Niżej podpisani, powołujemy do życia Towarzystwo Kursów Naukowych. Inicjatywą tą pragniemy wyjść naprzeciw dążeniom do poszerzenia, wzbogacania i uzupełniania wiedzy, które ożywiły się od pewnego czasu w kręgach młodzieży studenckiej i młodej inteligencji w Polsce. Dążenia te są szczególnie żywe w zakresie nauk społecznych i humanistycznych. Rodzi się potrzeba rozumienia epoki i społeczeństwa, w którym żyjemy, oraz chęć pogłębiania własnej samowiedzy.
Warszawa, 22 stycznia
Źródła do dziejów Polski w XIX i XX wieku. Lata 1956-1989, t. VI, cz. I, wybór tekstów źródłowych: Adam Koseski, Józef Ryszard Szaflik, Romuald Turkowski, Pułtusk 2004.
W styczniu 1978 A[dam] Michnik i J[acek] Kuroń zaproponowali innym „Graczom” stworzenie tzw. Towarzystwa Kursów Naukowych. Według Michnika, Towarzystwo to skupiałoby zespół światłych ludzi: pisarzy, artystów, naukowców. [...] Wydaje się celowym przekazanie sugestii czynnikom polityczno-administracyjnym [co do] przygotowania odpowiednich osób ― dyskutantów ― z aktywu SZSP i młodej kadry naukowo-dydaktycznej, absolwentów wyższych uczelni i kierowanie ich na zajęcia nielegalne w celu dyskusji, wychwytywania błędów merytorycznych i historycznych i przedstawiania tych spraw zebranym, co ośmieszać będzie wykładowców Lat[ającego] Uniw[ersytetu] i kompromitować w oczach zebranych, a także „zabierze czas”.
Warszawa, 29 stycznia
Kryptonim „Pegaz”. Służba Bezpieczeństwa wobec Towarzystwa Kursów Naukowych 1978–1980, wybór, wstęp i oprac. Łukasz Kamiński, Grzegorz Waligóra, Warszawa 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Na czym polega zaleta owych kursów? Jak przypuszczam, na tym, że do obiegu wiadomości, informacji i do relacji wychowawczych, całkowicie u nas zbiurokratyzowanych, został wprowadzony nowy czynnik ― czynnik swobody ― i nowa wartość wychowawcza ― wolność ― wolność słuchacza i wolność wykładowcy. W tych kursach nie chodzi o to, czego się tam ludzie dowiedzą, czego się nauczą, i dlatego nie o ich stronę rzeczową, dydaktyczną, merytoryczną martwić się trzeba; chodzi o to, aby student i wykładowca spotkali się z sobą na płaszczyźnie obopólnego, wzajemnego zaciekawienia ― zaciekawienia osobowego, nie przedmiotowego. Płaszczyzna ta została zupełnie wyeliminowana z państwowych uniwersytetów.
Warszawa, 15 lutego
Andrzej Kijowski, Dziennik 1978–1985, wybór i oprac. tekstu Kazimiera Kijowska i Jan Błoński, Kraków 1999, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Adama nie dopuszczono na salę odczytową. Przedtem z inspiracji Jacka Kuronia wykład nagrano na taśmę. Maciek Rayzacher, kołując obserwatorów, dotarł do lokalu, w którym zebrało się 128 osób. Odegrano im z taśmy całą prelekcję Adama. Bez żadnych zakłóceń.
Warszawa, 22 lutego
Marian Brandys, Dziennik 1978, Warszawa 1997, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Tata mój [...] tego dnia poczuł się wyjątkowo źle. Stary już był i chory na serce. [...] Napisałem na kartce, że przepraszam, odwołuję wykład ze względu na stan zdrowia ojca. [...] Za moment ktoś dał znać, że idzie bojówka. Przez drzwi tłumaczyłem, że wykładu nie ma [...]. Wydawało mi się, że odeszli. W chwilę później przyszedł Henio Wujec. [...]
Otworzyłem, a wtedy oni runęli z góry [...]. Nie zdążyłem wciągnąć Henia. [...] Posłyszałem, że go biją, więc wybiegłem na klatkę. Wtargnęli do środka, a ja stałem przyciśnięty do ściany i histerycznym głosem wołałem: „Ludzie, ludzie, mój ojciec umiera!”.
Widziałem, jak tłukli Henia, jak zalewa go krew, jak głowa jego odbija się po schodach, po których go ciągnęli, aż wreszcie, jak rzucają go w śnieg. Byłem pewny, że już nie żyje. [...] A potem wbiegam do środka i widzę, jak katują mi syna.
Warszawa, 21 marca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” dalszy ciąg, Londyn 1991.
Mój syn stał w drzwiach. Widziałam, jak biją go w twarz i głowę. Z płaczem błagałam, by odeszli, bo awantura grozi życiu ojca. Podchodziłam do różnych osób, pytałam, dlaczego to robią — czy chcą mieć na sumieniu śmierć człowieka? [...]
Niektórzy ubliżali mi ordynarnie, grożąc ucięciem rąk, powyrywaniem paznokci, mówiono do mnie: „Ty stara kurwo”. Byłam bita po rękach; obie ręce wykręcono mi do tyłu, stojący za mną mężczyźni bili ciosami karate po ramionach i przedramionach. Apelowałam do mocno zbudowanego, barczystego blondyna, w pseudowojskowej kurtce, włóczkowej czapeczce, naciągniętej aż po oczy, i w czarnych rękawiczkach. W odpowiedzi chwycił mnie za szyję pod uszami i podniósł do góry, a wtedy ktoś inny uderzył go mocno po rękach i zawołał: „Precz!”. Napastnik puścił mnie. Widocznie interweniujący uznał, że zachodzi niebezpieczeństwo śmierci.
Warszawa, 21 marca
Andrzej Kaczyński, Gaja, „Rzeczpospolita” nr 272, z 22 listopada 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Przywódca grupy, która zerwała wykład u Kuronia, niejaki Jerzy Folcik, przed 1 maja otrzymał legitymację partyjną, którą przed kamerami telewizyjnymi wręczył mu osobiście Edward Gierek. Pozostaje pytanie: czy wiedział, że Folcik był w mieszkaniu Kuronia?
Warszawa, 30 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
O co chodzi Mazowieckiemu? Czy o radykalizm Jacka, który uważa za zagrażający państwu, czy również o oczyszczenie pola dla katolików i Kościoła w nowych związkach? [...]
Wieczorem spotkanie u Kowalika części rady programowej TKN. Obecni: Geremek, Wolicki, historyk Adam Kersten, Jedlicki, Kowalik i ja.
Najpierw rozmawialiśmy o kłopotach finansowych TKN, a potem [...] o nadchodzącym roku akademickim i wrzeniu, które narasta wśród studentów. TKN stara się je kanalizować, by studenci wygrali to, co jest do wygrania, a nie zaszkodzili sprawie ogólnokrajowej. [...]
Potem rozmawiamy o Gdańsku. W prezydium MKZ, na którym dyskutowano projekt statutu, uczestniczył przedstawiciel wojewody. Dziwi nas, dlaczego oni się zgodzili na precedensową obecność przedstawiciela rządu przy dyskutowaniu wewnętrznych spraw Związku. W dyskusji odrzucono formułę NSZZ — Związek Wybrzeża. Andrzej Gwiazda, jeden z głównych przywódców strajku sierpniowego, powiedział, że Wybrzeże to pas nadmorski o szerokości ośmiuset kilometrów, ciągnący się od Gdańska do Szczecina, czyli cały kraj. Wprowadzili też rozdział o strajku, a ponadto jakieś sugestie Prymasa, które przywiózł Romuald Kukołowicz.
14 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Szanowny Laureacie,
Drogi Panie Władysławie,
Proszę przyjąć moje najserdeczniejsze gratulacje z powodu wyróżnienia Pana doktoratem honorowym Uniwersytetu Wrocławskiego. Właściwie zastanawiam się, czy należy gratulować rzeczy, które się słusznie należą. Jest Pan taką osobą, której należy się to jak najbardziej. Pański życiorys dostarcza materiału na co najmniej cztery takie doktoraty.
Pierwszy, jako działaczowi społecznemu: temu, który jako dwudziestolatek zakładał „Żegotę”, a jako pięćdziesięciolatek zakładał Towarzystwo Kursów Naukowych. Delegatura Rządu i mikołajczykowskie PSL, opozycja demokratyczna i NSZZ „Solidarność” – nikt nie może powiedzieć, że szedł Pan z prądem. Ale też płacił Pan za to swoją cenę – od Oświęcimia po Koszykową i peerelowski Gułag oraz później ośrodek internowania. Był Pan nieugięty. Liczbę organizacji społecznych, którym oddał Pan swój czas i niespożytą energię, można by ciągnąć w nieskończoność.
Drugi, jako historykowi. Dorobek Pański w dziedzinie historii najnowszej, a specjalnie lat wojny i okupacji, należy przecież do najbogatszych. Szczególnie Warszawa ma wiele Panu do zawdzięczenia. Jest Pan autorem ponad 30 książek. Pańskie prace są niezastąpionym źródłem dla przyszłych pokoleń. Także tych, które kształcił Pan na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i wielu innych uczelniach europejskich i Stanów Zjednoczonych.
Trzeci zaś jako dziennikarzowi. Od „Prawdy Młodych” przez Biuro Informacji i Propagandy KG AK i „Gazetę Ludową” do „Tygodnika Powszechnego”. Ten szlak pokazywał, że wolnym dziennikarzem można pozostawać w każdych warunkach, że wolność zależy od człowieka – od jego wymiaru.
Czwarty zaś jako dyplomacie. Jako Ministrowi Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej i jako Jej ambasadorowi w Wiedniu. Ale nade wszystko jako ambasadorowi zbliżenia narodów, pokonywania uprzedzeń i poznawania się ludzi. Nie wymagało to żadnych listów uwierzytelniających, a trudził się tym Pan przez całe życie.
Te cztery powody są główne, ale przecież nie jedyne. Panu nie ma co gratulować, Pana należy podziwiać. Proszę przyjąć moje najszczersze wyrazy podziwu. Gratulacje należą się Senatowi Uniwersytetu Wrocławskiego, że tak słusznego dokonał wyboru. Fakt, że to jest właśnie Uniwersytet Wrocławski, wydaje się symboliczny. Tradycja lwowska łączy się tu bowiem z zachodnią.
Panu – wyrazy podziwu, Rektorowi i Senatowi Uniwersytetu – gratulacje
Przesyła
Lech Wałęsa
„Gazeta Wyborcza” nr 290, 13 grudnia 1996.