuro Informacji Politycznej AK), oraz inny pułkownik, z 1939 roku, pod którym Lech walczył. Od literatów mówiła Auderska (prezes oddziału warszawskiego) i niepotrzebnie moim zdaniem przez Władka B. [Bartoszewskiego] zgwałcony Parandowski od Pen-Clubu. Celebrował biskup Miziołek i ksiądz Falkowski, który w białostockiej wsi Jasienica ukrył niegdyś rannego Lecha, ratując mu życie – stąd potem pseudonim „Jasienica”. Na zakończenie odśpiewano „Jeszcze Polska” – to było wzruszające, wszyscy mieli łzy w oczach. […]
Cenzura wiele pokonfiskowała w klepsydrach Jasienicy, m.in. cały nekrolog od towarzyszy broni, wzmianki wszelkie o służbie żołnierskiej oraz… że Lech był wiceprezesem Pen-Clubu. […] Nie ma się co łudzić, komuchy szerokiego gestu nie mają, łaska wielka, że w ogóle pozwolili wydrukować te nekrologi.
Warszawa, 19–23 sierpnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.
Giedroyc oprócz utrzymywania stałych kontaktów z KSS „KOR” jest najbardziej powiązany z PPN. Zakonspirowanie PPN daje mu bowiem gwarancje utrzymania się nawet wówczas, gdyby polityka władz wobec „opozycji” uległa zmianie, a także przy likwidacji otwartych form działalności.
[...]
Członkami PPN w Polsce są:
– J[erzy] Jedlicki, Żyd, historyk PAN (posiada brata w Tel Awiwie, autor książki Chamy i Żydy),
– W. Bartoszewski – literat, publicysta,
– Z. Najder – literat,
– oraz prawdopodobnie prof. A[leksander] Gieysztor.
Warszawa, 5 lipca
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Najder Zdzisław [...]. Z dotychczasowych ustaleń w sprawie wynika, że jest on czołową postacią PPN-u. Skupia w swoim ręku powiązania PPN-u z zagranicą. Jest dysponentem inicjatyw PPN-u w kraju. Ostatecznie zatwierdza teksty publikowane w biuletynie. [...]
Szczypiorski Andrzej [...]. Czynnie uczestniczy w programowaniu działalności PPN-u.
Jan Józef Szczepański [...]. Wraz z Najderem organizuje osoby z kręgów inteligencji twórczej i naukowej do opracowania tekstów publikowanych w biuletynach PPN-u oraz współdecyduje o ich ostatecznej redakcji. [...]
Olszewski Jan [...]. Jest zaangażowany w działalność PPN-u. Brał udział w opracowaniu programu [...].
Chrzanowski Tadeusz [...]. Pozostaje on w ścisłym kontakcie z Janem Józefem Szczepańskim i Najderem. [...] Zanotowano fakt dysponowania funduszem na cele PPN-u (w złotówkach i dolarach USA). [...]
Walicki Andrzej [...]. Jest dokładnie wtajemniczony w zakres i metody działania PPN-u. Między innymi omawiał z Najderem taktykę jego postępowania celem zachowania w konspiracji jego osoby.
Kijowski Andrzej [...]. Z polecenia Najdera kontaktował się za granicą w sprawie PPN-u z Giedroyciem i J[anem] Pomianem. [...] Z uwagi na to, że Departament II MSW obejmuje swoją kontrolą operacyjną W[ojciecha] Włodarczyka oraz lokal, w którym odbywa się powielanie, nie mamy możliwości należytego rozeznania. Rozszerzanie informacji odnośnie zagadnień organizacji druku i kolportowania możliwe jest wyłącznie przy ścisłym współdziałaniu z Departamentem II MSW.
Ponadto należy dodać, że na podstawie materiałów krypt. „Carol” można wnioskować, iż taktyka postępowania PPN-u w omawianym zakresie polega na okresowej wymianie miejsc i osób zaangażowanych w powielanie. [...]
Karpiński Wojciech [...] utrzymuje ścisłe kontakty z czołowymi przedstawicielami PPN-u. [...]
Należy postawić tezę, że niżej wymienione osoby ze względu na utrzymywane kontakty oraz reprezentowane poglądy polityczne mogą być zaangażowane w działalność PPN-u: Zarański Jan [...], Strzelecki Jan [...], Holzer Jerzy [...], Bartoszewski Władysław [...], Paweł Hertz [...], Bieńkowski Władysław [...], Juzwenko Adolf [...], Rayzacher Maciej [...], Mazowiecki Tadeusz [...], Ajzner Jan [...], Lipski Jan Józef [...], Lipiński Edward [...], Geysztor [tak w oryginale] Aleksander [...], Andrzej Micewa-Micewski.
Warszawa, 23 stycznia
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Określenie „Pokój za wszelką cenę” [którym rząd RFN tłumaczy m. in. swoją akceptację dla stanu wojennego w Polsce] — dla grupy ludzi albo państw — jest drwiną z podstaw wolności i demokracji. Zaklina złą rzeczywistość, gdyż oznacza podporządkowanie się każdej brutalności, także rozkazowi mordowania. Oznacza gotowość do kapitulacji przed agresją, bez patrzenia na skutki, jakie mogą z tego wynikać dla innych. To, co propagandyści od pokoju za wszelką cenę określają jako akt rozsądku, pragmatycznego myślenia, nawet miłości do ludzi, jest w pierwszym rzędzie ukrytą akceptacją tyranii, gwałtu — może i zbrodni — rzekomo dla uniknięcia „większego zła”.
11 listopada
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Nigdy nie mówiono w Europie tak wiele jak dziś o pokoju, o obronie czy umiłowaniu pokoju. [...] Nasuwa się podejrzenie, że w wielu wypadkach chodzi raczej o własny spokój i wygodę. [...] Ale w każdym razie Polacy liczą na zrozumienie i na solidarność narodu niemieckiego, które mogą stać się ważnym czynnikiem przy budowie mostów między naszymi narodami. [...]
W ciągu ostatnich kilku lat wielu ludzi dobrej woli w Niemczech niosło pomoc narodowi polskiemu w duchu sąsiedzkiej przyjaźni i solidarności. Psychologiczne znaczenie tego działania okaże się może w przyszłości większe niż jego niewątpliwa wartość materialna.
5 października
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Moja mama [Hanna Łukowska-Karniej] obecnie siedzi w więzieniu pod zarzutem przywłaszczenia sobie dowodu osobistego innej osoby... W czerwcu 1984 roku matkę aresztowano pod zarzutem pełnienia funkcji kierowniczych organizacji „Solidarność Walcząca”. W lipcu tamtego roku była na szczęście amnestia i matkę wypuszczono. Amnestia nie przerwała pasma szykan, inwigilacji i obserwacji mojej matki. W lipcu 1985 po brutalnej rewizji połączonej z wyważeniem drzwi mama zaczęła unikać własnego domu. [...] Ciężar szykan spadł w tej sytuacji na mnie i moje rodzeństwo. Miałam wtedy 17 lat, a mój brat Edward 15, najmłodsza siostra zaś 8 lat.
Od lipca 1985 do dnia dzisiejszego urządzono u nas w domu ok. 10 rewizji [...]. Mnie kilkakrotnie zbierano ze szkoły na przesłuchania lub rewizje. Ostatnio na przykład zabrano mnie na nocne przesłuchanie i tylko dzięki interwencji Kurii Wrocławskiej zwolniono mnie o 12 w nocy. [...]
W dniu 9 listopada 1987 roku matkę aresztowano wraz z przewodniczącym organizacji „Solidarność Walcząca”. Nie bacząc na błahość zarzutu, wywieziono ją do Centralnego Aresztu Śledczego w Warszawie, gdzie przybywa do dnia dzisiejszego. Nie mogę uzyskać z nią widzenia mimo upływu miesięcznego terminu. Obietnice prokuratora Kaucza, że matkę przewiozą do aresztu wrocławskiego, pozostają niespełnione. Mnie i mojemu rodzeństwu jest bardzo ciężko bez naszej matki. Dlatego gdziekolwiek Pan jest, proszę Pana o pomoc w jej uwolnieniu. Wiem, jak Pan jest wrażliwy na cudzą krzywdę i jak ważki jest Pana głos u ludzi dobrej woli na całym świecie. Przecież my tu mamy w końcu prawo żyć jak ludzie, bez lęku i zgryzoty towarzyszącej kolejnym pokoleniom tej biednej ziemi.
ok. 10 lutego 1988
„Biuletyn Młodzieży Walczącej” nr 4, z 10 lutego 1988.
Szanowny Laureacie,
Drogi Panie Władysławie,
Proszę przyjąć moje najserdeczniejsze gratulacje z powodu wyróżnienia Pana doktoratem honorowym Uniwersytetu Wrocławskiego. Właściwie zastanawiam się, czy należy gratulować rzeczy, które się słusznie należą. Jest Pan taką osobą, której należy się to jak najbardziej. Pański życiorys dostarcza materiału na co najmniej cztery takie doktoraty.
Pierwszy, jako działaczowi społecznemu: temu, który jako dwudziestolatek zakładał „Żegotę”, a jako pięćdziesięciolatek zakładał Towarzystwo Kursów Naukowych. Delegatura Rządu i mikołajczykowskie PSL, opozycja demokratyczna i NSZZ „Solidarność” – nikt nie może powiedzieć, że szedł Pan z prądem. Ale też płacił Pan za to swoją cenę – od Oświęcimia po Koszykową i peerelowski Gułag oraz później ośrodek internowania. Był Pan nieugięty. Liczbę organizacji społecznych, którym oddał Pan swój czas i niespożytą energię, można by ciągnąć w nieskończoność.
Drugi, jako historykowi. Dorobek Pański w dziedzinie historii najnowszej, a specjalnie lat wojny i okupacji, należy przecież do najbogatszych. Szczególnie Warszawa ma wiele Panu do zawdzięczenia. Jest Pan autorem ponad 30 książek. Pańskie prace są niezastąpionym źródłem dla przyszłych pokoleń. Także tych, które kształcił Pan na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i wielu innych uczelniach europejskich i Stanów Zjednoczonych.
Trzeci zaś jako dziennikarzowi. Od „Prawdy Młodych” przez Biuro Informacji i Propagandy KG AK i „Gazetę Ludową” do „Tygodnika Powszechnego”. Ten szlak pokazywał, że wolnym dziennikarzem można pozostawać w każdych warunkach, że wolność zależy od człowieka – od jego wymiaru.
Czwarty zaś jako dyplomacie. Jako Ministrowi Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej i jako Jej ambasadorowi w Wiedniu. Ale nade wszystko jako ambasadorowi zbliżenia narodów, pokonywania uprzedzeń i poznawania się ludzi. Nie wymagało to żadnych listów uwierzytelniających, a trudził się tym Pan przez całe życie.
Te cztery powody są główne, ale przecież nie jedyne. Panu nie ma co gratulować, Pana należy podziwiać. Proszę przyjąć moje najszczersze wyrazy podziwu. Gratulacje należą się Senatowi Uniwersytetu Wrocławskiego, że tak słusznego dokonał wyboru. Fakt, że to jest właśnie Uniwersytet Wrocławski, wydaje się symboliczny. Tradycja lwowska łączy się tu bowiem z zachodnią.
Panu – wyrazy podziwu, Rektorowi i Senatowi Uniwersytetu – gratulacje
Przesyła
Lech Wałęsa
„Gazeta Wyborcza” nr 290, 13 grudnia 1996.