Spotkanie z [Ludwikiem] Cohnem odbyło się, jak zawsze, w kawiarni „Bristol”. [...] Spotkaniu nadałem klimat podniecenia, opowiadając, iż słyszałem w Wolnej Europie i od znajomych, że nadaje się z wielkim szumem wiadomości o manifeście jakiegoś tajnego porozumienia opozycji w kraju. [...] Cohn zadał mi pytanie – czy osoby, z którymi na ten temat mówiłem, określały manifest opozycyjny jako przejaw tajnej działalności środowisk krajowych. Odparłem, że istotnie, tak te wiadomości są odbierane. Cohn poważnie się tym speszył i powiedział, że to, co on i jego przyjaciele podpisywali, było wyrazem ich przekonań, biorą za to odpowiedzialność, co stwierdzili swoimi podpisami. Natomiast nie mogą przyjąć żadnej odpowiedzialności za jakieś anonimowe programy i deklaracje [...]. On rozmawiał ostatnio w tej sprawie z kilkoma autorami, którzy razem z nim podpisali znany memoriał i wszyscy są tego samego zdania. W ogłoszeniu niepodpisanego manifestu upatrują głupotę niektórych środowisk emigracyjnych i ich polityczną nieodpowiedzialność, gdyż narażają na represje ludzi żyjących w kraju. Istnieje druga możliwość, że jest to prowokacja pewnych środowisk czy ludzi na emigracji, którzy chcą pokazać, że działają i coś znaczą w kraju dla osiągnięcia pewnych korzyści politycznych i materialnych. Może też być inna prowokacja, której inspiratorami są komuniści. [...]
Odparłem, że podzielam jego punkt widzenia i rozumiem istniejące zagrożenie. Ponieważ jestem człowiekiem umiarkowanym i staram się patrzeć dalej swego nosa, uważam, że należy bezzwłocznie poinformować zaprzyjaźnione środowiska polityczne na Zachodzie o szkodliwości takiego działania i dążyć do wyjaśnienia, co się za tym kryje. [...]
W sumie napędziłem Cohnowi trochę strachu, ale wywołałem wrażenie, że kieruję się rozsądkiem i chcę obronić „memoriałowców” przed niebezpieczeństwem.
Warszawa, 7 czerwca
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.