W naszej polityce kadrowej kierujemy się niezawodną zasadą marksizmu-leninizmu i kryteriami klasowymi. Placówki UB i MO, zbrojne ramię ludowej władzy, muszą być tworzone z najlepszych przedstawicieli ludu. Jest ich w waszym regionie wielu, należy więc sięgać szerzej do zahartowanych w rewolucyjnych bojach klasy robotniczej.
Katowice, 27 marca
Andrzej Konieczny, Jan Zieliński, Pierwsze sto dni, Katowice 1985.
W ślad za prowokacją antyżydowską w Rzeszowie notujemy nowe prowokacyjne wystąpienia endecko-akowskich faszystów. Tym razem w Krakowie, Radomiu i Miechowie. We wszystkich wypadkach niedobitki faszystów rozpowszechniają zmyślone prowokacyjne pogłoski o rzekomo pomordowanych przez Żydów dzieciach polskich. Wzywają do bicia Żydów, do wyrzucania Żydów z miast itp. W wyniku tej zbrodniczej roboty reakcji polskiej w Krakowie i w Radomiu 11 i 12 sierpnia 1945 r. zamordowano trzech obywateli polskich — Żydów i około 15 raniono, zdemolowano bóżnicę w Krakowie. Cel tej prowokacji polskich hitlerowców jest jasny: chodzi o wywołanie zamętu w kraju, chodzi o uderzenie w demokrację Polski i jej rząd zjednoczenia narodowego. Niestety reakcji udaje się wciągnąć do tej niecnej roboty nawet czołowe ogniwa Milicji Obywatelskiej (Rzeszów-Kraków).
W związku z powyższym rozkazuję:
1) Bacznie śledzić i natychmiast reagować na wszelkie rozsiewane prowokacyjne antysemickie pogłoski i wystąpienia.
2) W każdym wypadku wystąpienia antyżydowskiego prowadzić formalne dochodzenia śledcze i komunikować mi natychmiast specjalnym raportem.
3) W stosunku do osób podejrzanych w wystąpieniach antysemickich i zajściach antysemickich wszczynać natychmiast dochodzenie i w jak najkrótszym czasie przekazywać Sądom Wojskowym.
4) Wzmocnić ochronę instytucji żydowskich i obywateli polskich — Żydów.
5) Przeprowadzić odprawę całego personelu aparatu bezpieczeństwa publicznego i całego składu osobowego Milicji Obywatelskiej, na której wyjaśnić znaczenie antysemickich prowokacji reakcji polskiej celem mobilizowania do skutecznej walki z reakcją.
Warszawa, 13 sierpnia
Akta śledztwa, t. 3, k. 547; t. 9, k. 1778, kopia, mps, [cyt. za:] Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
W dniu 3 maja o godz. 10.00 została odprawiona msza św. z udziałem całego społeczeństwa. Po mszy św. młodzież pod przewodnictwem harcerzy oraz studentów urządziła pochód. Na Starym Rynku młodzież weszła do katedry, gdzie złożyła przysięgę na wierność kościoła, następnie udali się przed Urząd Bezpieczeństwa krzycząc: „już niedługo wam się skończy”.
Brodnica, woj. pomorskie, 3 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Przed południem otrzymałem rozkaz udania się przed budynek gminy żydowskiej w Kielcach na ul. Planty, gdzie była już demonstracja antyżydowska. Po przybyciu na miejsce, gdzie był już tłum ludzi, dały się słyszeć, szczególnie ze strony kobiety stojącej obok domu, czarnej, średniego wzrostu (którą widziałem następnie zatrzymaną przez WUBP), że zostało zamordowane 11 dzieci, a jedno zdołało zbiec. Kobieta ta podburzała tłum słowami: „Bić Żyda, mamy żydowsko-rosyjski rząd, a polskiego nie mamy, precz z żydowskim bezpieczeństwem” itp. wyrażenia. Po chwili przybyła na miejsce żandarmeria wojskowa, na czele z majorem. Major (wysoki, szczupły, lekko pochyły) udał się w kierunku bramy, którą tłum starał się wyłamać, gdzie starał się wytłumaczyć ludziom, że jest to prowokacja i nie ma żadnych dzieci zamordowanych. Po paru minutach kazał iść za sobą kilku osobom, chcąc im naocznie pokazać wnętrze domu. Po odejściu majora od bramy tłum bramę wyłamał i wdarł się do wewnątrz podwórza. Natomiast żandarmeria po przybyciu pod blok, po odejściu majora do bramy udała sie w kierunku drzwi, których pilnowało kilku z UB. Po podejściu do drzwi jeden z żandarmów uderzył Żyda, co spowodowało burzę oklasków i okrzyk: „Niech żyje nasze wojsko”. Po chwili, jeszcze przed wyłamaniem bramy, przybyła grupa żołnierzy [...]. Żołnierze ci stali i przyglądali się bezczynnie i z uśmiechem na widok wyłamywanej bramy. Tłum w dalszym ciągu krzyczał: „Niech żyje nasze wojsko”, a poszczególni w tłumie odzywali się: „Wojsko nasze nam pomoże bić Żydów, bo bezpieczeństwo jest żydowskie” itp. Przybył jeszcze jeden oddział wojska, wówczas ochronę z rąk UB przejęli przybyli z majorami na czele. Tłum żądał wydania Żydów w ręce cywili.
Kielce, 4 lipca
Akta śledztwa, t. 8, k. 1468, kopia, mps, [cyt. za:] Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
Po upływie dłuższego czasu, już po południu czy w południe, jeden z oficerów dał rozkaz zdobywać dom. Dali parę strzałów, które już połowę tłumu rozpędziły, ale kiedy tłum zobaczył, że strzały idą w kierunku domu, wówczas zaczęli zachęcać żołnierzy. W tym czasie wyszedł z domu jakiś cywil z przestrzeloną ręką, krzycząc, że postrzelili go Żydzi. Żołnierze już przy dużej ilości wystrzałów i serii z automatów wpadli do domu, bijąc i wypędzając Żydów na plac przed domem. Cywile, widząc, że żołnierze to robią, zaczęli w bestialski sposób katować i znęcać się nad bezbronnymi. Między żołnierzami poszła pogłoska, że zginął jeden z żołnierzy z rąk żydowskich, na co żołnierze odpowiedzieli biciem bezbronnych wyciąganych z piwnic Żydów kolbami karabinów, tak że widziałem kilka karabinów przetrąconych lub z pękniętymi kolbami. Tłum wdarł się do domu i wyciągnął z kryjówek Żydów i Żydówki, które wpychano w tłum, a tłum dobijał. [...]
Zaznaczam, że milicjanci z komisariatu MO na ul. Sienkiewicza zachowywali się najgorzej. Chodzili między cywilami w tłumie i mówili: „Polacy, nie bać się”. Jeden z żołnierzy krzyczał, że widział 4 trupy dzieci w wapnie, a milicjant przy drzwiach domu krzyczał, że jego dziecko zaginęło i jest w tym domu.
Kielce, 4 lipca
Akta śledztwa, t. 8, k. 1468, kopia, mps, [cyt. za:] Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
W dniu 4 lipca [...] byłem w swojej jednostce. Około godz[iny] 9.00 rano usłyszałem pojedyncze odgłosy strzałów karabinowych z odległości około 2 km, w centrum miasta. Rozmawiałem z kolegami i zastanawialiśmy się, co to za odgłosy. Szef Informacji mjr Hrenow poszedł do dowódcy pułku i po kilku minutach zwołał zebranie naszej komórki Informacji i ogłosił, że w jednostce zostało wprowadzone ostre pogotowie, nikomu nie wolno wychodzić poza obręb koszar i kontaktować [się] z innymi osobami bez jego wiedzy i należy oczekiwać na rozkazy. Około godz[iny] 11.00 mjr Hrenow przekazał nam wiadomość, że w mieście jest jakiś zatarg Żydów ze służbami bezpieczeństwa i milicją. W tym czasie dentysta zatrudniony w naszej jednostce, mieszkaniec Kielc narodowości żydowskiej, szedł do koszar i został zatrzymany przez grupę wyrostków w pobliżu jednostki. Jako oficer w stopniu kapitana posiadał pistolet i zaczął strzelać, wówczas grupa wyrostków rozpierzchła się i on wszedł na teren jednostki. Od niego dowiedzieliśmy się, że został ostrzeżony przez sąsiadów, że w mieście jest napad na Żydów w ich domach, ale nie podawał adresu, dlatego też zaraz wyszedł, aby udać się do jednostki. Kiedy pytaliśmy się mjr. Hrenowa, dlaczego nie bierzemy udziału w zabezpieczeniu miejsca wydarzeń, odpowiedział, że dowództwo jednostki naszej jest w stałym kontakcie ze służbami bezpieczeństwa w mieście i jeżeli będą potrzebowali pomocy, to nas zawiadomią. W południe dowiedziałem się, że Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach zażądał od dowództwa naszej jednostki pomocy przez przysłanie na miejsce wydarzeń jednej kompanii. Wysłana została kompania szkolna pod dowództwem szefa szkoły. Około 180 żołnierzy wyjechało z jednostki kilkoma samochodami ciężarowymi. [...] Za godzinę po wyjeździe żołnierzy dowództwo otrzymało telefon, aby wysłać karetki pogotowia na miejsce wydarzeń. Kiedy sanitariuszki podjechały pod siedzibę dowództwa, wróciły samochody z naszymi żołnierzami na teren koszar i na samochodach przywiezieni zostali ranni Żydzi. Przez okno swojego gabinetu widziałem, jak ich rozładowywali. Według mojej oceny rannych Żydów przywieziono około 40 do 60. Wśród rannych byli mężczyźni i kobiety w różnym wieku, i dzieci. Ciężej rannych przenoszono noszami do izby chorych, zaś lżej rannych opatrywano na miejscu przy samochodach. Ranni przebywali na terenie koszar do godziny około 16.00, a następnie sanitarkami wojskowymi przewieziono ich do szpitali kieleckich. Widziałem, że Żydzi byli mocno pobici, mieli pokrwawione twarze, ręce, ubrania, jeden miał rozciętą twarz — jak gdyby nożem, niektóre ofiary miały połamane ręce i nogi.
Kielce, 4 lipca
Protokół przesłuchania oficera Informacji WP Józefa Lewartowskiego, z 6 stycznia 1994, sygn. akt Zs. VIII/S.1/93, [cyt. za:] Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
Z chwilą, gdy płk „Radosław” [płk Jan Mazurkiewicz „Radosław”] [...] wydał rozkaz ujawnienia się grup, część sztabu AK przeciwstawiła się temu rozkazowi i utworzyła nową organizację pod nazwą „Wolność i Niezawisłość” (WiN). Jedna część tej nowo utworzonej organizacji jest ramieniem zbrojnym [...], dokonuje napadów zbrojnych i uprawia działalność sabotażowo-dywersyjną, a druga część organizacji pracuje po linii politycznej. Sztab organizacji WiN utrzymuje kontakt z armią Andersa. Organizacja ta dysponuje powielaczami, a nawet drukarniami i wydaje nielegalną prasę. [...] Najlepszymi dowodami działalności terrorystycznej organizacji WiN było ujęcie „Orlika” [kpt. Marian Bernaciak „Orlik”], który dokonywał napadów zbrojnych na posterunki MO i UB na terenie woj[ewództwa] kieleckiego [...] [być może chodzi o por. „Zagończyka” — przyp. red.]. Organizacja WiN propaguje ustrój totalistyczny.
Kielce, 24 lipca
Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
Nadeszły czasy, w których dowodzi się narodom, że nie potrafią znieść wolności i zamożności – że mogą ich tylko nadużywać. Demokracja to dyskusja i perswazja. Tam gdzie się kończy prawo swobodnej dyskusji i perswazji, przychodzi propaganda i urzędy bezpieczeństwa. Nie jest rzeczą przypadku, że wszelkie Komitety i Urzędy Bezpieczeństwa są od czasów najdawniejszych tak bezwzględnie znienawidzone, że przy każdej zmianie ustroju w jakąkolwiek stronę – na lewo, czy na prawo – ludzie „bezpieczeństwa" znajdują się natychmiast w śmiertelnym niebezpieczeństwie od nienawiści powszechnej.
Nie idzie o to, żeby być młodym, idzie o to, żeby być żywym.
Warszawa, 15 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
Zwracam się do Obywatela Prezydenta z gorącą prośbą o darowanie, ewentualnie o częściowe umorzenie pozostałej mi do odbycia reszty kary więzienia. Dnia 5 XI 1947 r. zostałem pozbawiony wolności i od tego czasu przebywam w więzieniu.
[…]
W kwietniu 1947 r. wstąpiłem do organów Bezpieczeństwa Publicznego. Tu przystąpiłem natychmiast do odpowiedzialnej pracy, nie otrzymawszy żadnego przeszkolenia fachowego. Pracę swoją wykonywałem przez okres 5 miesięcy. W listopadzie 1947 r. aresztowano mnie za przestępstwo popełnione podczas pracy w UB.
Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że za czyn, który popełniłem powinienem był ponieść i poniosłem zasłużoną karę. Jednakże jestem przekonany, że gdybym był w większym stopniu zapoznany z charakterem pracy oraz gdyby mnie należycie przeszkolono – może nie dokonałbym przestępstwa i nie siedział dziś w więzieniu. Oprócz tego pragnę zaznaczyć, że posiadam na swoim utrzymaniu starą matkę, której do chwili mego aresztowania byłem jedyną podporą i żywicielem.
Kieruję swe myśli z ufnością i nadzieją, wierząc niezachwianie, że Obywatel Prezydent zechce przychylnie rozpatrzeć moją prośbę. Czuję się obecnie niemal zupełnie załamany psychicznie. […] Za winy moje pragnę zrehabilitować się przed Ludem. Dlatego proszę Obywatela Prezydenta o łaskę umożliwienia mi powrotu do normalnego życia. Pragnę gorąco i zdecydowanie wstąpić w szeregi skupiające się pod sztandarem walki o pokój. Chcę pracować dla Polski Socjalistycznej. Stanąć do ofiarnej pracy właśnie teraz, gdy cała klasa robotnicza wszystkimi siłami walczy o wzniesienie zrębów Socjalizmu w naszym kraju.
Barczewo, 10 września
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Objazd zacząłem o godz. 0.10, a zakończyłem o godz. 2.15. W pierwszym rzędzie skontrolowałem trasę przy trybunach. Przy trybunach trwają prace dekoracyjne. Trybuny strzeżone są przez posterunki KBW, oraz otoczenie prowizorycznymi barierkami, aby cywilni przechodnie nie mogli podejść do trybun.
Warszawa, 1 maja
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Mąż mój od 1945 r. pracował w Organach Bezpieczeństwa, w których przeszło 5 lat pracował na terenie Białostocczyzny – biorąc czynny udział w walkach przeciwko bandom – sługusom anglo-amerykańskim. Za swą ofiarną pracę w Organach Bezpieczeństwa awansował do stopnia porucznika, był kilkakrotnie nagradzany premiami pieniężnymi, pochwałami itp. Lecz po tylu latach pracy w UB mąż mój zrobił się nerwowym do niemożliwości. Świadczy o tym zajście, za które mąż został ukarany. Obecnie żałuje tego co zrobił. On przecież rwał się do każdej pracy, cieszył się z każdego osiągnięcia – co przyczyniło się do szybszej realizacji Planu 6-letniego. Teraz również pracuje w Zarębie Górnej, powiat Lubań, w Ośrodku Pracy. Jestem jednak pewna, że praca męża na wolności byłaby wydajniejsza. [...]
Prosiłabym bardzo jako żona i matka o zawieszenie, względnie przerwanie drugiej połowy kary. Niech mąż mój Obywatelu Prezydencie skorzysta z Waszej łaski. Wówczas i ja będę mogła więcej z siebie dać dla naszej Partii i dla Ligi Kobiet. Proszę mi wybaczyć jeśli coś jest nie tak napisane, ale ja mogłabym raczej więcej powiedzieć niż napisać, bo nie jestem taka wykształcona. Tym bardziej, że na codzień [sic!] obcuję z robotnicami i chłopkami – posługując się prostym, robociarskim językiem.
Strzegom, 15 września
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Trafiłam we Wrocławiu na śliczną wiosnę, co mnie dźwignęło i przywołało do życia pod wszystkimi względami. [...]
Na kilka dni przed wyjazdem Henio (zawsze jest Henio albo Edek) od dozorcy przyniósł mi z milicji kartkę, że „w związku ze staraniem obywatelki o uzyskanie dowodu osobistego trzeba przedstawić takie a takie dokumenty”. Świetne jest to „staranie się” o rzecz narzuconą i przymusowo wymaganą! Wszystkie dokumenty już raz składałam dla otrzymania „karty meldunkowej”. Mimo to musiałam jeszcze raz dawać do przysięgłego tłumacza (metryka po rosyjsku, akt ślubu po francusku) i ponownie składać. Koszta tego wszystkiego wynoszą około stu złotych. To za przyjemność posiadania przez policję odcisku dwu palców obu moich rąk.
Niemcy mieli przynajmniej czelność robić odciski palców bezpośrednio na „Kennkartach”. Tu robi się je chyłkiem, dla kartoteki UB przy odbiorze paszportu. Na paszportach odciski palców nie figurują. Odczułam ten proceder jak obelgę i upokorzenie. A i w ogóle te „pobierane” w kącie urzędów paszportowych odciski palców zwiększyły do maksimum lekceważenie, pogardę i nienawiść do ustroju w tzw. masach. Żaden kompletnie ogłupiały człowiek nie jest aż tak ogłupiały, aby nie rozumieć, że nie może być dobrym, słusznym i na woli narodu opartym rząd, który każdego bez wyjątku obywatela uważa za domniemanego przestępcę. Kto by pomyślał, że jak pod okupacją niemiecką, tak i pod rządami rzekomo wolnej i ludowej Rzeczypospolitej będę odciskała swe palce dla kartotek tajnej policji!
Wrocław, 9 kwietnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
W Warszawie, w pobliżu Pałacu Mostowskich w piwnicach domu, gdzie monter naprawiał rury, znaleziono zwłoki syna Bolesława Piaseckiego. Pogłoski, że zamordowało go UB.
A ja myślę, że było tak jak było. Piasecki jest największym w Polsce Krezusem. Bandyci uprowadzili chłopca dla okupu, nie dostali go i zamordowali ofiarę. Choć jest i pogłoska, że okup był przyniesiony w żądane miejsce, a bandyci się nie zjawili. Może sprawa z okupem była pozorowaniem innego celu. W każdym razie sprawa wyjątkowo tajemnicza.
Warszawa, 10 grudnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Czternastu uczestników akcji ubranych było w białe koszulki, na których widniały wypisane na długość i szerokość tułowia litery — całość składała się na napis „PRECZ Z UPAŁAMI”. Wystarczyło, by osoba z literą „U” pochyliła się wiązać sznurowadło.
Wrocław, 25 lipca
Z miasta, „Z Dnia na Dzień” nr 26(451), 1987, cyt. za: Katarzyna Zacharska, Wolne Krasnale, „Karta” nr 66, 2011.
W Rynku pod Ratuszem stoi wóz z napisem „Milicja”. [...] „Raz jest «Precz z upałami», a raz «Precz z pałami»” — mówi dowódca wozu przez mikrofon. „Litera «U» raz jest, raz jej nie ma” — odbierają meldunek w prezydium milicji. W końcu wracają posiłki. Robi się czarno. [...]
Wrocław was już widział, będziecie w gazetach — mówi funkcjonariusz.
Cykanie i zdjęcie.
— Proszę się rozejść — krzyknął mężczyzna w niebieskiej kurtce z białą pałką.
— Z kim mam się rozejść — jakiś osobnik wysunął się przed tłum.
— Proszę dokumenty. [...]
Istne pobojowisko — tajniacy upolowali jednego fotografa, pozostali uciekają. Tłum skandował, jedna z liter krzyknęła: „Usiądźcie”. Zgromadzenie jednak stało dalej.
Wrocław, 25 lipca
Waldemar Fydrych, Bogdan Dobosz, Hokus-pokus, czyli Pomarańczowa Alternatywa, Wrocław 1989, cyt. za: Katarzyna Zacharska, Wolne Krasnale, „Karta” nr 66, 2011.
Kiedy litera „U” zajmowała swoje miejsce obok litery „P”, słońce na niebie jakby pod wpływem hasła znikało, pokrywały je chmury. Natomiast w innym momencie, kiedy litera „U” odchodziła — słońce wychodziło. Ruchy litery „U” nie inaczej były traktowane przez radiowóz milicyjny. Wtedy, kiedy pojawiał się napis „Precz z upałami”, milicja odjeżdżała.
Wrocław, 25 lipca
Waldemar Fydrych, Bronisław Misztal, Pomarańczowa Alternatywa. Rewolucja krasnoludków, Warszawa 2008, cyt. za: Katarzyna Zacharska, Wolne Krasnale, „Karta” nr 66, 2011.