Stwierdzić chcielibyśmy to cośmy mówili już niejednokrotnie, że dotychczas mimo wszystko, co się robi i co się mówi, wiele organów władzy nie tylko nie uważa za stosowne zmienić swego postępowania na lepsze, lecz rozzuchwalając się, postępowanie wobec ludności w wielu wypadkach zmieniło na gorsze. Podwładne organy władz, mam tu na myśli służbę bezpieczeństwa, doprowadzają bardzo często do tego, że tej władzy trzeba się strzec, że trzeba przed nią uciekać, trzeba się mieć na ostrożności. Nie chcę uogólniać tego faktu, ale przywodzę to na pamięć, że nie dalej jak dwa tygodnie temu w okolicy Brzeska nie kto inny obrabował wracających z jarmarku kupców, jak służba bezpieczeństwa. Ta sama służba, która miała na celu do rabunku nie dopuścić, sama się tego dopuściła, przykładając karabiny do głowy napadniętym. Ta sam służba bezpieczeństwa umiała nie dopuścić do odbycia zebrania poselskiego, zabraniając poinformowania obywateli o tym, co się dzieje w państwie. Ta sama służba bezpieczeństwa zamiast dawać ochronę opłacającym podatki obywatelom, którzy się powinni cieszyć wolnością w państwie, dopuszcza się gwałtu i kradzieży Śledztwo wykryje, kto to był, ale czy tak, czy inaczej, demoralizacja poszła tak daleko, że dzisiaj każdy obywatel patrzy na te organy, które mają inne zadanie, niż dopuszczanie się podobnych czynów jak na dziwowisko.
Warszawa, 3 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Służba Bezpieczeństwa, pod pozorem napicia się wody, wtargnęła przez zakrystię, a później przez furtę na teren klasztoru. Kościół i klasztor obstawiono milicją. Zakonników zgromadzono w jednej z sal, spisano ich personalia. Jednocześnie inni urzędnicy nakłaniali przeora, by przekonał zgromadzenie do dobrowolnego opuszczenia klasztoru. Po zdecydowanym proteście wspólnoty zakonnej, zarządzono pakowanie pojedynczo zakonników pod nadzorem straży, pozwolono im zabrać tylko rzeczy osobiste.
O godzinie 1.30 w nocy pod eskortą Służby Bezpieczeństwa załadowano zakonników na samochód ciężarowy. [...] Na protesty ojców groźnie odpowiadano: mieliście możność jechać, gdzie wam się podobało, teraz my was powieziemy, gdzie będziemy chcieli. [...]
Bezpośrednio po wywiezieniu zakonników przystąpiono do zamurowywania wszelkich przejść do kościoła.
Przemyśl, 14 lipca
Praca Moniki Kołodziej i Kingi Pasierbskiej na konkurs Historii Bliskiej Ośrodka KARTA, Spory o pamięć, „Karta” nr 43.
Zespół Piwnica pod Baranami to zespół ludzi bliżej nie określony, przeważnie składający się z młodzieży artystycznej i nie tylko studentów. Piwnica nie jest nigdzie rejestrowana, nie wiadomo, czy jakakolwiek organizacja ma na to wpływ, program ich w zasadzie składa się ze słowa pisanego, literaci, plastycy itp. Spośród działaczy wyróżniają się tam Olczakówna [Joanna Olczak] studentka UJ, Piotr Skrzynecki absolwent UJ, był tam też Chromy Bronisław ASP, obecnie pracownik Wydawnictwa Artystyczno-Graficznego, członkiem jest również student SP F. Bielecki i inni, jednak wydaje mi się, iż obecnie grupa ta poza spotkaniem w bufecie nie przejawia większej działalności ze względu na brak podstaw prawnych czy też mecenatu z ramienia jakiejś instytucji. Nie wiadomo tylko, kto wydał zezwolenie na pieczątkę, którą posiadają, o brzmieniu mnie[j] więcej takim:
Klub Młodzieży Artystycznej „Piwnica pod Baranami”.
Kraków, 16 grudnia
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Reasumując całokształt pracy Służby Bezpieczeństwa w okresie kampanii wyborczej należy ocenić, że z postawionych przed nią zadań wywiązała się zadowalająco. [...] W rezultacie uaktywnionej pracy operacyjnej jednostki Służby Bezpieczeństwa znacznie pogłębiły dotychczasowe operacyjne rozpoznanie antysocjalistycznych i reakcyjnych środowisk, grup i osób w terenie. Szereg spraw ewidencyjno-operacyjnych na skutek tego rozpoznania zostało pogłębionych i zaktualizowanych.
W wyniku rozeznania Służba Bezpieczeństwa udostępniła instancjom partyjnym szeroką informację dotyczącą zamierzeń i poczynań różnych wrogich i warcholskich elementów, skierowanych przeciwko partii i programowi FJN w kampanii wyborczej. Na podstawie tych informacji instancje partyjne udaremniły w znacznym stopniu przeforsowanie do rad narodowych kandydatów o wrogiej postawie politycznej wysuwanych przez różne elementy reakcyjne.
Warszawa, 12 marca
„Rocznik Historyczny Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego”, 2001, nr 17.
[Jan Krzysztof] Kelus jest nienormalnie podejrzliwy, według jego poglądów połowa społeczeństwa to agenci Służby Bezpieczeństwa, wszędzie są układane gry. Dlatego rozmowy z nim, aczkolwiek już nieco głębsze, muszą być prowadzone na wpół żartobliwie.
26 czerwca
Bartosz Kaliski, Przerzut od Giedroycia, „Karta” nr 40, 2004.
[Wiesław Dymny] Nigdzie stale nie zatrudniony, żyje z dorywczych prac. Ostatnio jego scenariuszem filmowym zainteresował się reżyser [Henryk] Kluba, nakręcił nawet film. […] Jak sam twierdzi, pozostanie na stałe w Krakowie, zajmując się przede wszystkim malarstwem i rzeźbiarstwem, dorywczo pisaniem.
W gronie bliskich przyjaciół robi z siebie ofiarę polityczną, twierdząc, że za wypowiedzi antyradzieckie nie może zrobić kariery artystycznej. Nie posiada żadnych nałogów. Posiada dość szerokie kontakty i znajomości w sferach kulturalnych Krakowa i Warszawy. Bardzo często uczestniczy w rozmowach o polityce. Zawsze w takich wypadkach stara się skompromitować władze PRL i ZSRR.
Sprowokowałem w ubiegłym tygodniu w gronie studenckim w obecności Dymnego jego wypowiedź na temat marcowych wypadków w Polsce i obecnych w Czechosłowacji. Oto jego wypowiedź na temat, jak skompromitował MO w obecności ludzi pracy:
Wejścia do rynku strzegli mundurowi milicjanci i milicja robotnicza. Widząc przemoc ze strony MO i tajniaków, poszedłem do domu i przebrałem się. ubrałem na siebie kożuch podobny do milicyjnego, włożyłem hełm niemiecki z okresu II wojny światowej, a do ręki wziąłem pałkę drewnianą, służącą do kucia w kamieniu. Wmieszałem się w grupę milicji obywatelskiej i robotniczej. Próbowałem nawet pomagać MO przeciw studentom w ten sposób jednak, aby być dostrzeganym przez tłum [i] wtedy któryś z kolegów wyciągnął mnie za rękę z kordonu MO i zaprowadził do domu. Dymny zaręczając swoim autorytetem, niby mimochodem wskazuje sposób walki z „władzą”, metodą ośmieszania.
Uważam, że działalność jego zasługuje na szczególną uwagę ze strony władz. Nie jest wykluczone, że jest dofinansowany przez kogoś z zagranicy, ponieważ wydatki jego przekraczają pobory.
Kraków, 18 września
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Stwierdzić należy, że funkcjonariusze SB coraz częściej w prowadzonych rozmowach profilaktycznych napotykają na trudności w dokumentowaniu działalności księdza Sadłowskiego i spotykają się z dosyć powszechnym twierdzeniem aktywistek: „Panowie, dajcie nam spokój i nie przeszkadzajcie się modlić”. […]
Ogólnie stwierdzić należy, że środowisko Zbroszy jest ogarnięte ideą budowy kaplicy bądź adaptacji określonego pomieszczenia na cele kultu. [...] Systematyczne realizowanie przez Sadłowskiego długofalowego programu duszpasterskiego w formie odprawiania mszy w mieszkaniach prywatnych oraz świadczenia wiernym innych usług religijnych przez okres ponad pół roku — w poważnym stopniu wpłynęło na przyzwyczajenie ludności do korzystania z tych posług na miejscu, bez konieczności udawania się do kościołów parafialnych. [...]
Planuje się następujące przedsięwzięcia operacyjne:
1. Referat SB Grójec, przy pomocy wymienionych w części opisowej planu źródeł informacji, podda ks. Sadłowskiego i aktyw z nim związany wnikliwej kontroli operacyjnej i zapewni systematyczny dopływ informacji o bieżącej ich działalności oraz zachowaniu się, a przede wszystkim:
— o stosunku księdza do otrzymanego wezwania sądowego celem stawiania się w zakładzie karnym i dla odbycia kary aresztu oraz planów na przyszłość;
— sposobu oddziaływania na wiernych i ewentualnych prób przygotowywania ich do swej obrony przed zatrzymaniem i doprowadzeniem do zakładu karnego;
— cotygodniowego, z uwzględnieniem dni i godzin, programu zajęć „duszpasterskich” w Zbroszy i okolicach. Czy wyjeżdżając poza Zbroszę, korzysta z asysty i iluosobowej, jak ta ewentualna asysta jest zorganizowana i z kogo się składa, gdzie nocuje i stołuje się, czy jest chroniony także w nocy, w jaki sposób i przez kogo itp.;
— stosunku mieszkańców Zbroszy i okolic do sprawy odbycia kary aresztu przez księdza Sadłowskiego. Jakie w tym względzie istnieją wypowiedzi i stanowiska, kto aprobuje wyrok i uważa, że ksiądz Sadłowski winien dobrowolnie zgłosić się do odbycia kary, kto reprezentuje przeciwny pogląd i wzywa do niepodporządkowania się wezwaniu sądowemu oraz ignorowania wszelkich decyzji władz, nawołując jednocześnie do obrony księdza przed zatrzymaniem go, kto zajmuje postawę neutralną itp. [...]
Warszawa, 31 marca
Archiwum IPN, IPN BU 0227/878 t. 1–5.
Rej [w Piwnicy pod Baranami] wodził pan [Wiesław] Dymny. Jego wierszyki i opowiadania o panach w skórzanych płaszczach i kapeluszach były kwitowane brawami. Występ jego miał już zdecydowany charakter, jeżeli chodzi o stronę słowną. Np. mówił wierszyk o chłopie, który wybiegł na pole i wyciągnął coś z portek, czym sobie machał. Potem to coś połączyło się z Moskwą, a rozłączy się wtedy jak będzie odwilż. W występie p. Dymnego były też rzeczy delikatnie mówiąc niesmaczne. Np. kiedy sala powtarzała za nim zwrotki wiersza, był moment, w którym trzeba było powiedzieć słowo „kutos”, gdy sala się zawahała i nie chciała tego powiedzieć, p. Dymny zwrócił się do jednej z kobiet z tymi słowami: Co, nie może pani kutos przejść przez usta? Proszę pani, kiedyś trzeba zacząć. Albo np. Moskwa ma też lasek Wolski, a nazywa się on Tajga i że może tam jechać każdy, niech się tylko zainteresuje nim biuro podróży „Orbis”. Występ ten miał duży oddźwięk wśród mieszkańców DS. Żaczek.
Kraków, 17 lutego
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
W dniu 13 czerwca 1973 r. kabaret pn. „Piwnica pod Baranami” w Krakowie w klubach środowiskowych Międzynarodowej Prasy i Książki i „Relax” w Radomiu wystąpił z programem zatytułowanym „Oskarżony, czyli wesołe przygody Wilusia i Kani”. W spektaklu tym wzięli udział: Wiesław Dymny (autor tekstów), Roman Marzec, Jerzy Kopaszewski, Adam Romanowski.
[…] Z relacji niektórych odbiorców tego programu, a zwłaszcza pełnomocnika Delegatury wojewódzkiego Urzędu Kontroli, Prasy, Publikacji i Widowisk w Kielcach wynika, że teksty wspomnianego spektaklu miały politycznie szkodliwą wymowę oraz zawierały aluzję w odniesieniu do ZSRR i polityki wewnętrznej PRL, np.:
– odnośnie granicy wschodniej: „Na rzece granicznej wybudowano dwa pokręcone mosty, gdyż każda strona chciała mieć własny, w wyniku czego ryby powypadały na zakrętach i takie to są skutki budowania na wodzie granicy”;
– Jak się kosi zboże? Z Zachodu na Wschód;
– Dlaczego nie ma mięsa w sklepach, a jest mięso armatnie;
– Dlaczego wszyscy mówią, że jest coraz lepiej, a my chcielibyśmy, aby było gorzej;
– Szukamy „20 miliardów” – w naszych kieszeniach.
Przeprowadzone wstępne ustalenia wskazują, że teksty spektaklu „Oskarżony” nie były zatwierdzone przez organa kontroli i rozpowszechnianie ich na imprezie ogólnie dostępnej jest bezprawne i niedopuszczalne.
Kielce, 29 czerwca
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Spotkanie z [Ludwikiem] Cohnem odbyło się, jak zawsze, w kawiarni „Bristol”. [...] Spotkaniu nadałem klimat podniecenia, opowiadając, iż słyszałem w Wolnej Europie i od znajomych, że nadaje się z wielkim szumem wiadomości o manifeście jakiegoś tajnego porozumienia opozycji w kraju. [...] Cohn zadał mi pytanie – czy osoby, z którymi na ten temat mówiłem, określały manifest opozycyjny jako przejaw tajnej działalności środowisk krajowych. Odparłem, że istotnie, tak te wiadomości są odbierane. Cohn poważnie się tym speszył i powiedział, że to, co on i jego przyjaciele podpisywali, było wyrazem ich przekonań, biorą za to odpowiedzialność, co stwierdzili swoimi podpisami. Natomiast nie mogą przyjąć żadnej odpowiedzialności za jakieś anonimowe programy i deklaracje [...]. On rozmawiał ostatnio w tej sprawie z kilkoma autorami, którzy razem z nim podpisali znany memoriał i wszyscy są tego samego zdania. W ogłoszeniu niepodpisanego manifestu upatrują głupotę niektórych środowisk emigracyjnych i ich polityczną nieodpowiedzialność, gdyż narażają na represje ludzi żyjących w kraju. Istnieje druga możliwość, że jest to prowokacja pewnych środowisk czy ludzi na emigracji, którzy chcą pokazać, że działają i coś znaczą w kraju dla osiągnięcia pewnych korzyści politycznych i materialnych. Może też być inna prowokacja, której inspiratorami są komuniści. [...]
Odparłem, że podzielam jego punkt widzenia i rozumiem istniejące zagrożenie. Ponieważ jestem człowiekiem umiarkowanym i staram się patrzeć dalej swego nosa, uważam, że należy bezzwłocznie poinformować zaprzyjaźnione środowiska polityczne na Zachodzie o szkodliwości takiego działania i dążyć do wyjaśnienia, co się za tym kryje. [...]
W sumie napędziłem Cohnowi trochę strachu, ale wywołałem wrażenie, że kieruję się rozsądkiem i chcę obronić „memoriałowców” przed niebezpieczeństwem.
Warszawa, 7 czerwca
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Każdy z nas bał się. Pozakładali nam teczki. W naszych szeregach było dużo konfidentów. Było dużo nowych robotników. Zapanowała nieufność między ludźmi. Baliśmy się rozmawiać. Bardzo dużo było donosów na współpracowników. Za podejrzane rozmowy dostawało się wymówienie z pracy wraz z wilczym biletem. Jako wróg socjalizmu. Najczęściej z takim listem człowiek nie mógł być przyjęty do innego zakładu pracy.
Radom, 25 czerwca
Organizując manifestacyjne juwenalia w dniach żałoby po tragicznej śmierci Staszka Pyjasa, studenta UJ, SZSP [Socjalistyczny Związek Studentów Polskich] zdemaskowało się jako usłużne ramię Służby Bezpieczeństwa i PZPR.
Apelujemy do wszystkich studentów: 1) Powstrzymajcie się od udziału w imprezach SZSP, 2) Zwracajcie legitymacje SZSP lub nie opłacajcie składek organizacyjnych, 3) Unikajcie wszelkich dyskusji z funkcjonariuszami SZSP na temat ostatnich wydarzeń.
Obecnie część aktywu SZSP współpracuje z SB i MO w tropieniu studentów, którzy dali się poznać jako mający własne poglądy. Bądźcie ostrożni, ale nie obojętni, bo na to liczy SZSP i SB.
Przed 13 maja
Czy ktoś przebije ten mur? Sprawa Stanisława Pyjasa, oprac. Florian Pyjas, Adam Roliński, Jarosław Szarek, Kraków 2001.
W odpowiedzi na wstrząsający fakt zabójstwa zrodziła się wśród studentów krakowskich spontaniczna inicjatywa bojkotowania imprez Juwenaliowych. Żałoba studentów i mieszkańców Krakowa była wielokrotnie naruszona przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich; między innymi aresztowano i zatrzymano wielu naszych kolegów, biorących udział w żałobie, a nawet wielokrotnie dopuszczano się profanacji miejsca żałoby. Tym samym Socjalistyczne Zrzeszenie Studentów Polskich straciło ostatecznie moralne prawo do reprezentowania środowiska akademickiego.
Kraków, 15 maja
Do Prokuratury Wojewódzkiej
w Poznaniu:
Składam skargę na funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, którzy w dniu 8 kwietnia br., nie posiadając ku temu żadnych podstaw formalnych, bez nakazu prokuratorskiego, pod groźbą użycia siły, dokonali rewizji mojego bagażu. […] Przeszukujący torbę funkcjonariusze w cywilu poinformowali mnie, że rewizji dokonują w celu stwierdzenia, czy przewożę wydawnictwa „Komitetu Solidarności Społecznej”. Po przeprowadzeniu rewizji zostałem zwolniony (materiałów KSS nie przewoziłem); nie wydano mi jednak protokołu przeszukania.
Poznań, 11 kwietnia
Zbigniew Gluza, Spotkanie Ósmego Dnia, wyd. II, Warszawa 1994.
Tow. Andrzej Żabiński:
Trzeba do sprawy komisji podejść ostrożnie. Nie możemy tracić zaufania Służby Bezpieczeństwa i MO, działali na rozkaz. Tego nie lekceważyć, jeszcze w organach atmosfera dobra, obyśmy jej nie nadużyli.
Tow. Stanisław Kania:
Sprawę Bydgoszczy badała komisja ekspertów, komisja rządowa pod przewodnictwem ministra sprawiedliwości tow. Jerzego Bafii, a teraz mamy się godzić na powoływanie wspólnej komisji rządu i „Solidarności” [do zbadania okoliczności pobicia przez milicję członków „Solidarności” w Bydgoszczy 19 marca]? Taka komisja będzie badała naszych ludzi, to niemożliwe, oni takiej presji nie wytrzymają.
Warszawa, 25 marca
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Po upływie około dwóch godzin, gdy ja po trzygodzinnym śnie przygotowywałem się do roboty, a Szymon właśnie wyszedł do łazienki, usłyszałem potężny, tępy odgłos uderzenia. Powtórzyło się to dwa razy. Upewniwszy się, że to ktoś dobija się do drzwi, po sekundzie wahania, a właściwie bez żadnego wahania dostałem się na balkon. Tak jak stałem, zacząłem przeskakiwać z balkonu na balkon, wciąż jednak na tym samym poziomie. Na którymś z nich przykucnąłem, trzęsąc się cały, mniej z zimna, a bardziej ze strachu. […]
Wychyliłem się przez barierkę, zerknąłem na tamten balkon i wtedy... „Jest, mam go! — Wracaj, bo zastrzelę jak psa! — Wracaj albo skacz!” Pistolet gotowy do strzału, przerażający krzyk, okrutne oczy, zdeterminowana twarz. „Jedna sztuczka i jesteś na dole. Wracaj!”
Zacząłem wracać.
Warszawa, 3 marca
Emil Barchański, ocalały fragment wspomnień Od grudnia do maja, „Karta” nr 51, 2007.
Rzucili mnie na ścianę, potem tapczan, regał, jakieś twarde podłoże — podłoga, chwila stabilności, mój wzrok zaczął rejestrować konkretne obrazy, nieruchome. Trudno powiedzieć, że się rozglądałem, ale w każdym razie starałem się zobaczyć, gdzie Szymon. Leżał tak samo, jak ja — na brzuchu, nogi rozkraczone do maksimum wytrzymałości, piekący ból w kroku; to tak, jakby skóra pękała. Ręce początkowo na ziemi, otwarte dłonie.
Słyszę, że ktoś coś mi mówi. Każe coś zrobić, ale nic nie mogę zrozumieć. Wtedy zobaczyłem ciężki but na swojej ręce. Zobaczyłem ból. Ja nadal nie rozumiem, o co mu chodzi, but przechodzi na policzek i to samo ugniatanie: „Na kark łapy!”. Zaplotłem dłonie na karku, spojrzałem na Szymona, on nadal leży, ręce ma już na karku, wtedy czub innego buta uderza z piekielną siłą w jego żebra. Odgłosu, jaki wydał Szymon, nie można nazwać krzykiem ani jękiem — to po prostu ból, ten dźwięk jakby wyszedł z żołądka, z samych płuc. „Kto tu przychodził? Mów, bo jak ... w jaja, to się już nie podniesiesz!” Wtedy nie ból, a coś, na co nie ma wystarczająco mocnego słowa, poczułem w kroku, gdzieś z głębi moich wnętrzności wydobył się charkot, który niemal wyplułem z gorącą, gęstą i lepką śliną.
Potężny cios w kręgosłup, taki sam, jaki otrzymałem zaraz po tym, jak znalazłem się na podłodze. Nie wydałem żadnego dźwięku, bo już żadnego w sobie nie miałem. Czułem się jak wbijany w ziemię, wygięty do granic wytrzymałości mojego kręgosłupa. Musiałem zmienić pozycję choć na chwilę. Krzyknąłem, że powiem, iż przychodził tu taki jeden... Pozwolili mi usiąść. Powiedziałem o Marku, chciałem dać znać w jakiś sposób Szymonowi, co będę mówić. [...] Przez tę chwilę mogłem zobaczyć coś więcej niż buty i podłogę.
Warszawa, 3 marca
Emil Barchański, ocalały fragment wspomnień Od grudnia do maja, „Karta” nr 51, 2007.
W domu tego dnia był tylko mąż. Po południu wpadło do mieszkania kilku panów z nakazem rewizji. Przeszukali wszystko. Mąż dowiedział się od nich, że Emil został aresztowany i jest w Pałacu Mostowskich. Zaraz po rewizji mąż przyjechał po mnie i natychmiast tam pojechaliśmy. Powiedziano nam, że nazwiska syna nie ma w rejestrze zatrzymanych. Pomyślałam, że skoro nie jest pełnoletni, a dekret stanu wojennego nie obejmował niepełnoletnich, to nie wolno go aresztować i przetrzymywać w Pałacu Mostowskich. Mógł jednak zostać zatrzymany w Izbie Dziecka przy ulicy Wiśniowej.
Na Wiśniowej powiedziano nam, że nikogo takiego nie mają. Wówczas zadzwoniłam pod numer kontaktowy, który zostawił mi Krzysztof, i dowiedziałam się, iż rozmawiam z Krystyną Pochwalską. Powiedziała mi, że Szymon i Emil zostali aresztowani na ulicy Kijowskiej.
Warszawa, 3 marca
Krystyna Barchańska, Emil, „Karta” nr 51, 2007.
Jeden z cywilów zaczął się szarpać z 14–15-letnim chłopcem. Ktoś krzyknął: „To esbek!”. Zauważył to Bogdan i wraz z kolegą, Zbyszkiem, pobiegł za nim. Kolega pobiegł pierwszy, ale inny z cywilów popchnął go. Na skwerku za kioskiem „Ruchu” Bogdan już miał złapać uciekającego esbeka, wyciągnął przed siebie prawą rękę. Wtedy esbek odwrócił się i biegnąc dalej strzelił dwa razy. Bogdan upadł, a jego zabójca [...] ukrył się między blokami na osiedlu Dąbrowszczaków. [...] Rannego Bogdana położono na ławce. [...] Pocisk przebił jamę brzuszną od prawej strony do lewej. [...] Po 15 minutach przyjechało pogotowie. W karetce Bogdan był jeszcze przytomny i rozmawiał z towarzyszącym mu księdzem.
Pogotowie pojechało najpierw do szpitala im. Żeromskiego w Nowej Hucie, ale tam nie przyjęto ciężko rannego, gdyż władze wydały przepis, że rannych z demonstracji może przyjąć tylko szpital wojskowy przy ulicy Wrocławskiej lub milicyjny przy ulicy Galla. Wybrano ten pierwszy. [...] Operacja trwała 30 minut. Bogdan Włosik zmarł na stole operacyjnym. Do szpitala przybył prokurator wraz z mordercą.
Nowa Huta, 13 października
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Tajne. W dniu 6 stycznia br. Lennart Järn odmówił przyjmowania posiłków, oświadczając, że podejmuje głodówkę i odmawia wyjaśnień z powodu niewłaściwego — jego zdaniem — traktowania go w czasie śledztwa.
W trakcie rozmowy z przesłuchującym, podając bliższe powody takiej postawy, L. Järn stwierdził, iż jest to protest przeciwko:
— brakowi kontaktów z przedstawicielami Ambasady Szwecji w Warszawie, adwokatem i prokuratorem nadzorującym przesłuchanie;
— niewłaściwemu — jego zdaniem — tłumaczeniu treści składanych przez niego wyjaśnień; żądał przy tym sporządzenia protokołów w języku szwedzkim i mimo wykazania mu, iż ze względów proceduralnych jest to niemożliwe, żądanie to podtrzymał;
— przypisywania mu odpowiedzialności za przemyt urządzeń i sprzętu poligraficznego oraz wydawnictw przeznaczonych dla nielegalnych struktur w Polsce, w sytuacji, kiedy spełniał on jedynie — jak twierdzi — rolę wynajętego kierowcy.
Warszawa, 9 stycznia
Instytut Pamięci Narodowej, BU 0678/38, tomy 1–5.
Rynek i bramy obstawione sukami. Brak agresji, atmosfera karnawału. Konfetti, werble i trąbki.
16.40. Korowód dochodzi do Rynku. Z megafonów pada niezrozumiały rozkaz. „Niebiescy” nagle formują się w tyralierę i zaczynają spychać tłum w stronę Rynku. Ludzie nie reagują. Z boków nagle wypadają tajniacy i wyrywają z tłumu na chybił trafił młodych poprzebieranych ludzi. Ciągną do radiowozów. Jakaś grupa odwraca się i zdecydowanym ruchem odbija jeńca. Tajniacy znów pod ścianami. Z megafonu nerwowy rozkaz: „Milicja wspomaga Służbę Bezpieczeństwa”. Zaczyna wspomagać. Kolejne ofiary, brutalnie traktowane, nikną w radiowozach.
Dwaj „niebiescy” wloką po asfalcie bezwładnego chłopaka w pokutnym worku. Wypada z tłumu dziewczyna, zarzuca mu chustkę (nałęczkę) na głowę i wrzeszczy: „Mój ci jest...”. [...]
Tyraliery milicji usiłują oczyścić ulicę. Bez skutku. Wysoki tajniak z wąsami wpada w tłum w pogoni za chłopakiem. Okrzyki: „Gargamel, Gargamel...” — i na kopach wypada z tłumu. Przestraszony. Tłum nie atakuje „niebieskich”; cywilów, gdy zaplączą się zbyt blisko — tłucze.
Wrocław, 16 lutego
Pomarańczowi w akcji. Karnawał na Świdnickiej, „CDN. Głos Wolnego Robotnika” z 2 marca 1988, cyt. za: Katarzyna Zacharska, Wolne Krasnale, „Karta” nr 66, 2011.
Jeżeli chcesz zobaczyć z bliska pracę Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych, nie pozostaje ci nic innego, jak pojawić się na ul. Świdnickiej godz. 16.00, 1 marca (wtorek) w pobliżu baru „Barbara”. Tego dnia odbędzie się uroczystość z okazji Międzynarodowego Dnia Tajniaka. Inicjatorem tego święta jest nasz wrocławski WUSW. Pracownicy tej wykwintnej firmy należą do światowej śmietanki. Oni to, występując w roli gospodarzy, zaprosili inne zasłużone firmy: FBI, Scotland Yard, KGB i inne.
Ubierz się stosownie: w czarne okulary, kapelusz, płaszcz prochowiec, skórę bądź pelerynę. Weź sprzęt do podsłuchu, trąbkę, lejek lub mikrofon. Wskazane są mikrofony zamontowane w parasolach lub laseczkach. Wielbiciele Scotland Yardu proszeni są o przybycie z fajkami. Psy są niesamowitym atutem. Na ulicy odbędzie się też wystawa akcesoriów służb porządkowych.
Zachowuj się swobodnie, legitymuj przechodniów. Poruszaj też klapą płaszcza, na której będzie widniał twój służbowy znaczek. Jeżeli zostaniesz zaproszony do wozu — wchodź!, jest to twoje naturalne miejsce. Wybrańcy z grona solenizantów zostaną zaproszeni na akademię. Nie ignoruj tej wielkiej szansy. Szczęście się uśmiecha. Wyjdź mu naprzeciw.
Wrocław, 1 marca
Waldemar Fydrych, Bogdan Dobosz, Hokus-pokus, czyli Pomarańczowa Alternatywa, Wrocław 1989, cyt. za: Katarzyna Zacharska, Wolne Krasnale, „Karta” nr 66, 2011.
Z Okazji Międzynarodowego Dnia Tajniaka — 1 marca 1988 połączone oddziały FBI, KGB, Secret Service oraz inne tajne służby będą:
1. Obserwować przechodniów.
2. Nadawać informacje przez ukryte nadajniki (wystają tylko antenki).
3. Ustawiać się trójkami lub czwórkami i legitymować przechodzących, spisywać dane personalne do notesów.
4. Rozstawiać się w większej odległości w trójkąty i nadawać tajne znaki:
— drapać się w nos,
— mrugać,
— zapalać papierosa,
— rozkładać i składać gazetę,
— zakładać lub zdejmować kapelusz,
— jeść paluszki, prażynki lub frytki,
— nadawać sygnały świerszczami: 3 krótkie — SB, 2 długie — nasi.
5. Rewidować torby, plecaki (gazety, książki, ziemniaki).
6. Urządzać łapanki na podejrzanych funkcjonariuszy, którzy pracują na dwa fronty (można skuwać ich kajdankami i doprowadzać do nysek).
7. Robić zdjęcia z ukrycia.
Wrocław, 1 marca
Waldemar Fydrych, Bogdan Dobosz, Hokus-pokus, czyli Pomarańczowa Alternatywa, Wrocław 1989, cyt. za: Katarzyna Zacharska, Wolne Krasnale, „Karta” nr 66, 2011.
Szanowny Panie Generale,
W nocy 4/5 maja byłem świadkiem pacyfikacji strajkującego Kombinatu nowohuckiego, przeprowadzonej przez podległe Panu oddziały ZOMO i SB. W czasie tej pacyfikacji dokonano zbezszczeszczenia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, który przez zomowców został zrzucony ze ściany fabrycznej walcowni zgniatacza. Również na walcowni blach rozbito ołtarz polowy, na którym odprawiałem mszę świętą i połamano metalowy krzyż. Natomiast na walcowni karoseryjnej zrzucono ze ściany i połamano obraz ś.p. ks. Jerzego Popiełuszki. Pańscy podwładni rozsypali i podeptali przygotowane do mszy świętej szaty liturgiczne, hostie i komunikanty. Połamali też polskie flagi narodowe, porozwieszane w różnych halach. W czasie akcji sił milicyjnych byłem świadkiem bicia robotników, nawet tych, którzy już zostali złapani i nie stawiali oporu. Wśród pobitych były też kobiety. Liczę, że Panu, jako oficerowi, nie zabraknie odwagi, aby we właściwy sposób ustosunkować się do opisywanych przeze mnie faktów.
6 maja
„Hutnik” nr 17/165, z 9 maja 1988.