Do Warszawy dojechaliśmy rano. Zmęczeni, brudni i głodni. Minister wysłał po nas jakiegoś dyrektora departamentu. Miał nas oprowadzić po budynku, poczęstować herbatą i jedzeniem. Chciałem od razu iść na rozmowy do ministra, ale część ludzi chciała jednak coś zjeść czy napić się oranżady. W restauracji, do której nas zaprowadzono, zaczęto serwować nam niemal wszystko. To było działanie psychologiczne. Z pełnym żołądkiem i na ich koszt trudniej się rozmawia o ważnych dla nas sprawach. Na szczęście udało mi się zapanować nad ludźmi.
Spotkanie z ministrem nie zaczęło się dobrze. Przedstawiliśmy swoje postulaty, a minister zaczął sobie nawet z tego żartować. Cały czas słyszeliśmy, że nie może się na nie zgodzić. Po trzygodzinnej dyskusji minister rozhulał się na tyle, że przy punkcie dotyczącym płac, powiedział do nas: „Co wy sobie myślicie! Przyjechaliście po pieniądze? A co będziecie z nimi robić? Ściany tapetować?”.
Nie wytrzymałem tego! Zarządziłem przerwę w rozmowach. Nie było innej możliwości, jak uderzyć mocnymi argumentami. Po przerwie oświadczyłem ministrowi, że jeśli się nie zgodzi, to dojdzie do okupacji ministerstwa, a głogowska huta zostanie zablokowana przez naszych ludzi. To wystarczyło. Przeprosił za swoje zachowanie i wreszcie podpisał nasze postulaty. Do Głogowa wracaliśmy w świetnych nastrojach. Udało się przecież zdobyć podpis ministra! W hucie ludzie już czekali na nas. Dyrektor nie wierzył, że uda nam się to wywalczyć.
Warszawa, 30 sierpnia
Łukasz Kamiński, Drogi do wolności Zagłębia Miedziowego, Legnica 2007.