Na Piotrkowskiej istne pobojowisko. Jedna z najbardziej ożywionych ulic Łodzi w miejscu tym prawie że pusta. Nie idą tramwaje i nie widać dorożek. Gdzieniegdzie na środku ulicy leżą porozrzucane poszczególne części umeblowania oraz inne rzeczy, słupy telefoniczne poprzewracane, druty zwisają w bezładzie, latarnie uliczne porozbijane.
W innym miejscu rozbijają sklep monopolowy. „Za pięć rubli!” – wykrzykuje z humorem młody robociarz i podnosząc butelkę wódki rozbija ją o bruk. Urządzenia sklepowe, szafy i bufety ciągną robotnicy na barykady, rąbią słupy telegraficzne oraz zewsząd znoszą wszelkiego rodzaju pudła, skrzynie, taczki, bele i deski. Jeden z młodych robotników wdrapuje się na słup przewodu tramwajowego i tam zawiesza mały sztandar czerwony. Wywołuje to w tłumie radość i poklask, śmieją się oczy i twarze. Lecz niestety, jakże krótko! Nadchodzi bowiem od strony Wodnego Rynku oddział żołnierzy. Rozlega się huk salw – jedna, druga, trzecia. Słychać krzyki, sypią się przekleństwa tych, którzy dopiero co z humorem budowali barykadę. W odpowiedzi na salwę karabinową pada kilka strzałów rewolwerowych. A tu już jęczą ranni .
Łódź, 23 czerwca
Wacław Pawlak, Na łódzkim bruku 1901–1918, Łódź 1986.
Dwie zwarte masy szybko zbliżają się jedna ku drugiej, widzę przed sobą Kozaków w kubankach, u niektórych burki i czerwone rajtuzy! Nagle cała ta masa zaczyna zwalniać swój bieg i staje. Słychać jakieś krzyki. To od prawej strony zza wzgórza wypada szarża 1 pułku ułanów na ich flankę i tyły! Na froncie bolszewickiej masy pomiędzy 8 pułkiem ułanów a Kozakami, pozostaje jeszcze wolna przestrzeń jakichś stu metrów. Nasza linia 8 pułku ułanów zaczyna się wahać i też zmniejsza tempo, lecz z linii oficerskiej wyskakuje podporucznik Kulik i z rewolweru mauzer daje przed siebie kilka strzałów. Sekunda i linia oficerska 8 pułku ułanów zdecydowanie runęła naprzód, pociągając za sobą szwadrony. Nasze „hurra” pokrywa wszystko. 9 pułk ułanów dołącza też do szarży.
Bolszewicy nie wytrzymują uderzenia. [...]
Pod Komarowem, 31 sierpnia
Moje walki z Budiennym. Dziennik wojenny b. d-cy 1 Dywizji Kawalerii generała dywizji Juljusza Rómmla, Lwów [b.r.].
Stoimy na głównej ulicy, zupełnie wyludnionej. Okna, choć biały dzień, zamknięte okiennicami. Czekamy chowając się za węgły domów. [...] W pewnym momencie zobaczyłem po drugiej stronie staruszkę, która stoi i patrzy. Krzyczę: „Kobieto, uciekajcie, bo was w tej chwili zabiją”, a ona mi na to dobrą polszczyzną: „Ja się tam, panie, śmierci nie boję” i stoi spokojnie dalej. Jeśli ona się nie boi, to ja też nie. [...] Ledwieśmy przejechali szosę, słyszymy jakieś piekielne krzyki za sobą: hurra, hurra! Widzimy biegnącą za nami ćmę kozactwa. [...] Kozacy tuż-tuż. Ten i ów z naszych ułanów odwraca się i pali na oślep w tył z karabinków. Jestem już na samym końcu. W pewnym momencie zatrzymuję się, zawracam swego konia — oni swoje też wstrzymują i stoimy tak przez chwilę naprzeciw siebie na trzy–cztery kroki. Cel doskonały: walę z mauzera raz po raz do trzech najbliżej stojących i... trzech leci z koni. [...]
Konia ostrogami i dalej — znów się do mnie zbliżają, ale ostrożniej niż poprzednio, znów konia odwracam i słyszę tylko świst kul koło siebie, koń zaś pode mną się szarpie. [...] Idzie coraz wolniej, wolniej, wreszcie opiera się piersią o wysoko ścięty pień drzewa i staje. Ściągam go na lewo, widzę, jak z pyska i nozdrzy bucha krew. Chwieje się, zeskakuję z niego na prawo, bo z lewej nadjeżdża kozak i z rozmachem tnie szablą, której siłę uderzenia częściowo wstrzymuje drzewo, jeszcze uderza końcem w juczki mego siodła i akurat w tej chwili koń pada. [...] W tym momencie młody kozak w papasze z ospowatą gębą śmiało najeżdża na mnie, przytyka mi lufę karabinu do piersi i krzyczy: „Zdajsia, Polak!” [Poddaj się!]. Zdążyłem tylko przegiąć się w tył i szablą ciąłem go po łbie. Krew bryznęła na mnie. Kozak spadł z konia, wypuszczając z dłoni karabin, który porwałem jak deskę ratunku.
Klewań, 17 września
Kazimierz Rzewuski, Moje walki z bolszewikami lipec-październik 1920 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” nr 2, 1993.