W niedzielę rano obudził nas turkot przejeżdżających gościńcem czołgów. Wybiegamy i ku największemu zdumieniu widzimy czołgi rosyjskie w doskonałej formie, jadące w kierunku Wołomina. Czołgi suną jak na rewii, twarze żołnierzy jakby stężałe w poczuciu wielkiej chwili historycznej. Witamy ich z radością. Wydaje się na, że w tak prosty i niedramatyczny sposób zdobywamy wreszcie wolność. Trzy czołgi kierują się do naszej wsi, oficer wstępuje do chaty, by się umyć. Drobny ten pozornie fakt przypomina nam jednak, że jest wojna: pojawiają się niemieckie samoloty i bombardują wieś. Czołgi uchodzą bezkarnie, połowa wsi zostaje spalona, kilkanaście osób zabitych. Czołgi zmyliły nie tylko nas; liczono powszechnie na bliskie nadejście wojsk sowieckich […]. Przednia straż czołgów została częściowo rozbita. W przeciągu następujących kilku dni zaczęły się przewalać przez wieś cofające się ze wschodu armie niemieckie.
Lipka, k. Klembowa, 30 lipca
L. Hirszfeld, Historia jednego życia, Warszawa 1946.