Lwowska rozgłośnia radiowa milczała, podobnie jak tarnopolska. Nastał spokój. Z wyludnionych ulic, na których zapanowała złowróżbna cisza, zniknęli ludzie ze służb mundurowych — magistrackiej, wojska, policji. Późnym popołudniem ciszę przerwał ryk silników rosyjskich czołgów.
Dowiedziałem się, że starosta powitał Rosjan w tradycyjny polski sposób — chlebem i solą, a polscy i rosyjscy żołnierze wymieniali uściski. [...]
Chodziłem ulicami, patrzyłem na uśmiechnięte twarze Rosjan jadących czołgami oraz mieszkańców wiwatujących na ich cześć, tu i ówdzie widziałem uniesione do góry pięści tych, którzy od dawna byli komunistami, i tych, którzy właśnie się nimi stawali. Na obliczach ludzi dostrzegałem mieszaninę radości, że wojna się skończyła, a także podejrzliwości, zaciekawienia, nadziei i obawy. Zatrzymał mnie polski oficer po cywilnemu. „Są z nami czy przeciw nam?” — zapytał. „Nie wiem, ale się uśmiechają” — odpowiedziałem. Odczuwałem ogromną ulgę. Niemcy tu nie przyjdą i zostanie mi oszczędzona mordęga ucieczki w nieznane. Jak dotąd nie było źle. Pierwsze oddziały Rosjan były przyjacielskie, dawały poczucie bezpieczeństwa.
Tarnopol, 17 września
Bernard Hellreich Ingram, Nie dokończona symfonia, Warszawa 2001.