Syn mój K. M., już jako 16-letni chłopiec wychowany w zasadach demokratycznych, jako syn robotnika kolejowego, członka PPS-u, w czasie okupacji z najeźdźcą hitlerowskim wystąpił do walki, zaciągając się w szeregi partyzantki sowieckiej pułkownika Kalinowskiego, by nadal walczyć o Polskę Demokratyczną – Polskę Ludową. W czasie, gdy Armia Czerwona toczyła najcięższe boje o Stalingrad, syn mój na tyłach okupanta prowadził dywersję – wysadzając mosty i linie kolejowe, utrudniając w ten sposób dostawę broni, amunicji i żywności armiom niemieckim walczącym na wschodzie – będąc sam dwukrotnie rannym. Po oswobodzeniu Polski przez Armię Czerwoną, syn mój wstępuje ochotniczo do Wojska Polskiego, by nadal utrwalać potęgę Polski Ludowej. Zdrowie jednak, które nadwyrężył w lasach Podhala, nie pozwoli mu pełnić służby w szeregach Armii Polskiej i zostaje zwolniony z Jej szeregów. Po zwolnieniu z W.P. udaje się na Ziemie Odzyskane do m. Nowy Sad i tu jako niedoświadczony życiowo chłopiec, spotyka się z prowokatorami reakcji i nieświadomie wciągnięty zostaje do nielegalnej organizacji. Czeka na dzień ogłoszenia Amnestii, by od tego czasu móc pracować normalnie dla dobra Polski Ludowej, pod swym prawym nazwiskiem, lecz niedanym mu było tego doczekać, gdyż zostaje w grudniu 1946 r. aresztowany. Dowódcy syna i prowokatorzy – jedni zbiegli za granicę, a drudzy korzystając z dobrodziejstwa Amnestii, chodzą po wolności i nadal studiują. Syn mój w organizacji był pionkiem, spełniał rozkazy d-cy pod karą śmierci, nie mógł wystąpić z organizacji, ani ujawnić w obawie o swe własne życie, chociaż zdawał sobie sprawę, że jego postępowanie nie zgadza się z jego demokratycznymi zasadami, - i dziś zamiast uczyć się i być pożyteczny dla Narodu Polskiego – siedzi i swe młode lata marnuje w więzieniu. Ja ojciec, jako stary PPS-owiec zawsze wszczepiałem w duszę syna zasady demokratyczne i ideę walki proletariatu o wolność klasy robotniczej.
Dziś jako ojciec zbałamuconego, niedoświadczonego syna zwracam się do Ciebie Obywatelu Prezydencie o ułaskawienie lub wydatne obniżenie kary więzienia dla mego syna – by syn mógł nadal pracować dla Polski Ludowej – kształcić się i propagować nadal ideę walki proletariatu, o którą walczył w szeregach partyzantki sowieckiej.
Ze swej strony zapewniam Cię Obywatelu Prezydencie, że dołożę wszelkich starań i sił, aby syn mój po powrocie z więzienia – powrócił do normalnego życia i wyrósł na jednego z budowniczych Polski Demokratycznej – Polski Ludowej.
J., woj. krakowskie, 5 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Tow. Redaktorze!
Z racji częstych wyjazdów służbowych mam okazję namacalnie przekonać się o tym, jakiej jakości są słono opłacane usługi PKP na rzecz podróżnych. Mam tu na myśli regularność biegu pociągów.
Przekonałem się, że tak zimą jak i latem trzeba sobie tak układać plan podróży, aby na ewentualne przesiadania mieć zawsze 1 ½ do 2 godz. rozkładowego czasu, jeśli chce się w przybliżeniu przewidzieć czas przyjazdu na miejsce. Mimo wielu głosów w prasie centralnej i prowincjonalnej na temat regularności ruchu, ta skandaliczna sytuacja nic się nie poprawia. Ostatnia moja podróż do Krakowa przepełnia miarę mojej cierpliwości [...].
[...]
Zamiast jechać 13 godz. i dwa razy przesiadać się, jechałem 23 godz. i 4 razy przesiadałem się, marnując dodatkowo 1 dzień. Na przebycie 547 km przy użyciu pociągów PKP potrzeba w Polsce w XX wieku 23 godz. Szybkość godna dyliżansu pana Pickiwcka.
Ponieważ jeżdżę na różnych kierunkach, więc na podstawie obserwacji mogę powiedzieć, że nie jestem pewien, czy w całej Polsce jest 20 pociągów jadących wg. rozkładu.
Pocóż w takim razie olbrzymim nakładem kosztów wydawać K[rajowy] R[ozkład] J[azdy] P[ociągów]? Może wystarczy napisać, że np. pociąg nr. X odjedzie z Poznania między godziną 21.20 a 23.59? Nie będzie wtedy niespodzianek, łudzenia się na terminowy przyjazd, opracowanie rozkładu będzie o wiele tańsze.
A może prostszym wyjściem byłoby zapewnienie warunków punktualnego kursowania pociągów?
Uważam, że powinna być podjęta przez prasę szeroka, intensywna kampania mająca na celu zmuszenie PKP aby pociągi kursowały wg KRJP a nie od przypadku do przypadku.
[...]
Myślę, że zamiast układania bzdurnych, idiotycznych nieraz przepisów kolejowych (np. „w przechowalniach bagażu ręcznego nie przyjmuje się na przechowanie broni nabitej”), odpowiednie czynniki powinny pomyśleć jak zapewnić regularny bieg pociągów oraz wygodę podróżnemu. O tym dotychczas nie pomyślano.
A propos wygody: wsiadłem kiedyś w Zbąszynku do wagonu I kl. i okazało się, że zamiast kanap są tam zwykłe drewniane ławki, a o klasie wagonu mówiły jedynie wymalowane cyfry. Kiedy przyszedł „rewizor” (tak to się na PKP nazywa!) na moje pytanie odpowiedział: „a gdzie jest napisane, że I kl. musi mieć miękkie siedzenia?” To już jest ze strony PKP cynizm w najgorszym wydaniu, i tu jest pies pogrzebany, jeśli chodzi o wygodę podróżnych. Wszystkie przepisy zmierzają do maksymalnych zysków nic w zamian za to nie dając.
Tą sprawę należałoby także uregulować. Jeśli nie posiadamy dostatecznej ilości wagonów z kanapami, niechaj będą składy pociągów bez I kl, aby uchronić podróżnych przed zapłatą za wygody raczej iluzoryczne.
Pan Minister może nawet nie wie, że tak się dzieje, bo sam jeździ wytworną salonką. Widocznie pewna część ciała ma inną niż zwykli śmiertelnicy, wyzyskiwani po lichwiarsku przez PKP.
Gorzów Wielkopolski, 3 grudnia
Adam Leszczyński, Sprawy do załatwienia, Listy do „Po Prostu” 1955–1957, Warszawa 2000.
Wczoraj wieczór przyjechałem do Sopotu, podróż drugą klasą w upał ciężka, bo jakieś dzieci zatruwały życie. W Sopocie niestety ludzi mnóstwo (jestem zdemoralizowany, bo przyjeżdżałem tu zwykle zimą lub jesienią, mając wówczas całe miasto dla siebie). Wieczorem przechadzałem się, wcale pięknie to nasze Cannes wygląda, ładnie oświetlone, z neonami i kawiarniami na tarasach. Wszędzie tłumy młodzieży, i to naprawdę z zakładów pracy robotniczej – wszystko w koszulach z krajowego nylonu, dziewczęta pokazują nogi do pasa. Wszystko niebrzydkie, w każdym razie z rozbuchaną ambicją, nasz ustrój najlepiej stwarzać umie powszechne łaknienie: to mu wychodzi bez pudła.
Sopot, 17 czerwca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Dantejskie sceny oglądać można na dworcu PKP. Akurat dzieciaki jechały na kolonię, a dorośli — na nowy turnus wczasów. Pracownica informacji zemdlała po kilku godzinach pracy z wyczerpania, zamęczona pytaniami zrozpaczonych ludzi niemogących się wydostać z Lublina. Początkowo ogłaszano jeszcze przez megafony, że pociąg taki a taki odjedzie, potem odwoływano tę informację. Chaos i bałagan kompletny. W końcu wyłączono megafony.
Wyjazd i dojazd do Lublina stawał się o tyle wielkim problemem, że do strajku przystąpili także kierowcy PKS. Na rogatkach miasta stały tabuny ludzi usiłujących złapać okazję. [...]
Stanęły piekarnie miejskie — bo zabrakło mąki wskutek strajku kierowców z PTHW i pracowników zakładów młynarskich. Potem zastrajkowały zakłady jajczarsko-drobiarskie, więc nie było w sklepach jajek i drobiu. Nie było też mleka, bo do strajku przystąpili kierowcy z STW przywożący mleko do Lublina ze zlewni w terenie. Miasto tchnęło grozą.
Lublin, 17 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Nareszcie odważyliśmy się na Lubelszczyźnie coś zrobić. To jest ważne! [...] Pierwszego dnia to jedynie my, Lokomotywownia, nasze Warsztaty Naprawcze Lokomotyw Spalinowych, Elektrycznych, Samochodówka i Wagonownia; z tych poszczególnych załóg wybrano przedstawicieli do Komitetu. A następnego dnia dołączyły się inne służby [...], przyszli i dokooptowali swoich przedstawicieli do tego Komitetu. Naprawdę byłem tym zaskoczony. Nie liczyłem, że aż taka będzie solidarność.
Lublin, 19 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W Lokomotywowni trwają pertraktacje z Komitetem Strajkowym kolejarzy. Wszyscy czekają na ich wynik [...]. Godzina 15.00. Nadal nie ma wiecu i manifestacji. W gmachu Komitetu Wojewódzkiego nadal napięcie. [...] Ale coraz powszechniejsze jest przekonanie, że manifestacji nie będzie i pod gmach KW nikt nie przyjdzie. [...]
Jest 17.30. W mieście cichym i pustym słychać dźwięk sygnałów lokomotyw. Jedziemy na dworzec PKP z ekipą dziennikarzy z gmachu KW. Ponoć podpisano porozumienie na kolei. Dworzec Główny już pełen życia, nagle wypełniony ludźmi. Słychać odgłos przejeżdżających pociągów. [...] Na peronach ludzie, wciąż niepewni swojej podróży, wypytują kolejarzy, czy to naprawdę koniec strajku. Kolejarze pijani ze szczęścia — podpisane porozumienie przyniosło im spory sukces, znaczne podwyżki i inne zdobycze socjalne.
Lublin, 19 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Na dworcu we Wrocławiu niewielkie afisze informują o strajku głodowym kolejarzy, domagających się podwyżki płac i lepszych warunków pracy.
Trzydzieści pięć lat po wojnie, odbudowa Wrocławia (skąd ściągano materiały dla Warszawy) wciąż nie dobiegła końca. Widoczne są ślady kul, rozbite domy, dzikie tereny w samym centrum, służące dzieciom za boisko. Regularnie przyjeżdżają tu Niemcy z NRD czy RFN, którzy zachowali więzy uczuciowe lub rodzinne. […] Nie będąc nigdy stolicą, jest dzisiaj Wrocław, podobnie jak Wiedeń, miastem odśrodkowym, wypełnionym próżnią, miastem niepokoju. Parki kryją jakieś akcenty chińskie, jakieś pagody. […]
Strajk głodowy kolejarzy wzbudza niepokój – linia kolejowa z Wrocławia do Przemyśla, przez Katowice i Kraków, łączy NRD ze Związkiem Radzieckim.
Wrocław, 22 października
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.