Wczesnym rankiem szedłem przez wieś na której my mieszkamy. Z dala zobaczyłem na ścianie sklepu jakieś ogłoszenie, poszedłem prędko przeczytać. Nowe ogłoszenie było żeby Żydzi nie jeździli całkiem na wozach (pociągami już dawno było zabronione).
Wieś Krajno, pow. kielecki, 21 marca
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Dziś wstałem wcześniej bo miałem iść do Kielc. Po śniadaniu wyszedłem z domu. Smutno mi było samemu iść polnymi drogami. Po 4-ro godz. podróży wszedłem do Kielc. Gdy wszedłem do wujka zobaczyłem, że wszyscy siedzą zasmuceni i dowiedziałem się, że wysiedlają Żydów z różnych ulic i ja się również zasmuciłem. Wieczorem wyszedłem na ulicę coś załatwić.
4 kwietnia
Całą noc nie mogłem spać jakieś dziwne myśli mi przychodziły do głowy. Po śniadaniu poszedłem do domu.
Krajno–Kielce, 5 kwietnia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Policja zrobiła u nas rewizję o jakieś wojskowe rzeczy. Policjanci pytali mi się gdzie się znajdują te rzeczy a ja zawsze mówiłem, że nie ma i już. Więc nie znaleźli i poszli.
Wieś Krajno, pow. kielecki, 18 czerwca
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Wczoraj przyjechał stróż z gminy do sołtysa żeby wszyscy Żydzi z rodzinami poszli do rejestrowania się w gminie. Na godzinę 7-mą rano byliśmy już w gminie. Byliśmy tam kilka godzin. Bo starsi wybierali Radę Starszych Żydów. Potem poszliśmy do domu.
Krajno, pow. kielecki, 5 sierpnia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Przez całą wojnę uczę się sam w domu. Gdy sobie przypomnę – jak chodziłem do szkoły to mi się do płaczu zbiera. A dzisiaj muszę być w domu nigdzie nie wychodzić. A gdy sobie przypomnę jakie wojny się toczą na świecie, ile ludzi pada dziennie, od kul, od gazów, od bomb, od epidemji i od innych wrogów ludzkich. To tracę chęć do wszystkiego.
Krajno, pow. kielecki, 12 sierpnia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Dziś pierwsza rocznica wybuchu wojny. Przypominam sobie co my już przeżyli przez ten krótki czas, ile cierpień żeśmy już przeżyli. Przed wojną każdy miał swoje zajęcie, prawie nikt nie był bezrobotny. A w dzisiejszych wojnach to 90% jest bezrobocia, a 10% co mają zajęcia. Jak my, mieliśmy mleczarnię a dziś jesteśmy całkiem bezrobotni. Tylko jest jeszcze trochę zapasów z przed wojny, to się z nich jeszcze czerpi[e], przecież się już zakończą to nie wiadomo co będziemy robić.
Krajno, pow. kielecki, 1 września
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Około godz. 10-tej rano przechodził jeden Żyd z Kielc i mówił, że od dziś będzie dzielnica żydowska w Kielcach. Przejąłem się tak tą przykrą wieścią, że cały dzień nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nawet tego samego dnia, Żydzi ci co mają jakąś rodzinę poza obrębem dzielnicy, to odjechali z Kielc i jechali do swoich rodzin. My to mamy prawie całą rodzinę w Kielcach, co teraz oni poczną. A drożyzna przecież będzie gwałtowna, jak w innych miastach co są dzielnice. Wujek dzisiej przyszedł z Kielc zaradzić się co ma począć. Tatuś mu powiedział żeby tymczasem przyjechał co my będziemy robić to i on. Więc poszedł obstalować furmankę na jutro.
Krajno, pow. kielecki, 1 kwietnia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Przyszedł do nas z Południowej Zelman, byliśmy bardzo ciekaw[i] poco on idzie. Mówił, że z Bielin przyjechał ktoś na rowerze i powiedział żeby sprzątnąć lepszą bieliznę i ubranie, bo Żandarmerja ma jeszcze tu być. Jeszcze w jego obecności sprzątnęliśmy lepsze rzeczy. Ja wychodziłem kilka razy patrzeć czy jeszcze nie jadą, ale nie było ich widać. Na wsi panowała okropna panika, jakby mieli nadjechać bandyci. Wtem już przyjechali, najprzód zrobili rewizje u jednego gospodarza i odjechali. Gdy byli już blisko nas to myślałem że, serce mi wyskoczy, tak mi biło, ale Dzięki Bogu że, Żandarmerja nie wstąpiła do nas bo pewno mieli u nas być. Ale ja mówiłem że, jak będą jechać z powrotem to wstąpią. Byliśmy tak przelęknięci że, nie wiedzieliśmy co się z nami dzieje. Gdy Żandarmerja jechała z powrotem, również nie wstąpiła. Ja zaraz poszedłem za nimi czy gdzie nie wstępują. Wstąpili u tych co byli rano. Czy co zarekwirowali tego nie mogę powiedzieć bo nie wiem.
Krajno, pow. kielecki, 17 czerwca
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Jeszcze było ciemno gdy tatuś nas wszystkich pobudził i kazał słuchać jaki okropny huk słychać z północo-wschodu. Taki huk był że, ziemia się trzęsła. Przez cały dzień słychać taki huk. Nad wieczorem jechali z Kielc Żydzi to powiedzieli że, Rosja Sowiecka wypowiedziała Niemcom wojnę. Dopiero teraz zrozumiałem całodzienny huk.
Krajno, pow. kielecki, 22 czerwca
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
O 8-ej godzinie poszedłem do pracy, nie tylko ja szedłem, szło jeszcze kilku chłopaków. Gdy przyszliśmy to woźny kazał żeby ja i jeden chłopak podawaliśmy kamienie murarzowi. Nie była to ciężka praca, lecz bardzo mi się przykrzyło przy tej pracy. Gdy mieliśmy odchodzić to sekretarz mówił żebyśmy 7 przyszli do pracy.
Krajno, pow. kielecki, 4 września
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Dziś również poszliśmy do pracy. Dziś przyszło kilkanaście osób do pracy. Kilka osób poszło szorować i bielić areszt gminny, ja też poszedłem razem z nimi. Ponieważ było dużo osób to skończyliśmy wszystkie prace i poszliśmy wczas do domu.
Krajno, pow. kielecki, 7 września
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Dziś zostały wywieszone ogłoszenia w Kielcach, że kto wejdzie albo wyjdzie z „Dzielnicy Żydowskiej” to jest pod karą śmierci. Bo do tej pory to można było wyjść i wejść do dzielnicy. Bardzo mnie zasmuciła ta nowina, nie tylko mnie ale każdego Izraelita co to słyszał. Nie tylko w Kielcach zostały wywieszone te ogłoszenia ale we wszystkich miastach Generalnego Gubernatorstwa, (tak się nazywa część byłej Polski).
Krajno, pow. kielecki, 1 listopada
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Wczoraj po obiedzie poszedłem do Bodzętyna [sic!], bo sobie robię blomby i miałem zamiar nocować. Dzisiaj wczesnym rankiem przyjechała Żandarmerja. Gdy jechali szosą to spotkali jednego Żydka idącego za miasto i zaraz go zastrzelili bez żadnej przyczyny, gdy jadąc tak dalej zastrzelili jeszcze jedną Żydówkę znów bez żadnej przyczyny. ta[k] padło 2 ofiary bez żadnej przyczyny. Ja idąc do domu bardzo się lękałem żebym się czasem z nimi nie trafił, ale z nikim się nie trafiłem.
Krajno-Bodzętyn, 12 grudnia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Wieś Krajno, pow. kielecki. Konfiskata futer u ludności żydowskiej za zarządzeniem władz niemieckich
Tatuś się akurat ubierał gdy do niego przyszedł jakiś chłopak żeby poszedł do sklepu bo go Żandarm woła a niewiadomo po co. Tatuś ubrał się i poszedł do sklepu. My żeśmy się bardzo przelękli, bo nie wiedzieliśmy po co go wzywa. W tera[źnie]jszym czasie można przecież o byle co zaaresztować. Za parę chwil tatuś przyszedł, to powiedział, żeby przyszło do niego do sklepu 5 Żydów a po co to nie powiedział. Ja zaraz poszedłem ich zawiadomić. Gdy do nich przyszedłem to też ich interesowało po [co] ten Żandarm ich wzywa. Zaraz ze mną poszli do sklepu. Po drodze trafiliśmy się z tatusiem, tatuś powiedział, żeby się wrócili do domu, bo przyszło rozporządzenie, żeby Żydzi zdali wszystkie futra nawet małe kawałeczki. A 5 Żydów będą odpowiedzialni za [tych] co nie dadzą. A u kogo spotkają lub znajdą futro, to będzie karany śmiercią, tak ostro zostało wydane to zarządzenie. Żandarm dał termin do 4-ej pp. oddać wszystkie futra. Za krótki czasu Żydzi zaczęli znosić kawałki i całe futra. Mamusia zaraz zpruła 3 futra i kołnierze ze wszystkich palt. O 4-ej Żandarm sam przyszedł do nas po futra, kazał polskiemu policjantowi żeby napisał listę oddanych futer które Żydzi oddali. Potem włożyliśmy je do 2 worków i dwóch Żydów zaniosło je do jednego gospodarza co miał je odwieźć do Bielin na posterunek. O tym zarządzeniu dowiedziliśmy się wczoraj bo tatuś był w Kielcach to nam powiedział, że to zarządzenie zostało wydane w Kielcach onegdaj.
Krajno, pow. kielecki, 26 grudnia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Obudziło mnie ze snu jakieś pukanie w okno, ubrałem się i wyszedłem otworzyć. Było to 2 Żydków z Bodzętyna [sic!] którzy jechali do Kielc i weszli się ogrzać. Zapytałem ich się czy nie ma jakiejś nowiny, to oni powiedzieli, że znów jest 2 ofiary, które zostały zastrzelone w Boże Narodzenie również bez żadnej przyczyny. Tak nie przechodzi jeden dzień żeby nie było jakiejś złej nowiny. Powiedzieli jeszcze, że w Daleszycach też się coś stało, ale nie wiedzą co. Po południu przyszedł z Daleszyc sekretarz z Rady Starszych Żydów to mówił, że padło dziś ofiarą 5 Żydów spod rąk Żandarma, bo ktoś ich oskarżył, że schowali futra. Żandarm kazał ich zakopać w jednym dole na własnym podwórzu, był to ojciec, 3 synów i córka. W Kielcach jest kilka ofiar dziennie, za wyjście z dzielnicy żydowskiej. W takich okropnych i złych warunkach przechodzą dnie i tygodnie pełne trwogi i grozy.
Kielecczyzna, 28 grudnia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Od samego rana panuje zamieć śnieżna i duży mróz, dochodzi dziś do 20'C. Gdy się tak wpatrywałem, jak wiatr hula po polach, to zobaczyłem, że stróż wie[j]ski nalepia jakieś ogłoszenie. Zara poszedłem zobaczyć co jest nowego na ogłoszeniu. Na ogłoszeniu nie było nic nowego, tylko stróż powiedział, że zaniósł do sołtysa ogłoszenia, że mają wysiedlać wszystkich Żydów ze wszystkich wsi. Gdy to powiedziałem w domu, wszyscy żeśmy się bardzo przejęli. Teraz na taką tęgą zimę będą nas wysiedlać gdzie i dokąd? Teraz przyszła na nas kolej, żeby cierpić ciężkie katusze. Pan Bóg wie jak długo.
Krajno, pow. kielecki, 11 stycznia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Po śniadaniu poszedłem z bratem zemleć w żarnach trochę żyta. Gdy żeśmy już szli nazad, to zobaczyłem, że Żydzi robią u śniegu koło nas, a stróż ich pilnuje. Stróż nam zaraz kazał iść do śniegu. Kazał nam robić aż sołtys będzie jechał z gminy, bo rano jechał. O czwartej jechał nazad, stanął i weszedł do sklepu i stróż zaraz też poszedł. Gdy stróż wyszedł ze sklepu to kazał nam się ustawić dwójkami łopaty na ramiona i maszerować w górę. Mówił, że mu sołtys dał takie rozporządzenie i musieliśmy go słuchać. Zaprowadził na samą górę, gdzie jest największy mróz i zamieć i kazał nam robić a sam poszedł do jakiegoś domu i kazał robić do zachodu słońca. My żeśmy płakali z zimna, każdy musiał stać do zachodu słońca a potem przyszedł po nas. Znów nas ustawił w dwójki i szliśmy. Przyszliśmy pod sklep, to sołtys jeszcze był. Chociaż był już wieczór i jeszcze nam nie kazał iść do domu. W wieczór dopiero nas zwolnił i jutro wcześnie przyjść do roboty.
Krajno, pow. kielecki, 19 stycznia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Rano po śniadaniu poszedłem z tatusiem odrzucać śnieg. Robiąc przy śniegu przyszedł z innej wsi dozorca od śniegu i powiedział żebyśmy wszyscy poszli do śniegu na inną szosę 3 km. od nas. Tatuś powiedział, że sołtys kazał robić koło nas, a on zaczął robić awantury, tatusia uderzył i wygonił wszystkich do śniegu, ja nie poszedłem bo żem się schował a tatuś poszedł do sołtysa zapytać. Sołtys nie kazał iść ale tatuś poszedł, bo w dzisiejszym czasie każdy może oskarżyć przed Żandarmerją. Nie robili długo, poszli przed 12-tą a przyszli o 3-ej.
Krajno, pow. kielecki, 22 stycznia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Przyszedł do nas stróż żeby iść do śniegu i zaraz my poszli. Przyszli również inni Żydzi i odczyściliśmy szosę jak ulicę. Policja przechodziła, to też im się spodobało.
Krajno, pow. kielecki, 24 stycznia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Ktoś mi powiedział, że komitet od kontyngentu i Niemiec będą robili rewizje za zbożem. Może za godzinę zaczęli robić rewizje. Ja poszedłem do śniegu. Robiąc przy śniegu jakiś chłopak mi powiedział, że ten Niemiec weszedł do jednego Żydka, wszystkich wygonił i kazał wrzucać śnieg do domu bo jest brudno. Ja nie dowierzałem, na wieczór tam poszedłem, tom się przekonał, że jest prawda co on mówił mi rano. Że byli pełno w lęku i w trwodze, to każdy sobie może pomyśleć. On tu był u tego Żydka, jego syn został zastrzelony.
Krajno, pow. kielecki, 8 lutego
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Gdy zjadłem obiad przyszedł stróż, żeby iść do śniegu za szkołę, no i poszedłem. Wstąpiłem u innego Żydka czy idą do śniegu. Gdy ja wchodziłem to inny Niemiec z komitetem wychodzili. Gdy wszedłem to mieszkanie było nie do poznania tak była przeprowadzona rewizja. Dostali wszyscy, to rzecz oczywista. Gospodarza domu nie było, bo był u śniegu, więc poszli tam do niego, dostał porządnie i ostrzygli mu brodę. U śniegu robiliśmy do wieczora. Akurat tatuś jechał z Kielc, jak Niemiec i komitet weszli do nas. Nie przeprowadzili tak ścisłej rewizji. Wychodząc kazali sobie dać na kolacje dwie kury, a jeden z komitetu kazał sobie da[ć] butelkę wódki. Musieliśmy dać wódki i jedną tylko kurę.
Krajno, pow. kielecki, 9 lutego
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Przyszedł stróż wiejski z jakimś ogłoszeniem przybijać. Nie było wcale ogłoszenie lecz karykatura Żydów. Jest narysowany Żyd co miele mięso i kładzie do maszynki szczura. Drugi wlewa kubłem wodę do mleka. Na trzecim obrazku stoi Żyd co ugniata rozczyn ciasta nogami, a robaki chodzą po nim i rozczynie. Tytuł ogłoszenia jest następujący: Żyd to oszust jedyny Twój wróg.
A na dole podpis:
Stań, przeczytaj widzu miły,
Jak Cię Żydy osaczyły,
Brudną wodę da do mleka,
Zamiast mięsa szczura sieka,
Rozczyn ciasta z robakami,
Ugniatany jest nogami.
Krajno, 12 lutego
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Od samego rana czekaliśmy z niecierpliwością posłańca, ale nie przyszedł. Już my się zdali na łaskę Boga, na wszystko jesteśmy przygotowani z otwartymi rękami. Po południu tatuś poszedł do Bodzętyna [sic!], powiedział, że ma przyjechać furmanką dziś albo jutro po rzeczy. W wieczór tatuś przyjechał furmanką, pomogłem wprowadzić konia do obory, potem zaczęliśmy przygotować rzeczy do pakowania. Wybraliśmy kartofle do worków. Zeszło nam do 1-ej w nocy, spać mi się nic nie chciało. Rozebraliśmy jedno łóżko również. Spać się nikt nie położył, wszyscy drzemali bo tatuś miał odjechać o 3-ej. Ja i brat położyliśmy się trochę do łóżka. Gdy władowywali na furę to nic nie słyszałem, słyszałem tylko jak mamusia mówiła, że tatuś wyjeżdżając z podwórka to dyszel uwiązł w zaspie i długo się męczył zaczem wypchał sanie.
Krajno-Bodzentyn, pow. kielecki, 28 lutego
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Wcześnie rano poszedłem zmówić furmankę. Zmówiłem jednego chłopa, ma wziąć jakieś rzeczy z domu i jutro pojedzie. [...] W naszej wsi nie ma prawie człowieka żeby nie żałował nas. Niektórzy nawe[t] nie chcą przyjść do na[s] bo mówią, że nie chcą patrzeć na czyjeś nieszczęście. Kuzyn mnie prosił żebym z nim pojechał po maszynę. Przed wieczorem pojechałem sankami. Na sanki włożył stolik od maszyny i ¼ q ziemniaków, i pojechałem do domu, a on został i jeszcze miałem raz przyjechać. Przyjechałem, to kolacja była już gotowa. Ja już nie poszedłem tylko brat poszedł. Po kolacji naszło się do nas dużo chłopów, przyszli odwiedzić nas, bo już nas nie będzie. Gdy sobie pomyślałem, że musimy stąd odjechać to musiałem wyjść na dwór, tak żem się rozpłakał, że stałem więcej jak ½ godziny i szlochałem.
Krajno-Bodzentyn, pow. kielecki, 10 marca
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Już się rozwidniło gdy ktoś zaczął pukać w okiennice. Był to ten furman, co tatuś był u niego budzić. [...] Przyprowadziliśmy sanie i zaczęliśmy szykować się do odjazdu. Za jaką godzinę przyprowadził konia. Ja przód poszedłem, bez opaski. Gdy wychodziłem to słowa nie mogłem powiedzieć tak mi się serce ścisnęło. Z pięć km. szedłem całkiem bez pamięci, nie wiedząc w jaki sposób tak prędko szedłem. Całą drogą furmanka mnie nie mogła dogonić. Idąc drogą lękałem się bardzo, gdyby zachowaj Boże kto nas spotkał to...
Dzięki Bogu przejechaliśmy szczęśliwie.
Krajno-Bodzentyn, pow. kielecki, 12 marca
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Żandarmerja i policja przyjechała [...]. Nie wiedzieliśmy po co przyjechali. Będąc w okropnej trwodze czekaliśmy jakiejś chwili, nie wiedząc jakiej. Co chwila wychodziłem przed bramę, na tak cicho jak by wszyscy wymarli, tylko Żandarmi się przechadzali. Stojąc przed bramą dowiedziałem się, że robią rewizje u Żydów. Na ulice nie miałem odwagi wyjść. Gdy zrobili rewizje u kilku Żydów znajdując różne towary to kilku ich odjechało a resztę jeszcze zostało. Szukając jeszcze z godzinę ci również odjechali. U tych co znaleźli różne towary paskarskie to zaprowadzili do aresztu. Zkonfiskowane towary zabrali na ciężarowe auto, nie bałamucąc długo nazad powrócili. Tych zaaresztowanych zabrali do Bielin.
Bodzentyn, pow. kielecki, 23 marca
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Naprzeciwko nas został zabrany mąż i żona a dwoje dzieci zostało. Znów słychać, że ojciec tych dzieci został zastrzelony 2 dni przedtem, w wieczór, a ją wywieziono do Kielc ciężko chorą. Żandarmerja będąc w Słupii zabrała trzech Żydków a w Bielinach się z nimi rozprawili, (oczywiście nie co innego jak zostali zastrzeleni). W tych Bielinach już się naprawdę, przelało dużo krwi żydowskiej już się naprawdę zrobił cmentarz żydowski. Kiedy przyjdzie koniec tego okropnego rozlewu krwi. Gdy dłużej tak będzie to z samej grozy ludzie będą padać jak muchy. [...] Żeby nie było jednego dnia spokojnego. Nerwy się już całkiem wyczerpały, jak słyszę co, o jakimś nieszczęściu to oczy mi wychodzą na wierzch i głowa mnie zaczyna boleć, to wtedy jestem taki wyczerpany, jak po najcięższej robocie. Nie tylko ja ale każdy.
Pow. kielecki, 10 kwietnia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Zaraz z rana dowiedziałem się, że Żandarmerja przyjechała i robią rewizje u Żydków, a troje z jednego domu zabrali. Teraz robią rewizje u innych. U jednego krawca znaleźli bardzo dużo towarów i dwadzieścia futer zakopiańskich, a jego zaraz zabrali. Zrobili rewizje u kilkunastu Żydów zabierając dużo towarów. Zrobili rewizje u sąsiada, zabrali mu wszystko co tylko posiadał, nawet brudną bieliznę, użytkowane ubranie również zabrali. Pozabierali rzeczy wcale nie paskarskie. Lękaliśmy się bardzo żeby czasem do nas nie weszli, tatuś wyszedł z domu ale i tak się lękamy chociaż my nic nie mamy ale u wujka coś by się znalazło. Ale Bóg dał, że od sąsiada wyszli a do nas nie weszli. [...] Skończywszy rewizje u wszystkich to przyjechały furmanki po ten towar. Ten towar ładowali kilka godzin. Ja patrzałem jak ten obóz wyrusza. 5 fur było towaru, różnego! [...] Miasteczko jest teraz w okropnym nastroju, bo gdzież to żeby ciągle były rewizje u Żydów i zawsze znajdują paskarskie towary u nich.
Bodzentyn, 14 kwietnia
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Okropny dzień! Około godziny 3-ciej obudziło mnie jakieś stukanie. To już policja robiła obławę. Nie przeląkłem się, tatuś i kuzyn są w Krajnie i wiedzą, a reszta kuzynów się schowała. Za jakieś parę minut usłyszałem pukanie do drzwi, wujek zaraz im otworzył. Weszedł polski policjant i żydowski. Zaczęli zaraz szukać, zobaczył mnie i kazał mi się ubierać a drugi zapytał mi się ile mam lat, powiedziałem, że 14 to dał mi spokój. Przeszukali trochę ale nikogo nie znaleźli zabrali tylko dwóch z Płocka. Chociaż się nie lękałem ale dygotałem jak w febrze. Gdy odeszli to zaraz usnąłem.
Bodzentyn, 6 maja
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Mówią, że i dziś będzie obława, bo brakuje jeszcze 120 ludzi. Każdy mężczyzna się schował, na ulicy jest bardzo cicho. Stojąc na schodkach zobaczyłem, że jedzie trzy samochody i zaraz poznałem, że te same co we środę. Zaraz się zrobił popłoch, wszyscy uciekali z mieszkań do lasu, policja zaczęła już łapać ludzi. Ciocia przyszła powiedzieć, że takich jak ja też łapią. Zmieszałem się z początku, ale zaraz się zorientowałem że muszę się schować. Poszedłem do polskiej sąsiadki i tam byłem. Słysząc było jaki szelest lękałem się okro[p]nie żeby tu nie weszli. […] Niedługo tam byłem a samochody zaraz odjechały, dwa tylko były pełne a trzeci pusty. Zaraz poszedłem do domu, mogłem być w domu śmiał[o], nikt nawet nie weszedł. Na ulicę już nie wychodziłem cały dzień.
Bodzentyn, pow. kielecki, 8 maja
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Żydowska policja otrzymała polecenie, że brakuje jeszcze 50 osób. Zaraz po otrzymaniu polecenia zaczęli łapać. Już nigdzie nie szedłem, byłem w mieszkaniu, ale Bogu Dzięki nie weszli.
Bodzentyn, pow. kielecki, 10 maja
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
Gdy kielecka Żandarmeria odjechała to jeszcze zostało 8 z Bielin. Jeden Żandarm przychodząc koło jednego podwórka zobaczył jak jedna Żydówka ucieka, zaraz jej kazał natychmiast stanąć, ale ona nie usłuchała tylko uciekała dalej, jak ona nie chciała stanąć to strzelił za nią i trafił ją za pierwszym razem, potem kazał ją pochować tu gdzie wszyscy zastrzeleni. Jaki okropny los ją spotkał, żeby bez żadnej przyczyny zastrzelić. Gdy leżała na podwórku to przecież ona ma 6 dzieci, to nawet nie dano im się do niej zbliżyć, a jak które zaczęło płakać to bił.
Bodzentyn, pow. kielecki, 29 maja
Pamiętnik Dawida Rubinowicza, Warszawa 2005.
W wyniku działań wojennych teren naszego województwa bardzo ucierpiał. Zniszczony został powiat stopnicki, kozienicki, opatowski, sandomierski i częściowo kielecki. Około 40.000 gospodarstw zostało zniszczonych. Musimy sobie tu uprzytomnić, że cały ten teren [...], to jedno wielkie pogorzelisko poorane pociskami, spalone, zniszczone, na którym po ukończeniu działań wojennych nie tylko zabrakło domów i zapanował głód, ale zapanowała choroba i wielka nędza. Z tych 40.000 gospodarstw zniszczonych działaniami wojennymi pozostało jeszcze do dnia dzisiejszego około 1400 gospodarstw wymagających dalszej opieki i odbudowy.
Te 1400 gospodarstw [...] można by podzielić na dwie zasadnicze kategorie, mianowicie: na około 350–400 rodzin z powiatów kozienickiego, opatowskiego, sandomierskiego, częściowo kieleckiego, które do dnia dzisiejszego zamieszkują bunkry. Są to rodziny, które mieszkają 1–3 metry pod ziemią; zamiast dachu lepianki te przykryte są zlepkiem słomy, z której sterczą małe kominy od kuchni. Rodziny te zamieszkują bunkry wybudowane przez armię hitlerowską bądź też zamieszkują piwnice. Mamy na terenie naszego województwa jeszcze około 400 rodzin, które żyją dosłownie w jaskiniach.
Drugą kategorię stanowią gospodarstwa, rodziny, które w dużym stopniu własnym wysiłkiem, z pomocą kredytów państwowych, zbudowały sobie, że tak powiem, bunkry na powierzchni ziemi. Tzn. zbudowali sobie mały szałas, mający w jednym wypadku 3 m2, w innym 2 m2 powierzchni, zbudowany częściowo z drewna, z desek, z gliny lub jakiegoś innego materiału. Trudno to nazwać nawet najprymitywniejszym mieszkaniem.
Kielce, 19 maja
Archiwum Państwowe w Kielcach, zespół Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach, sygn. 744–747, [cyt. za:] Barbara Kasprzyk, Akcja bunkrowa, „Karta” nr 65, 2011.