Przed nami — straszne zdarzenia. Przecięliśmy linię kolejową pod Zadwórzem! Polacy przebijają się wzdłuż torów do Lwowa. Wieczorem atak koło folwarku. Pobojowisko. Jedziemy z wojenkomem wzdłuż pierwszej linii, błagamy, żeby nie zabijać jeńców. Apanasenko [dowódca 6 Dywizji Armii Konnej] umywa ręce, Szeko [szef sztabu 6 Dywizji] bąknął — dlaczego nie? Odegrało to potworną rolę. Nie patrzyłem im w twarze, przebijali pałaszami, dostrzeliwali, trupy na trupach, jednego jeszcze obdzierają, drugiego dobijają, jęki, krzyki, charkot, to nasz szwadron szedł do natarcia, Apanasenko z boczku, szwadron przyodział się, jak należy, pod Matusewiczem zabito konia, więc biegnie ze straszną, brudną twarzą, szuka sobie wierzchowca. Piekło. Jakąż to wolność przynosimy, okropieństwo. Przeszukują folwark. Wyciągają z ukrycia, Apanasenko — nie trać ładunków, zarżnij go.
Pod Lwowem, 17 sierpnia
Izaak Babel, Dziennik 1920, przełożył i wstępem opatrzył Jerzy Pomianowski, Warszawa 1998.
Nagle wśród nieprzeniknionych ciemności od północnej strony odezwał się do nas bardzo bliski ogień karabinowy. Kule gwizdały na baterii tak gęsto, że początkowo nie śmieliśmy się poruszyć.
[...] Odłamki i szrapnele furczały nam nad głowami. Wtem karabiny maszynowe zaczęły bić do nas od tyłu. Skierowaliśmy tam nasz pluton. Podporucznik Tarasewicz oznajmił nam, że musimy tu zginąć, bo nie mamy się dokąd wycofać, i kazał nam nałożyć bagnety. Bolszewicy oświetlali sobie plac boju rakietami. W ich blasku widać było, jak w ulicy za nami wojsko, policja i ludność cywilna budowała barykadę oraz zasłaniała materacami okna. 2 pluton bił bez wytchnienia. Oddał on przeszło dwieście strzałów. Za każdym jego błyskiem leciały do nas chmary granatów. Nie widziałem jednak, gdzie padały, z powodu straszliwych ciemności. [...]
Siedziałem w jakimś leju po granacie, polecając duszę Bogu. Wreszcie po jakichś dwóch godzinach wszystko ucichło.
[...] Tymczasem na punkcie obserwacyjnym wszyscy byli pewni, że już zginiemy bez ratunku, brakło bowiem amunicji po dwóch dniach oblężenia.
Dzisiaj deszcz przestał nareszcie padać i trochę się przetarło. Od rana znowu zaczęła się strzelanina. 2 pluton znowu bił tak gwałtownie, że trzeba było ciągle lać wodę na lufy.
[...] Bateria jest już ostrzeliwana o wiele słabiej. Czasami tylko zagwiżdżą kule lub pęknie jakiś granat. Niedawno krążyły nad nami nasze samoloty. Artyleria bolszewicka biła do nich tak, że całe niebo pokryte było czarnymi obłoczkami pękających pocisków. [...] Podobno wczoraj nasz samolot rzucał na miasto kartki, żebyśmy się trzymali, bo idzie odsiecz.
Zamość, 31 sierpnia
Stanisław Rembek, Dzienniki. Rok 1920 i okolice, Warszawa 1997.
Dwie zwarte masy szybko zbliżają się jedna ku drugiej, widzę przed sobą Kozaków w kubankach, u niektórych burki i czerwone rajtuzy! Nagle cała ta masa zaczyna zwalniać swój bieg i staje. Słychać jakieś krzyki. To od prawej strony zza wzgórza wypada szarża 1 pułku ułanów na ich flankę i tyły! Na froncie bolszewickiej masy pomiędzy 8 pułkiem ułanów a Kozakami, pozostaje jeszcze wolna przestrzeń jakichś stu metrów. Nasza linia 8 pułku ułanów zaczyna się wahać i też zmniejsza tempo, lecz z linii oficerskiej wyskakuje podporucznik Kulik i z rewolweru mauzer daje przed siebie kilka strzałów. Sekunda i linia oficerska 8 pułku ułanów zdecydowanie runęła naprzód, pociągając za sobą szwadrony. Nasze „hurra” pokrywa wszystko. 9 pułk ułanów dołącza też do szarży.
Bolszewicy nie wytrzymują uderzenia. [...]
Pod Komarowem, 31 sierpnia
Moje walki z Budiennym. Dziennik wojenny b. d-cy 1 Dywizji Kawalerii generała dywizji Juljusza Rómmla, Lwów [b.r.].
Zacząłem zbierać całą dywizję do kupy, trzymając artylerię i taczanki na pozycji. Kazałem też przystąpić do karmienia ludzi i koni. Zająłem się w międzyczasie badaniem jeńców. Niestety, było ich tylko kilkunastu, więcej nie udało się wyrwać z rąk naszego żołnierza. Zbyt świeże były w pamięci wszystkie krzywdy i okrucieństwa budionnowców.
Jeńcy [...] byli bardzo przygnębieni i mówili, że teraz wsio propało [wszystko przepadło]. [...]
Z tego wszystkiego widziałem, że nieprzyjaciel jest już moralnie pobity i tylko od nas samych zależy, ażeby natychmiastowym pościgiem dobić ostatecznie konną armię. Wkrótce potem oddziały zaczynają maszerować, wykonując otrzymane rozkazy — jest godzina dwudziesta trzecia. Staję obok drogi i dziękuję każdemu oddziałowi po kolei. Noc jest tak jasna, że widać każdą twarz. Chłopcy są jak pijani, u każdego z oczu bije duma żołnierska i pewność siebie. Pytam najwięcej spracowane szwadrony i baterie: „Czy jesteście przemęczeni?” — „Nie! Panie pułkowniku!” — grzmi chórem potężna odpowiedź. I tyle wyczuwa się u wszystkich zapału i niezmordowanej gotowości walki, jak gdyby tylko co wyszli z koszar.
Pod Komarowem, 31 sierpnia
Moje walki z Budiennym. Dziennik wojenny b. d-cy 1 Dywizji Kawalerii generała dywizji Juljusza Rómmla, Lwów [b.r.].