Coraz mocniejsze ciosy spadają na rząd carski. Ta podła organizacja siepaczów i rabusiów próżno się łudziła, że uda się jej po zawarciu pokoju, skierowawszy wszystkie swe siły na walkę z rewolucją, ręką kata zdławić ruch ludu roboczego. Ruch ten rośnie i olbrzymieje z niepowstrzymaną szybkością. [...] Wspaniałym objawem tego ruchu jest obecny strajk powszechny, szerzący się z żywiołową siłą po całym państwie. [...]
Proletariat Moskwy — dotąd najbardziej zacofanego wielkiego miasta w Rosji — dał hasło do olbrzymiego ruchu ludowego. Po strajku powszechnym w Moskwie nastąpił strajk kolejowy, największy w dziejach świata. [...]
Ludu roboczy Polski, powstań jak jeden mąż do walki o wolność! Postaw wszędzie twe żądania śmiało i bez wahania! Carat ich dać nie zechce, lecz ty sam musisz je zdobyć!
Oto są hasła, w imię których walczymy:
1) Natychmiastowe zniesienie ochrony wzmocnionej i stanu wojennego;
2) Uwolnienie więźniów politycznych i zupełna amnestia;
3) Zupełna wolność słowa i druku, zgromadzeń, związków, strajków oraz nietykalność osobista;
4) Zwołanie Sejmu Ustawodawczego, obranego przez cały lud Rosji, do Petersburga, a dla naszego kraju takiegoż sejmu w Warszawie;
5) Natychmiastowe wprowadzenie 8-godzinnego dnia roboczego.
Z tymi żądaniami stajemy do walki.
Niech żyje strajk powszechny!
Precz z caratem!
Niech żyje rewolucja!
Warszawa, 27 października
Archiwum Zakładu Historii Partii, 11/II/8 poz. 20, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Główne siły policyjne i wojskowe skoncentrowane były na Marszałkowskiej oraz w Alei Ujazdowskiej i koło Nowego Światu, gdyż na Marszałkowskiej zapowiedziały demonstrację trzy organizacje: Socjalna Demokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Bund oraz „Proletariat”, a w Alei Ujazdowskiej PPS. Około 5. godz. po południu [dn.] 26 na Marszałkowskiej zaczęły się ukazywać grupy robotników i robotnicy pojedynczy. Około godz. 5.30 ruszył pochód z placu Zielonego do Świętokrzyskiej. Około domu nr 145 rozwinięto dwa czerwone sztandary, rozległy się okrzyki i śpiewy rewolucyjne. Policja rzuciła się na demonstrantów. Ci ostatni, stanowiąc olbrzymią masę, odparli jej atak, bijąc policjantów i rewirowych. Policja i kozacy zjawili się w większej liczbie i znowu rzucili się na naszych. Kilkudziesięciu manifestantów wparli w podwórze domu nr 145 i zamknęli bramę. Wewnątrz policja zaczęła bić i popychać manifestantów, ale zdumiona oporem, jaki po raz pierwszy manifestanci okazywali (bo dotąd biernie znosili znęcanie się i przemoc), zachowywać się poczęła oględniej. [...] W parę chwil po tym szturmie manifestanci potrafili się znowu zorganizować i w liczbie blisko 1000, z czerwonymi sztandarami pośrodku, ruszyli znów ku Świętokrzyskiej. Tu rzucił się na nich oddział kozaków z policją i część (około 150 osób) wepchnął w bramę narożnej kamienicy (róg Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej). Wywiązała się tu energiczna bójka, w której raniono silnie rewirowego i policjantów. Jednocześnie robotnik jeden silnym uderzeniem sękatego kija o łeb kozaka zrzucił go z konia.
Wstrzymano dorożki i tramwaje, śpiewano i wydawano okrzyki socjalno-demokratyczne. Aresztowano sporo robotników polskich i żydowskich, sporo kobiet, trochę młodzieży szkolnej i studentów.
Warszawa, 26 kwietnia
„Czerwony Sztandar”, nr 6, z kwietnia 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, pod Feliks Tych, Warszawa 1962.
O godz[iny] 8.00 cały plac Grzybowski i poboczne ulice jego były przepełnione publicznością robotniczą i młodzieżą tak, że trudno było przejść trotuarem. A od godziny 7.00 wszystkie podwórza domów prywatnych na placu Grzybowskim i ulicach położonych obok niego, były już przepełnione żandarmami konnymi i pieszymi oraz policją. Lecz naród ze wszystkich stron miasta i spoza miasta wciąż napływał na plac Grzybowski tak, że wszelkie usiłowania policji rozpędzania publiczności na placu Grzybowskim i przyległych ulicach spełzły na niczym. Na pytanie policji: „Po co tu przyszli?” — odpowiedziano: „Do kościoła, pomodlić się Bogu”. — „To tylko ten jeden kościół jest do modlenia się, żeście się tu wszyscy zebrali?” — „Każdy idzie do swojej parafii, a nie cudzej.” — „To cała Warszawa należy do parafii kościoła Wszystkich Świętych?” W końcu pomocnik komisarza VIII cyrkułu [komisariat policji carskiej] wszedł na schody kościelne i przemawiał do zgromadzonych, aby się rozeszli, jeżeli chcą uniknąć trzymiesięcznego więzienia albo kary 3000 rubli — naturalnie bez żadnego skutku. O godz[inie] 11.30 był zatrzymany ruch tramwajowy i kołowy na ulicach obok placu Grzybowskiego i na samym Grzybowie.
O godz[inie] 12.00 wszedłem na schody kościelne, aby się przekonać, jaka liczba narodu napłynęła do wzięcia udziału w manifestacji. Gdym spojrzał na plac Grzybowski i na ulice wpadające do niego, byłem najmocniej przekonany, że przybyło od 80 000 do 100 000. O godz[inie] 12.15 publiczność zaczęła wychodzić z kościoła, pytając: — „Kiedy to się zacznie? Przecież już czas?”. Wszystkie balkony i okna były przepełnione ciekawymi, którzy nie spuszczali lornetek od oczu ani na chwilę, pilnie oglądając falujące masy manifestantów. Kto tylko z manifestantów posiadał zegarek, to go trzymał przed oczami, oczekując pierwszej godziny. Kierownicy manifestacji zauważyli, że cała masa manifestantów ogromnie się niepokoi i szemrze, że długo nie widać czerwonego sztandaru, i że już pora, aby pochód manifestacyjny ruszył w oznaczone miejsce, tj. w ulicę Bagno.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Po pierwszej stronie schodów kościelnych, zaraz przy wyjściu z kościoła, zwarła się ścisła grupa 60 uzbrojonych w rewolwery bojowców. Naraz podeszła do nich siostra Okrzei, wyciągnęła spod bluzki niewielki czerwony sztandar i wsadziła go pod palto tow. „Zdunowi”. Wówczas rozległ się głos tow. Nejmana: „Płachta do góry” i cała masa zamilkła. Zapanowała grobowa cisza. Obok „Zduna” stanęli: Okrzeja, siostra jego, Bladzik, „Szczerbaty” itd. Wśród ciszy przy „Zdunie” rozległ się śpiew „Warszawianki”. Przy pierwszych jej słowach cała masa zdjęła kapelusze z głów i zaczęła falować, przysłuchując się, z której strony dolatują dźwięki „Warszawianki”. W tej chwili ukazał się nad głowami „Zduna” i Okrzei niezbyt wielki czerwony sztandar z napisem „PPS”. „Precz z wojną i caratem.” „Niech żyje Wolny Polski Lud!” Na widok czerwonego sztandaru cała masa rzuciła się ku niemu, zgarniając za sobą i niechcących wziąć udziału w manifestacji.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Zaledwie pochód ze sztandarem uszedł 15–20 kroków, jak z bramy ulicy Bagno i rogu placu Grzybowskiego wypadło 70–80 policjantów, wśród których rozległa się komenda pomocnika komisarza: „Szaszki won” [Szable w dłoń]. Nad czarną chmarą policjantów momentalnie zabłyszczały w powietrzu gołe szable. Policjanci rzucili się pędem w stronę czerwonego sztandaru, lecz zwarta masa, która znalazła się między sztandarem a policjantami, powstrzymywała ich bieg. Policjanci, grożąc szablami, torowali sobie drogę do sztandaru, który też posuwał się w stronę napastników.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
O godzinie 2.30 [14.30] przyjechał przed kościół policmajster [Karl] Nolken i mówił do więźniów w kościele: „Dlaczego nie chcecie wychodzić z kościoła?”. Odpowiadano, że z obawy bicia ze strony policji. Nolken rozmawiał dość długo z księdzem i znów zwrócił się do więźniów: „Wychodźcie, nikt was bić nie będzie!”. Gdy paru ludzi wyszło, policja ich biła zaraz na schodach w najokrutniejszy sposób. „Daję wam słowo honoru, że nikt was bić nie będzie, wychodźcie!” — powtarzał Nolken. Wówczas naród zaczął wychodzić w obecności Nolkena i księdza, który wychodzących błogosławił. Wyszło ze dwieście ludzi, którzy zostali otoczeni przez wojsko, kozaków i policję.
[...] Nolken kazał zamknąć drzwi kościelne, aby pozostali w kościele nie widzieli tego widowiska. Wypuszczonych niby formowano w szeregi, aby przy tej sposobności móc się pastwić nad nimi. W liczbie wyprowadzonych z kościoła było do 80 dzieci, lat od 6 do 10 i około 30 starych nędzarzy, którzy prosili o jałmużnę przed kościołem. Kobiety ciągnięto w szeregi za włosy, kopano nogami, bito kolbami..., dzieci kopano w twarz, piersi i gdzie popadło. Bito kolbami, płazem szabli, kopano nogami... każdego, kto tylko był pod ręką. I tak pastwiono się nad nimi przez całą drogę, aż wpędzono ich na podwórze ratuszowe. W ten sam sposób przeprowadzono wszystkich aresztowanych w kościele na podwórze ratuszowe, gdzie ich trzymano przez całą noc. Ostatnia partia była przeprowadzona o godz[inie] 22.30 wieczór.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Wszystkich aresztowanych w kościele było 600. Gdy już wszystkich wyprowadzono z kościoła, urządzono w nim ścisłą rewizję, podczas której znaleziono 14 rewolwerów. Gdy po mieście rozeszła się wiadomość o ludziach aresztowanych w kościele, wtedy niemal cała ludność Warszawy wyległa na ulice i każdy starał się podejść jak najbliżej placu Grzybowskiego. Wszystkie ulice przepełnione były wojskiem wszelkiej kategorii, które groziło i rozganiało gapiów. Żołnierze spełnili rozkaz i od tych salw padło trupem na miejscu 8 przechodniów, w tej liczbie jeden członek PPS dzielnicy „Praga” [...]. Pod kościołem policja zabiła dwie staruszki żebraczki i jedno dziecko. Wszystkiego było zabitych ze strony publiczności 11 osób. Trupy policja pozwoziła do bramy VIII cyrkułu i kazała przypatrywać się im publiczności. Ze strony policji było zabitych 3 i 14 rannych. Wieczorem sprowadzono na plac Grzybowski dwie armaty polowe.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Napisaną odezwę rano w sobotę 28 stycznia 1905 r. zawiozłem do Warszawy na Wilczą pod nr 63 do znajomego studenta wydziału górniczego Politechniki Warszawskiej — Jana Lickindorfa, którego żona Maria [...] szybko przepisała odezwę na maszynie. [...] Odbiliśmy około 40 sztuk na hektografie. Paczkę odezw odwiozłem do cukierni na rogu Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej, gdzie czekała już na nie tow. Janina Sikorska [...]. Dorożkę, którą Sikorska jechała do warsztatów kolejowych (na Nowym Bródnie), siedmiokrotnie zatrzymywały strajkujące tłumy, wyległe na ulicy, zmuszając p. S[ikorską] do ciągłego wysiadania. Mimo tych przeszkód p. Sikorska w porę dobiegła do portierni Głównych Warsztatów Kolejowych na Nowym Bródnie, gdzie była gorąco oczekiwana przez Józefa Zaleskiego i oddała mu odezwy.
Po otrzymaniu odezw Sternet i Zaleski natychmiast dali sygnał gwizdkiem i warsztaty stanęły. Po wysypaniu się tłumu robotników z warsztatów i po wyjściu do nich naczelnika inż. Kowalewskiego (Rosjanina) była mu odczytana przez Sterneta odezwa z żądaniami.
Strajk się rozpoczął.
Warszawa, 28 stycznia
Kartka z dziejów strajku kolejowego w r. 1905, [w:] „Niepodległość”, t. XIII, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Nazajutrz rano obudziły mnie strzały. Przed domem przy ulicy Sosnowej nr 1 leżał jakiś zabity człowiek. Jak się okazało, patrol wojskowy bez ostrzeżenia dał salwę do gromadzącego się tłumu. Wyszedłem na miasto około 11.00. [...] Na ulicach po sprowadzeniu wojska panowała taka atmosfera terroru, że o wielkich manifestacjach nie podobna było marzyć. Na rogu Trębackiej stało wojsko z karabinami maszynowymi, które widziałem wówczas po raz pierwszy w życiu.
Nagle jakiś tłum wtargnął na Nowy Świat i zaczął rabować sklepy — zwłaszcza rosyjskie [...]. Widać było od pierwszego wejrzenia, że jest to tłum niezorganizowany. Byli tam ludzie, którym się wydawało, że jest to czyn patriotyczny i ci w ten sposób tłumaczyli swój postępek, powołując się między innymi na zamazywanie w całym mieście, poczynając od soboty, szyldów i napisów rosyjskich. Do tłumu przyłączyły się jednak gromady mętów społecznych i zawodowych rzezimieszków. [...]
Gdy skręciłem na Chmielną, rozległ sie krzyk, a po chwili środkiem ulicy poczęli uciekać różni ludzie, z których kilku trzymało w ręku skradzione buty. Za nimi dążył w cwał oddział lejb-gwardii z dobytymi szablami. Chciałem wejść do bramy, ale wszystkie bramy z rozkazu policji były zamknięte przez stróżów. Po przebiegnięciu huzarów wszystko na chwilę się uspokoiło.
Nagle, gdy już ulica opustoszała, wpadło w ulicę Chmielną jeszcze dwóch huzarów na koniach. Jeden z nich wymachiwał szablą na prawo i lewo, szukając urojonego wroga. W ostatniej chwili, mając zamkniętą bramę, wcisnąłem się we framugę koło rynny i w ten sposób uniknąłem niechybnej śmierci, gdyż huzar ciął straszliwie. [...] Szabla świstała o jeden cal nad głową. Huzar chciał poprawić cios, ale koń uniósł go szybko. Wycofałem się szybko z tej ulicy, która stałą się istną pułapką i wróciłem na obiad do domu.
Warszawa, 29 stycznia
Wspomnienia z „krwawej niedzieli” 29.01.1905 r., [w:] „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, nr 4/12, październik–listopad–grudzień 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Między 3[.00] a 4[.00] wyszedłem z domu. Już szarzało. Na ulicach było ciasno. Gdzieś na peryferiach miasta manifestowali robotnicy, ale na ulicach śródmieścia wróg panował niepodzielnie. Bezustannie krążyli ulicą Marszałkowską na przemian ułani, kozacy, dragoni i huzarzy.
Publiczność śródmieścia nie wychylała nosa ze swych mieszkań. Warszawa była w ręku wojska rosyjskiego.
Gdy idąc Marszałkowską od Złotej, zbliżyłem się do Chmielnej, nagle zauważyłem na rogu Chmielnej i Marszałkowskiej dwóch robotników z noszami. Podszedłem i ze zgrozą zobaczyłem na noszach zwłoki zabitego Karola Dzierzbickiego. Od niosących dowiedziałem się, że mój kolega zginął na rogu Chmielnej i Brackiej od kuli kozackiej.
Robotnicy wiedzieli już, dokąd mają nieść zwłoki — do mieszkania rodziny Dzierzbickich przy ulicy Marszałkowskiej 56. Przyszedłem im z pomocą w tej ciężkiej i bolesnej powinności. Po drodze nie zaczepił nas nikt z wojska ani z policji. Spotykaliśmy się natomiast ze strony publiczności z objawami gorącego współczucia. Jakaś sprzedawczyni gazet podeszła, a zobaczywszy mundur studencki, zaczęła głośno zawodzić: „O mój Boże! Taki młody! Taki wykształcony! Strzelają, zabijają te psubraty!”. [...]
Wracałem z mieszkania Dzierzbickich pełen przygnębienia. [...] Tu i ówdzie na bocznych ulicach widać było łunę. To robotnicy PPS-owcy niszczyli, a czasem i podpalali rządowe sklepy monopolowe, wylewając wódkę na bruk. Już się dobrze ściemniło. Ciemności uliczne były rozjaśniane jedynie przez ogniska, jakie na rogach niektórych ulic rozpalali kozacy, ratując się przed dotkliwym mrozem. [...] Gdy się rozległy pieśni kozackie, tak nie licujące z tragizmem tej strasznej doby, miało się wrażenie, że jest się gdzieś na pograniczu Azji, a nie w Warszawie, tak do niedawna wesołej i beztroskiej.
Warszawa, 29 stycznia
Wspomnienia z „krwawej niedzieli” 29.01.1905 r., [w:] „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, nr 4/12, październik–listopad–grudzień 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Szanowny, Drogi Panie.
Tak już dawno zbierałem się pisać, że zdołałem zgromadzić materiału na tom w stu stronicach. Tymczasem życie nas batem pędzi: poprzewracały się wszystkie ustalone formy życia, wszystkie zajęcia, a nawet wyobrażenia. Nie wiem, czy do Drogiego Pana dochodzą odgłosy tego, co się dzieje w Królestwie i w Rosji. Wkrótce po tym liście zjawi się w Lovranie p. Michał Sokolnicki [działacz PPS], młody historyk, polityk i esteta. On żywym słowem wyjaśni mnóstwo zjawisk, przekręconych lub pominiętych przez gazety. Oprócz tego przedstawi pewien określony program działań na najbliższy czas i podda go pod sąd i orzeczenie szanownego Pana. [chodzi o apel do społeczeństwa o zbieranie pieniędzy na broń dla przyszłej powstańczej armii polskiej] Nie mogę tutaj ze względu na krótkość czasu i nawał roboty rozpisywać się o tym wszystkim, zresztą byłoby to zbyteczne – wobec żywego przedstawienia, które uczyni pan Sokolnicki. Co do mnie, to mam szczery zamiar udania się w pierwszych dniach maja do Królestwa. Oczekujemy tu wszyscy przyjazdu Drogiego Pana. Wytworzyły się nowe światy, wypłynęły nowe roty ludzi, ocknęły się olbrzymie i święte idee. We wszystkim czuć drgnienie nowego życia.
Zakopane, zabór austriacki, ok. 1 marca
Stefan Żeromski, Listy 1905–1912, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, t. 37, pod red. Zbigniewa Golińskiego, Warszawa 2006.
Zaimprowizowano zebranie na wzgórzu. Przyszli socjaliści [Polska Partia Socjalistyczna], przyszła i Narodowa Demokracja, z inteligencją miejscową i starym działaczem, chłopem Poniatowskim na czele. Endecy przemawiali hamująco, przestrzegali przed rozpętaniem ruchu. Prawili dużo o jedności narodowej. Świetnie się rozprawił z nimi Daniłowski, który dowodził, że jedność działania rewolucyjnego jest najlepszą formą jedności narodowej. „Patrz — mówił — jak wszystko w kraju stanęło na jedno skinienie, gotowe do walki z caratem. Do takiej jedności czynu was wzywamy.”
A potem przemawiał [Stefan] Żeromski. [...] Gromił ugodę i słabość, nawoływał do ofiarnego czynu. Przypominał, że masy pracujące — robotnicze i chłopskie — są narodem, a poza tym narodem pozostanie tylko garstka zdrajców i zaprzańców. „Kto chce walki o niepodległość i lepszą przyszłość narodu, ten pójdzie z nami — za czerwonym sztandarem!”
I tłum za przewodem Żeromskiego opuścił wzgórze, śpiewając „Czerwony Sztandar” […]. Na wzgórzu pozostała mała garstka zwolenników Narodowej Demokracji.
Nałęczów, 1 listopada
Jan Krzesławski, Stefan Żeromski podczas rewolucji 1905 roku, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, t. III, nr 1 (9), styczeń–luty–marzec 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
29 listopada w domu Żeromskich obchodzono rocznicę listopadową. Żeromski prosił mnie o wygłoszenie historycznego odczytu. Pokój, przedsionek, krużganki były zapełnione chłopami. Żeromski wygłosił najpierw krótkie przemówienie, następnie odczytał z namaszczeniem manifest Towarzystwa Demokratycznego, po czym udzielił mi głosu. Na sali zapanował nastrój rewolucyjny. Wreszcie znany działacz ludowy Kazimierz Dulęba [...] zaintonował pieśń Armaty pod Stoczkiem, zmieniając ją trochę. [...] „My, chłopi, nie znamy wiedeńskich traktatów...”
Tłum włościański, złożony z paruset PPS-owców i ludowców z okolicy, podchwycił tę pieśń przy pierwszej strofie. Później odśpiewano Czerwony Sztandar.
Nałęczów, 29 listopada
Jan Krzesławski, Stefan Żeromski podczas rewolucji 1905 roku, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, t. III, nr 1 (9), styczeń–luty–marzec 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Nadeszła chwila stanowcza... Przeszło siedem tygodni minęło od chwili, gdy zbroczony krwią robotniczą, przyparty do muru carat, chcąc choć na chwilę uratować swą władzę, wydał sławetny, oszukańczy, obliczony na łatwowierność ludu Manifest 30 października. W ciągu ubiegłych siedmiu tygodni to wszystko, co lud w drodze walki zdobył, rząd starał się obrócić wniwecz. Nietykalność osobista, wolność słowa, zgromadzeń i związków pozostały na papierze, a carat po dawnemu rozstrzeliwał, mordował i więził ludzi, pisma konfiskował i zawieszał, zgromadzenia rozpędzał siłą zbrojną, do tworzenia się związków nie dopuszczał, a na wszelkie protesty miał jedyną odpowiedź: kule, bagnety i nahaje, których nigdy dla ludu robotniczego nie żałował. [...]
Następuje chwila przełomowa. Przypuszczamy ponowny szturm do twierdzy caratu. Wytężmy wszystkie siły, aby ten szturm był ostatni. Do walki, towarzysze! Niech cały proletariat jak jeden mąż powstanie, by skruszyć kajdany! Do strajku, robotnicy! Niech na każdym polu pracy grobowa zalegnie cisza, niech ustanie wszelki ruch, niech staną wszystkie fabryki, warsztaty. Jednocześnie z proletariatem Polski do walki tej występuje proletariat całej Rosji.
Towarzysze! Przystępujemy do walki decydującej. Hasłem naszym w walce tej jest obalenie caratu, zaprowadzenie ludowych rządów rewolucyjnych i zwołanie do Petersburga i Warszawy zgromadzeń ustawodawczych, wybranych przez lud bez różnicy płci, wyznania i narodowości na podstawie powszechnego, równego, bezpośredniego i tajnego głosowania. W imię tych haseł rozpoczynamy strajk powszechny.
W ostatniej chwili otrzymaliśmy wiadomość o ponownym wprowadzeniu stanu wojennego. Rząd mobilizuje wszystkie swoje siły. Następuje chwila stanowcza, atak ostateczny. [...]
Do walki więc, towarzysze! Do walki o wolność! Niech żyje strajk powszechny! Niech żyje rewolucja!
Warszawa, 22 grudnia
Archiwum Zakładu Historii Partii 11/II/8 poz. 31, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Trzydzieści lat ciągłej a nieustannej walki pod sztandarem socjalizmu wydało pożądany plon. Rząd carski, który się dotąd utrzymywał przy władzy siłą brutalną, fałszem, szalbierstwem, stanął na brzegu przepaści, w którą lada chwila runie. [...]
Chwila to przełomowa. Bierność w takiej chwili jest zbrodnią. Wszystkie sfery społeczeństwa winny wziąć udział w tej walce, pomnąc, że w chwili rewolucji, kto nie z nami, ten przeciwko nam.
I Przystąpić do powszechnego w całym kraju strajku.
Niech staną wszystkie fabryki, zakłady przemysłowe, warsztaty, wszystkie koleje, telegrafy, telefony i inne środki komunikacji, tramwaje i w ogóle ruch kołowy. [...]
II Odmawiać płacenia wykupnych i wszelkich innych opłat skarbowych.
Żądać przy wszystkich transakcjach i przy wypłacaniu zarobków i pensji wypłaty w złocie, a przy sumach niżej pięciu rubli — w brzęczącej monecie pełnej wagi. [...]
III Odmawiać pełnienia powinności wojskowej.
Rekruci nowo zaciężeni oraz, w razie powołania, rezerwiści nie stawiają się do wojska. W razie gwałtu i przymusu uzbrojeni obywatele stają w obronie napastowanych. [...]
IV Dla obrony życia i mienia obywateli od napaści jeszcze posłusznego caratowi wojska, policji i rabusiów organizuje się milicja i samoobrona w każdym domu.
V Po wsiach i miastach ustanawia się samorząd rewolucyjny, a wraz z tym usuwa się wszystkich urzędników mianowanych przez carat, a na ich miejsce lud rewolucyjny mianuje nowych.
Więzienia, po wypuszczeniu na wolność więźniów politycznych, przechodzą pod zarząd nowo mianowanych przez lud rewolucyjny urzędników. [...]
VI Konfiskacie ulegają kasy państwowe, wszelka własność rządu carskiego, dobra państwowe, dobra cara i jego rodziny, majoraty oraz fabryki zamknięte przez fabrykantów w celu ogłodzenia pracujących.
VII Każdy obywatel wsi i miasta ma być opodatkowany na rzecz rewolucji. [...]
Manifest powyższy wykonany będzie przez ogół obywateli. Wykonany być musi przez ogół, albowiem ogół organizuje w sensie walki rewolucyjnej.
Będzie też wykonany przez żołnierzy w niewoli carskiej pozostających. [...] Żołnierze z bronią w ręku znajdą się w szeregach walczącej rewolucji. A gdy stanie jedność ludu i żołnierzy — nie ma już caratu!
26 grudnia
„Robotnik”, nr 68, z 26 grudnia 1905.
Towarzysze!
Dnia 27 listopada Warszawski Komitet Robotniczy powziął 8 głosów przeciwko 4 następującą uchwałę:
„WKR, wysłuchawszy sprawozdania ze Zjazdu i sprzecznych informacji udzielanych mu przez przeciwników Zjazdu, stwierdza, że IX Zjazd nie był frakcyjnym, lecz był normalnym Zjazdem partyjnym i uchwały jego są obowiązujące dla wszystkich członków partii.”
Towarzysze! Wystąpienie grupy członków ze zjazdu i ogłoszenie się przez tę grupę za Frakcją Rewolucyjną już samo przez się rzuca światło na całą sprawę.
Zjazd, zwołany zgodnie z Ustawą partyjną, składający się z wybranych przez ogół towarzyszy przedstawicieli, jest najwyższą władzą partyjną. Grupa członków tego zjazdu, nie zgadzająca się z powziętymi na zjeździe uchwałami, mogła była, zgodnie z Ustawą, zażądać zwołania nowego zjazdu dla ponownego rozpatrzenia powziętych uchwał. Nie zrobiła tego, ogłosiła się za Frakcję, zagarnęła majątek partyjny, wybrała swój Komitet Centralny, naznaczyła Komitet Warszawski, wreszcie posunęła się tak daleko, że ośmieliła się wydać nr 200 Robotnika, a po tym wszystkim członkowie tej Frakcji, nachodząc nasze zebrania i tumaniąc mniej świadomych towarzyszy, odważają się twierdzić, że nie chcą oni rozłamu, że należą w dalszym ciągu do jednej i tej samej partii. [...]
Towarzysze! Zdrowy rozum wskazuje, że nie można, będąc w jednej i tej samej partii, słuchać rozporządzeń dwóch centralnych komitetów lub dwóch warszawskich komitetów robotniczych, że nie można, będąc w partii, wydawać pism i odezw potępiających jej działalność. Ci, którzy czyniąc to, usiłują was przekonać, że dążą do utrzymania jedności w partii, że są jeszcze i chcą nadal pozostać jej członkami, bałamucą was. Chcą oni w ten sposób zyskać posłuch wśród mas, chcą uzyskać sobie wstęp do naszych zorganizowanych szeregów, by móc wnosić w nie rozłam i dla Frakcji swojej zdobywać zwolenników. [...]
Nie możemy pozwalać na próby nieliczenia się w naszych wystąpieniach rewolucyjnych z całością ruchu rewolucyjnego w Rosji, bo zwycięstwo dla nas może być tylko we wspólnej walce z caratem.
Nie możemy tworzyć tajnego wojska dla zdobycia niepodległej Polski, nie możemy jedynie dla utrzymania owej zakonspirowanej armii mordować żołnierzy.
Natomiast będziemy prowadzić energiczną akcję terrorystyczną, wymierzoną przeciwko szkodliwym jednostkom rządowym, będziemy usuwać z drogi masowego ruchu wszystko, co tamuje jego rozwój. [...]
Niech żyje rewolucja!
Niech żyje socjalizm!
Warszawa, 7 grudnia
Biblioteka Narodowa Druki ul. A I 1(342), [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Towarzysze! Robotnicy!
Ukazał się dokument niebywały w dziejach naszego ruchu robotniczego.
Centralny Komitet Frakcji Rewolucyjnej ogłosił w specjalnej odezwie, że rozwiązuje całą swą organizację łódzką na skutek tego, że „nastąpiło takie straszne obniżenie moralne całej organizacji łódzkiej (Frakcji), że odróżnić w organizacji bandytę od niebandyty nie było sposobu” [...].
Gdyby Centralny Komitet Frakcji poprzestał na takim śmiałym ujawnieniu choroby i radykalnej amputacji własnej organizacji, już i wtedy fakt ten byłby znamienny i pouczający — i partie socjalistyczne musiałyby wyciągnąć zeń wnioski, rozpatrzyć i zbadać przyczyny zgangrenowania całej organizacji.
Lecz CK Frakcji uczynił o wiele więcej: po błędnej i nieudanej próbie wytłumaczenia tak smutnego zjawiska odezwa Frakcji szuka winowajców nie tam, gdzie naprawdę ich szukać należy, pomija skutki zgubnej swej taktyki, natomiast oskarża cały proletariat łódzki o bandytyzm, mówi o „zdeprawowaniu robotnika łódzkiego” [...].
Jakim więc prawem oskarża Frakcja nie siebie, lecz cały proletariat łódzki? [...] Dobrze się stało, że Frakcja sama rozwiązała swą organizację łódzką, że męty społeczne nie będą nadal brukały sztandaru socjalistycznego, nie będą znajdowały oparcia w tej organizacji, zaliczającej siebie i poczytywanej przez wielu za organizację socjalistyczną. Ale źle się stało, że Frakcja nie zdobyła się na większą jeszcze odwagę, na odwagę powiedzenia prawdy samej sobie... Źle, bo rzucając oszczerstwo na cały proletariat łódzki, dała do ręki broń wrogom proletariatu.
Łódź, 15 listopada
Archiwum Zakładu Historii Partii 14/III — 3/1907, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Towarzysze! Robotnicy!
[...] Robotników wieszają i mordują setkami. Robotnikami zapełniają więzienia i etapy. Dawno zapomniane szlaki emigracji polskiej — na wschodzie i zachodzie — zaroiły się tłumami wygnańców-robotników. Na robotników wreszcie pada najcięższe brzemię kryzysu i braku pracy [...].
Z osłabienia klasy robotniczej skorzystał przede wszystkim rząd carski. Rzucił się z zapamiętałą wściekłością i nienawiścią na śmiertelnych swych wrogów — na proletariat. Mści się... Za rządem i ręka w rękę z nim poszli fabrykanci, poszła cała burżuazja. [...] Samowładca łódzki Kaznakow rozstrzeliwa ludzi bez sądu, setkami więzi i wysyła. Odbywa narady z fabrykantami, którzy kieszeń swą, szczelnie zamkniętą dla robotników, szeroko otwierają dla niego. Niby to dla walki z bandytyzmem ofiarowują setki tysięcy rubli na powiększenie policji [...].
Sterroryzowany, osłabiony przez nieustanne walki trzyletnie, a jeszcze bardziej przez działalność organizacji „narodowych” i „chrześcijan” — robotnik łódzki milczy i pokornie poddaje się ukazom Kaznakowa. Fabrykanci zacierają ręce z radości i zaczynają się szykować do walnego ataku. [...]
Za Łodzią idzie Warszawa, pójdzie niezawodnie kraj cały. Skałon naśladuje Kaznakowa. Już od pewnego czasu każdy strajk, każda próba stawiania żądań powoduje masowe areszty wśród kierowników ruchu strajkowego. [...]
Wreszcie Skałon [rosyjski generał-gubernator Warszawy] ogłasza ukaz zakazujący wszelkich narad robotniczych po fabrykach, uniemożliwiający wszelką działalność partii robotniczych, wszelką samoobronę. Ze wzrostem represji zaczynają się też „ruszać” fabrykanci warszawscy. [...]
[...] Będzie coraz gorzej! Musimy to wypowiedzieć otwarcie; jeżeli robotnicy nie otrząsną się z odrętwienia, [...] szybko powrócą dawne, tak miłe sercom fabrykanckim czasy!
Zapobiec dalszemu szerzeniu się reakcji, dalszemu wzmaganiu się ucisku możemy my sami, towarzysze! [...] Pokażmy, że solidarność nasza, opór i zaciętość w walce posiadają nie kruchość szkła, lecz hart stali. [...] Skałon zakazuje nam narad zbiorowych — odpowiedzią na to niech będą tysiące narad i wieców fabrycznych! Niech we wszystkich fabrykach w kraju rozlegnie się potężny okrzyk protestu, niech zobaczą zbiry, że śmieszne ich zarządzenia, bezsilne, by nam przeszkodzić... Aresztują nas gromadnie po fabrykach — niech każdy areszt wywoła protest i wrzenie, niech każdy aresztowany ma pewność, że towarzysze pracy nie zapomną o nim i o jego rodzinie! [...]
Robotnicy! Chwila jest groźna i poważna! Do oporu, do protestu, do walki!
Warszawa, 30 listopada
Archiwum Zakładu Historii Partii 14/II — 1907/1, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Normalny dalszy rozwój ruchu robotniczego został zagrożony... Kwestią życia lub śmierci staje się potrzeba odbudowy, potrzeba nowych, twórczych wysiłków dla odnowy całego życia partyjnego. Najpilniejszym zadaniem chwili jest ocknienie, ożywienie naszej organizacji, wkroczenie na szeroką drogę życia partyjnego, na drogę utartą przez ruch robotniczy Europy zachodniej, stworzenie tego ruchu. [...]
Najgłówniejszą zdobyczą rewolucji [...] jest niewątpliwie masowość naszego ruchu i jawność życia organizacyjnego. Te dwie strony stanowią podstawę nowoczesnego ruchu robotniczego w ogóle, są najcharakterystyczniejszą cechą nowożytnej polityki partii socjalistycznych. Muszą i dla nas stać się podstawą wszelkiej przyszłej pracy organizacyjnej. Pomimo nielegalnego istnienia nie możemy się dziś cofać do okresu przedrewolucyjnego. Powrót do podziemi — to śmierć. Musimy wyjść na światło dzienne, musimy żyć jawnym, szerokim życiem, musimy je zdobyć... [...]
Żywotność partyjnego życia polega [...] na bezpośrednim, jak najściślejszym zespole z masowym ruchem, z całokształtem życia robotniczego. Praktyczne zadanie, leżące na organizacji, a wynikające z powyższego, będzie, aby ogół towarzyszy zrzeszonych w koła partyjne brał czynny udział we wszystkich przejawach życia publicznego i partyjnego, co wymaga przede wszystkim stałego, systematycznego zbierania się tych kół dla omawiania spraw bieżących, organizacyjnych i politycznych, dla dyskusji nad sprawami taktyki i polityki partyjnej. [...]
Każde koło organizacyjne powinno regularnie się zbierać i mieć pośród siebie swego przewodniczącego, sekretarza, skarbnika i kolportera [...]. Na zebraniach kół omawia się wszystkie sprawy przekazane przez komitety dzielnicowe czy lokalne i uchwala wnioski w tych sprawach. [...]
Nerwami i mózgiem partii stać się musi [...] prasa partyjna, która pozostać musi nielegalna przynajmniej w swej części politycznej póty, póki proletariat nie wywalczy warunków legalnego istnienia dla swej partii i swojej prasy. [...] Fundusze swe partia socjalistyczna może czerpać jedynie z drobnych ofiar robotniczych. Pomimo kryzysu, pomimo obarczania proletariatu wielorakimi składkami, pomimo konieczności wspierania tysięcy aresztowanych towarzyszy i ich rodzin — podatek partyjny musi regularnie wpływać do kas partyjnych. [...]
Ofiarna, energiczna i samodzielna praca oraz regularne składanie podatku partyjnego — oto czego dziś żądamy od wszystkich bez wyjątku członków naszej organizacji [...].
Warszawa, 18 grudnia
Archiwum Zakładu Historii Partii 14/II — 1907/12, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Szanowni Towarzysze!
Zmuszeni jesteśmy zająć Waszą uwagę sprawą stosunku Waszej partii do nas.
W roku 1904 partia Wasza, uchwaliwszy moralny sojusz z PPS, jednocześnie uznała za swój obowiązek współdziałanie zjednoczeniu socjalistycznemu w Królestwie; kiedy w końcu 1906 r. grupa delegatów na IX Zjazd PPS Zjazd ten opuściła i ukonstytuowała się jako odrębna partia pod nazwą Frakcji Rewolucyjnej PPS, Egzekutywa Waszej partii ogłosiła publicznie neutralność wobec „obu frakcji dawnej PPS”. Neutralność taką ogłosiła również redakcja „Naprzodu” .
W rzeczywistości organa wykonawcze partii Waszej neutralność na każdym kroku łamały, służyły wyłącznie i jedynie Frakcji Rewolucyjnej, z nami zaś prowadziły systematyczną walkę.
Zarzucamy Waszemu organowi centralnemu, że fałszywie Was informował o sprawach Królestwa, że w szczególności dawał obraz ruchu socjalistycznego pełen luk i spaczeń [...].
Centralny organ Waszej partii rozstrzygał po swojemu i kategorycznie wszystkie najtrudniejsze i najbardziej sporne sprawy taktyczne naszej rewolucyjnej walki. [...] Kiedy wszystkie organizacje w Królestwie (PPS, SD i Bund), z wyjątkiem jednej Frakcji, brały udział w wyborach, „Naprzód” piętnował tę taktykę jako „bałamutną”. [...]
Nie wydrukował i zlekceważył protest nadesłany przez łódzki komitet naszej partii z powodu lekkomyślnie zamieszczonego w „Naprzodzie” oskarżenia całego proletariatu łódzkiego o bandytyzm i nawoływania wszystkich partii socjalistycznych w Łodzi do rozwiązania swoich organizacji, jakoby zagrożonych zarazą bandytyzmu. [...]
Na jedno jeszcze musimy położyć nacisk. Nie idzie nam o przenoszenie naszych sporów programowo-taktycznych do Was. Wprost przeciwnie. Idzie właśnie o to, żebyście Wy, jako partia, sporów tych Waszym w nim udziałem nie zaogniali.
Zależy nam na bratnim sojuszu z partią Waszą, ale na sojuszu rzeczywistym, nie fikcyjnym. A warunkiem naczelnym rzetelności tego sojuszu jest, żebyście, jako partia zjednoczona, obejmująca wszystkie żywioły socjalistyczne w zaborze austriackim, zachowywali zupełną neutralność i bezstronność w stosunku do wszystkich prądów programowych i taktycznych w Królestwie.
Warszawa, 31 maja
Archiwum Zespołu Historii Partii 14/II — 1908/5, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Dwie partie: Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy i Polska Partia Socjalistyczna (Lewica) połączyły się w jedną Komunistyczną Partię Robotniczą Polski, która wzywa Was pod swój sztandar walki o dyktaturę proletariatu, o rewolucję socjalną.
Pod tym sztandarem zjednoczyły się obie partie w chwili, gdy w całej Europie pękają wiązania państw kapitalistycznych, a proletariat walczy o zdobycie władzy, aby na gruzach starego świata wyzysku i ucisku budować świat nowy, na własności socjalistycznej, na wolności i braterstwie oparty. Połączyła nas jasność zadań, które dziś stoją przed klasą robotniczą.
[…]
Z polskiej klasy robotniczej spadły więzy okupacji. Burżuazja polska straciła najsilniejsze narzędzie swego ucisku klasowego. Ale to rozluźnienie naszych pęt zawdzięczamy nie rewolucji w Polsce, lecz rewolucji rosyjskiej i niemieckiej. Dlatego grożą nam wciąż nowe wściekłe ataki kontrrewolucji burżuazyjnej, którą coraz bardziej rozzuchwala ugodowość rządu Piłsudskich i Moraczewskich, zdradzających na każdym kroku interesy ludu.
Jeżeli nie chcemy, by nas zakuto w nowe kajdany, musimy rozpalić w Polsce własną rewolucję, zburzyć panowanie burżuazji, zdobyć władzę dla Rad Delegatów Robotniczych.
Rzuciliśmy hasło tworzenia w Polsce Rad Delegatów Robotniczych miast i wsi w niezłomnym przekonaniu, że staną się organem walki szerokich mas proletariatu. Przeciw klasom burżuazyjnym, łączącym się z międzynarodową imperialistyczną kontrrewolucją, niechaj stanie zwarta siła klasy robotniczej, ramię w ramię z socjalistyczną Rosją i z rewolucyjnym proletariatem wszystkich krajów.
Niech żyje międzynarodowa walka rewolucyjna!
Niech żyje dyktatura proletariatu!
Niech żyje rewolucja socjalna!
Warszawa, 15 grudnia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Zważywszy na konieczność bezpośredniego i zorganizowanego udziału proletariatu miasta i wsi w tworzeniu nowego ładu w Polsce, PPS uznaje za niezbędne tworzenie we wszystkich ośrodkach Rad Delegatów Robotniczych.
Rząd Ludowy będący wyrazem władzy ludu pracującego wsi i miasta, powinien oprzeć się o Rady Del[egatów] Robotniczo-Włościańskich z nimi współdziałających i wspólnie ponoszących odpowiedzialność.
PPS uważa, iż Rząd Ludowy musi rozporządzać aparatem organizacyjno wykonawczym, lecz także na instytucjach robotniczych, którymi są i mogą być Rady Del[egatów] Rob[lotniczych] i Włość[iańskich]. Rady poza swą rolą opiniodawczą i inicjatorską muszą się stać organem pomocniczym w realizacji rozporządzeń, dekretów i zamierzeń Rządu Ludowego.
Zadaniem Rad Del[egatów] Rob[lotniczych] powinno być: współdziałanie z Rządem Ludowym w następujących dziedzinach życia gospodarczego: w normowaniu wytwórczości przemysłowej i w uporządkowaniu gospodarki miejskiej i wiejskiej, w zaprowiantowaniu miasta i wsi oraz w walce ze spekulacją i paskarstwem. […]
Ponieważ w pracy przy budowie nowego życia niezbędnym jest współdziałanie z proletariatem miejskim i wiejskim zawodowej pracującej inteligencji, PPS wzywa demokratyczną i uznającą władzę ludu inteligencję do wstępowania i współpracy z Radami Delegatów Robotniczych.
We współpracy tej PPS widzi gwarancje szybkiego, umiejętnego i owocnego odbudowania Polski na nowych zasadach.
Warszawa, 14 stycznia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Motywy zmiany gabinetu były następujące:
Brak środków technicznych i brak możności wytworzenia ich w Polsce zmuszał w polityce zewnętrznej skierować wszystkie wysiłki w kierunku uzyskania od Ententy pomocy pieniężnej, aprowizacyjnej i uzyskania od niej broni.
Cel ten najłatwiej mógł być uzyskany przez ugodę z narodową demokracją.
W polityce wewnętrznej chodziło mi o to, by doprowadzić do sejmu bez zbyt ostrej formy walk wewnętrznych, które by mogły doprowadzić do krwi rozlewu.
Cel ten mógł być osiągnięty przez oparcie się na części lewicy (ludowcy – PPS), co wywołało podział całej lewicy społecznej na dwa obozy i osłabiło siłę jej uderzeń opozycyjnych.
Trudność polegała na utrzymaniu zgodności i równoległości tych dwóch linii, jednej wychylającej się z konieczności polityki zewnętrznej na prawo, drugiej wychylającej się w polityce wewnętrznej na lewo.
Trudności spiętrzyły się, gdy wbrew poprzednim przewidywaniom moim, że Niemcy dopiero w marcu poczną opuszczać swoje tereny okupacyjne Oberostu, ruch ewakuacyjny rozpoczął się o wiele wcześniej i niebezpieczeństwo wskutek tego inwazji bolszewickiej stało się jak najbardziej bliskie. Ustępujący ze Wschodu Niemcy nie są wcale rozbici i zdemoralizowani, owszem stanowią siłę, z którą trzeba się poważnie liczyć. Współdziałają oni z bolszewikami i Polskę czeka konieczność wojny z tym sojuszem niemiecko-bolszewickim, wojny, którą jedynie Polska w całej Europie musi wziąć realnie na swoje barki.
Wszystkie te fakty sprawiły, że kwestia pomocy Ententy stała się sprawą jak najbardziej palącą i stąd konieczność gabinetu Paderewskiego, przez którego, jak liczę, pomoc ta będzie mogła być uzyskana.
[...]
Katastrofalny brak amunicji, zwłaszcza niemieckiej, a przede wszystkim zupełna pustka kasy państwowej zmusiła mnie do przyśpieszenia decyzji w sprawie gabinetu fachowego. Dotychczasowy gabinet w sposób zupełnie nieopatrzny nie postarał się o możności techniczne wybijania nowych banknotów i w ostatniej chwili, gdy katastrofa finansowa już zawisła, przekonał się, że wybijanie monety może być uruchomione dopiero w połowie lutego. Poznańczycy, którzy mają w zanadrzu miliony, nie chcieli pieniędzy tych oddać do dyspozycji gabinetu Moraczewskiego.
Obecny gabinet fachowy ma przede wszystkim ułatwić uzyskanie pomocy od Ententy, która jak dotychczas obiecuje ją, ale w stopniu niedostatecznym. Po drugie, ma wybrnąć z sytuacji finansowej.
Warszawa, 17 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Skazanie pracującej ludności na śmierć głodową miało miejsce wtedy, gdy całe wystawy były zawalone bułkami i chlebem, nabycie których było i jest możliwe tylko dla ludzi zamożnych. Zarząd Miasta, wczuwając się w nastrój głodnych mas, które były pchane głodem do rozruchów, rabunków, postanowił skupować mąkę po paserskich cenach, a sprzedawać wypieczony chleb od 50 do 60% niżej kosztów. Rozwiązanie katastrofy aprowizacyjnej w wyżej wymieniony sposób naraziło kasę magistratu na straty sięgające dziś około pół miliona marek.
Radomsko, 19 kwietnia
Ryszard Szwed, Samorządowa Rzeczpospolita 1918–1939, Częstochowa 2002.
Byłem na placu Teatralnym, gdzie się zgromadzili robotnicy ze swoimi sztandarami z rozmaitych fabryk i zakładów. Były dwie mównice. Pochód był olbrzymi. Pogoda dotrzymała, chociaż przez chwilę chmury groziły ulewą. Jadłodajnie miejskie zamknięte.
Warszawa, 1 maja
Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1919–1928, Warszawa 1973.
Rewolucja socjalistyczna ma zadania wybitnie twórcze: urzeczywistnienie Socjalizmu wymaga olbrzymich prac organizacyjnych i administracyjnych. Ustrój socjalistyczny nie może być urzeczywistniony wobec większości społeczeństwa, musi tedy oprzeć się na zasadach demokratycznych. […] Podnoszenie środków represji a nawet terroru do godności trwałego systemu [...] niezgodne jest z istotą Socjalizmu i nie może prowadzić do wyzwolenia klasy robotniczej. Dlatego PPS odrzuca tak rozumianą i stosowaną „dyktaturę proletariatu”, wysuwając natomiast do rządów socjalistycznych, opartych na masach pracujących miast i wsi — zgodnych z wolą większości społeczeństwa — kontrolowanych przez ogół obywateli. [...] PPS stawia następujące wytyczne: Sejm jednoizbowy; powszechne, bez różnicy płci, równe, tajne, bezpośrednie i proporcjonalne głosowanie do Sejmu i do wszystkich ciał samorządnych; bezpośrednie prawodawstwo ludowe w formie inicjatywy i referendum; konstytucyjne uznanie Izby Pracy, złożonej z przedstawicieli robotników i pracowników w miastach i na wsi, a mającej prawo inicjatywy oraz dawania opinii we wszystkich sprawach dotyczących pracy; szeroki samorząd lokalny.
Warszawa, 21–25 maja 1920
Aleksander Łuczak, Józef Ryszard Szaflik, Druga Rzeczpospolita. Wybór dokumentów, Warszawa 1988.
Wśród rozumnej części społeczeństwa polskiego bolesnem echem odbiła się wiadomość, że roboty koło budowy portu w Gdyni mają być przerwane z powodu braku potrzebnych na ten cel funduszów. Zaczęliśmy tę budowę po smutnem doświadczeniu, któreśmy poczynili z Gdańskiem podczas najazdu bolszewickiego. Drugi raz takich doświadczeń powtarzać nam nie wolno. [...]
Wobec nadchodzących wyborów, ministerjum skarbu znalazło setki miljonów dla p. Osieckiego z PSL na „cele rolne pow. garwolińskiego” i dla pana Daszyńskiego z PPS na „kooperatywy socjalistyczne”. Panie ministrze skarbu! Dla Polski port w Gdyni jest stokroć ważniejszy, aniżeli te nieokreślone cele rolne i te jakieś kooperatywy! Gdy port w Gdyni będzie gotowy, skończy się nasza gdańska niewola i stosunki polsko-gdańskie normalnie się ułożą. Skończy się także bezczelna buta niemiecka, której uleganie ubliża naszej godności jako niepodległego państwa i narodu.
Poznań, 12 września
„Dziennik Poznański” nr 207/1922, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Jest to ważny znak czasu, że pierwsze posiedzenie rozpoczynające czynność Senatu otwiera socjalista. [...]
Dwa najbardziej despotyczne rządy: carsko-rosyjski i cesarsko-niemiecko-pruski, gwałtownie, przemocą niszczyły naszą narodowość, usiłując przerobić nas z jednej strony na Moskali, a z drugiej na Niemców. Wówczas to w 1892 r. powstało stronnictwo Polskiej Partii Socjalistycznej, do której i ja należę. [...] PPS prowadziła zawziętą walkę przeciwko despotyzmowi, przeciwko wszelkiemu gnębieniu i wyzyskowi, zarówno w sprawie narodowej, jak i społecznej. Przyczyniła się ona niemało, że runęły na ziemiach naszych wszystkie despotyzmy.
Dzisiaj zasiadam w Senacie i otwieram pierwsze jego posiedzenie, zawdzięczając to temu, że się spełniły najgorętsze nasze życzenia: mamy niepodległość narodową i polityczną, mamy Rzeczpospolitą demokratyczną, a uchwalona przez Sejm Ustawodawczy Konstytucja nie odbiera już praw obywatelskich za jawne i otwarte wyznawanie swych zasad.
Warszawa, 28 listopada
Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1919–1928, Warszawa 1973.
Krwawe zajścia. Wiadome było, iż komuniści gotują się do wystąpienia. PPS podjęła się wobec rządu zlikwidowania na własną rękę tych wystąpień. Pochód PPS odbywał się według wszelkich reguł strategii. Oddziały bojowe uzbrojone, częściowo umieszczone na autach ciężarowych. Doszło dwukrotnie do starcia – na Krakowskim Przedmieściu i koło kościoła Aleksandra. Strzały – w wyniku: 5 osób zabitych, 11 ciężej i lżej rannych. Policja pilnowała „reguł boju”, nie zachowując zresztą obiektywizmu: w momentach niebezpiecznych wkraczała, oddzielając PPS od napierających komunistów. Podobno wśród bojówki PPS byli i członkowie tajnej policji, a jeden z nich zginął.
Warszawa, 1 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
5 maja 1926 rząd [Aleksandra] Skrzyńskiego podał się w całości do dymisji. Przez cały tydzień następny trwały chaotyczne pertraktacje o utworzenie nowego rządu. Prezydent [Stanisław] Wojciechowski proponował różnym osobistościom parlamentarnym misję utworzenia nowego gabinetu. Wszyscyśmy byli tego zdania, że lewica zaproponować ma Wojciechowskiemu jako premiera marszałka Piłsudskiego i że uprzednio z nim samym w tej mierze porozumieć się należy. Z ramienia tedy całej lewicy [8 maja przewodniczący sejmowego klubu PPS, Zygmunt] Marek udał się do Marszałka [...].
Piłsudski exposé Marka spokojnie wysłuchał, po czym odrzekł: „Moje zdrowie jest zniszczone, jestem chory, bardzo chory, nie mogę uczynić tego, czego wy ode mnie chcecie. Ja pragnę tylko spokoju, mam dość polityki”. [...]
Piłsudski miał wówczas świetną sposobność wzięcia władzy w swoje ręce bez wystrzału i bez rozlewu krwi.
8 maja
Herman Lieberman, Pamiętniki, Warszawa 1996, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Rozhulała się piłsudczyzna w sposób tak hałaśliwy i wyzywający, że Warszawa literalnie od niej szumiała i kipiała. Zmobilizowani strzelcy [członkowie Związku Strzeleckiego — przyp. red.], a także część robotników, pod wpływem posła Jaworowskiego i innych piłsudczyków z PPS, uganiali się po ulicach i lokalach publicznych, wszędzie podniecając publiczność opowiadaniem o krzywdach wyrządzanych Piłsudskiemu, wznosząc na jego cześć okrzyki... Czuć było w powietrzu zbliżające się ważne wydarzenia, machina spiskowa została puszczona w ruch.
Warszawa, 11 maja
Herman Lieberman, Pamiętniki, Warszawa 1996, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
W klubie poselskim PPS w Sejmie zjawili się oficerowie, wysłannicy sztabu Piłsudskiego, żądając od nas proklamowania strajku powszechnego i przedstawiając sytuację jako dość poważną dla Piłsudskiego. Wskutek tego żądania odbyła się narada Centralnego Komitetu Wykonawczego [PPS] w lokalu „Robotnika”. Na tym posiedzeniu, gdy przeróżni mówcy z zapałem mówili o powstaniu Piłsudskiego i przyklasnęli myśli ogłoszenia strajku, zabrałem głos i zauważyłem skromnie, że jednak, gdy mamy dać całą pomoc klasy robotniczej powstaniu wojskowemu, godzi się zapytać Piłsudskiego, dokąd on zdąża i co za cele polityczne osiągnąć pragnie przez zwycięskie zakończenie swojej akcji powstańczej. Żądałem tedy powstrzymania się od proklamacji strajku aż do chwili, w której nastąpi porozumienie z Piłsudskim co do celów buntu wojskowego.
Wtedy to podczas posiedzenia poseł socjalistyczny Warszawy, [Rajmund] Jaworowski, członek CKW, odwołał mnie na bok i oświadczył mi, że gram niebezpieczną grę, że jeśli tak dalej będę przemawiał i bronił mojego stanowiska, to muszę być przygotowany na to, że gdy wyjdę na ulicę, robotnicy warszawscy mnie „powieszą na latarni, bo — zakończył — robotnicy warszawscy są za Piłsudskim i po jego stronie walczą i będą walczyć”.
Warszawa, 13 maja
Herman Lieberman, Pamiętniki, Warszawa 1996, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Rząd Witosa, rząd skąpany we krwi żołnierzy polskich musi upaść. Wojska prowadzone przez Józefa Piłsudskiego, wierne Demokracji i Republice Polskiej muszą zwyciężyć! Lud polski winien poprzeć zbiorowym wysiłkiem walkę swych braci żołnierzy. Wobec tego Warszawski Okręgowy Komitet Robotniczy PPS wzywa Was, Towarzysze, do strajku powszechnego od dnia 14 bm. aż do odwołania. Niech strajk ten będzie potężną, imponującą manifestacją Warszawy robotniczej! Niech będzie protestem przeciwko Wojciechowskiemu, który zdradził demokrację polską, stanął po stronie reakcji i zagrzewa do walki z wojskami Józefa Piłsudskiego.
Niech strajk ten będzie grobem, w który zawali się rząd Witosa — rząd prowokatorski, rząd, który na nędzy inwalidów, wdów, sierot i bezrobotnych chce „sanować” Polskę.
Niech żyje strajk powszechny!
Warszawa, 13 maja
Dokumenty chwili, cz. I, 13 do 16 maja 1926 r. w Warszawie. Przebieg tragicznych wypadków na podstawie komunikatów oficjalnych, prasy i spostrzeżeń świadków, Warszawa [17 maja 1926], [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Nie możemy dłużej milczeć! Nie możemy być niemymi świadkami tego, co się dzieje w Polskiej Partii Socjalistycznej! [...]
Milczeliśmy, gdy wodzowie PPS hamowali na każdym kroku walkę robotniczą, bośmy sobie tłumaczyli, że nie nadeszła jeszcze chwila na rozpoczęcie walk. Milczeliśmy, gdy nas wzywano na wojnę z Rosją Sowiecką, bośmy uwierzyli legendzie, że robotnicy i chłopi rosyjscy chcą Polskę podbić i ujarzmić. Wierzyliśmy, że walczymy o interesy ludu pracującego, o Polskę ludową [...].
Dziś, kiedy Polska stoi na rozstajnych drogach, kiedy rozpala się walka decydująca, walka o to, czy Polska ma być nadal folwarkiem obszarników i kapitalistów, czy też państwem robotników i chłopów, ciemiężycielką czy oswobodzicielką narodów ujarzmionych, nic już nas z dzisiejszymi wodzami PPS łączyć nie może. [...]
Dziś, gdy ważą się losy mas pracujących Polski, gdy od ich zdecydowania zależy dalszy los kraju, naszym proletariackim obowiązkiem jest zerwać z sojusznikami klas posiadających, z przywódcami PPS. Nie możemy milczeć, gdy uświadomiliśmy sobie, że wodzowie PPS stali się wyraźnymi i zdecydowanymi szkodnikami i rozbijaczami ruchu robotniczego. Nie możemy milczeć, gdy widzimy, że w każdej trudnej dla burżuazji chwili podają jej oni dłoń pomocną i ratują jej panowanie. [...]
Nie ma dla uczciwych pepeesowców innej drogi, jak zerwać z tą partią opanowaną przez zdrajców i utworzyć odrębną partię, Polską Partię Socjalistyczną Lewicę!
Wy wszyscy robotnicy należący do PPS, którzy czujecie i myślicie jako i my, którzy dusicie się w tym bagnie, w jakie wtrącili was zdradzieccy przywódcy, idźcie w nasze ślady, zrywajcie ze sprzedawczykami i wstępujcie do naszej partii. [...]
Socjalizm zdradzony przez przywódców PPS jest naszym programem. Walka o niepodległą Polskę socjalistyczną i uspołecznienie fabryk i kopalń, o reformę rolną bez odszkodowania, przeciw sprzedawaniu Polski w niewolę kapitału zagranicznego, walka o usunięcie dotychczasowego systemu społecznego, o rząd robotniczo-włościański — oto nasze hasła. [...]
Tylko na tej drodze zdołamy wyrwać Polskę z katastrofy i poprowadzić ku nowej świetlanej przyszłości pod sztandarami PPS Lewicy!
Kraków, 24 czerwca
PPS Lewica 1926–1931. Materiały źródłowe, oprac. Ludwik Hass, Warszawa 1963.
Żydowskie partie robotnicze, tj. Bund, lewica Poalej-Syjonu i prawica Poalej-Syjonu, obchodzą święto 1 maja samodzielnie bez jakiejkolwiek łączności nie tylko wzajemnej, ale także z PPS. Pochody te przejdą jedynie dzielnicą żydowską (pl. Muranowski). Przewidziana frekwencja nie przekroczy liczby 5500, z czego na Bund wypadnie przypuszczalnie 3000 osób, lewicę Poalej-Syjonu 1800–2000, a prawicę Poalej-Syjonu około 500 osób.
Warszawa, 30 kwietnia
Rafał Żebrowski, Dzieje Żydów w Polsce. Wybór tekstów źródłowych 1918-1939, Warszawa 1993.
Sejm został zamknięty; zanim zbierze się znowu – musi zabrać głos opinia publiczna, musi zabrać głos również otwarcie i również wyraźnie. Czas niedomówień minął. Milczenie i bierność stają się tchórzostwem.
Żądanie nasze jest jedno: usunięcie dyktatury i przywrócenie panowania prawa, w przeciwnym razie nie nastąpi żadne „uspokojenie”. Będą się zaostrzały dalej walki polityczne. Będzie rosła nienawiść. Będą się piętrzyły trudności gospodarcze. Będą leżały odłogiem zagadnienia olbrzymie, społeczne, gospodarcze, ustrojowe, od których rozwiązania zależy jutro Rzeczypospolitej, jej postawa w świecie, utrzymanie jej niepodległości. System dyktatury prowadzi kraj do katastrofy. Czas to skończyć! Odwołujemy się do opinii publicznej. Jeżeli zaś p. prezydent Rzeczypospolitej nie chce powziąć decyzji w myśl woli przedstawicielstwa narodu – niech w takim razie rozwiąże Sejm, niech w takim razie ten spór zasadniczy pomiędzy Sejmem a Marsz. Piłsudskim rozstrzygnie w sposób ostateczny sam kraj w drodze nowych wyborów, ale wyborów uczciwych. Próby sfałszowania decyzji kraju wywołać musiałyby zdecydowany opór i samoobronę narodu.
Warszawa, 5 kwietnia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Zasłanianie się przez rząd frazesem o niemożności współpracy z Sejmem, nie zwalnia rządu od wyłącznej odpowiedzialności za stan przesilenia państwowego oraz za katastrofę, jaką przeżywają masy pracujące na wsi i w mieście. Sejm był i jest gotów zawsze współpracować z rządem, który stać będzie na gruncie prawa i Konstytucji. Rząd, który na tym gruncie stać nie chce czy nie może, winien ustąpić. […]
Życie gospodarcze wymaga panowania prawa, pokoju i ładu, istotę zaś rządów pomajowych stanowi bezprawie, niepokój i chaos.
Stan faktycznej dyktatury Józefa Piłsudskiego przy utrzymywaniu pozorów parlamentu, stan sprzeczny sam w sobie, bez katastrofy dla państwa utrzymać się dłużej nie da. […]
Znane już oświadczenie Józefa Piłsudskiego, że „nie dawał pracować wszystkim trzem Sejmom w Polsce”, napełnić muszą uczuciem przerażenia i troski o los państwa każdego obywatela, bez względu na jego przekonania i ocenę roli parlamentaryzmu polskiego w państwie polskim. Z żalem stwierdzamy, że do akcji udaremniania za wszelką cenę prac Sejmu i Senatu przyłączyła się głowa państwa.
Wobec powyższego żądamy:
1. Ustąpienia rządów dyktatury Józefa Piłsudskiego.
2. Utworzenia konstytucyjnego rządu, opartego o zaufanie społeczeństwa, rządu, który by wraz z parlamentem podjął walkę z klęską gospodarczą i nędzą ludności pracującej wsi i miast.
Warszawa, 20 czerwca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Dyktatura obojętnie patrzy na nędzę mas. Zakneblowała usta sejmu, by nie słyszeć skargi, walczy z kontrolą publiczną nad funduszami państwowymi, by swobodnie rządzić groszem podatkowym.
Dla ludu pracującego, gdy ten upomina się o prawo i chleb, ma więzienia i represje.
Do walki z tym strasznym położeniem ludu podały sobie ręce wszystkie ugrupowania robotnicze i chłopskie.
Zjednoczyły się wszystkie siły ludu polskiego, by wspólnym wysiłkiem dać odpór sanacyjnej klice. Powstał Związek Obrony Prawa i Wolności Ludu. Przy liście nr 7 stanąć dziś musi murem cały lud pracujący, gdyż inaczej cofnięto by Polskę do czasów, kiedy lud był w kajdanach i musiał w pokorze znosić wszelki gwałt nad sobą i wszelkie nadużycia władzy.
Na liście numer 7 spotkacie nazwiska przywódców różnych kierunków politycznych, obejmujących cały lud pracujący. Podali sobie ręce, bo idzie dziś walka o samą podstawę życia, o wolność, bez której nie może być mowy o urzeczywistnieniu jakiegokolwiek programu ani też o podniesieniu dobrobytu mas. Jedno dziś hasło zjednoczyć musi lud polski:
Precz z dyktaturą!
[…]
Widzimy, jak sanacja chce sparaliżować dziś wolę ludu i zastraszyć obywateli. Zapełnia się turma w Brześciu, zapełniają się inne więzienia bojownikami sprawy ludowej.
Za każde śmielsze słowo idą ludzie za kraty. A wokół widzimy gorączkowe przygotowania do sfałszowania woli wyborców.
[…]
Wybory są tajne. Tylko wyborca sam będzie wiedzieć, że rzuca do urny kartkę z nr 7. Nikt nie może zgwałcić sumienia obywateli.
Warszawa, 15 października
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Zbliżające się wybory mają dla nas znaczenie bardzo ważne. Chodzi bowiem o zmianę naszego państwowego ustroju (o zmianę konstytucji). Mamy do wyboru… Z jednej strony zblokowane szeregi chłopów-robotników i część inteligencji pracującej, czyli lewicę z listą Nr 7, a po drugiej stronie tak zwany BBWR, który w większości swojej jest złożony z ludzi niegodziwych, spryciarzy i zaprzańców, którzy idą wszędzie tam, gdzie widzą dla siebie dobre żerowisko. A zatem wybór bardzo prosty i łatwy.
We własne siły wierzyć musimy, tem bardziej, że sił tych mamy pod dostatkiem. Zbliżające się wybory do sejmu i senatu wygrać musimy, bo w razie przeciwnym przyszłe pokolenia będą nasze prochy przeklinać, jako prochy zdrajców sprawy chłopskiej… Zdrajców Polski Ludowej.
Niech więc żyje zjednoczenie ludzi pracy!
Niech żyje lista Nr 7
W dniu wyborów 16-go i 23-go listopada wszyscy światli, uczciwi i szanujący swą godność chłopi oddadzą swe głosy na listę Nr 7 i ja Was, Szanowni Obywatele, do tego wzywam. Cześć!
Kombornia, wieś na Podkarpaciu, 5 listopada
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Od chwili swego powstania Polska Partia Socjalistyczna prowadzi walkę nieustanną o całkowitą zmianę ustroju społecznego, o wyzwolenie mas pracujących z pęt przemocy i wyzysku.
Polska Partia Socjalistyczna, będąca wyrazicielką potrzeb i dążeń mas pracujących, stawia sobie za cel zniesienie wyzysku i ucisku wszelkiego rodzaju. W łączności z masami pracującymi całego świata, jako członek Socjalistycznej Międzynarodówki Robotniczej Polska Partia Socjalistyczna dąży do utworzenia Polskiej Rzeczypospolitej Socjalistycznej, z wszystkich ziem polskich złożonej, złączonej z innymi Republikami Socjalistycznymi węzłami stałego pokoju i ścisłej braterskiej współpracy gospodarczej, politycznej i kulturalnej.
Rzeczpospolita Socjalistyczna obejmie środki wytwarzania i komunikacji na własność społeczną, przetworzy Państwo z narzędzia ucisku klasowego w organ zbiorowej woli społeczeństwa, nie znającego już podziału na wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych.
Radom, 2 lutego
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
W najbliższym okresie czasu Stronnictwo Ludowe podejmie masową akcję, którą samo zorganizuje i przeprowadzi wyłącznie własnymi siłami na terenach z góry określonych i w terminach przez siebie wybranych. Porozumiewając się w tej sprawie Stronnictwo Ludowe wysunęło pod naszym adresem postulaty dotyczące pewnych form pomocy i współdziałania z tym jednak, że akcja Stronnictwa od początku do końca będzie przeprowadzona samodzielnie i na wyłączną odpowiedzialność Stronnictwa Ludowego, które będzie dążyć w rozwinięciu i konsekwencji własnej akcji do ustalenia w porozumieniu z nami już wspólnych wystąpień politycznych. [...] Tymczasem poszczególne organizacje Stronnictwa Ludowego w miejscowościach, w których zamierzone wystąpienie będzie planowane, mogą się zwrócić do naszych komitetów i omówić z nami warunki współdziałania w tym wystąpieniu. Nie potrzebujemy wskazywać na to, że wobec akcji prowadzonej wyłącznie w ramach Stronnictwa Ludowego nasze współdziałanie będzie zależało jedynie od tych możliwości, którymi każda organizacja PPS na danym terenie w chwili zwrócenia się do niej miejscowego Stronnictwa Ludowego o poparcie będzie rozporządzać. Tylko w tych granicach poparcie naszych organizacji może mieć miejsce.
5 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Wysoka Izbo! Wstrząs, który przeżyliśmy po śmierci wskrzesiciela Państwa Polskiego, jest rzeczą naturalną. Historia podaje wiele przykładów, gdy naród, pozbawiony wodza duchowego, szuka w męce wyjścia z położenia, w które go losy dziejów wtrąciły. Dwie są po temu możliwości: znaleźć przewodnika nowego lub iść o własnych siłach wysiłkiem zbiorowym. […]
Stało się prawdą powszechną, że takich postaci, jak Józef Piłsudski, naród wydaje jedną na tysiąc lat. Niemożliwością tedy, byśmy byli narodem, aż tak wybranym, by z ręki Opatrzności otrzymywać raz po raz mężów opatrznościowych.
Pozostaje nam tedy droga druga, normalna, aczkolwiek ciężka droga wysiłku zbiorowego. […]
Silą się udowodnić koniunkturzyści, specjaliści od dekompozycji, że się Polska rozkłada. Polska nie rozkłada się. Polska tężeje: staje się coraz bardziej zwartą. Zjazdy PPS, zjazdy inteligencji pracującej, zjazdy Stronnictwa Ludowego stawiają na pierwsze miejsce wzmocnienie obronności Państwa; pragną potęgi Rzeczypospolitej. Ale potęga Rzeczypospolitej to nie potęga grupy elitarnej, którą jeden z mówców sejmowych odważył się nazwać gettem wybrańców. Potęga Rzeczypospolitej – to zasada sprawiedliwości społecznej, to pierwszy artykuł Konstytucji kwietniowej, że „Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”. Nie można jedną ręką dawać Konstytucji, a drugą taką ordynację wyborczą, która przekreśla w życiu codziennym pierwszy artykuł tejże Konstytucji.
Warszawa, 7 marca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Wprawdzie obecny sanacyjny samorząd naszych miast i gmin niewiele ma do powiedzenia w sprawach, które najbardziej dotyczą codziennych spraw i potrzeb ludności, bo o wszystkim decyduje dziś władza nadzorcza, wprawdzie pozbawiono miasta i gminy ich własnych uprawnień finansowych i środków pieniężnych potrzebnych dla zaspokojenia najpilniejszych potrzeb mieszkańców, to jednak walka o samorząd musi być prowadzona. Trzeba podnieść niezależny głos opinii mas obywateli, głos walki o prawdziwy samorząd, głos obrony ludności przed zalewem panoszącej się biurokracji, głos o zaspokojenie najpilniejszych potrzeb — o tanie mieszkania, tanią wodę, tanią i dobrą szkołę, opiekę społeczną, gaz, elektryczność, zabrukowanie ulic itp.
Częstochowa, 6 lipca
Ryszard Szwed, Samorządowa Rzeczpospolita 1918–1939, Częstochowa 2002.
Na szosie ustawiono bramę tryumfalną. Gmach dawnego dworu przystrojono zielenią i chorągiewkami narodowymi. Ludność zgromadziła się dość licznie […]. Na uroczystość przybyli przedstawiciele rządu, wojska, partii politycznych i prasy zagranicznej TASS. Przybyłych powitał wójt gminy. Uroczystość otworzył pełnomocnik dla spraw Reformy Rolnej, następnie wygłosili przemówienia ob. minister Czechowski, komendant wojenny na pow. Lubartów, imieniem wojska kapitan Lena oraz przedstawiciele partii PPS PPR, Stronnictwa Ludowego. W czasie przemówień wznoszono wiele okrzyków na cześć Rządu, Wojska Polskiego i Armii Czerwonej. Pierwszy otrzymał przydział ziemi ob. Boguszewski, najstarszy wiekiem pracownik fornalski. Na zakończenie chór dziatwy szkolnej odśpiewał Rotę i Mazurek Dąbrowskiego oraz dzieci wygłosiły szereg wierszy M. Konopnickiej. Następnie odbyło się przyjęcie dla osób zaproszonych. W czasie przyjęcia wzniesiono szereg toastów na cześć Armii Czerwonej i Wojska Polskiego i partyzantów.
Ciecierzyn, 19 października
AAN, PKWN, XVI/10, k. 80, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Proste rozumowanie, które przeprowadziłem w Oświęcimiu, że regułą niemiecką było niszczenie ludzi, regułą sowiecką wywożenie ludzi, doprowadziło do logicznego wniosku, że Katyń na tle rzeczywistości niemieckiej jest logiczny i w niej się harmonijnie mieści, na tle rzeczywistości rosyjskiej byłby wyjątkiem, jedynym zresztą.
8 sierpnia
Stanisław M. Jankowski, Ryszard Kotarba, Literaci a sprawa katyńska, Kraków 2003, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
WRN, którego proces się obecnie przygotowuje, był za okupacji organizacją najbardziej zasłużoną, bezkompromisową i ofiarną w walce z Niemcami. I tych ludzi ma się sądzić za szpiegostwo.
Ale w Rosji nie ma innych procesów politycznych jak procesy o szpiegostwo. To ich cyniczna nikczemna metoda walki z przeciwnikiem politycznym. WRN było za okupacji jeszcze bardziej popularne niż AK. Jeśli nie pracowali w niej, to sympatyzowali z tą organizacją wszyscy najlepsi ludzie w Polsce. Jeśli rząd obecny zdołał osiągnąć jakieś zdobycze moralne na społeczeństwie - utraci je wszystkie w tym procesie. Sądzić się w nim będzie naród, który patrzy, milczy i wszystko zapamięta.
Zdaje się, że oni chcą zniszczyć teraz socjalistów. Potem przyjdzie kolej na demokratów, potem na katolików, wreszcie na czystkę w PPR. Ostoją się jedynie ludzkie wywłoki oraz ugodowcy – apologeci uległości wobec każdego rządu, ugody z każdym stanem rzeczy. Rosja jest wielka i cierpliwa – nie spocznie póki nie wykona (innymi tylko środkami) na Polsce programu hitlerowskiego. Z Polski zostanie czarna miazga, którą można będzie do woli urabiać.
Warszawa, 17 czerwca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
Święta Pierwszomajowe w Polsce, w Polsce wyzwolonej miały zawsze swój określony polityczny charakter. Każde z nich zamykało niejako okres poprzednich naszych walk, a zarazem wytyczało wskazania na rok najbliższy. Przypomnę je kolejno: w roku 1945 pierwsze święto Majowe po wyzwoleniu obchodziliśmy pod znakiem zwycięstwa w wielkiej walce narodów o demokrację i niepodległość, o zwycięstwo nad hitleryzmem […]. Rok 1946 – Pierwszy Maj – zamykał już okres wstępnych wysiłków budowania podstaw Polski Ludowej, a zarazem ostatecznej stabilizacji powojennego układu sił w skali międzynarodowej. […] Święto majowe mijało wówczas pod znakiem walki z siłami reakcji, które się okopały po lasach i przygotowywały kontratak na zdobycze demokracji ludowej. […] Manifestacja majowa stała się wielką mobilizacją mas do rozprawy z reakcją wewnętrzną, […] do wykorzenienia spod płaszczyka PSL mikołajczykowskiej obcej agentury. Wstępowaliśmy wówczas w okres kompanii wyborczej […]. To zwycięstwo wyborcze 19 stycznia 1947 r. świętowaliśmy 1 maja 1947 r. Nie osłabiając napięcia gotowości mas do dalszej walki z niedobitkami reakcji polskiej i wzmagając czujność na niebezpieczeństwo potęgującej się ofensywy reakcji międzynarodowej – zmierzaliśmy jednocześnie do uwypuklenia bieżących zadań gospodarczych w ramach bitwy o produkcję, o realizację planu 3-letniego, o złamanie fali spekulanckiej.
Warszawa, 3 kwietnia
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Syn mój K. M., już jako 16-letni chłopiec wychowany w zasadach demokratycznych, jako syn robotnika kolejowego, członka PPS-u, w czasie okupacji z najeźdźcą hitlerowskim wystąpił do walki, zaciągając się w szeregi partyzantki sowieckiej pułkownika Kalinowskiego, by nadal walczyć o Polskę Demokratyczną – Polskę Ludową. W czasie, gdy Armia Czerwona toczyła najcięższe boje o Stalingrad, syn mój na tyłach okupanta prowadził dywersję – wysadzając mosty i linie kolejowe, utrudniając w ten sposób dostawę broni, amunicji i żywności armiom niemieckim walczącym na wschodzie – będąc sam dwukrotnie rannym. Po oswobodzeniu Polski przez Armię Czerwoną, syn mój wstępuje ochotniczo do Wojska Polskiego, by nadal utrwalać potęgę Polski Ludowej. Zdrowie jednak, które nadwyrężył w lasach Podhala, nie pozwoli mu pełnić służby w szeregach Armii Polskiej i zostaje zwolniony z Jej szeregów. Po zwolnieniu z W.P. udaje się na Ziemie Odzyskane do m. Nowy Sad i tu jako niedoświadczony życiowo chłopiec, spotyka się z prowokatorami reakcji i nieświadomie wciągnięty zostaje do nielegalnej organizacji. Czeka na dzień ogłoszenia Amnestii, by od tego czasu móc pracować normalnie dla dobra Polski Ludowej, pod swym prawym nazwiskiem, lecz niedanym mu było tego doczekać, gdyż zostaje w grudniu 1946 r. aresztowany. Dowódcy syna i prowokatorzy – jedni zbiegli za granicę, a drudzy korzystając z dobrodziejstwa Amnestii, chodzą po wolności i nadal studiują. Syn mój w organizacji był pionkiem, spełniał rozkazy d-cy pod karą śmierci, nie mógł wystąpić z organizacji, ani ujawnić w obawie o swe własne życie, chociaż zdawał sobie sprawę, że jego postępowanie nie zgadza się z jego demokratycznymi zasadami, - i dziś zamiast uczyć się i być pożyteczny dla Narodu Polskiego – siedzi i swe młode lata marnuje w więzieniu. Ja ojciec, jako stary PPS-owiec zawsze wszczepiałem w duszę syna zasady demokratyczne i ideę walki proletariatu o wolność klasy robotniczej.
Dziś jako ojciec zbałamuconego, niedoświadczonego syna zwracam się do Ciebie Obywatelu Prezydencie o ułaskawienie lub wydatne obniżenie kary więzienia dla mego syna – by syn mógł nadal pracować dla Polski Ludowej – kształcić się i propagować nadal ideę walki proletariatu, o którą walczył w szeregach partyzantki sowieckiej.
Ze swej strony zapewniam Cię Obywatelu Prezydencie, że dołożę wszelkich starań i sił, aby syn mój po powrocie z więzienia – powrócił do normalnego życia i wyrósł na jednego z budowniczych Polski Demokratycznej – Polski Ludowej.
J., woj. krakowskie, 5 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Oto dziewięć niezwykle ciekawych dni, w które nie pisałam. Ponieważ Warszawa była (bo nie byłoby ścisłe mówić „żyła”) pod znakiem kongresu zjednoczenia PPR i PPS (prawdą byłoby: kongres unicestwienia PPS), więc choć byłoby wiele innych rzeczy do zanotowania, mówmy, co się o tym zapamiętało. Dekoracja miasta była w bardzo złym, ordynarnym guście. Gdy się tyle już wydaje pieniędzy, można było się pokusić o trochę piękna i dobrego smaku. Tysiące słupów niebotycznych, z gruba tylko ociosanych i prostacko na skos u góry obciętych, wyglądało koszmarnie. I nie było nadto w żadnej proporcji do mnóstwa wiotkich szmatek, którymi je obwieszono. Czerwone strzępki majtają się na wietrze. Ludzie mówią, że Warszawa na kongres „osłupiała, a potem się zaczerwieniła”.
[...] O 5 po południu 14 grudnia otrzymałam całkiem nieoczekiwanie zaproszenie na Kongres. Po pewnym wahaniu i namyśle postanowiłam pójść. St., który znów leży chory, powiedział – i aż mną to wstrząsnęło, bo mówił prawie ze łkaniem w głosie: „Trzeba, żeby ktoś tam poszedł i przeżył, i zobaczył tragedię ginącego narodu. Przecież to jest nowy sejm grodzieński”. Nie wiem dlaczego, poczułam wtedy w całej sobie jakby gorący protest i odpowiedziałam dosyć ostro: – „Otóż ja nie uważam narodu za ginący i nie uważam, aby to była tragedia narodu ginącego. Gdybym tak myślała, to bym nie poszła. To bym w ogóle nigdzie już nie poszła, tylko skończyłabym z życiem”. Nie mówiliśmy więcej o tym, a ja usiłowałam jeszcze myśleć: „To się odbywa jedna z wielkich przemian, które niosą w sobie rzeczy złe pomieszane z dobrymi – i których bilans nie może jeszcze ani być zrobiony, ani osądzony, jako ujemny albo dodatni. [...]”.
Nazajutrz rano wyszłam. Przed tą ohydną palisadą obwieszoną płatkami cienkiej lichej materii stało ze sto aut najpiękniejszych, zagranicznych – że piękniejsze nie mogłyby stać na zajeździe dawnych hrabiów i książąt. I na tych słupach, i na latarniach wszędzie głośniki, założono ich w naszej okolicy chyba z kilkadziesiąt. Przy wejściu do Politechniki młodzież płci obojga w zgniłozielonych bluzkach i koszulach z przeraźliwie czerwonymi krawatami (Zetempe) sprawdzała zaproszenia i legitymacje. I jak kontrolerki w kinie przeprowadzała gości do przeznaczonych dla nich miejsc. Wbrew oczekiwaniu, goście mieli miejsca w hali na dole (a nie na jednej z czterech piętrowych galerii), tak że mnie żółtowłosa krępa panna zaprowadziła do pierwszego rzędu, ale jakoś własnym przemysłem udało mi się wkręcić głębiej w jakiś czwarty czy piąty rząd.
[...] Kiedy wchodzili na salę dygnitarze, cała sala wstała z rykiem: niech żyje! i z hucznymi oklaskami. Witano w ten sposób kolejno: Żymierskiego, Cyrankiewicza, Minca, Bermana, Spychalskiego, Zambrowskiego [...].
Bierut wszedł nie jak inni głównym wejściem i środkiem sali, ale ukazał się od razu na trybunie przyjęty tzw. żywiołową manifestacją, która trwała kilka minut i zakończyła się gromadnym śpiewem „Międzynarodówki”, odtąd już rozlegającej się co chwila i przy byle okazji. Bierut witał kongres długim przemówieniem, co chwila przerywanym oklaskami i okrzykami. I nie wiem, czy sprawa owacji była nie dość dobrze zorganizowana, czy sala tak spontanicznie niesforna, ale nie tylko kwitowano różne ustępy mowy oklaskami, lecz z głębi sali inicjowano okrzyki, przerywając Bierutowi w pół słowa. Największym entuzjazmem odznaczały się krzyki na cześć Rosji i Stalina, tak że ani na chwilę nie można było stracić uczucia, że się jest już w głębi Rosji. Były nawet wrzaski skandujące: „Sta-lin! Sta-lin!”. A potem: „Bie-rut! Bie-rut!” etc.
Po Bierucie witał Zjazd Żymierski od armii. Jego przemówienie było troszeczkę mniej rosyjskie niż Bieruta. Ośmielił się wspomnieć o tysiącleciu naszej historii.
Powitania kongresu „zlania” trwały długo, gdyż każdy składał przy tym swoje credo polityczne, pilnując, aby nie brakło w nim żadnego słowa obowiązującej liturgii. Zdumiona byłam ilością „partii”, które witały kongres. Okazało się, że jest jeszcze nawet jakieś PSL, że istnieje Stronnictwo Pracy, że trwa jeszcze skupiające „inicjatywę prywatną” Stronnictwo Demokratyczne, w którego imieniu witał Kongres W. Barcikowski. [...]
Po powitaniach zaproponowano skład prezydium w liczbie chyba z siedemdziesięciu osób. Była to najdłużej trwająca propozycja, jaką kiedykolwiek komukolwiek uczyniono. Odczytywanie proponowanych kandydatów trwało chyba z godzinę, gdyż każde nazwisko oklaskiwano.
W końcu nawet nie bardzo było słychać te nazwiska, sala mechanicznie reagowała na każde sutymi oklaskami. Wśród kandydatów do prezydium nie było: Borejszy, Szwalbego, Osóbki-Morawskiego. PPS w ogóle słabo była reprezentowana. Natomiast, owszem, figurował w prezydium Gomułka.
Prezydium składało się z wielkiego ołtarza, podwyższonego, gdzie siedzieli: Bierut, Cyrankiewicz, Berman, Zawadzki, Zambrowski, Spychalski, Rapacki – a z drugiej strony Bieruta: Minc, Radkiewicz i jeszcze jakiś mi nie znany. W dwu niższych kondygnacjach – plebs prezydialny, widać tam było górników (jeden dla okrasy siedział przy głównym stole), robotników, chłopki, nawet w łowickich wełniakach.
Pisarze siedzący przede mną zachowywali się manifestacyjnie aż do histerii. Dobrowolski zainicjował okrzyki na cześć Stalina i Rosji, pierwszy wstawał, klaskał, ostatni siadał, zdawało się, że tylko patrzeć, a też się zleje z ogromnego wzruszenia. Tuwim, który wyglądał jak stary lichwiarz z obrazu nie pamiętam już którego mistrza, również krzyczał i klaskał i wstawał, a prócz tego co chwila wyrzucał w prawo i w lewo zaciśniętą pięść (najohydniejsze pozdrowienie, jakie ludzkość kiedykolwiek spłodziła) pozdrawiając to Greków (skandowano Mar-kosz! Mar-kosz!), to Hiszpanów. Jest wstydem dla pisarza używać tego „salutu”, tego gestu nie tylko nienawiści, ale i brutalności.
Teraz zaczęły się powitania zagraniczne, oczywiście od przedstawiciela partii bolszewików – Ponomarenki. Kiedy wchodził na trybunę, znowu tzw. żywiołowa manifestacja – wszyscy wstali z nieopisanym gwałtem, krzykiem, klaskaniem. Skorzystałam z tego gwałtu i za Wyrzykowskim, który spieszył na okolicznościową audycję radiową, przepchałam się do wyjścia. W progach sali stanęliśmy jeszcze na chwilę i przypatrywałam się Ponomarence na trybunie. Wygląda na Żyda i mówi z wybitnie żydowskim akcentem po rosyjsku. Wychodząc bocznymi drzwiami, zbłądziliśmy i zamiast do głównego wyjścia, zaszliśmy do... bufetu zastawionego kanapkami, winem i piwem. Automatycznie zjedliśmy parę kanapek i wypili po dwie szklaneczki czerwonego wina dalmatyńskiego. Obsługujące nas panny mówiły do nas przez: „towarzyszu” i „towarzyszko”.
Warszawa, 15–21 grudnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
Kongres [...] trwał cały tydzień. Setki głośników rozwieszone nad miastem rzadko się odzywały, ale gdy zaczynały huczeć, dudnienie szło nad Warszawą pełne grozy, przypominające tubę szaleńca ze Słonimskiego „Dwu końców świata”.
Frania zapytała mnie przed kongresem: „Proszę pani, o czem oni tam będą radzić? Czy oni uradzą, żeby Ruscy sobie stąd poszli?”. Biegała po mieście przypatrując się, słuchając głośników, wreszcie przyszła z konkluzją: „Oni tam nic dobrego nie uradzili. Na swój własny tyłek bat sobie ukręcił, ten co się tam z nimi zgodził”. Oto vox populi.
Ktoś powiedział: „Zabili Narutowicza, no, więc mają Stalina”. [...] Piłsudski był dla reakcji polskiej za lewicowy, nazywali go bandytą i pomawiali o konszachty z bolszewikami, a więc mają agenta bolszewickiego, Bieruta, na czele rzekomego państwa. Ciągnęli Polskę tak daleko w prawo, aż sznur się urwał i runęła w przepaść lewego ekstremu. Musi teraz tak rosnąć i tak się budować, by ponad krawędzie przepaści wynieść się aż ku niebu. Sięgnąć twórczymi wartościami tam, dokąd nigdy nie sięgała. Wierzę, że wszystko, co się teraz dzieje, nawet najgorsze, wyjdzie w końcu Polsce na dobre.
Warszawa, 15–21 grudnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
Wiążemy ze sobą w jedną całość dwa dokumenty, dotyczące tego samego tematu, nazwijmy go ostrożnie i delikatnie tematem „naprawy Rzeczpospolitej” [...], list w sprawie rewizji Konstytucji, datowany 5 grudnia 1975 [...] oraz program Polskiego Porozumienia Niepodległościowego. [...] Autorzy tych dwóch dokumentów mają zasługę sformułowania tego, co myśli i czuje cała Polska, 35 milionów ludzi. [...]
Program [...] ani nie legalizuje niczego w faktach dokonanych w okresie od roku 1939, ani też nie nawraca do przedwojennych form ustrojowych i do przedwojennego kształtu terytorialnego państwa polskiego. Analizuje teraźniejszość, obnaża ją w sposób spokojny, lecz gruntowny – i daje zarys programu przyszłości. Na tym polega jego znaczenie i moc twórcza. Przyszłościowe aspiracje Porozumienia są ujęte w sposób bardzo realistyczny. Są o tyle skromne, że nie przypisują Polsce ani mocarstwowej roli, ani nawet prymatu czy też wzorcowego posłannictwa w pasie bałtycko-czarnomorskim. Zarazem są maksymalistyczne, albowiem Porozumienie oświadcza, że nie spocznie, dopóki nie uzyska pełnej wolności stanowienia przez naród polski o swym własnym losie. [...]
Sądzimy, że List 66 i program Polskiego Porozumienia Niepodległościowego są najbardziej przemyślanymi dokumentami, jakie w ciągu powojennego trzydziestolecia doszły do nas zza żelaznej kurtyny. Są to dokumenty doskonałe tak co do treści, jak i formy. [...] Nie ma w nich niczego ze zbędnej retoryki, szlachetnego poetyckiego rozmarzenia, sakralnej tajemniczości, mistycyzmu. [...] Jest to wyraz drogo okupionej, zbiorowej mądrości narodu, zmuszonego liczyć tylko na własne swe siły.
Londyn, 29 maja
PPN. 1976 – 1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Kierownictwo II Obszaru Konfederacji Polski Niepodległej i Małopolskiego Komitetu Okręgowego PPS, uznając rangę obecnych przemian, wyrażają za kierownictwami obu partii zadowolenie z wyboru Tadeusza Mazowieckiego na pierwszego niekomunistycznego premiera Polski. Z uznaniem witamy też rozmowy przeprowadzone przez premiera z przywódcami naszych partii i mamy przekonanie, że rząd ten prowadził będzie działania zmierzające do zrównania statusu wszystkich partii w Polsce. Oświadczamy, że będziemy dążyć do utworzenia regionalnego porozumienia niezależnych partii politycznych i organizacji społecznych dla przygotowania kształtu przyszłego samorządu terytorialnego i wolnych wyborów do senatu, sejmu i rad narodowych. Partie nasze opowiadają się za pełną współpracą zmierzającą do przekształcenia Polski w państwo niepodległe i demokratyczne.
Zygmunt Łenyk, Wiesław Kukla
Kraków, 12 września
„Opinia Krakowska” nr 46, z 16 września 1989.
PPS wyraża głęboką radość z faktu odzyskania przez Litwę niepodległości. Oczekujemy od rządu RP nie tylko formalnego uznania tego faktu, ale i udzielenia niepodległej Litwie, w miarę możliwości i potrzeb, pomocy gospodarczej, choćby przez udostępnienie dróg transportowych oraz ewentualne dostawy węgla.
Warszawa, 9 kwietnia
Ze Zbiorów Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA.