Zobaczyłem powiewającą chorągiew na bramie kopalni. Zrozumiałem, że i u nas się zaczęło.
Minąwszy na portierni cywilów z biało-czerwonymi opaskami na rękach, udałem się do cechowni. Tam przemawiał do załogi mój dawny sąsiad z bloku i kolega z drużyny ratowniczej — Kazik Kasprzyk. Obok niego stał mój inny kolega z ratownictwa — Ziga Ścierski. Pozostałych stojących na scenie nie znałem, ale wiedziałem, że Kazik i Ziga są porządnymi ludźmi i można im zaufać, że to, o czym mówią, jest właściwe. Uwierzyłem, że ten tłum pod tym przywództwem może coś zdziałać. W pewnym momencie dotarło do mnie, że na scenie stoi dyrektor Woźniak — nazywany przez wszystkich krwawym Wiktorem. Ten butny i groźny człowiek próbował przemawiać. [...] Wszyscy się go zawsze bali, a teraz nie zdołał ukryć, że on się nas boi. Nas — prostych robotników, których zawsze gnębił i poniżał.
[...] Ważne było, że się zaczęło. Że znaleźli się mocni, odważni ludzie, którzy ruszyli za ruchem robotniczym innych regionów. Byłem jednym z nich. Cieszyłem się jak małe dziecko i wierzyłem w lepsze jutro.
Lędziny, 30 sierpnia
Zapisy Ziemowickiej Solidarności 1980-2006, (Dokumenty, wspomnienia, relacje, wywiady), Lędziny 2006.