Miałem przeciw sobie namiętną walkę duchowieństwa i korpusu oficerskiego […]. Pierwsi mnie uważali za antychrysta, drudzy za antymilitarystę, wroga armii, Austrii i cesarza. […]
W dniu wyborów […] na rynku przed ratuszem zebrał się nieprzejrzany tłum, wyczekujący na ogłoszenie rezultatu. […] W końcu […] nasz mąż zaufania, zasiadający w komisji wyborczej, wyleciał pędem przed ratusz i ogłosił tłumowi: „Burmistrz krzyknął, żeby Liebermana szlag trafił, więc nasz towarzysz jest wybrany. Niech żyje Lieberman!”. Wtedy w ogromnym tłumie zebrała się burza oklasków, jak huragan. […] Wśród nieopisanego zapału wygłosiłem krótkie przemówienie, ogłaszając, że Przemyśl jest czerwony i takim pozostanie. […]
Wtem, wzniesiony ponad tłum, ujrzałem nagle wypadające z bocznych ulic oddziały policji z dobytymi pałaszami, jednocześnie światło elektryczne zupełnie zgasło i ciemności zaległy miasto. Policjanci zaatakowali tłum, tnąc i siekąc bez litości. Ja sam spadłem z barków niosących mnie ludzi na bruk i groziło mi przez chwilę stratowanie przez uciekających. […]
Marzyłem owej nocy o mojej przyszłości parlamentarnej i o tym, że stanę się pocieszycielem serc ludzkich i pogromcą krzywd, wyrządzanych nieustannie biedocie ludzkiej.
Przemyśl, 17 maja
Herman Lieberman, Pamiętniki, Warszawa 1996.