Zaimprowizowano zebranie na wzgórzu. Przyszli socjaliści [Polska Partia Socjalistyczna], przyszła i Narodowa Demokracja, z inteligencją miejscową i starym działaczem, chłopem Poniatowskim na czele. Endecy przemawiali hamująco, przestrzegali przed rozpętaniem ruchu. Prawili dużo o jedności narodowej. Świetnie się rozprawił z nimi Daniłowski, który dowodził, że jedność działania rewolucyjnego jest najlepszą formą jedności narodowej. „Patrz — mówił — jak wszystko w kraju stanęło na jedno skinienie, gotowe do walki z caratem. Do takiej jedności czynu was wzywamy.”
A potem przemawiał [Stefan] Żeromski. [...] Gromił ugodę i słabość, nawoływał do ofiarnego czynu. Przypominał, że masy pracujące — robotnicze i chłopskie — są narodem, a poza tym narodem pozostanie tylko garstka zdrajców i zaprzańców. „Kto chce walki o niepodległość i lepszą przyszłość narodu, ten pójdzie z nami — za czerwonym sztandarem!”
I tłum za przewodem Żeromskiego opuścił wzgórze, śpiewając „Czerwony Sztandar” […]. Na wzgórzu pozostała mała garstka zwolenników Narodowej Demokracji.
Nałęczów, 1 listopada
Jan Krzesławski, Stefan Żeromski podczas rewolucji 1905 roku, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, t. III, nr 1 (9), styczeń–luty–marzec 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Narodowa Demokracja dość zgrabnie przedzierzgnęła strajk socjalny w święto narodowe, odbyły się uroczyste nabożeństwa w kościołach i pochody. Tłum krzyczał głównie „Niech żyje Piłsudski” i „Precz z okupantem” — precz z Radą Regencyjną NIE WOŁANO. Moc świstków i odezw przechodziło z rąk do rąk, między innymi niejaki pan Orski ogłaszał się dyktatorem, kazał usuwać posterunki niemieckie i skupiać się wokoło niego pod postacią białej gwardii.
Od południa ukazały się na ulicach dość gęste patrole niemieckie. Obyło się bez poważniejszych incydentów, lecz ogólna atmosfera była niesmaczna — tyle pogody i jesiennego złota w krajobrazie, a tak mało ciepła w sercach ludzkich.
Warszawa, 14 października
Pamiętnik księżnej Marii Zdzisławowej Lubomirskiej 1914–1918, oprac. J. Pajewski, Poznań 1997.
Powołanie Daszyńskiego na premiera gabinetu podziałało jak grom nie tylko na polityków stronnictw narodowych, ale także na szerokie rzesze mieszkańców stolicy. Zwołaliśmy natychmiast wielki wiec obywatelski na 15 listopada do wielkiej sali Muzeum Przemysłu i Handlu w Warszawie, który dał pobudkę do żywiołowej manifestacji narodowej całej Warszawy i protestu przeciwko wpływom socjalistycznym i komunistycznym. Byli na nim także przedstawiciele Wielkopolski i Pomorza, Śląska i Galicji, wszyscy przejęci jedną myślą i żądaniem równych praw dla wszystkich „w wolnej, wyśnionej i wypłakanej Polsce”.
Jako pierwszy mówca na wiecu przedstawiłem stan sprawy polskiej w kraju i za granicą, niebezpieczeństwo sprowokowania koalicji zachodniej, konieczność powołania do rządu męża zaufania strony zwycięskiej — przemawiali następnie Joachim Bartoszewicz, Władysław Seyda, Korfanty, ks. Pośpiech (Śląsk), Łaszewski (Pomorze). Wszyscy protestowali przeciwko próbie narzucenia narodowi samozwańczych rządów, żądali utworzenia Rządu Narodowego, armii narodowej, zbrojnej pomocy dla Lwowa.
Warszawa, 15 listopada
Stanisław Głąbiński, Wspomnienia polityczne, Pelplin 1939.
W najbliższą niedzielę, 17 listopada, odbyła się na ulicach Warszawy wielka manifestacja narodowa z pochodem tłumów, odbyły się nabożeństwa we wszystkich kościołach z odpowiednimi kazaniami i liczne wiece Demokracji Narodowej, Odrodzenia Narodowego, Narodowego Związku Robotniczego, wszystkie pod hasłem rządu „istotnie narodowego”, utworzenia armii i zniesienia partyjnych „bojówek wojskowych”, zawarcia przymierza z koalicją zachodnią. Tłumnym wołaniom w pochodzie przez Warszawę: „Niech żyje Rząd Narodowy”, „Niech żyje” Dmowski, Korfanty i inni przedstawiciele obozu narodowego, „Precz z Daszyńskim” itp. nie było końca. Wrażenie pochodu było niezmiernie silne. Nikt nie odważył się stanąć w obronie kandydatów socjalistycznych, nigdzie nie słyszano głosów przeciwnych.
Warszawa, 17 listopada
Stanisław Głąbiński, Wspomnienia polityczne, Pelplin 1939.
Kolonizacja nasza na wschodzie nie szła żadnym planem: potworzyły się wyspy ludności polskiej, daleko, a w pobliżu są obszary etnograficznie nie nasze. Trudno znaleźć inny kraj na świecie, który by miał obszar etnograficznie tak nieprawidłowy jak nasz. Dlatego skróćmy tę Polskę trochę, ale zróbmy ją jakąś całością możliwą do istnienia.
2 marca
Traktat ryski 1921 roku po 75 latach, studia pod red. Mieczysława Wojciechowskiego, Toruń 1998.
Sobota, chłód. Naturalnie tramwaje, dorożki — wszystko stoi. Pochód socjalistyczny bardzo liczny. Większy jak w roku zeszłym. Były napisy: „Niech żyje Polska sowiecka”, „Niech żyją rady robotnicze”, „Precz z sejmem” itd. Ale to wszystko nieśli ludzie dobrze ubrani (mimo dzisiejszej drożyzny), syci, uśmiechnięci. [...] Tłum szedł wyjątkowo spokojnie, bez zrzucania kapeluszy przechodniom, bez przeszkadzania w pracy tym, co pracować chcieli. Po biurach i sklepach żadnych łazików, nakazujących strajk, nie było. Jednak napisy „Niech żyje Lenin”, „Precz z wojną”, „Precz z Francją” (!) każą wnioskować, że to obce pieniądze i wpływy są w ruchu. [...] Ale co to ciągłe świętowanie kraj kosztuje. Pojutrze trzeba znowu kontrdemonstrację urządzać. Płacimy za poglądowe obuczanie obywateli.
Warszawa, 1 maja
Juliusz Zdanowski, Dziennik, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 14023/II.
Lepiej by było, żebyśmy się mylili, a Piłsudski miał rację, ale przecież wnioski tylko na rzetelnych faktach budować można. A realne fakty to to, że tworzenie Ukrainy scala Rosję, że zwolennicy Ukrainy nie stworzą pomocnego nam państwa, że nie mamy sił na tak wielki front i tak wielki kraj, że nie mamy sił na taką długą wojnę. To są wszystko pewniki. Wśród okrzyku triumfu prasy belwederskiej, wśród hymnów zachwytu nawet prasy francuskiej, trudno nam spełniać dzisiaj rolę czarnowidzów i kruków.
Warszawa, 11 maja
Juliusz Zdanowski, Dziennik, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 14023/II.
Rynek Starego Miasta i wylot ulicy Świętojańskiej zamknięte zostały od samego rana przez kordony młodych [członków] Stronnictwa Narodowego ziemi łomżyńskiej w jasnych koszulach. Jeszcze przed wschodem słońca na dworce warszawskie zjeżdżać poczęły nadzwyczajne pociągi ze wszystkich stron kraju. Budzącym się ze snu miastem przeciągały niezliczone oddziały w jasnych koszulach, sukmanach chłopskich, akademickich czapkach, strojach górniczych. Na czele sztandary i proporce oraz dziesiątki wieńców.
Na Rynku Starego Miasta ustawiły się szerokie kolumny Stronnictwa Narodowego. Do katedry wmaszerowało pół tysiąca pocztów sztandarowych. [...] Boczne nawy zapełniać się poczynają setkami delegacji ze wszystkich stron Polski. [...] Nabożeństwo transmitowane jest głośnikami na Rynek Starego Miasta i ulicy Świętojańskiej. W śniegu przyklękły tysiączne rzesze, kłonią się sztandary. [...] Dopiero o godzinie 13.00 trumnę na ramionach wyniesiono z kościoła archikatedralnego i tłumny, wielotysięczny orszak żałobny wyruszył ku cmentarzowi.
Warszawa, 7 stycznia
„Kurier Warszawski” nr 7, z 7 stycznia 1939.