O godz. 13 zostaliśmy obaj (Tadeusz i ja) przyjęci przez księdza biskupa Wojtyłę w Kurii Krakowskiej przy ul. Franciszkańskiej 3. Biskup Wojtyła przyjął nas w tym samym gabinecie na parterze, gdzie niegdyś urzędował biskup Rospond. Byliśmy bardzo ciekawi jego opinii o „Więzi”. Powiedział nam, że można ją oceniać tylko wtedy, gdy się ją konfrontuje z jej założeniami i dlatego sprawą nader ważną jest przypomnienie czytelnikom jej założeń. Sam w dłuższej rozmowie dał dowód, że nie tylko „Więź” czyta, ale bardzo dobrze rozumie jej założenia. Wyszliśmy — zwłaszcza Tadeusz Mazowiecki, który go dotąd nie znał — pod urokiem tego człowieka, niewątpliwie jednego z najciekawszych członków obecnego Episkopatu. A także pod wrażeniem trafności tego wyboru, który go wyniósł do piastowanej godności.
Kraków, 8 grudnia
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Z balkonu mieszkania Mazowieckiego, który mieszka naprzeciw kościoła św. Augustyna, obserwowałem „cud”. Tego dnia z rana zamalowano czarną farbą świecący się szczyt wieży. Tymczasem wieża świeciła. Zwłaszcza mocno świeciła kopuła i konstrukcja poniżej. Reszta wieży ciemna. Oglądałem to zjawisko trzy razy. Jestem pokonany w swym sceptycyzmie. Niezależnie od przekonania, czy to jest cud, czy nie — nie można zrozumieć, dlaczego szczyt wieży jest jasny, mimo zamalowania go czarną farbą i to już po raz trzeci.
Z prowincji przyjeżdżają tłumy, śpiewają, zachowują się poprawnie. Milicja pilnuje porządku i niczemu nie przeszkadza. Sami milicjanci, którzy tu od tygodni sprawują służbę, są zdziwieni tym fenomenem. Spodziewano się wczoraj po zamalowaniu szczytu wieży, że „cudu” już nie będzie. Tymczasem...
Warszawa, 27 października
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Do głębi przejęci wypadkami w dniach 8 i 9 marca 1968 na Uniwersytecie Warszawskim i Politechnice, w trosce o spokój w naszym kraju w skomplikowanej sytuacji międzynarodowej oraz w trosce o właściwą atmosferę dla wychowania i kształcenia młodzieży, na podstawie art. 22 Konstytucji PRL i art. 70 i 71 Regulaminu Sejmu PRL, zapytujemy:
1) Co zamierza Rząd uczynić, aby powściągnąć brutalną akcję milicji i ORMO wobec młodzieży akademickiej i ustalić odpowiedzialność za brutalne potraktowanie tej młodzieży?
2) Co zamierza Rząd uczynić, aby merytorycznie odpowiedzieć młodzieży na stawiane przez nią palące pytania, które nurtują także szeroką opinię społeczną, a dotyczą demokratycznych swobód obywatelskich i polityki kulturalnej Rządu?
Uzasadnienie:
Do wystąpień młodzieży studiującej w Warszawie doszło wskutek pewnych wyrazistych błędów czynników rządowych w dziedzinie polityki kulturalnej. Zdjęcie Dziadów z programu teatralnego zostało także odczute przez młodzież jako bolesna i drastyczna ingerencja, zagrażająca swobodzie życia kulturalnego i uwłaczająca narodowym tradycjom.
Uważamy również, że w piątek 8 marca można było zapobiec zajściom na Uniwersytecie Warszawskim. W trakcie wiecu wjechały na teren uniwersytetu autokary z ORMO, co niesłychanie zaogniło sytuację. W dniach 8 i 9 marca manifestująca młodzież była bita niesłychanie brutalnie, częstokroć w sposób zagrażający życiu. Widziano szereg przypadków znęcania się nad młodzieżą, w tym nad kobietami.
Wszystko to rozjątrzyło niesłychanie społeczeństwo.
Zwracamy się do Obywatela Premiera, aby Rząd podjął kroki zmierzające do politycznego rozładowania sytuacji. Wymaga to zaprzestania brutalnej akcji milicji. Nie należy wszystkich, którzy widząc te brutalne akty, protestują przeciw nim, traktować jako wrogów ustroju. Ani młodzież, ani całe społeczeństwo nie dało w tych wypadkachwyrazu swej wrogiej postawie wobec socjalizmu. Nieodpowiedzialne okrzyki, jakie również się zdarzyły, spowodowane zostały postępowaniem ORMO i milicji i nie mogą stanowić miary dla obecnej postawy młodzieży. Wyrażamy także nasze zaniepokojenie pojawianiem się tego rodzaju interpretacji prasowych, które jeszcze bardziej zaogniają sytuację.
Nie jest wyjściem zdławienie manifestacji, ale wyjściem jest nieutracenie możliwości rozmawiania ze społeczeństwem. Apelujemy o ten kierunek rozwiązań.
Konstanty Łubieński, Tadeusz Mazowiecki, Stanisław Stomma, Janusz Zabłocki, Jerzy Zawieyski
Warszawa, 11 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.
Rok, który dobiega końca, nie był rokiem łatwym. Miały miejsce bolesne wydarzenia zarówno w naszym kraju, jak i w obozie socjalistycznym.
Przeżyliśmy te wydarzenia bardzo głęboko. Nie byłoby ani rozważne ani celowe, rozdrapywać to, co nas boli. Musimy przyjąć, iż dla wszystkich były to wydarzenia trudne. A także musimy założyć, iż dalszy rozwój może wiele spraw doprowadzić do pomyślniejszych rozwiązań.
Na tej sali spotkała nas w kwietniu ostra, daleko idąca krytyka. Nie jest więc łatwo mówić w jakimkolwiek nawiązaniu do tamtej debaty. Ale równocześnie nie chcielibyśmy pozostawić w niejasności pewnych kwestii podstawowych, należących do założeń naszego stanowiska politycznego.
Wspomniałem już o tym, że perspektywa pięćdziesięciolecia zachęca do refleksji nad pytaniem, gdzie jesteśmy i dokąd idziemy. [...]
Wysoka Izbo! Zasadą ustrojową jest w Polsce socjalistycznej założenie, że kierownictwo polityczne rozwojem kraju sprawuje Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Na uznaniu tej zasady i my opieramy swą działalność.
[...] Podstawowym założeniem naszego stanowiska jest przeświadczenie, że podmiotem życia społecznego — jest całe społeczeństwo, naród rozumiany w całej swej złożoności społecznej, światopoglądowej i kulturalnej. Państwo jest wspólnym dobrem tego całego narodu. [...]
Niejednokrotnie występowaliśmy na tej sali z krytyką projektów ustaw czy praktycznych posunięć rządu. Dla spełniania swej roli przez socjalistyczny parlament i w ogóle dla funkcjonowania urządzeń społecznych w socjalizmie krytyka jest nieodzowna.
Sama ta zasada nie jest przez nikogo kwestionowana. Ale w praktyce zdarzają się sytuacje, w których zakres rozumienia dopuszczalnej krytyki, jej funkcja, jej kierunek i nawet intencje — zostają zakwestionowane. Prawo do krytyki nie tylko w kwestiach drobnych, ale i w kwestiach zasadniczej natury, uważamy za sprawę zasadniczą.
[...] z całym naciskiem podkreślamy, iż odróżniamy krytykę od walki politycznej o władzę. Tak też i tylko tak, w ramach krytyki czy prawa do zgłoszenia postulatów pod adresem władzy państwowej — a nie w ramach przyłączania się do jakiejkolwiek walki politycznej o władzę, rozumieliśmy naszą interpelację z marca bieżącego roku.
Nie stawiamy też na „erozję” socjalizmu. Mówiąc o tym, wydaje się, iż także z bardziej ogólnego punktu widzenia, niezwykle ważne jest, aby odróżniać potrzebę dyskusji i nowych rozwiązań od tego, co określa się jako niebezpieczeństwo „erozji” socjalizmu.
Warszawa, 21 grudnia
Andrzej Friszke, Koło posłów „Znak” w Sejmie PRL 1957-1976, Warszawa 2002.
Spytałem się konkretnie, co mają nam do zaproponowania [Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki], bo my naprawdę potrzebujemy pomocy. A Geremek na to: „My jesteśmy intelektualiści. My się do tego nie nadajemy, my możemy występować w roli doradców, ekspertów”. I to była myśl! Brakujące ogniwo znalazło się samo. [...] Nie było czasu na zbieranie referencji o naszych ekspertach. Na pytanie: „Jak długo tu z nami będziecie?”, Mazowiecki odpowiedział: „Do końca”.
Przyjechali w samą porę. Te 21 postulatów było świetnych, ale w negocjacjach, a potem w praktyce mogły z nich zostać strzępy. [...] Powstawał pomost i było to też na rękę władzy. Ona się chyba, i słusznie, bała radykalizmu sformułowań zdenerwowanych, prostych ludzi.
Gdańsk, 22 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
O 23.00 zebranie z Prezydium do późnej nocy. Najpierw długa i burzliwa dyskusja, czy rozpoczynać rozmowy, mając odblokowaną łączność tylko z Warszawą i Szczecinem. W chwili, gdy już miała zapaść decyzja, aby nie rozmawiać, zabrał głos [Tadeusz] Mazowiecki. Bardzo spokojnie przekonywał i przekonał, by rozpocząć rozmowy, dać dowód dobrej woli MKS-u i jego pragnienia, żeby ludzie mogli jak najszybciej wrócić do domu po uzyskaniu tego, co ważne — niezależnych związków.
Gdańsk, 25 sierpnia
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Jeśli miało dojść do podpisania porozumień, trzeba było znaleźć kompromis w punkcie, w którym władza zgadzała się na tworzenie niezależnych związków zawodowych. Słowo „wolne” (przed „związki zawodowe”) nie dlatego zostało zastąpione „niezależnymi i samorządnymi”, żebyśmy mieli zastrzeżenia do samego słowa „wolne”. [...] Chodziło o to, żeby nie było skojarzeń, z Wolnymi Związkami na Zachodzie. Chcieliśmy podkreślić, że tu powstaje coś oryginalnego, własnego, samodzielnie polskiego.
Gdańsk, 27 sierpnia
Janina Jankowska, Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami „Solidarności” 1980–1981, Warszawa 2004, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Do Gdańska z projektem statutu pojechał prof. Jerzy Stembrowicz i — w bojowym nastroju — Andrzej Wielowieyski. Na pewno będzie ostra dyskusja. Mazowiecki był niezadowolony, że KIK krakowski umył ręce w sprawie związkowej. Wiem na pewno, że Tadeusz stara się zapewnić środowiskom katolickim (skłaniając je, by pomagały zakładającym związki zawodowe) maksymalny wpływ na nowy ruch. Chodzi mu o to, aby ruch związkowy działał w ramach porozumienia, jako partner raczej, a nie przeciwnik władz dla zasady. Być może gra rolę także pierwiastek rywalizacji z kręgiem KOR-owskim. Mazowiecki wyraźnie chciałby, żeby Kuroń i inni z tego kręgu trzymali się na boku, a jeżeli nie, to choćby na obrzeżach ruchu. Gdyby w tej rywalizacji nie było trzeciego gracza — władzy, która chętnie wykołuje wszystkich, pewno byłbym za Jackiem. Ale tak nie jest. Uważam, że środowiska KIK, TKN i DiP gwarantują lepiej niż krąg KOR ukształtowanie i stabilizację związków.
Gdańsk, 12 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
[W Klubie Inteligencji Katolickiej] trafiłem na naradę Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność”. „Bramkarz” ze Stoczni nie chciał mnie wpuścić, ale Wielowieyski powiedział, że jestem ekspertem z Gdańska, i wszedłem.
Obecni byli Wałęsa, Gwiazda, Lis, Świtoń i inni. Przyjęto rezolucję protestującą przeciw spreparowaniu wywiadu z Kuroniem i Marylą Płońską (współpracownicą gdańskiego MKZ), który nadano dzień wcześniej w telewizji. Wywiad prezentował niejaki Mokrzycki. Z wywiadu wynikało, że Kuroń nawołuje do palenia komitetów partyjnych i wieszania komunistów. Zupełny absurd. Kto jak kto, ale Jacek z takimi propozycjami? To jest z gruntu dobry człowiek, choć bywa opryskliwy, bo nie umie udawać i ukrywać tego, co czuje. Taka manipulacja jest oburzająca i niepokojąca. Świadczy, że w partii, we władzy żaden przełom nie nastąpił, skoro ciągle stać ich na takie szalbierstwa. [...]
Przyjęto też rezolucję przeciw utworzeniu bez porozumienia z NSZZ Komisji ds. Ustawy o Związkach Zawodowych, do której bez zapytania i zgody powołano Wałęsę, Gwiazdę i innych. W Komisji przedstawiciele NSZZ znaleźli się na straconej pozycji, w mniejszości i w otoczeniu licznych „lisów” ze strony rządowej.
Potem, po przybyciu Mazowieckiego (w świątecznym garniturze) z dokumentami rejestracyjnymi, członkowie KKP je podpisywali. Wreszcie ruszyli autokarem z transparentem „Niezależne Samorządne Związki Zawodowe”, by złożyć dokumenty w sądzie. Przed sądem tłum, około 2 tysięcy osób. Autokar powitano rzęsistymi oklaskami, a Wałęsę wiwatami: „Leszek”, „Sto lat”, „Niech żyje”. Potem odśpiewano hymn, a Lecha wniesiono na górę na rękach.
24 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Nad ranem zadzwonił do mnie Mazowiecki i poprosił, żebym zaraz przyjechał do mieszkania [Władysława] Siły-Nowickiego. Prócz Tadeusza i gospodarza zastałem tam jeszcze Bronka Geremka i Janka Olszewskiego. Zdenerwowani powtarzali w koło, że zrobili wszystko dla Polski, że trudno, zdecydowali i niech na nich spadnie odium, ale ojczyznę ocalić musieli i będą nieśli ten krzyż. Nie mogłem pojąć, po co mnie zaprosili. Dopiero po wyjściu zrozumiałem, że podjęli decyzję o podpisaniu porozumienia oraz odwołaniu strajku i chcieli mnie o tym uprzedzić.
Warszawa, 30 marca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Uważam, że może gorszą rzeczą, która się stała, jest nie to, że rozmowy [przedstawicieli „Solidarności” z komisją rządową, trwające od 3 sierpnia] się zakończyły [...] niepowodzeniem, ale że nadano temu taki charakter propagandowy i tak jednostronnie naświetlono ten stan rzeczy. [...] tekst komunikatu, mimo że był opracowywany przez grupę roboczą, w której uczestniczyli przedstawiciele „Solidarności”, całej delegacji nie zadowalał. [...] Nikt nie traktował tego jako zerwania rozmów, dopiero rano obudziliśmy się z komunikatami radiowymi i telewizyjnymi, że nastąpiło zerwanie rozmów.
Warszawa, 8 sierpnia
„Tygodnik Solidarność” nr 20, z 14 sierpnia 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wychodząc z baru zderzyłem się z człowiekiem, który bardzo przejęty zapytał, czy jestem z Komisji Krajowej „Solidarności”. Po czym poprowadził mnie do frontowego okna, a tam na zewnątrz sprzętu i ludzi uzbrojonych tyle, jakby odbywały się manewry. A biegają sierżanci, a ustawiają te drużyny, ciężarówki, autobusy – nareszcie, nareszcie za mordę, do więzienia, drwa, wióry, jak leci, będzie porządek. Więc spytałem tego człowieka:
— Czy tu się da kędyś spieprzyć?
I poszliśmy do innego okna, w stronę plaży — tam też desant. Człowiek wtedy odpowiedział spokojnie:
— Nie, w tej sytuacji nikt stąd nie ucieknie.
Wróciłem do baru, gdzie była jeszcze grupa naszych i zanim zdążyłem potwierdzić informację na ucho Tadeuszowi Mazowieckiemu (który wpierw zareagował słowami: „Co pan powie... a dużo ich jest?”), siedząca przy barze nocna niewiasta przestała chichotać, wypuściła kieliszek z okrzykiem: „O Jezu!” i uciekła. W ciągu minut na sali została tylko „Solidarność” — nocny element rutynowo zbiegł. W tym czasie powoli, nierówno wygasała orkiestra, ale po krótkim czasie jej trzeźwy lider zarządził:
— Grać, jakby się nic nie stało!
Sopot, 13 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Czesław Kiszczak:
[...] Z naszej strony istnieje wola polityczna osiągnięcia porozumienia. Jesteśmy zainteresowani współpracą z siłami opozycyjnymi spoza PRON-u, ale stojącymi na gruncie zasad konstytucyjnych. Należałoby utworzyć Radę Porozumienia Narodowego, która z upoważnienia Sejmu opracowałaby: optymalną strukturę państwa, Sejmu (w tym zagadnienie drugiej izby parlamentu), urzędu prezydenta, a także ordynację wyborczą i wspólną platformę wyborczą. Powinniśmy dążyć do zbliżenia poglądów na strukturę państwa. Powinna nas cechować wola kompromisu. Wśród tych tematów znajdzie się także problem modelu ruchu związkowego i jego miejsca. Jest to sprawa doniosła. Będziemy mówić o przyszłym kształcie związków zawodowych i formach ich działania. O kształcie ruchu związkowego powinny decydować załogi pracownicze. Tworzenie już obecnie drugich związków w zakładach pracy byłoby groźne dla funkcjonowania przedsiębiorstw, ale i to zagadnienie winno być rozpatrywane zgodnie z wolą pracowników. Już dziś natomiast należy umacniać w zakładach pracy rady pracownicze.
Nowy model życia publicznego będzie kształtować nowe prawo o stowarzyszeniach. Powstaną możliwości stowarzyszania się dla wszystkich, tak w skali kraju jak i na szczeblu lokalnym. [...]
Lech Wałęsa:
[...] Ustaliliśmy, że dzisiaj właśnie rozważać będziemy tematykę i harmonogram naszych dalszych prac. Spotkanie dzisiejsze określone zostało jako robocze, więc z miejsca chcę powiedzieć, że kluczowe znaczenie dla naszych dalszych prac ma uzyskanie jasności w sprawie przywrócenia pluralizmu związkowego i legalizacji „Solidarności”.
Wszyscy tu zebrani dobrze wiedzą, jak szerokie poparcie w załogach pracowniczych ma „Solidarność” i że postulat legalizacji naszego związku był wysuwany przez strajkujące załogi na pierwsze miejsce. Nie zapominajmy o tym, że jeśli tu razem teraz siedzimy, to właśnie dlatego, że taki był przebieg tegorocznych strajków.
Polskie społeczeństwo jest głęboko pluralistyczne, wiele podziałów przechodzi przez całe nasze życie społeczne, a więc pluralizm jest także wymogiem rzeczywistości. Fakty są twarde, nie można na nie zamykać oczu. Nasz postulat pluralistycznych związków zawodowych wynika właśnie z tego, że taka jest potrzeba społeczna, że odpowiadać to będzie rzeczywistemu zróżnicowaniu światopoglądowemu i społecznemu. Nie chcemy monopolu, chcemy równych szans. Wtedy do obrad „okrągłego stołu” zasiądziemy z przeświadczeniem, że odzyskujemy prawa podmiotowe i poczucie mandatu społecznego. Wtedy liczyć się będą nasze zobowiązania i nasze prawa.
Polska 1988 roku potrzebuje pluralizmu w gospodarce, w życiu społecznym, w życiu politycznym. Legalizacja „Solidarności” jest potrzebą naszego czasu, bo przywraca nadzieję i stwarza szansę. Oczekujemy odpowiedzi jasnej, mocnej i mądrej: w reformującej się Rzeczypospolitej jest miejsce dla Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. […]
Tadeusz Mazowiecki (doradca „Solidarności”):
Spotkanie gen. Kiszczaka i Lecha Wałęsy wzbudziło nadzieję. Teraz wspólnie jesteśmy odpowiedzialni za tę nadzieję. Istnieje przekonanie o konieczności legalizacji „Solidarności”. Musimy posunąć się naprzód we wszystkich dziedzinach. Wiadomo, że sprawa „Solidarności” stanowi linię konfliktów dzielącą Polaków. Jeśli tu nie postąpimy, nie będzie żadnego postępu. Przejść trzeba od dyskusji, czy jest możliwa „Solidarność”, do tego, jak to zrobić. Nie jest to warunek wstępny, ale sprawa kluczowa. Stąd oczekiwania pewnej deklaracji wstępnej. Nie chcemy być zepchnięci do jałowych negocjacji. Osiągniemy cel, jeśli nie zabraknie nam odwagi i poczucia odpowiedzialności w realizacji tego problemu. Wypowiedzieliśmy wstępne stanowiska. Proponuję, by przejść do odpowiedzi, jak to zrobić. Od naszej odpowiedzi zależy perspektywa powodzenia naszej pracy, a także szansa dla Polski. Jest wiele energii, trzeba zespolić nasze wysiłki. Nie chcemy być uważani za nic, ale chcemy, by dziś i nam otworzono możliwości działania.
Magdalenka k. Warszawy, 16 września
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
A więc sprawa naczelna: pluralizm związkowy i legalizacja „Solidarności”. Ta sprawa, jak wiadomo, jest czołową i kluczową sprawą nie tylko naszych przygotowań, ale całej strategii tych rozmów. Nie stanowi ona warunku wstępnego, przyjęliśmy, że siadamy bez warunków wstępnych. Natomiast stanowi coś więcej niż warunek wstępny, bo w ogóle stanowi określenie sensu tych rozmów. Bez przeświadczenia, że ta sprawa znajdzie swoją realizację wszelkie rozmowy przy Okrągłym Stole nie miałyby sensu. Uważamy, że pluralizm związkowy, w tym legalizacja „Solidarności”, jest koniecznością społeczną. Ludzie domagają się realizacji swojego prawa do zakładania związku, do którego mają zaufanie. Nieistnienie legalnej „Solidarności” nie zmniejszyło, nie usunęło konfliktów. Odwołujemy się tu więc zarówno do swoich praw, praw zapisanych w konwencji, w porozumieniach, jak i do potrzeb społecznych. [...]
Chciałbym na zakończenie powiedzieć, że mimo że te trzy miesiące nie doprowadziły w istocie do odbycia rozmów przy Okrągłym Stole, można chyba powiedzieć, że nastąpiły pewne istotne fakty zmieniające dość zasadniczo sytuację „Solidarności”, sytuację opozycji, sytuację, ogólnie mówiąc, w kraju. Chciałbym to krótko wyliczyć.
Po pierwsze, tylko w tej sytuacji nadziei na jakieś rozwiązania mogły nastąpić pewne realne fakty społeczne, takie jak powstanie około 500 komitetów „Solidarności” i pewne ożywienie oddolne. Ono ściśle było złączone z nadzieją na rezultaty tych rozmów.
Po drugie — fakt niesłychanej wagi — zademonstrowana na poprzednim naszym spotkaniu i później jedność różnych kierunków i odłamów opozycji w sprawie prymatu postulatu „Solidarności”. [...]
Po czwarte, uznanie Lecha Wałęsy za osobę życia publicznego. Jest zresztą paradoksem całej tej sprawy związanej z Okrągłym Stołem, że oświadcza się, że bez udziału „Solidarności” nie ma sensu odbywać tego Okrągłego Stołu, a jednocześnie sprawy legalizacji „Solidarności” nie chce się publicznie postawić i publicznie przyznać. [...]
Warszawa, 18 grudnia
Stenogram zebrania Komitetu Obywatelskiego przy NSZZ „Solidarność” przechowywanego w „Archiwum «Solidarności»” [cyt. za:] Polska 1986-1989. Koniec systemu. Materiały międzynarodowej konferencji Miedzeszyn, 2123 października 1999, t. 3, Dokumenty, red. A. Dudek, A. Friszke, Warszawa 2002.
Po dłuższej dyskusji zaproponowałem, aby przystąpić do sformułowania na piśmie stanowisk obu stron. [...] Sformułowano następujące punkty:
1. X Plenum KC PZPR podejmie uchwałę otwierającą możliwość pluralizmu związkowego, w tym możliwość legalnego działania „Solidarności” jako związku zawodowego [...].
2. W trybie roboczym nastąpi wypracowanie warunków i kalendarza porozumienia.
3. Rozpoczęcie procesu legalizacji „Solidarności” nastąpi jeszcze przed „wspólnymi” wyborami. [...]
Do pkt. 1 Ciosek wniósł, że będą musieli na Plenum „zawarczeć”.
Warszawa, 6 stycznia
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Zapytaliśmy, jaka powinna być procedura elekcji prezydenta. [Stanisław] Ciosek odparł, że wybierać go będzie albo jedna, albo obie izby parlamentu. Nie przewiduje się powszechnych wyborów prezydenckich. [Tadeusz] Mazowiecki: "Kto miał by być prezydentem?". Ciosek: "Oczywiście, Jaruzelski". Mazowiecki stwierdził z uśmiechem, że my też mamy swojego kandydata. Ciosek z zaciekawieniem spytał, kogo. Mazowiecki odparł: "Oczywiście, Wałęsę".
Warszawa, 11 stycznia
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Trwały one 11 godzin i przebiegały w niełatwej, momentami wręcz dramatycznej atmosferze. Kilkakrotnie groził im impas. Jego przełamanie było efektem negocjacyjnej elastyczności przedstawicieli strony rządowej, koncyliacyjnych wysiłków biskupa Gocłowskiego oraz realizmu i wyraźnej woli dialogu reprezentowanej przez dwóch głównych negocjatorów ze strony „Solidarności” — Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka. [...]
Bronisław Geremek uznał też, że możliwe jest określenie stosunku „Solidarności” do ustroju socjalistycznego. Stosunek ten polega na akceptacji kluczowych wartości socjalizmu, takich jak sprawiedliwość społeczna, uspołecznienie środków produkcji. Uznał, że należy dążyć do uczynienia państwa wartością nadrzędną dla wszystkich Polaków. W tych stwierdzeniach przedstawiciele „Solidarności” widzą możliwość znalezienia wspólnej drogi dla wszystkich stron dialogu.
[...] Jeśli chodzi o kwestię spornych nazwisk — Kuronia i Michnika — to strona solidarnościowa przyjęła nasze warunki. Uznano potrzebę zadeklarowania z ich strony poszanowania prawa i porządku konstytucyjnego. Wałęsa oświadczył, że te „dzieci nomenklatury” złożą taką deklarację.
Warszawa, 31 stycznia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Warszawa. List opozycjonistów do arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego w sprawie rozmów z władzami PRL
Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie,
Po wielu bardzo trudnych rozmowach wstępnych dochodzi obecnie do otwarcia negocjacji przy „okrągłym stole", które są tak ważne dla rozwiązania konfliktowych spraw polskich i dla przyszłości Polski.
Gdyby nie zaangażowanie Kościoła w osobie jego przedstawicieli na pewno by nie doszło do tego, co już się stało. Istnieje jednak problem dalszej obecności obserwatorów Kościoła przy tych rozmowach. Spotkania ogólne będą miały charakter formalny, prawdziwe dyskusje, z pewnością bardzo trudne, w których wypracowywane będą rozwiązania, odbywać się będą na posiedzeniach zespołów roboczych. Byłoby więc dla powodzenia całej sprawy niezmiernie ważne, aby w posiedzeniach zespołów roboczych brali udział jako świadkowie przedstawiciele Kościoła. Prośbę tę wyrażamy z troską o dalsze powodzenie rozmów.
Łączymy wyrazy synowskiego oddania
Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Stelmachowski
Warszawa, 2 lutego
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981-1989, Warszawa–Ząbki 2006
Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie,
Po wielu bardzo trudnych rozmowach wstępnych dochodzi obecnie do otwarcia negocjacji przy „okrągłym stole”, które są tak ważne dla rozwiązania konfliktowych spraw polskich i dla przyszłości Polski.
Gdyby nie zaangażowanie Kościoła w osobie jego przedstawicieli, na pewno by nie doszło do tego, co już się stało. Istnieje jednak problem dalszej obecności obserwatorów Kościoła przy tych rozmowach. Spotkania ogólne będą miały charakter formalny, prawdziwe dyskusje, z pewnością bardzo trudne, w których wypracowywane będą rozwiązania, odbywać się będą na posiedzeniach zespołów roboczych. Byłoby więc dla powodzenia całej sprawy niezmiernie ważne, aby w posiedzeniach zespołów roboczych brali udział jako świadkowie przedstawiciele Kościoła. Prośbę tę wyrażamy z troską o dalsze powodzenie rozmów.
Łączymy wyrazy synowskiego oddania
Warszawa, 2 lutego
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Aleksander Kwaśniewski: Przenieśmy nie załatwione tematy do Komisji Porozumiewawczej. Nie traćmy nadziei. Porozmawiajmy o finale Okrągłego Stołu.
Lech Wałęsa: Miałby pan rację, gdybyśmy powiedzieli, że przekładamy wybory na jesień. […]
Czesław Kiszczak: Po naszej stronie ten pogląd ma większość.
Stanisław Ciosek: Przełożenie terminów wyborów jest realne.
Tadeusz Mazowiecki: Jest oczywiste, ze byłoby to w innym układzie politycznym.
Czesław Kiszczak: Sądzę, że w całkowicie innym.
Magdalenka k/Warszawy, 29 marca
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Jednym z efektów naszych rozmów jest opracowanie i uzgodnienie projektu specjalnej ustawy, który wszedłby pod obrady sejmu jeszcze przed wyborami. Mówi on, że do 31 października 1989 roku wszyscy ludzie, usunięci z pracy za działalność związkową po 13 grudnia, mogą zgłaszać się do swoich macierzystych zakładów, a dyrekcje w zasadzie powinny ich przyjąć. [...] Naprawienie krzywd uznaliśmy za sprawę priorytetową. Kwestią zasadniczej wagi jest to, że przy naszym stole wyrażono nie tylko wolę polityczną zadośćuczynienia, ale też wola ta została zamknięta w normy prawne. Zresztą rozwiązanie tych problemów na drodze regulacji ustawowej warunkowało podpis strony solidarnościowej pod dokumentem kończącym obrady mojego zespołu.
Warszawa, ok. 5 kwietnia
Paweł Smoleński, Szermierze Okrągłego Stołu, Warszawa 1989.
Strona rządowa była tym razem kategoryczna, ostra i agresywna. Zapytali nas wprost, czy chcemy przejąć władzę, czy po naszej stronie nastąpiła zmiana sposobu myślenia. [...] Znajdują się pod silnym naciskiem na unieważnienie wyborów i zdaniem części partyjnego kierownictwa klęska listy krajowej narusza kontrakt polityczny, z czego należy wyciągnąć konsekwencje. [...] Zdawaliśmy sobie sprawę, że ta tendencja jest w aparacie silna, że nie można jej wzmacniać naszym sztywnym stanowiskiem.
Warszawa, 6 czerwca
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Mam lęk, że za chwilę będziemy musieli wyjść z tego parlamentu wywołani przez ludzi z kolejek. Czy Kiszczak , czy ktoś inny z mojego punktu widzenia nic nie zmieni. Ten układ skazany jest na śmierć. Wie pan, co zostanie z PZPR — gówno zostanie. 60 procent prawdopodobieństwa, że nasza rozmowa jest dyskusją akademicką, ale jeżeli Kiszczak by nie przeszedł — proponuję Mazowieckiego, Stelmachowskiego i innych. Mamy taką konstelację międzynarodową, historyczny moment, kiedy możemy coś złapać.
Warszawa, 1 sierpnia
Źródła do dziejów Polski w XIX i XX wieku, t. 6, cz. 2: Lata 1956–1989, wybór tekstów źródłowych Adam Koseski, Józef Ryszard Szaflik, Romuald Turkowski, Pułtusk 2004.
[Lech] Wałęsa powiedział: „Mam trzech kandydatów: [Bronisław] Geremek, [Jacek] Kuroń, [Tadeusz] Mazowiecki. Kogo z nich widzi pan na tym stanowisku?”. Odpowiedziałem, że z tych trzech kandydatur, nie umniejszając kwalifikacji żadnej, najlepsza jest Mazowieckiego. […] Zaproponowałem, żeby do prezydenta [Wojciecha] Jaruzelskiego iść już tylko z jedną kandydaturą — właśnie Mazowieckiego. Wałęsa na to: „A, wiedziałem, że Mazowiecki spodoba się panu najbardziej, dobrze, pójdziemy z jego tylko kandydaturą do prezydenta”.
17 sierpnia
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
To było niezapomniane posiedzenie Sejmu. Jeden z jego najważniejszych dni. Za wyborem Mazowieckiego głosowali też posłowie PZPR. To był ogromny entuzjazm, presja na zmiany. No, oczywiście trudno byłoby powiedzieć, że Marian Orzechowski, który był szefem Klubu PZPR, wywierał presję na zmiany. On był tak samo pchany przez swoich, jak Malinowski przez ludowców.
Warszawa, 23 sierpnia
Mikołaj Kozakiewicz, Byłem marszałkiem kontraktowego..., Warszawa 1991.
Dziś w sejmie wybrano nowego premiera. Został nim Tadeusz Mazowiecki — katolik. Po 45 latach na czele rządu stanął człowiek współpracujący z Kościołem. Jest nadzieja na poprawę bytu.
Mołodutyn (Lubelszczyzna), 24 sierpnia
Władysław Kuchta, Twardą chłopską ręką. Kronika mego życia, wybór, wstęp i oprac. Donat Niewiadomski, Lublin 2007.
Stworzenie rządu Mazowieckiego wysyła sygnał Europie Wschodniej, że możliwe jest w regionie mianowanie pierwszego niekomunistycznego premiera. Wewnątrz zakresu możliwości pojawia się teraz nie tylko liberalizacja polityczna, nie tylko podzielenie się władzą, ale także nadzieja na pokojową zmianę reżimu. Do sierpnia 1989 roku, w zakresie możliwości, nawet jedynie w rozmowach, były tylko opcje zmiany modelu, lub raczej, przepraszam, zmian w modelu. A czym stawało się to jaśniejsze, tym bardziej Węgrzy zbliżali się do rozpoczęcia negocjacji na temat wolnych wyborów. Lecz pierwszy faktyczny sygnał, że możliwa jest pokojowa droga wydostanie się spod panowania reżimu, pojawia się wraz z nominacją Mazowieckiego na premiera, a następnie formacją pierwszego niekomunistycznego rządu w Europie Wschodniej. Były to niesłychanie ważne sygnały dla grup opozycyjnych w Europie Wschodniej, a także w ogóle dla obywateli, że zależy to tylko od lokalnych władców, że mogą w swoich krajach osiągnąć to samo. Sygnały te były ważne zarówno dla reformatorów w tych krajach, jak i dla zwolenników twardego kursu, którzy musieli sobie zdać sprawę, że siedzą na zapalniku bomby i nie mogą liczyć na Związek Radziecki.
7 kwietnia 1999
Wynegocjonowany upadek komunizmu. polskie rozmowy okrągłego stołu dziesięć lat później, Michigan 1999, tłum NN.
Ktoś musiał być pierwszy. Ktoś podejmując ryzyko, musiał udowodnić, że głęboka ustrojowa zmiana jest w Europie Wschodniej możliwa bez interwencji radzieckiej. […] Kropkę nad „i” postawiło powołanie w Polsce niekomunistycznego premiera i koalicyjnego rządu, w którym partia nie miała już tak znaczącego udziału. I okazało się, że Związek Radziecki, chcąc nie chcąc, na to przyzwala. To stało się impulsem, który skatalizował wydarzenia w innych krajach, dał im pewność, rodzaj gwarancji, że skoro nie interweniowano w Polsce, to nie będzie także interwencji gdzie indziej.
Warszawa 1991
Koniec Epoki. Wywiady Maksymiliana Berezowskiego, Warszawa 1991.
Pierwsza wolna Wigilia po latach 50-ciu, zważywszy wojnę i powojenną mękę Polski. Ileż trzeba przecierpieć, czekać przez dwa, trzy pokolenia na łyk wolności! A jednak doczekaliśmy się, my, męczennicy więzień, katowni, tułaczki, rozpaczy... „Nie lękam się ciemności, bo Ty jesteś ze mną” — cytuje w Orędziu Bożonarodzeniowym proroków kardynał Glemp, premier Mazowiecki łamie się z narodem Opłatkiem, Papież z Watykanu śle w Pasterce błogosławieństwo Polsce męczeńskiej, a zwycięskiej!
Warszawa, 1 września
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Podrożały o 80 procent wyroby tytoniowe. Przysłali mi zawiadomienie o podwyższeniu czynszu. [...] Klęska to, że podrożało. Ale może być jeszcze większa klęska, jak teraz robotnicy tego nie wytrzymają i podniesie się gwałt czy nawet rewolucja głodowa!
Na razie jeszcze działa mit nowego premiera — Mazowieckiego. Jeszcze trochę się liczą z apelami Lecha Wałęsy, ale to nie zaspokoi pogorszenia się nastrojów nad pustym garnkiem. Niech już Mazowiecki stworzy ten rząd — bo inaczej mit osłabnie! A on bez przerwy obsługuje jakichś oficjalnych gości, jakieś uroczystości takie czy inne i biedaczysko na nic czasu nie ma. Czy jemu biednemu ktoś pomoże w tych trudnych zadaniach?
Warszawa, 3 września
Wiadomości, które dochodzą do nas teraz z Warszawy, przed 12 miesiącami nikt nie uważałby za prawdziwe.
Wyborem premiera z szeregów opozycji polski parlament jasno pokazał, że nadal chce konsekwentnie kroczyć drogą ku demokracji.
5 września
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Trzy tygodnie, jakie minęły od jego desygnacji do exposé wygłoszonego w Sejmie, to był okres bardzo ciężkiej pracy, żeby ten koalicyjny garnitur zszyć, żeby pogodzić sprzeczne interesy i ambicje, żeby rząd oparty był na jak najszerszej bazie politycznej. I jeszcze coś, nad Mazowieckim czasem może krąży Duch Święty, za to ciągle — zły duch tytoniowy. Ile razy zaczynałem z nim współpracować, tyle razy zaczynałem palić. W oparach dymu, ścielącego się zwykle wokół niego, mało który palacz wytrzyma bez złapania za papierosa. Wtedy palił jeszcze więcej niż zwykle. Tytoń i zmęczenie wywołały kryzys na sali sejmowej. [...] nic groźnego się nie wydarzyło, to było zasłabnięcie z powodu niedotlenienia, chwilowa niedyspozycja. Nie będąc ani członkiem rządu, ani nawet urzędnikiem państwowym, bo nominację dostałem później, siedziałem podczas exposé na galerii dla gości i wyczułem parę minut wcześniej, że coś niedobrego się dzieje, bo Mazowiecki przestępował z nogi na nogę i coraz to zmieniał położenie rąk na pulpicie. Potem przy kilku okazjach, gdy wygłaszał dłuższe mowy, patrzyłem z niepokojem, czy nie zachowuje się podobnie. Wtedy, dwunastego września 1989 r. zasłabnięcie na oczach całej Polski wywołało zbiorowy odruch poparcia pierwszego niekomunistycznego premiera.
[...] Wreszcie sala zegarowa, w której premier przyjmował gości. Meble pochodziły z czasów Bieruta. Przy biurku premiera był pulpit telefoniczny, nadający się do sklepu ze starociami, z jednym chrypiącym mikrofonem. Kiedy Mazowiecki rozmawiał telefonicznie z kanclerzem Kohlem czy prezydentem Gorbaczowem, tłumacz kładł mu się prawie na plecy, żeby mogli razem mówić do jednego mikrofonu. Nad biurkiem premier powiesił rysunek przedstawiający Don Kichota, na szafie stała kolorowa plansza „Tygodnika Solidarność” wykonana przez dzieci, potem jeszcze znalazł się tam przedwojenny szyld z napisem „Sołtys” i z orłem w koronie, przestrzelony przez żołnierzy rosyjskich podczas agresji 17 września 1939 roku. Mazowiecki tę tabliczkę pochodzącą z Polesia otrzymał od Polonii podczas podróży do Ameryki. Ta tabliczka spowodowała, że wchodząc do sekretariatu premiera pytałem: Czy jest sołtys? Co robi sołtys? Początkowo sekretarki były tym trochę zażenowane, ale potem ksywa zaczęła się przyjmować. Premier miał najpierw dwie sekretarki, ale okazało się, że jest potrzebna jeszcze trzecia, bo praca trwała na trzy zmiany. [...] Sekretarki rzeczywiście przejęliśmy po starych gospodarzach URM, ale były one bardzo dobre i sprawne, miały jeden defekt — nie znały języków obcych.
Warszawa 1992
Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, Warszawa 1992.
Potrzebujemy przełomu w stosunkach z RFN. Społeczeństwa obu krajów poszły już znacznie dalej niż ich rządy. Liczymy na wyraźny rozwój stosunków gospodarczych i chcemy prawdziwego pojednania.
12 września
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Rząd będzie intensywnie współdziałał z Sejmem i Senatem w pracach nad stworzeniem prawnych i materialnych warunków uformowania samorządu terytorialnego, tak aby w krótszym niż to było przewidziane czasie doprowadzić do wyborów samorządowych. Z powstaniem samorządu wiążemy nadzieje na wyzwolenie ogromnej energii obywatelskiej, spętanej do niedawna poczuciem bezsilności wobec państwowej biurokracji i centralnych dyrektyw. Samodzielność decyzji, własny aparat administracyjny i własny majątek stworzą społecznościom lokalnym możliwości rozwoju.
Warszawa, 12 września
Exposé premierów polskich 1918–2001, zebrał i opracował Bogusław Sygit, Toruń 2001.
Kierownictwo II Obszaru Konfederacji Polski Niepodległej i Małopolskiego Komitetu Okręgowego PPS, uznając rangę obecnych przemian, wyrażają za kierownictwami obu partii zadowolenie z wyboru Tadeusza Mazowieckiego na pierwszego niekomunistycznego premiera Polski. Z uznaniem witamy też rozmowy przeprowadzone przez premiera z przywódcami naszych partii i mamy przekonanie, że rząd ten prowadził będzie działania zmierzające do zrównania statusu wszystkich partii w Polsce. Oświadczamy, że będziemy dążyć do utworzenia regionalnego porozumienia niezależnych partii politycznych i organizacji społecznych dla przygotowania kształtu przyszłego samorządu terytorialnego i wolnych wyborów do senatu, sejmu i rad narodowych. Partie nasze opowiadają się za pełną współpracą zmierzającą do przekształcenia Polski w państwo niepodległe i demokratyczne.
Zygmunt Łenyk, Wiesław Kukla
Kraków, 12 września
„Opinia Krakowska” nr 46, z 16 września 1989.
I oto mamy, proszę państwa, dziesiąte urodziny naszej wolności. Nigdy dotąd jako cały naród nie cieszyliśmy się tak długo wolnością.
Panie Premierze! Panie i Panowie ministrowie, tamtego roku byliście pionierami pierwszymi w przecieraniu dróg. Kiedy patrzę dzisiaj [...] na te wszystkie dokonania, które udało się rozpocząć, a nawet zrealizować w ciągu tych kilkunastu miesięcy, to mogę powiedzieć, że był Pan niewątpliwie najszybszym żółwiem w historii. [...]
Rozpoczynamy drugą dekadę. Jej początek jest dobry. Uzyskaliśmy członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim i gwarancje bezpieczeństwa, jakich jeszcze nie mieliśmy. [...] Solidarność to wielkie słowo i chcemy, aby było ono słowem naszego wspólnego działania na rzecz tych wszystkich, którym się jeszcze nie powiodło. [...] Czeka nas wielkie wyzwanie przygotowania kraju do członkostwa w zjednoczonej Europie. [...]
O naszej sile, o naszej pozycji w Europie zadecydują ludzie przygotowani do życia w nowoczesnym państwie, dobrze wykształceni. Dlatego tak ważna jest reforma oświaty. [...] Wprowadziliśmy tych reform kilka równocześnie. Wzięliśmy na siebie odpowiedzialność za nadrobienie zaległości, bo rządzący są odpowiedzialni nie tylko za dzisiaj, ale i za jutro. Kiedy rząd Pana Tadeusza Mazowieckiego zawahałby się przed trudnymi, niepopularnymi decyzjami, [...] nie byłoby dzisiaj pogodnych obchodów dziesiątej rocznicy urodzin wolności, naszej wolności. [...]
Drodzy młodzi przyjaciele!
[...] Pamiętajcie, warto mieć marzenia jak te, które w 1980 r. mieli wasi rodzice. Warto w nie uwierzyć i warto mieć odwagę je urzeczywistniać. Pamiętajcie, dyktatury trwają dzięki sile, demokracje trwają siłą charakterów.
Warszawa, ok. 13 września
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 1999.
Czas na stanowisko dla mnie przyszedł późno. Role już były rozdane, rząd powołany, ale Mazowiecki nie spieszył się z uregulowaniem mojej sytuacji, bo miał ważniejsze sprawy na głowie, a i tak było wiadomo, że moja rola to będzie rola doradcy premiera, tak to się samo ułożyło. Bliższych wyobrażeń o zespole doradców premiera nie mieliśmy i sądzę, że pomysł jego powołania pojawił się wtedy właściwie głównie po to, żeby mojemu stanowisku nadać odpowiednią wagę, bo szybko administracja dostrzegła moje bliskie związki z szefem, ale ważna była też ranga formalna ze względu na całą sferę protokołu i rytuały hierarchiczne w biurokracji państwowej. Jako szef doradców zostałem podsekretarzem stanu w URM. Stało się to szesnastego września. Tego dnia zanotowałem w kalendarzyku: „zostałem ministrem”. Nominację w bordowej, sztywnej obwolucie z orłem jeszcze bez korony wręczył mi Mazowiecki dziewiętnastego września u siebie w gabinecie w atmosferze na wpół przyjacielskiej, na wpół oficjalnej. Byłem zatem w służbie państwowej. Przez całe lata, kiedy krytykowałem zwyrodnienia państwa komunistycznego, nie opuszczało mnie pragnienie, by móc pewnego dnia służyć państwu polskiemu, normalnemu państwu, które daje narodowi niepodległość, ludziom wolność i bezpieczeństwo, i nie wtrąca się we wszystko. I oto stało się: u progu trzeciej Rzeczypospolitej, powstającej wręcz wzorowo, bez wstrząsów i zamętu, byłem w centrali sterowniczej państwa — Aleje Ujazdowskie 3, gabinet naprzeciw gabinetu premiera.
Warszawa 1992
Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, Warszawa 1992.
Moja decyzja [nagłego przerwania oficjalnej wizyty w Polsce z powodu otwarcia muru berlińskiego] doprowadziła do prawdziwego sporu. Polski premier chciał za wszelką cenę przeszkodzić mojemu wyjazdowi do Berlina.
Byłby to ogromny afront, gdybym odwołał spotkanie z [Wojciechem] Jaruzelskim przewidziane na następny dzień — powiedział Mazowiecki, który w mojej obecności rozmawiał z [Jaruzelskim] telefonicznie. Ostatecznie sam podszedłem do aparatu i wyjaśniłem moje powody.
9 listopada
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Przyjechaliśmy po zmroku ośnieżoną smoleńską drogą wprost z lotniska. Na horyzoncie zostały światła miasta. Było pusto. Na granatowym niebie świeciło dużo gwiazd. Było pewno więcej niż dwadzieścia stopni mrozu. Autobus stanął w lesie, czekały już tam dwa inne autobusy z Polakami uprzedzonymi, że przybędzie premier. Weszliśmy na wąską leśną drogę. Krzyczącą ciszę tego miejsca przerywał tylko skrzyp śniegu pod butami i półgłosem rzucane słowa. Droga prowadziła w głąb lasu, lekko w dół na polanę przy stromo spadającym zboczu. Na polanie stał drewniany krzyż, chyba z datą zbrodni, ale bez napisu. Napis, że zrobili to hitlerowcy, wyryto na dużej płycie w środku polany. Tuż przy zboczu było kilka niewielkich mogił z przeniesionymi szczątkami. Faktyczne miejsce rozstrzeliwań było w dole u podnóża zbocza. Premier złożył wieniec pod krzyżem, a potem ojciec Hauke-Ligowski odprawił przy grobach mszę. Ze strony radzieckiej w podróżach towarzyszył nam jeden z wiceministrów spraw zagranicznych. Tego wieczoru stał z tyłu, uważając może, że nie ma prawa uczestniczyć w tej mszy na miejscu polskiej tragedii i rosyjskiej zbrodni. Tadeusz zwrócił się do Jacka Ambroziaka, żeby poprosił naszego rosyjskiego opiekuna bliżej, a kiedy ksiądz powiedział: „przekażcie sobie znak pokoju” podał mu rękę jako gest pojednania.
Warszawa 1992
Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, Warszawa 1992.
W telewizji ciekawe programy religijne, kolędy, przemówienie premiera Tadeusza Mazowieckiego, który mówi o nowym życiu w Polsce w duchu chrześcijańskim. Na koniec przełamuje się opłatkiem z całym polskim ludem, życząc pokoju w nowych warunkach i nowym ustroju. Zakończył słowami: „Bóg jest z nami!”. A rok temu było nie do pomyślenia, żeby tak zmieniła się w Polsce polityka.
Mołodutyn, pow. chełmski, 24 grudnia
Władysław Kuchta, Twardą chłopską ręką. Kronika mego życia, wybór, wstęp i oprac. Donat Niewiadomski, Lublin 2007.
Szanowna Pani Premier,
Państwowe zjednoczenie narodu niemieckiego otwiera nowy okres w dziejach Europy. W okres ten nie możemy wejść bez zapewnienia bezpieczeństwa wszystkich państw kontynentu, zwłaszcza sąsiadów Niemiec w ich aktualnych granicach. […]
[…] kierując się interesem zarówno własnym i współpracy europejskiej, jak dążeniem do jak najlepszych stosunków z naszym sąsiadem niemieckim – Polska stwierdza, co następuje:
1) Uważamy, że punktem wyjścia dla realizacji zjednoczenia niemieckiego jest ostateczne usunięcie wszelkich wątpliwości lub dwuznaczności wysuniętych wobec granicy polsko-niemieckiej na Odrze i Nysie Łużyckiej w jej obecnym przebiegu oraz obecnej delimitacji i demarkacji. Sprawa nie powinna być więcej podnoszona, usunięcie wątpliwości lub dwuznaczności będzie równoznaczne z regulacją pokojową oraz będzie miało pełne skutki w prawie niemieckim i prawie innych państw.
Polska proponuje, aby na wstępie zjednoczenia zawrzeć traktat o powyższej treści, potwierdzający ostateczność i trwałość istniejącej granicy polsko-niemieckiej, bez żadnych jej zmian.
Tekst tego traktatu będzie parafowany przez dwa państwa niemieckie i Polskę, jako wynik dyskusji zapowiedzianych w komunikacie ottawskim. Traktat zostanie podpisany przez zjednoczone państwo niemieckie oraz Polskę w chwili powstania zjednoczonego państwa niemieckiego. Polska przedłoży projekt takiego traktatu.
2) Polska uważa za niezbędne swe uczestnictwo w dyskusji nad zewnętrznymi aspektami jedności niemieckiej celem przedstawienia swego punktu widzenia na kwestie bezpieczeństwa, w szczególności w związku z granicą i proponowanym traktatem. Polska wyjaśnia, że nie zabiega o status identyczny ani z żadnym z czterech mocarstw, ani z żadnym z dwóch państw niemieckich.
Sądzimy, że dyskusja o kwestiach bezpieczeństwa państw sąsiedzkich winna odbywać się we wczesnym stadium konferencji jako jej osobna część.
Warszawa, 20 lutego
Mieczysław Tomala, Zjednoczenie Niemiec. Reakcje Polaków. Dokumenty i materiały, oprac. red. Teresa Pawlak-Lis, Warszawa 2000.
Zaprosiłem Państwa nie dlatego – chciałbym to jasno stwierdzić wobec polskiej opinii publicznej – że widzimy, zwłaszcza obecnie, jakieś zagrożenie dla naszej granicy zachodniej. O kształcie tej granicy nie zamierzamy z nikim pertraktować, ona jest ustaloną częścią porządku europejskiego.
Zaprosiłem Państwa dlatego, że uważamy – i to jest punktem wyjścia naszego stanowiska – iż w nową falę historii, jaką stwarza proces zjednoczenia Niemiec, a zwłaszcza w nową fazę historii, jaką stwarza proces zjednoczenia Niemiec, a zwłaszcza w nową fazę historii stosunków polsko-niemieckich, nie wolno wejść z jakimikolwiek dwuznacznościami w sprawie granicy zjednoczonych Niemiec, w sprawie polskiej granicy zachodniej. […]
Nie możemy dopuścić do tego, żeby wytworzyła się jakaś prawna czy polityczna próżnia, żeby ktoś powiedział:
„Traktat zgorzelecki [6 lipca 1950] to traktat zawarty przez państwo, które już nie istnieje; traktat z RFN [7 grudnia 1970], to także traktat zawarty przez państwo, które już nie istnieje, czy się przekształciło. Teraz zacznijmy dyskusję od zera”. Do tej sytuacji, jak również do utrzymania się jakichkolwiek dwuznaczności, dopuścić nie wolno. I dlatego domagamy się, by jeszcze przed zjednoczeniem Niemiec nastąpiło całkowite usunięcie tych dwuznaczności.
Wielokrotnie ze strony zachodnioniemieckiej mówiono, że jest to niemożliwe bez zawarcia traktatu pokojowego. Otóż Polska jest gotowa zawrzeć taki traktat pokojowy, w którym nasze granice, w ich obecnym kształcie, zostałyby potwierdzone.
Warszawa, 21 lutego
Mieczysław Tomala, Zjednoczenie Niemiec. Reakcje Polaków. Dokumenty i materiały, oprac. red. Teresa Pawlak-Lis, Warszawa 2000.
Myśmy wysuwali sprawę uregulowania granicy, jeśli chce się rozszerzać problematykę, możemy ją rozszerzać.
My też mamy cos do powiedzenia: np. sprawa odszkodowań dla ludzi, którzy byli zmuszani do robót przymusowych w III Rzeszy. Podkreślam, ta godzina, bardzo ważna dla Niemców, dla procesu zjednoczeniowego, jest nie tylko godziną niemiecką, jest godziną Europy, jest godziną sąsiadów Niemiec, jest testem pojednania polsko-niemieckiego. Nam bardzo na tym pojednaniu zależy. […]
Chcemy bez żadnych niedomówień czy dwuznaczności wejść w tę nową fazę historii, także historii stosunków z narodem niemieckim. Jeżeli się te dwuznaczności czy niedomówienia utrzymuje, to oczywiście na stosunki pada jakiś cień. Miejmy nadzieje, że te sprawy będą jeszcze dalej przemyślane.
Ja nie widzę powodu, dla którego przy dobrej woli nie można by dopracować rozwiązania traktatowego, które w moim przekonaniu powinno być parafowane po wyborach NRD, a podpisane ostatecznie po zjednoczeniu. Nie widzę też powodu, dla którego obecność Polski w tej części rokowań miałaby komukolwiek przeszkadzać. Jest ona moralnie i historycznie uprawniona.
Niepokoją nas pewne zjawiska, jak stanowiska partii republikańskiej w Niemczech Zachodnich, jak nacjonalistyczne zjawiska podczas manifestacji w Lipsku. Społeczeństwo Republiki Federalnej zasadniczo się zmieniło, bardzo się zdemokratyzowało, jest nowe pokolenie. Chcemy na to postawić i stawiamy na zbliżenie europejskie ono ma być.
4 marca
„Rzeczpospolita, z 5 marca 1990, [cyt. za:] Mieczysław Tomala, Zjednoczenie Niemiec. Reakcje Polaków. Dokumenty i materiały, Warszawa 2000.
Uważamy, że po wyborach w NRD, ale jeszcze przed zjednoczeniem powinien zostać parafowany traktat o walorze traktatu pokojowego pomiędzy rządami obu państw niemieckich i rządem polskim przy współudziale czterech mocarstw ostatecznie aprobujących istniejącą zachodnią granicę Polski i wschodnią granicę przyszłych zjednoczonych Niemiec. I że zjednoczone państwo niemieckie, rząd tego zjednoczonego państwa niemieckiego, jego parlament powinien następnie ten traktat ratyfikować.
Uważamy, że Polska w tym dziele powinna być obecna. Formuła konsultacji nam nie wystarcza. Uważamy, że nie chodzi o to, abyśmy byli konsultowani, ale o to, abyśmy brali udział w regulowaniu tej sprawy, ponieważ ona nas bezpośrednio dotyczy.
Społeczeństwo polskie jest bardzo wyczulone na tę sprawę, obawia się wszelkich form decydowania o nas bez nas, obawia się wszelkiego powtórzenia jakiejś nowej formuły Jałty i dlatego uważamy, że ważne jest respektowanie praw tego społeczeństwa, które dało tyle dowodów w ostatnim okresie walki o prawa i wolność człowieka, walki, na której również Niemcy skorzystali w kierunku owego zjednoczenia, jakie się teraz będzie dokonywać. A te prawa do zjednoczenia respektujemy.
Paryż, 9 marca
Mieczysław Tomala, Zjednoczenie Niemiec. Reakcje Polaków. Dokumenty i materiały, Warszawa 2000.
Można zadać pytanie — dlaczego rząd, którym kieruję, nalegał na wyraźne przyspieszenie powstania instytucji samorządu terytorialnego i przeprowadzenie do nich wyborów, tak szybko, jak było to tylko możliwe? Kierowaliśmy się przekonaniem, że przemiany demokratyczne w Polsce, które zaczęły się przecież od sprzeciwu najszerszych kręgów społeczeństwa wobec totalitarnego systemu w sierpniu 1980 r., muszą znaleźć odbicie na szczeblu lokalnym, aby obywatele odczuli je w życiu codziennym. [...] Niedzielne wybory. Będą to pierwsze od zakończenia wojny całkowicie wolne wybory w naszym kraju. I taka była przedwyborcza kampania. Nie istniały żadne odgórne ograniczenia ani w doborze kandydatów na radnych, ani w ich prezentacji. Decydowali o tym sami obywatele, jeśli tylko skorzystali z istniejącej wolności. Kandydaci są więc tacy, jakich wyłoniło społeczeństwo, radni będą tacy, jakich sami wybierzemy w niedzielę. [...] Od poniedziałku Rzeczpospolita lokalna przechodzi w ręce społeczności, które ją zamieszkują. Będzie ona taka, jaką one same potrafią stworzyć.
Wrocław, 25 maja
Tadeusz Mazowiecki. Polityk trudnych czasów, red. waldemar Kuczyński, Warszawa 1997.
Dla Polski sprawą o szczególnym znaczeniu jest sposób, w jaki dokonane zostanie zjednoczenie Niemiec. Chodzi o to, aby jego rezultatem było umocnienie stabilności na kontynencie europejskim i poczucia bezpieczeństwa, zwłaszcza państw sąsiednich. Nie popieramy koncepcji neutralności zjednoczonych Niemiec i uważamy, że ich uczestnictwo w Sojuszu Północnoatlantyckim oraz wojskowa obecność USA w Europie powinny stanowić ważny czynnik stabilizujący na kontynencie, a także gwarancje bezpieczeństwa dla granic naszego kraju. Raz jeszcze pragnę podziękować Panu za osobiste zaangażowanie w tej sprawie. Liczymy na to, że te żywotne dla nas problemy zostaną ostatecznie wyjaśnione w trakcie tej części rozmów „2+4”, w których Polska będzie brała udział.
Warszawa, 12 czerwca
Mieczysław Tomala, Zjednoczenie Niemiec. Reakcje Polaków. Dokumenty i materiały, Warszawa 2000.
Wielce Szanowny Panie Premierze,
W dniu dzisiejszym w pokoju i wolności ponownie zjednoczył się naród niemiecki. 45 lat po zakończeniu II wojny światowej, która wyszła z ziemi niemieckiej i przysporzyła Europie i całemu światu niezliczonych cierpień, kończy się bolesna rozłąka Niemców.
Wypełniając swoje prawo do wolnego samostanowienia, w porozumieniu ze swoimi sąsiadami i na podstawie traktatu o uregulowaniu końcowym w odniesieniu do Niemiec, Niemcy zjednoczyli się dzisiaj w jednym państwie – Republice Federalnej Niemiec – całkowicie suwerennym w swoich sprawach wewnętrznych i zewnętrznych. […]
[…] Z ziemi niemieckiej wychodzić będzie w przyszłości tylko pokój. Jesteśmy świadomi, że nienaruszalność granic oraz poszanowanie terytorialnej integralności i suwerenności wszystkich państw w Europie jest podstawowym warunkiem pokoju. Dlatego też potwierdziliśmy ostateczny charakter granic zjednoczonych Niemiec, w tym granicy z Rzecząpospolitą Polską. W przyszłości nie będziemy wysuwać wobec kogokolwiek żadnych roszczeń terytorialnych.
W toku kształtowania się niemieckiej jedności z partnerami omawiać będziemy umowy międzynarodowe zawarte z Niemiecką Republiką Demokratyczną w aspekcie ochrony zaufania, interesów państw tym dotkniętych i wynikających z umów zobowiązań Republiki Federalnej Niemiec oraz zgodnie z zasadami wolnościowego, demokratycznego i praworządnego porządku oraz uznając kompetencje Wspólnoty Europejskiej, aby ustalić ich kontynuację, adaptację lub wygaśnięcie.
Bonn, 3 października
Mieczysław Tomala, Zjednoczenie Niemiec. Reakcje Polaków. Dokumenty i materiały, Warszawa 2000.
Po raz pierwszy, u schyłku mego życia, postanowiłem napisać list otwarty do Narodu – tego nad Wisłą i tego poza granicami, bo stały się teraz rzeczy zaprzeczające zdrowemu rozsądkowi. Myślę o wypadkach związanych z wyborami prezydenckimi z dnia 25 listopada br.
Oto Naród po tylu wysiłkach i ofiarach, stojący w przededniu utrwalenia swej suwerenności, zaczyna tracić rozsądek i popełniać rzeczy godzące w zdrowy rozum. Wydaje miażdżący wyrok na rząd Tadeusza Mazowieckiego, nie daje pełni zaufania Lechowi Wałęsie i wysuwa na drugie miejsce (1/4 oddanych głosów) nieznanego kandydata, pana Stanisława Tymińskiego, przybyłego z Kanady czy Peru, którego jedyną legitymacją jest przedstawienie listy wymaganych stu tysięcy podpisów.
Jakże to taki człowiek eliminuje wszystkich, poza Wałęsą, kandydatów, ludzi, którzy czynnie walczyli o możliwość takich właśnie wolnych wyborów? Nie należał on do tych, którzy szli drogą rozpoczętą przez Prymasa Wyszyńskiego, poprzez ruch „Solidarności” z Lechem Wałęsą na czele, aż po rządy Tadeusza Mazowieckiego, ponosząc ofiary bolesne, aby wyzwolić Naród z jarzma narzuconego przez system komunistyczny.
A teraz sięga po najwyższy urząd, jakim jest urząd Prezydenta Rzeczypospolitej.
Rzucenie jednej czwartej głosów na tego kandydata świadczy o tym, do jakiego stanu doszedł Naród polski i jakie stworzył niebezpieczeństwo w ostatecznej rozgrywce o suwerenność.
Nie można tego nawet nazwać frustracją, ale tragedią społeczeństwa, które nie umie znaleźć właściwej drogi w swych wysiłkach o demokrację.
Jestem głęboko wstrząśnięty tym wydarzeniem z 25 listopada. Wyrazem tego niech będzie ten list otwarty do Narodu nie polityka, ale starego żołnierza, niech będzie głosem otrzeźwienia, aby społeczeństwo polskie wyszło z odmętów, frustracji, i znalazło właściwą drogę, aby wysiłki o suwerenność nie poszły na marne.
Londyn, 28 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 450, 5 grudnia 1990.
Zwracam się do tych wszystkich, którzy poparli mnie w wyborach prezydenckich. Jest nas wielu: dwa i pół miliona. To wielka rzesza ludzi ożywionych wspólną wizją państwa, wizją demokracji. To rzesza ludzi gotowych do wysiłku na rzecz głębokiej reformy gospodarczej kraju i pragnących znaleźć dla Polski właściwe, bezpieczne miejsce w Europie.
Chciałbym, żeby ta wspólnota, która wytworzyła się wokół wyborów prezydenckich, przetrwała i rozwinęła się. Dlatego poprosiłem o utrzymanie naszych komitetów wyborczych Mamy nadal wspólny cel i wspólną pracę do wykonania. Trzeba umocnić koalicję ludzi, którzy poparli mój program, i zapewnić tej koalicji jak najpoważniejszy udział w życiu publicznym.
Pragnę, więc zaprosić do Warszawy, w najbliższą niedzielę, przedstawicieli wszystkich moich komitetów wyborczych. Przedyskutujemy formy organizacyjne naszego przyszłego działania i podejmiemy stosowne decyzje.
„Gazeta Wyborcza” nr 444, z 28 listopada 1990.
W tym sukcesie wyborczym my, Polacy, widzimy przede wszystkim wielkie uznanie narodu niemieckiego dla Pańskiej polityki pokojowego i demokratycznego zjednoczenia Niemiec, przy pełnym poszanowaniu interesów Europy, w tym także sąsiadów Niemiec.
Cieszy mnie, że nowa, demokratyczna Polska wniosła swój historyczny wkład w to doniosłe dzieło jedności niemieckiej.
To wielkie zaufanie, jakie ponownie okazał Panu naród niemiecki, stwarza dobre przesłanki dla kontynuacji Pańskiej polityki trwałego porozumienia i pojednania oraz szerokiej współpracy z Polską.
Pragnę wyrazić nadzieję, że droga, na którą weszły oba nasze narody i państwa, będzie prowadzić do wspólnego celu, jakim jest zbudowanie polsko-niemieckiej wspólnoty interesów w jednoczącej się Europie na bazie demokracji, wolności i praw człowieka. Jestem przekonany, że dla polityki, której w stosunkach polsko-niemieckich wspólnie daliśmy początek, nie ma i nie będzie innej rozsądnej alternatywy, albowiem odpowiada ona pragnieniom i dążeniom obu naszych zaprzyjaźnionych narodów.
Warszawa, 7 grudnia
Mieczysław Tomala, Zjednoczenie Niemiec. Reakcje Polaków. Dokumenty i materiały, Warszawa 2000.
Kwestią społeczną naszych czasów i naszej sytuacji stał się totalitaryzm. Zwykle mówi się o nim jako o problemie ideologicznym czy politycznym. Myślę, że można, a nawet trzeba mówić o nim jako o kwestii społecznej, w pewnym znaczeniu nadrzędnej nad wszystkimi innymi, jakie w danym czasie występują. Ciśnieniu totalitarnego systemu komunistycznego, z którym mieliśmy do czynienia, poddane było bowiem całe życie społeczeństwa, wszystkich jego warstw.
W imię tego systemu popełniono zbrodnie. Po roku 1956 podjęto próbę przekształcania systemu. Różny więc w różnych fazach czy też wersjach tego systemu był stopień bezpośredniego czy pośredniego przymusu. Zawsze jednak ten totalitarny charakter systemu odbierał społeczeństwom decydujący wpływ na życie publiczne; z roli podmiotu stanowiącego o kształcie tego życia spychane one były do roli przedmiotu. Wszystkie inne kwestie społeczne występowały jakby w cieniu tej podstawowej cechy systemu komunistycznego narzuconego narodom środkowej i wschodniej Europy.
Można powiedzieć, iż ten totalitarny charakter systemu stanowi o jego niezgodności z naturą człowieka i społeczeństwa. I właśnie w tej niezgodności widzieć trzeba najgłębszą przyczynę niepowodzeń i upadku systemu komunistycznego w naszych krajach.
Watykan, 15 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 666, z 24 sierpnia 1991.
Przejście od systemu totalitarnego do systemu demokratycznego nie mogło się w Europie Środkowej i Wschodniej dokonać jednym skokiem. Chcę mówić tu o doświadczeniu mojego kraju i o moim własnym doświadczeniu.
[...]
W warunkach totalitaryzmu między państwem a jednostką czy pomiędzy więzią narodową a więzią rodzinną istniała jakby pusta przestrzeń albo też przestrzeń ta zagospodarowywana była przez struktury w znacznej mierze nieautentyczne. Teraz ta przestrzeń się wypełnia. Powstały w drodze wolnych wyborów samorządy lokalne. Powstają partie polityczne, nowe instytucje społeczne i gospodarcze. Ale dokonuje się to powoli. Przede wszystkim zaś z trudem następuje zmiana nastawień. Natykamy się jakby na pogrobowy rewanż totalitaryzmu: przyzwyczajenie do oczekiwana wszystkiego od państwa i obciążania go za wszystko odpowiedzialnością.
Państwo, które przestało być wszechwładne, ma być najwyższego rzędu strukturą polityczną służącą dobru wspólnemu. Państwo totalitarne było państwem partii, odczuwanym jako coś obcego, na co się nie ma wpływu. Przejście od postrzegania państwa w taki sposób do postrzegania go jako państwa własnego stanowi również ważny problem. Dokonuje się to wolniej, niż jest potrzebne dla zbudowania demokratycznego systemu. Tymczasem państwo, które przechodzi tak wielką i wszechstronną transformację, potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek siły społecznego zrozumienia, by spełniać swe funkcje, których przeznaczeniem jest dobro wspólne. Niebezpieczeństwo, które określa się mianem populizmu, jest tu najgroźniejsze, może bowiem prowadzić do społecznej destrukcji. Najogólniej można powiedzieć, że dawna siła państwa, siła wszechwładzy, przestała istnieć, natomiast świadomość obowiązków i praw, jakie niesie porządek demokratyczny, dopiero się kształtuje.
Najtrudniejsze, lecz zarazem najbardziej żywotne dla społeczeństwa problemy wyłania proces zmiany systemu gospodarczego. Przejście od systemu gospodarki upaństwowionej i kierowanej centralnie do gospodarki wolnego rynku nie ma dotychczas historycznych precedensów. Przywracanie systemu opartego na własności prywatnej jest zadaniem ogromnym i niezwykle złożonym. Jest to również powrót do rozwiązań zgodnych z naturą człowieka i społeczeństwa.
Watykan, 15 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 666, z 24 sierpnia 1991.
Dla Polski jest niezmiernie ważne, aby prezydentem został polityk, który będzie konsekwentnie działał na rzecz umocnienia niepodległości, w tym na rzecz szybkiego członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim i Unii Europejskiej. Starania o to członkostwo będą najważniejszym zadaniem prezydenta w nadchodzącej kadencji. Polityk taki musi być sprawdzonym zwolennikiem opcji europejskiej o udowodnionej umiejętności realizacji swych zamierzeń. Musi posiadać międzynarodowy autorytet. Takim politykiem jest Lech Wałęsa.
Jan Krzysztof Bielecki; Tadeusz Mazowiecki; Andrzej Olechowski; Krzysztof Skubiszewski; Hanna Suchocka
„Gazeta Wyborcza” nr 259, z 7 listopada 1995.
W dniu dzisiejszym od południa zapanuje już przedwyborcza cisza. Ta cisza jest nam potrzebna. Zwłaszcza ostatnie dni kampanii wyborczej upływały na takich atakach, które odwracają uwagę od spraw o wiele ważniejszych.
Wybór nie jest łatwy. Ale to nie oznacza, że można się po prostu od niego uchylić. Także ci, którzy nie pójdą do wyborów lub skreślą obu kandydatów, będą współodpowiedzialni za rezultaty tego wyboru. To jest pierwsza i podstawowa sprawa, którą w tym dniu namysłu warto sobie z całą bezwzględnością uświadomić.
Drugą sprawą, którą dopowiedzieć też trzeba wyraźnie, jest to, że każdy rezultat legalnie przeprowadzonych demokratycznych wyborów musi być uszanowany.
Nie możemy więc iść do tych wyborów z nożem w zębach, ze wzajemną nienawiścią, ale z bardzo jasną świadomością, czego bronimy i czego naprawdę chcemy.
A bronimy i chcemy rzeczy zasadniczych. Bezpieczeństwa zewnętrznego kraju już niepodległego oraz tego, aby rozwój gospodarczy służył wszystkim. Taki był sens przeobrażeń rozpoczętych w 1989 roku.
[...]
Nie byłem nigdy bezkrytyczny wobec Lecha Wałęsy. Ani wtedy, kiedy byłem doradcą "Solidarności", ani wtedy, kiedy byłem premierem, ani też później. A jednak w istniejącej sytuacji wypowiadam się za jego wyborem. [...]
Przy całym krytycyzmie wobec stylu prezydentury Lecha Wałęsy uważam, że trzeba ocenić ją całościowo i oddać mu sprawiedliwość. Był on konsekwentnym rzecznikiem najbardziej zasadniczych spraw narodowych: wyprowadzenia wojsk radzieckich z Polski, kontynuacji reform gospodarczych rozpoczętych przez mój rząd w 1989 roku, wejścia Polski do NATO i Unii Europejskiej.
Polska potrzebuje normalności. Wbrew pozorom i podkreślanym kontrastom osobowości kandydatów, to nie wybór kandydata SLD, lecz wybór kandydata tego obozu, który obalił komunizm w Polsce, może doprowadzić nasz kraj do pełnej normalności. [...]
O pozycji międzynarodowej Polski decyduje konsekwencja w dążeniu do NATO i Unii Europejskiej. Będzie to istotny element prezydentury przez najbliższe pięć lat. Lech Wałęsa wykazał, iż jest w tym dążeniu konsekwentny.
17 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 267, z 17 listopada 1995.
Towarzyszące dziś wielu ludziom zaangażowanym w przemiany 1989 r. poczucie zniechęcenia wynika nie tylko ze świadomości opanowania na dłuższy czas głównych ośrodków władzy przez formację postkomunistyczną, ale i z braku rzeczywistej dla niej alternatywy politycznej. Stało się jasne, że w pojedynkę żadne ugrupowanie polityczne takiej alternatywy dziś nie stworzy. Jest to więc z jednej strony, na krótszą metę, sprawa sojuszów przed wyborami parlamentarnymi. Z drugiej strony – przedmiotem debaty i po lewej, i po prawej stronie opozycji, a także w jej centrum staje się coraz częściej kwestia dalszego kształtowania się sceny politycznej w Polsce. Takiego kształtowania, które nie powinno niszczyć, lecz budować. Takich zmian, które [...] nie odbierają zaufania społecznego.
Określenia – prawica czy lewica – są obecnie w Polsce bardziej oznaczeniem miejsca w geografii politycznej kraju, tak jak się ona ukształtowała, niż zdefiniowaniem programowym. W warunkach europejskich żaden ruch polityczny, który chciał być szeroki, nie dawał się zamknąć wyłącznie na lewicy czy na prawicy. Starał się kierować z centrum bardziej w prawo czy bardziej w lewo. Tylko takie miejsce zapewniało mu szerokość. Warto chyba o tych przykładach pamiętać w debacie, która ma również na celu zastanowienie się nad bardziej długofalowymi zmianami polskiej sceny politycznej.
ok. 1 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 78, z 1 kwietnia 1996.
W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 r. możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o jej losie, my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponadtysiącletniego dorobku, złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie, świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej, pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane, pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność, w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.
Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.
14 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 63, z 15 marca 1997.
Stałem wczoraj wzruszony tą wielką chwilą na stadionie Koszevo, gdy Papież mówił do Sarajewa, do Bośni i Hercegowiny, i kiedy kierował stąd swe słowa także do polityków i ludzi – Europy i świata. Kiedy mówił do tych, którzy tu walczyli i trwali, i także do tych, którzy obserwowali ich tragedię. I kiedy pytał, czy ją naprawdę rozumieli. Może 200 czy 500 metrów stąd jest wielki szpital, w którym byłem jesienią 1992 r. Był wtedy pełen rannych, nieco dalej biegła linia ostrzału, pod którą mnie podprowadzono, by pokazać sąsiadujące ze sobą groby muzułmańskie, katolickie i prawosławne. Pamięci ludziom nikt tu nie odejmie. Ale czy pamięć na zawsze ma dzielić w zastygłej nienawiści? Papież chciał tu być we wrześniu 1994 r. Teraz przyjechał z przesłaniem, które jest dziś nie mniej potrzebne trzem narodom Bośni i Hercegowiny – Bośniakom, Chorwatom i Serbom. Jest to wezwanie do nich, aby postawili wszystko na pojednanie. Papież mówił o odwadze wybaczania i o potrzebie budowania krok po kroku wzajemnego zrozumienia. Słyszałem w tych słowach Papieża także wezwanie do świata, by wiedziano, że wszystko tu jeszcze się tli i może być obrócone na dobre i na złe. Sarajewo jest symbolem kończącego się XX w. Czy będzie symbolem przejścia od nienawiści do pojednania? Czy ten głos zostanie wysłuchany? Tu i wszędzie.
14 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 87, z 14 kwietnia 1997.
Z okazji siedemdziesiątej rocznicy urodzin proszę przyjąć moje najlepsze życzenia - składane z całego serca.
Jest Pan, Panie Pośle, jednym z nielicznych Polaków, któremu tak wielu życzy tak wiele dobrego. Jest Pan człowiekiem, którego niezmiernie szanuję, wysoko cenię i często stawiam sobie i innym za wzór. Móc poznać Pana, pracować z kimś, kto jak Pan tyle dokonał dla ogólnego dobra - to niezwykłe doświadczenie.
Polska i Polacy doskonale znają Pana działalność. Potrafi Pan zawsze talent i mądrość kojarzyć z pracowitością, energią, odwagą i konsekwencją. Był Pan sugestywnym publicystą, konsekwentnym demokratycznym opozycjonistą, rozumnym, odważnym i skutecznym działaczem politycznym, rozważnym negocjatorem losu Polski na dziejowym zakręcie. W niezwykle trudnym momencie politycznego i gospodarczego przełomu przyjął Pan na siebie trud rządzenia krajem.
Świat poznał Pana jako sumiennego i stanowczego sprawozdawcę specjalnego Narodów Zjednoczonych w byłej, ogarniętej tragiczną wojną Jugosławii. Swoim autorytetem - jako Przewodniczący Rady Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego i zdecydowany rzecznik udziału Polski w Unii Europejskiej i NATO - wytrwale zjednuje Pan dla tej idei licznych międzynarodowych sprzymierzeńców.
Ogólny szacunek i podziw wzbudziła Pańska postawa współtwórcy Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, przedstawionej społeczeństwu przez Zgromadzenie Narodowe. Potrafił Pan - wolny od uprzedzeń i nieufności, świadom doniosłości sprawy - stanąć ponad wszystkimi podziałami, aby osiągnąć konieczne porozumienie dla uchwalenia tego historycznego dokumentu.
Całym życiem i publicznym działaniem, podejmowanym z myślą o sprawach ludzi i świata, stworzył Pan, Panie Pośle, swój wizerunek rysowany czysto i wyraźnie. Wizerunek wybitnego humanisty, patrioty i męża stanu. Rzeczpospolita, w uznaniu zasług, nagrodziła Pana swoim najzaszczytniejszym odznaczeniem - Orderem Orła Białego. Świat wielokrotnie uczcił Pana prestiżowymi nagrodami.
Dziś, do serdecznych życzeń najlepszego zdrowia i samej tylko pomyślności, które zewsząd do Pana docierają, pozwalam sobie dołączyć jeszcze jedno, też zresztą powszechnie podzielane. Niech nam Pańska dobroć i mądrość, rozsądek i odwaga towarzyszą długo.
19 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 92, z 19 kwietnia 1997.
Dobrze, że przychodzi do Unii dużo młodych ludzi. Ale musimy sobie i dla nich, i dla nas zadać pytanie, dlaczego się właściwie jest w polityce, a nie na przykład w biznesie.
Mamy dwie skrajne postawy. Z jednej strony upadek tych systemów myślowych, które wieszczyły szczęśliwość świata i które skończyły się Oświęcimiem albo gułagami. Bo uważały, że w wieszczeniu tej szczęśliwości świata wszystko w polityce jest dozwolone, że można uszczęśliwiać ludzi na siłę. Reakcją na to jest inna postawa. Postawa, że świata zmieniać się i tak nie da, wszystko jest grą i w tej grze trzeba mieć tylko mocne łokcie i dobrze się przepychać.
[...] Ciesząc się bardzo z napływu [do UW - red.] młodych ludzi, przestrzegam ich przed wchodzeniem do polityki, jeżeli będą uważać, że polityka jest tylko grą. Bo wtedy lepiej niech idą do biznesu [w przeciwnym razie - red.] zobaczą po pewnym czasie, że zmarnowali swoje własne życie. Tu trzeba o coś walczyć, tu o coś chodzi. Ale również i starszych przestrzegam przed postawą, że troszczy się człowiek tylko o to, żeby z gry nie wypaść. [...] System totalitarny, sposób myślenia totalitarnego upadł, ale na to nie może być receptą, że wszystko jest dozwolone i trzeba się tylko mocno rozpierać w grze. Na to musi być receptą demokratyczne myślenie, że wprawdzie ideału się na tym świecie nie zbuduje, nie ma idealnego ustroju, demokracja też nie jest idealnym ustrojem, ale świat zmieniać można i polepszać go można.
ok. 3 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 52, z 3 marca 1998.
Musimy zaawansować realizowanie państwa obywatelskiego. A więc nie państwa, w którym odbywają się te międzypartyjne spory, kto więcej dla swojej partii uzyska, ale państwa obywatelskiego, w którym ludzie mieliby poczucie, że nie ma ciągle tego podziału „my – oni” i że jest to państwo nasze, własne, państwo wszystkich obywateli. Że umacnia się to, że nadrzędnym kryterium obsadzania stanowisk jest stosunek do państwa, a nie kryterium interesu partyjnego. [...]
Myślę, że niedobrze się stało, że przy projekcie decentralizacji państwa, projekcie dalszej reformy samorządowej rząd nie przedstawił od razu pewnych, jasnych kryteriów podziału, i że nie przedstawił koncepcji decentralizacji kompetencyjnej i finansowej państwa. Wtedy ta dyskusja z punktu widzenia każdego obywatela byłaby bardziej przejrzysta i nie byłaby tylko sporem o ilość województw. Reguły rozwoju gospodarki, to mogą być tylko reguły gospodarki wolnorynkowej. Ale problemy społeczne automatycznie się nie rozwiązują. Problemy ludzi odrzuconych stają się materiałem wybuchowym w wielu państwach, społeczeństwach, w Europie i u nas po tym procesie transformacji stają się też materiałem wybuchowym.
W przyszłym roku będzie dziesięć lat, od czasu kiedy zainaugurowaliśmy przemiany. Dla mnie ciężkim problemem było wtedy podejmowanie decyzji, o których wiedziałem, że koszta transformacji będą wielkie. Liczyłem zawsze na to, że te koszta transformacji zrównoważymy wyrazistym programem, który podejmuje sprawę tych ludzi, którzy nie zyskali na transformacji. Ich po prostu tak zostawić nie można.
ok. 3 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 52, z 3 marca 1998.
Wielki problem, którego tu nie podjęto, to są konsekwencje naszego wchodzenia do Unii Europejskiej. (...) Ten dialog będzie się toczył nie tylko w negocjacjach, on będzie się może nawet przede wszystkim toczył w Polsce. Żebyśmy zrozumieli, jak skomplikowany, jak trudny to jest proces. Żebyśmy nie ulegali wyimaginowanym lękom, a równocześnie zrozumieli, że to musi przestawić pewien sposób myślenia: w sprawach suwerenności, że wchodzimy w szerszą suwerenność. Dlatego my nie możemy unikać dyskusji jaka Unia, jaki ma być jej kształt i nie możemy unikać dyskusji o konsekwencjach społecznych, które będą nie tylko korzystne.
ok. 3 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 52, z 3 marca 1998.
Magnificencjo, panie rektorze, dostojny Senacie, szanowni państwo. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że Polska zawsze była w Europie. Ani w czasie 120 lat rozbiorów, ani w czasie pojałtańskiego podziału w Europie, Polacy nie stracili poczucia przynależności do cywilizacji zachodnioeuropejskiej.
[...] Po 1989 r. mówi się często o naszym powrocie do Europy. Sam, przemawiając jako premier w Radzie Europy, użyłem określenia, że raczej mówić trzeba o odrodzeniu w jedności europejskiej niż o naszym powrocie, bo w Europie byliśmy zawsze duchowo. Było dla mnie czymś niezmiernie zaszczytnym i zastanawiającym, że w 1991 r. podczas swej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II nawiązał do słów wypowiedzianych przez polskiego premiera w Radzie Europy i podkreślał właśnie to, że nie jesteśmy tutaj od dziś. [...]
Różne były formy i różne są formy drogi do tego, co nazywa się integracją europejską. Rzecz jasna najważniejszym elementem tego procesu jest rozszerzanie Unii Europejskiej. [...] Rozszerzenie Unii Europejskiej na kraje Europy Środkowowschodniej nie jest zwykłym poszerzeniem, takim jakim ta Unia podlegała dotychczas. Jego wymiar polityczny i moralny jest szerszy niż wymiar ekonomiczny, bo jest właśnie odbudową jedności europejskiej.
[...] Celem polityki polskiej jest zmiana geopolitycznej, cywilizacyjnej sytuacji Polski. Wejście do Unii Europejskiej, tak jak wejście do NATO, jest środkiem, a nie celem.
16 stycznia
„Gazeta Wyborcza” Katowice, nr 13, wydanie z dnia 16 stycznia 1999.
Nie wierzę w takie Stany Zjednoczone Europy jak Stany Zjednoczone Ameryki. Europa jest tworem zbyt skomplikowanym. Nie wierzę w to, [aby] Francuzi wyzbyli się swoich zainteresowań, szczególnie Afryką, aby Hiszpanie wyzbyli się swoich zainteresowań Ameryką łacińską, a jednak te szczególne zainteresowania nie powinny uniemożliwiać ściślejszej i lepszej współpracy europejskiej.
Unia to nie jest zwykły sojusz międzypaństwowy, ale moim zdaniem długo Unia nie będzie zastąpieniem państw narodowych. I wniosek z tego dla mnie jest jeden, na tym chciałbym zakończyć. Musimy sobie uświadomić, jaka jest nasza ambicja. Czy chodzi nam tylko o to, żeby się dostać do Unii Europejskiej i gdzieś tam w niej być, czy też o to, by w przyszłości móc o rozwoju tej Unii współstanowić. Opowiadam się tylko za tym drugim. Tylko wtedy warto nam do Unii iść.
ok. 16 stycznia
„Gazeta Wyborcza” Katowice nr 13, z 16 stycznia 1999.
Rok 1989 był przełomowym w powojennej historii naszego kraju, Europy i świata. Był końcem ponad 40-letniego okresu podziałów i początkiem tworzenia nowych jakości. Dla Polski był rokiem odzyskania pełnej suwerenności i możliwości stanowienia Narodu o własnym losie. Dla Europy i świata – końcem zimnej wojny, który dał możliwość nawiązania nowych stosunków w duchu współpracy. Był to „Czas wielkiej zmiany”.
W 1989 roku odbyły się w Polsce wybory do Sejmu i Senatu, w których Naród po raz pierwszy od II wojny światowej mógł rzeczywiście wybierać swoich przedstawicieli. Wybory czerwcowe, choć nie były jeszcze w pełni demokratyczne, zasadniczo zmieniły sytuację polityczną kraju. Były one pierwszym krokiem ku wolności. Wybory czerwcowe położyły podwaliny pod państwo prawa i gospodarkę rynkową. Z tych wyborów wywodził się pierwszy od ponad 40 lat niekomunistyczny rząd w Europie Środkowo-Wschodniej, którym miałem zaszczyt kierować. Od wyborów czerwcowych minęło już dziesięć lat. Czas zaciera w naszej pamięci tamte wydarzenia. Wielkość i waga spraw, które w tym dziesięcioleciu miały miejsce, również oddalają owe pierwsze chwile wolności. Warto je wspominać i przypominać, abyśmy wiedzieli, z jakim trudem Polacy budowali demokrację.
Wszystkim zwiedzającym tę wystawę chciałbym zostawić przesłanie – fragment mojego expose – „Pragniemy godnie żyć w suwerennym, demokratycznym i praworządnym państwie, które wszyscy – bez względu na światopogląd, ideowe i polityczne zróżnicowanie – mogliby uważać za państwo własne”.
Warszawa, 4 czerwca
„Gazeta Wyborcza” Zielona Góra nr 130, z 7 czerwca 1999.
Polska nie może i nie chce pozostawić naszego rolnictwa na boku w negocjacjach z Unią Europejską. Ale z równą siłą chcemy podtrzymywać datę naszego wejścia do UE – 1 stycznia 2003 roku. Są dwa zadania: objęcie polskiego rolnictwa unijnym programem rolnym i ta data wejścia do UE. Walczymy o jedno i drugie.
„Gazeta Wyborcza” nr 165, z 17 lipca 1999.
Kiedy przed 10 laty 12 września, a był to dzień tak samo piękny i słoneczny jak dziś, przedstawiałem w Sejmie program i skład rządu, miałem świadomość tej chwili i jej znaczenia. [...]
Przychodziliśmy z „Solidarności”, wielkiego ruchu społecznego, który od pamiętnego sierpnia 1980 r. upominał się o zasadniczą reformę państwa, o przywrócenie społeczeństwu podmiotowości, o podstawowe swobody i prawa obywatelskie. Przychodziliśmy z ruchu, którego determinacja i pokojowa walka toczona pod przewodnictwem Lecha Wałęsy do tej historycznej chwili doprowadziły [...]. Skład rządu, który został przeze mnie utworzony, odzwierciedlał wszystkie główne siły polityczne reprezentowane w parlamencie, wyłonione w czerwcowych wyborach z istotnym udziałem w tym rządzie także przedstawicieli PZPR, co oznaczało przejście w nowy okres historii kraju na mocy porozumienia i z gotowością wspólnego rozwiązywania problemów. Było rzeczą niełatwą, aby ludzie przychodzący z tak różnych stron umieli ze sobą współdziałać. Znaliśmy uwarunkowania tego układu i tego czasu. Główny wszakże ton i kierunek naszym działaniom nadawało wielkie oczekiwanie narodu na zasadnicze zmiany. Od pierwszej chwili byliśmy zdecydowani demontować elementy ustroju niedemokratycznego. Wiedzieliśmy również, że naszym zadaniem jest to, aby decyzje dotyczące państwa polskiego zapadały tylko i wyłącznie w Polsce. [...]
Można było żywić obawy, czy międzynarodowa koniunktura okaże się stabilna, czy nie nastąpi niekorzystny zwrot. Nikt wówczas nie mógł przewidzieć, jak ogromne tempo i głębokość osiągną zmiany w Europie Środkowej. Przemiany w Polsce wpłynęły na społeczeństwa sąsiednich krajów, zachęcając je do upomnienia się o prawo do wolności. [...]
Wokół oceny tego, co udało nam się wtedy w 1989 i 1990 r. zrobić, toczą się dziś spory. Nie chcę ich tu przywoływać. Niech ten dzisiejszy dzień będzie raczej dniem święta niż okazją do sporów. Święta, którego nam wtedy zabrakło.
[...]
Na koniec chciałbym zwrócić się do obecnej tu młodzieży i w ogóle do pokolenia już III Rzeczypospolitej. Chciałbym, aby data 12 września 1989 r. kojarzyła się wam z tym wszystkim, co było w tym trudnym, ale i pięknym czasie naprawdę wielkie. Mówił w czerwcu Ojciec Święty Jan Paweł II: „Mamy za co dziękować Panu Historii”.
Warszawa, 12 września
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 1999.
Uważamy, że proces dostosowawczy w zakresie legislacji przebiega dość wolno. Czy jako przewodniczący sejmowej komisji czuję się za to odpowiedzialny? W jakimś stopniu tak, ale to głównie sprawa rządu, że jest pewne opóźnienie. Będziemy naciskać na rząd, parlament czeka na projekty. Ale z opóźnienia nie robiłbym tragedii: wszystko jest do uzupełnienia.
„Gazeta Wyborcza” nr 241, z 14 października 1999.
Uderza mnie spore falowanie nastrojów społecznych pomiędzy czerwcem a październikiem '99. Nic strasznego się w tym czasie w stosunkach między Polską a Unią Europejską nie stało. Sądzę więc, że jest to skutek ogólnego pogorszenia się nastrojów społecznych w tym czasie. Wśród przeciwników integracji zwiększył się odsetek osób przekonanych, że wielkie reformy przeprowadzane ostatnio w Polsce są narzucane nam przez Unię. Ludzie ci nie dostrzegają, że te reformy Polska musiała wprowadzić, lecz obarczają Unię odpowiedzialnością za trudności, jakich doznali w związku z nimi.
Potrzebna jest nam lepsza, systematyczniejsza i bardziej zrównoważona polityka informacyjna i rządu, i samych mediów. Gdy niedawno media opisywały nasze stanowisko w sprawie sprzedaży ziemi cudzoziemcom [Polska chce 18-letniego okresu przejściowego na sprzedaż ziemi cudzoziemcom - red.] i stanowisko UE w tej sprawie, podawane to było tak, jakby Unia odrzuciła nasze stanowisko. A tymczasem i my, i Unia tylko określiliśmy nasze wyjściowe pozycje. Negocjacje w tej sprawie są przed nami. O tym trzeba precyzyjnie informować.
Z badań wynika, że zwiększyły się obawy przed integracją z Unią, ponieważ ludzie boją się gwałtownych zmian, a wiążą je z integracją. Tymczasem będzie to dokonywane stopniowo, nie szokowo. To też trzeba wyjaśniać.
19 października
„Gazeta Wyborcza” nr 245, z 19 października 1999.
Mówi się o niebezpieczeństwie utrwalania się podziału na dwie Polski: Polskę ludzi wygranych w procesie transformacji i Polskę ludzi porzuconych, zostawionych samym sobie.
[...] Nie potrzeba badań socjologicznych, by wiedzieć, że w Polsce istnieją strefy biedy i duże grupy ludzi, o których można powiedzieć, że nie są włączeni w proces cywilizacyjnego rozwoju. Nie potrzeba badań, by wiedzieć, jak jaskrawo odmienne szanse mają w nauce dzieci wiejskie czy dzieci z małych miast w stosunku do dzieci zamieszkałych w dużych ośrodkach.
Porzuceni czy wykluczeni u nas to efekt uboczny transformacji. Jednak problem wykluczenia czy marginalizacji słabszych związany jest z samym charakterem gospodarki wolnorynkowej czy - jak kto woli - kapitalizmu. Wraz z upadkiem komunizmu odeszliśmy od mitu, że istnieje idealny ustrój polityczny czy gospodarczy. Wiemy, że demokracja, zgodnie ze słynnym powiedzeniem Churchilla, jest złym ustrojem, ale nikt lepszego nie wymyślił. To samo - parafrazując - można by powiedzieć o kapitalizmie, czyli gospodarce wolnorynkowej. Dlatego i demokracja, i gospodarka rynkowa wymagają nieustannej korekty, bez której utrwalają się zagrożenia spójności społecznej mogące powodować nawet wybuchy. Inaczej mówiąc, między rozwojem gospodarczym a rozwojem społecznym istnieje współzależność. Może być ona złamana w ustroju dyktatorskim, który praktykuje wolnorynkową gospodarkę. W ustroju demokratycznym trzeba zaś nieustannie równoważyć aspekty gospodarcze i społeczne. Rynek nie reguluje wszystkiego.
[...]
Społeczna gospodarka rynkowa to gospodarka łącząca zasadę osobistej wolności wszystkich obywateli z odpowiedzialnością za powszechny dobrobyt. Bez korygowania nierówności szans nie jest możliwa spójność społeczna, a bez tego może dochodzić do groźnych wybuchów społecznych. Przede wszystkim chodzi o równość szans w zakresie oświaty, zdrowia, opieki zdrowotnej. Myślę również, że zwracanie uwagi na równoważenie problemów społecznych i gospodarczych może mieć w kraju transformacji, w kraju budującym nową etykę pracy i nową etykę pracodawców, wpływ na to, aby zasadą tej etyki była solidarność. Jest to, najogólniej mówiąc, gospodarka nazywana przez niektórych przyjazną ludziom.
8 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 90, z 15 kwietnia 2000.
Lech Wałęsa jest postacią należącą do historii - Polski, Europy, świata. [...] Stawianie go pod pręgierzem odczuwam jako destrukcję Sierpnia i „Solidarności”. Co gorsza, dzieje się to właśnie teraz, gdy chcemy uroczyście obchodzić 20. rocznicę Porozumień Sierpniowych.
Lustracja miała być cywilizowana. Okoliczności, w jakich przebiega lustrowanie byłego prezydenta i w jakich przystąpiono do lustrowania obecnego prezydenta, potwierdzają racje tych, którzy wyrażali obawę, że sama ustawa nie zapewni uczciwej atmosfery procesu lustracyjnego. Mam nadzieję, że sąd wykaże, iż nie ma z tymi niepokojami nic wspólnego.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Podobało mi się przemówienie Lecha Wałęsy, a zwłaszcza ton jego wypowiedzi. Oby tak już pozostało. Żałuję, że dziś nie mogą obok nas stać również Andrzej Gwiazda i Anna Walentynowicz.
Być może byłoby lepiej, gdyby ta rocznica była świętem państwowym z udziałem prezydenta. Bogdan Lis ma taką nadzieję na dwudziestopięciolecie.
„Gazeta Wyborcza” nr 202, wydanie z dnia 30 sierpnia 2000.
W ciągu ostatniej dekady dokonywał się [...] proces wchodzenia naszych krajów do instytucji europejskich. Nie był to powrót do Europy, ponieważ duchowo byliśmy w niej zawsze, lecz proces poszerzania tych instytucji. Najważniejszym jego składnikiem jest dziś wejście naszych państw do Unii Europejskiej. Nie jest to tylko - jak często się mówi - proces rozszerzenia Unii na Wschód, lecz proces odbudowy jedności europejskiej. Po zakończeniu militarnego i politycznego podziału Europy jest to proces przezwyciężania różnic cywilizacyjnego rozwoju, otwierający i naszym krajom, i całej Europie nową szansę.
Debata dotycząca wizji przyszłości Unii, jaka się dziś toczy, ma wielką wagę. Powstaje pytanie: czy idziemy ku nowemu superpaństwu – co w Europie wydaje się niemożliwe - czy też jest to zupełnie nowy, wytworzony w Europie rodzaj współdziałania państw i społeczeństw, którego charakteru nie potrafimy jeszcze zdefiniować. Unia potrzebuje zapewnienia większej skuteczności swym instytucjom, ale rozwijała się ona pragmatycznie, i tak zapewne pozostanie. Zróżnicowanie krajów europejskich, ich tradycji i zainteresowań mogą pozostać nie słabością, ale bogactwem tego związku państw i społeczeństw.
Unia Europejska, nawet po wejściu do niej naszych krajów, nie obejmie całej Europy od Atlantyku po Ural. Procesy demokratyzujące Rosję czy utrwalające państwowość Ukrainy będą miały istotne znaczenie dla przyszłego obrazu całej Europy. Wedle określenia Papieża Europa oddychać musi swymi obydwoma płucami - zachodnim i wschodnim. Ma to doniosłe znaczenie tak dla jej duchowego rozwoju, jak i dla stabilizacji pokoju i demokracji.
Rzym, 25 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 293, z 16 grudnia 2000.