Czas na stanowisko dla mnie przyszedł późno. Role już były rozdane, rząd powołany, ale Mazowiecki nie spieszył się z uregulowaniem mojej sytuacji, bo miał ważniejsze sprawy na głowie, a i tak było wiadomo, że moja rola to będzie rola doradcy premiera, tak to się samo ułożyło. Bliższych wyobrażeń o zespole doradców premiera nie mieliśmy i sądzę, że pomysł jego powołania pojawił się wtedy właściwie głównie po to, żeby mojemu stanowisku nadać odpowiednią wagę, bo szybko administracja dostrzegła moje bliskie związki z szefem, ale ważna była też ranga formalna ze względu na całą sferę protokołu i rytuały hierarchiczne w biurokracji państwowej. Jako szef doradców zostałem podsekretarzem stanu w URM. Stało się to szesnastego września. Tego dnia zanotowałem w kalendarzyku: „zostałem ministrem”. Nominację w bordowej, sztywnej obwolucie z orłem jeszcze bez korony wręczył mi Mazowiecki dziewiętnastego września u siebie w gabinecie w atmosferze na wpół przyjacielskiej, na wpół oficjalnej. Byłem zatem w służbie państwowej. Przez całe lata, kiedy krytykowałem zwyrodnienia państwa komunistycznego, nie opuszczało mnie pragnienie, by móc pewnego dnia służyć państwu polskiemu, normalnemu państwu, które daje narodowi niepodległość, ludziom wolność i bezpieczeństwo, i nie wtrąca się we wszystko. I oto stało się: u progu trzeciej Rzeczypospolitej, powstającej wręcz wzorowo, bez wstrząsów i zamętu, byłem w centrali sterowniczej państwa — Aleje Ujazdowskie 3, gabinet naprzeciw gabinetu premiera.
Warszawa 1992
Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, Warszawa 1992.