Z okazji XXII rocznicy powołania Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej składam Wam serdeczne podziękowania za trud i ofiarność dla dobra naszej Ojczyzny, Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Wasza zaszczytna praca, którą podjęliście dla zapewnienia ładu i porządku publicznego, ochrony majątku narodowego i mienia obywateli, cieszy się powszechnym i pełnym uznaniem.
Opieka i pomoc instancji partyjnych, Rad Narodowych oraz ścisła więź ze społeczeństwem – stwarzają trwałe podstawy i dobry klimat dla skutecznej działalności ORMO. [...]
Członkowie Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej!
Doskonaląc formy samodzielnej pracy, z pełnym i serdecznym zaangażowaniem się w służbie społeczeństwa, oddziaływujcie wychowawczo w swym miejscu pracy i zamieszkania.
Pomagajcie jeszcze ofiarniej Radom Narodowym i organom Milicji Obywatelskiej w skutecznej ochronie spokoju, ładu i porządku publicznego.
Partia, władza ludowa oraz społeczeństwo oczekują od Was jeszcze pełniejszego uczestnictwa w procesie wychowania młodego, socjalistycznego pokolenia.
Warszawa, 20 lutego
„Trybuna Ludu” nr 51, z 21 lutego 1968.
Padło pytanie z sali, jakie stanowisko zajmują władze wobec Klubu „Babel” i czy będzie on nadal istnieć. Tow. Moczar powiedział, że takie instytucje, jak Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów, Klub „Babel” czy Teatr Żydowski w Warszawie, będą istniały tak długo, jak długo będą potrzebne pewnej części obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Gdy ta część obywateli opuści Polskę, a nikt nie będzie utrudniał wyjazdu do Izraela, to i te instytucje społeczno-kulturalne przestaną być potrzebne i będą likwidowane. [...]
Ostatnie pytanie skierowane do tow. Moczara brzmiało: „Czy wszystko będzie załatwione do końca?”. Odpowiedź brzmiała: „Sedno sprawy nie zostało dotychczas poruszone. Kiedy to się stanie, nie wiadomo. Lecz pewien jestem – że nie ma takiej siły, która by mogła zahamować proces oczyszczania partii z wrogich Polsce elementów”.
Spotkanie skończyło się długotrwałą owacją, jaką zgotowali tow. Moczarowi uczestnicy spotkania.
Warszawa, 8 kwietnia
Z okazji pięćdziesiątej rocznicy odrodzenia Polski ciągle widujemy w telewizji naszych rządców (przypomina mi to, że we Francji Dyrektoriatu określano dyrektorów jako „pięć małp”). Zaczęło się od spotkania z olimpijczykami: Cyrano przemówił do nich czytając mowę z kartki, odpowiadała mu – również z kartki – Irena Kirszensztajn-Szewińska. O Jezu, oni nam sport obrzydzą!
Punktem kulminacyjnym była akademia w Lublinie, a w niej, czytane oczywiście, przemówienie Cyrana, trwające 110 minut (obliczyliśmy z Zygmuntem). Zaczął od stwierdzenia, że Polska obecna jest suwerenna, niepodległą i co kto chce, potem zrobił wykład 50-lecia historii pomijając oczywiście wszystko co mu niewygodne, a więc Piłsudskiego (tylko parę kwaśnych wzmianek), Bitwę Warszawską, pakt o nieagresji Becka z Rosją, pakt Ribbentrop-Mołotow, wywózkę Polaków z Ziem Wschodnich, Katyń, Powstanie Warszawskie etc., etc., za to główne siły społeczne to oczywiście SDKPiL (paru Żydów na krzyż), KPP (dwa mandaty w pierwszym Sejmie) i PPR – żadnego AK w czasie okupacji w ogóle nie było. Olbrzymia sala z powagą wysłuchała tych bajęd, potem „Mazowsze” śpiewało pieśni rewolucyjne i ludowe. […]
Moczara w Lublinie nie było, były za to różne święte widma: Berling, Żytomierski etc. Moczarek przemawiał za to w Warszawie ma akademii październikowej – też schematycznie i nieciekawie.
Sopot, 8 listopada
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Odbywa się kongres Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (cóż za nazwa pretensjonalna!), Moczar zasuwał z tej racji mowę niezbyt ciekawą, za nim, dla dekoracji, siedziało też, obok mord „partyzanckich”, paru starych oficerów „londyńskich” i akowców (Skibiński, Radosław, etc.). Martwa to organizacja, gdzie powtarza się w kółko najbardziej zdawkowe i ogólnikowe hasła „patriotyczne”. Charakterystyczna rzecz, że wskrzesza się dziś dwie rzeczy minione: hitlerowców i Żydów, bo nowego nic nie ma, żadnej konfliktowości ani dramatu, tylko komedia powtarzania w kółko haseł antyhitlerowskich, z dokładnym pominięciem Rosji i jej gwałtów – liczą na to, że ludzie zapomną o Wschodzie!
Warszawa, 20 września
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Byliśmy z Lidią na przedstawieniu w Teatrze Klasycznym śpiewanego widowiska o okupacji „Dziś do ciebie przyjść nie mogę”. Ma ono już ponad pięćset przedstawień, pokazywane było za granicą w ośrodkach polonijnych, wszędzie ludzie płakali, bo to naprawdę śliczne i przypomina okupację, „jak gdyby to było wczoraj”. Ale kawiarniane Katony występują przeciw temu, że to „moczaryzm”, „partyzantyzm”, „zbowidyzm” etc. Istotnie – idea jest po trochu moczarowska, żeby pokazać i pogodzić wszystkie polskie piosenki wojskowe i partyzanckie z różnych frontów, ze Wschodu i z Zachodu i czort wie jeszcze skąd. Idea to, rzecz prosta, apolityczna i trochę udająca Greka, lecz w wykonaniu wcale smaczna i taktowna: jest tu „Natalia”, piosenka batalionu uderzeniowego Konfederacji Narodu, czyli Piaseckiego, jest „Płynie Oka” berlingowców, są „Czerwone maki na Monte Cassino”, jest też powstańczy „Marsz Mokotowa” i „Szturmówka” Ekiera, są nawet reminiscencje legionowe i „Piosenka o mojej Warszawie” Harrisa. Niepotrzebnie tylko w programie figuruje fragment z książki Moczara, który to Moczar ohydnie się obchodził z akowcami w czterdziestym piątym roku w Łodzi, kiedy był tam szefem UB […], ale pomimo wszystko przedstawienie jest śliczne i kawiarniane […]. Rację mają starawi ludzie na Sali, którzy zapłakują się słysząc te dawne piosenki. Ma to i swój podtekst aktualny: wtedy Polska walczyła, choć była pod niemieckim butem, dziś niby jest wolna, a bezsilna i co gorsza – skurwiona. Bo nikt nie ma ochoty walczyć, nikt nie wierzy w walkę, nikt nie wie, o co właściwie ma walczyć.
Warszawa, 5 października
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.