Dnia 22 czerwca 1941, w niedzielę, o świcie (godz. 3.00) dały się słyszeć początkowo pojedyncze, potem liczniejsze wystrzały. Nad Oleszycami przeleciały trzy samoloty — z suchowolskich lasów otworzono do nich ogień karabinów maszynowych. Za chwilę na ogród plebanii wpadł granat, a od strony Miłkowa widać było łunę pożarów. Bolszewicy podpalili stajnie folwarczne w Starym Siole wraz z 22 końmi kołchozowymi (chłopskimi), których nie pozwolili uratować. W mieście panowała poranna cisza i senne zdziwienie. Urzędy funkcjonowały do ostatka, nikt nie przeczuwał wypadków. Służba kolejowa odprawiła nawet pociąg osobowy do Surochowa — już podczas gęstej palby wojennej. Gdy przed pocztą stanął samochód, a Niemcy skoczyli do urzędu, gorliwiec Żarnicki rozpoczął awanturę, sądząc, że ma do czynienia z przebranymi w mundury niemieckie bolszewikami. Silne ujęcie za kołnierz i kopniak rozwiązały jego przypuszczenia i pomogły mu szybko znaleźć się na ulicy.
Tymczasem wzmogła się strzelanina. Na ulicy od strony Dzikowa pojawił się duży tank niemiecki. Drugi tank nadjechał od strony Cieszanowa; cały folwark z parkiem był wzięty we dwa ognie. Wnet też podpalono pałac i stajnie folwarczne. Los graniczników był przesądzony.
Oleszyce, 22 czerwca
Ks. Józef Mroczkowski, Wojna w Oleszycach, „Karta” nr 24/1998.
Ponieważ wielu Polaków nie pojechało do Niemiec i kryją się po norach (nie śpiąc w domach), dziś wybębniono sankcje karne: w tych domach, z których kandydat nie wyjechał, będą Niemcy zabierać wszystko co użyteczne, rodzinom zaś grozi wyjazd do lagrów.
Niemcy nie cierpią cyrylicy alfabetycznej w pismach ukraińskich, nakazali więc wszystkie tabliczki przy furmankach przepisać na alfabet „polski”. Hajdamaków to boli wielce, bo przynajmniej tyle mieli Ukrainy, co na tablicz¬kach. Ale trudno — bębnił dziś posłaniec gminy, że „tabłyczki majut buty pysani po łatyńsku”.
Udręczeniem wielkim dla polskiego gospodarza są te stałe forszpany [prace przymusowe], na jakie gonią. Dzień po dniu od roku fura za furą (zawsze polskie) wiezie kloce sosnowe z lasu do miejscowego tartaku. Niemcom potrzeba polskiego drzewa i desek z tartaku w Oleszycach. W lesie odbywa się żywicowanie, tj. wyciąganie soków drzewnych na różne tłuszcze i smary.
Oleszyce, 18 czerwca
Ks. Józef Mroczkowski, Wojna w Oleszycach, „Karta” nr 24/1998.
Dobre są miny Polaków. Doczekaliśmy się dwóch klęsk w jednym roku: a) klęski germanizmu, b) klęski ukrainizmu (sprzymierzonego).
Cieszymy się więc, Gaudeamus. Ale uwaga! Bodaj czy nie przedwcześnie!!! Cały ten dzień niedzielny walą transporty Ukraińców z Lipiny, Jaliny, Starego Sioła.
Do tego dołączają się tabory sowieckie zdążające na wschód — może ostatnie! Może bezpowrotnie?! Są to tabory ciekawsze niż inne. Powożą przeważnie kobiety radzieckie. Prawie każda dzierży w prawej ręce broń, a w lewej małe dziecko. Zaprzęgi konne lub woły. Często wół i koń przy jednym dyszlu. Wozy na wzór bud cygańskich; kryte często drogimi kilimami, dywanami, obrusami, a nawet dużymi mapami ściennymi zrabowanymi w Niemczech. Na wozach? „Barachło”. Wszystko, co dało się ukraść. Leżą bezładnie sprzęty, meble, broń, materiały, ludzie i cielęta zmęczone podróżą. Wszystkie drabiny obwieszone drogocenną zdobyczą.
Oleszyce, 9 września
Ks. Józef Mroczkowski, Wojna w Oleszycach, „Karta” nr 24/1998.
Święta odbyły się spokojnie. Pasterka o szóstej rano. Brały w niej udział takie masy narodu, jakich (zdaniem starszych ludzi) kościół oleszycki nigdy dotąd nie widział. Przyczyna tego jest jasna. Nie ma wcale konkurencji nabożeństw ukraińskich, bo nie ma popów. Pozostali Ukraińcy chętnie garną się do kościoła, aby udokumentować swą lojalność, względnie wygrać szansę przejścia na obrządek łaciński; toteż kościół nasz był przepełniony, a olbrzymia procesja narodu stała jeszcze pod murami kościoła. Byli nawet „Badacze” [Pisma Świętego]. Przeżyliśmy prawdziwą satysfakcję w kościele, na jaką Oleszyce wieki całe czekały! Sukces znakomity, zwłaszcza gdy się zważy, że na przykład w Lubaczowie po staremu robi hałas oteć [Mirosław Iwan] Myszczyszyn, ruskie dzwony walą tuż nad uchem polskiego kościoła, a w sukurs Myszczyszynowi przybył jeszcze oteć [Julian Włodzimierz] Mackiw. W Dzikowie również popostwo jest uprzywilejowane i celebruje hałaśliwie w „fełonach”.
Oleszyce, 26 grudnia
Ks. Józef Mroczkowski, Wojna w Oleszycach, „Karta” nr 24/1998.