Każde normalne państwo strzeże polityki zagranicznej i spraw armii zazdrośnie, jako monopolu państwowego. W państwach normalnych nikomu się nie śni prowadzić tych spraw poza państwem czy obok państwa. W państwach normalnych stronnictwo czy ludzie znają granicę, do której w tych dziedzinach mogą pójść, i ograniczają się do wpływania na czynniki państwowe, by poszły po ich linii, i nie ważą się poza [tę] granicę ani kroku zrobić.
Dotychczasowe stosunki natomiast w Polsce przypominają pod tym względem raczej – burdel niż szanujące się państwo. Nikt, kto posiada godność osobistą, znosić tego stanu nie może.
Aktorem tego palącego wstydem i hańbą widowiska, jakie daje światu dzisiejsza Polska, jestem albo ja, albo Komitet Paryski. Widowisko to uprawnia i daje piękną okazję wszystkim w Polsce do grania roli większych lub mniejszych pudli, służących na tylnych łapkach, gotowych zawsze lizać wszystkich i wszystko w imieniu Polski. Każda grupka, każdy Polaczek, zachęcony przykładem z góry, czuje się w obowiązku przed każdym oficerem obcym, przed każdym korespondentem zagranicznego pisemka meldować się i pokornie wyłuszczać swoje planiki w kwestiach polityki zagranicznej, jakie mu tylko do łba strzelą. [...]
Nic dziwnego, że każdy, kto się zetknie z Polską, musi odnieść wrażenie, że to jest targowisko niewolników, na którym każdego człowieka – czy to dlatego, że jest głupim, czy dlatego, że jest podłym, czy dlatego, że jest ambitnym – można kupić.
W takich warunkach wszystkie interesy Polski są tanie, bo przecież z każdym tańczącym i bijącym ogonem o ziemię pieskiem łatwo sobie dać radę.
Dotychczasowy ten system wydał też owoce odpowiednie.
Nikt się z Polską nie liczy i dlatego nad naszymi interesami, czy to w zaborze pruskim, czy na Spiszu i Orawie, czy na Śląsku, przechodzi się do porządku dziennego tak lekko i tak niefrasobliwie.
Warszawa, 22–26 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.