Znalazłyśmy się w Stalagu VI-C w Oberlangen koło Lathen. Po wejściu na jego teren, gdy zamknięto nas w oddzielnym baraku, aby poddać jeszcze jednej rewizji, zobaczyłam z daleka koleżankę z mego zastępu harcerskiego — Hankę Czarnocką.
Udało mi się przerzucić do niej przez druty niemal cudem ocalałe podczas poprzednich rewizji moje dokumenty powstańcze. Okazało się, że w obozie były również inne harcerki z naszego zastępu i drużyny (przybyły nieco wcześniej ze Stalagu X-B w Sandbostel). [...]
W Oberlangen zgromadzono przeszło 1700 kobiet-żołnierzy powstańczych w wieku od 14 do 60 lat. W każdym baraku mieszkało około 200 kobiet. Spałyśmy na trzypiętrowych prymitywnych pryczach, na posłaniach z desek, często prawie bez słomy, okryte kawałkami starych, podartych koców bawełnianych. Zima była mroźna, dokuczał nam brak ciepłej odzieży, bielizny i butów (chodziłyśmy w obozowych drewnianych sabotach). Myłyśmy się w lodowatej wodzie, gdyż do łaźni prowadzono nas bardzo rzadko. Dokuczały też bardzo wszy, pluskwy i świerzb, przed czym trudno było się uchronić. Męczyły nas wielogodzinne apele poranne i wieczorne, podczas których stałyśmy na placu apelowym, a Niemcy liczyli nas, myląc się często i poprawiając. Wyżywienie było znacznie gorsze niż poprzednich obozach: dzienną rację stanowił litr wywaru z jakichś nieokreślonych ziół, w południe „zupa” z brukwi, robaczywej kaszy, a najczęściej jarmużu (bez soli) oraz 250 g chleba, kawałek margaryny i łyżeczka cukru (te ostatnie co drugi lub trzeci dzień, bowiem z okazji „karnych” często wstrzymywano ich przydział).
Warszawa, 22 grudnia
Pełnić służbę... Z pamiętników i wspomnień harcerek Warszawy 1939-1945, red. Anna Zawadzka i Zofia Zawadzka, Warszawa, 1983.
Po południu siedziałam pod barakiem, snując marzenia, jak to będzie, kiedy znajdę się już po drugiej stronie drutów... Nagle zobaczyłam zbliżającą się od strony lasu kolumnę pojazdów wojskowych — nie niemieckich! Niemal w tej samej chwili zatrzymał się samochód pancerny, z którego wyskoczył uzbrojony żołnierz w mundurze khaki, wystrzelił serię z pistoletu maszynowego w stronę wieży strażniczej i zawołał głośno: „Czołem koleżanki!”
Okazało się, że odbił nas oddział 2 pułku 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka, walczący dotąd w Holandii. Trudno opisać naszą radość i entuzjazm. Prawie natychmiast czołgi i scoutcary rozwaliły druty obozowe, „Maczkowcy” rozstrzelali esesmana — komendanta obozu (wyjątkową kanalię), resztę załogi niemieckiej wzięto do niewoli, a na maszt wciągnięto biało-czerwoną chorągiew.
Oberlangen-Warszawa, 12 kwietnia
Pełnić służbę... Z pamiętników i wspomnień harcerek Warszawy 1939-1945, red. Anna Zawadzka i Zofia Zawadzka, Warszawa 1983.