Ktoś wpadł na pomysł i wydał decyzję o zdejmowaniu krzyży w szkołach, które zostały w nich powieszone po Październiku. Wywołało to wiele złej krwi i gdzieniegdzie nawet doszło do małych zamieszek. Tam gdzie krzyże pozdejmowano, zwłaszcza na wsi, bojówki klerykalne (na ogół kobiety) zawiesiły je z powrotem. Przegraliśmy więc tę akcję i trzeba było się z niej częściowo wycofać.
Warszawa, 11 września
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Nareszcie znalazłem trochę czasu na spisanie tego, co działo się w ostatnich dniach. [...]
Jak zwykle 1 maja wielki pochód. Na trybunie całe naczalstwo. Wiesław wygłosił przemówienie, na moje wyczucie, zbyt długie. Główny motyw – bomba wodorowa wisi nad ludzkością. [...]
Pochód jak to pochód. Tłumy. Zainteresowanie publiczności wzbudziła grupa harcerzy przebrana za powstańców warszawskich. Studenci, tak jak słyszałem, dawali wyraz swej – delikatnie mówiąc – opozycyjności.
Warszawa, 1–10 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Dziś rano zadzwoniła do mnie MR [Maria Rutkiewicz]. Czy już wiesz, co się stało na Węgrzech? – zapytała zmienionym głosem. Odpowiedziałem, że nie wiem. – Imre Nagy i jeszcze trzech jego towarzyszy zostali skazani na karę śmierci. Wyrok wykonano.
Tak więc, stało się. Zbrodnia, za którą moralnie także i ja ponoszę odpowiedzialność, w tym sensie, że należę do tej samej rozdziny ideologicznej. Powiedziałem Wandzie, że tych, którzy skazali Nagya na śmierć, nie uważam za komunistów.
Warszawa, 17 czerwca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Marian Turski wystąpił z propozycją ustanowienia nagród „Polityki” za opublikowane prace naukowe i popularnonaukowe na temat najnowszej historii Polski oraz za wspomnienia, pamiętniki, relacje o polskim ruchu rewolucyjnym i radykalnych ruchach chłopskich, a także grupach inteligencji i innych. Komunikat ukaże się w przeddzień 22 lipca.
Warszawa, 19 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Wczoraj do Warszawy zjechał Jan Kiepura. Wyjechał z Polski dwadzieścia lat temu. Po wyjściu z samolotu zaśpiewał „Ninon” i „Maciek”. Śpiewano mu „Sto lat”. Przez lotnisko przeniesiono go na rękach.
Warszawa, 7–8 września
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Wielka feta z okazji piętnastej rocznicy powstania ludowego Wojska Polskiego. Referat Spychalskiego zajął całą stronę TL. Od Października nie unika się już mówienia o Armii Krajowej, siłach zbrojnych walczących na Zachodzie, choć nadal eksponuje się wiodącą rolę Armii Ludowej, co jest bez wątpienia przesadą.
Warszawa, 13 października
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Prokuratura Stołeczna poinformowała, że w toku śledztwa związanego z uprowadzeniem 22 stycznia 1957 r. Bohdana Piaseckiego, 8 grudnia odnaleziono jego zwłoki. Upłynęło już kilkanaście miesięcy od tego tragicznego dnia i sprawców dotychczas nie wykryto. Jest to jedna z najbardziej tajemniczych spraw. Już wiele razy pytałem różnych wysoko postawionych towarzyszy, co się za tym morderstwem kryje, i nikt z nich nie potrafił (a może nie chciał) udzielić mi odpowiedzi. [...] Najczęściej morderstwo Bohdana łączy się z działalnością polityczną jego ojca, Bolesława Piaseckiego [...].
Warszawa, 8–11 grudnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Wczoraj w Pałacu Kultury i Nauki odbyła się akademia z okazji czterdziestej rocznicy powstania Komunistycznej Partii Polski. W prezydium zasiadło całe Biuro Polityczne i sekretarze KC, zasłużeni działacze KPP, goście zagraniczni, a także prezes Polskiej Akademii Nauk, prof. Tadeusz Kotarbiński, Władysław Broniewski i wielu innych. Naliczyłem za stołem prezydialnym 48 osób. Gomułka wygłosił obszerny referat, mówił prawie dwie godziny.
Warszawa, 16–17 grudnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Dzisiaj pierwszy dzień zjazdu partii. Po raz pierwszy uczestniczę w takim zgromadzeniu. Znam już sporo towarzyszy, zwłaszcza z centralnego szczebla. Rozpoznaję także niektórych delegatów z terenu, z województw, w których byłem na konferencjach przedzjazdowych. Ze sprawozdania komisji mandatowej wynika, że największą grupę delegatów stanowią robotnicy (na 1411 – 924). Można ich łatwo rozpoznać zarówno po twarzach, jak i ubiorze. Szczególnie wyróżniają się górnicy. W czarnych mundurach, wielu z nich błyska odznaczeniami. Najciekawsze są przerwy w obradach. Delegaci tłoczą się przy bufetach oraz przy ważnych towarzyszach i gdy napatoczy się fotoreporter, to natychmiast tworzą grupę i proszą, by zrobił im zdjęcie. Widać, że dla wielu z nich przyjazd do Warszawy i możliwość choćby otarcia się o wysoko postawionych towarzyszy jest wielkim przeżyciem. Przykro to powiedzieć, ale wrażliwy nos z łatwością wyczuje, że zużycie mydła na głowę delegata nie jest chyba wysokie.
Gomułkę powitano oklaskami, na stojąco. [...] Delegaci Warszawy siedzą w pierwszych rzędach parteru. Mogłem więc przyglądać się towarzyszom w prezydium. Ciekawe, co też oni sobie myślą, patrząc na nas. W czasie wygłaszania referatu przez Gomułkę siedzieli nieruchomo. Czasem tylko jeden lub drugi zerkał w jakieś papiery.
Warszawa, 10 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Już zaczynam się nudzić, siedząc na sali. Dyskusja toczy się według pewnego schematu. Dużo o osiągnięciach i prawie tyle samo o słabościach, niedociągnięciach itp. dyskutanci, zwłaszcza z terenu, deklarują pełne poparcie dla linii partii, ten i ów wyraża zadowolenie, że dzięki pryncypalnej polityce kierownictwa rozbity został rewizjonizm, a dogmatyzm nie spotyka się z poparciem mas partyjnych. A w ogóle to wszyscy aż się palą, by realizować linię partii. Po wysłuchaniu kilku takich przemówień człowiek ma już dość. Po kilku dniach w kuluarach nic nowego nie można usłyszeć. Jeszcze nie zaczęła się gorączka wyborcza, choć zapewne kandydaci do władz zostali już wytypowani.
Warszawa, 13 marca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Wczoraj przybyła do Warszawy delegacja radziecka z Nikitą na czele. Delegacja zamieszkała w Belwederze. Przed Chruszczowem już pewien Rosjanin tu mieszkał. Wprawdzie było to dawno temu, ale czy nasi nie mogli znaleźć innego miejsca? Na trasie przejazdu tłumy były ogromne.
Przemówienia Gomułki i Chruszczowa pełne wielkich słów. Chruszczow powiedział, że Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i jej Komitet Centralny z towarzyszem Gomułką na czele kieruje się rewolucyjną teorią marksistowsko-leninowską, niezłomnie prowadzi naród drogą budowy socjalizmu, konsekwentnie broni czystości marksizmu-leninizmu, walczy o umocnienie jedności i bratnich więzów z partiami komunistycznymi i robotniczymi itd. Ciekawe, jak oni ze sobą rozmawiają przy stole konferencyjnym. Też posługują się takim słownictwem?
Warszawa, 15 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Chruszczow na Śląsku. Przyjmowany jest niezwykle serdecznie. Dziesiątki tysięcy ludzi wszędzie tam, gdzie się pojawi. Nikita bardzo łatwo nawiązuje kontakt z tłumem. To nie to, co Gomułka, który jest oschły i nieprzystępny. Chruszczow jest typem żywiołowego przywódcy. Przemawia bez kartki. Widać, że zainteresowanie jego osobą sprawia mu przyjemność. Na wiecu w Katowicach było, jak podała „Trybuna Ludu”, 120 tys. ludzi.
Warszawa, 17 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Wczoraj wręczyłem nagrody „Polityki” za rok 1959, które po raz pierwszy przyznaliśmy. Do jury pozyskaliśmy znanych i wybitnych historyków, a wśród nich profesorów: Stefana Kieniewicza, Bogusława Leśnodorskiego, Kazimierza Piwarskiego, Juliusza Bardacha, Natalię Gąsiorowską, Stanisława Płoskiego. Wielkie nazwiska. A oprócz nich w jury był docent Czesław Madajczyk i Stanisław Wygodzki.
Nagród było aż trzynaście, w czterech działach. Pośmiertnie za „Powstanie Warszawskie” nagrodę otrzymał Jerzy Kirchmayer. Pierwszą nagrodę w dziale przekazów dokumentarnych, wspomnień i pamiętników jury przyznało Zygmuntowi Klukowskiemu z Lublina za „Dziennik z lat okupacji”. Klukowski w latach okupacji należał do AK. Na wręczenie nagród przybyło sporo oficjalnych osobistości. Najważniejszym gościem był prezes Polskiej Akademii Nauk, prof. Tadeusz Kotarbiński i minister Golański. Była lampka wina i kilka przemówień (krótkich). Wśród nich także moje. Jeśli coroczne przyznawanie nagród stanie się tradycją, to będzie to powód do dumy.
Warszawa, 18–19 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Przedwczoraj zakończył się w Warszawie Zjazd Literatów. Prezesem został Jarosław Iwaszkiewicz. Zastąpił krnąbrnego Słonimskiego. [...] Zjazd powitał wicepremier zajmujący się gospodarką, Piotr Jaroszewicz, co zapewne pisarze odebrali jako policzek. Powiedział, że nie zamierza dociekać, jakimi środkami pisarz osiąga to, że staje się ludziom bliski i potrzebny, że służy ich życiu i pracy, ich postępowej walce społecznej. Pisarze sami muszą wybierać tematy swych dzieł i... zaczął wyliczać tematy, które czekają na pióro pisarza, słowo poety, pasje satyryka. A więc przeżytki dnia wczorajszego – sobkostwo, cyniczne hasło „śmierć frajerom”, kradzież mienia społecznego, korupcja, łapownictwo, kołtuństwo, walka z gusłami i znachorami itd.
Warszawa, 5–7 grudnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W tej chwili towarzysze mają nowego „zajoba”. Nie podoba im się malarstwo abstrakcyjne. Mimo tłumaczenia im, że realizm socjalistyczny nie ma faktycznie przyszłości, towarzysze z BP upierają się przy lansowaniu tego kierunku. Jak gdyby od tego, jak zostanie namalowany obraz, uzależniony był rozwój socjalizmu w Polsce. W gruncie rzeczy sytuacja jest opłakana, ponieważ nie ma żadnej nadziei, że gusty tych ludzi się zmienią. Ostatnio nie zgodzili się na wyświetlenie doskonałego filmu Munka – „Zezowate szczęście”. Nikt i nic nie jest w stanie im wytłumaczyć, że film nie jest targnięciem się na socjalizm. Część członków Biura (Ochab, Rapacki, Cyrankiewicz, Zambrowski) była za puszczeniem filmu, Wiesław i Kliszko byli przeciwni. Fakt, że o takich sprawach musi decydować Politbiuro, jest także objawem nienormalnej sytuacji, jaka u nas istnieje. Dlaczego nie decydują o tym ludzie kompetentni? Chyba dlatego, że ekipa kierownicza nie ma do nich zaufania.
Warszawa, 10 lutego
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Brak pierwszomajowego pochodu w Warszawie w tym roku spowodował lawinę komentarzy. Niektórzy ludzie czuli się po prostu zawiedzeni. Inni pytali, dlaczego nie ma pochodu? Przecież przyzwyczailiśmy się już do tego święta. Ot, ironia losu. Kiedy po piętnastu latach, dzięki usilnym staraniom partii, ludziom weszło to w krew, my uczyniliśmy krok wstecz. Diabli wiedzą, dlaczego. Prasa zachodnia twierdzi, że decyzja ta podyktowana była obawą przed możliwością wykorzystania demokracji przez niezadowolone elementy. Być może. Zamiast pochodu odbył się więc na placu Defilad. Gomułka wygłosił potężne przemówienie naszpikowane wskaźnikami. Ludzie opuszczali plac w trakcie przemowy. Chwilami odnoszę wrażenie, że ten człowiek żyje w jakimś śnie, jakby utracił wszelki kontakt z rzeczywistością.
Warszawa, 1–2 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Wczoraj Wisła pokazała swe groźne oblicze w Warszawie. Woda zalała tory kolejowe elektrowni na Powiślu, Płytę Czerniakowską i doszła aż do schodów Stadionu Dziesięciolecia. Wieczorem na brzegach rzeki i na mostach tłumy ludzi przyglądających się fali kulminacyjnej przechodzącej przez Warszawę. Stałem na moście Poniatowskiego i obserwowałem ze zgrozą siłę rwącego żywiołu.
Warszawa, 1 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
wczoraj byłem na premierze filmu Aleksandra Forda „Krzyżacy”. Wspaniały. Trwa trzy godziny, ale ani przez chwilę człowiek się nie nudzi. Po projekcji Forda i aktorów grających główne role nagrodzono długimi oklaskami. Lubię filmy historyczne. Ford jest reżyserem pierwszej klasy. Stworzył widowisko niezwykłe. Na sali doborowa publiczność. Członkowie BP, Rady Państwa, rządu, artyści, pisarze, aktorzy, dziennikarze itp. Powodzenie filmu murowane.
Warszawa, 1–2 września
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W południe na godz. 13.30 wezwał mnie do Biura Prasy Preis i oznajmił kurz und bünding, że otrzymałem dymisję. Takie polecenie wydali mu nasi z Moskwy. Polecono mi przekazanie kierownictwa redakcji Michałowi Radgowskiemu. Tak więc koniec? W ten sposób po prawie czteroletniej pracy w „Polityce” żegnam się z pismem, które stworzyłem i w które włożyłem sporo serca i energii. Nie przychodzi mi łatwo żegnanie się z tygodnikiem, który w ostatnim okresie jest najlepszy w kraju. Przypuszczam – wynika to z rozmowy z Preisem – że decyzję spowodowały przede wszystkim komentarze prasy zagranicznej, choć nie jest to przecież moja wina. Wielka jednak musi być na mnie złość, skoro zdecydowano się na ten krok, mimo że pierwotnie decyzję odłożono. Obawiam się, że po powrocie do kraju zaczną mnie męczyć i zarzucać mi, że jestem odpowiedzialny za to, iż sprawa stała się znana na Zachodzie.
Warszawa, 23 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W związku z zakomunikowaniem mi dnia 23 XI br. przez z-cę kierownika Biura Prasy KC decyzji o zdjęciu mnie ze stanowiska redaktora naczelnego „Polityki” pragnę złożyć na Wasze ręce następujące oświadczenie.
[...]
Na przestrzeni ostatnich czterech lat ze wszystkich sił starałem się realizować politykę partii, zarówno jako publicysta, redaktor, jak i przewodniczący SDP. [...] Nie mogę przyjąć zarzutu zawartego w liście tow. Starewicza, że redakcja, a więc i ja, sprzeniewierzyła się zobowiązaniom złożonym Wam w sprawie kierunku pisma. Jest to zarzut najpoważniejszy i krzywdzący. [...] Gdybym posiadał jakiekolwiek poważniejsze zastrzeżenia wobec linii politycznej partii, to warunki, w jakich zostałem zdjęty z zajmowanego stanowiska, przyjąłbym bez oporów. Rzecz jednak w tym, iż takich zastrzeżeń nie posiadałem i nie posiadam. Jestem przekonany, że istnieje duża ilość dowodów świadczących o tym, iż nie mogę zrozumieć przyczyn, które sprawiły, że zostałem potraktowany jak wrzód, który trzeba natychmiast usunąć, wyciąć z całą bezwzględnością. A tak właśnie zostałem potraktowany. 4 XI br. został napisany list do redakcji „Polityki”, zawierający cały szereg poważnych zarzutów natury politycznej, zostali już zaproponowani następcy na moje stanowisko, ale nie było czasu na odbycie rozmowy ze mną, tak jakbym nie był człowiekiem, lecz jakimś martwym przedmiotem. [...]
Oto tyle, ile pragnąłem do Was napisać. Napisałem to, co czuję. Czy zganicie mnie za ten list, za jego treść? Nie wiem. Nie kierowałem się taktycznymi względami.
Warszawa, 25 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Udał nam się bal w „Polityce”. Moi koledzy i ja byliśmy w szampańskich nastrojach. Kryzys mamy za sobą i jesteśmy dobrej myśli. Przestały nas dręczyć zmory i towarzysze. Świat wydaje się piękny. Jeśli znowu nie dojdzie do jakiegoś trzęsienia ziemi. Mój gabinet zamienił się w salę balową. Lubię to miejsce. Lubią też moi koledzy, którzy bardzo często, zwłaszcza jak mnie nie ma, traktują gabinet jak swój własny. Nie bawiliśmy się tylko we własnym gronie. Cała chmara STS-owców zwaliła się nam na głowę. Były piękne dziewczyny. m.in. Ela Czyżewska, która niedawno debiutowała na prawdziwej scenie. Nikt się nie upił, żadnych awantur nie było.
Co ten rok przyniesie światu i Polsce? Pewne jest jedynie to, że trwać będzie współzawodnictwo między socjalizmem i kapitalizmem, a my w Polsce będziemy przezwyciężać trudności, jakie pojawiają się na drodze budowy socjalizmu. A co nas czeka? Nowy kryzys?
Warszawa, 2 stycznia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Byłem w STS-ie na przedstawieniu Agnieszki [Osiecka] i Andrzeja [Jarecki] pt. „Oskarżeni”. Pewnie, że nie jest to dramaturgia na miarę Szekspira, ale samo życie na pewno. W „Oskarżonych” autorzy rozprawiają się z wieloma szkodliwymi przejawami życia, z obyczajowością, zabobonem i ciemnotą, pieniactwem i kłótliwością, złodziejstwem i łapownictwem. STS-owcy są cudowni.
Warszawa, 26 stycznia
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Już po obchodach 300-lecia Prasy Polskiej. [...] Na 30 stycznia zaplanowano uroczystą akademię w Filharmonii Narodowej. Tego dnia od rana byłem w ogromnych nerwach. Co tu ukrywać, miałem cholerną tremę, a ściślej – zżerał mnie strach przed tym, co się miało odbyć wieczorem. [...]
Przed południem w Belwederze przewodniczący Rady Państwa udekorował 131 dziennikarzy, pracowników administracji prasy i kolportażu, drukarni, techniki, radia i PAP odznaczeniami państwowymi. [...]
O 18 rozpoczęła się akademia. W prezydium zasiedli: Gomułka, Cyrankiewicz, Zawadzki, Wycech, Galiński, Kruczkowski, Ochab, Spychalski i sporo moich kolegów – Hofman, Kasman, Osmańczyk itp. Pierwszy zabrał głos Cyran. [...] Po nim ja wygłosiłem referat, w znacznej części historyczny, od „Merkuriusza” do prasy Polski Ludowej. Mówiłem także o zadaniach dziennikarzy dziś i jutro. Chyba uniknąłem wodolejstwa. O dogmatyzmie, rewizjonizmie i wszelakich grzechach głównych ani słowa nie powiedziałem. Cyran gratulował mi przemówienia. [...] Przemawiał także Satiukow, przewodniczący Stowarzyszenia Dziennikarzy Radzieckich i redaktor naczelny „Prawdy” oraz J. M. Herman, przewodniczący Międzynarodowej Organizacji Dziennikarzy.
[...]
I tak skończył się dzień pełen wrażeń. Wróciłem do domu w radosnym nastroju.
Warszawa, 30 stycznia – 1 lutego
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Nowa sensacja w Związku Radzieckim. Wczoraj wystrzelono na orbitę okołoziemską statek kosmiczny o wadze 4700 kg, który w tym samym dniu został sprowadzony na Ziemię po wykonaniu wyznaczonego programu badań. Na pokładzie statku znajdowała się kabina z psem Czernuszką. Może to głupie, ale mnie podbój kosmosu nie wprawia w zachwyt. Tyle jest jeszcze biedy i nędzy na świecie, że gdyby olbrzymie sumy wydawane na badania kosmosu, a także na zbrojenia, przeznaczono na ziemskie sprawy, to ludziom by się lżej żyło.
Warszawa, 10 marca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W kraju, w zasadzie, nic ciekawego się nie dzieje. Kampania wyborcza przebiega dość anemicznie. Ludzie nie mają większych chęci na uczestniczenie w zebraniach, spotkaniach etc. Panuje opinia, że, tak czy owak, przecież już wszyscy są wybrani. [...]
Istnieje poczucie pewnej stabilizacji. Oprócz tego po doświadczeniach ostatnich kilku lat niewielu jest polityków, którzy odważyliby się na jakąś nawet półopozycyjną działalność (na mniejszą lub większą skalę), co w rezultacie podniosłoby temperaturę polityczną w kraju. [...] Nic dziwnego, że panuje apatia.
Warszawa, 25 marca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W trzecim dniu mojego pobytu w NRD świat przez chwilę oniemiał. W Związku Radzieckim w kosmos poszybował statek „Wostok”, a na jego pokładzie major radzieckiego lotnictwa, Jurij A. Gagarin. Tak więc pierwszym człowiekiem, który znalazł się w kosmosie, jest obywatel radziecki. Powrócił na Ziemię zgodnie z przyjętym planem lotu. Wyobrażam sobie jubel, jaki zapanował w Moskwie i jak ten niewątpliwy sukces radzieckiej nauki będzie dyskontował Nikita. Sukces jest rzeczywiście niezwykły. Amerykanie nie mogą chyba mieć dobrego samopoczucia. Okazało się, że w wyścigu o podbój kosmosu pierwsze miejsce zajął Związek Radziecki. Jak tu nie być dumnym, że się ma takiego sojusznika?
17 kwietnia
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Przeprowadziłem w telewizji wywiad z majorem Gagarinem, który przyjechał do Polski. Nie jestem zadowolony. Zbyt mało czasu, za wielkie skrępowanie wywołane obecnością wielu ludzi w studio. Podobno nie wypadłem najgorzej. [...] Gagarin jest sympatycznym, skromnym chłopakiem. Sprawia wrażenie zażenowanego sławą, jaka go otacza.
Warszawa, 22 lipca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Rozkręca się nasza nowa akcja „Obywatelu, nie jąkać się”. Uznaliśmy, że sprawa nauczania języków obcych wymaga gruntownego prześwietlenia. Akcja chwyciła. Znajomość języków obcych jest w naszym społeczeństwie wręcz żenująca. Tak np. niemal każdemu wydaje się, że zna język rosyjski, a faktycznie licealista opuszczający szkołę jąka się, gdy ma coś powiedzieć po rosyjsku. To samo dotyczy innych języków. W Polsce nie ma ani jednej szkoły podstawowej i średniej z obcym językiem wykładowym. Nie ma też ani jednej wyższej uczelni językowej. Wiele obiecujemy sobie po tej akcji. A najważniejsze jest to, że redakcja wychodzi z coraz to nowymi pomysłami. Ogłosiliśmy też, wspólnie z „Czytelnikiem”, konkurs na reportaż pod hasłem „Nazwano ją Polska B”.
Warszawa, 23 sierpnia
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Nasza kampania o obce języki „Obywatele, nie jąkać się” wzbudziła wielkie zainteresowanie zarówno w prasie, jak i w różnych środowiskach, i to nie tylko wśród nauczycieli szkół średnich i akademickich, ale także w miejscach, w których się nie spodziewaliśmy. W „Ursusie” dyrekcja uruchomiła pięć kursów językowych.
Warszawa, 17 września
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Dzisiaj obchodzimy wielką uroczystość – pięć lat istnienia „Polityki”. Otrzymaliśmy z tej okazji wiele szczerych wyrazów uznania i sympatii od kolegów, zespołów redakcyjnych oraz czytelników. To już pięć lat, jak tu pracuję. Bez wpadania w zarozumialstwo muszę stwierdzić, że mam niemały wkład w rozwój pisma.
Jego nakład wynosi obecnie 72 tysiące. Stworzyliśmy nowy typ pisma w Polsce. Daliśmy przykład, że można redagować gazetę, która udzielając pełnego poparcia siłom rządzącym, jednocześnie zachowuje krytyczny stosunek wobec rzeczywistości. Autentycznie krytyczny, a nie taki, w którym krytyka sprowadza się do wytykania braków w rodzaju zepsutego kurka od gazu.
[...] Pięć lat redagowania „Polityki” to był rzeczywiście uniwersytet polityczny, a także wyższa szkoła jazdy.
Warszawa, 3 marca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W tym roku pochód pierwszomajowy nie był udany. Zimno było piekielnie. Tłumy przechodziły przed trybuną honorową apatyczne, obojętne. Zapewne każdy chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Już od kilku lat mówi się, że trzeba zmienić charakter obchodów 1 Maja, odejść od nudnych, nic nikomu nie dających, pochodów. Cóż jednak zrobić, skoro przyzwyczajenie jest silniejsze od życia. Gomułka wygłosił okolicznościowe przemówienie, nie różniące się od wygłaszanych corocznie.
Warszawa, 1 maja
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Prasa doniosła o nowym wypadku przy murze berlińskim. W czasie ucieczki dwóch obywateli, jeden z nich został postrzelony. Ciężko ranny, przez godzinę leżał błagając o pomoc. Strażnicy NRD-owscy oczywiście z taką pomocą nie pospieszyli. Aż trudno uwierzyć, że coś takiego zdarza się w sercu Europy. Trudno także znaleźć słowa na określenie postawy tych panów z NRD.
Warszawa, 21 sierpnia
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Po południu z p. Lewandowską [żoną Bohdana] i Bożeną samochodem po wszystkich dzielnicach Nowego Jorku. Miałem więc okazję poznać miasto. Ogromne sprzeczności. Wspaniałe centrum, wielkie wieżowce, dużo aluminium i szkła, kilka ulic dalej potworna brzydota, zapuszczone domy, brudne ulice itd. Niedaleko od centrum ulice największej nędzy i wykolejeńców, narkotyków, pijane gęby, na których znać ślady bójek, słowem – coś okropnego. Miła dzielnica chińska, jak również murzyńska – Harlem. [...] Wieczorem na „West Side Story”. Piękny film, wspaniali aktorzy, cudowna muzyka. Duże przeżycie. Bilet – 3 dolary.
Nowy Jork, 6 września
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Rano mój gospodarz oznajmia mi, że prawdopodobnie będziemy mieli okazję spotkać Kennedy'ego [John Fitzgerald Kennedy], który spędza ten weekend w Newport. Przyjąłem ową wiadomość dość sceptycznie, ponieważ nie wydawała mi się realna. Aliści o 10.30 mój gospodarz otrzymał telefon, z którego wynikało, że prezydent oczekuje nas w klucie Baileys Beach. Więc pojechaliśmy. [...]
Z początku miałem tremę, ale już po kilku minutach czułem się absolutnie spokojny. [...]
Po wysłuchaniu mojej opinii prezydent przez jakieś pięć minut mówił wyłącznie o Polsce. Na wstępie podkreślił, że Polska jest znana ze swych dążeń niepodległościowych. Jej związki z Zachodem są tradycyjne. [...] W USA można spotkać wiele opinii i poglądów na temat Polski. Istnieje np. pogląd, że Polska niczym się nie różni od pozostałych krajów komunistycznych i że w związku z tym wszelka pomoc powinna być zlikwidowana. Istnieje także inny pogląd, że nie bacząc na to, iż Polska jest krajem komunistycznym, należy dążyć do rozszerzania i pogłębiania współpracy z nią. [...] Jeśli chodzi o niego, to jako prezydent jest zwolennikiem tego drugiego poglądu, ale w praktyce ci, którzy tak myślą, napotykają poważne trudności. Wspomniał o debacie kongresowej na temat pomocy dla Polski. [...] Polska cieszy się duzym autorytetem w świecie i odgrywa poważną rolę w polityce międzynarodowej. Polacy w ONZ pomagają w dziedzinie poprawy stosunków między USA i Związkiem Radzieckim. [...]
Interesowała go sytuacja polityczna w naszym kraju.
Newport, stan Rhod Island w USA, 9 września
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Już po manifestacji. Trudno mi ocenić jej przebieg, czy była dostatecznie radosna, a może zbyt ponura? Nie wiem. Wiem natomiast sporo na temat kulis obchodów 1 maja. W Białym Domu (KC) obawiano się tego dnia, zwłaszcza w Warszawie. […]
W przeddzień 1 maja w Warszawie i w innych miastach pojawiły się ulotki z żądaniami podwyżki płac dla pracujących (do 50 proc.), wystąpienia Polski z Układu Warszawskiego i ogłoszenia się krajem neutralnym oraz zmian w rządzie w celu usunięcia nieudolnych facetów. Twierdzono, że ulotki to sprawka środowiska studenckiego. Na trzydziestego ogłoszono wiec studencki przed politechniką, nikt jednak się nie zjawił, jeżeli nie liczyć auta pełnego pracowników ambasady amerykańskiej. Potem rozeszła się pogłoska, że 1 maja o godz. 11.00 ma się odbyć ten sam wiec przed KC. Jak się dowiedziałem, podjęto specjalne środki ostrożności. M.in. zatrzymano 800 osób, z tego szesnaście osadzono w areszcie. Prawie jak przed 1 maja przed wojną.
1 maja rozmawiałem na placu Defilad z płk. Kozłowskim, szefem MO na Warszawę. Mówił mi, jak jest zorganizowana kontrola całego pochodu. W Pałacu Kultury znajdowały się ekrany telewizyjne, które kontrolowały wszystkie punkty zborne. Ani na chwilę więc nie wypuszczono nikogo spod czujnej opieki.
Warszawa, 1 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne, t. 2: 1963-1966, Warszawa 1999.
Na bocznej trybunie. Pochód przeszedł normalnie. Nie było incydentów, których się obawiano. Dzień przedtem byłem w Białym Domu i zauważyłem, że wszyscy byli tam w „ogromnych nerwach”. Najbardziej zabawne było obserwowanie niektórych towarzyszy. Otóż za trybuną — jak co roku — gromadzą się różni towarzysze. W tym roku także, ale każdy ze swoimi. To już nie jest jedna partia. W moim przekonaniu nastąpiło rozczłonkowanie tej „jednolitej partii”.
Stałem na trybunie i słuchałem, jak Wiesław protestował przeciwko pomawianiu nas o antysemityzm, a stojąca obok mnie tow. Pelowska (kierownik Biura Listów KC) opowiadała mi o jednej tragedii za drugą, o ludziach usuwanych z pracy i z partii tylko dlatego, że są Żydami. Ten człowiek, który przemawiał, nic nie wie o tym, co się faktycznie dzieje w kraju.
Warszawa, 1 maja
Mieczysław M. Rakowski, Dzienniki polityczne 1967-68, Warszawa 1999.
Szanowny Panie Redaktorze!
Od pewnego czasu moja córka Małgorzata, lat 10, uczennica III klasy szkoły podstawowej w Gliwicach, przychodzi do domu z płaczem, że dzieci nie chcą się z nią bawić, bo jest Żydówką. Faktycznie tak nie jest, ale to jest poniżej ludzkiej godności tłumaczyć się komukolwiek. Byłbym do Was nie pisał, mimo że lubię „Politykę”, ale uważam ten objaw za zjawisko groźne. Wyobrażam bowiem sobie i odczuwam położenie różnych dzieci, które są szykanowane przez swoje otoczenie. Zwroty w rodzaju: „mama zabroniła mi bawić się z Żydówkami” nie pochodzą przecież od samych dzieci!
Jeśli możecie, zajmijcie się tą sprawą w szerszym aspekcie, gdyż nie jest wykluczone, że mój przypadek nie jest odosobniony.
Obrona dzieci, niezależnie od ich pochodzenia, musi być moralnym obowiązkiem każdego uczciwego człowieka.
Nie sprzeciwiam się opublikowaniu mojego listu w całości.
PS Czy to nie wielki wstyd, że dzieci w wieku 10 lat spotykają się osobiście z problemami rasowymi? Czy niezbędne jest odpowiadać na pytania dziecka „co to jest Żydówka?”.
Gliwice, 8 maja
Lata, listy, ludzie. Adresat: M.F. Rakowski, Warszawa 1993.
W czasie zajęć szkoleniowych w Wojewódzkim Zarządzie Kin jeden z dyskutantów stwierdził: „Szkoda, że Hitler nie wymordował wszystkich Żydów — mielibyśmy teraz spokój”. Na zebraniu organizacji terenowej w dzielnicy Bałuty towarzysz Zasada oświadczył: „Hitler wymordował 3 miliony Żydów, damy sobie radę z 30 tysiącami, które w Polsce pozostały”. I w tym przypadku nikt z kierownictwa POP ani z instancji nie ustosunkował się do tego „głosu w dyskusji”.
Takich przykładów w Łodzi było dziesiątki, jeśli nie setki. Sekretarzy POP wzywano do Komitetów Dzielnicowych, podawano nazwiska osób ujawnionych w czasie poprzednich „polowań” i polecano wyrzucać ich z partii. Gdy sekretarze pytali: „Ale za co?”, odpowiadano: „Jesteście dobrymi sekretarzami, znajdźcie sami powód”. [...]
Antysemityzm zaszczepia się w środowiskach, w których poprzednio nigdy go nie było. Chodzi przede wszystkim o młodzież i dzieci. Zwłaszcza dla tych ostatnich problem ten w ogóle dawniej nie istniał. Dziś bardzo częste są pytania, kierowane do rodziców, a poprzednio do nauczycieli: — jak odróżnić Żyda od innych ludzi. Na podwórkach dzieci bawią się często nie w żandarma i zbójców, nie w partyzantów i hitlerowców, a w milicjantów i Żyda. W szkołach podstawowych na lekcjach wychowania mówi się wiele o syjonizmie. Sposób referowania jest jednak taki, że dzieci pytają: to dlaczego trzymamy w Polsce Żydów? Przykład: w jednej z IV klas szkoły podstawowej nr 173, w czasie wyjaśniania pojęcia syjonista, nauczycielka na pytanie dziecka: jak poznać Żyda?, odpowiedziała: „Żydzi mają czarne kręcone włosy i długie, haczykowate nosy”. [...]
W nielicznym łódzkim środowisku żydowskim nastroje są rozpaczliwie tragiczne. Fala antysemityzmu uderzyła najmocniej w wychowaną już w Polsce Ludowej młodzież. Dla młodzieży tej nigdy przedtem nie istniał problem narodowości — całym bowiem swoim jestestwem była i jest związana z narodem polskim. Młodzież ta przeżywa prawdziwą tragedię — nie chce i nie umie pogodzić się z zaistniałą sytuacja. Równocześnie na niektórych łódzkich uczelniach zdarzają się, niestety, antysemickie wybryki. Oto przykład: gdy student Politechniki Łódzkiej, syn łódzkiego komunisty, Tepper, wyszedł na chwilę z pracowni naukowej, na jego desce do rysunków napisano: Żydzie, wynoś się do Izraela!
5 lipca
Mieczysław M. Rakowski, Dzienniki polityczne 1967-68, Warszawa 1999.
Dzisiaj posiedzenie Sejmu. Z ciekawości [...] zapytałem Dziopaka, dyrektora Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej, jak u nich wyglądała konsultacja. „Panie redaktorze — powiedział — przyjechało do mnie kilku pacanów, usiedli w gabinecie i powiedzieli, że szykuje się nowy podział administracyjny, ale oni jeszcze nie wiedzą, jakie będą granice województw. I na tym skończyła się konsultacja”. [...] Debata przebiegała spokojnie i nic nie zakłócało ustalonego porządku. Oczywiście, wszyscy są za reformą i nikt nie dzielił się żadnymi wątpliwościami, pytaniami etc. Tak gigantyczne dzieło jest po prostu przyjmowane bez jakichkolwiek zastrzeżeń. [...] Za to w kuluarach wiele się mówiło o sposobie przygotowania reformy. Zwolennicy tej metody „konsultacji” dowodzą, że innej nie można było wybrać, ponieważ cała Polska zostałaby rozłożona. Jest to rozumowanie wychodzące z założenia, że naród nie jest po prostu przygotowany do demokratycznego decydowania o sobie. [...] Nie ulega dla mnie wątpliwości, że argument o „niedojrzałości narodu” służy do utrzymywania w stanie nienaruszonym modelu sprawowania władzy.
Warszawa, 28 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1972–1975, Warszawa 2002.
W minionych dwóch tygodniach w kołach politycznych naszego kraju trwała nieustanna dyskusja na temat zmian, jakie zamierza się wprowadzić do konstytucji. […] Powiedziałem [Andrzejowi Werblanowi], że moim zdaniem wprowadzenie do niej formuły o umacnianiu przez PRL sojuszu z ZSRR jest błędem politycznym. „Chciałbym wiedzieć — spytałem — jakie będziemy mieli z tego korzyści? Czy taki zapis w konstytucji ułatwi umacnianie przyjaznych uczuć wobec ZSRR w narodzie polskim?”. Andrzej nie odpowiedział, natomiast jego argumenty są następujące: po pierwsze, wszystkie kraje socjalistyczne mają taką formułę wpisaną do swoich konstytucji; po drugie, nie można już się wycofać przede wszystkim dlatego, że zamiar wpisania ujawnił istnienie w PRL sił wrogich i właśnie dlatego trzeba pozostać przy tej poprawce. Rozmowa z nim niewiele więc przyniosła. Musiałem zresztą być ostrożny, żeby nie ujawnić się do końca jako przeciwnik tej zmiany. Łatwo mogę zarobić na opinię faceta, który jest przeciwko sojuszowi PRL i ZSRR.
Warszawa, 18 stycznia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Po południu u Babiucha, któremu przedstawiłem swoje zastrzeżenia dotyczące poprawek do Konstytucji. Przede wszystkim wyraziłem swoje niezadowolenie z poprawki dotyczącej Związku Radzieckiego. Początkowo twierdził, że skoro wszystkie kraje socjalistyczne mają takie zdanie, to my nie możemy, dokonując zmian w ustawie zasadniczej, nie wpisać ZSRR. Odpowiedziałem, że to nieprawda, że tylko Bułgaria i NRD mają taki zapis. Twierdził, że jestem w błędzie. Wreszcie podszedł do biurka, poszperał w papierach, a po powrocie do stolika, przy którym siedzieliśmy, przyznał mi rację. I tak dotknąłem jednej bardzo ważnej sprawy. Nikt z nich nie zadał sobie trudu, by przestudiować teksty innych konstytucji. Po prostu, ktoś kiedyś powiedział, że wszystkie kraje socjalistyczne umieściły takie sformułowanie i już sprawa zaczęła żyć własnym życiem.
[…] Następnie użyłem dwóch najcięższych argumentów, a mianowicie: czy nie uważa, że jest coś interesującego w tym, że tego rodzaju poprawkę wpisuje nie pokolenie III Międzynarodówki, którego część spełniała rolę agentury radzieckiej, lecz właśnie ta generacja komunistów polskich, którzy uważają się za najbardziej narodowych? I drugi argument: uważam, że wkłada się zbyt ciężki płaszcz na barki towarzysza Gierka. Powinien przejść do historii nie jako autor tego rodzaju inicjatywy, lecz jako człowiek, który wprowadził Polskę na tory nowoczesności etc. Dodałem też, że kiedy posłowie będą głosować, powinni to czynić z czystym sumieniem, a nie z zadrą w sercu.
Warszawa, 19 stycznia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Posiedzenie Sejmu, na którym przyjęliśmy poprawki do konstytucji. [Henryk] Jabłoński, jako przewodniczący Komisji Nadzwyczajnej, złożył sprawozdanie. Kłamał jak pies, mówiąc, że dyskusja nad wprowadzanymi zmianami trwała cztery lata. Ciekawe gdzie? W prasie nie wolno było pisnąć ani jednego słowa na ten temat. Wszyscy, z wyjątkiem Stommy, który wstrzymał się od głosu, głosowali za przyjęciem poprawek. Podziwiam jego odwagę, tym bardziej że został zaskoczony hymnem narodowym, który zaintonowali posłowie PZPR. Żeby pokazać, jacy jesteśmy patriotyczni. Ciekaw jestem, czy Stomma znajdzie się w nowym Sejmie. Znając tych moich demokratów, obawiam się, że nie raczą go zaakceptować. Jeśli do tego dojdzie, to z Sejmu zniknie ostatni człowiek, który w niektórych przypadkach miał odwagę powiedzenia NIE. Nie muszę dodawać, że gdy opuszczałem gmach Sejmu, to poza wielkim kacem moralnym niczego innego nie czułem.
Warszawa, 10 lutego
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976–1978, Warszawa 2002, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Obejrzałem nowy film Wajdy, Człowiek z marmuru. Jest to historia przodownika pracy z Nowej Huty (lata stalinowskie). Bardzo mi się podobał, ponieważ jest to pierwsze, dość śmiałe zanurzenie się w przeszłość PRL. Historia Polski Ludowej jest przecież ciągle jeszcze tematem pełnym niedomówień. Młodzież uczy się tej historii, ale na dobrą sprawę nic nie wie o ludziach, o rzeczywistych trudnościach, konfliktach, błędach itp. Historia PRL, podawana na użytek milionów, jest zbiorem okrągłych frazesów. Nie można pozwolić sobie na mówienie prawdy, ponieważ ludzie zaczęliby stawiać zbyt wiele pytań, które rzutowałyby także na obecne czasy. Lepiej więc nie ruszać tego. Otóż film Wajdy wdarł się w tę faktycznie zakazaną tematykę. Zgodę na podjęcie produkcji filmu oraz jego rozpowszechnienie dał Tejchma. Bardzo się cieszę z tej decyzji, ale podejrzewam, że będą wielkie kłopoty. Jestem przekonany, że film wywoła dyskusję na temat przeszłości. Tak więc Wajda, bezpartyjny twórca, faktycznie narzucił towarzyszom w partii pierwszą wielką dyskusję o minionych 30 latach.
Warszawa, 17 lutego
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
21 marca odbyły się wybory do Sejmu. Przebiegały w atmosferze wyjątkowego braku zainteresowania. Ludzie wiedzą, że jest to rytuał, w którym trzeba uczestniczyć. [...] Jeśli wierzyć oficjalnym danym, liczba skreślających była bardzo nieznaczna. I tak chyba było. Ludzie wiedzą, że wchodzenie za kotarę nie jest dobrze widziane. Czujne oczy aktywistów spoczywają na każdym, kto się na to odważy, co najczęściej nie kończy się żadnymi przykrymi konsekwencjami. Ale wyborca rozumuje w ten sposób: wejdę za kotarę, kogoś skreślę, wpływu na ogólne wyniki nie będzie to miało, a tylko się narażę. Wydaje się, że mamy do czynienia z pogłębiającą się demoralizacją społeczeństwa. Narasta jakiś niepokój, niezadowolenie, zaczyna się szerzyć tumiwisizm.
Warszawa, 24 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Posiedzenie Sejmu. O godzinie 9 posiedzenie Klubu Poselskiego PZPR. Trwało zaledwie cztery minuty. Powiedziano nam, że w porządku dziennym są dwa punkty: absolutorium dla rządu i sprawozdanie Stefana Olszowskiego z wizyty Gierka w RFN. W przerwie obiadowej zapowiedziano drugie posiedzenie Klubu. To znaczy, że postanowiono dopiero na godzinę przed następnym posiedzeniem Sejmu poinformować nas, że premier wygłosi referat o zmianach cen. Wygląda to wręcz niepoważnie.
W trakcie wygłaszania referatu przez Jaroszewicza przysiadł się do mnie Werblan. Jest niespokojny o to, co może się zdarzyć. Obawia się jakiegoś wybuchu. Umawiamy się na sobotę. Andrzej chce przedyskutować różne problemy. Na pożegnanie dodaje: „Jeśli jeszcze będziemy egzystować”.
Warszawa, 24 czerwca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Dziennik telewizyjny. Z początku nic nie zapowiada dramatu. Po normalnych scenkach z życia Polaków (pracują jak mrówki, a kraj rozwija się wspaniale), spiker informuje, że premier wygłosi oświadczenie. Na ekranie ukazuje się Jaroszewicz. Bardzo zmieniony. Odczytuje oświadczenie odwołujące przedstawiony projekt [podwyżki cen]: „Okazuje się, że zgłoszono bardzo wiele poprawek”. Faktyczny powód, jak się domyślam, jest inny. Nasze władze nie tak prędko odwołują coś, co postanowiły. Jeszcze tego samego dnia dowiaduję się, że w Radomiu spalono gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR.
Warszawa, 25 czerwca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Wysłuchuję w radiu przemówienia Gierka na wiecu w Katowicach. Na początku niebywała owacja. Widać, że Grudzień zmobilizował wszystkie siły, by przyjąć Gierka po królewsku. Nie jest przypadkiem, że G. wybrał Śląsk i stąd zwrócił się do narodu. Tu czuje się silny, uważa, że Śląsk go nie zawiedzie. Inna sprawa, jak przyjmie to reszta Polski. Już w czasie rozmowy z Kępą usłyszałem zjadliwy komentarz na temat opowiadania się po stronie Śląska.
Przemówienie było interesujące. Występował jako przywódca narodu, nie napiętnował strajkujących, mówił przede wszystkim o Polsce. Wyraźnie dźwięczały nuty patriotyczne lub — jak kto woli — narodowe. Powiedział m.in., że „rozmów Polaków z Polakami o sprawach Ojczyzny nigdy i nikt już nie zakłóci”. […] Przemówienie było co chwila przerywane okrzykami na cześć Gierka. On sam mówił głosem zupełnie innym niż zazwyczaj. Wyczuwałem duże zdenerwowanie. Na koniec zawołał: „Partia — Polska, Polska — Partia!”. Zebrani podchwycili okrzyk i zaczęli skandować: „Gierek — Polska, Gierek — Polska”. […] Sporo w tym przemówieniu było zwyczajnej demagogii. W sumie, nie ulega wątpliwości, że Gierek dał do zrozumienia, iż znowu siedzi mocno w siodle.
Warszawa, 2 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Dzisiaj odbyło się posiedzenie Zespołu KC ds. oszczędności w gospodarce narodowej. Zabrałem głos w dyskusji i powiedziałem, że może by tak zahamować radosną twórczość prasy, radia i telewizji na temat stale zwiększających się dostaw rynkowych. „O tym, co może kupić, obywatel powinien dowiadywać się w sklepie, a nie z gazety” — dodałem. Powiedziałem też, że należy informować społeczeństwo o podwyżkach cen, jakie stale mają miejsce. Szydlak polemizował ze mną. Oczywiście nie w tej pierwszej sprawie, lecz w sprawie cen. Powiedział: „Niech mi towarzysz Rakowski wybaczy, ale nie będę się bawił w dyplomację. Nie będziemy się konsultować ze społeczeństwem w sprawie cen na papeterię” (zdrożała średnio o 100 procent). Parszywy demagog. Dobrze wie, że nie chodzi mi o konsultacje, lecz o uczciwą rozmowę ze społeczeństwem. Zapewniamy, że nie ma żadnych podwyżek, a tymczasem ludzie idą do sklepu i niemal codziennie odkrywają, że coś zdrożało.
Warszawa, 12 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Kiedy wszedłem do gabinetu [Edwarda] Babiucha, usłyszałem: „No, Mietek, powiem ci coś, co cię ucieszy. Słuchaj dzisiaj wieczorem «Dziennika Telewizyjnego». Nie będzie procesu. Ogłaszamy amnestię”. Powiedziałem, że jest to bardzo mądra decyzja. Babiuch nareszcie „puścił parę”. Otóż, jak się okazuje, rzeczywiście nie było przekonujących dowodów na przestępczą działalność aresztowanych. Babiuch powiedział: „Ostatni raz przyglądałem się takim nieporadnościom. Nie wolno dopuszczać do sytuacji, w której okazuje się, że aresztuje się ludzi stosując zbiorową odpowiedzialność” (Iks rozrzucał ulotki, a do aresztu idzie Michnik). Mówił także, jakie byłyby międzynarodowe skutki takiego dętego procesu. [...] Właściwie – pomyślałem – te dziesięć tysięcy rzezimieszków, którzy skorzystają z amnestii, powinno napisać listy dziękczynne do Michnika.
Warszawa, 21 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976–1978, Warszawa 2002, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Po południu wyjazd autokarem do Olsztyna na drugie Forum PRL-RFN. Już w drodze dochodzi do nas wiadomość o wyborze kardynała Wojtyły na papieża. Zrazu nie możemy w to uwierzyć, chociaż muszę przyznać, że czytając kiedyś w „BS-ie”, że już na poprzednim konklawe miało szanse dwóch kandydatów nie-Włochów (Argentyńczyk i Polak), pomyślałem przez moment, że kto wie, czy Wojtyła nie zostanie papieżem, ale po chwili odrzuciłem tę myśl. Nowy papież przybrał imię Jan Paweł II.
W hotelu, w którym zostaliśmy zakwaterowani, panuje olbrzymie podniecenie. Po godzinie zjawili się Niemcy, również bardzo poruszeni wiadomością, jaką usłyszeli. Jest to rzeczywiście wydarzenie o ogromnym znaczeniu. Na gorąco je komentuję. Wybór Wojtyły niesłychanie wzmacnia katolicyzm w Polsce, osłabia pozycję Polski w bloku socjalistycznym (już słyszę, jak w Moskwie mówią: no, teraz Polacy mają w Waszyngtonie Brzezińskiego, a w Rzymie Wojtyłę), ale podnosi naszą pozycję w świecie. Dziennikarze zachodnioniemieccy, którzy przybyli do Olsztyna, po godzinie zwijają manatki i wyruszają do Warszawy. Wyobrażam sobie, co się będzie działo w najbliższych dniach w prasie światowej, a także w kraju.
Warszawa, 16 października
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
W Warszawie zamiera komunikacja. Szlaki kolejowe są zasypane śniegiem. Drogi stają się nieprzejezdne. Zimno w naszym mieszkaniu spowodowane jest tym, że elektrociepłownia na Siekierkach, ogrzewająca prawie pół Warszawy, zamiera. Nie ma opału. Moi koledzy dzwonią do mnie i informują, że Siekierki mają zapas na jeden dzień.
Wieczorem Gierek wygłasza noworoczne przemówienie, nagrane wcześniej, w którym — rzecz jasna — nie ma ani słowa o skutkach ataku zimy.
Warszawa, 31 grudnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976–1978, Warszawa 2002, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Nowe nieszczęście. Stary rok kończy się ostrym atakiem zimy. Dziś wieczorem w naszym mieszkaniu temperatura spadła poniżej 10 stopni. W pokoju Elżbiety do trzech. W dwóch pokojach zbieramy śnieg. Teraz okazuje się, co warte jest nowe budownictwo. W telewizji i radiu mnożą się informacje o niezwykle trudnej sytuacji w całym kraju. W Warszawie zamiera komunikacja. Szlaki kolejowe są zasypane śniegiem. Drogi stają się nieprzejezdne. Zimno w naszym mieszkaniu spowodowane jest tym, że elektrociepłownia na Siekierkach, ogrzewająca prawie pół Warszawy, zamiera. Nie ma opału. Moi koledzy dzwonią do mnie i informują, że Siekierki mają zapas na jeden dzień.
Wieczorem Gierek wygłasza noworoczne przemówienie, nagrane wcześniej, w którym — rzecz jasna — nie ma ani słowa o skutkach ataku zimy. Jego wystąpienie zupełnie nie pasuje do sytuacji, w jakiej się znajdujemy. A przecież mógł jeszcze w Sylwestra przyjechać do studia i coś tam dograć.
Warszawa, 31 grudnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1976-1978, Warszawa 2002.
Nowa sytuacja międzynarodowa. Dwa dni temu, na prośbę Afganistanu, Związek Radziecki skierował do tego kraju siły zbrojne, które Zachód ocenia na 10 tysięcy ludzi. [...] Od przeszło roku w Afganistanie rządzą marksistowscy rewolucjoniści, którzy do tej pory sami nie są w stanie zlikwidować oporu, jaki stawia im naród, będący pod wpływem mułów muzułmańskich. Rosjanie pakują się w kabałę, która może zakończyć się „małym Wietnamem”. [...] Cały Zachód mówi i pisze o inwazji radzieckiej. Afgańczycy są już trzecimi, którzy „poprosili” ZSRR o pomoc (po Węgrach i Czechach).
Warszawa, 29 grudnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1980, Warszawa 2004.
Prezydium Zarządu Głównego SDP uchwaliło nadanie mi medalu i dyplomu z okazji dwudziestopięciolecia pracy w dziennikarstwie PRL. Jeszcze jeden medal, który spocznie w jakiejś szufladzie biurka, bo przecież nie zawieszę go sobie na szyi. 25 lat to nie w kij dmuchał. Ćwierć wieku bogatego w wydarzenia, z których nie wszystkie były budujące i optymistyczne. Przeżyłem kilka kryzysów, czarny czwartek w Poznaniu, marcowe igrzyska, dramat Wybrzeża, a teraz widzę nadciągający kolejny. Kiedyś historia osądzi moje pokolenie i mnie, ale już dziś mogę powiedzieć, że udało mi się stworzyć pismo, które odgrywa ważną rolę w życiu politycznym, kulturalnym i społecznym kraju. „Polityka” znana jest w całej Europie i za oceanem. Bez trudności docieramy do polityków, którzy znajdują się na szczytach władzy. Gdy zaczynałem pracę w „Polityce”, nie wyobrażałem sobie, że dwadzieścia lat później pismo i ja będziemy mieli taką pozycję.
Warszawa, 24 lutego
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Dzisiaj przybył do Polski Jan Paweł II. Wyobrażam sobie, co się będzie w najbliższych dniach działo w kraju. Na lotnisku powitał go Jabłoński i prymas, a w południe papieża przyjął w Belwederze Gierek, któremu towarzyszył Jabłoński. Przemówienia zostały opublikowane, nie ma wiec potrzeby powtarzać ich. Natomiast w Belwederze zwrócił moją uwagę jeden szczegół, którego nie zapomnę. Gdy Gierek skończył przemówienie, podszedł do niego adiutant, pułkownik Chełmiński, wziął od niego tekst przemówienia i... okulary. Takie to panisko zrobiło się z naszego proletariusza z krwi i kości! Byłby to dla niego zbyt wielki wysiłek, żeby włożyć swoje okulary do kieszonki marynarki.
Warszawa, 2 czerwca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
10 października w kopalni „Dymitrow” doszło do tragicznego wypadku, w wyniku którego straciło życie 33 górników. Następnego dnia w prasie na czołówce ukazało się wielkie zdjęcie Gierka, wręczającego nominacje generalskie kilku pułkownikom. W „Trybunie Ludu” komunikat o wypadku (zresztą najwięcej miejsca poświęcono w nim osobistościom przybyłym na miejsce tragedii) ukazał się u dołu pierwszej strony, z przeniesieniem na drugą. Telewizja podała informację o tragedii jako przedostatnią wiadomość krajową, co wzbudziło oburzenie wielu ludzi.
Warszawa, 29 października
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Dziś zakończyły się obrady polsko-angielskiego „okrągłego stołu”. Było to już jedenaste spotkanie. Obradowaliśmy w Starej Wsi w województwie siedleckim, w pięknie odrestaurowanym zabytkowym pałacu z XVI wieku. Konferencja trwała cztery dni. Zgodnie z tradycją, zarówno brytyjscy, jak i polscy uczestnicy reprezentowali tylko siebie, nikt nie występował w imieniu swojej partii (jeśli do niej należy), a tym bardziej rządu. Brytyjskiej delegacji przewodził Mark Bonham-Carter, a naszej — profesor Jan Szczepański. Składy delegacji zmieniają się, ale tylko częściowo. Niektórzy uczestnicy zaliczają już piąty albo i więcej udział w spotkaniu.
Obradowaliśmy w dwóch grupach — ekonomicznej i politycznej. Ja, co zrozumiałe, byłem w tej drugiej. Odprężenie, sytuacja w Europie, stosunki bilateralne, to główne tematy, wokół których toczyła się dyskusja. Naszych gości interesowały także sprawy wewnętrzne, a zwłaszcza sytuacja polityczna. Pytali więc o opozycję, o stosunek władz do niej. Trzeba było odpowiadać wprost, bez kluczenia. Najciekawsze dyskusje, jak zwykle, toczyły się wieczorem, po kolacji, przy mocnych trunkach.
Warszawa, 12 listopada
Mieczysław f. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
11 listopada, w kolejną rocznicę odzyskania niepodległości, opozycja zorganizowała manifestację przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Dwa dni wcześniej dokonano rutynowych już aresztowań wśród opozycjonistów. Zatrzymano ponad 20 osób. […]
Mimo aresztowań demonstracja odbyła się. Po mszy w katedrze zebrani ruszyli w kierunku placu Zwycięstwa. Wykrzykiwano różne hasła, m.in.: „Chcemy chleba, wolności i mieszkań”. Z tym chlebem to przesada. Oblicza się, że w manifestacji uczestniczyło około 4 tysięcy osób. Więcej niż w roku ubiegłym. [...] Z obawy przed rozruchami władza zachowuje się dość powściągliwie. Gdyby sytuacja gospodarcza nie była taka trudna, to na pewno tak by się z opozycją nie cackano.
Warszawa, 13 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
11 lutego rozpoczął się VIII Zjazd PZPR. Głównym bohaterem był oczywiście Gierek. Tego dnia często musiałem podnosić się z krzesła i oklaskiwać naszego ukochanego przywódcę. Początkowo nie zanosiło się na jakieś szczególne sensacje. Istniała opinia, że Gierek i jego koledzy zechcą odprawić to nabożeństwo, unikając jakichkolwiek zgrzytów i starć. Przekonanie brało się ze znajomości charakteru Gierka, który nie przepada za sytuacjami konfliktowymi. We wtorek przed południem wszystko zaczęło się zmieniać. Po nudnym wystąpieniu Grudnia głos zabrało kilku mówców. W niektórych przemówieniach można już było doszukać się śladów ataku na rząd (notabene wszystkie hołdy na cześć Gierka odbywały się w kompletnym oderwaniu od nazwiska Jaroszewicza, a przecież były to papużki nierozłączki), ale kropkę nad „i” postawił Bluziński z Bielska-Białej. Nie wymieniając Jaroszewicza z nazwiska, atakował jego politykę na każdym odcinku, ciągle przypominając, że przemawia w imieniu klasy robotniczej.
Warszawa, 18 lutego
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Po południu spotkanie w KC u Łukaszewicza. Obecni byli: Róg-Świostek, Apolinarski, ja (czyli uczestnicy audycji rolnej w TV), Żabiński, sekretarz KC do spraw rolnych, oraz Maciej Szczepański. Okazuje się, że postanowiono nas może nie tyle skarcić, co pouczyć, co w naszych poglądach jest słuszne, a co nie. Prawdopodobnie Łukaszewicz uznał, że powinien zameldować Gierkowi, że przeprowadził z nami rozmowę. Po obejrzeniu audycji rozpoczęła się dyskusja. Słuchałem Żabińskiego, Szczepańskiego i Łukaszewicza nieco przerażony. „Żaba” wskazywał na to, że nie bez znaczenia jest fakt terminu emisji audycji (pierwsze wystąpienie kilku członków KC po VIII Zjeździe). To akurat jest bzdurą, ponieważ telewidza w ogóle to nie obchodzi. Atakował głównie zasadność naszej tezy o konieczności zwiększenia przez przemysł dostaw maszyn dla rolnictwa. „Owszem — mówił — trzeba więcej dawać, ale nigdy rolnictwo nie otrzymało tyle, co w latach siedemdziesiątych”. Zdaje się, że jest to jeden z kamieni obrazy. Gdybyśmy chwalili politykę lat siedemdziesiątych, to na pewno nie byłoby zastrzeżeń. Nie zgodził się także z pozytywną oceną małych gospodarstw. Zarzucił nam, że nie mówiliśmy o wewnętrznych rezerwach rolnictwa. [...]
W podtekście stawianych nam zarzutów tkwiła pretensja najważniejsza: za mało chwaliliśmy Gierka i jego wspaniałą politykę rolną, za mocno chwaliliśmy indywidualnego rolnika, głównego żywiciela narodu. Łukaszewicz powiedział także, że za mało lub też w ogóle nic nie mówiliśmy o PGR (faktycznie są to gospodarstwa pochłaniające większość nakładów na rolnictwo, a ich wyniki produkcyjne są mizerne) i spółdzielniach produkcyjnych. [...]
Z tego, co mówił Ł., wynikało także, że trzeba było po prostu chwalić politykę rolną partii, a nie rozprawiać o tym, czego rolnikom brakuje.
Warszawa, 31 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Dzisiaj odbyło się plenum KC, na którym Żandarowski złożył sprawozdanie z przebiegu wyborów do Sejmu. A więc: sukces niebywały; pełne poparcie narodu dla polityki partii; ludzie głosowali manifestacyjnie; udawali się do lokali wyborczych grupami, radośni etc. Coś niebywałego!
Po krótkiej „dyskusji” głos zabrał Gierek. Powiedział, że „liczniejszy niż kiedykolwiek udział w głosowaniu jest przykładem wzrostu odpowiedzialności społeczeństwa, przejawem wysokiego zaangażowania narodu; wyniki wyborów oznaczają pełne poparcie dla uchwał VIII Zjazdu, dla strategii społeczno-gospodarczego rozwoju kraju; jest to zaszczyt dla naszej partii (!), a także zobowiązanie; trzeba utrwalać to wysokie poczucie odpowiedzialności i realizować wszystkie słuszne postulaty”.
Słuchałem tego i myślałem sobie różne rzeczy. Jeśli teraz, w 1980 roku, przy fatalnych nastrojach, społeczeństwo wzięło tak liczny udział w wyborach, to dlaczego mniej licznie stawiło się do urn w 1976 roku, kiedy sytuacja ekonomiczna była zdecydowanie lepsza od obecnej? Zadawałem sobie również pytanie, czy on rzeczywiście wierzy w to, co mówi? Przecież musi znać prawdziwe wyniki wyborów. [...] Widocznie sztab uznał, że w związku z fatalną sytuacją polityczną w kraju trzeba „bić po oczach” i pokazać narodowi, że na nic zdadzą się jego demonstracje. Wyniki będą takie, jakie my ustalimy!
Warszawa, 2 kwietnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Jak zwykle na manifestacji, imprezie już od dawna przestarzałej. Na trybunie całe kierownictwo oraz żony Gierka, Jabłońskiego i Babiucha. Pani Stasia szalenie rozbawiona rozrzucała wśród publiczności kwiaty. Z czego tak się cieszy? Czyżby uważała, że te przechodzące przed trybuną tłumy ogromnie kochają ją i jej męża, i o niczym innym nie marzą, jak o przedefilowaniu przed nimi?
Warszawa, 1 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Polska na progu lat osiemdziesiątych jest krajem spadającego dochodu narodowego, inflacji, fabryk, którym brakuje surowców, wierzycielem zadłużonym po uszy, umizgującym się do wszystkich; krajem spadającej stopy życiowej, głębokich napięć, konfliktów politycznych i społecznych itd., itd. Wszystko to mamy do zawdzięczenia ekipie, która w grudniu 1970 roku objęła władzę. Zamiast skupić się na wybranych dziedzinach przemysłu, które mogłyby stać się konkurencyjne na rynkach światowych, zamiast postawić na rolnictwo, Gierek zapragnął zbudować sobie pomnik w postaci Huty „Katowice”, która wysysa z naszej gospodarki soki. Przez wszystkie te lata nikt z tej ekipy nie postawił sobie pytania: ile to kosztuje i czy to się opłaca? Klasycznym przykładem może być wielka inwestycja pod nazwą Polcolor (telewizja kolorowa). Nie ma żadnych szans na sprzedaż tych telewizorów w krajach socjalistycznych, a tak zwany „wsad dewizowy” do każdego odbiornika wynosić będzie 300 dolarów. Akurat tyle, ile w Japonii kosztuje jeden telewizor takiego typu.
Warszawa, 7 maja
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Jak doniosła prasa, 12 czerwca zakończył się w Warszawie proces Chojeckiego, oskarżonego o to, że „działając wspólnie i w porozumieniu zabrali w celu przywłaszczenia — na szkodę Powszechnej Agencji Handlowej — powielacz marki „Rex-Rotary”. Chojecki i jego kolega zostali skazani na rok więzienia w zawieszeniu i 10 tysięcy złotych grzywny.
Chojecki jest szefem nielegalnego wydawnictwa NOW-a i cała sprawa została w haniebny sposób nakręcona. Prawdopodobnie faceci, którzy zaproponowali mu kupno powielacza (wartość 7 tysięcy złotych), byli podstawieni przez policję. Walka z opozycją z reguły prowadzona jest w ten sposób. Pikanterii całej sprawie dodaje polecenie Gierka zwolnienia Chojeckiego i stwierdzenie, że nie powinno być procesu, ponieważ sprawa jest błaha. A jednak proces wytoczono. Widocznie przekonano Starego, że bezpieka nie może do końca utracić twarzy.
Warszawa, 17 czerwca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Z wiadomości, których słucham w BBC, wynika, że nadal trwają strajki (nasze radio oczywiście o nich milczy). Potwierdzają to także informacje, jakie otrzymuję z redakcji. Faktycznie najbardziej groźnym miejscem jest obecnie Lublin. Jak na ironię, strajkują robotnicy w mieście, które jest kolebką Polski Ludowej i akurat w trzydziestą szóstą rocznicę ogłoszenia Manifestu PKWN.
Polityka władz jest wciąż taka sama: ustępować przed żądaniami robotników. Drukuje się więc coraz więcej pieniędzy bez pokrycia. Jeśli żądania robotników będą się mnożyć, to na jesieni czeka nas galopująca inflacja.
Warszawa, 24 lipca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Po dwudziestu trzech dniach strajków „Trybuna Ludu” przerwała milczenie i opublikowała artykuł pt. Ludzie pragną porządku — porządek zależy od ludzi. Oprócz normalnego bełkotu (osiągnięcia, idziemy naprzód etc.) artykuł jest wyraźnie ugodowy wobec strajkujących. Najbardziej charakterystyczne zdanie: „Nie chodzi o potępianie czy pouczanie kogokolwiek”. W gruncie rzeczy takie stanowisko wobec strajkujących jest postępem. W 1956 roku i 1970 roku strzelano do robotników, w 1976 roku aresztowano pewną grupę i przepuszczono przez „ścieżkę zdrowia”, teraz „nikogo nie potępiamy”. Oczywiście, że wszystko razem jest godne potępienia, ale mimo to słowo „postęp” jest na miejscu. Nie mam, rzecz jasna, złudzeń. Reakcja Gierka i jego przyjaciół wynika ze strachu. Gdyby nie olbrzymie zadłużenie, gdyby nie jego zarozumiałość, to zapewne mielibyśmy do czynienia z „twardą” polityką. Gierek ma kilka twarzy. Jedną z nich jest gęba aparatczyka, który chętnie „przyłoży” każdemu, kto ośmiela się mieć inne zdanie niż partia (czytaj aparat).
Warszawa, 25 lipca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Wczoraj wróciłem z Mazur do Warszawy. W redakcji nie ma ani jednego z moich zastępców, zatem sam będę musiał doglądać tego, co daje się do numeru, ponieważ czasy są nadal bardzo niespokojne. Strajki trwają bez przerwy od 40 dni. Kierownictwo partii i rządu milczy. Gierek jest na Krymie, opala się. To wprost niewiarygodne. Tutaj z dnia na dzień pogłębia się kryzys polityczny, a ten wygrzewa się pod słońcem Południa.
Warszawa, 11 sierpnia
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Od dwóch dni strajkuje transport miejski w Warszawie. Jednego dnia dwie zajezdnie, drugiego kolejne dwie. Byłem w nocy na mieście, by zobaczyć, jak to wygląda. Na ulicy Marszałkowskiej, od Wilczej do Ronda, stały porzucone tramwaje. To samo od strony Świętokrzyskiej do Ronda. Marszałkowska w stronę Świętokrzyskiej była zablokowana porzuconymi autobusami. Na Rondzie stał tłum gapiów i przyglądał się tej sytuacji. Nie zauważyłem ani jednego milicjanta. Dopiero po dwóch godzinach rozładowano korek. Tramwajarze i kierowcy autobusów otrzymali to, czego żądali: podwyżkę płac w wysokości 1000 i 1500 złotych.
Warszawa, 14 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Po południu byłem u Rokoszewskiego i dowiedziałem się, że wieczorem w TV wystąpi premier Babiuch. [...]
Wieczorem wysłuchałem wystąpienia Babiucha. Było zdecydowanie nieudane. Premier nie jest mówcą, nie ma też za grosz charyzmy. Widać było, że jest bardzo zdenerwowany. Co się tyczy treści, to nawoływał do pracy i najczęściej używał partykuły „nie”. Nie możemy podwyższać płac, nie możemy tego, nie możemy tamtego. Obawiam się, że jego przemowa nie zostanie dobrze przyjęta. A to będzie oznaczać kolejną jego porażkę.
Warszawa, 15 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Wieczorem „ojciec narodu” przemówił. Moim zdaniem to, co mówił, nie było takie złe, ale o kilka tygodni spóźnione. W przemówieniu sporo było elementów samokrytycznych. Nagle okazało się, że trzeba powrócić do ducha i litery VI Zjazdu, że od kilku lat popełnia się błędy w polityce gospodarczej itp. Słowem, bardzo cienko śpiewał. Podniesionym głosem mówił o siłach antysocjalistycznych. Jest to nowy tenorek, który wchodzi na łamy prasy. Widać, że towarzysze dosiadają starego, wypróbowanego konia.
Warszawa, 18 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Wieczorem razem z Andrzejem K. Wróblewskim pojechaliśmy do Szczecina. Do późnych godzin nocnych siedzieliśmy w gabinecie I sekretarza KW, Brycha, i rozmawialiśmy z Kazikiem Barcikowskim i Andrzejem Żabińskim. Są bezsilni, ponieważ Warszawa (czyli BP) ociąga się z wyrażeniem zgody na spełnienie żądań MKS. Strajki w kraju nadal się rozszerzają, o czym informują teleksy z Wydziału Organizacyjnego KC. Brych, Kazik i Andrzej są śmiertelnie zmęczeni. Szczecin cały martwy. Żadna fabryka nie pracuje. Na bramie każdej z nich napis: „strajk okupacyjny” lub „strajk solidarnościowy”.
Szczecin, 25 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Rada oceniła aktualny stan napięć gospodarczych, społecznych i politycznych w naszym kraju. Źródła tych napięć są złożone. Są one wyrazem nurtującego od wielu lat niezadowolenia pochodzącego z popełnionych błędów. Tylko w atmosferze spokoju i wewnętrznego ładu można je skutecznie rozładować. [...]
Szybkie rozwiązanie tych problemów jest nakazem chwili. Dlatego dialog ten powinna cechować gotowość do znalezienia rozwiązań możliwych do przyjęcia przez obie strony. Polacy muszą umieć się porozumieć wzajemnie i we własnym domu sami rozwiązywać swoje problemy. Osiągnięte porozumienia, poparte odpowiednimi gwarancjami, powinny zakończyć strajki, aby normalne funkcjonowanie gospodarki narodowej i życia społecznego w pokoju stało się możliwe. Porozumienia powinny być dotrzymane przez obie stroony w myśl zasady pacta sunt servanda.
Częstochowa, 26 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Zaczynają się dziać rzeczy niezwykłe. Dzisiaj wieczorem TV przekazała w Dzienniku relacje z podpisania porozumień w Szczecinie i w Gdańsku. Jeszcze niedawno prześladowany przez SB Wałęsa, z portretem papieża i plakietką Matki Boskiej w klapie, podpisał porozumienie wielgachnym długopisem. Podpisywano w sali, gdzie z jednej strony stało popiersie Lenina, z drugiej wisiał krzyż. Wałęsa jest głęboko wierzącym człowiekiem, nie ulega wątpliwości, że znajduje się pod silnym wpływem Kościoła. Notabene w czasie strajku w Stoczni odbyły się dwie msze, a na parkanie wisiał portret Jana Pawła II. Na terenie Stoczni, w czasie mszy księża przyjmowali spowiedź. Takie plony zbiera praca ideologiczna PZPR uprawiana przez 35 lat!
W kraju panuje euforia. Na Wybrzeżu nastrój zwycięstwa. W gmachu KC na pewno będą się martwić tym, co się stało. Mam już pewność, że Polska wkracza w zupełnie nową fazę swojego rozwoju i dzisiaj nikt nie może powiedzieć, co nas czeka. Powstanie związku zawodowego deklarującego pełną niezależność od partii jest zjawiskiem niespotykanym w systemie, który wprowadzono we wschodniej Europie na wzór i podobieństwo radzieckiego. Trudno jest przewidzieć, co stanie się z tymi związkami w najbliższych miesiącach. Jedno jest jednak pewne: zrodziła się nowa jakość w stosunkach społecznych.
Warszawa, 1 września
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Tow. Mieczysław Rakowski:
Trzeba szybko zorganizować małą poligrafię na potrzeby „wojny ulotkowej”.
Tow. Wojciech Jaruzelski:
Mogę dać dla tej sprawy ludzi do pomocy, ale trzeba ustalić, kto będzie tym kierował.
Tow. Jerzy Waszczuk:
Są już wydane i dostarczone do wszystkich KW ulotki przeciwko strajkowi.
Warszawa, 22 marca
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Pokój społeczny nie został zerwany po incydencie w Bydgoszczy, ale dużo wcześniej. Tak oto wyglądała w praktyce, jakże przecież inaczej niż w słowach, odpowiedź „Solidarności” na apel generała [Wojciecha] Jaruzelskiego o 90 spokojnych dni. Tych spokojnych dni nam nie dano.
Warszawa, 25 marca
Władza wobec „Solidarności”. Sierpień 1980 – grudzień 1981. Podstawowe dokumenty, red. Bronisław Pasierba, Wrocław 1993, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Mieczysław Rakowski:
Panowie, macie oświadczenie odwołujące strajk?
Marian Jurczyk:
My nie mamy prawa odwoływać, możemy tylko przesunąć.
Stanisław Ciosek:
Wstrzymujecie strajk? Do kiedy?
Andrzej Gwiazda:
Do czasu decyzji KKP.
Mieczysław Rakowski:
Skoro wy nie możecie odwołać strajku, tylko przełożyć, to my to podpiszemy, jak KKP zatwierdzi. Na razie tylko parafujemy.
Lech Wałęsa:
To jest jasne.
Warszawa, 30 marca
Krajowa Komisja Porozumiewawcza NZSS „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 31 III – 1 IV 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
W tym samym dniu, w którym ukazała się kolejna Twoja wypowiedź o „polityce otwarcia” władz stanu wojennego i „świecie wyimaginowanym”, [...] w szpitalu na Solcu umarł, nie odzyskując przytomności, skatowany przez „siły porządku” osiemnastoletni uczeń Grześ Przemyk, jedyny syn poetki Barbary Sadowskiej. [...] Grzegorz Przemyk zdawał maturę. Zdążył zdać polski i matematykę, został mu ostatni egzamin. 12 maja wieczorem zatrzymano go na Starym Mieście i doprowadzono do komendy MO [...]. Świadkowie słyszeli zza ściany jego zwierzęce wycie. [...] Co Ty i Twoi współrządzący zamierzacie uczynić dla położenia kresu bestialstwu? [...] Co zostanie uczynione, żeby młodzież polską, nasze dzieci przestano wreszcie traktować jak wroga numer jeden naszego państwa, tropioną zwierzynę, cel kaleczących i zabijających ciosów na ulicach miast i za nieprzeniknionymi murami?
Warszawa, 16 maja
Leszek Biernacki, Kronika „Solidarności”. 20 lat dzień za dniem..., Sopot 2000.
Otóż po grudniu 1981 [...] wielokrotnie padał zarzut, że to my, władza, zniszczyliśmy „Solidarność”, piękną ideę, piękny ozdrowieńczy ruch. To nie jest prawda. Chcę, aby usłyszeli to wszyscy ci, którzy do dziś wzdychają za taką „Solidarnością”, jaka była. „Solidarność” została zniszczona przez ekstremistów, przez ludzi, którzy z różnych powodów stali się jawnymi wrogami socjalizmu.
Gdańsk, 25 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Pierwsza miła wiadomość od wielu dni: dziś w Stoczni Gdańskiej robotnicy wygwizdali wicepremiera Rakowskiego. Chciał dialogu szczerego, no to go miał! Wychodził wściekły wśród wrogiego szpaleru stoczniowców, podobno ktoś mu napluł w twarz. Rakowski szydził z „Solidarności”, szydził z Lecha, grzmiał, że „Solidarność” nigdy się nie odrodzi. Lecha wynieśli stoczniowcy na rękach.
Sopot, 25 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Rano zadzwoniłem do [Czesława] Kiszczaka, żeby porozmawiać z nim na temat procesu w Gdańsku. [...] Oskarżenie opiera się na bardzo wątłym materiale i faktycznie powstaje pytanie, po jakiego diabła ich aresztowano. Na sali sądowej oskarżeni kpią z materiału dowodowego, z sędziego itp. Trwa trudny do opisania harmider. Kiszczak zgadza się, że nie jest to dobre. Przyznał, że materiał dowodowy był bardzo słabiutki, ale trzeba było ich aresztować, ponieważ „bractwo zaczęło się nam niebezpiecznie panoszyć”.
Warszawa, 5 czerwca
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Następnie wymieniliśmy uwagi na temat wizyty p. Gorbaczowa. Pan Ciosek powiedział, że strona radziecka zwróciła uwagę na ich zdaniem nazbyt nachalne przedstawianie osoby p. Gorbaczowa w telewizji (chodziło o programy biograficzne), zaleciła większy umiar w przedstawianiu Sekretarza Generalnego KPZR. W związku z tym Rakowski powiedział, że choć nie chce dyrygować telewizją i prasą, tak jak to robił jego poprzednik, ale będzie musiał w to wkroczyć. Wyraził także pewne niezadowolenie z treści przemówienia Gorbaczowa, zarzucając mu, że skupił się na sprawach europejskich i światowych, a mniej na polskich. Rakowski miał także uwagi do przemówienia gen. Jaruzelskiego, jego zdaniem było ono zbyt układne, gdy tymczasem Gorbaczow nic nie powiedział w sprawie Katynia i układu Ribbentrop-Mołotow; przedstawił tylko swoją koncepcję wobec Europy Zachodniej i załatwia swoje interesy, nie wspominając o planie Jaruzelskiego.
Warszawa, 12 lipca
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981-1989, Warszawa – Ząbki 2006.
Dostaliśmy wszyscy obuchem w łeb! Kogo to IX Plenum wyznaczyło na premiera...? Rakowskiego!!! Chyba już rzeczywiście Jaruzelski ma demencję, jeżeli na tak niewłaściwego człowieka postawił! Przecież Rakowski jest jednym z najbardziej znienawidzonych ludzi, on z kolei jest owładnięty nienawiścią do „Solidarności”. [...] O jakimkolwiek „porozumieniu” szkoda już nawet mówić, legalizacja „Solidarności” w tym układzie staje się jeszcze większym mitem. Można się spodziewać najgorszego.
Warszawa, 27 września
Teresa Konarska, dziennik ze zbiorów Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA.
Samolot z premierem rządu na pokładzie wylądował o dziewiątej rano. Pół godziny później Mieczysław F. Rakowski przyjechał do Kopalni „Miechowice” w Bytomiu. Tak rozpoczęła się czwartkowa wizyta premiera na Śląsku. [...]
Premier M. Rakowski zwiedził dwa oddziały z czterech istniejących. Otrzymał honorowy znaczek nr 001. Zjechał 720 metrów pod ziemię na pokład 503, gdzie rozmawiał z górnikami pracującymi w 2 ścianach. Są to ściany w pełni zmechanizowane.
Po prawie 2-godzinnym pobycie wewnątrz górotworu premier — umorusany i nieco zmęczony — powiedział: „Mojej wizyty w kopalni nie należy traktować jako spektakularnego gestu, pozy. Powinienem być blisko spraw ważnych, potrzebuję rozmów z ludźmi ciężko pracującymi”.
Bytom, ok. 28 października
„Sztandar Młodych” nr 213, 28 października – 1 listopada 1988.
29 października 1988, dokładnie w 40. rocznicę zwodowania w Gdańsku pierwszego powojennego statku [...], premier Rakowski wymógł na ministrze przemysłu decyzję o likwidacji Stoczni Gdańskiej jako zakładu nierentownego i podobno bez przyszłości! Był to wyjątkowo haniebny faul polityczny — zemsta między innymi za porażkę z 25 sierpnia 1983, kiedy to Rakowski, wówczas wicepremier, przyjechał do Stoczni, aby w nagrywanej przez telewizję dyskusji rozprawić się z „ekstremistami” pod wodzą Wałęsy, został jednakże przykładnie wygwizdany.
29 października
Lech Wałęsa, Droga do wolności. Decydujące lata 1985–1990, Warszawa 1991.
29 października 1988, dokładnie w czterdziestą rocznicę zwodowania w Gdańsku pierwszego powojennego statku [rudowęglowiec „Sołdek” — obecnie muzeum], premier Rakowski wymógł na ministrze przemysłu decyzję likwidacji Stoczni Gdańskiej, jako zakładu nierentownego i podobno bez przyszłości! Był to wyjątkowo haniebny faul polityczny — zemsta między innymi za porażkę z 25 sierpnia 1983, kiedy to Rakowski, wówczas wicepremier, przyjechał do stoczni, aby w nagrywanej przez telewizję dyskusji rozprawić się z „ekstremistami” pod wodzą Wałęsy, został jednakże przykładnie wygwizdany. [...]
Na początku władza poinstruowała dyspozycyjnych dziennikarzy, że należy krzyczeć zgodnym chórem, że społeczeństwa nie stać na utrzymanie bankrutów! Zaraz potem ukazały się w prasie artykuły o wymownych tytułach: „Decyzja trudna, lecz konsekwentna”, „Jak to naprawdę było?”, „Czas wyboru” i tak dalej. Mdło się robiło od tych wszystkich wymądrzań pisanych na zadany temat i z określoną tendencją. Znowu na ludzi zwalono ciężar odpowiedzialności za rządy czerwonej nomenklatury, przy czym posuwano się do kłamstwa, że ewentualność likwidacji stoczni była uprzednio dyskutowana publicznie. O ile mi wiadomo, wezwany do Ministerstwa Przemysłu dyrektor Czesław Tołwiński aż zaniemówił z wrażenia, gdy zapoznano go z decyzją zamknięcia jego zakładu. Ktoś inny z gdańskiej delegacji mamrotał podobno do siebie: „Teraz? Kiedy zaczęliśmy się powoli dźwigać?” [...]
Myślę, że gdyby wówczas Rakowski przyjechał do stoczni, mógłby ją opuścić jako inwalida. Ludziom się w głowie nie mieściło, jak można jednym złośliwym podpisem pozbawić egzystencji tysiące rodzin. Tym bardziej, że w chwili podjęcia decyzji o likwidacji stocznia miała w portfelu 44 podpisane kontrakty.
Gdańsk, 29 października
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.
29 października 1988, dokładnie w czterdziestą rocznicę zwodowania w Gdańsku pierwszego powojennego statku (rudowęglowiec „Sołdek” — obecnie muzeum), premier Rakowski wymógł na ministrze przemysłu decyzję o likwidacji Stoczni Gdańskiej jako zakładu nierentownego i podobno bez przyszłości! Był to wyjątkowo haniebny faul polityczny — zemsta między innymi za porażkę z 25 sierpnia 1983, kiedy to Rakowski, wówczas wicepremier, przyjechał do stoczni, aby w nagrywanej przez telewizję dyskusji rozprawić się z „ekstremistami” pod wodzą Wałęsy, został jednakże przykładnie wygwizdany.
Objąwszy urząd premiera, uznał, że nadszedł czas rewanżu, choć Stocznia Gdańska zajmowała dopiero czterdzieste piąte miejsce na liczącej pięćset pozycji liście zakładów deficytowych. W wywiadzie dla „Die Zeit” Rakowski stwierdził butnie: „Symbole mnie nie obchodzą, mamy ich w Polsce dosyć. To, że w tej właśnie stoczni narodziła się «Solidarność», pozostaje i tak faktem historycznym”. Sygnał o likwidacji miał ponoć zadziałać wstrząsowo na inne przedsiębiorstwa stojące przed widmem plajty, choć premier dobrze wiedział, że głównym powodem akurat stoczniowej nierentowności były przymusowe kontrakty ze zleceniodawcami radzieckimi. Po prostu budowane w Gdańsku statki wyposażano w drogie urządzenia kupowane za dolary, ale potem całość sprzedawano za ruble... transferowe, wypłacane w czołgach. Jaki pożytek z takich transakcji miała polska gospodarka?
Gdańsk, 29 października
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Czyż nie jest zbezszczeszczeniem pamięci [...] łaskawe w ostatniej chwili mianowanie ulic Józefa Piłsudskiego na skrajach wiosek, kolegia za kwietne krzyże, cedzenie półprawdy z komentarzami Urbana i wreszcie organizacja naszego Święta Niepodległości przez komunistów obcych ideowo Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. [...] Jeśli wymawiam „Solidarność” to myślę, czuję, pragnę Niepodległości, która jest prawem; prawem, za które ginęli od ‘39 do ‘86 roku Polacy. [...] Zadaniem Związku „Solidarność” jest walczyć z reżimem stalinowskim, z nomenklaturą, z militaryzacją, z propagandą. Ten program jest jedyną pełną reformą i, realizowany, szybciej przyniesie Niepodległość. Jeśli wcześniej Porozumienie, to takie, które zagwarantuje, że Polacy już nie będą się niczego wyrzekać, tylko władze. Polacy nie będą spłacać długów wojennych, tylko towarzysze z PZPR, ze swoich przywilejów i majątków. To nie Stocznia jest nierentowna, tylko system, i to musimy pamiętać, i to musimy zmienić, jeśli chcemy być wolni. Nie po to budował Kwiatkowski, by rujnował Rakowski.
11 listopada
„Zomorządność” nr 164, z 18 listopada 1988.
1. X Plenum KC PZPR podejmie uchwałę otwierającą możliwość pluralizmu związkowego, w tym możliwość legalnego działania „Solidarności” jako związku zawodowego.
2. W trybie roboczym nastąpi wypracowanie warunków i kalendarza porozumienia.
3. Rozpoczęcie procesu legalizacji „Solidarności" nastąpi jeszcze przed „wspólnymi” wyborami.
4. Wynik „okrągłego stołu” będzie swoistą deklaracją wyborczą określającą to, co wspólne. Okręgi wyborcze będą jednomandatowe, więcej będzie kandydatów niż mandatów. Kolejność kandydatów na listach wyborczych będzie alfabetyczna. Podział okręgów wyborczych będzie wcześniej przekonsultowany.
5. „Odwieszenie” pluralizmu mocą uchwały Rady Państwa nastąpi w lutym, najpóźniej w marcu br. Wybory będzie można przesunąć ewentualnie na maj.
6. Ceny artykułów należy utrzymać na obecnym poziomie, aby przez zaskakujące decyzje nie pogarszać klimatu społecznego.
7. Najpierw odbyłoby się robocze spotkanie (pkt. 2), potem „okrągły stół”, a na zakończenie spotkanie w Belwederze.
8. Konieczne jest oddziaływanie na opinię, umożliwienie stronie społecznej dostępu do radia i telewizji.
Klarysew, 4 stycznia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Na widowni Teatru Powszechnego – jak przy okrągłym stole. Z jednej strony opozycja (członkowie Solidarności Polsko-Czechosłowackiej, wydawcy z NOWej, negocjatorzy „S”), z drugiej – premier Rakowski z małżonką. Poza tym dziennikarze zagraniczni, zachodni dyplomaci i oczywiście – przedstawiciele milczącej większości. […] Trzeci akt dopisuje życie. Gdy zapada kurtyna i milkną brawa, na scenę wskakuje Adam Michnik. Słyszymy tylko pierwsze zdanie: „Nazywam się Adam Michnik. Jestem przedstawicielem Havla”. Premier Rakowski przepychając się opuszcza salę. Z głośników leci piosenka Karela Gotta (tak było zaplanowane w inscenizacji), ale po pierwszych słowach Michnika głośniki zaczynają grać na pełny regulator (ktoś podjął taką decyzję „dla dobra teatru”) […]. Adam bohatersko czyta dalej swój protest przeciwko uwięzieniu Havla”.
Warszawa, 25 lutego
„Tygodnik Mazowsze” 1989, nr 284, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
W drodze do Warszawy premier zatrzymał się na dworcu w Maciejowicach, w woj. siedleckim, gdzie wstąpił do pawilonu handlowego Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”. Po dobrych kilku minutach obecności personel zorientował się, kim jest jeden z „klientów”, pospieszono z obsługą klientów czekających na otwarcie stoiska elektrotechnicznego, zdjęto sznurki zagradzające drogę do zabawek, wyrobów papierniczych oraz artykułów gospodarstwa domowego. W pełni dostępna i widoczna dla wszystkich była natomiast uchwała nr 71 Rady Ministrów z 13 czerwca 1983 r. o warunkach sprzedaży. Niestety, prawdopodobnie tylko premier był w Maciejowicach jej czytelnikiem.
Maciejowice, woj. siedleckie, ok. 7 marca
„Sztandar Młodych” nr 47, 7 marca 1989.
Tak więc rządu nie ma. W ostatnich dniach swego istnienia rząd Rakowskiego zrobił, co mógł, żeby doprowadzić do katastrofy. Podjęta w nocy z 29 na 30 lipca decyzja wprowadzenia od 1 sierpnia „urynkowienia” zamieniła rynek w pustynię. Ceny od wtorku, 1 sierpnia, skoczyły wielokrotnie i rosną z dnia na dzień bez żadnej kontroli. Masło, które kosztowało 208 zł ćwiartka, dziś już kosztuje 755 zł. Mięsa nie ma, a jeśli gdzieś się pokaże, to ceny zawrotne, wielotysięczne za 1 kg. Oczywiście — wszędzie strajki — poczta, komunikacja, zakłady produkcyjne. Wymuszają większe płace — trudno się dziwić, kiedy nie ma za co wyżywić rodziny. Z drugiej jednak strony — strajki zdezorganizują wszystko ostatecznie.
Warszawa, 9 sierpnia
Nowa władza staje się coraz bardziej agresywna. Szczególnie widać to w TV i radiu. W telewizji zaczęli pokazywać się faceci, swego czasu odsunięci, niezweryfikowani w stanie wojennym itd. Już nie można mówić o pluralizmie w telewizji. Powstaje nowy monopol, który — rzecz jasna — skierowany jest na totalną krytykę przeszłości. W gruncie rzeczy, trudno się temu dziwić, bo przecież mają obecnie władzę. Jak długo? Trudno to dziś orzec. Mogą ją sprawować parę miesięcy, ale też parę lat. Zależy od wielu czynników. Po pierwsze, od wytrzymałości społeczeństwa, które już dziś dotkliwie odczuwa skutki hiperinflacji.
Warszawa, 9 października
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005.