Naradę otworzył któryś z Czechów, później o głos poprosił Breżniew i przywitał zebranych. Szczególnie serdecznie przywitał generała [Ludvíka] Svobodę. Nic takiego nie powiedział, coś w rodzaju: witam generała Svobodę, a on płacze jak bóbr. Jak się popłakał Svoboda, to za nim popłakał się Dubczek. Jak tylko Breżniew wszystkich przywitał, to zaraz zrobiono przerwę. Właściwie cała narada to była jedna duża przerwa. W czasie przerwy zrobiono naradę I sekretarzy. Tam, w jakimś małym pokoju, odbyła się cała narada. [...]
Kiedy już uzgodniono komunikat, postanowiono, że podpisanie nastąpi w ratuszu na Starym Mieście w Bratysławie. To miało odbyć się gdzieś o szóstej czy siódmej wieczorem, tymczasem radio czeskie zaczęło już kilka godzin wcześniej nadawać wiadomości o miejscu i godzinie podpisania komunikatu. Jak dojechaliśmy tam, to już nie mogliśmy się przecisnąć. Jechaliśmy pośród szpalerów ludzi krzyczących: „Do Moskwy! Do Moskwy!”. Ledwo dostaliśmy się do ratusza. Ściany aż drżały od tych okrzyków. W tym momencie odbyła się taka oto scena: ktoś przemawia, krążą kelnerzy z szampanem, a [Josef] Smrkovsky podchodzi do okna, otwiera i krzyczy do zgromadzonych ludzi: „Nie denerwujcie się, już jutro jadą, zwyciężyliśmy, niczego tu nie uzyskali”.
Bratysława, 3 sierpnia
Walery Namiotkiewicz, Byłem sekretarzem Gomułki. Z Walerym Namiotkiewiczem rozmawia Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2002.
Zjazd partii nieustająco: w telewizji, radiu, prasie, kraj udekorowany, panegiryzm i samochwalstwo wręcz nieprawdopodobne – to jest nie do wiary, chyba w Bizancjum tylko było coś podobnego. Przemówienie Gomułki, chyba pięciogodzinne, o wszystkim, o gospodarce, a głównie o wspaniałości Polski Ludowej, miało chyba na celu „zagadanie” sprawy Czechosłowacji. Udało mu się to wspaniale, bo po nim wszyscy uderzyli w ten sam ton patetycznego samochwalstwa i mówienia o niczym. Mówił też Breżniew – po rosyjsku, a to samo. […] W ogóle zjazd idzie po gomułkowsku: superdrętwo. Aż strasznie słuchać, gdy wszyscy w kółko powtarzają to samo, i patrzeć na tę salę o kamiennych twarzach, klaszczącą w odpowiednich miejscach.
Sopot, 14 listopada
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
I ten strasznie beznadziejny zjazd partii, według najgorszych wzorów. Mówią godzinami o niczym, uroczystą, drętwą mową, wszystko już z góry załatwione i zadecydowane, a te sześć dni ględzenia to fasada — do czego komu potrzebna?! To właśnie przerażające, że potrzebna, aby przypodobać się Breżniewowi i uspokoić jego czujność — wtedy robił to Gomułka, teraz Gierek. Ani słowem nikt nie nawiązuje do tego, co się stało (spalenie komitetu w Gdańsku — w końcu rzecz niemała), aby, broń Boże, Breżniew nie odniósł wrażenia, że tu się o czymś mówi, a to mógłby uznać za podejrzane. Kto chce rządzić, musi być dobrze z Breżniewem — oto zasada, jakże prosta, a jakże obfitująca w fatalne skutki […]. Cała nasza partyjna elita polityczna zmienia się w automaty, ludzi nieczułych i niewrażliwych na drgnienia prawdy […]. Rezultat — chcąc coś zmienić, trzeba wyjść na ulicę i palić komitet.
Nic się tu nie rusza, nic, pomimo tamtego gdańskiego Grudnia!
Warszawa, 7 grudnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Partia komunistów polskich jest partią prawdziwie internacjonalistyczną, wielkim bojowym oddziałem międzynarodowego ruchu komunistycznego. Delegacja KPZR pragnie z tej wysokiej trybuny ze szczególnym uznaniem podkreślić znaczenie aktywnej działalności Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, zmierzającej do umocnienia wspólnoty socjalistycznej, do rozwoju wszechstronnej współpracy państw socjalistycznych. Jest to nasza wspólna troska, towarzysze, troska wszystkich bratnich krajów i partii.
Warszawa, 7 grudnia
Okropnie smutny ten „poparyski” grudzień, zimny, błotnisty, mglisto-deszczowy. I ten strasznie beznadziejny zjazd partii, według najgorszych wzorów. Mówią godzinami o niczym, uroczystą, drętwą mową, wszystko już z góry załatwione i zadecydowane, a te sześć dni ględzenia to fasada – do czego komu potrzebna?! To właśnie przerażające, że potrzebna, aby przypodobać się Breżniewowi i uspokoić jego czujność – wtedy robił to Gomułka, teraz Gierek. Ani słowem nikt nie nawiązuje do tego, co się stało (spalenie komitetu w Gdańsku – w końcu rzecz niemała), aby, broń Boże, Breżniew nie odniósł wrażenia, że tu się o czymś mówi, a to mógłby uznać za podejrzane. Kto chce rządzić, musi być dobrze z Breżniewem – oto zasada, jakże prosta, a jakże obfitująca w fatalne skutki, boć skoro ona obowiązuje, to milczenie na wszelkie ważne tematy staje się nie tylko zasadą, ale w końcu drugą naturą, degeneruje ludzi, robią się nieludzcy. […] Cała nasza partyjna elita polityczna zmienia się w automaty, ludzi nieczułych i niewrażliwych na drgnienia prawdy, nie dopuszczających możliwości istnienia innych poglądów, nie znających prawdziwej dyskusji, nie robiących niczego, co nie uzgodnione, nie postanowione z góry. Rezultat – chcąc coś zmienić, trzeba wyjść na ulicę i palić komitet. […]
Smutne to wszystko i bez wyjścia. A taki zjazd partii już kiedyś opisałem, tamten, w 1968 roku – a ten jest identyczny, choć parę lat przecież minęło. Nic się tu nie rusza, nic, pomimo tamtego gdańskiego Grudnia!
Warszawa, 7 grudnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Wczoraj wielkie przyjęcie u Amerykanów z racji święta narodowego. W ogrodzie rezydencji ambasadora, na przepięknej skarpie dalekiego Mokotowa zeszło się ze 600 osób. Była też uroczystość z podniesieniem i spuszczeniem flagi na wysokim maszcie przy dźwiękach hymnu (granego z taśmy). Paweł Hertz, w kwaśnym humorze, powiedział, że widać, iż oni mają tylko 197 lat państwowości… Deszcz trochę popadał, myślałem, że im zepsuje wszystko i nuciłem „Gott straffe Amerika”, ale skończyło się na paru kropelkach. A przydałaby się im kara za flirty z Moskwą – ostatnio na ambasadzie zdjęli już wszystkie fotografie, został tylko wielki Breżniew z Nixonem. A jednocześnie zaczęła się konferencja w Helsinkach – z przemówienia Gromyki widać, że to bezczelny sowiecki pic – a oni, ci Amerykańcy, furt się na to nabierają. Może dopiero jak na własnej skórze poznają, czym jest Rosja, wówczas oczy im się otworzą. Na razie są beznadziejni, a frazesy bez treści, jakie wymieniają, mogą przyprawić o mdłości.
Warszawa, 4–5 lipca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
A więc mamy „święto narodowe”, trzydniowe prawie, wielka feta, defilada, do tego Breżniew w Warszawie. Widziałem go nawet z bliska, w Alejach, w otwartym samochodzie stojącego za Gierkiem. […] Ten ostatni nadał uroczystościom swój styl, to znacz drętwą oficjalność, mówienie o niczym, brak jakichkolwiek akcentów polemicznych. Najlepszy kawał zrobił tym razem „Tygodnik Powszechny”. Oto wydrukowali w całości zakazany gdzie indziej Manifest Lipcowy, a także ekstrakt dziejów polskich komunistów w Rosji podczas wojny — kto umie czytać, dojrzy tam niejedno. Ten numer znakomicie kontrastuje z całą nijaką, pozbawioną życia, galową prasą. Świetny kawał, a cenzura nie mogła przecież Manifestu skonfiskować.
Warszawa, 22 lipca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Powitanie Leonida Breżniewa na Dworcu Centralnym. Obecne całe Biuro Polityczne. Włożyłem jesionkę-dyplomatkę i nałożyłem kapelusz, kupiony, gdy wyjeżdżałem na zjazd KPZR (nasi przywódcy bardzo zwracają uwagę na poważne ubranie). Breżniew wyszedł z wagonu zapewne trochę pijany, dzięki czemu miałem możliwość być pocałowanym przez niego przy powitaniu. Pierwszy raz z Breżniewem! Nic więcej w tłumie nie zobaczyłem.
Warszawa, 7 grudnia
Józef Tejchma, Kulisy dymisji. Z dzienników ministra kultury 1974–1977, Kraków 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Dziś po południu w Sali Kongresowej zaczął się VII Zjazd partii. [...] Kiedy Gierek stał za stołem prezydialnym i wygłaszał przemówienie powitalne, z pierwszego rzędu poderwał się Breżniew, wszedł na mównicę ustawioną dwa metry przed prezydium i zaczął stukać w mikrofony. Zwracając się do Gierka, powiedział: „Nie rabotajut”. Co było zgodne z prawdą, ponieważ w tym czasie nie były jeszcze włączone. Gierek kontynuował mowę powitalną, przerywaną okrzykami sali i oklaskami. Breżniew nadal mocował się z mikrofonami na mównicy. Gdy Gierek skończył, orkiestra zaczęła grać Międzynarodówkę, którą podchwyciła sala. Ku zdumieniu wszystkich, Breżniew pozostał na mównicy i... zaczął dyrygować, wymachując rękami.
Warszawa, 8 grudnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1972–1975, Warszawa 2002, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Byłem przerażony i skonfundowany, jak cała śpiewająca sala wpatrzona w Breżniewa. Przywódca największej partii ruchu światowego, mąż stanu, polityk ― robi z siebie błazna czy naprawdę dyryguje polskim zjazdem? Czy możliwe, aby był ruiną człowieka, niepanującego nad tym, co robi? Los kpił z nas wszystkich, nie tylko na tej sali. Było mi wstyd. Co z tego, że wiedziałem, iż Breżniew nie jest pijany, że alkoholu od dawna nie używa, że jest to bardzo chory człowiek podtrzymywany zastrzykami.
Warszawa, 8 grudnia
Piotr Kostikow, Bohdan Roliński, Widziane z Kremla. Moskwa–Warszawa gra o Polskę, Warszawa 1992, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
[Leonid Breżniew] Z oddalenia sprawiał wrażenie pijanego, w gruncie rzeczy był jednak nafaszerowany lekami. Później, w trakcie wygłaszania przeze mnie referatu programowego, a siedział w drugim rzędzie, w prezydium obok Honeckera, Żiwkowa, Husaka i Ceauşescu, zachowywał się tak hałaśliwie, że chwilami myślałem o zarządzeniu przerwy w obradach. [...] Przyczyną jego ożywienia był jakiś złoty długopis, którym się bardzo zachwycał i kazał go podziwiać swoim sąsiadom.
Warszawa, 8 grudnia
Janusz Rolicki, Edward Gierek. Przerwana dekada. Wywiad rzeka, Warszawa 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wielkim zaszczytem i wielką radością jest dla mnie przebywać z Wami w dniach, kiedy Wasz naród obchodzi uroczyście trzydziestolecie Polski Ludowej. Przekazuję Wam gorące pozdrowienia i serdeczne gratulacje od 15 milionów komunistów Związku Radzieckiego, od wszystkich ludzi radzieckich, którym bliska jest bratnia Polska, którzy kochają ją, widzą w niej wiernego przyjaciela i sojusznika.
[...]
O tym szczytnym obowiązku przypomniało mi jeszcze raz zaszczytne odznaczenie otrzymane od bratniej Polski — order Virtuti Militari. Przyjmuję to wysokie odznaczenie jako symbol wielkiej przyjaźni naszych krajów, naszych narodów, wykutej w groźnych dniach bojów z agresorem w dniach pokojowej twórczej pracy. Powiem o sobie, że byłem i pozostaję żołnierzem, żołnierzem pokoju, żołnierzem wielkiej armii bojowników o komunizm. Dla komunisty nie ma i nie może być większego szczęścia niż służyć interesom socjalizmu i pokoju, interesom umacniania przyjaźni i braterstwa między narodami. Innych, bliższych sercu ideałów dla mnie, drodzy towarzysze, nie było i nie ma.
Warszawa, 8-12 grudnia
Oglądamy w telewizji otwarcie zjazdu. Reżyseria znakomita, do najdrobniejszych szczegółów. Widać ogromną Salę Kongresową w Pałacu Kultury zapełnioną przez delegatów, gości, fotografów, dziennikarzy.
Delegaci w ilości 1800 [...] siedzą sztywno jak manekiny. Na scenie ustawiono fotele dla licznego prezydium zjazdu i dla gości. Telewidzów zabawia spiker. Wreszcie wchodzi Gierek z Breżniewem, za nimi przedstawiciele partii komunistycznych innych krajów, członkowie KC i zaproszeni goście. [...] Sala wita wchodzących długotrwałymi oklaskami. Gierek i Breżniew obejmują się w kordialnym uścisku, co jest hasłem do ponownego wybuchu oklasków i okrzyków na ich cześć.
Breżniew pięciokrotnie całuje Gierka.
Gierek wchodzi na trybunę i otwiera zjazd, wygłasza przemówienie powitalne. Następnie I sekretarz KW z Płocka poddaje pod głosowanie listy kandydatów do prezydium zjazdu i do komisji zjazdowych, poza nazwiskiem Gierek nie wymienia ani jednego nazwiska kandydatów, podaje jedynie, ze doręczone delegatom listy zostały uzgodnione na posiedzeniu przedstawicieli województw.
Delegaci głosują jawnie, jednomyślnie przez podniesienie ręki z mandatem. Ani jeden kandydat nie głosuje przeciw, nikt nie wstrzymuje się od głosu, nikt nie żąda tajnego głosowania. Reżyseria działa bezbłędnie. [...] Rada Zjazdowa podaje komunikaty o wartach zjazdowych w zakładach pracy i raporty o przekroczeniu zobowiązań przez liczne zakłady dla uczczenia zjazdu. Sygnalizuje masowy napływ depesz i listów o podejmowaniu dalszych nowych zobowiązań.
Po prostu nie ma granic partyjnego entuzjazmu [...].
Warszawa, 8 grudnia
Paweł Mucha, Czasy wielkich przemian: ludzie–zdarzenia–refleksje, t. 3: [Lata 1956–1977], dziennik w zbiorach Ossolineum, 15637/II/t. 3.
Marszałek (od 1975) Breżniew za zasługi wobec ZSRR i komunizmu został uhonorowany: Orderem Lenina, Medalem Złotej Gwiazdy, honorową szablą ze złotym godłem ZSRR. [...] Przywódcy [...] krajów socjalistycznych przywieźli dary i najwyższe odznaczenia ich krajów. Na pierwszym miejscu Gierek po wymianie obowiązkowych pocałunków z jubilatem, do udzielonych dawniej odznaczeń [...] dołączył Krzyż Wielki Odrodzenia Polski oraz dyplom Honorowego Budowniczego Huty Katowice. Przemawiając, powiedział Gierek: „Wy, towarzyszu, osobiście uczestniczyliście w wyzwalaniu umęczonej Polski!” (Czego się nie mówi na jubileuszach!).
Z polskiej telewizji i radia oraz z prasy znów popłynęła rzeka wyrazów hołdu, uznania, czci dla największego człowieka naszych czasów. Dano wyraz pogłębiającej się, bezustannie wzmacnianej przyjaźni, braterstwa, współpracy i spójni radziecko–polskiej. [...] Łza się kręci w oku tysięcy Polaków, nieotumanionych oficjalną propagandą, gdy wspominają niedawne czasy, kiedy na szali stosunków radziecko-polskich ważyły się z jednej strony pakt Stalin-Hitler o IV rozbiorze Polski, wkroczenie Armii Czerwonej w granice Polski, zabór wschodniej połowy kraju i martyrologia milionów Polaków [...]. Te gorzkie uwagi muszą się nasunąć Polakowi nieprzekupnemu i niewrażliwemu na godności i materialne korzyści.
Moskwa-Warszawa, 19 grudnia
Paweł Mucha, Czasy wielkich przemian: ludzie–zdarzenia–refleksje, t. 3: [Lata 1956–1977], dziennik w zbiorach Ossolineum, 15637/II/t. 3.
Katowice. Droga na lotnisko udekorowana jest flagami – czerwonymi, polskimi i radzieckimi – oraz sloganami („Potrafimy”) na cześć Huty Katowice. Huta co prawda nie jest jeszcze ukończona, ale już dzisiaj pośpieszono się z jej otwarciem.
Na nowoczesnym Rynku rozwinięto dwie wielkie plansze.
Na pierwszym planie jednej z nich kroczy Breżniew w ciężkim, grubym płaszczu. Bije z niego nie zuchwałość, a pewność i moc. W nieco skośnych oczach widać chytrość i dal. Pod jego wspaniałą, lekko zaokrągloną figurą zarysowują się walory Ludwika XI ze stepów. Po lewicy – Gierek, gospodarz doskonały, a więc nieco z tyłu, ale dobrze widoczny. […] O ile w oku Breżniewa błyszczy wewnętrzne, niczym nie zaburzone zadowolenie, o tyle wokół oczu Gierka daje się dostrzec lekka zmarszczka, odbicie niepokoju. […]
Lenin w kaszkiecie, lekko kpiarski, sam zajmuje całą drugą planszę. […] Trudno sobie wyobrazić Breżniewa i Gierka w kaszkiecie. Kaszkiet Lenina jest oznaką przynależności już odległej; przypomina ludzi, których już nie ma, dziś pozostali tylko obywatele – dobrzy i źli.
Patrząc na te trzy portrety, myślałem, że Breżniew przyjeżdża do Polski. Przyjechał tylko Kosygin, człowiek, który stracił image, ale bez którego Huta Katowice być może nigdy by nie powstała.
Na dworcu ogłasza się opóźnienie pociągów od sześćdziesięciu do stu dwudziestu minut.
Między toaletami i bufetem, gdzie miesza się woń kapusty, tłuszczu i uryny, mały „Pewex”, sklep „importu wewnętrznego” zarezerwowany dla posiadaczy dewiz (gdzie indziej są większe i lepiej zaopatrzone), w nim duży afisz „Zwiedzajcie Polskę!”, na którym młoda, opalona blondyna tańczy szczęśliwa, skąpana w słońcu.
Katowice, 13 grudnia
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
W okresie powstawania Huty Katowice, w dwudziestu mniej więcej procentach skredytowanej przez ZSRR, zaprosiłem Breżniewa na zakończenie pierwszego etapu budowy. Z tej okazji wręczono mu legitymację numer jeden „Honorowego hutnika” w Hucie Katowice. Ponieważ obiekt ten robił naprawdę imponujące wrażenie, wprawiłem go w świetny nastrój. Miało to znaczenie, bowiem zabiegaliśmy o zwiększenie dostaw rudy i o maszyny niezbędne w czasie dalszych prac budowlanych. Pamiętam, że gdy wracaliśmy z nim z budowy odkrytym samochodem, przejeżdżaliśmy koło starego, szesnastowiecznego chyba, kościółka w Zagórzu. Pokazałem Breżniewowi jego wieżę i powiedziałem: „Oto kościół, w którym zostałem ochrzczony”. Spojrzał wtedy bacznie na mnie i odpowiedział: „W takim razie my do tego kościoła wyślemy specjalny dar”.
Katowice, ok. 24 czerwca
Janusz Rolicki, Edward Gierek: przerwana dekada, Warszawa 1990.
Więc tym świniom nie wszystko się udaje? Nie do wiary, a jednak. Jakżebym chciał być przy tym, kiedy Breżniew otrzymał tę wiadomość [...].
A może to będzie początek czegoś? [...] Może początek opamiętania, odwrócenia kierunku? Może już wszyscy są tak zmęczeni idiotyzmem i nicością [...] (nawet nie zdając sobie sprawy), że coś się choćby nieco odmieni? Może stał się już powszechny głód czegoś, choćby i niedokładnie wiadomo czego, ale co nie jest tym, co niby ma wystarczać i bardzo smakować? Na podstawie doświadczenia wierzę w prawo serii i może coś więcej jeszcze się zdarzy, co będzie pociechą.
Paryż, 22 października
Sławomir Mrożek, Wojciech Skalmowski, Listy 1970–2003, Kraków 2007, [cyt. za:] Józef Tejchma, W kręgu nadziei i rozczarowań. Notatki dzienne z lat 1978–1982, Warszawa 2003.
Leonid Breżniew:
Logika życia jest następująca: im dalej posuwamy się drogą współpracy, tym szersze otwierają się przed nami horyzonty. Widać to zwłaszcza teraz, kiedy nasze kraje stoją u progu nowej pięciolatki. Ogromnego rozmachu nabierają prace w dziedzinie kooperacji, w szczególności w budowie maszyn i chemii, w dziedzinie tworzenia wspólnym wysiłkiem wielkich przedsiębiorstw, w dziedzinie wymiany osiągnięć myśli naukowej i technicznej. Wszystko to niewątpliwie wpłynie pozytywnie na gospodarkę, na dobrobyt ludzi pracy obu krajów. [...] W tym roku socjalistyczna Polska obchodzi swe 35-lecie. Gratulując naszym polskim przyjaciołom z okazji tego chlubnego jubileuszu, życzymy im szczęścia, pomyślności, rozkwitu.
Edward Gierek:
Przyjaźń naszych narodów rodziła się we wspólnych walkach klasowych polskich i rosyjskich rewolucjonistów, scementowała ją wspólnie przelana krew na polach bitew z hitlerowskim najeźdźcą. Dziś stanowi ona doniosły czynnik bezpieczeństwa i rozwoju Polski, a jej pogłębianie — naczelną wytyczną naszej polityki. [...] My, Polacy, tak samo jak ludzie radzieccy, opowiadamy się niezłomnie za polityką odprężenia politycznego i militarnego, przeciwko siłom zimnowojennym forsującym wyścig zbrojeń i podsycającym ogniska zapalne w świecie.
Moskwa, 12 marca
„Trybuna Ludu” nr 59, 14 marca 1979.
Naszym pragnieniem jest aby ideały przyjaźni i wzajemnego zrozumienia, które przyświecają ruchowi olimpijskiemu zawsze towarzyszyły spotkaniom sportowców różnych krajów. Cieszy nas, że w Moskwie, pod sztandarami olimpijskimi zebrali się sportowcy z większości krajów wszystkich kontynentów. Potwierdza to raz jeszcze, że nic nie może stanąć na przeszkodzie woli narodów, które pragną kontaktów i współpracy uświęconej wielowiekowym doświadczeniem i tradycjami. Z całego serca życzę uczestnikom Igrzysk XXII Olimpiady — tego wspaniałego święta sportowego — nowych osiągnięć w sporcie, radosnego i przyjemnego pobytu w olimpijskiej Moskwie.
Moskwa, 19 lipca
„Trybuna Ludu” nr 171, 19-20 lipca 1980.
Gierek zaczął od optymistycznej oceny sytuacji w kraju, którego rozwój idzie w bardzo dobrym tempie. Z zachwytem mówił o budowie Huty Katowice. [...] Potem już spokojniej, ale z naciskiem, ustosunkowywał się do trzech głównych spraw, które przedstawił Breżniew: „Opozycja? Towarzyszu Breżniew, cała ta nasza opozycja jest w naszej garści — mówił Gierek. — Ich wszystkich można na palcach policzyć, a poza tym Staszek Kowalczyk, nasz minister spraw wewnętrznych, członek Biura, na każdego opozycjonistę ma czterech swoich ludzi, którzy wszystko wiedzą o całej tej opozycji”.
Krym, 31 lipca
Piotr Kostikow, Bohdan Roliński, Widziane z Kremla. Moskwa–Warszawa gra o Polskę, Warszawa 1992, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Moim niemal codziennym rozmówcą był ambasador radziecki Borys Aristow. Dzielił się on ze mną swymi niepokojami i wyrażał obawę o przyszłość socjalizmu w Polsce. Przed IV Plenum zadzwonił do mnie bezpośrednią linią Breżniew i powiedział: „U tiebia kontra, nado wziat’ za mordu, my pomożem”.
Warszawa, przed 24 sierpnia
Janusz Rolicki, Edward Gierek. Przerwana dekada. Wywiad rzeka, Warszawa 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Leonid Breżniew: W Polsce pełne rozpasanie kontrewolucji [...]. Wałęsa jeździ z jednego końca na drugi, z miasta do miasta, wszędzie przyjmują go z honorami, a polscy przywódcy milczą, prasa także, telewizja nie występuje przeciw antysocjalistycznym elementom. Może rzeczywiście trzeba będzie wprowadzić stan wojenny.
Dmitrij Ustinow: Jeśli stan wojenny nie zostanie wprowadzony, to sprawy skomplikują się i będzie jeszcze trudniej. Armia się waha. Jednak nasza Północna Grupa Wojsk jest przygotowana i znajduje się w pełnej gotowości bojowej.
Andriej Gromyko: [...] może nie należy go [stanu wojennego] wprowadzać natychmiast, zwłaszcza bezpośrednio po powrocie tow. Kani i Pińkowskiego z Moskwy; należy poczekać jakiś czas, trzeba ich jednak na to ukierunkować i wesprzeć. Nie wolno nam tracić Polski.
Moskwa, 29 października
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Nu, charaszo, nie wajdiom. A kak budiet usłażniat’sia, wajdiom. No bez tiebia — nie wajdiom. [No, dobrze, nie wejdziemy. A jak będzie się komplikować, wejdziemy. No, bez ciebie — nie wejdziemy.]
Moskwa, 5 grudnia
Stanisław Kania, Zatrzymać konfrontację, Warszawa 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Leonid Breżniew (I Sekretarz KC KPZR):
Sądzimy, że zjazd był poważną próbą sił zarówno dla partii, jak i dla Was osobiście. Na pewno rzucił światło na rozmiar oportunizmu. [...] Informowano mnie, że „Solidarność” grozi strajkiem w waszych liniach lotniczych. Musicie pokazać im, że czasy się zmieniły. Że nie będzie więcej kapitulacji. Zgadzacie się?
Tow. Stanisław Kania (I Sekretarz KC PZPR):
Absolutnie zgadzam się. [...] Wiem, czego oczekujecie ode mnie. Macie absolutne prawo stwierdzić, że musimy zmobilizować wszystkie nasze siły w celu przystąpienia do ofensywy. Rozumiemy to. Zapewniam Was, że zrobię, co w mojej mocy, by pokonać obecne trudności. Złapiemy kontrrewolucję za gardło.
Tow. Breżniew:
Życzę Wam i Waszym towarzyszom całkowitego sukcesu na tym polu.
21 lipca
Zbiór dokumentów międzynarodowej konferencji Poland 1980–1982. Internal Crisis, International Dimension, Jachranka–Warszawa 8–10 listopada 1997 (udostępniony przez Instytut Studiów Politycznych PAN), [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Leonid Breżniew:
Wczoraj zapoznałem się z Posłaniem do ludzi pracy Europy Wschodniej, uchwalonym na zjeździe polskiej „Solidarności”. To niebezpieczny i prowokacyjny dokument. [...] Myślę, że nie wystarczy ograniczyć się do krytyki prasowej tego bezczelnego wybryku. Czy nie lepiej, żeby odprawę tym demagogom dały kolektywy naszych wielkich przedsiębiorstw.
Moskwa, 10 września
Alojzy Szudrowicz, Solidarność 1980–1981. Zarys działalności w świetle prasy i innych źródeł, Bydgoszcz 1998, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Leonid Breżniew (I sekretarz KC KPZR):
Drogi Wojciechu, wysłaliśmy już do Ciebie oficjalne pozdrowienia, jednak chciałem również osobiście pogratulować Ci wyboru na I sekretarza KC PZPR. [...] Rozumiemy, że stoją przed Tobą bardzo trudne zadania, lecz jesteśmy pewni, że dasz sobie radę, że zrobisz wszystko, aby opanować nieszczęście, które zwaliło się na wasz kraj.
Wojciech Jaruzelski (I sekretarz KC PZPR):
[...] Chcę szczerze powiedzieć, że zgodziłem się na to stanowisko po wewnętrznej walce i tylko dlatego, że wiedziałem, iż Wy mnie popieracie i że opowiadacie się za taką decyzją. W przeciwnym razie nigdy nie zgodziłbym się na to. [...] Zrobię, Leonidzie Iljiczu, wszystko, jako komunista i jako żołnierz, żeby było lepiej, żeby osiągnąć przełom w sytuacji kraju i naszej partii. [...] Będziemy szeroko włączać wojsko we wszystkie sfery życia kraju.
19 października
Zbiór dokumentów międzynarodowej konferencji Poland 1980–1982. Internal Crisis, International Dimension, Jachranka–Warszawa 8–10 listopada 1997 (udostępniony przez Instytut Studiów Politycznych PAN), [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Akurat mieliśmy zajęcia z języka rosyjskiego. Odbywały się one w pracowni chemicznej, mieszczącej się na pierwszym piętrze. Okna pracowni wychodziły na boisko szkolne. Podczas przerwy sami zostaliśmy w klasie. Sławek Witkowski krzyknął z boiska do kolegów wyglądających z okien: „Chłopaki! Breżniew nie żyje!”. Odpowiedziało mu gromkie i spontaniczne: „Hurra!”.
Wieluń, 10 listopada
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.