Szybki, zwycięski pochód naszych wojsk zafascynował i rozentuzjazmował nawet tych, którzy byli najbardziej zagorzałymi przeciwnikami wyprawy, tworzenia Ukrainy i samego Piłsudskiego. Zapomniano o koncepcjach politycznych, o zawiściach drobnych [...]. Symptomatycznym wyrazem tego entuzjazmu, tego unisono moralnego było uroczyste przemówienie w Sejmie (4 maja) marszałka Trąmpczyńskiego, nieskłonnego zresztą do entuzjazmu i nielubiącego Piłsudskiego z całego serca; wyrazem był następujący telegram wysłany przez marszałka za jednomyślną zgodą Sejmu do Naczelnika Piłsudskiego: „Wieść o świetnym zwycięstwie, jakie odnosi żołnierz polski pod Twoim, Naczelniku, dowództwem, napawa radosną dumą cały naród polski. Za ten krwawy i bohaterski trud, który zbliża nas do upragnionego pokoju i kładzie nowe podwaliny pod potęgę państwa polskiego, Sejm w imieniu wdzięcznej Ojczyzny śle Tobie, Wodzu Naczelny, i bohaterskiej armii serdeczną podziękę”.
Warszawa, 4 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki, do druku przyg. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Nazajutrz o 12 zrana odbyło się urzędowe objęcie władzy przez pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej w konstytucyjnem Państwie.
Muszę się przyznać, że robiło przygnębiające wrażenie, że Prezydent dla objęcia władzy jechał jakby po kryjomu, przez park, który był okrążony wojskiem, jakby to się działo w Rosji za czasów Caratu lub bolszewików.
P. Car i ja czekaliśmy na nowego Prezydenta przy wejściu – i razem z nim poszliśmy na górę, gdzie czekał Naczelnik Państwa, w otoczeniu obu marszałków – pp. [Macieja] Rataja i [Wojciecha] Trąmpczyńskiego, premjera i pp. ministrów czekających na niego.
Charakterystyczny szczegół: Naczelnik Państwa był w swoim legjonowym mundurze, bez żadnych odznak. […]
Zeszliśmy wszyscy na dół, gdzie został odczytany akt wyborczy przez Prezydenta Ministrów; w chwili kiedy Prezydent podpisywał akt, rozległa się salwa armatnia.
Nowemu Prezydentowi zostali przedstawieni oficerowie i urzędnicy, następnie wszyscy wyszliśmy na dziedziniec, gdzie złożyłem mu meldunek i Prezydent obszedł kompanję i szwadron, następnie odbyła się defilada; na mój rozkaz Oddziały Przyboczne wzniosły trzykrotny okrzyk „niech żyje”.
Potem odbyły się ostatnie dwa przemówienia – byłego Naczelnika Państwa do Prezydenta i jego odpowiedź.
Warszawa, 14 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Warszawa. Przekazanie władzy prezydentowi Narutowiczowi przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego
O godzinie 12[.00] przejecie władzy.
Weszliśmy z p. [Wojciechem] Trąmpczyńskim i kilku ministrami na I piętro w Belwederze. Stojąco czekał na środku sali Piłsudski – ponury. Wchodzi Narutowicz wprowadzony przez [Wacława Jana] Przeździeckiego. Powitał go przemówieniem Piłsudski – przemówienie niesmaczne, egotyczne: „Wszedłem do Belwederu w tym oto mundurze I brygady i w tym mundurze odnosiłem zwycięstwa – w tym mundurze znosiłem bezecne napaści… w tym mundurze opuszczę Belweder… Zanim przekażę władzę, muszę się domagać sporządzenia dodatkowego protokołu… […]”.
Zdumienie u wszystkich! Co za dodatkowy protokół?
Wchodzimy do drugiego pokoju. Tam prezentuje Piłsudski majora Świtalskiego i jakiegoś dr. P.(?!) jako swoich pełnomocników. Przechodzimy do trzeciego pokoju i tam wyjaśnia się, o co chodzi.
„Otworzyć kasę! – rozkazuje Piłsudski. – Oto pieniądze, proszę policzyć i skontrolować księgi”.
Pełnomocnik komunikuje, że jest 400 kilkadziesiąt tysięcy marek.
„Proszę przeliczyć!”.
Nikt się nie rusza – zakłopotanie, niesmak.
Podchodzę do Piłsudskiego: „Panie Naczelniku, ja biorę na siebie odpowiedzialność i podpiszę bez liczenia…”
Idziemy do dalszego pokoju. Podobna scena: „Oto są insygnia ofiarowane mi przez Wilno; nie wiem, czy są moją własnością, czy nie; są moje inicjały, ale nie wiem; będę w Wilnie, to zapytam…”.
Znowu cisza, niesmak, Minister [Kazimierz Władysław] Kumaniecki wyrywa się:
„Coś napisane na szkatułce, może z tego napisu będzie można wywnioskować…”. Nikt nie ma ochoty iść po tej drodze, a Trąmpczyński jeszcze raz protestuje, iż nie jesteśmy kontrolerami. Sprawa pozostaje nierozstrzygnięta.
„Jest jeszcze – ciągnie dalej Piłsudski – sprawa auta ofiarowanego mi przez Dowbór-Muśnickiego. Uważałem je za swoje, ale od czasu, jak Dowbór-Muśnicki miał sprawę sądową o drugie takie auto zabrane Moskalom, które sobie przywłaszczył, nie chcę uważać daru za swój i chciałbym go ofiarować wojsku…”
Znowu cisza – zakłopotanie. Wreszcie ktoś wyraża zgodę:
„Dobrze!”
Przykra, niesmaczna scena skończona. Protokołu dodatkowego nie podpisałem. Czy kto inny podpisał, nie wiem. Przy całej scenie obecny był Narutowicz z miną wysoce zakłopotaną. Schodzimy na parter. Piłsudski przedstawia Narutowiczowi dom cywilny i wojskowy.
Wreszcie w pokoju żółtym następuje przejęcie władzy wedle przepisów ustawy.
Warszawa, 14 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
O godzinie 11.50 – wizyta u kardynała Kakowskiego. Spotkałem tam prezydenta Narutowicza. Przez jakiś czas rozmawialiśmy we trójkę. Kardynał w sposób dość nieprzyzwoity mówił o PSL – dyskusja na temat reformy rolnej. Prezydent Narutowicz odjechał. Zostałem jeszcze parę minut i rozmawialiśmy z kardynałem o stosunku PSL do kleru, o stosunkach sejmowych itp.
Od kardynała wróciłem do sejmu. W kilka minut potem otrzymuję telefoniczną wiadomość od wiceministra Studzińskiego z Prezydium Rady Ministrów, że na p. Narutowicza dokonano zamachu – „ciężko ranny!”. Mam natychmiast jechać na Radę Ministrów.
Wzburzony i oszołomiony, jadę autem. Na ulicach ruch zwykły.
W prezydium zataję zebranych ministrów. Chodzą bezradni! Żadnych zarządzeń nie wydano. Dowiaduję się, że Narutowicz zmarł. Żądam od ministra Sosnkowskiego postawienia załogi wojskowej w pogotowiu.
Ponieważ nie wszyscy ministrowie przyjechali, jadę na chwilę do „Zachęty”, gdzie dokonano zamachu. Zastaję zwłoki Narutowicza na ziemi, owinięte w chodnik czy kapę ze stołu.
Warszawa, 16 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Jeszcze raz usiłowania moje dla przeparcia Sikorskiego jako kandydata kompromisowego lewicy i prawicy. Lewica odpowiada stanowczo: nie! Konferencja prawicy (Głąbiński, Korfanty, Chaciński), z PSL (Kiernik, Dąbski) u mnie w gabinecie nie doprowadza do rezultatu. Prawica wysuwa Morawskiego, ale nie pogniewa się, jeśli wyjdzie Wojciechowski. W drugim głosowaniu gotowa oddać głosy Wojciechowskiemu.
Godzina 12[.00] – Zgromadzenie Narodowe. Próbuję skłonić Żydów (Thona), by wystawili swego kandydata – by w ogóle umożliwić drugie głosowanie. Daremnie. Wybrany Wojciechowski.
Godzina 19[.00] – przysięga. Przed samą przysięgą ułaskawiłem skazanego na śmierć.
Godzina 19.30 – przejęcie władzy ode mnie.
Godzina 21[.00] – wizyta z [Wojciechem] Trąmpczyńskim w Belwederze: Wojciechowski radził się w sprawie orędzia do narodu. Projekt mistyczny i kooperatystyczny.
Warszawa, 20 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wczoraj [30 grudnia] skazano [Eligiusza] Niewiadomskiego na śmierć. Bolesne jednak i niebezpieczne dla przyszłości, iż nie wyszedł moralnie unicestwiony. „Gazeta Poranna” podała obronę Niewiadomskiego in extenso, natomiast przemówienie prokuratora w kilku wierszach! Czyż naprawdę jesteśmy narodem anarchicznym?! A może tylko nienawiść partyjna bielmem moralnym pokrywa oczy?
Ciekawe też, iż ci, którzy najgłośniej domagali się głowy Niewiadomskiego, po wyroku są niezadowoleni. „Raczej niechby siedział dożywotnio w więzieniu i uświadomił sobie ogrom zbrodni!”
Mówiono mi, iż p. Paschalski ma zamiar rekurować, opierając się na tym, iż nie przyznano jednej marki „odszkodowania” rodzinie Narutowicza po to, by sprawę dokładniej wyświetlić i pokonać Niewiadomskiego także moralnie. Dość już jednak tego babrania się w nieszczęściu i gnojowisku politycznym! Jak najprędzej zamknąć bolesny rozdział i przystąpić do wychowywania społeczeństwa w duchu państwowym!
Warszawa, 31 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Dn. 16 grudnia ub.r. dokonano morderstwa na śp. Gabrielu Narutowiczu, Prezydencie Rzeczypospolitej.
Pół roku dzieli nas od tej przejmującej grozą chwili. Możemy spojrzeć na nią z pewnej odległości, z pewnej perspektywy. Mgłą niepamięci pokrywają się szczegóły, w cień zapomnienia usuwają się osoby, lecz bodajże z tym większą wyrazistością, w tym większej grozie występuje sam nagi fakt, fakt zbrodni dokonanej z zimną krwią już nie na człowieku tylko niewinnym, nie na Prezydencie Rzeczypospolitej tylko, lecz na państwie samym. Poprzez człowieka bowiem, poprzez Prezydenta Rzeczypospolitej kula zabójcy ugodziła w praworządność, a więc w państwo samo, bo praworządność jest podstawą państwa, jest fundamentum regnorum.
Któż bardziej aniżeli Sejm, ciało stanowiące prawo, Sejm będący częścią Zgromadzenia Narodowego, które obdarzyło śp. Gabriela Narutowicza godnością Prezydenta, któż bardziej, powtarzam, mógł odczuć krzywdę i zniewagę wyrządzoną prawu i państwu przez czyn szaleńczy. Któż bardziej niż Sejm mógł zrozumieć potrzebę zadośćuczynienia pogwałconej praworządności. Toteż Sejm dn. 16 stycznia powziął uchwałę, którą postanowił wmurować w gmachu sejmowym tablicę ku czci śp. Gabriela Narutowicza, Prezydenta Rzeczypospolitej. Uchwale stało się zadość! Tablica ta w murach Sejmu umieszczona, będzie dla pokoleń nie tylko znakiem czci dla człowieka wielkich zalet osobistych, nie tylko wyrazem hołdu dla pamięci pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej, niewinnej ofiary swego urzędu.
Będzie ona dowodem złożonym przez reprezentację narodową, iż mimo długich lat niewoli, które wykoślawiły duszę, mimo kilku lat przebytej wojny, która nauczyła ludzi używać przemocy fizycznej, mimo miazmatów wschodnich, mimo tego wszystkiego naród, jako całość jest zdrowy moralnie i zdolny do życia państwowego, opartego na praworządności.
Warszawa, 15 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wizyta u Witosa. Wytknąłem mu błędy: rząd nie mówi do społeczeństwa, nie przedstawia mu położenia w całej nagości i jego przyczyn; zerwał stosunki z opozycją, nie mówi z nią, co pozwala szerzyć się plotkom, iż rząd idzie na zamach stanu; powiększa opozycję przez nierozumne i niepotrzebne rugi w urzędach. Witos bronił się, ale wreszcie przyznał rację i obiecał zmienić metodę. [...]
Witos wyjawił mi, że byli u niego dziś przywódcy faszystów polskich, „ludzie bardzo poważni”, którzy zapewnili, że są „na wszelki wypadek” (80 tysięcy!) dla odparcia zamachu lewicowego, że nie wystąpią inaczej, jak na zarządzenie gabinetu...
Warszawa, 25 września
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Wybuch prochowni w Cytadeli o godzinie 9[.00] rano, 25 zabitych wojskowych i cywilnych, około 40 ciężko, dużo lekko rannych.
Krótkie żałobne posiedzenie sejmu; odezwa rządu:
„Zbrodnicza ręka dokonała w dniu dzisiejszym zamachu w stolicy państwa…”.
Witos nie był na miejscu katastrofy – odradzaliśmy mu.
Szyb tyle wyleciało w Warszawie, że Komisariat Rządu na Warszawę podjął specjalne kroki, by zapobiec lichwie „szklanej”.
Aresztowano wśród komunistów około 140 osób.
Warszawa, 13 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
6 listopada. Krwawy dzień w Krakowie. Zaczęły się gromadzić tłumy na ulicach; wojsko i policja miały rozkaz nie dopuścić do zgromadzeń. Padł strzał. Walka z policją. Rusza wojsko; tłum rozbroił („Niech żyje Dziadek!” [Piłsudski]), zdobył karabiny i karabiny maszynowe, dwie pancerki; szarża ułanów na ulicy Dunajewskiego. Ulica polana [wodą], konie ślizgają się i padają; salwy do ułanów 8 Pułku ks. Poniatowskiego, masakrowanie rannych.
[...] Krwawe żniwa w Krakowie: 13 wojskowych zabitych. Z tłumu około 20 rannych [w rzeczywistości ofiar było więcej — przyp. red.]. [...]
Lewica rozgrzesza mord dokonany na żołnierzach. Piłsudski milczy! [...]
Witos rozleniwiony, rozbiegany, nie trzyma wodzów w ręce. Zaognienie walk w Sejmie takie, że lewica bojkotuje Konwent Seniorów.
Kraków, 6 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Krwawy dzień w Krakowie. Zaczęły się gromadzić tłumy na ulicach; wojsko i policja miały rozkaz nie dopuścić do zgromadzeń. Padł strzał. Walka z policją. Rusza wojsko; tłum rozbroił (niech żyje Dziadek!), zdobył karabiny i karabiny maszynowe, 2 pancerki; szarża ułanów na ul. Dunajewskiego. Ulica polana, konie ślizgają się i padają; salwy do ułanów 8 pułku ks. Poniatowskiego, masakrowanie rannych. […]
Krwawe żniwa w Krakowie: 13 wojskowych zabitych (2 oficerów – Bochenek i Zagórowski), 1 policjant, kilku oficerów rannych (ciężko – Bzowski), 70 ułanów ciężko, 40 lżej rannych, 61 koni zabitych, 70 ciężko rannych. Siodła pocięte. Z tłumu około 20 rannych.
Warszawa, 6 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Dnia 6 listopada Kraków był widownią tragicznych, bolesnych wypadków. Na ulicach miasta polała się krew, padły trupy. Niezależnie od wyniku dochodzeń sądowych, które będą prowadzone, niezależnie od politycznych osądów tych wypadków, jeden fakt wysuwa się już dziś w całej wyrazistości: oto ofiarą wypadków padło zabitych 2 oficerów, 12 żołnierzy, rannych 11 oficerów i 110 żołnierzy; przelali krew swoją, pełniąc ofiarnie obowiązek służby, spełniając wydany rozkaz, dając wyraz kardynalnej cnocie żołnierskiej – karności i posłuchu dla rozkazu.
Zabitym oficerom i żołnierzom wyrażam w imieniu Sejmu w dniu złożenia ich trumien na cmentarzu cześć, a rodzinom ich oraz rannym współczucie.
Warszawa, 10 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Herbata urządzona przez [Jędrzeja] Moraczewskiego w mieszkaniu [Bogusława] Miedzińskiego — dla zetknięcia się z Piłsudskim i wysłuchania jego poglądu na obecny stosunek do Rosji i na sprawę organizacji najwyższych władz wojskowych, inaczej mówiąc — miał Piłsudski zakomunikować warunki, pod którymi wróciłby do wojska. [...]
Rozmowę inicjuje Artur Śliwiński: „W wojsku niedobrze, wszyscy tęsknią za Komendantem...”. Piłsudski: „Wojsko, wojsko! Panowie posłowie, gracie wojskiem w futbol, robicie gole, a za bramkę służy wam najczęściej Józef Piłsudski; a Józef Piłsudski nie kopie piłki, tylko w zęby, w zęby...!”. Konsternacja!
[...] Na wyraźne i brutalne zapytanie [Stanisława] Thugutta, jakie warunki stawia, żeby objąć Naczelne Dowództwo, wręcz odmówił odpowiedzi. Natomiast zapoczątkował dyskusję na temat Sejmu [...]. Pogadanka dość wymuszona na temat parlamentaryzmu ciągnęła się do godziny 1.00 w nocy, a do tematu, dla którego zebranie było zaproszone, nie doszło. „Komendant musi się rozgadać” — mówili bliscy. Wyszedłem po godzinie 1.00, a Komendant nie mógł się rozgadać do godziny 4.00 rano [...].
Pozostało u wszystkich dużo niesmaku i przykrości. Przykro jest patrzeć z bliska na kończenie się człowieka wybitnego, na to, jak się sam obdziera z blasku, w którym winien wejść do historii.
Warszawa, 2 lutego
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Panowie Posłowie! Dnia 3 lutego umarł Tomasz Woodrow Wilson. Jeśli wiadomość o śmierci tego wielkiego obywatela Stanów Zjednoczonych, wielkiego męża stanu i uczonego poruszyła cały świat, to szczególnie silnym i bolesnym echem musiała się odbić w Polsce. Nazwisko zmarłego bowiem związało się w sposób nierozerwalny z odbudową naszej niepodległości. Wilson był tym, który w chwili największego natężenia wojny, w chwili kiedy losy wojny się ważyły, kiedy sprawą polską szermowano na gruncie międzynarodowym ze stanowiska taktycznego, proklamował, jako prezydent Stanów Zjednoczonych, w swym orędziu do Senatu z dn. 22 stycznia 1917 r. w sposób zdecydowany konieczność odbudowania Polski. W rok później, 8 stycznia 1918 r., formułując w swych czternastu punktach zasady, na których ma być zbudowany pokój, punkt 13 poświęcił sprawie polskiej, stwierdzając konieczność odbudowania państwa polskiego i zapewnienia mu dostępu do morza. Postanowienia traktatów powołujących Polskę do życia państwowego są rozwinięciem 13 punktu Wilsona. Fakt ten pozostanie na wieki zapisany w sercach Polaków, a imię Wilsona będzie wymawiane z czcią przez pokolenia. Sejm jako reprezentacja narodowa w dniu dzisiejszym składa u trumny zmarłego wyrazy głębokiego żalu i wdzięcznego wspomnienia. W imieniu Sejmu przesłałem Pani Wilson wyrazy współczucia. Na znak żałoby zarządzam 10-minutową przerwę.
Warszawa, 5 lutego
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Poufna konferencja u mnie w sprawach wojskowych z udziałem Sikorskiego i przedstawicieli klubów polskich. Referat Sikorskiego doskonały, ale informacje jego w niektórych szczegółach przerażające. W porównaniu z Rosją jesteśmy prawie bezbronni, jeśli chodzi o uzbrojenie, materiał wojenny itp. dysproporcja między ilością posiadanej artylerii, karabinów maszynowych i zwykłych, amunicji… ogromna. Niemcy, wedle źródeł francuskich, tylko pozornie są rozbrojeni. Charakterystyczne np., iż lokomotyw posiadają Niemcy obecnie około 10 tysięcy więcej niż Francuzi, to samo wagonów towarowych najnowszej konstrukcji (z najnowszymi hamulcami). Gospodarka w naszym wojsku przedstawia się fatalnie. Wedle wykazów każdy żołnierz „otrzymał” w r. 1923 dwie i pół pary butów, a faktem notorycznie znanym jest, że żołnierze w największy mróz chodzili boso. Tak samo przedstawia się gospodarka mundurowa! Wskutek zwolnienia dużej liczby podoficerów zawodowych (dla oszczędności) szkolenie rekruta postępuje niezmiernie pomału, wiele oddziałów dotąd nie strzelało.
Strach pomyśleć o wojnie w tych warunkach!
Warszawa, 5 kwietnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Uroczystość z powodu otwarcia Banku Polskiego. Msza celebrowana w katedrze przez kardynała Kakowskiego; po mszy kardynał składał jeszcze w szatach pontyfikalnych gratulacje p. Grabskiemu: „Zdołał pan jako wykonawca sejmu spełnić jego wolę i ukoronować zaczęte przez niego dzieło”. Forma gratulacji, tj. wzmianka o sejmie, dość wyraźnie nie podobała się p. Grabskiemu.
W banku odsłonięcie tablicy na cześć ofiarodawców na rzecz skarbu narodowego. Przemówienie pp. Grabskiego, Karpińskiego, Mieszkowskiego i jednego z urzędników. Charakterystyczne, iż żaden słowem nie wspomniał o sejmie. W Polsce dość łatwo się zapomina! Sejm położył podwaliny pod sanację, uchwalając podatki, w których nieraz dalej szedł niż rząd, z sejmu wyszła inicjatywa zrównoważenia budżetu, którą p. Grabski rozkładał sobie jeszcze z wiosną ubiegłego roku na kilka lat, i z sejmu wyszła inicjatywa dania pełnomocnictw w tych dwu ostatnich sprawach, ściśle mówiąc, ode mnie. P. Grabski ma niezaprzeczoną i dużą zasługę – ale nie wyłączną – iż powiązał ogniwa stworzone przez innych.
Warszawa, 28 kwietnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Uroczystości majowe – nabożeństwo w katedrze, defilada wojska (mniej efektowna niż w ubiegłym roku, choć żołnierz mający za sobą ledwie kilka miesięcy szkolenia prezentuje się na ogół dobrze! ), w pochodzie wzięły udział stronnictwa NPR [Narodowa Partia Robotnicza], ChD [Chrześcijańska Demokracja] i Związku Ludowo-Narodowego – dość opacznie wyglądała defilada przed prezydentem itp. ciałem dyplomatycznym; tablice z napisami: „żądamy chleba”, „żądamy pracy”, ubezpieczenia od bezrobocia itp.
Warszawa, 3 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Panowie Posłowie, Sejm dokonał dziś wielkiej rzeczy – uchwalił pierwszy budżet Rzeczypospolitej. Po pięciu latach weszliśmy na drogę praworządności w dziedzinie gospodarki państwowej, na drogę gospodarowania z ołówkiem w ręku, bez czego nie ma mowy o sanacji skarbu i finansów. Nie umniejsza znaczenia faktu to, iż budżet uchwalony ma obowiązywać tylko na rok 1924, znaczenie dzisiejszej uchwały polega na przełamaniu dotychczasowego stanu, z którym wszyscy prawie po trosze zaczęli się godzić. Jeśli jeszcze przed rokiem można było spotkać się z głosami sceptycyzmu, czy budżet będzie mógł być w tym roku uchwalony – ba, nawet czy uchwalenie budżetu jest rzeczą tak konieczną, to dziś sama myśl, iż moglibyśmy wrócić do bezplanowej, bezbudżetowej gospodarki, wydaje się czymś opacznym, powiem nawet – zdrożnym. Obowiązek nakazuje mi podnieść w tym miejscu, iż wielka w tym zasługa komisji budżetowej i jej przewodniczącego.
Uchwalenie budżetu jest zaokrągleniem wielkiej pracy, której Sejm dokonał w ciągu niespełna dwóch lat. […]
Zapewne nie wszystko, cośmy w tym kierunku działali, jest bez zarzutu, już choćby tylko ze względu na tempo pracy; niejedna z ustaw będzie musiała być zrewidowana i poprawiona; budżet przyszłoroczny będzie musiał być i wcześniej, i dokładniej rozpatrzony – niewątpliwie jednak droga, na którą Sejm wszedł i po której kroczył, jest dobra i jedynie właściwa, o ile chodzi o sanację skarbu i finansów. Sejm spełnił swój obowiązek.
Warszawa, 11 lipca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wystawa księgarska, na której spotkałem się z prezydentem Wojciechowskim. Wystawa robi przygnębiające wrażenie. Produkcja książki polskiej zamiera. Dziczejemy po prostu. Pornograficzno-kryminalne wydawnictwa wynoszą około 20% ogólnej produkcji. Wolff opowiadał mi, że w ich filii w Poznaniu w ostatnim miesiącu na 100 książek sprzedanych wypadało 70 w językach obcych!
Warszawa, 22 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Spała, k. Tomaszowa Mazowieckiego. Pobyt przedstawicieli władz w letniej rezydencji prezydenta II RP
Trzy dni spędziłem w Spale z kilku posłami i członkami rządu. Polowanie niesłychanie marne! Nie strzelałem ani razu, bo nie było do czego. Prezydent [Stanisław] Wojciechowski bardzo gościnny i uprzejmy. Spraw politycznych nie poruszano. Byliśmy pozbawieni wiadomości, nawet depesz prasowych. Bardzo to miłe i sielankowe, gdyby się wiedziało, iż jest jakiś inny czynnik stały, stale myślący o państwie, informowany o jego sprawach i decydujący, jeśli tego potrzeba.
Spała, k. Tomaszowa Mazowieckiego, 3 lutego
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Złożenie zwłok nieznanego żołnierza.
[Józef] Piłsudski nie wziął udziału, uważając za profanację zwłok żołnierza to, iż uroczystość celebrował [Władysław] Sikorski. Jak mi mówił [Bogusław] Miedziński, był projekt, by na znak protestu wszyscy piłsudczycy zgłosili dymisję z wojska – on sparaliżował akcję, mimo iż Piłsudski przychylał się do niej.
Uroczystość nie zorganizowana. W ostatniej chwili kończono roboty.
Warszawa, 2 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Śmierć Stefana Żeromskiego. Poznanie się na Helu; rozmowy o bolszewizmie i konieczności idei wielkiej (echa w „Przedwiośniu”). Prostota, niedostatek – mieszkanie na ul. Wspólnej w zapadłej oficynie, później na Zamku.
Ciężko odczuł to, że ominęła go nagroda Nobla (dostał Reymont); nagroda państwowa i przyjęcie u Żeromskiego (Zenon Przesmycki i Lorentowicz). Przykrości z powodu „Przedwiośnia”, tragiczne nieporozumienie. Choroba długa w Konstancinie, obawa śmierci, ciągła obecność lekarza; cieszył się zapewnieniami, że wygląda lepiej… W gorączce rozmawiał ze mną. Rekonwalescencja. Odstawiłem go autem do Warszawy.
Warszawa, 20 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Krwawe zajścia. Wiadome było, iż komuniści gotują się do wystąpienia. PPS podjęła się wobec rządu zlikwidowania na własną rękę tych wystąpień. Pochód PPS odbywał się według wszelkich reguł strategii. Oddziały bojowe uzbrojone, częściowo umieszczone na autach ciężarowych. Doszło dwukrotnie do starcia – na Krakowskim Przedmieściu i koło kościoła Aleksandra. Strzały – w wyniku: 5 osób zabitych, 11 ciężej i lżej rannych. Policja pilnowała „reguł boju”, nie zachowując zresztą obiektywizmu: w momentach niebezpiecznych wkraczała, oddzielając PPS od napierających komunistów. Podobno wśród bojówki PPS byli i członkowie tajnej policji, a jeden z nich zginął.
Warszawa, 1 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Gabinet podaje się do dymisji. Zaraz zaproszono mnie do Belwederu. Długa rozmowa z Wojciechowskim. Wykładam mu sprawę „gabinetu ludzi i programu”. Radzę, by nie urządzał korowodu posłów do Belwederu. Niech zaprosi Trąmpczyńskiego, ewentualnie jednego przedstawiciela prawicy i jednego lewicy. Niech upatrzy kandydata i powierzy mu misję. Wymieniają kandydatów: Witosa, Chacińskiego, Dębskiego i Skrzyńskiego. Ostrzegam przed Witosem, który będzie czerwoną płachtą. Jakiś gabinet gładki i przejściowy z parlamentarzystą lub nieparlamentarzystą, a w międzyczasie niech weźmie w rękę sprawę „gabinetu ludzi” – grunt przygotowałem, tylko kończyć!
Wieczorem znowu wezwany do Belwederu. Wojciechowski pod wrażeniem oświadczenia Głąbińskiego, iż „cztery kluby od Związku Ludowo-Narodowego po NPR są za rządem parlamentarnym i wskazują na Witosa jako premiera…”. „Muszę się liczyć, nie chcę iść przeciw woli Sejmu, chcę być lojalny”. Widzę, że biernie wchodzi na zwykłą drogę. „Z Piłsudskim nie będę rozmawiać, bo traktuje mnie w sposób nieprzyzwoity…”
Warszawa, 5 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wywiad [Wincentego] Witosa w „Nowym Kurierze Polskim” z 9 maja. Sensacyjny! [...]
Witos: „Niechże wreszcie marszałek Piłsudski wyjdzie z ukrycia, niech stworzy rząd, niech weźmie do współpracy wszystkie czynniki twórcze, którym dobro państwa leży na sercu. Jeśli tego nie zrobi, będzie się miało wrażenie, że nie zależy mu naprawdę na uporządkowaniu stosunków w państwie. [...] Gdybym ja miał pewne obiektywne dane, jak on, o których w tej chwili nie chcę mówić, to stworzyłbym rząd, gdyby mi odpadła połowa nawet ministrów...”
Ustępy wywiadu skreślone w ostatniej chwili przez [dziennikarza Konrada] Wrzosa, częściowo zatuszowane („pewne obiektywne dane..., o których w tej chwili nie chcę mówić...”), mówiły bez ogródek: „Mówią, że Piłsudski ma za sobą wojsko, jeśli tak, to niech bierze władzę siłą...; ja bym nie wahał się tego zrobić”. [...]
Zrobiłem Witosowi dużą scenę za wywiad: „Zrywa pan z przeszłością i parlamentaryzmem, daje pan przykład, z którego inni skorzystają!”. [...]
Dlaczego Witos dał ten wywiad? Zapewne sam nie umiałby tego rozumnie wytłumaczyć. Lubił, jak aktor, żeby o nim pisano, mówiono; rzucał więc nieraz, a i w tym wypadku, coś niezwykłego, coś, co zwróciłoby uwagę na niego. Była też, sądzę, chęć „pokazania” Piłsudskiemu: „mocny jesteś w słowie, w gestach, ale na czyn cię nie stać...”.
Wiem, że wynurzenia Witosa pojęto w obozie Piłsudskiego jako urąganie; na lewicy zaś jako jeszcze jeden dowód, że Witos jest zdecydowanym reakcyjnym faszystą i czeka tylko na moment, by zakuć Polskę w kajdany reakcji...
Warszawa, 9 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Utworzenie i nominacja gabinetu. Gabinet kadłubowy, bo teki: zagraniczna, robót publicznych i pracy obsadzone kierownikami. […]
Przygotowałem odręcznie Witosowi wieczorem oświadczenie dla prasy:
„…Rząd, który utworzyłem, podyktowała konieczność, a nie pragnienie władzy, która w Polsce w obecnych warunkach nie jest wcale przyjemna ani pociągająca, a która u nas bardzo często wypada z rąk na ulicę niemal. Tego dowodzi i ostatnie przesilenie.
Usiłuje się przedstawić gabinet mój jako rząd prowokacji i walki. Nic bardziej fałszywego być nie może.
Rząd został utworzony dla całego państwa, a nie dla partii politycznych. Mam szczery zamiar prowadzić akcję w kierunku rozszerzenia podstaw rządu i wciągnięcia do współpracy tych wszystkich, którzy będą zdolni przezwyciężyć małostkowość i stanąć we wspólnym szeregu dla dobra państwa”.
Był to szkic – dla pośpiechu dał Witos tak, jak było. Ugodowy i pacyfistyczny ton nie bardzo się godził z oświadczeniami Witosa z ostatnich czasów […].
Warszawa, 10 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Po przybyciu wieczorem do Komendy Miasta zaprosiłem do siebie pana marszałka [Macieja] Rataja i stwierdziłem od razu, że mam już przewagę sił, które wzrastać będą niemal z każdą godziną, lecz że i teraz uniknąć chcę większych wstrząśnień, na co jest jeszcze czas — i dlatego proponuję mu, że jeśli uważa to za potrzebne, by rozpoczął mediacje między mną a Belwederem. Dodałem, iż spieszyć z tym trzeba, gdyż z natury rzeczy już dnia następnego, jeśli mediacje nie będą zakończone w przeciągu nocy, będę musiał iść dalej siłą ze wszystkimi jej konsekwencjami. Pan marszałek Rataj zgodził się ze mną i podjął tę próbę.
Warszawa, 12 maja
Józef Piłsudski, Pisma wybrane, Warszawa 1934, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Marszałek Rataj przybył do Wilanowa już bardzo późną nocą. W rozmowie z nami oświadczył, że nie nalega na naszą decyzję, jednak widzi beznadziejność dalszej walki, która, w warunkach wytworzonych, poza rozlewem krwi nic przynieść nie może. Jeśliby prezydent i rząd zdecydowali się na ustąpienie, to on mógłby się podjąć pośrednictwa między rządem i Piłsudskim, mimo że dla niego będzie to sprawa bardzo ciężka i przykra. Po złożeniu tego oświadczenia wyszedł, zostawiając nas w pokoju samych. Po jego wyjściu rozpoczęła się bardzo ożywiona i szeroka narada. Na życzenie prezydenta Wojciechowskiego zaprosiłem do niej także płk. Andersa.
Narada obfitowała w bardzo ciężkie, a nawet tragiczne momenty. Prezydent Wojciechowski zdecydował się bez namysłu na swoje ustąpienie i doradzał rządowi, ażeby zrobił to samo. Najmocniej ze wszystkich ministrów opierał się [Jerzy] Zdziechowski, uważając ustąpienie przed buntem za niedopuszczalne i kompromitujące. Dość niezdecydowanie popierał go dr [Władysław] Kiernik. Minister spraw wojskowych Malczewski, powiedziawszy kilka zdań, padł z głośnym płaczem na podłogę. Płk Anders siedział, zdawało się, zupełnie nieruchomo z oczami utkwionymi w ziemię. Obserwowałem go długo i uważnie. Widać było u niego tłumiony gniew, gryzący żal, a niezawodnie i palący wstyd. W pewnej chwili porwał się prawie gwałtownie, protestując przeciwko kapitulacji przed buntem i zbrodnią. Wystąpienie jego wywołało wstrząsające wrażenie. Uspokoił go dopiero prezydent Wojciechowski długą przyjacielską prośbą i ojcowskimi perswazjami.
Warszawa, 14 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Do P. Marszałka Józefa Piłsudskiego!
Przed chwilą oddziały wojska słuchającego rozkazów Pana Marszałka weszły pod dowództwem majora do budynku sejmowego, na terytorium którego nietykalności jestem obowiązany bronić.
Nie mogąc przeciwstawić się fizycznie sile zbrojnej, muszę się ograniczyć do wyrażenia jak najostrzejszego protestu. Nie wątpię, iż Pan Marszałek wyda rozkaz respektowania gmachu sejmowego.
Warszawa, 14 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Znana jest sytuacja, którą zastałem obejmując zastępczo funkcję prezydenta RP. Uważam za swój obowiązek skierowanie, o ile możności, jak najprędzej sytuacji na normalne prawne tory. Musiałem przy tym z konieczności liczyć się z odziedziczoną sytuacją.
Mam głębokie przekonanie, że wszystkie czynniki dołożą starań, by pacyfikacja stosunków nastąpiła jak najprędzej! Zgromadzenie Narodowe zwołam jak najszybciej!
Panów, jako tych, którzy mają wpływ na opinię publiczną, proszę, by działali w tym kierunku.
Warszawa, 15 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Panie Premierze! Z oświadczeń P. Premiera złożonych tak wobec mnie, jak i za pośrednictwem prasy wynika, iż rząd kierując się interesem państwa przeciwstawia się w sposób zdecydowany projektom zmierzającym do rozwiązania się Sejmu w najbliższym czasie. Wychodząc z założenia, iż obowiązkiem marszałka Sejmu jest dopomagać lojalnie każdorazowemu rządowi na terenie parlamentarnym w jego zamierzeniach, muszę równocześnie podnieść, iż marszałek – ktokolwiek nim będzie – może napotkać w tym specjalnym wypadku na ogromne trudności, jeśli nie będzie miał pewnych gwarancji, iż rząd i jego organa wykonawcze powściągną ataki na Sejm, które niewątpliwie przekroczyły granice najostrzejszej krytyki pod adresem osób i stronnictw i przerodziły się w brutalne napaści na Sejm jako całość – będący wszak instytucją państwową.
Nie wątpię, że Pan Premier zechce zrozumieć trudne naprawdę położenie tych panów, którzy z jednej strony pragnęliby podeprzeć stanowisko rządu w tej sprawie, uznając w pełni jego motywy, z drugiej mogą i mają poważne skrupuły, czy należy przedłużać żywot tego Sejmu, który zohydza się publicznie i bezkarnie.
Daleki jestem oczywiście od sugerowania rządowi, by powściągnął krytykę Sejmu ze strony opinii publicznej, krytykę choćby najostrzejszą – powiem: choćby niesprawiedliwą.
Akcentuję, iż mam na myśli ataki mające niewątpliwie charakter obraźliwych napaści na instytucję państwową.
Warszawa, 19 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Zgłaszam z dniem dzisiejszym rezygnację z urzędu marszałka Sejmu. Proszę o uwiadomienie Sejmu o mojej decyzji i sprawowanie czynności marszałka do chwili wyboru mojego następcy.
Z decyzją ustąpienia nosiłem się już od dłuższego czasu ze względu na zły stan mojego zdrowia. Jeśli jeszcze miałem pewne wątpliwości, czy wolno mi w obecnej sytuacji wywoływać przesilenie na stanowisku marszałka, nawet ze względu na zły stan zdrowia, to uznałem się za rozgrzeszonego z nich z tą chwilą, kiedy w kilku dziennikach, będących oficjalnymi organami stronnictw zasiadających w Sejmie, pojawiły się nad wyraz brutalne a nieuzasadnione napaści na mnie, godzące częściowo w moje dobre imię.
Przestrzegając zasady, iż jestem marszałkiem całego Sejmu, nie mam nawet swobody bronienia się. Chcę tę swobodę uzyskać. Chcę też dać możność Sejmowi wybrania na urząd marszałka kogoś, kto nie mając „obciążeń”, mógłby w obecnej trudnej sytuacji bronić praw parlamentu z większym autorytetem i lepszym może skutkiem.
Warszawa, 21 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wybór marszałka: prawica rozsierdzona, że ją przyciskam do muru, postanowiła wystawić swoją kandydaturę. Toż samo, z innego względu, Stronnictwo Chłopskie. Głosowań było aż trzy! […]
W trzecim wreszcie głosowaniu (wedle regulaminu inni odpadli) oddano głosów 335, nieważnych 31; Rataj – 176, Głąbiński – 128 (absolutna większość 153), wybrany Rataj.
[…]
W pierwszej chwili zareagowałem na wybór – nie! Za mała większość. Przypuszczono do mnie atak w mieszkaniu. Bartel przyszedł imieniem rządu z naleganiem. Przyjaciele sejmowi tłumaczyli mi, że nieprzyjęcie będzie śmiesznym robieniem fochów z powodu ataku gazeciarskiego. Przedstawiono mi, że sejm znajdzie się w położeniu fatalnym, nie będzie mógł wybrać marszałka, który by jaką taką część izby reprezentował.
Niestety, uległem.
Warszawa, 25 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Pragnę zaznaczyć, iż zatrzymując nadal urząd marszałka, będę uważał się za locum tenens [zajmujący miejsce] aż do chwili, kiedy stanie się to, co uważam za niesłychanie pożądane w interesie parlamentarnym i pośrednio w interesie państwa – aby miejsce to zajął ktoś, kto będzie wyrazicielem całej Izby. Uważam, że rzecz ta jest bardziej dziś konieczna niż kiedykolwiek indziej, w okresie kiedy Panowie przestaną funkcjonować jako posłowie, czy to wskutek zamknięcia sesji, czy wskutek rozwiązania się Sejmu.
Warszawa, 25 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Ledwie zdołałem się trochę zdrzemnąć – telefon! Któryś z dziennikarzy komunikuje mi, że na posła [Jerzego] Zdziechowskiego dokonano w jego mieszkaniu przy ul. Smolnej napadu i ciężko go pobito, poraniono… Napastnicy, w liczbie około dziesięciu, ubrani byli w mundury oficerskie; między innymi dwaj czy trzej byli w mundurach oficerów żandarmerii. […]
Że napad miał charakter i podłoże polityczne, dowodzi to, iż oficerowie bijąc, mówili: „to za budżet wojskowy, to za oszczędności, żebyś się nie mieszał do budżetu wojskowego…”.
[…]
Jadąc z Zamku do domu, wstąpiłem do p. Zdziechowskiego. Leżał w łóżku z gorączką. Pokazywał mi poszarpaną i pokrwawioną koszulę i sińce, którymi był pokryty. Kształt ich wskazywał, że pochodziły od kopnięć. Widocznie pastwiono się nad nim, gdy leżał zemdlony. Mnóstwo osób składało mu kondolencje osobiście lub przez nadesłanie biletu, między innymi szereg członków ciała dyplomatycznego. Odruch oburzenia w opinii publicznej był tak silny, iż nawet Bartel uważał za konieczne przesłać bilet, a gen. Składkowski, ówczesny komisarz rządu na Warszawę, robił w pierwszej chwili, szczerze czy nieszczerze, wszystkie gesty w kierunku wykrycia sprawców napadu.
Warszawa, 1 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Dziś w nocy dokonano na posła J. Zdziechowskiego w jego mieszkaniu zorganizowanego i – nie mogę znaleźć innego wyrazu – ohydnego napadu.
Gromada napastników sterroryzowawszy służbę, poraniła do krwi bezbronnego człowieka, a zemdlonego skopała w sposób nieludzki.
Napastnicy ubrani byli w mundury oficerskie i występowali rzekomo „w obronie budżetu i wojska”.
Nie chciałbym dopuszczać myśli, iż nocnego napadu i nieludzkiego skatowania bezbronnego człowieka dokonali istotnie oficerowie. Odetchnę z ulgą, jeżeli śledztwo wykaże, iż napastnicy, choć ubrani w mundury oficerskie, oficerami nie byli.
Nie wątpię jednak ani przez chwilę, iż władze nie cofną się przed ostatecznymi konsekwencjami także wtedy, gdyby się okazało, iż napastnicy byli istotnie wojskowi i że motywem była rzekoma „obrona budżetu i armii”.
Konsekwencje te musiałyby być tym ostrzejsze i tym bardziej stanowcze, że w grę wchodziłaby już nie tylko osoba p. Zdziechowskiego. Sejm jako całość nie mógłby spełniać swego obowiązku, gdyby jego członkom nie zapewniano osobistego bezpieczeństwa w związku z wykonywaniem przez nich mandatu w ramach prawa.
Warszawa, 1 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
„Monitor” z 2 października przyniósł listę gabinetu, która wywołała prawdziwą sensację. Premierem i ministrem spraw wojskowych został zamianowany marszałek Piłsudski […].
W obozie majowym, w kołach piłsudczykowskich gabinet wywołał zrozumiałą konsternację, zawstydzenie i cichą nieraz rozpacz, zwątpienie. Pomyśleć bowiem: nie upłynęło jeszcze pół roku od krwawych walk toczonych pod hasłem „precz z reakcją polityczną i społeczną” i oto ten, który walki te rozpętał, ten, który przez długie lata był symbolem „lewicowości” wszelakiej, doszedłszy do władzy bierze sobie bez nacisku parlamentu czy stronnictw z własnej i nieprzymuszonej woli za współpracownika przedstawiciela „najczarniejszej reakcji” politycznej i społecznej, prononsowanego monarchistę – p. [Aleksandra] Meysztowicza i mniej wprawdzie prononsowanego, ale prawicowego obszarnika p. [Karola] Niezabitowskiego.
Lata całe „niepodległościowy” obóz Piłsudskiego i sam Piłsudski odmawiali wszystkim innym prawa do Polski, twierdząc, że ci „inni”o Polskę nie walczyli, Polski nie chcieli - „nie chciał jej Dmowski, nie chciał Paderewski, nie chciał Witos i Grabski...”. A oto teraz ten, który był przywódcą i sztandarem obozu niepodległościowego, powołuje do współpracy i współrządów najtypowszego przedstawiciela ugody wobec caratu, „kataryniarza” Meysztowicza, który nawet w oczach ugodowców – przeholował w uległości.
[…]
A „Komendant” wiedział, co robi, i to, co robił, było bardzo głęboko pomyślane. Obecność w ganinecie skrajnych konserwatystów i socjalistów mówiła na zewnątrz, na zagranicę, iż Piłsudski jest tym człowiekiem, który utrzymuje równowagę społeczną w Polsce […].
Warszawa, 2 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Święto uzyskania niepodległości. 11 listopada 1918 r. rozbrojono Niemców w Warszawie. […]
Nabożeństwo w katedrze, na którym Piłsudski nie był. Potem rewia na placu Saskim. Piłsudski pojawił się o całe pół godziny później, niż było zapowiedziane. Ciało dyplomatyczne klęło na czym świat stoi, bo mokro, zimno...
Narzekano na nieprzyzwoitość. Piłsudski obwieszony wszystkimi możliwymi orderami, siedząc niezgrabnie na kasztance „historycznej”, odbył przegląd. Uroczystość sztywna, galówka – żadnych okrzyków, żadnego zapału. Zerwał się już kontakt między Piłsudskim a ulicą; Piłsudski stał się „rządem”, przestał być bohaterem, legendą...
Wieczorem galowe przedstawienie w teatrze. Dla Piłsudskiego zaanektowano lożę na I piętrze, naprzeciw prezydenta RP, którą dotychczas oddawano na uroczystości marszałkom sejmu i senatu (lożę prezesa Rady Ministrów zajęli Bartlowie, mnie przydzielono lożę obok prezydenta RP). Piłsudski przyszedł po prezydencie, o ile pamiętam – po pierwszym akcie. Przygotowana owacja wypadła dziwnie blado i niemrawo.
Po teatrze raut na Zamku.
Warszawa, 11 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
w nocy przewrót na Litwie dokonany przez wojsko. Gabinet [Mykolasa] Szlezewicziusa usunięty, podobnie jak prezydent republiki [Kazys] Grinius. Prezydenturę przyjął [Antanas] Smetona, gabinet objął Waldemaras. Hasłem przewrotu było usunięcie rządu, który, lewicowo zabarwiony, „zbyt pobłaźliwie odnosił się do bolszewików i komunizmu”.
Dodać trzeba, iż gabinet Szlezewicziusa był ugodowo nastrojony w stosunku do Polski. Akcja poufna prowadzona przez nasz II Oddział na terenie Litwy miała na celu wywołanie fermentu, w którym ugodowe tendencje rządu, zaabsorbowanego troskami wewnętrznymi, wzmocniłyby się. Niespodzianie akcja ta przyczyniła się do zamachu stanu o kierunku wręcz przeciwnym.
Warszawa, 17 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Prawdziwa sensacja! Że Piłsudski poszedł na wskrzeszenie Ministerstwa Poczt to zrozumiałe. Narzekał zawsze z punktu widzenia wojskowego na brak dostatecznie rozgałęzionej komunikacji telegraficznej i telefonicznej na kresach wschodnich. Ale że na czele postawił [Bogusława] Miedzińskiego, idealnego laika w tych rzeczach, to było sensacją. Tłumaczono, iż Miedziński, sprytny i ruchliwy, prowadził w Związku Legionistów i w obozie piłsudczykowskim swoją politykę (przy pomocy „Głosu Prawdy”) i mógł się stać uciążliwy; […] Wolał więc Piłsudski ulokować go w gabinecie, dać mu zajęcie i mieć na oku. Zapewne chodziło też o to, by ktoś zręczny wziął na smycz rządową ogromną rzeszę pocztowców, którzy przy każdym strajku, przy każdym żądaniu podwyżki szli w awangardzie.
Warszawa, 20 stycznia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Uroczyste wręczenie biretu kardynalskiego przez prezydenta Mościckiego monsignore [Lorenzo] Lauriemu, nuncjuszowi apostolskiemu. Bardzo skomplikowany i drobiazgowo opracowany ceremoniał, którego kulminacyjnym punktem było nałożenie biretu przez p. Mościckiego monsignore Lauriemu – równocześnie szef protokołu dyplomatycznego narzucił płaszcz purpurowy na ramiona kardynała. Biret i purpura przywiezione z Rzymu przez specjalnego „ablegata”, który wystąpił w paradnym mundurze oficera gwardii papieskiej.
Panie obecne na uroczystości w specjalnych, etykietą przepisanych toaletach. Fotel Piłsudskiego obok fotela prezydenta, na podwyższeniu.
Lauri odnosił się z wielką niechęcią do Piłsudskiego i całego reżimu pomajowego i w tym też duchu posyłał raporty do Watykanu. Mówiono, że został odwołany na skutek zabiegów Piłsudskiego i dzięki stosunkom, jakie miał z papieżem z lat dawnych. Dla upozorowania odwołania nadano monsignore Lauriemu purpurę kardynalską. Kardynał Lauri czuł się w Polsce źle – zimno mu było!
Warszawa, 25 stycznia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Piłsudski w Nieświeżu. Podróż ta była niespodzianką dla najbliższego nawet jego otoczenia, choć widocznie od dłuższego czasu była przygotowywana, sądząc po tym, że ściągnięto do Nieświeża z różnych stron Polski przedstawicieli arystokracji spokrewnionych z Radziwiłłami. Pretekst – dekoracja grobu rtm. Radziwiłła, adiutanta Piłsudskiego z 1919 r., który poległ w 1920 r. w czasie ofensywy na Kijów. Przyjęcie na zamku nieświeskim z honorami monarszymi. Na bankiecie toast Janusza Radziwiłła, pełen oddania, z wzmianką o córkach Piłsudskiego i odpowiedź Piłsudskiego sławiąca stary i zasłużony ród Radziwiłłów, pełna pochlebstw mowa Eustachego Sapiehy!
Zawrzało od komentarzy najdziwaczniejszych! Dekorowanie grobu adiutanta nie tłumaczyło dostatecznie wizyty, zwłaszcza iż Piłsudski nie zwykł się kierować sentymentami. Opowiadano sobie jako rzecz prawie że pewną, że jest to wstęp do monarchii, że Piłsudski, mając zamiar wziąć koronę, szuka oparcia wśród monarchistycznej arystokracji; niektórzy szli dalej jeszcze i domyślali się, że Piłsudski szuka wśród Radziwiłłów męża dla swej córki i następcy tronu.
Nieśwież, woj. nowogródzkie, 25 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Drodzy Bracia i Kochani Przyjaciele!
Przesyłając Wam z okazji Zielonych Świąt, z którymi tradycyjnie związane były w Polsce obchody święta ludowego, serdeczne pozdrowienia oraz słowa otuchy i nadziei, zdaję sobie doskonale sprawę z sytuacji wytworzonej w Polsce przez terror i wyzysk komunistyczny.
Przeżywamy wspólnie wielką tragedię narodową, gdyż po tylu walkach i ofiarach Polska pogrążona w niewoli dyktatury komunistycznej, znowu pozbawiona jest wolności i niepodległości. Przeżywamy wspólnie wielką tragedię polityczną ruchu ludowego, gdyż po przeszło 60-letniej walce o wolność, uświadomienie i równouprawnienie człowieka i poszanowanie jego godności, w walce o niepodlełość, demokrację i sprawiedliwość społeczną – przepełnione niewinymi ofiarami reżimu są więzienia i obozy pracy przymusowej w Polsce, fałszowana i gwałcona jest stale wola ogromnej większości narodu, deptana godność ludzka, niszczone siły fizyczne obywateli, zatruwana nienawiścią, kłamstwem i fałszami historycznymi dusza młodzieży polskiej.
Dawniej w czasie obchodów święta ludowego, zapoznając się z naukami i pracą naszych wielkich przywódców i wychowawców, z Wincentym Witosem i Maciejem Ratajem na czele, manifestując siłę i dojrzałość wsi polskiej – chłopów, kobiet i młodzieży wiejskiej – rozpalaliśmy w sercach mas ludowych, zgromadzonych pod lasem zielonych sztandarów, z wizerunkami Matki Boskiej na nich – miłość Boga, miłość Polski, miłość bliźniego, zaszczepiając w nich równocześnie zrozumienie do pracy i ofiarności na rzecz demokracji politycznej, społecznej i gospodarczej na rzecz równouprawnienia wszystkich obywateli Polski.
Praktyka dyktatury komunistycznej nie tylko pragnie przekreślić to wszystko, na czym wyrośliśmy, czegośmy się nauczyli, co ukochaliśmy i zatrzeć w pamięci te wspomnienia – ale pragnie również ukryta za fałszywą nazwą Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, przez swoich agentów komunistycznych i zaprzańców ruchu ludowego – sfałszować naukę i historię, pracę i dorobek ruchu ludowego i jego wielkich twórców i przywódców.
Ostatni rok wykazał jednak, że mimo wszystko nie uda się komunistom wydrzeć z serc milionów chłopów idei, które tkwiąc głęboko w sercach ludzkich, okazują się silniejsze od całej potęgi komunistycznego kolosa.
Londyn, 6 czerwca
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.