Byłam, dwa razy na wystawie z 63-go [sic!], raz z Franią [Pachingerówną], a drugi z Ludwikiem [?]. Niewymownie wzrusza i rozrzewnia, a także mimo całej „biedy”, braku umundurowania, broni, napełnia jakąś dumą, może nawet jeszcze bardziej dlatego, bo jakżesz ci ludzie szli! co za bohaterstwo i wielkość duszy! szli raczej na śmierć lub niewolę niż na szczęście zwycięstwa […]. Obok ubrań podziurawionych kulami, albo zdjętych ze straconych…, najsilniejsze wrażenie robią obrazy Aleksandra Sochaczewskiego, Sybiraka, malujące męki katorgi. Ogromny odłam naszej martyrologii. Podziwem napełnia też ogrom pracy tego człowieka i niespożyta siła ducha i ciała. Wzruszały mię także prace [Ludomira] Benedyktowicza, tego malarza prawie bez rąk, które stracił w powstaniu…
Lwów, Galicja Wschodnia, 29 listopada
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.