Nowy rok. Jeden z tych, które będą ogniem i krwią zapisane w dziejach ludzkości. Nikt nie myśli o pojedynczych życiach, kiedy ważą się losy narodów. Czy można zastanawiać się nad własnym losem, gdy giną tysiące, setki tysięcy, bez słowa, bez pytania...
Zmęczenie i przygnębienie są coraz bardziej widoczne. Kiedy się to skończy nareszcie? Nikt na to nie odpowiada. Wojna trwa już sześć miesięcy, obie strony walczą z jednakim uporem i zaciętością.
Poronin, 5 stycznia
Maria Kasprowiczowa, Dziennik, Warszawa 1968.
Nowy rok. Spotkaliśmy go w licznym towarzystwie. Było gwarno, niby wesoło, lecz w gruncie rzeczy każdy starał się coś w sobie zagłuszyć, śmiał się, żeby nie płakać.
Jakoś beznadziejnie zapowiada się ten rok. Nikt nie przewiduje niczego, o niczym nie wie, boi się wszystkiego.
Janek o północy wypowiedział kilka gorących życzeń, kończąc słowami: „Niech żyje Polska”.
Lwów, 1 stycznia
Maria Kasprowiczowa, Dziennik, Warszawa 1968.
Myślałem, że bez przerwy prześpię do rana, ale stało się inaczej. Obudził mnie huk wystrzałów, bicie dzwonów, dźwięki uderzeń w puste naczynia. Nieprzyjaciel naciera — pomyślałem. Na taktyce nie przerabiano z nami, co w takim przypadku robić. Lecz krzyk wesoły i dalsze werble oraz wystrzały zorientowały mnie, że to przecież Nowy Rok 1919. W sąsiedniej restauracji bawili się miejscowi notable i pod wpływem uczuć patriotycznych, spotęgowanych wypitym alkoholem, przyszli z nami witać Nowy Rok. Nic ze spania. Bawiliśmy się do rana. Jednak o godzinie ósmej rano ruszyliśmy w dalszą drogę.
Grodzisk Wielkopolski, 31 grudnia 1918 / 1 stycznia 1919
Stanisław Zapłacki, Moje przeżycia powstańcze [w:] Wspomnienia powstańców wielkopolskich, oprac. L. Tokarski, J. Ziłek, Poznań 1970.
Noworoczne przyjęcie odbyło się po raz pierwszy w pałacu Łazienkowskim i miało charakter ogólnopaństwowy.
Rok temu zebrali się tylko wojskowi, teraz przybyli do Łazienek przedstawiciele Sejmu, rządu, duchowieństwo, korpus dyplomatyczny, władze wojskowe i cywilne, delegacje. Wygłaszano szereg urzędowych mów; stwierdziłem, że w dziedzinie form zewnętrznych poszliśmy znacznie naprzód i że Polska zajmuje już należne jej miejsce w gronie innych mocarstw.
Podczas przyjęcia w Łazienkach zwolennicy premjera p. Paderewskiego urządzają demonstracyjną owację przed jego mieszkaniem, podkreślając tem swój protest przeciw obecnemu rządowi, miało się to powtórzyć i wieczorem w czasie galowego przedstawienia w teatrze Wielkim, ale plan spalił się na panewce.
Warszawa, 1 stycznia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Rano przed południem jeździłyśmy z Jadzią obejrzeć Stare Miasto, którego Jadzia jeszcze w nowej szacie nie widziała. I mnie się dziś więcej podobało, niż poprzednim razem. Wyglądało jak bajka Andersena. Domy kolorowe, śnieg, tnący ukosem, lekki przymrozek, naśrodku choinka Deveya. Kiedy się o niej dowiedziałam, wydała mi się upokorzeniem, ale muszę przyznać, że ładnie wygląda. Ludność Starego Miasta w dalszym ciągu uczestniczy w pomalowanych domach. Stara zakutana baba dodawała komentarze do domu, malowanego przez Stryjeńską.
Warszawa, 1 stycznia
Maria Dąbrowska, Dzienniki 1914-1965, t. 2: 1926-1934, red. Wanda Starska-Żakowska, Warszawa 2009.
Warszawa prawie wcale nie spała niedzielnej nocy. Od g. 20 [...] aż do samego rana na chodnikach pełno było przechodniów, a przez błyszczące jezdnie ciągnęły bez przerwy korowody taksówek i samochodów prywatnych, przerywane gdzieniegdzie powolną dryndą, wiozącą tradycję lubiących pasażerów, wymachujących wesoło kolorowymi balonikami.
Szoferzy również masowo zakupywali „lekki” towar, dekorując swe taksówki.
Dziwacznie wygladały limuzyny, sunące dostojnie po ulicach, jadące wolno, nie śpiesząc się, jak gdyby wielkie balony hamowały ich pęd. Stanowiły one doskonałą reklamę dla baloniarzy, wystawających po rogach ulic z olbrzymimi gronami wielkich, kolorowych, a przede wszystkim tanich baloników. Nauczeni przykrym doświadczeniem ubiegłych lat, kiedy nad ranem musieli wracać do domów z większością niesprzedanych baloników, baloniarze w tym roku sprzedawali swój kolorowy towar po bardzo niskich cenach. Dlatego też wszyscy starzy i młodzi zaopatrywali sie w „lekki” towar, by wesoło i radośnie pożegnać Stary Rok.
Warszawa, 1 stycznia
„Polska Zbrojna”, nr 2, z 2 stycznia 1939.
Wielkie bale dopiero się zaczynały. Otwierało je wszystkie wielkie noworoczne przyjęcie na Zamku u prezydenta Mościckiego. Było to przyjęcie monstre, ale bardzo ekskluzywne, dla całego korpusu dyplomatycznego i całe tak zwanej elity. Otrzymać zaproszenie było bardzo trudno, bo lista gości ustalana była i zamykana dość wcześnie, a każda osoba otrzymywała imienne zaproszenie. [...]
[...] miałam tam mieć na sobie najpiękniejszą suknię, jaką pamiętam. Była to suknia z poziomych pasów jedwabnych, farbowanych od najciemniejszego fioletu do różowych jak ciało, rozszywanych tej samej szerokości delikatną szaroróżową koronką, której prawie nie było widać. Tak to wyglądało, jakby dół osoby był w cieniu, a kolor rozjaśniał się coraz wyżej, przez wszystkie odcienie fioletu. Na to wkładało się płaszcz bardzo surowy w kroju, amarantowy, z wielkim ogonem, długimi wąskimi rękawami, tysiącem guziczków i małym stojącym kołnierzykiem pod brodą. [...]
Bal zaczynał się przed północą. Samochody zajeżdżały przed główne wejście zamkowe z pierwszego podwórza przed czerwony chodnik. Na dole była szatnia i zaraz wszyscy wchodzący ustawiali się po dwoje, aby schodami wejść do miejsca, gdzie prezydent witał każdego przy wejściu do sal zamkowych. [...]
W światłach i gwarze wchodziłam na schody w swoim płaszczu, podtrzymując jego ogon. Zauważyłam, że ci przede mną i ci za mną ślicznie się do mnie uśmiechają i bardzo zwracają na mnie uwagę. W pewnej chwili spojrzałam, z kim idę w parze, i zmartwiałam. Był to nuncjusz papieski Monsignore Marmaggi. Miał na sobie taki sam ubiór jak ja. Ten sam amarantowy płaszcz na tysiąc guziczków zapięty, ten sam stojący kołnierzyk, ten sam wspaniały kolor, takie same amarantowe trzewiki, jak moje jedwabne. On także, idąc po schodach i witając się na prawo i lewo, dopiero teraz mnie zobaczył. Stanął jak wryty, a potem zaczął się śmiać bez żadnego opamiętania, a z nim wszyscy dookoła, bo musieliśmy być niezłą parą. Monsignore chwycił mnie pod rękę i pokrzykując: „Infine, infine, ecco la papessa” [Wreszcie, wreszcie, oto papieżyca], wkroczył do sal balowych. Po przywitaniu z prezydentem chciałam mu uciec, ale on tak się doskonale bawił, że nie puszczał mnie od siebie, kazał siedzieć obok na kanapce, żądał całowania mnie w pierścień i ledwo wreszcie pozwolił zdjąć płaszcz, abym mogła pokazać cudowną suknię pod spodem.
Warszawa, ok. 1 stycznia
Monika Żeromska, Wspomnienia, Warszawa 2007.
Dzień nam się dłuży. Nie mamy nic do roboty. Przerwaliśmy zajęcia przy lepieniu torebek papierowych, ponieważ firma, dla której pracowaliśmy, nie ma surowca. Ma się w ciągu najbliższych tygodni zmienić i wówczas będziemy mieli pełne ręce roboty.
Tymczasem panuje u nas nastrój oczekiwania na żydowski Nowy Rok, który wypada we wrześniu. Dokładnej daty nie znamy. Pokładamy w nim dużą nadzieję, że przyniesie nam wreszcie wyzwolenie z tego koszmaru.
Warszawa, 26 sierpnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Ostatni dzień starego roku – tak smutnego we wspomnieniach – minął spokojnie. Z tej okazji wypada spojrzeć wstecz. Mimo wszystko był to rok nadziei. Staram się zapomnieć o przeszłości, o wszystkich strasznych przeżyciach, o balansowaniu na linii między życiem a zagładą. [...] Wciąż się łudzę i mam nadzieję, że przyjdzie dzień wyzwolenia. Uzbrajam się w cierpliwość. [...]
Wieczorem panna Ziuta zostawiła nas samych, udała się do pani Janiny, gdzie miała spędzić wieczór Sylwestrowy. Wróciła po godzinie 24, a więc już w nowym 1944 roku. W chwilę później rozpoczęła się strzelanina, połączona z puszczaniem różnokolorowych rakiet na cześć Nowego Roku. Owacja urządzona przez Niemców trwała ponad godzinę. Przy odgłosie milknących strzałów udaliśmy się na spoczynek. [...]
Zawsze zasypiałem z nadzieją, że przywita mnie nowy dzień, przybliżający nasze wyzwolenie.
Warszawa, 31 grudnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Nowy, 1951 rok witaliśmy we trójkę u Borisa. Siedzieliśmy przy bardziej niż skromnym stole, przy butelce wytrawnego wina, rozmawialiśmy o tym, co nas czeka, jak trzeba się zachowywać podczas aresztowania i przesłuchań. Więzienie wyobrażaliśmy sobie oczywiście tylko z książek i filmów o rewolucjonistach, a także na podstawie moich wrażeń z wycieczki do Twierdzy Pietropawłowskiej, gdzie byłam latem z ojcem. [...]
W tę noworoczną noc po raz ostatni byliśmy razem.
Moskwa, 1 stycznia
Susanna Pieczuro, Pierwsza próba buntu, „Karta” nr 26/1998.
Drodzy i Kochani Przyjaciele.
Składając Wam na progu Nowego Roku serdeczne życzenia, nie mogę tak, jakbym gorąco pragnął, życzyć Wam wesołych i szczęśliwych Świąt.
Nie ma bowiem wesołości w sercach Waszych i naszych, gdy Ojczyznę naszą okupuje wróg, gdy chłopu ziemię zabiera ekonom komunistycznego państwa, gdy dyscypliną i groźbą obozu pracy przymusowej ostatnie soki żywotne z robotnika wysysa bolszewicki polip, gdy kardynałów, biskupów i księży razem z chłopami, robotnikami i inteligentami, rzemieślnikami i kupcami oprawcy bezpieki mordują, katują lub więżą w lochach więziennych i obozach koncentracyjnych.
Nie może być ówczesnego szczęścia ziemskiego tam, gdzie dyktatura komunistyczna wyciska z człowieka wszystkie siły, odbiera wszelki dorobek, by w zamian za to poić jego dzieci trucizną materialistycznej i ateistycznej propagandy marksizmu i leninizmu, by uczyć je nienawidzieć, a nawet szpiegować i zdradzać własnych rodziców, gdzie strach i niepewność jutra wypełnia serce człowieka, niepewnego ani dnia ani godziny.
Wobec tego, przemawiając dzisiaj do Was w imieniu Polskiego Narodowego Komitetu Demokratycznego, przesyłam Wam serdeczne i gorące życzenia wiary i nadziei. Głęboka wiara w Boga, w Jego wyroki sprawiedliwe, oparta na przekonaniu, że jak w przeszłości, tak i obecnie nie wykończy nas wróg, dopóki narodowe, wolnościowe i demokratyczne ideały zapełniają serca Polek i Polaków. Daje ona podstawy do nadziei i pewności, że dzień wolności dla Polski znowu nadejdzie.
Waszyngton, 1 stycznia
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Ostatni rok przyniósł szereg nieszczęść i nowych cierpień dla narodu polskiego, ale przyniósł również i śmierć Stalina i uwięzienie Berii – dwu okrutnych czołowych oprawców reżimu komunistycznego.
Przyniósł on także deklaracje oficjalne mocarstw Zachodu o polityce wyzwolenia narodów za żelazną kurtyną, poczynając od oświadczenia prezydenta Eisenhowera na ten temat po łączną deklarację na Bermudach prezydenta Stanów Zjednoczonych, premiera Wielkiej Brytanii i premiera Francji.
Wierzę głęboko, że realizacja tej polityki w Nowym Roku, o powiązaniu z Waszym niezachwianym stanowiskiem i zachowaniem, opartym o głęboką wiarę i nadzieję, dzień wolności dla Polski bardzo przybliży.
Waszyngton, 1 stycznia
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Udał nam się bal w „Polityce”. Moi koledzy i ja byliśmy w szampańskich nastrojach. Kryzys mamy za sobą i jesteśmy dobrej myśli. Przestały nas dręczyć zmory i towarzysze. Świat wydaje się piękny. Jeśli znowu nie dojdzie do jakiegoś trzęsienia ziemi. Mój gabinet zamienił się w salę balową. Lubię to miejsce. Lubią też moi koledzy, którzy bardzo często, zwłaszcza jak mnie nie ma, traktują gabinet jak swój własny. Nie bawiliśmy się tylko we własnym gronie. Cała chmara STS-owców zwaliła się nam na głowę. Były piękne dziewczyny. m.in. Ela Czyżewska, która niedawno debiutowała na prawdziwej scenie. Nikt się nie upił, żadnych awantur nie było.
Co ten rok przyniesie światu i Polsce? Pewne jest jedynie to, że trwać będzie współzawodnictwo między socjalizmem i kapitalizmem, a my w Polsce będziemy przezwyciężać trudności, jakie pojawiają się na drodze budowy socjalizmu. A co nas czeka? Nowy kryzys?
Warszawa, 2 stycznia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Rok, który żegnamy, nie szczędził nam wszystkim kłopotów i zmartwień. Poczynając od ostrej zimy, która swój atak przypuściła dokładnie w tamten sylwestrowy wieczór, przez ogromne powodzie, aż po dotkliwą suszę. Dziś zacierają się już wspomnienia tych niepomyślnych zjawisk, choć — powiedzmy to szczerze — ich skutki wciąż jeszcze odczuwamy.
Ale przecież, mimo wszystkich przeciwności, kraj nasz, dzięki naszej wspólnej pracy stał się silniejszy i bardziej nowoczesny, stał się bogatszy o nowe zakłady przemysłowe, fabryki i urządzenia socjalne. Setki tysięcy rodzin wprowadziły się do nowych mieszkań. Przybyło nam szkół, przedszkoli, żłobków, przychodni, szpitali, sklepów. Załogi zakładów produkcyjnych wytrwale odrabiały straty powstałe w przemyśle i rolnictwie. Dzięki temu w roku 35-lecia Polski Ludowej osiągnęliśmy dalszy postęp w budowie ojczystego domu, choć zdajemy sobie sprawę jak dużo jest jeszcze do odrobienia.
Za ten wysiłek, trud i poświecenie — w imieniu Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, w imieniu centralnych władz Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego oraz Frontu Jedności Narodu, w imieniu Rady Państwa i Rady Ministrów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej — pragnę złożyć wszystkim ludziom pracy wyrazy najwyższego uznania, szacunku i wdzięczności. [...]
Polska w całym okresie powojennym niezmiennie dąży do pokoju. Dajemy temu wielokrotnie wyraz, popierając każdą inicjatywę pokojową, rozszerzając współpracę z innymi krajami, wnosząc wkład w budowę wzajemnego zaufania między narodami. Dlatego tym bardziej nie możemy pozostać obojętni wobec zbrojeniowych zamiarów, które mogą naruszyć fundamenty pokoju i odprężenia na naszym kontynencie. Naród polski wyraził głęboką troskę i sprzeciw wobec planowego zwiększenia arsenału broni jądrowej państw NATO, a zarazem niezłomną wolę walki o prawo do bezpiecznego życia, najdroższe, najważniejsze dla każdego narodu. Wierzymy, że rozsądek weźmie górę, że ludzkość nie da się zepchnąć na drogę samozagłady. Sama wiara jednak nie wystarczy.
Niezbędne jest umacnianie naszych sił moralno-politycznych, gospodarczych i obronnych oraz zdwojona aktywność w polityce międzynarodowej. Niezbędny jest głos wszystkich narodów w obronie pokoju, wychowanie w tym duchu wszystkich społeczeństw, a zwłaszcza młodych pokoleń. [...] Drodzy rodacy, drodzy przyjaciele — niech w nowym roku spełnią się nasze narodowe zamierzenia. Życzę wam zdrowia i szczęścia. Niech w każdym polskim domu gości pomyślność.
Warszawa, 1 stycznia
„Trybuna Ludu” nr 1, 2 stycznia 1980.
1 stycznia 1988 zaprzestano zagłuszania Radia Wolna Europa. Siedząc z kieliszkiem przed telewizorem i słuchając śmiechów moich dzieci, rozmyślałem o cierniach czekających jeszcze rodaków na drodze ku pełnej demokracji. Pod koniec minionego roku przyjmowałem całe stada ekip telewizyjnych, zadających mi setki mądrych i głupich pytań. Pogryzając teraz jakiś kawałek szynki czy białej kiełbasy, zastanawiałem się, ile z moich przepowiedni czy metafor wytrzyma próbę czasu.
Gdańsk, 1 stycznia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.