Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i życzeniem powodowani, by ziemie polskie, przez waleczne ich wojska ciężkimi ofiarami panowaniu rosyjskiemu wydarte, do szczęśliwej wywieść przyszłości, Jego Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austrii i Apostolski Król Węgier oraz Jego cesarska Mość Cesarz Niemiecki ułożyli się, by z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem. Dokładniejsze oznaczenie granic zastrzega się. Nowe Królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami rękojmię, potrzebną do swobodnego sił swych rozwoju. We własnej armii nadal żyć będą pełne sławy tradycje wojsk polskich dawniejszych czasów i pamięć walecznych polskich towarzyszy broni we wielkiej obecnie wojnie. Jej organizacja, wykształcenie i kierownictwo uregulowane będą we wspólnym porozumieniu.
Sprzymierzeni monarchowie, biorąc należyty wzgląd na ogólne warunki polityczne Europy, jako też na dobro i bezpieczeństwo własnych krajów i ludów, żywią niepłonną nadzieję, że obecnie spełnią się życzenia państwowego i narodowego rozwoju Królestwa Polskiego.
Wielkie zaś, od zachodu z Królestwem Polskim sąsiadujące, mocarstwa z radością ujrzą u swych granic wschodnich wskrzeszenie i rozkwit wolnego, szczęśliwego i własnym narodowym życiem cieszącego się państwa.
Z najwyższego Rozkazu Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości, Cesarza Austrii i Apostolskiego Króla Węgier.
[Hans] Beseler
Warszawa, 5 listopada
[Karl] Kuk
Lublin, 5 listopada
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Powaga i niebezpieczeństwa tych ciężkich chwil wojennych i troska o wojska nasze, stojące w obliczu wroga, zmuszają nas, zarząd nowego państwa Waszego zachować tymczasowo jeszcze w naszych rękach.
Chętnie jednak chcemy dać Wam z własną pomocą Waszą już teraz stopniowo te urządzenia państwowe, które mają poręczyć trwałe ugruntowanie, ukształtowanie i bezpieczeństwo państwa Waszego.
Przede wszystkim zaś chcemy dać Wam Wojsko Polskie.
Jeszcze trwa walka z Rosją, dotąd nie zakończona; w walce tej pragniecie wziąć udział.
Stańcie więc przy nas jako ochotnicy i pomóżcie nam uwieńczyć zwycięstwo nasze nad Waszym prześladowcą.
Mężnie i z wielką chlubą bracia Wasi z Legionu Polskiego walczyli obok nas: wstępujcie w ich ślady w nowych oddziałach wojskowych, które złączone z dawniejszym Legionem utworzą w przyszłości Wojsko Polskie. Nada to silną podporę Waszemu nowemu państwu i zapewni mu bezpieczeństwo na zewnątrz i wewnątrz.
Pod narodowymi barwami i sztandarami Waszymi, które ukochaliście nade wszystko, macie osłaniać Ojczyznę Waszą. Znamy odwagę waszą i płomienną miłość Ojczyzny i wzywamy Was do boju przy naszym boku.
Mężowie Waszego kraju zdolni do broni zbiorą się za przykładem walecznych bojowników Legionu Polskiego i we wspólnej na razie pracy z armią niemiecką i ze sprzymierzoną z nią armią austriacko-węgierską stworzą podstawę armii polskiej, w której pełne chwały tradycje Waszych dziejów wojennych odżyją na nowo w wierności i męstwie Waszych żołnierzy. […]
Bliższe rozporządzenia dotyczące ochotniczego wstępu do Wojska Polskiego będą niebawem ogłoszone.
Warszawa, Lublin, 9 listopada
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Poszłam na Krakowskie, którędy miał ze stacji przechodzić 6 pułk, udając się na kwatery do Nałęczowa. Po ulicach snuje się mnóstwo ludzi. Na każdym kroku spotyka się znajomych. Ranek cichy i ciepły. O 8[.30] od kolei wracają delegacje. Wtenczas wszyscy, a szczególniej młodzież zaczynają pędzić z bocznic ku Krakowskiemu. Dzieci coś wołają. Balkon Piłsudskiego w hotelu Viktoria ubrany w sztandary i dywany. Wkrótce ukazało się na koniach kilku oficerów austryjackich z generałem Grzesickim na czele. Przyjęci jak zwykle bardzo zimno – oficjalna komenda legionów. Potym jadą na koniach Norwid z adjutantem i oficerowie 6 pułku. Na balkon Viktorii teraz wyszedł Piłsudski. Oficerowie salutują. Za nimi oddają honory wojskowe Piłsudskiemu wszystkie kompanie pułku – przechodzące mimo. Wznoszą się okrzyki. Treści ich nie mogę dosłyszeć. Są słabe, powtarzają je garstki. Na chłopców sypią się kwiaty. Widok żołnierzy tego pułku był wzruszający. Nie wyobrażałam sobie, że to wszystko jest aż tak młode. Po prostu trudno uwierzyć, że na tychto barkach chłopięcych spoczywały tak długo te niesłychane zadania wojenne, jakie spełniali. Twarz wąsatą rzadko się widzi w szregach. Chłopcy mieli wygląd zmęczony. Kontakt serdeczny między nimi i publicznością bardzo mały. Gdy potym wracali z nabożeństwa w byłej cerkwi rosyjskiej, myśmy z Zośką Poniatowską ratowały honor Lublina, bośmy krzyczały: "Niech żyje 6 pułk", a za nami powtórzyli dopiero inni nieliczni te jedyne w czasie ich powrotnej drogi okrzyki. Na drodze Liga Kobiet nosiła chłopcom papierosy, jabłka i słodycze.
Lublin, 28 listopada
Maria Dąbrowska, Dzienniki 1914-1965, t. 1: 1914-1925, red. Wanda Starska-Żakowska, Warszawa 2009.
Art. I. 1) Najwyższą władzę państwową w Królestwie Polskim, aż do jej objęcia przez króla lub regenta oddaje się Radzie Regencyjnej z zastrzeżeniem stanowiska mocarstw okupacyjnych według prawa międzynarodowego […]
2) Rada Regencyjna składa się z trzech członków, których w urzędowanie wprowadzą monarchowie mocarstw okupacyjnych.
3) Akty rządowe Rady Regencyjnej wymagają kontrasygnatury odpowiedzialnego Prezydenta Ministrów.
Art. II. 1) Władzę ustawodawczą w ramach tego patentu i według ustaw, które na jego podstawie będą wydane, wykonywa Rada Regencyjna przy współdziałaniu Rady Stanu Królestwa Polskiego.
2) We wszystkich sprawach, których zarząd nie jest jeszcze oddany polskiej władzy państwowej, wnioski ustawodawcze mogą być traktowane w Radzie Stanu tylko za zgodą mocarstw okupacyjnych. […]
3) Ustawy i rozporządzenia polskiej władzy państwowej, które mają być podstawą praw i obowiązków ludności,muszą być przed ich wydaniem podane do wiadomości generał-gubernatora tego ocarstwa okupacyjnego, w którego obszarze administracyjnym wejść mają w życie i mogą osiągnąć moc obowiązującą tylko wtedy, jeżeli tenże w ciągu dni 14 po przedłożeniu nie założy sprzeciwu.
Art. III. Rada Stanu utworzona będzie według postanowień specjalnej ustawy, którą wyda Rada Regencyjna za zgodą mocarstw okupacyjnych.
Warszawa-Lublin, 12 września
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Siły przeciwne nie dały się już powstrzymać. W Lublinie powstał w nocy z 6 na 7 listopada „Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej" pod przewodnictwem przywódcy socjalistów galicyjskich Ignacego Daszyńskiego. [...] Pierwszym czynem tego rządu było ogłoszenie: po pierwsze, złożenia z urzędu ustanowionej przez mocarstwa okupacyjne Rady Regencyjnej, a po wtóre — siebie jako najwyższej władzy dla całego Narodu Polskiego. Łączyła się z tym zapowiedź daleko idących reform społecznych oraz radykalnej reformy rolnej. W ten sposób i lewica niepodległościowa zgłaszała się jako kandydatka do objęcia całej władzy w państwie. Lubelski rząd rewolucyjny miał jednak poważnych przeciwników. Stronnictwa umiarkowane w Warszawie, zarówno Koło Międzypartyjne, jak aktywiści, odpowiedzieli wspólnym protestem przeciw narzucaniu rządów partyjnych lub lokalnych, zaznaczając konieczność utworzenia Rządu Narodowego z reprezentantów wszystkich kierunków z przewagą przedstawicieli stronnictw ludowych i robotniczych.
Lublin–Warszawa, 7 listopada
Bogdan Hutten-Czapski, 60 lat życia politycznego i towarzyskiego, t. II, Warszawa 1936.
Jego Magnificencja dotknął tej mojej słabostki, że pewne rzeczy kocham bardziej niż inne, z czego jednakże nie należy wyciągać wniosku, abym miał waszą wszechnicę otaczać mniejszą czcią i miłością niżeli inne. Albowiem rozumiem, że jako Naczelnik Państwa nie mogę być naczelnikiem ani żadnej grupy lub stronnictwa, ani też jakiegokolwiek miasta; jestem Naczelnikiem całego narodu i wszystkich jego warstw.
W dzieciństwie moim ciągle mi szeptano w uszy tzw. mądre przysłowia: „Nie dmuchaj pod wiatr!”, „Głową muru nie przebijesz!”, „Nie porywaj się z motyką na słońce!” Doszedłem później do tego, że silna wola, energia i zapał mogą te właśnie zasady załamać. I obecnie, kiedy stoimy wobec wielkich zadań dalszej budowy państwa polskiego, właśnie potrzeba nam ludzi, którzy potrafią tej starej mądrości tych przysłów się przeciwstawić...
Lublin, 11 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Ubawiłem się jak rzadko kiedy. Ponieważ ZMP [Związek Młodzieży Polskiej] szło osobno, u nas została sama reakcja i wygłupialiśmy się okropnie. Staliśmy naprzeciwko trybuny i nie biliśmy braw, ani też nikt nie wzniósł bojowego okrzyku. Natomiast po trzech godzinach stania gremialnie wołaliśmy: „My chcemy jeść, my chcemy do domu, my nie idziemy więcej na pochód, my mamy tego dość!”. […] Zaśpiewaliśmy marsza żałobnego, za co dostaliśmy od publiczności niezliczone brawa.
Lublin, 1 maja
„Biuletyn Informacyjny”, 14 maja 1949, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Proszę Cię, byś przyjechała do nas przed 22 lipca. Nie wyobrażasz sobie, jaka tu się szykuje uroczystość [10. rocznica PRL]. Tow. [Bolesław] Bierut ma przyjechać i będzie urzędował przez dwa tygodnie. A miasto jak przebudowane i rozbudowane, że wcale nie poznasz. Teraz to naprawdę podobne na wielkomiejskie. Mają być delegacje ze wszystkich państw. Jaki teraz ruch, to sobie nie wyobrażasz. Przyjedź, a nie pożałujesz. Nadawali przez radio, że będzie dużo rzeczy nowych i zagranicznych po zniżonych cenach.
Lublin, ok. 14 lipca
„Biuletyn Informacyjny”, 14 lipca 1954, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Z rana wyjazd do Lublina na inaugurację KUL-u. W kościele nieudane, nudne i znów obsesyjne (dzieci) kazanie ks. Prymasa. W auli świetne przemówienie księdza rektora, który określił rolę i zadanie KUL-u w polityce kulturalnej Polski Ludowej.
Pod koniec uroczystości przemawiał ks. Prymas, tym razem doskonale, który między innymi powiedział, że istnienie KUL-u jest dowodem bogactwa kulturalnego kraju i dowodem wolności.
Lublin, 13 listopada
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Lublin zrobił na mnie arcyprzykre wrażenie. Dworzec iście azjatycki, stare miasto się wali, zaopatrzenie fatalne. Że też naprawdę „oni” nie mogą znaleźć forsy na rzeczy najważniejsze, a jednocześnie w tymże Lublinie wybudowano na wyrost pokazową autostradę – może, jak mówią „złośliwi”, dla przemarszu wojsk?! (Jakich?) A na lubelskiej Starówce są cudowne stylowe piwnice, gdzie mogłyby się mieścić studenckie winiarnie, byli nawet amatorzy na ich dzierżawę, cóż, kiedy władze nie zezwoliły – jakżeby to prywatni ludzie mieli się „bogacić”? Idea działa.
Lublin, 1 czerwca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
W Lublinie kręcono radziecki film wojenny. Było ogłoszenie w gazecie, że potrzebują statystów i płacą po 100 złotych za dniówkę. [...]
23 sierpnia była wolna, odpracowana sobota, więc założyłem starą, pomiętą, popelinową koszulę i [...] poszedłem na plan. [...] Tego dnia statyści mieli witać oklaskami żołnierzy radzieckich wkraczających do Lublina. [...] Zatrzymano nas w wylocie ulicy Pstrowskiego [...]. Po drugiej stronie stała wysoka trybuna, na której ustawione były kamery i kręciło się mnóstwo przebierańców. Wyróżniał się facet potężnej postury, reżyser filmu Jurij Ozierow. [...] Był upalny, słoneczny dzień. Po chwili ukazały się szeregi radzieckiego wojska, czyli polscy żołnierze przebrani w mundury Armii Czerwonej. Za piechotą jechały czołgi. Przejazd czołgów powtarzaliśmy kilkakrotnie. Raz z winy starszej, tęgiej statystki, która wybiegła z szeregu z bukietem kwiatów w ręce i wrzuciła te kwiaty żołnierzom do czołgu. Zdenerwowało to Ozierowa oraz jego tłumacza. Napiętnował przez megafon wyskok „starej, grubej baby”. W filmie były przewidziane takie sceny, ale miały w nich uczestniczyć młode, przystojne i gibkie jak sarenki dziewczęta.
Lublin, 23 sierpnia
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Rozpocząłem rewizję doraźną w Wojewódzkim Zarządzie Inwestycji Rolniczych [WZIR] w Lublinie. Wpłynęła do naszego wydziału skarga chłopów ze wsi Stasin w gminie Józefów nad Wisłą, że wykonany w tej wsi wodociąg jest krótszy o 241 metrów niż wykazano w rachunku. [...] Rolnicy nie chcieli płacić i zaczęli odwoływać się najpierw do sołtysa, a później coraz wyżej. W związku z tym [...] naczelnik gminy inż. Jerzy Ch. powołał komisję, która stwierdziła, że wodociąg jest faktycznie krótszy o 241 metrów niż wykazano w protokole odbioru.
W WZIR zatrudnionych było czterech dyrektorów — naczelny i trzech zastępców. Każdy z zastępców miał pod opieką dział, w którym zatrudnionych było co najmniej dziesięć osób, a na czele tego działu stał, oprócz zastępcy dyrektora, także odrębny kierownik. [...] W sześciu rejonowych oddziałach WZIR zatrudnionych było 77 pracowników. [...] Wszyscy dyrektorzy, ich zastępcy i kierownicy mieli wyższe wykształcenie i byli członkami PZPR lub ZSL. Każdy miał odrębny gabinet z telefonem i dywanem. Wielkim nietaktem było wejść do takiego gabinetu bez pukania.
Na wszystkich tych kacyków padł blady strach, kiedy dowiedzieli się, że chłopi ze Stasina bez żadnych specjalistów, za pomocą zwykłego sznurka, udowodnili, że wodociąg jest krótszy niż wykazano w rachunkach. Najbardziej zdenerwował się dyrektor naczelny WZIR dr Czesław S. [...] Powołał komisję (10 osób) do ponownego zbadania długości wodociągu. [...]
Mnie zainteresowała sprawa zużytych materiałów. [...] Na podstawie dokumentów ustaliłem, że zostały wydane [...] na zawyżoną długość.
Lublin, 1 lutego
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Otrzymałem zadanie przeprowadzenia kontroli akcji konkursowej zalesiania i zadrzewiania. [...] Konkurs prowadził od kilku lat Urząd Wojewódzki w Lublinie wspólnie z Wojewódzkim Komitetem Frontu Jedności Narodu [FJN]. [...] Wszyscy uczestnicy otrzymywali dość wysokie nagrody pieniężne. Nikt ze sztabowców nie pokusił się nigdy o sprawdzenie w terenie, czy dane ze sprawozdań [konkursowych] znajdują pokrycie w rzeczywistości.
W czasie kontroli wejrzałem na tę listę [nagród] i oko mi zbielało. Był tam mój bezpośredni przełożony, główny księgowy Witold Z., księgowa B. [...], przewodniczący Wojewódzkiego Komitetu FJN Stanisław Z. i prawie wszyscy pracownicy Oddziału Leśnictwa na czele z szefem, mgr. inż. Stanisławem G. Nagrody od tysiąca do kilku tysięcy złotych. [...]
8 lipca 1977 otrzymałem do dyspozycji samochód służbowy i rozpocząłem kontrolę. [...] Wybrałem najpierw Szkołę Podstawową w Niedźwiadzie Dużej, w gminie Łaziska. [...] Według sprawozdania, podpisanego przez dyrektora szkoły Alfreda W., w ramach konkursu zalesiono 2 hektary nieużytków. [...] Wysadzono 1200 topoli i 150 krzewów róż. [...] Drzewka i krzewy kupowały urzędy gminy. [...] Udało mi się odszukać dyrektora W. [...] Wił się jak piskorz w soli, gdy mu przedstawiłem cel mojej wizyty. Tłumaczył, że nie wie, gdzie zostały posadzone topole, bo sprawą zajmowała się inna nauczycielka, a teraz są wakacje i wyjechała do rodziny. [...] Przypomniał sobie jednak, że topole były posadzone w sąsiedniej wsi Wrzelowiec. [...]
Udaliśmy się tam. [...] Gdy wspomniałem chłopom, że chciałem obejrzeć topole, odpowiedzieli chórem, że nie ma czego oglądać, bo nie przyjęły się i stoją uschnięte w miejscu, gdzie był wybierany piasek. [...] Zapytałem, dlaczego się nie przyjęły. Odpowiedziano mi znowu chórem i ze śmiechem, że jak mogły się przyjąć, kiedy przywiezione na wiosnę, leżały na słońcu cały miesiąc. [...] Udaliśmy się z dyrektorem we wskazanym kierunku i wkrótce naszym oczom ukazała się plantacja suchych drzew, posadzonych krzyżowym rzędem. To ułatwiło mi ich liczenie. [...] Naliczyłem 450 sadzonek. [...]
Wicedyrektor W[ydziału] R[olnictwa] i L[eśnictwa], zaniepokojony wynikami mojej kontroli w Łaziskach, przydzielił mi [...] [pomocnika, który] pojechał do wsi Łopoczno, leżącej po sąsiedzku. Tam stwierdził, że wszystko się zgadza. [...] Zrozumiałem, że dyrektor specjalnie przydzielił mi pomocnika, aby pokazać, jak mam kontrolować. Dawano mi w nachalny sposób do zrozumienia, żeby wpisać w protokole, iż wszystko się zgadza. [...]
Napisałem, co ustaliłem, i narobiłem sobie wielu wrogów.
Lublin, 8 lipca
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
30 kwietnia 1979 miałem zamiar wyjechać na rewizję do Sobieszyna, ale kierownik powiedział, że mogę jechać dopiero w środę [2 maja]. Zrozumiałem, że będę musiał przyjść na pochód pierwszomajowy. Witold Z. jako sekretarz organizacyjny Zakładowego Komitetu PZPR dbał o frekwencję na defiladzie.
1 maja zgłosiłem się na zbiórkę przed gmachem Urzędu Wojewódzkiego. Ledwo dołączyłem do innych, wyszedł Witold Z. z Jerzym K. Obaj aktywiści partyjni nieśli plik czerwonych szturmówek. Jedną z nich wetknięto mi zaraz do ręki. Byłem zły, ale nie mogłem się od tej wątpliwej ozdoby uwolnić.
Lublin, 1 maja
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
W Lublinie — pierwszej stolicy Polski Ludowej, centrum regionu przemysłowo-rolniczego, coraz bardziej dziś znaczącego na gospodarczej mapie kraju — odbyły się 19 bm. podniosłe uroczystości z okazji 35-lecia socjalistycznej Ojczyzny. Uczestniczył w nich, serdecznie podejmowany przez społeczeństwo tej ziemi, I sekretarz KC PZPR — Edward Gierek. [...]
Rozległy plac jednej z dzielnic mieszkaniowych Lublina. Zgromadziły się tu dziesiątki tysięcy mieszkańców miasta, delegacje zakładów pracy, szkół i uczelni z całego kraju, noszących imię Bolesława Bieruta, weterani ruchu robotniczego i organizatorzy ludowej państwowości. [...] Następuje podniosły moment ceremonii — I sekretarz KC PZPR Edward Gierek w towarzystwie najbliższej rodziny Bolesława Bieruta dokonuje aktu odsłonięcia pomnika i składa u jego stóp wiązankę biało-czerwonych goździków. Rozlega się salwa honorowa. Nad głowami zgromadzonych pojawiają się gołębie — symbol pokoju. [...] Do pomnika zbliżają się teraz delegacje organizacji społecznych, zakładów pracy, mieszkańcy Lublina i regionu i składają u stóp monumentu kwiaty. Z głośników płyną słowa lubelskiego poety „Ukochałem cię ziemio, Polską nazwaną, ziemio o ognistym hełmie słońca, miłością szczerszą od dziecięcej, umiłowałem cię mowo urocza, hodowaną przez całe lata jak malwy, maki i róże, prostą miłością chłopa, wierną miłością Polaka”. Uroczystość kończy Międzynarodówka.
Lublin, 19 lipca
„Trybuna Ludu” nr 168, 20 lipca 1979.
Przygotowałem projekt zarządzenia porewizyjnego [z kontroli w Zespole Szkół Rolniczych w Sobieszynie] i zaniosłem do akceptacji kierownikowi. Przejrzał protokół i na jego podstawie kazał zredagować jeszcze pismo do Prokuratury Rejonowej w Puławach. Zdziwiłem się, ponieważ Teresa O. zwróciła do kasy zagarnięte pieniądze [38.000 zł]. Uważałem, iż należało odstąpić w tym wypadku od powiadamiania prokuratury. [...]
Kilka miesięcy wcześniej byłem na rewizji w Biurze Geodezji i Terenów Rolnych w Urzędzie Wojewódzkim w Lublinie i wykazałem machlojki w ryczałtach za noclegi na kwotę prawie 233.000 złotych. W tamtej jednostce nikt nie zwrócił pieniędzy, a mimo to Witold Z. nie nakazał przekazania sprawy prokuraturze. Trzeba jednak wiedzieć, że w machlojki w geodezji zaangażowani byli znajomi moich przełożonych. Główny księgowy Geodezji Jerzy G. był partyjnym kombatantem wojennym, a dyrektor Mieczysław K. aktywnym członkiem PZPR. Nie wolno było ich kompromitować, gdyż rzucało to cień na całą PZPR. Natomiast Teresa O. była tylko zwykłą bezpartyjną sekretarką, rozwódką z dzieckiem. Taką osobę, według zasad moralnych mojego kierownika, należało ukarać. Dla przykładu. [...] 25 stycznia 1980 odbył się proces Teresy O. Podobno została skazana na dwa lata w zawieszeniu i grzywnę.
25 stycznia
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Jak usłyszeliśmy, że zastrajkowano w Świdniku, to nam trochę przybyło odwagi i podjęliśmy decyzję. [...] Panowało bardzo duże napięcie. Mieliśmy świadomość, że taką małą grupę [30-40 osób] łatwo rozbić albo nawet całą wyrzucić z pracy, ale już dłużej nie mogliśmy się oglądać.
Lublin, 9 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Kierowcy pierwsi przywieźli wieść jakby oczekiwaną od lat a zaskakującą: „Świdnik stoi”. Słyszało się te słowa podawane z ust do ust, przyjmowane z nadzieją i skrywaną radością. Przez fabrykę ciągnął szmer rozmów, dochodziły coraz to nowe wiadomości: „Jeszcze LZNS!”. Cisza pękła. [...] „Nie podjęli pracy” — biegnie wieść z wydziału na wydział. [...] Chaos narasta. Ludzie zbierają się w grupy i dyskutują. [...] Nie pracują już wszyscy.
[...] I wreszcie decyzja: „Ludzie, ludzie — idziemy pod biurowiec!”. Krzyk niesie się po całej fabryce. Idą coraz gęstsze grupy ludzi, dołączają stale nowi. Ciągną czarnym, umorusanym korowodem w swoich roboczych, przesyconych olejem i smarami ubraniach i kombinezonach, w kaskach ochronnych na głowach. Setki i tysiące. Idą wszyscy czarną, zbitą gromadą, cała załoga świadoma już teraz swojej siły i jedności.
Lublin, 10 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Przybyłem do pracy o godz. 6.40. obok rampy stał samochód. Szukając pracowników do rozładunku, podszedłem wraz z Janem Grzelakiem do drzwi lakierni, zostaliśmy ruchami rąk zatrzymani przez robotnika. Oznajmił, że jest strajk i nie można wchodzić w ubraniu cywilnym, by nie potraktowano nas jako łamistrajków. [...]
O godz. 10.30 wszedłem do nowej hali. Wrzało jak w ulu. Słychać było głośne gwizdy. Ustawiono czworobok z autobusem jelcz 043. Ludzie siedzieli w autobusach i na ich dachach. Pośrodku tego czworoboku stał I sekretarz KM PZPR, dyrektor techniczny inż. Protasiewicz i mistrz Mantyk. Prowadzą rozmowy. Konkretyzują się pierwsze postulaty załogi.
Z dachu autobusów robotnicy krzyczeli do władzy. Ktoś ochrzcił gości literą „h”. Druga strona apelowała o rozsądek i przerwanie strajku. Sekretarz KM podkreślał dotychczasowe osiągnięcia kraju [...], wspominał o stratach spowodowanych przestojem. Na zakończenie wystąpienia powiedział: „Rozumiemy się towarzysze? Tak?”. Odpowiedzieli: „Czekamy dalej”.
Lublin, 10 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Chyba 10 lipca przed 15.00 przeszłam po pokojach i namawiałam ludzi, aby rano zebrać się przed budynkiem. [...] Uznano mnie za „prowodyra” i wezwano do dyrektora [...]. Próby zorganizowanego protestu ścigał główny księgowy. A kierownik mojego działu — Wiesław Wieruszewski — jak tylko wrócił do pracy w poniedziałek, powiedział do mnie, że jak jego wezmą do partii i tam mu powiedzą, że byłam „prowodyrem” strajku, to on mnie wyrzuci z pracy. Bo portret Lenina to u niego nie tylko wisi w gabinecie na ścianie, ale on go nosi w sercu.
Lublin, 10 lipca
Za kilka dni ma przyjechać do Chełma — miasta Manifestu Lipcowego, Edward Gierek. W mieście kręci się już jego ruchomy dwór — sprawdza się trasę przyjazdu, nadzoruje sadzenie kwiatów, malowanie ulic, łatanie dziur na jezdni. Dostojny Gość ma widzieć wszędzie ład, czystość i porządek. Odbędzie się m.in. uroczystość oddania do użytku 70-rodzinnego budynku mieszkalnego zbudowanego dla studentów [...]. Przy tym budynku stoi stara skromna chałupka — domek „człowieka, który składał historię” — Jacka Zajączkowskiego, zecera, który drukował Manifest Lipcowy. Domek jest zniszczony, ruchomy dwór decyduje więc, że odnowione zostaną dwie ściany, te, które będzie oglądał Dostojny Gość, przekazując studentom klucze do ich mieszkań...
Lublin, 12 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Gdy wróciłem z urlopu, w biurze przebąkiwano, że w Fabryce Samochodów Ciężarowych jest strajk z powodu ogłoszonej podwyżki cen mięsa, szczególnie boczku. [...]
16 lipca, zgodnie z planem, wyjechałem na rewizję do Rejonowego Oddziału Weterynarii w Opolu Lubelskim. Poszedłem do autobusu, ale autobusy też strajkowały. Poszedłem więc na szosę kraśnicką i wraz z innymi łapaliśmy „okazję”. Udało mi się zatrzymać żuka. Dojechałem do Bełżca i dalej znowu nie miałem czym pojechać. Poszedłem za miasto, gdzie udało mi się złapać nysę, która jechała do Opola Lubelskiego przez Poniatową. W Poniatowej kierowca zatrzymał się przed Zakładami Elektrotechnicznymi „Eda” i poszedł coś załatwić. Gdy wrócił, powiedział, że cała „Eda” strajkuje. Przyjechałem do Opola na godzinę 12.00. Skontrolowałem kasę i o 14.30 udałem się na przystanek PKS, aby oczekiwać na jakiś transport.
Stałem dwie godziny i nikt do Lublina nie jechał. [...] Tłum ludzi czekał na jakikolwiek pojazd do Lublina. W końcu około 18.00 podjechał jakiś pusty autokar.
Następnego dnia nie udało mi się złapać żadnej „okazji” do Opola, więc zawróciłem do domu. [...] Na targowisku obok dworca dowiedziałem się, że tego dnia do Lublina nie dotarł żaden pociąg, bo strajkują kolejarze. [...]
Lublin i okolice, 16 lipca
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Warunkiem powodzenia narodowych celów i zamierzeń jest zgodny wysiłek Polaków, zrozumienie interesów kraju, obywatelska dyscyplina. Każdy, kto dziś postępuje inaczej, naraża Ojczyznę na wielkie niebezpieczeństwo, szkodzi sobie i swoim najbliższym. Pamiętać o tym należy, patrząc na problemy i napięcia ostatnich lat wynikłe w dużej mierze z niekorzystnej i powszechnie odczuwalnej sytuacji gospodarczej i politycznej w świecie.
Chełm, 17 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Dantejskie sceny oglądać można na dworcu PKP. Akurat dzieciaki jechały na kolonię, a dorośli — na nowy turnus wczasów. Pracownica informacji zemdlała po kilku godzinach pracy z wyczerpania, zamęczona pytaniami zrozpaczonych ludzi niemogących się wydostać z Lublina. Początkowo ogłaszano jeszcze przez megafony, że pociąg taki a taki odjedzie, potem odwoływano tę informację. Chaos i bałagan kompletny. W końcu wyłączono megafony.
Wyjazd i dojazd do Lublina stawał się o tyle wielkim problemem, że do strajku przystąpili także kierowcy PKS. Na rogatkach miasta stały tabuny ludzi usiłujących złapać okazję. [...]
Stanęły piekarnie miejskie — bo zabrakło mąki wskutek strajku kierowców z PTHW i pracowników zakładów młynarskich. Potem zastrajkowały zakłady jajczarsko-drobiarskie, więc nie było w sklepach jajek i drobiu. Nie było też mleka, bo do strajku przystąpili kierowcy z STW przywożący mleko do Lublina ze zlewni w terenie. Miasto tchnęło grozą.
Lublin, 17 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Okresowe braki mleka, chleba i innych artykułów z powodu strajku, tłumy ludzi w sklepach. Staje komunikacja miejska. Ulice wypełnione ludźmi. Rozgoryczenie. Znajoma zniszczyła zupełnie buty (szpilki) długotrwałym marszem do pracy. Ale na twarzach obok zmęczenia widać ożywienie i dość często uśmiech. Jest nadzieja, że powaga sytuacji skłoni władze, nie tylko lokalne, ale i centralne, do zauważenia wśród wskaźników rozwoju także ludzi i ich problemy.
Lublin, 17 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Dramatyczny dzień 350-tysięcznego Lublina. [...] Do transportu artykułów spożywczych, prasy wykorzystywano żuki z „Polmozbytu”, nowiutkie, przeznaczone do sprzedaży. Chleb przywożono z piekarni wiejskich, mleko z Radomia, Zamościa, Warszawy. W osiedlach sprzedawano chleb i mleko z wojskowych ciężarówek. Przerażała pustka na ulicach. [...] Po południu ulice miasta nieco się ożywiły. Pojawiły się bowiem autobusy miejskie, ale z obcymi rejestracjami. Ściągnięto wozy z Radomia, Starachowic, Puław, Stalowej Woli.
Lublin, 18 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Drogie obywatelki i obywatele!
W związku z licznymi przypadkami przerw w pracy w poszczególnych zakładach, powstają poważne utrudnienia w życiu każdego z nas. Zakłócona bądź utrudniona jest dostawa najpotrzebniejszych artykułów żywnościowych — mleka dla dzieci, chleba dla ludzi, zaopatrzenia dla szpitali. Zakłócenia w transporcie uniemożliwiają wyjazdy naszych dzieci na kolonie, naszych współtowarzyszy pracy na zasłużony wypoczynek.
W ostatecznym rachunku wszystko to godzi w każdego człowieka, w każdego obywatela Lublina, godzi w nas samych. [...] Nie ma takiej sprawy, nawet najtrudniejszej, o której nie można by i nie należałoby mówić otwarcie i szczerze.
Lublin, 18 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
U nas o strajkach się nie mówi. Ale wiadomo z rozgłośni zagranicznych, że już ponad 30 zakładów przemysłowych strajkuje, dziś zastrajkowała komunikacja kolejowa i miejska w Lublinie. Władze, dotąd potulne jak owieczki, wyrażają zgodę na podwyżki, na stare ceny mięsa sprzedawanego w kioskach fabrycznych. Może ta ugodowość związana jest z olimpiadą moskiewską, teraz niezręcznie byłoby wjechać czołgami!
Warszawa, 18 lipca
Teresa Konarska, Dzienniki w zbiorach Ośrodka KARTA.
W Lokomotywowni trwają pertraktacje z Komitetem Strajkowym kolejarzy. Wszyscy czekają na ich wynik [...]. Godzina 15.00. Nadal nie ma wiecu i manifestacji. W gmachu Komitetu Wojewódzkiego nadal napięcie. [...] Ale coraz powszechniejsze jest przekonanie, że manifestacji nie będzie i pod gmach KW nikt nie przyjdzie. [...]
Jest 17.30. W mieście cichym i pustym słychać dźwięk sygnałów lokomotyw. Jedziemy na dworzec PKP z ekipą dziennikarzy z gmachu KW. Ponoć podpisano porozumienie na kolei. Dworzec Główny już pełen życia, nagle wypełniony ludźmi. Słychać odgłos przejeżdżających pociągów. [...] Na peronach ludzie, wciąż niepewni swojej podróży, wypytują kolejarzy, czy to naprawdę koniec strajku. Kolejarze pijani ze szczęścia — podpisane porozumienie przyniosło im spory sukces, znaczne podwyżki i inne zdobycze socjalne.
Lublin, 19 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Nareszcie odważyliśmy się na Lubelszczyźnie coś zrobić. To jest ważne! [...] Pierwszego dnia to jedynie my, Lokomotywownia, nasze Warsztaty Naprawcze Lokomotyw Spalinowych, Elektrycznych, Samochodówka i Wagonownia; z tych poszczególnych załóg wybrano przedstawicieli do Komitetu. A następnego dnia dołączyły się inne służby [...], przyszli i dokooptowali swoich przedstawicieli do tego Komitetu. Naprawdę byłem tym zaskoczony. Nie liczyłem, że aż taka będzie solidarność.
Lublin, 19 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Poprawa sytuacji w Lublinie sprzyjała normalnemu przygotowaniu się kraju do 22 lipca. Zalecano organizowanie skromnych obchodów. W przeddzień święta odbyło się w Belwederze tradycyjne spotkanie z ludźmi zasłużonymi dla kraju. Prasa pisała o kolejnych sukcesach produkcyjnych. Popularyzowano w prasie, radiu i telewizji ludzi „dobrej roboty”, przeprowadzano z nimi wywiady. Podkreślano zwłaszcza potrzebę oszczędności, poczucia obowiązku i współodpowiedzialności za wspólny dom — Polskę Ludową. Na powierzchni wszystko znowu zaczęło wyglądać jakby normalnie. Tylko człowiek umiejący czytać między wierszami informacji prasowych, orientujący się w niuansach czy mający dostęp do źródłowych danych wiedział, że nurt niepokoju społecznego nie zmienił biegu, że poszerza się i staje się bardziej wartki.
Lublin, 21 lipca
Józef Pińkowski, 1980 — horyzont przed burzą, Warszawa 1993.
Pierwsze w historii PRL Święto Odrodzenia bez fanfar. Lublin nie jest w ogóle udekorowany. Nieoficjalny zakaz manifestacji ulicznych — stąd nie ma żadnych wieców, mityngów, uroczystych koncertów. Gazety nie podają nawet kalendarzyka imprez kulturalnych z okazji święta. Bogiem a prawdą to ich prawie wcale nie ma.
Lublin, 22 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Z wiadomości, których słucham w BBC, wynika, że nadal trwają strajki (nasze radio oczywiście o nich milczy). Potwierdzają to także informacje, jakie otrzymuję z redakcji. Faktycznie najbardziej groźnym miejscem jest obecnie Lublin. Jak na ironię, strajkują robotnicy w mieście, które jest kolebką Polski Ludowej i akurat w trzydziestą szóstą rocznicę ogłoszenia Manifestu PKWN.
Polityka władz jest wciąż taka sama: ustępować przed żądaniami robotników. Drukuje się więc coraz więcej pieniędzy bez pokrycia. Jeśli żądania robotników będą się mnożyć, to na jesieni czeka nas galopująca inflacja.
Warszawa, 24 lipca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Po dwudziestu trzech dniach strajków „Trybuna Ludu” przerwała milczenie i opublikowała artykuł pt. Ludzie pragną porządku — porządek zależy od ludzi. Oprócz normalnego bełkotu (osiągnięcia, idziemy naprzód etc.) artykuł jest wyraźnie ugodowy wobec strajkujących. Najbardziej charakterystyczne zdanie: „Nie chodzi o potępianie czy pouczanie kogokolwiek”. W gruncie rzeczy takie stanowisko wobec strajkujących jest postępem. W 1956 roku i 1970 roku strzelano do robotników, w 1976 roku aresztowano pewną grupę i przepuszczono przez „ścieżkę zdrowia”, teraz „nikogo nie potępiamy”. Oczywiście, że wszystko razem jest godne potępienia, ale mimo to słowo „postęp” jest na miejscu. Nie mam, rzecz jasna, złudzeń. Reakcja Gierka i jego przyjaciół wynika ze strachu. Gdyby nie olbrzymie zadłużenie, gdyby nie jego zarozumiałość, to zapewne mielibyśmy do czynienia z „twardą” polityką. Gierek ma kilka twarzy. Jedną z nich jest gęba aparatczyka, który chętnie „przyłoży” każdemu, kto ośmiela się mieć inne zdanie niż partia (czytaj aparat).
Warszawa, 25 lipca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.