Kurier wyjął ukrytą za podszewką, zapieczętowaną kopertę i podał mi ją, prosząc o pokwitowanie, gdyż ma rozkaz natychmiastowego powrotu. Po odejściu kuriera [...] zapaliłem lampę, złamałem pieczęć i wyjąłem rozkaz. Po przeczytaniu pierwszych zdań pisma, coś dziwnego stało się ze mną. Litery biegały mi przed oczami. Rozkaz brzmiał wyraźnie: „Jutro, tj. dnia 2 bm., o godzinie 2 (po południu) rozbroić oddziały wojska austriackiego, komendy, posterunki, żandarmerię itd...”. Sprawdziłem podpis i pieczęć. Nie ulegało wątpliwości, że prawdziwe. Po przeczytaniu instrukcji co do rozbrojenia i przejęcia władzy w nasze ręce, na razie, chwil parę siedziałem jak odurzony. A więc już... Boże! Że też ja dożyłem tych dni.
Puławy, 1 listopada
Listopad 1918 we wspomnieniach i relacjach, oprac. Piotr Łossowski i Piotr Stawecki, Warszawa 1988.
Śmigły nie powrócił już do Krakowa z Warszawy. Otrzymaliśmy w Warszawie wiadomości z Wiednia i Krakowa stwierdzające, że koniec monarchii austro-węgierskiej nadchodzi w szybkim tempie. Wobec tego Śmigły zadecydował wyjazd do Lublina, biorąc mnie z sobą.
Stanęliśmy w Lublinie 1 listopada. Na dworcu kolejowym zastaliśmy już gromady żołnierzy austriackich najrozmaitszych narodowości, walczących bezradnie o miejsca w pociągach odchodzących w kierunku Lwowa, Krakowa i dalej. Witający Śmigłego mjr Burhardt-Bukacki, niedawno wyciągnięty z Beniaminowa i zastępujący naczelnego komendanta okupacji austriackiej, Zdanowicza-Opielińskiego, śmiertelnie chorego, zameldował Śmigłemu, że likwidacja okupacji jest już w toku i Lublin obejmowany jest przez władze polskie, na razie z ramienia Rady Regencyjnej. Że jednak rozbrajaniem udających się do domu wojsk austriackich zajmuje się POW. Czynione jest natomiast wszystko, aby oddziały składające się z Polaków zatrzymać i uzyskać w ten sposób gotowe wojsko.
Istotnie nakaz kwaterunkowy dla Śmigłego i dla mnie został wystawiony przez polską komendę miasta, zaś po drodze z dworca do miasta zauważyliśmy na moście na Bystrzycy zastawę obsadzoną przez peowiaków, których jedynym umundurowaniem były maciejówki i pasy wojskowe, a którzy zatrzymywali maszerujące na dworzec oddziały austriackie; przepuszczali je dalej dopiero po złożeniu karabinów i amunicji.
Po przybyciu do hotelu zostawiłem Śmigłego z Burhardtem-Bukackim i udałem się do miasta, by nawiązać kontakt z Komendą POW. Miasto wrzało i przez dłuższy czas nie mogłem znaleźć moich starych znajomych i podkomendnych peowiaków. Gdy w rezultacie nawiązałem jakiś przypadkowy kontakt, dowiedziałem się, że wszyscy są niesłychanie zajęci i padają z nóg ze zmęczenia, że zostały wydane rozkazy mobilizacyjne i ściąga się ludzi z najbliższych Lublina ośrodków organizacyjnych, ponieważ lubelskie siły peowiackie nie są w stanie dać sobie rady. Nie podobna jednak spodziewać się większego dopływu ludzi spoza Lublina przed upływem co najmniej 24 godzin, bo wszyscy są zajęci rozbrajaniem Austriaków na miejscu, zaś wszędzie, gdzie są obecni oficerowie legionowi, organizuje się już oddziały wojska polskiego, zbrojąc je odebraną Austriakom bronią.
Lublin, 1 listopada
Bogusław Miedziński, Wspomnienia, „Zeszyty Historyczne" 1976, z. 37, Paryż 1976.
Nastrój mas na Górnym Śląsku przedstawia się rozmaicie zależnie od powiatów: w powiatach północnych, a więc opolskim, strzeleckim, lublinieckim, kluczborskim, północnej części tarnogórskiego i toszeckim ludność przeważnie pogodziła się z myślą odczekania plebiscytu, do którego tu i ówdzie zaczęto się przygotowywać. Natomiast w powiatach południowych i przemysłowych, a w pierwszym rzędzie katowickim i rybnickim, ludność polska doprowadzona do ostateczności nadużyciami władz niemieckich i zdenerwowana długim i próżnym oczekiwaniem opuszczenia przez Niemców Śląska, lada chwila może chwycić za broń. Dotychczasowi przywódcy zarówno w POW, jak i w Podkomisariacie tracą coraz bardziej swój wpływ. Jestem najmocniej przekonany, że jeżeli do 10–14 dni Niemcy nie ogłoszą zupełnej amnestii politycznej i komisja ententy nie przybędzie na Górny Śląsk, wybuch samorzutny powstania ludowego jest nieunikniony. Przy tym wśród ludności robotniczej w powiatach przemysłowych wybuchną niepokoje, wywołane przez żywioły wywrotowe, spartakusowców i częściowo bandytów. Ci ostatni np. w okolicach Zabrza i Zaborza są podobno zorganizowani w wielkie bandy (np. sławnego Hajoka, licząca około 500 ludzi) i tylko czekają sprzyjającej chwili, aby wystąpić.
5 sierpnia
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.