Punktualnie o godzinie 12 na czele tego oddziału weszliśmy do Komendy Miasta, internując znajdującego się tam i mocno zdziwionego naszym nocnym najściem komendanta miasta, generała Zawadzkiego.
Od tej chwili aż do aresztowania generała Szeptyckiego akcja potoczyła się sprawnie, z nieznacznymi tylko niespodziankami, budząc podziw dla jej wykonawców.
Pierwszy telefon zawiadomił, że grupa posłana po Moraczewskiego i Wasilewskiego nie musiała się trudzić do ich mieszkań, gdyż wprost z Belwederu, gdzie byli na obradach, odwieziono ich na punkt zborny do garażu wojskowego przy ul. Al. Jerozolimskie. [...]
Najwięcej komizmu było z aresztowaniem ministra spraw wewnętrznych [Thugutta], który na dobrą sprawę, gdyby miał w swych rękach należycie zorganizowaną służbę bezpieczeństwa, winien był nas uprzedzić, likwidując przed czasem zamach, o którym głośno mówiła cała Warszawa. Po Thugutta posłano zbyt gorących chłopców. Kiedy Thugutt otworzył im drzwi z łańcucha, jeden z nich, mimo wyraźnego zakazu, widząc broń w ręku ministra, nie wytrzymał i „kropnął”. Podobno pan minister upadł. Przypuszczając, że Thugutt został zabity, złożyli odpowiedni raport w Komendzie Miasta.
Tymczasem, dzięki opanowaniu centrali telefonicznej, skierowano do nas, zamiast do komendy milicji ludowej telefon Thugutta, który informował o napadzie. W lot zorientowawszy się w sytuacji, odpowiedzieliśmy, iż rzeczywiście na mieście wynikły zamieszki, które są już na zlikwidowaniu. Poprosiliśmy pana ministra o przyjazd na Komendę, motywując naszą prośbę obecnością niektórych jego kolegów. Wkrótce przybył posłanym w tym celu samochodem pan minister i zdumiał, znalazłszy się między nami, a w parę minut później w otoczeniu swych kolegów na punkcie zbornym.
Warszawa, 5 stycznia
Tadeusz Dymowski, Moich 10 lat w Polsce Odrodzonej, Warszawa 1928.
Herbata urządzona przez [Jędrzeja] Moraczewskiego w mieszkaniu [Bogusława] Miedzińskiego — dla zetknięcia się z Piłsudskim i wysłuchania jego poglądu na obecny stosunek do Rosji i na sprawę organizacji najwyższych władz wojskowych, inaczej mówiąc — miał Piłsudski zakomunikować warunki, pod którymi wróciłby do wojska. [...]
Rozmowę inicjuje Artur Śliwiński: „W wojsku niedobrze, wszyscy tęsknią za Komendantem...”. Piłsudski: „Wojsko, wojsko! Panowie posłowie, gracie wojskiem w futbol, robicie gole, a za bramkę służy wam najczęściej Józef Piłsudski; a Józef Piłsudski nie kopie piłki, tylko w zęby, w zęby...!”. Konsternacja!
[...] Na wyraźne i brutalne zapytanie [Stanisława] Thugutta, jakie warunki stawia, żeby objąć Naczelne Dowództwo, wręcz odmówił odpowiedzi. Natomiast zapoczątkował dyskusję na temat Sejmu [...]. Pogadanka dość wymuszona na temat parlamentaryzmu ciągnęła się do godziny 1.00 w nocy, a do tematu, dla którego zebranie było zaproszone, nie doszło. „Komendant musi się rozgadać” — mówili bliscy. Wyszedłem po godzinie 1.00, a Komendant nie mógł się rozgadać do godziny 4.00 rano [...].
Pozostało u wszystkich dużo niesmaku i przykrości. Przykro jest patrzeć z bliska na kończenie się człowieka wybitnego, na to, jak się sam obdziera z blasku, w którym winien wejść do historii.
Warszawa, 2 lutego
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.