[...] bez wątpienia dzień najradośniejszy w krótkiej, bo niespełna dwuletniej naszej niepodległości narodowej [...]. Na podstawie tych preliminariów w Rydze Polska uzyskała na wschodzie, na wschód od linii Curzona z okresu byłego imperium rosyjskiego, obszar ziemi nie mniejszy niż 130 tys. km2 z ludnością — już po odliczeniu strat spowodowanych wojną — przeszło 5-milionową [...]. Radość nasza z rezultatu osiągniętego w Rydze jest tym większa, że rezultat ten mamy do zawdzięczenia przede wszystkim sobie.
15 listopada
Traktat ryski 1921 roku po 75 latach. Studia pod red. Mieczysława Wojciechowskiego, Toruń 1998.
Art. 26
Polska polityka gospodarcza winna liczyć się z wybitnie rolniczym charakterem kraju i zmierzać do rozwinięcia przede wszystkim tych gałęzi wytwórczości przemysłowej, które mają związek z rolnictwem. W myśl powyższego założenia, PSL dążyć będzie do tego, by zawierane traktaty handlowe umożliwiały wywóz za granicę przetworów rolnictwa, których produkcja w kraju doszła do ostatecznych rozmiarów. Nadto PSL starać się będzie o wprowadzenie niskich taryf przewozowych na wytwory rolne oraz na surowce i przedmioty potrzebne dla rolnictwa. […]
Art. 29
Stojąc na stanowisku własności prywatnej, PSL uważa, że wpływ państwa na sprawy organizowania, prowadzenia i kierowania przedsiębiorstw winien obejmować nie tylko zwierzchni nadzór nad rozwojem przemysłu, handlu i rolnictwa i przystosowanie tego rozwoju do potrzeb i warunków kraju. Upaństwowienie niektórych gałęzi produkcji jest dopuszczalne wtedy, jeżeli to leży w ogólnym interesie państwa, np. upaństwowienie kolei, fabryk, amunicji itd. W szczególności PSL uznaje za konieczne upaństwowienie gospodarki lasowej. […]
Art. 33
PSL wypowiada się zasadniczo za ośmiogodzinnym dniem roboczym, PSL uznaje jednak, że czas pracy w tych gałęziach produkcji, które są uzależnione od pory roku, pogody itp. naturalnych warunków, winien być dostosowany do tych warunków. Prócz tego w zakładach, będących w posiadaniu samych pracowników, winny być stosowane do pracy właścicieli-pracowników jedynie ograniczenia natury sanitarno-higienicznej.
Art. 34
Uważając załatwienie zatargów między kapitalizmem a pracą w drodze lokautów, strajków zasadniczo za szkodliwe dla produkcji krajowej, PSL uznaje za dodatnie rozwiązywanie takich sporów w drodze pojednawczej i dlatego zmierzać będzie do stworzenia instytucji polubownych i rozjemczych oraz sądów pracy.
Warszawa, 20 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Na wstępie uważam za swój obowiązek wnieść przed całą Polską uroczysty i jak najwięcej energiczny protest przeciw zarzutowi, jakoby lud wiejski nie dbał o Ojczyznę i państwo, a miał na oku jedynie siebie i swoje egoistyczne interesy. Za święty obowiązek natomiast uważam stwierdzić, że lud ten wobec państwa, narodu i społeczeństwa obowiązki swoje spełnił w całości i zawsze je spełniać będzie. Toteż podsuwanie mu czynów, których nie popełnił i pobudek, którymi się nie kieruje, musimy uważać jako kalumnię, podłe oszczerstwo, na niczym nieoparte i z jak największym oburzeniem je odeprzeć. (Okrzyki oburzenia).
Imieniem Polskiego Stronnictwa Ludowego dziękuję Wam wszystkim, którzyście tu przybyli, nie żałując ani kosztów, ani trudów.
Przybyliście tu po to, ażeby ujawnić swoją wolę i pokazać swoją siłę. Wolę tę wypowiecie, a siła już jest ujawniona. Siła potrzebna na to, aby nie pozwolić gnębić siebie, aby stanąć w obronie praw, które się nam należą, praw nabytych, których nam nic wydrzeć nie zdoła.
Przybyliście, ażeby postawić tamę zamachom wstecznictwa i slużalstwu maskowanych rzekomych ludu przyjaciół, ażeby ślubować, że nie spoczniecie w walce i w pracy nad ufundowaniem Polski Ludowej i sprawiedliwości, że tępić będziecie wszelką anarchię i warcholstwo, a dążyć do wytworzenia jednolitego frontu ludowego. (Burzliwe długotrwale oklaski).
Przyszliście tu z całej Polski, aby rozumem i solidarnością zamanifestować, czym jesteście.
A z czym stąd macie odejść? Odejść macie z tym, że największym dobrem człowieka jest wolność i prawo. Bronić będziemy i obronimy naszą wolność i nikomu jej naruszyć nie pozwolimy. [...] Obroniliśmy państwo i dzisiaj z dumą możecie wy, jak i każdy Polak, powiedzieć, że jeśli Polska jest wolna, to nie jest to ani jałmużna, ani obcy dar, ale to jest nasza własna zasługa.
Rzeszów, 7 maja
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Ustrój państwowy niestety jest u nas poniewierany, osoby piastujące najwyższe godności, jak Naczelnik Państwa, który kimkolwiek on jest, powinien być otaczany należytą czcią, bywają z niej wyzuwane i traktowani na równi z bandytami i innymi tego rodzaju kategoriami ludzi. To częstokroć zakrawa na anarchię, a anarchia gorsza jest jak najgorszy porządek. Konstytucja nasza - to ściany i dach a wewnątrz pusty.
W teorii jesteśmy wszyscy równorzędnymi obywatelami, w praktyce niestety bywa inaczej. Nie chcę jednakże przez to powiedzieć, jakkolwiek jestem chłopem i wy zebrani nimi jesteście, że w Polsce jest tylko chłop i że chłop tylko może Polską rządzić z pominięciem inteligencji. Ale znowu błędem byłoby powiedzieć, że państwo może być rządzone bez włościan, którzy są tą realną podstawą, na której opiera się państwo, a którzy wedle statystyki stanowią 73 procent ogółu ludności w państwie. Tej olbrzymiej większości praw odbierać ani uszczuplać nie wolno. Wygłoszono kiedyś rozsądne zdania, że najwyższym dobrem każdego państwa jest praworządność. I na tym stanowisku stoi stronnictwo nasze i stać będzie. Jeżeli ktoś mówi, że my was podsycamy do gwałtu, do burzenia prawa, ten kłamie najohydniej.
Nam nie chodzi o własny interes, ale interes ogólny, który z naszym interesem stanowym jest związany. Interes stanowy myśmy z razu odrzucili, a mają go jeszcze na oku sfery arystokratyczne. Jako na olbrzymią większość w państwie, spada na włościan i odpowiedzialność za losy państwa. Ale każdy może tylko tyle ciężaru udźwignąć, na ile stać jego sił.
Ofiara dla państwa nie powinna być nigdy za wielką. Jeśliby ktoś twierdził, że na dzisiejszym kongresie wyciągamy pięść na jaki folwark czy stan, ten się myli. Niechajby ci, którzy po ulicach noszą tablice z oszczerczymi napisami, właściwymi wariatom, weszli do środka, a przekonaliby się, że tak nie jest. Utarło się zdanie, że wszystkiemu złu w Polsce winien chłop. Mnie się zarzuca, że nakupiłem sobie folwarków. Przyrzekłem swego czasu publicznie, że temu, kto mi choćby jeden taki folwark wskaże, podaruję wszystkie. Dotąd jednakże nie zgłosił się nikt, a one przecież na księżycu nie są. […]
Chcecie być obywatelami, chcącymi spełnić obowiązki wobec państwa? (Zebrani: chcemy je spełniać jak najsumienniej!). A zatem nie wolno wobec was stosować środków, jakie się stosuje wobec zwierząt. Nie chcemy nikogo uciemiężać, odbierać mu praw, ale musimy bronić praw własnych, a przeciw wszelkim na nie zamachom musimy stanowczo zaprotestować!
Poznań, 16 maja
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Stanowisko naszego Klubu wobec nowego rządu jest tak znane, że za zbędne uważam poświęcić temu chociażby słów kilka. Jeżeli chodzi jednak o stanowisko to z punktu widzenia ogólnego, to chciałbym zaznaczyć, że poprzeć możemy każdy, a więc i ten rząd, rząd taki, który da gwarancje utrzymania siły i powagi państwa, utrzymania jego republikańskiego i ludowego ustroju, ochrony, praw i ustaw, obrony słabych i uciśnionych.
Przeciwko rządowi, znajdującemu się obecnie na ławach, wystąpiły bardzo silnie wszystkie stronnictwa prawicowe. Stanowią one blisko połowę tego Sejmu, a jakby sądzić należało po pewnych głosowaniach, to może nawet potrafią doprowadzić do skutku swoje dzieło i zdobyć większość przeciwną temu rządowi. (P. Rudnicki: Okoń pomoże). Czytałem wszystkie oświadczenia, patrzyłem na te armaty wielkiego kalibru, które skierowano przeciw temu rządowi i wytoczono zaraz przy jego pierwszym wystąpieniu, i zdziwiłem się dlaczego przeciwko wrogowi tak lekceważonemu wytacza się tak ciężkie działa. Wydaje mi się, że jako pierworodny grzech tego rządu - bo innego jeszcze nie zdołał popełnić – było to, że się odważył na krytykę przeszłości. Można by to darować tym, którzy nie popełniali grzechów podobnych, ja jednak panom przypomnę, jeżelibyśmy mieli dotknąć tej samej materii, a więc ujawnienia słabej strony naszego budżetu, to przed tym rządem, przed p. Śliwińskim, czy przed obecnym ministrem skarbu, uczynili to daleko wcześniej ci, którzy to stanowisko ganią. […]
Jeżeli jednakże chodzi o rzecz samą, to chcę stwierdzić to, coście już panowie uznali za słuszne dla siebie, że powiedziano tam tylko prawdę i że prawdę należy mówić bez względu na to czy ona jest miłą lub nie. […]
W expose samym powiedziano, jak się przedstawia stan naszego skarbu. Na dzisiejszym posiedzeniu Komisji Skarbowo-Budżetowej znowu nie w formie obłudnej, nie w formie olśniewającej, nie w formie przykrytej blagą, lecz po prostu przedstawiono faktyczny stan rzeczy w formie rzetelnej.
Czy to jest złe? Ja także dochodzę do tego przekonania, do którego panowie doszli na wiecach, a twierdzę, że jeżeli jest zło, to trzeba sobie to powiedzieć i zacząć naprawę. Najgorszą przysługę sprawie publicznej robi ten, kto zło kryje, albowiem pomaga do tego, żeby zło rosło.
Warszawa, 4 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Już dawno uznano w świecie jako dogmat nienaruszalny, że podstawą istnienia każdego państwa są dwa kamienie węgielne: skarb i wojsko. Skarb służy temu, by mogło się trzymać państwo i by się dobrze powodziło obywatelom. Wojsko służy i służyć powinno temu, by w razie potrzeby obronić granice Rzeczypospolitej, by również bronić porządku wewnątrz państwa.
Jeżeli idzie o skarb Rzeczypospolitej, to nie można powiedzieć, by on był dobry. Jesteśmy jednak na drodze do poprawy. Obecnie przeżywamy okres przełomowy. Osiągnięte zostało maksimum złego. Znaleźliśmy się już na szczycie i mogę stwierdzić, że już z tego szczytu zaczynamy schodzić. Jest uzasadniona nadzieja, że w niedalekiej przyszłości będzie lepiej. Ale o tym więcej mówić nie będę.
Inna rzecz z armią. Nie chcę wpadać w przesadę. Muszę jednak oświadczyć, że jestem dla niej z całym uznaniem. Jest ona źrenicą narodu i państwa. Nie powiem, że jest doskonała. Muszę powiedzieć, że jest na drodze do doskonałości, ale jest już dobrą. Zgodzą się na to wszyscy, co nie lubią przesady, zgodzą się ci, których ogarnia pycha. Lepiej jest niedoceniać niż przeceniać. Mając możność stykania się z armią w chwilach dla państwa bardzo ciężkich, stwierdziłem, że w chwilach tych wojsko zdało egzamin dobrze.
Armia! Służy ona do tego, aby utrzymać byt i niepodległość, ale i do tego, by utrzymać spokój wewnątrz państwa. Armii zawdzięczamy, że utrzymaliśmy byt, że mamy niepodległość. Jej zawdzięczamy, że państwo się skrystalizowało, skrzepło i wyrobiło sobie należne miejsce w świecie.
Sanok, 15 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Pomówić więc z Wami pragnę, chociaż pobieżnie o sprawie naszej polityki zagranicznej. Każde państwo musi mieć swe zasadnicze cele polityczne, które są niejako testamentem, przekazywanym do wykonywania przez pokolenia pokoleniom. Miała i ma ten testament Rosja od czasów Piotra Wielkiego, który dążyć począł do zdobycia Konstantynopola, tego okna Rosji do Europy Zachodniej i Południowej. Testament ten wykonują dzisiaj nawet burzyciele Rosji carskiej, twórcy bolszewii, Trocki i Lenin. Mają swój cel Niemcy, którym mocarstwa zachodnie obcięły pazury, ale ramion obciąć nie zdołały. Ma swój cel państwowy Francja i Anglia. Wiedzą one do czego dążą i w myśl tego przeprowadzają państwowe swe prace.
Państwo, które nie wie, gdzie ma iść, nie zajdzie nigdzie, skończyć się musi straszliwą katastrofą. Jakżeż ta sprawa przedstawia się u nas? Sami nie jesteśmy tak mocni, byśmy mogli się oprzeć wszystkim naszym wrogom. Fakt ten nakazuje nam szukać przyjaciół i sprzymierzeńców, bądź to wśród tych państw i narodów, z którymi od dawna łączą nas serdeczne węzły pokrewieństwa idei i wspólnych walk o wolność, bądź też wśród tych, które mają te same co my interesy. O wrogach mówić wam nie potrzeba, bo wiecie, kto oni są. Co do naszych przyjaciół, to na pierwszym miejscu wymienić należy Francję, złączoną z nami najlepszymi sympatiami serc i umysłów. Wiecie, że zawarliśmy z nią przymierze, oparte na wspólności interesów, podobnie jak z Rumunią. Wiemy o pewnej wspólności interesów, łączącej nas z państwami bałtyckimi, dlatego też i z nimi staramy się uzgodnić naszą linię polityki zagranicznej. Podstawą naszej polityki zagranicznej jest uświadomienie sobie dokładne i stanowcze faktu, iż nie dążymy do żadnych zaborów, mamy bowiem dość ziemi dla wszystkich w Ojczyźnie.
Pilnować jej jednakże musimy bacznie i nieustępliwie na jej granicach i kresach. Pamiętać bowiem musimy zawsze, że tak Niemcy, jak i Rosja mogą się dźwignąć ze stanu obecnego i pomyśleć o odwecie.
Tarnów, 17 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Ruchy strajkowe, wywołane trudnym położeniem robotnika, przebiegają przez państwa i społeczeństwa Europy i potęgują jeszcze więcej niepewność położenia. Nic więc dziwnego, że skutkiem wspomnianych przemian i stosunków ogarnia całe społeczeństwa psychoza zbiorowa, niepozwalająca im często na spokojną pracę i trzeźwą ocenę dokonywających się wydarzeń. (Glos na lewicy: lekarzu, lecz się sam).
Podobnie jest też i u nas. Nasz organizm państwowy i społeczny znajduje się w ostrej fazie likwidacji prób i sposobów rządzenia państwem. Stan zaś obecny jest w znacznej mierze wynikiem politycznego i wojskowego położenia międzynarodowego naszego państwa, szczególnie w pierwszym jego okresie. Stan ten jest ciężki, nie jest bynajmniej jednak beznadziejny. Zmienić go może i musi zgodna, zbiorowa i wytrwała praca, wysiłek i ofiary, które są konieczne, a do których nie zawsze okazują się zdolni nawet ci, których państwo obdarzyło sowicie. (Potakiwania na lewicy). W znacznej mierze przyczyną dzisiejszego stanu rzeczy w państwie było życie na kredyt i unikanie nakładania na społeczeństwo uzasadnionych i koniecznych ciężarów. Pod adresem państwa stawiano coraz to dalej sięgające wymagania, którym ono w tych warunkach nie było w stanie sprostać. [...]
Nie mogę również pominąć milczeniem wzrostu nienawiści i walk partyjnych, co utrudnia, a często nawet uniemożliwia współpracę nie tylko na polu politycznym, ale także społecznym i gospodarczym. Ten stan zapalny nie tylko nie ustępuje, ale przeciwnie, stale się wzmaga. Na tym też tle ogólnym ujawniają się dopiero należycie olbrzymie trudności, jakie stale napotyka praca rządu Rzeczypospolitej. Nie może więc ona wydawać zawsze zadawalających zupełnie wyników. Musi często chromać, a nawet kończyć się niepowodzeniem.
Warszawa, 9 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Już sam wygląd dzisiejszego zebrania wskazuje, czym jest Polska. W Polsce, obok Polaków, mieszka 30 proc. obcych narodowości i z tym faktem liczyć się należy. Mają one, jak każdy w państwie obywatel, różne prawa, lecz nie zawsze cechuje ich równość obowiązków, do czego trzeba ich wdrażać drogą ścisłego przestrzegania prawa.
Polska jest państwem leżącym między Niemcami a Rosją, o których wiemy, że zbytnią życzliwością nie grzeszą. Nie wiemy, kiedy zabłysnąć może miecz, lecz wiemy, że to może przyjść prędzej wtedy, gdy wewnątrz państwa obywatele staczać będą z sobą nieustanną, a bardzo często bezcelową i nierozumną walkę. Wszystkie państwa na świecie starają się o to, by były bezpieczne, by to bezpieczeństwo było zupełne, bo tylko wtedy obywatele spokojnie pracować mogą. By zabezpieczyć państwo, potrzeba siły, bo ona daje ochronę i ona stwarza solidarność.
Prawo bez siły jest abstrakcją. [...] Musimy wytworzyć w kraju taką siłę obronną, która by dawała gwarancję, że państwa naszego nikt nie uszczupli i że ono ostanie się całym i rość będzie w znaczenie na arenie międzynarodowej, gdzie często decyduje się o losach państw z nimi lub bez nich, zależnie od ich siły. Lecz, by tego ogromu pracy dokonać, trzeba, by stosunki wewnętrzne były zdrowe, gdyż chory organizm na siłę nigdy zdobyć się nie może. Przechodząc do stosunków wewnętrznych, mógłbym zrobić pewne porównanie. Są ludzie, którzy, gdy się pali cała wieś, a ich chat płomień nie ogarnia, uważają to za szczęście, są też inni, których nieszczęście ogółu głęboko dotyka.
Tak też dzieje się i w polityce. Jednym do szczęścia wystarcza interes osobisty, zaszczyty, ich świetna kariera, inni uważają, że aczkolwiek i te wartości doczesne są dobre, to lepszym jednak jest szczęście ogółu, które ściśle wiąże się ze szczęściem państwa, czyli że jedni, mówiąc prościej - myślą więcej o sobie, drudzy mają na względzie przede wszystkim interes państwa. Są i tacy, którzy wbrew logice, doświadczeniu i interesowi państwa głoszą, że rozbijanie, kłamstwo i demagogia są dla państwa dobrodziejstwem, są jednak i inni, którzy uważają że zgoda, współdziałanie, sumienie, czystość charakteru są czynnikami budującymi państwo. Jeśli o państwo chodzić nam powinno i musi, to prócz ochronnych sojuszów potrzeba wytworzyć własną siłę, nie potencjalną, lecz żywą i twórczą, bo tylko taka może dać państwu bezpieczeństwo a obywatelom spokój [...].
Jeśli społeczeństwo będzie silne, państwo trwać będzie wieki, gdy nie będzie spoistości, państwo zacznie się rozsypywać i zginie, choć pozostaną ludzie, lecz ludzie z piętnem niewolnictwa na czole, a każdy z Was wie, że los niewolnika jest straszny.
Cieszanów, 7 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Historia ma jednak swoje prawa, a sprawiedliwość często niespodziewanie przychodzi. Ona też zarządziła zapewne, że w czasie, gdy w Polsce zaczęła świtać wolność państwowa i narodowa – gdy zanosiło się na to, że chłopi mieli zrzucić z siebie resztki krępujących ich kajdan niewoli politycznej i społecznej i stać się równymi wszystkimi Polski odrodzonej obywatelami – znalazł się człowiek, który głęboko odczuł i pojął życie chłopa, który obwieścił światu całemu, że on jest, że on żyje i żyć będzie.
Tym człowiekiem jest ten, którego imię jest dziś na ustach wszystkich, jest nim Władysław Reymont. W wielkim dziele odmalował on w naturalnych zupełnie barwach głębiny życia wsi polskiej. Z mistrzostwem właściwym sobie przelał to na papier, przeniósł do wielkiej i mądrej księgi. Pisząc tę księgę nie wchodził w świat teorii i marzeń, nie szukał geniuszów i idealistów, często nienaturalnych, nie malował urojonych bohaterów, odtworzył życie wsi tak, jak je widział.
Polska posiada wielu sławnych powieściopisarzy, historyków, poetów, którzy opiewali bohaterskie czyny ludzi niemal jednej, bo szlacheckiej warstwy, rządzącej długie wieki Polską. Mimo licznych i szlachetnych porywów jednostek, Polska nie zdobyła się na to, by chłopa zrobić obywatelem i jako taki nie znalazł on należytego mu miejsca u pisarzy ani u poetów.
[...]
Bohater Reymonta – Boryna nie stanowi jakiegoś nadzwyczajnego typu. Zwykły to kmieć wiejski, harujący na swojej roli, powiększający swoją fortunę kosztem własnego szczęścia i swojej rodziny; posiada wiele zalet, ma też i wiele błędów, przy tym wszystkim kocha nade wszystko po swojemu tę ziemię, na której pracuje i gotów w jej obronie poświęcić wszystko, nawet życie.
Liczba, pracowitość, wytrwałość i zdrowie, stworzyły ze stanu chłopskiego tę silną podstawę, bez której się państwo pomyśleć nie da. W chłopie żyje i odradza się Naród, z niego czerpie swoją siłę państwo, on jest czynnikiem porządku i spokoju. [...]
Takich wartości nie wolno chować pod korcem, one powinny i muszą być odpowiednio ocenione i zużytkowane. Wiemy, że powieść Reymonta zrobiła już bardzo wiele pod tym względem, wiemy, że przez nią uczynił on olbrzymią przysługę tak Polsce, jak i polskiemu ludowi. Toteż poczuwając się do obowiązku wdzięczności lud polski ze wszystkich okolic naszego kraju przybył tu w dziesiątkach tysięcy, ażeby Ci Panie złożyć hołd należny.
Wierzchosławice, 15 sierpnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Patrząc na dzisiejsze stosunki w Polsce, z ust każdego wyrywa się skarga i pytanie: „Co będzie dalej?”. Odpowiedź: „Będzie jeszcze gorzej″. Trzeba więc czynu, trzeba naprawy od podstaw aż do szczytu. Mówią, że Sejm zły, lecz nie że w społeczeństwie anarchia. Na dzikim drzewie rosną kiepskie owoce. Jesteśmy pokoleniem, które dzisiaj przeżywa doniosłe wypadki. Jeden moment decyduje o przyszłości narodu na całe wieki. Wojna wsączyła w nasze dusze jad, który zatruwa całe nasze społeczeństwo od sfer najniższych aż do najwyższych.
Społeczeństwo ma dzisiaj równe prawa, lecz też jednakową odpowiedzialność. Największą klęską w dobie dzisiejszej jest to, że nie jesteśmy zdolni stworzyć z większości rządu, a tam, gdzie tego nie ma, jest anarchia. Państwa zachodnie, jak Anglia i Francja, zyskały przy wyborach większość, kroczą ku coraz to lepszej naprawie. Musi u nas nastąpić wewnątrz konsolidacja, bo inaczej grozi nam rozstrój i upadek. Na terenie polityki zagranicznej ponosimy same klęski. Mówimy o samowystarczalności, lecz Polska nie jest tym mocarzem, aby od wszystkich odwrócić się plecami. Chcemy układów z innymi państwami, a sami robimy w Sejmie awantury, na które patrzą posłowie ościennych państw. Chcemy pożyczki zagranicznej, lecz tej nie dostaniemy, jeżeli nasze niedołęstwo, próżniactwo i warcholstwo nie zniknie. Musimy się ratować, musimy wyrwać ten jad z dusz naszych, gdyż inaczej czeka nas straszny upadek.
Dzisiaj grozi nam wielkie niebezpieczeństwo. Sąsiedzi dążą do wywołania u nas anarchii wewnątrz i osłabienia wpływów politycznych zewnątrz. Bezrobocie objęło tysiące robotników, którzy domagają się zapomóg i urządzają z namowy nieprzyjaciół manifestacje. Wojna zabrała połowę naszego mienia, więc musimy się zgodzić, albo dorobić tego, czego brakuje, a nie to jeszcze zjeść, co posiadamy.
Za granicę mało wywozimy, a do tego prowadzimy wojnę celną z Niemcami, którzy dla nas są wrogiem mądrym, konsekwentnym i wytrzymałym. Polska jest krajem rolniczym. Prowadzimy dzisiaj taką politykę, że rolnik chodzi w łapciach i orze sochą (Kresy), kupiec zamyka sklep, a fabrykant fabrykę. Biurokracja, miliony ludzi utrzymywanych przez pusty skarb. Mamy armię, której nie możemy uszczuplić. Cóż może nas uratować? Może król? Może bolszewizm? – Ani pierwsze, ani drugie. Król to kamaryla, bolszewizm to anarchia, to koniec Polski i hańba historii.
[...] Dążyć musimy do rządów parlamentarnych. Rozszerzyć władzę prezydenta, który może rozwiązać Sejm. Zmniejszyć o połowę posłów. Wybierać takich posłów, którzy są znani z pracy dla dobra ludu, a nie tych, którzy mają pobierać tylko diety i wyprawiać krzyki w Sejmie. Zwalczać stronnictwa, które sieją rozstrój w społeczeństwie, niszczą wiarę, rozbijają lud i Polskę. My chcemy, by Polska nie była frazesem, lecz oparta o wszystkie stany, których myślą jest dobro ludu. My chcemy Polski silnej, bogatej i rozumnej. Do tego nie dojdziemy rewoltą, nienawiścią, lecz silnym dążeniem do poprawy.
Koźmin, 28 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wiem, że parlamentaryzm polski nie spełnia swoich zadań i nie zasługuje na wdzięczność ludu. Obrona jego nie jest popularną nawet może w tym Szanownym Zebraniu, jednak doznał on już porażki i kompromitacji. Parlamentaryzm mógłby spełniać swe zadania, gdyby zdolny był do utworzenia silnej i trwałej większości. Jeżeli mówię o parlamentaryzmie i jego obronie, to nie mam zamiaru bronić ludzi, którzy w Sejmie siedzą. Uważam natomiast za swój obowiązek bronić zasad i istoty parlamentaryzmu. Kampania przeprowadzana przeciw Sejmowi nie jest wcale nową; zarzucało mu się od początku istnienia jego chłopskość, choć takim nigdy nie był. Robiło się to dawniej, robi się także i teraz. Rozum państwowy nakazywał jednak, i nakazuje, Sejm pozostawić, usunąć tylko to, co jest niewłaściwe.
Kraków, 28 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Droga rewolucyjna wskazaną jest może dla dokonania przewrotów socjalnych, ale nigdy politycznych. Przewrót nie zrealizował bynajmniej tego, co było jego hasłem. Natomiast z tego krwawego bigosu wychodzą na czoło życia państwowego ci, których historia i wypadki odsunęły od życia politycznego w Polsce, a których dziś widzimy znowu na widowni.
To nie są rzeczy bez przykrych następstw. Widzimy bowiem, iż dzisiaj nie ci od dołu są pierwszymi, lecz na wierzch wychodzą ci, którzy się sami uważali za pogrzebanych. Celem i wynikiem przewrotu miała być sanacja moralna i gospodarcza. Szczegółowej analizy obecnych stosunków nie będę przeprowadzał, albowiem na wyniki ostateczne trzeba jeszcze cierpliwie czekać kilka miesięcy.
O sanacji moralnej mowy być nie może. Ci bowiem, którzy widzą niszczenie administracji, stosunki w urzędach, w wojsku, dośpiewają sobie wszystko sami. Łamanie i deptanie prawa może chwilowo dać pewne sukcesy, ostatecznie jednak musi się zemścić na sprawcach i na tych, którzy się temu biernie przypatrują. Że prawo jest deptane, niszczone, w dalszym ciągu, że gwałtów dokonuje się dalej, o tym przekonywać nie potrzebuję.
Kraków, 28 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Art. 1.
Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” jest polityczną organizacją ludu polskiego, w pierwszym rzędzie rolników polskich. Skupia ono pod swym sztandarem włościan i innych fizycznie czy umysłowo pracujących obywateli, uznających program PSL „Piast”, który przez obronę rolnictwa, jego rozwój, podniesienie polityczne, oświatowe i gospodarcze rolników jako najliczniejszej w państwie warstwy ludności, przez zdobycie należnego mu stanowiska w organizacji państwowej i społecznej – dąży do najpewniejszego utrwalenia politycznej i gospodarczej niezawisłości Rzeczypospolitej Polskiej.
Art. 2.
PSL „Piast” stoi niezachwianie przy ustroju republikańskim przez konstytucję ustalonym.
Państwo nowożytne, zwłaszcza znajdujące się w tym położeniu geograficznym i politycznym co Polska, może być pewne swej niepodległości i swego bezpieczeństwa wtedy tylko, jeśli ogół obywateli będzie nad ich utrwaleniem współpracował i poczuwał się do odpowiedzialności za nie. Wobec tego PSL „Piast” będzie bronić nieugięcie ustroju demokratyczno-parlamentarnego, uważając równocześnie, iż tylko ten ustrój zapewni ludowi wiejskiemu należyte wpływy na losy państwa i obronę żywotnych interesów wsi.
Kraków, 29 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Oczywiście do stronnictw, które są tępione, należy także i stronnictwo Piast w tej chwili. Dlaczego – nie wiem. [...] Jeśli stronnictwo, stawiające interesy państwowe wyżej od interesu partyjnego i wszystkich innych, znalazło się na indeksie, to śmiem się zapytać, kto się na indeksie nie znajdzie? Śmiem zapytać, co jest patriotyzmem, a co działaniem szkodliwym, co jest cnotą, a co jest występkiem, co zasługuje na nagrodę, a co na karę, bo w tej chwili panuje kompletne pomieszczanie pojęć. [...]
Zwolenników stronnictwa ściga się na każdym kroku, ściga się przez policję, ściga się przez organa innych władz. Sypią się konfiskaty na nasze pisma. Pytam się, za co konfiskaty, dlaczego te konfiskaty? Mam przed sobą numer skonfiskowanego pisma i mam przed sobą artykuł, którego treść, przynajmniej częściowo, mogę panom zakomunikować. Skonfiskowano zdanie, w którym między innymi się mówi, że marnuje się siły na walkę z własnym społeczeństwem, zamiast je konsolidować do walki z wrogiem. Więc tego nie wolno powiedzieć. (P. Michalak: naturalnie, nie wolno prawdy mówić). I wtenczas, kiedy za tę zbrodnię następuje konfiskata, i to dosyć późno, bo pismo się rozeszło i wyłapuje dopiero na rozkaz Warszawy, przychodzi specjalne polecenie z Prezydium Rady Ministrów, które żąda od dotyczącej władzy, ażeby na pismo to nałożyła największy wymiar kary. Oczywiście, to się dzieje. Dlaczego dziać się nie może? Kto ma władzę, może rządzić. Zachodzi jednak bardzo duże pytanie, czy ten, kto ma siłę, musi używać brutalnej przemocy i czy brutalna przemoc jest rzeczą pożyteczną dla polityki nawet kogoś mocnego. (P. Nowak: to był rewanż za Kuriera Porannego). Przynajmniej jest wyjaśnienie. Ale należałoby szukać tych win. Więc co? Jaka jest wina stronnictwa, bo w Polsce wolnej, w Polsce niepodległej powinniśmy wiedzieć, za co się kogo karze, i to powinniśmy mieć wytłumaczone.
[...]
Na tym jeszcze nie koniec. Konfiskuje się pisma nasze i w Warszawie, ale konfiskuje się i ludzi. Pomijam już to, że gdzie się tylko może - wyrzuca się każdego z urzędu, jeśli go czuć choćby cośkolwiek Piastowcem. Ci są bowiem poza prawem.
Warszawa, 26 stycznia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
O stronie gospodarczej świadczy najwymowniej – nawet cyfr nie trzeba przytaczać – z dnia na dzień wzrastająca drożyzna, nędza i niedostatek na wsi, coraz większy, taka sama nędza i taki sam niedostatek w mieście. Nie wszystko złoto, co się świeci. Jeżeli wydaje się, że np. urzędnikom dziś dobrze się powodzi, bo dostali 10%, to jest złuda. Urzędnikom powodzi się gorzej, kolejarzom powodzi się gorzej, robotnikom powodzi się gorzej, a wszyscy razem pytają, co to będzie jeszcze później. Ja należałem do tych pechowców, który śmiał swego czasu powiedzieć, że będzie jeszcze gorzej. Panowie wtenczas odpowiadaliście krzykami i napaściami, choć pod wielu względami było znacznie lepiej aniżeli teraz.
Jeżeli przyjrzymy się trochę drogom dzisiejszym, które zastępowane są jeziorami albo błociskiem, jeżeli spojrzymy na resztę obiektów melioracyjnych i regulacyjnych, na resztę, bo co było, to poszło z wodą, bo to nikogo nie obchodzi; jeżeli policzymy egzekucje, masowe sprzedaże narzędzi i inwentarzy, nie dworskich, te się bowiem szanuje, ale włościańskich, chłopskich, jeżeli dziś zbytkiem jest kupienie sobie za parę złotych koszuli czy innej części ubrania, to nie ma co mówić o tym, że się lepiej powodzi, ale trzeba sobie powiedzieć, że my spadamy.
Warszawa, 26 stycznia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Kongresie!
[...]
Demobilizacja społeczeństwa. Każdy kto ma możność porównania siły i stanu posiadania polskiego w ogóle, a w szczególności na kresach wschodnich, w pierwszych latach niepodległości, z tym co jest obecnie, stwierdzić musi, że cofamy się coraz więcej i to cofamy się zupełnie dobrowolnie. Jakież są powody? Kierunek polityki i brak ludzi. Inteligencja urzędnicza, która tam zawsze przeważała, która pracowała b. wiele i dawała inicjatywę, sterroryzowana, usunęła się od wszelkiej pracy, albo też przeszła do obozu sanacyjnego, by tym sposobem ratować swoje urzędowe stanowisko, a także i pobory.
Resztę społeczeństwa ogarnęła niechęć, apatia i szkodliwy nad wyraz brak wiary w przyszłość.
Stan wytworzony to demobilizacja moralna społeczeństwa, niezwykle dla państwa niebezpieczna. Państwem rządzić winna wola społeczeństwa. W tym stanie rzeczy trudną jest do zrozumienia polityka i taktyka rządu, który często widocznie zapomina, że państwo istnieć i rozwijać się może nie tylko wówczas, gdy ma ziemię i ludność na niej żyjącą, lecz przede wszystkim wtedy, gdy ludność ta uważa państwo za swoją wspólną własność, a do niego przywiązana gotowa jest do wszelkich ofiar i poświęceń.
Jeżeli konstytucja postanawia, że władza zwierzchnia w państwie należy do narodu, jeżeli następnie określa w jaki sposób naród ma tę władzę wykonywać, to wniosek całkiem prosty, że państwem, będącym własnością wspólną, rządzić powinna zbiorowa wola społeczeństwa. Ma ona się uprawnić w Sejmie wybranym przez całą ludność państwa. Sejmu jako trybuny ludu bronić musimy. Inaczej być nie może w państwie konstytucyjnym i na zasadach demokratycznych opartym.
I aczkolwiek prawdą jest, że Sejm w Polsce odrodzonej nie spełnił w całości swojego zadania i nie zadowolił społeczeństwa, to ma on przecież w historii swojej momenty wielkiej miary, które go wyżej stawiają od Sejmów w dawnej Polsce, a do pewnego stopnia rozgrzeszają.
Poznań, 8 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Zjechaliśmy się tu, by pokazać, że jesteśmy i pozostaniemy, że nie damy się zgnębić nikomu, żeby się lepiej poznać i naradzić co do celów naszych i dróg do nich wiodących. Jako prawi gospodarze kraju, chcemy się przyglądnąć gospodarce obecnych włodarzy, którzy są za nią odpowiedzialni. Chcemy wypowiedzieć o niej swój sąd.
[...]
Uroczysta deklaracja naszej konstytucji, uczyniona w imię Boże, zaprzysiężona, mówi najwyraźniej o wiekuistych podstawach „prawa i wolności"; zapewnia obywatelom równość i poszanowanie prawa. Czy ta zaprzysiężona deklaracja stała się ciałem? Według Konstytucji władza należy do Narodu, nie do wybranych, nie do takiej czy innej partii, nie do jakiegoś związku, ale do Narodu. Chłop ma pretensje do tej władzy, bo jest częścią narodu, i to tą częścią najtrwalszą, najstalszą, bez której naród nie istniałby. W Polsce rozbija się wieś i włościaństwo; rozbija się polityczną siłę zorganizowaną; wprowadza się metody i drogi gospodarcze, które wieś niszczą, a przede wszystkim uzależniają. W jakim celu? Biedak, rozbity, zdezorientowany, staje się kandydatem na żebraka; jeżeli niszczy się wolego obywatela, wychowuje się niewolnika.
[...]
Przyszłość Polski nie może być oparta o zażydzone miasta, podminowane socjalizmem, wstępem do komunizmu. Nie wystarczy na to całe morze idealizmu i dobrej woli nawet grup inteligenckich; mieszczaństwa polskiego w Polsce prawie nie mamy. Podstawą przyszłości może być tylko wieś, tylko polskie włościaństwo. Stąd też ziemia dworska na całym obszarze państwa, a w pierwszym rzędzie na wschodzie i zachodzie, bez względu na to, czy ona pozostaje w ręku szlachcica polskiego, Niemca, Moskala, czy Żyda – musi przejść w ręce chłopa polskiego. Żadne sentymenty nie mogą tu być przeszkodą, a obecnie wytworzony stan, będący zaprzeczeniem tej zasady, musi ulec gruntownej zmianie.
Chłop też musi Polskę uznać za swoją własność, musi ja pokochać, a stać się to może tylko wtenczas, gdy będzie miał zapewniony należny udział w życiu państwowym; gdy bez przeszkód będzie mógł korzystać z praw ustawą mu zastrzeżonych; gdy będzie widział, że jest wszędzie i zawsze na równi z innymi traktowany; gdy bronił jej będzie jako swojej własności.
Granic Polski nikt nie naruszy wówczas, gdy ziemia będzie należeć do chłopa, gdy będzie hart i zdecydowana wola narodu, pokój zaś wewnętrzny i potęga państwa będzie zapewniona, gdy chłop będzie świadomy, zamożny i zadowolony.
Wierzchosławice, 10 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.