Gdy zostałam zaproszona na niezależny festiwal zorganizowany przez Solidarność Polsko-Czechosłowacką we Wrocławiu w listopadzie 1989, kupiłam bilet lotniczy do Warszawy — to, co było za granicą Czechosłowacji, było dla mnie tak odległe, że nawet nie przyszło mi do głowy popatrzeć na mapę. Skutki tego okazały się bardzo dobre, bo gdybym wsiadła do pociągu do Wrocławia, nigdy bym tam nie dotarła. A tak udało mi się dotrzeć, jako jedynej z byłych rzeczników Karty 77. To, co przeżywałam podczas festiwalu, w dużej mierze mnie ukształtowało. Kiedy chodziliśmy po Wrocławiu, miasto tonęło we mgle. Z mgły wyłaniały się grupy ludzi i praktycznie wszyscy mówili po czesku. Ja to odbierałam jako owoce pracy działaczy. Nagle w polskim mieście jest jakieś cztery tysiące młodych ludzi z Czech i Słowacji. Ilu z nich po dwóch tygodniach było w Pradze na demonstracji, która rozpoczęła Aksamitną Rewolucję? Wielu z tych, którzy poczuli tutaj samk wolności, nie chciało już wracać do tego samego baraku. Chcieli zmian.
Warszawa, październik 2002
Pamięć wyszehradzka, „Karta”, nr 37/2003.