Niestety – głupia to dosyć młodzież (tu odzywa się we mnie starzec – powie ktoś). Młodzież ta ma rozbudzone pewne instynkty, a całkiem zanikłe inne – choćby instynkt polityczny. Wychowano ją bez jedzenia mięsa – bez znajomości najnowszej historii Polski oraz sytuacji świata, bez wiedzy o genezie wszystkiego, co nas otacza – wobec tego, nie wiedząc, że mięso istnieje, nie może go ona świadomie pragnąć. Pragnie za to strojów (zagranicznych), przygłupich radiowo-telewizyjnych piosenek, celebruje urlop i słońce, jakby tu była co najmniej Nicea, poza tym nic jej nie obchodzi. No i ten żargonie z telewizyjnych kabaretów: pseudodowcipy, nonszalancki, pusty. Polska Ludowa to wielka szkoła półinteligencji, wszyscy będą półinteligentami, nawet (a zwłaszcza) ci, co kończą wyższe uczelnie. […] Nudna ojczyzna, głupi obywatele – mniej co prawda głupi niż Sowieci, a raczej inaczej głupi – czyż to nie okropne? A może się w nich z czasem obudzi coś, co ich znowu zwiąże z nami? […] Zawsze między pokoleniami były różnice, nawet przepaście, ale w Polsce dzisiejszej tak dalece obecnie wszystko jest inne niż przed wojną, że w ogóle nie ma nawet wspólnego minimum pojęć wspólnego języka.
Witów, Podhale, 25 lipca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.
Nasz pobyt w Witowie powoli dobiega końca. Niezwykle sugestywny jest tutejszy świat, czyli ów „mikroklimat” góralskiego życia. Zachowały się dawne ludowe formy tego życia, stroje, hierarchia wartości, nie przeszkadza temu nowoczesność, której potrzebę górale odczuwają bardzo mocno i wprowadzają ją… za pomocą dolarów. Bo Witów należy do wsi najbardziej zamerykanizowanych („strefa dolarowa”), najbogatszych. Nierzadko widzi się góralkę rozbijającą się amerykańskim „krążownikiem szos”, wszędzie amerykańskie swetry i wiatrówki, sporo też maszyn rolniczych. Górale tutejsi jeżdżą do Ameryki z wizytą do krewnych, pracują tam pół roku czy więcej (choć oficjalnie bez obywatelstwa nie wolno), odmawiając sobie wszystkiego, ale za to wracają z samochodem lub dolarami, a za dolary w Polsce Ludowej dostać można wszystko – dolar jest tutaj, jak mawiał Stanisław Mackiewicz, walutą oficjalną i uprzywilejowaną. W rezultacie w Witowie jest dobrze – chłopi mają nawet na własność traktory, pewno kupione na lewo lub samemu zmontowane, bo oficjalnie bez pośrednictwa kółek rolniczych traktoru wypożyczyć Ne można, tym bardziej zaś mieć na własność.
W rezultacie Witów żyje pełną piersią, żyje swoim materialnym mikroawansem i ani się kłopocze, że w Polsce jest coś nie w porządku.
Witów, Podhale, 4 sierpnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.