Piszę te słowa po przeszło czterech miesiącach wyniszczającej psychicznie, biologicznie i materialnie tymczasowości, w jakiej ja i moja rodzina żyjemy od dnia złożenia wniosku o zgodę na nasz wyjazd na stałe za granicę. Do dnia dzisiejszego zgoda ta nie została udzielona.
[...]
W listopadzie 1967 r. zostałem zmuszony do nagłego opuszczenia — po 20 latach nieprzerwanej pracy — redakcji „Życia Warszawy”. W dwa miesiące później przebyłem zawał serca. Po 7 tygodniach pobytu w szpitalu nie było już mowy — z wielu zresztą przyczyn — o powrocie do poprzedniej aktywności i dawnego tempa i rodzaju pracy. Tym bardziej że koniec mojej choroby zbiegł się z wydarzeniami marcowymi, których reperkusje w odniesieniu do moich dzieci w wieku szkolnym (w atmosferze owych dni córka musiała zmienić szkołę podstawową, gdzie była uczennicą kl. VII), głęboko przeżyliśmy.
Ostateczną decyzję wyjazdu podjęliśmy jednak dopiero wtedy, gdy radykalna zmiana stała się nieodzowna dla przywrócenia równowagi psychicznej mojej żonie. Od kilku bowiem miesięcy jej stan psychiczny w połączeniu z historią jej życia (ma ona za sobą getto, Majdanek, ucieczkę z obozu i powstanie warszawskie) sprowadza się do całkowitej depresji i fizycznej już niemożności prowadzenia domu i organizowania życia rodzinnego.
Tak więc beznadziejna sytuacja domu, grożący katastrofą stan psychiczny i fizyczny żony, jej lęk o przyszłość dzieci, moje częściowe inwalidztwo i skrajne wyczerpanie nerwowe i wreszcie moja osobista odpowiedzialność za przyszłość tych trojga ludzi — przesądziły o wyborze drogi. 4 lipca br. złożyliśmy wszystkie wymagane dokumenty. [...]
Tymczasem wbrew normalnie stosowanej praktyce władz paszportowych załatwiających podobne sprawy w czasie z reguły krótszym niż dwa miesiące, nasza rodzina czeka już prawie 5 miesięcy. Nie muszę podkreślać — na tle mojego przymusowego bezrobocia i stanu psychicznego mojej żony — jaki to ma rujnujący wpływ na nas i nasze dzieci. Wszelkie próby zasięgnięcia informacji w Biurze Paszportów MSW spełzły na niczym. Jedynie w dniu, kiedy upłynął ustawowy 4-miesięczny termin podjęcia przez władze decyzji, otrzymałem pismo zawiadamiające mnie, że moja sprawa „zostanie rozpatrzona w terminie późniejszym”. [...]
Dlatego zwracam się do Was z niniejszą prośbą: proszę, abyście mocą Waszego autorytetu spowodowali, aby odpowiednie władze zechciały definitywnie załatwić naszą sprawę lub też aby mi wyjaśniono przyczyny, dla których jestem traktowany inaczej niż tyle tysięcy innych osób.
Warszawa, 18 listopada
Marzec ’68. Między tragedią a podłością, wstęp, wybów i oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, [b.m.] 1998.