Słuchamy w telewizji Festiwalu Piosenki z Sopotu. Nawet w tym roku niezły, zirytowała mnie tylko występująca poza konkursem Amerykanka [Joan Baez], mistrzyni od „protest-songów”. Jest to apodyktyczna, rozgadana agitatorka antyamerykańska. Najpierw pokazała publiczności swoje małe dziecko i poinformowała, że jej mąż siedzi w więzieniu za odmowę służby wojskowej. Potem śpiewała okropnie nudno, choć ładnym głosem, piosenki przeciw wojnie w Wietnamie, o getcie murzyńskim, o braku wolności w Ameryce etc. Publiczność po trochu wychodziła, co artystki jednak bynajmniej nie peszyło, wyła dalej. Ułożyłem sobie do niej imaginacyjną mowę po angielsku (!), że jej osoba jest dla nas symbolem amerykańskiej wolności, bo gdyby u nas ktoś mając męża w więzieniu próbował wyjechać za granicę i śpiewać przeciw „swemu krajowi”, to dostałby w dupę, aż by się zakurzyło i zamiast na turystyczne wycieczki powędrowałby do ciupy.
Warszawa, 30 sierpnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.