Zabawna burza w szklance mętnej warszawskiej wody ucicha powoli, ale różne patrioty dziennikarskie w dalszym ciągu szczują, plują, rozdzierają szaty. Ważą się też losy moje na szalach ministerstwa sprawiedliwości: medytuje sam minister, czy mi proces wytoczyć, czy nie.
A po ulicach Warszawy chodzą dzieci z karabinami (dziś to obserwowałem w pochodach z powodu święta narodowego). Oczywiście, że tak samo łażą uzbrojone szczeniaki w Paryżu, Tokio, Moskwie, Rzymie itd. Rzecz w tym, aby nigdzie nie łaziły.
Warszawa, 11 listopada
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Kochany Panie Marianie!
Bardzo Panu dziękuję za miły list! – „My pacyfiści” – ? Nie czas na pacyfizm. Nigdy nie byłem i nie będę pacyfistą-doktrynerem. Beck słusznie powiedział, że „nie ma pokoju za wszelką cenę”, więc nie ma i pacyfizmu za wszelką cenę. Jeżeli mi ktoś (ktokolwiek!) chce ojczyznę ruszyć – to w zęby; bez pacyf izmów; bez humanitaryzmów; bez żadnego w ogóle gadania. A że różne błazny, padalce, zasrańce i nienawistniki żerują sobie na moim wierszu [Do prostego człowieka, wydrukowany w „Robotniku” z 27 października 1929], pisanym 10 lat temu i skierowanym do wszystkich narodów – to już ich błazeńska, padalcza, zasrańcza i nienawistni cza sprawa. Pies im plugawe mordy lizał. Powinni być surowo karani za to, że teraz mój wiersz przedrukowują i przez to go rozpowszechniają.
Warszawa, 6 maja
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Kochany Panie Bolesławie!
Owszem, racja: jestem świnia, żem dotychczas do Pana nie napisał. […] Ale jakże się tu nie ześwinić w tych koszońskich czasach! Nie ma Pan wyobrażenia, kochany Panie, jakie bydlę się ze mnie zrobiło… Nic nie piszę, nic nie myślę; tępota taka, że pień jest przy mnie –brzytwą. […] Niech Pan, broń Boże, nie myśli, że żartuję. Zestawienie kilkunastu słów w jedną maleńką strofę wydaje mi się niedoścignionym ideałem. […]
Dalej: czy celem moich „męczarni twórczych” (dygotania w niewynikłym jeszcze rytmie, wydrapywania z opornych rzeczy i zdarzeń najistotniejszych słów, grupowania ich w związki wybuchowe, doprowadzania zdań do wrzątku, aby w pewnej chwili ścinać je mrozem ostatecznej formy – i mnóstwo innych potwornych trudów) – czy celem tego wszystkiego ma być: a) odbudowa niepodległej Polski tj. powrót na teren Rzczypospolitej władz i urzędów, które obecnie tam nie władają i nie urzędują, przy czym powrót ów pociągnie za sobą zaistnienie państwowego bytu, mającego na celu administrowanie zbiorowym życiem narodu, b) szczęście przyszłych pokoleń, które z utworu mojego czerpać będą siły duchowe, potrzebne im do realizowania ideałów ogólnoludzkich (żeby np. w szklanych domach się mieszkało), c) „wkład do literatury nieprzemijających wartości artystycznych, które świadczą o nieprzerwanej walce człowieka o dobro, prawdę i piękno”, d) zastępcze zaspokojenie w ten sposób nieosiągalnych na ziemi rozkoszy EROS-tycznych, e) żeby być sławnym; mieć większy pogrzeb; zarobić i przepić, f) że muszę; że inaczej nie mogę (ależ przyczyna nie może być celem); g), h), i), j), k) etc. etc. – niech mi Pan koniecznie odpowie, który z tych domniemanych celów usprawiedliwiałby: a) mękę tworzenia, b) mękę nietworzenia.
Coś w tym przecież musi być, że impotencja poetycka (przy całkowitym zachowaniu tej drugiej, popularnej) wtrąca człowieka w nieopisaną rozpacz i o myśli samobójcze przyprawia.
Paryż, 3 kwietnia
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
My siedzimy tu od 25 VI, właściwie internowani, gdyż nie wolno nam ruszyć się z Porto. O otrzymaniu jakiejkolwiek wizy nie ma mowy. Telegrafowałem do Rysia, do Pen-Clubu amerykańskiego, do Kapera i In., ale nikt się jeszcze nie odezwał. Czy Kot jest w Londynie? Pisałem do niego (na adres ambasady), prosiłem o obiecane pieniądze. Czy istnieje możliwość załatwienia tej sprawy? Pomóż mi, mój kochany, bo jesteś w rozpaczy. Nie wątpię, że i Wam nie lepiej.
[…]
Porto ładne, ale strasznie hałaśliwe. Piekielny żar. Świetna kawa i papierosy. Ale – „to ma starczyć”?
Ściskam Was wszystkich i całuję. Telegrafujcie, piszcie, ratujcie.
Porto, 4 lipca
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Najdroższy Kaziuczku!
[…] O wizę, jak wiem z własnego doświadczenia, bardzo trudno. Z tego właśnie powodu, nie chcąc czekać w Portugalii, pojechałem byle gdzie, tj. do Brazylii, i tutaj w dalszym ciągu staram się o stałą wizę do Ameryki Północnej (turystycznej ani przejazdowej nie warto brać, bo Amerykanie wylewają bez pardonu, gdy tylko termin mija – i święty Boże nie pomoże). Napisz mi zaraz lub zatelegrafuj o swoich i przyjaciół planach. Czy mogę Wam być w czymś pomocny? Gdybyście się zdecydowali na Brazylię, zacząłbym tu działać w sprawie wiz dla Was – bo i o to niełatwo teraz. Jak stoicie z forsą? Osobiście nie mógłbym Wam pomóc (chyba, że dostanę jakąś większą sumę z New Yorku, o co się staram), ale może by mi się udało wydostać coś z poselstwa, z którego pomocy sam dotychczas nie skorzystałem. Tutaj tanio: pensjonat dla 2 osób można mieć za 700–1000 milrejsów miesięcznie (tj. za 35–50 dolarów), a w interiorze znacznie taniej. O jakichkolwiek zarobkach ani marzyć. Rio, dla przyjezdnego i bezrobotnego, jest wyłącznie plażowo-rozrywkową i kawiarniano-spacerową miejscowością. Zoppot – Biarritz – Nizza w olbrzymiej i wspaniałej skali. Skala nieopisana, prawie tak wielka, jak wstrząsająca uroda tego miasta. Gdy się pobędzie parę tygodni, gdy się człowiek napatrzy do syta – rzygać się chce. Nic się tu nie dzieje. Szalejąca przyroda męczy prędko, a z przyjemnymi, uprzejmymi, pełnymi ogłady i życzliwości Brazylijczykami można prowadzić (po francusku) łatwe, więc męczące, rozmówki na mdlące tematy „intelektualne”. Mnie już w Paryżu te rzeczy doprowadzały do torsji, więc ich unikałem, a co dopiero tutaj. Pić nie można, bo klimat nie sprzyja, o deszczu i błocie mowy nie ma, ciemnych, cichych szynczków nie znajdziesz – więc co tu robić? Dlatego ciągnie mnie do New Yorku, gdzie Żydkowie z Polski prowadzą małe restauracyjki, gdzie życie jest wprawdzie 3–4 razy droższe, ale za to ostrzejsze i trudniejsze. Naszym złamanym i chorym sercom obco tu i markotno w tej oranżeryjnej atmosferze. Nie […] mogę, żeby było tak łatwo, miękko i okrągło.
O sobie nic nie mogę Ci powiedzieć. Jestem zrozpaczony, otępiały, osłupiały, bez żadnej wiary i nadziei na przyszłość.
Rio, Brazylia, 10 września
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Przed trzema laty, w najcięższym okresie bohaterskiej walki narodu radzieckiego, zwróciłem się do Pana i do pisarzy rosyjskich ze słowami pełnymi wiary w przyszłe zwycięstwo nad teutońskimi barbarzyńcami. Dziś, w radosną chwilę spełnienia naszych marzeń, kiedy niezwyciężona Armia Czerwona zbliża się do samego serca Polski, niosąc wyzwolenie memu narodowi, podzielam z Wami ogromną radość zwycięstwa słusznej sprawy nad złem.
White Plains, USA, 24 lipca
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Kochany Józiu! […]
Co do mnie, to czekam przede wszystkim na przyjazd ambasadora do Waszyngtonu, aby się dowiedzieć, w jaki sposób jak najprędzej wrócić do kraju naszej młodości. A jadę tam po nową młodość. Wierz mi, że to szczerze czuję. Będzie tam z początku ciężko, trudno, smutno, nawet obco. Ale powiedz mi, jak jest tutaj, in this country (wymawiaj: kałntri, z wykrzywioną gębą)? Łatwo? wesoło? swojsko? A będzie tu coraz ciężej, coraz smutniej, coraz bardziej obco. Więc niby po co sterczeć? Dla jakich ajdialsów? – Myślę, Józiu, że i Ty powinieneś poważnie zastanowić się nad powrotem. Zwłaszcza ze względu na Elżunię, bo grozi jej, jak wszystkim dzieciom europejskim na tym kontynencie, ajskrimizacja uczuciowa i intelektualna. Obserwuję to na jej rówieśniczkach, przebywających w Kanadzie. Poza tym: z czego Ty będziesz żył? Nasz rząd otoczy pisarzy najczulszą opieką – ale w kraju. Tutaj przecież nie będzie przysyłał „zapomóg”, bo to byłoby groteskowym zjawiskiem. Nie myśl, że Ciebie w kraju „nie chcą” i pozbądź się nałogu jałowych rozważań o swoich „grzechach” i „winach” z powodu niebytności w Polsce w ciągu ubiegłych sześciu lat. Ani Tobie, ani krajowi nie da to żadnych korzyści, ta psychologiczna jękliwość, te bezpłodne lamenty sumienia. Nikt do Ciebie nie będzie miał o nic pretensji: że nie byłeś, że nie cierpiałeś, że nie pisałeś, że nie podpisywałeś ze mną oświadczeń prosowieckich i pro lubelskich – ani nawet o to, że podpisywałeś jakieś antylubelskie. Te rzeczy się skończyły i nie należy o nich myśleć. Należy jedno: pracować nad rekonstrukcją żywych objawów kultury polskiej. Możesz być w Polsce tym, czym jesteś, nikt Ci w „światopogląd” nie będzie zaglądał. Oczywiście, jeżeli zaczniesz działać przeciw rządowi, jego zarządzeniom politycznym itd. albo jeżeli się spikniesz z faszystowskimi skurwysynami, którzy ciągle jeszcze prowadzą tzw. krecią robotę – pójdziesz do więzienia. Ale przecież ty nie jesteś polityk, ale Józio Wittlin, pisarz. Możesz więc być redaktorem, komentatorem innych pisarzy, wydawcą jakiejś biblioteki popularyzującej literaturę – polską, grecką, francuską, włoską – możesz pracować w bibliotece, w radio, w teatrze, możesz tłumaczyć książki i sztuki, możesz być nauczycielem, asystentem jakiegoś profesora literatury – roboty na każdym polu będzie po uszy. I nie myśl, jak myślą durnie, że Cię ktoś będzie „zmuszał” do pisania tych, a nie innych, utworów. To tylko zrozpaczeni durnie i bankruci rozsiewają te plotki. Bo zależy im na tym, aby do Polski wróciło jak najmniej ludzi i żeby w Polsce było jak najgorzej. Błagają oni Boga nie tylko o upadek kultury i literatury polskiej, ale o głód, epidemie, pożary, wojnę domową, pogromy Żydów itd. bo teraz tylko nieszczęścia i klęski kraju będą ich radością, zwycięstwem i… otuchą na przyszłość. – Czy zastanowiłeś się nad takimi zjawiskami, jak wyniki wyborów w Anglii, sprawą Leopolda w Belgii, koalicją komunistyczno-socjalistyczną w Norwegii, ostro-lewicowymi nastrojami we Włoszech etc., etc.? Czy tam wszędzie był Stalin i GPU? Sławetne „zastrzyki”? A zobaczysz, w październiku jakie będą rezultaty wyborów we Francji! Więc i w Polsce, mój kochany, wszystko poszło radykalnie na lewo – i za zbliżeniem ze Sowietami. – Gdzież więc jest Twoje miejsce, poeto i synu wymordowanego narodu? Z rewolucją europejską, która się właśnie odbywa – od Oslo po Neapol, od Madrytu po Warszawę. – Chcesz, to wrócimy razem.
Toronto, 31 lipca
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Kochany Jarosławie! […]
Dopiero po powrocie prof. Langego będę mógł ustalić datę wyjazdu do kraju. […] W ogóle 95% uchodźców uważa mnie za „agenta Stalina”. Ale jest grono ludzi, z którymi przez cały czas jestem w bliskiej serdecznej przyjaźni […]. Od roku nic nie piszę. Kwiaty polskie są w 2/3 ukończone. Resztę napiszę w kraju. To, co jest gotowe, liczy mniej więcej 8–9 tysięcy wierszy. Posyłam Ci pewne fragmenty, z prośbą o wydrukowanie w Twoim piśmie (którego jeszcze nie widziałem, jak również innych pism polskich); specjalnie byłbym Ci wdzięczny za umieszczenie fragmentów Kwiatów w jakimś piśmie łódzkim. – Przetłumaczyłem ostatnio pierwszą pieśń Oniegina. Oprócz tego pracuję nad słownikiem „slangu” polskiego, co zresztą, z braku źródeł, jest tutaj b. utrudnione; w kraju będę to kontynuował. […] Z Ameryką nie zżyłem się. Męczę się właściwie w tym kraju. To moja wina, nie Ameryki. – Wciąż jeszcze dają mi się we znaki moje przypadłości lękowo-agorafobiczne – i znowu cała nadzieja, że to w Polsce przejdzie.
Nowy Jork, 14 września
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Kochany Karolu! Sam nie wiesz, jak często wracałem myślą do Ciebie w czasie tych strasznych siedmiu lat – strasznych, wierz mi, i dla nas, „szczęśliwych i bezpiecznych uchodźców”. Z wielką radością dowiedziałem się, że żyjesz, jesteś, piszesz. […]
Karolu, przyjacielu młodych, szczęśliwych lat! Gdzie nasza młodość? Już Ci odpowiadam na to banalnie-retoryczne pytanie: przed nami, w przyszłości. Mimo wszystko, mimo wszystko… Wrócę wkrótce (za kilka miesięcy) do kraju i jak opętany zabiorę się do takiej właśnie pracy, jaką robił Kraszewski: wydobywanie z ukrycia nieznanych skarbów naszej kultury, odkopywanie rzeczy nieznanych lub zapomnianych a pięknych i istotnych. Marzę o studiach nad „nieoficjalną” literaturą polską. Co się stało z gronem naszych wspólnych przyjaciół-szperaczy? Wiem o kochanym Kaziu Piekarskim, że nie żyje (a może, co dałby Bóg, mylnie mnie poinformowano?). Gdzie Krzyżanowski, Borowy, Bystroń? Co porabiają? Pamiętasz, jakeśmy się zbierali u mnie, pili reńskie wino i gawędzili „uczenie”? Czy żyje Doroszewski? […]
Napisz do mnie, pozdrów przyjaciół – i oni niech napiszą. Lotnicze listy z Warszawy przychodzą tu już po 10–14 dniach.
Nowy Jork, 24 października
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Moja angielszczyzna (amerykańszczyzna), po 5 latach pobytu w tym kraju, przedstawia się w tragicznie. Po to, żeby minutę (gruba przesada! 10 sekund!) mówić, muszę się kwadrans przygotowywać, więc możesz sobie wyobrazić, jak wygląda moja „konwersacja”, gdy się przypadkiem znajdę w towarzystwie amerykańskim […].
[…] chciałbym już jak najprędzej być w Polsce, gdzie bez najmniejszego trudu potrafię wyrazić wszystko, co czuję, np. „A von, faszystowski skurrrwysynu, dyszlem tam i nazad w…” etc., etc. W tym miejscu dostaję w mordę, ale chociaż wypowiedziałem się. – Jeżeli chodzi o powrót do kraju, mam te same niepokoje i rozterki, co Ty. Pod jednym względem jestem w gorszej sytuacji: że ja na pewno w Ameryce nie zostanę, gdy dla Ciebie pozostanie w Anglii nie będzie niczym bolesnym, może nawet przeciwnie. A ja w tych Sojedinionnych Sztatach czuję się jak dziecko (niestety nie pijane) we mgle. Ktoś o tym kraju powiedział dowcipnie, że bezpośrednio z czasów pionierstwa wkroczył on w okres dekadencji. Bez wszystkiego, co powinno było odbyć się w „międzyczasie”. Jest to społeczeństwo, w którym od wieku idee przemysłowe stale pożerają wszystkie inne. Wojna z Hitlerem była tutaj także zjawiskiem przemysłowym, bez żadnych właściwie korzeni ideologicznych. It was a business they had to do. The business is done – I Hitler przestał być wrogiem. Teraz, z pomocą radaru, wybierają sie na księżyc. Obliczyli nawet (bez żartów, sam czytałem), ile dolarów będzie kosztował przejazd dla jednej osoby (jeżeli się nie mylę, 28 000), Macy’s założy tam filię swego babilońskiego przedsiębiorstwa, a firma Coca-Cola (która rocznie wydaje na reklamę więcej, niż przedwojenna Polska na nowe szkoły i szpitale) będzie księżyczanom sprzedawała swoją mdłą lurę. Poza tym okaże się, że z księżyca najlepiej wycelować atomową bombę na Kreml.
Nowy Jork, 4 stycznia [właściwie: lutego]
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Kochany Tuwimie,
Ktoś mi napisał, że Pan żyje i jest w Warszawie, dlatego próbuję pisać do Pana. – Jestem tutaj od września 1939 r. Od 1941 r. nie miałam już żadnej styczności z Zachodem, aż do lutego b.r. – Od 194 do lutego b.r. nie miałam żadnych wiadomości z kraju, z gazet polskich od 1941 do dziś nie widziałam żadnych. – Czy mógłby Pan przysłać mi trochę polskich gazet? Nie mam radia od 1941 i nie wiem zupełnie, co się dzieje na świecie. Daję od siedmiu lat tutaj lekcje języków, a że znam perfekt rosyjski, angielski, niemiecki i francuski – mam dużo uczniów. Tylko że Kluż trzy razy zmienił ludność, odkąd tu jestem.
Cluj, Rumunia, 6 sierpnia
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Moja Miła, Droga Kaziu! Czy nie czas, aby się Pani z naszą nową literaturą zaczęła zaznajamiać już w kraju? Pisała mi Pani, że, aby przyjechać, musi Pani najpierw mieć gwarancję otrzymania pracy. Rozmawiałem w tej sprawie z najmiarodajniejszymi czynnikami, które mi oświadczyły, że żadnej „gwarancji” udzielić nie mogą, ale nie wątpią one, że pracy będzie Pani miała tutaj ile dusza zapragnie. Jest Pani wykwalifikowaną urzędniczką, zna Pani języki i – „last not least” – jest Pani przecież znakomitą literatką, nie ma więc najmniejszej obawy, aby Pani mogła być bezrobotną. Nie śmiem namawiać Pani do powrotu do Polski, bo skądże mogę wiedzieć, jak Pani zareaguje na naszą nową rzeczywistość. Dla mnie jest ona ciekawa, nawet piękna, a co najważniejsze głęboko zobowiązująca pisarza w stosunku do społeczeństwa. Jedyną namową niech będzie następujące stwierdzenie, szczere i doprawdy z głębi serca płynące: jestem bardzo szczęśliwy, że do Polski wróciłem, nie ma takiej zagranicy, w której dziś chciałbym przebywać.
Proszę o wiadomość, jakie są Pani zamiary. Jednocześnie składam ofertę na spełnienie wszelkich próśb Pani i okazanie każdej pomocy, niezależnie od tego, czy Pani wróci do Polski, czy nie. jedna rada praktyczna: proszę sobie zapewnić w Warszawie mieszkanie, bo z tym najtrudniej, ale myślę, że skoro siostra Pani mieszka tutaj, to i dla Pani znajdzie się miejsce.
Warszawa, 24 stycznia
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Konstanty! Jestem, jak wiesz i pamiętasz, starym, wypróbowanym wielbicielem, a nieraz entuzjastą Twoich wierszy. Na tle lirycznej dekadencji rzekomo awangardowej i bezładu oraz dezorganizacji artystycznej, znamiennej dla twórczości licznych poetów młodszego, niż moje, pokolenia (żeby nie było fałszywych domysłów: NIE o Przybosiu mowa); śród bełkotu bezkarnego niestety, jakim epatują, nie wiedzieć kogo, nieodpowiedzialni za własne słowa „wizjonerzy”, odkrywcy dawno odkrytych ameryk, wzruszająco naiwni naśladowcy lepszych i gorszych poetów francuskich z lat międzywojennych; […]
Odpowiedzialność! – oto pierwszy dziś, moim zdaniem, obowiązek poety. Harmonijne powiązanie, nawet więcej: amalgamat odpowiedzialności artystycznej i społecznej za swoje słowa. Odpowiedzialność – to świadomość, że nasze wiersze czytać będą tysiące ludzi – a w „Przekroju” setki tysięcy; świadomość, że nasze słowa nie spłyną bez śladu, ale mogą utkwić w sercu i umyśle czytelnika – wyjrzyj przez okno: tego przechodnia; a ten przechodzień – to społeczeństwo, to naród, czyli historia, za którą my, poeci, jesteśmy nie mniej odpowiedzialni, niż wodzowie, mężowie stanu i inni aktualnie władzę sprawujący obywatele Rzeczypospolitej. Banał? Żebyś wiedział: najgłębsze, najistotniejsze prawdy brzmią zawsze banalnie.
[…]
Bo trzeba ci wiedzieć, Konstanty, że po szesnastu miesiącach od powrotu do Polski pełen jestem takich banałów, jak wiara, nadzieja, miłość do szlachetnych, nienawiść do nikczemnych, młody (na starość) optymizm, nigdy w tym stopniu za lat młodych niezaznany. Zapytasz może, jak odróżniam szlachetnych od nikczemnych? Grzeszników od świętych? Odróżniam, przyjacielu. Stawało się to z trudem i powoli. Aż się stało ostatecznie, bez żadnych wahań, raz na zawsze. Stało się nad grobem mojej Matki, zamordowanej przez faszystów. Byli to grzesznicy, Konstanty, straszni grzesznicy.
Warszawa, przed 9 listopada
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Mój najdroższy!
Nie będę kontynuował ciuciubabki, jaką w stosunku do Ciebie od kilku tygodni uprawiam. Wszystkim naokoło, więc i Tobie, wiadomo już, że jestem inicjatorem i przewodniczącym Komitetu Jubileuszowego – będziemy Ci w tym roku składać hołdy i zasypywać Cię honorami. Tu l’as voulu, Léopold Dandin… Nie trzeba było stać się największym poetą swego wieku, napisać tylu cudownych wierszy, zdobyć sobie takiej miłości i czci u ludzi…
Słowem, Poldziu ukochany, będą rozmaite uroczystości. Zapewniam Cię jednak, że nie będzie „uroczystej akademii”, bo zanadto Cię kocham, abym Cię miał na takie rzeczy narażać. Zastąpi ją wielki wieczór autorski – w Teatrze Polskim zapewne. Będzie też parę miłych niespodzianek, które Ci po prostu ułatwią życie codzienne i dadzą możność spokojnego bytowania, pracy etc. – Wiesz już zapewne, że przygotowujemy zbiorową księgę ku Twojej – sit venia verbo – czci. Otóż, jako redaktor tej publikacji, zwracam się do Ciebie z gorącą prośbą: napisz sam krótki życiorys Leopolda Staffa: dzieciństwo, szkoła, uniwersytet, pierwsze wiersze, pierwsza książka… Umieścimy to na wstępie księgi.
W niedzielę (25 b.m.) jadę z żoną do Moskwy, zaproszony przez Związek Pisarzy Radzieckich. Wracam w połowie maja. Domyślasz się, jak bardzo jestem przejęty i wzruszony tą pierwszą moją „drogą do Rosji”. Po powrocie skomunikuję się z Tobą.
Warszawa, 21 kwietnia
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Kochany Władku!
Nasza mocna, czuła, stara przyjaźń – starsza niż jubileuszowe ćwierćwiecze – jest mi nazbyt droga, abym w tym pięknym dniu odważył się nazywać Cię inaczej, niż po prostu kochanym Władkiem. Wiem, co bym od Ciebie na osobności oberwał, gdybym ten list rozpoczął np. od słów „czcigodny jubilacie”… Wolę nie ryzykować. Nie tylko ja – nikt Cię na pewno nie uraczy tym pompatycznym tytułem, który by Cię przyprawił o melancholię […].
Nie, mój dobry, kochany przyjacielu. Nikt nie traktuje Cię jako jubilata, nie urządza Ci uroczystości mumifikacji, ale coś wręcz przeciwnego: oto radosne święto poezji polskiej, obchodzone ku czci – nie! nie ku „czci”, bo to znowu zalatywałoby martwym słownictwem jubileuszowym – obchodzone ku miłości, z miłością, dla miłości, jaką najpracowitsza Rzeczpospolita Polska żywi dla jednej z najwybitniejszych postaci naszej poezji.
Nie rumień się i przyjmij tę wiadomość spokojnie i rzeczowo: Ty, Władku, jesteś właśnie jednym z najpiękniejszych, najczystszych, najbardziej i najgłębiej polskich pieśniarzy, jakich historia naszej literatury w ciągu blisko pół tysiąca lat wydała.
Niech Ci się nie zdaje, że lekkomyślnie, w świątecznym ferworze i w zapale przyjaźni rzucam to śmiałe zdanie. Mógłbym je poprzeć dziesiątkami stronic z Twoich książek, setkami strof, tak specyficznie Twoich, „Broniewskich”, serdecznych, wzruszających, nabrzmiałych duchem człowieczeństwa, dyszących patosem walki, bojowych i rewolucyjnych, a zawsze pięknych, prostych i jasnych, zrozumiałych, dostępnych i głęboko w duszę zapadających.
Władysław Broniewski, kochany Władku, to poeta posiadający m.in. pewną przedziwną i wzruszającą cechę: Jego wiersze, jak niczyje, potrafią organicznie wpłynąć w tok przemówienia, jakie aktywista partyjny wygłasza za dnia do swoich towarzyszy, a wieczorem, przy księżycu, tenże aktywista szepce wiersze tegoż Broniewskiego swojej ukochanej, trzymając jej spracowaną rączkę w swojej spracowanej ręce. Władysław Broniewski, mój Władku, posiadł niezwykłą tajemnicę nasycania życia i walki poezją, a poezji życiem i walką, jak nikt inny w jego pokoleniu i jak paru zaledwie wielkich poetów dawniejszych.
[…]
Nie ma poezji, jeśli w samym jej centrum nie bije ludzkie serce. I nie ma rewolucji, jeśli serce człowieka nie jest jej doboszem. W Twoich wierszach, kochany Władku, wyczuwa się zawsze dwoje ludzi: Ciebie, piszącego, i jego, tamtego, czytającego. I dlatego poezja Twoja trafiła nie tylko do setek tysięcy rąk, ale i do setek tysięcy serc, gdy tyle innych, niby to „pięknych”, a zimnokrwistych strof uschło na księgarskich półkach i proch się z nich sypie.
[…]
Gdy sobie na nowo przeczytałem wszystko, coś napisał […] – aż do pięknego poematu o Generalissimusie naszej Wielkiej Epoki, uświadomiłem sobie, że przecież przez lat z górą dwadzieścia pięć byłeś i nadal jesteś w naszej poezji wcieleniem marszu do Polski Socjalistycznej.
[…]
Jesteśmy braćmi cudownej godziny historycznej, która pozwala nam żyć, działać i tworzyć dla wielkiej sprawy miłości, nie zaś ginąć za nią. Ale tacy jak ja, Władku, przyszli do gotowego, a Ty, stary żołnierz polskiej Rewolucji, zawsze byłeś w walce i zawsze gotów byłeś zginąć dla największego swego ukochania.
Warszawa lub Anin, przed 25 września
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Droga Pani! […] Listy Pani sprawiają mi zawsze dużo radości – tyle w nich serca i prostej, bezpośredniej przyjaźni. Kiedy je czytam, mam zawsze wrażenie, że miła Cyganka Papusza patrzy mi w oczy i mocno ściska moją rękę. – Ciągle Pani powtarza, że nie jest Pani poetką. Proszę mi wierzyć (znam się na tym!), że jest Pani poetką! Mam nowy dowód – wiersz o kolczykach z liści. Ficowski ładnie go przetłumaczył, mogę więc stwierdzić, że to śliczny utwór. Niech Pani dalej pisze – i zawsze takie właśnie proste, z serca cyganki płynące wiersze! Gdy się ich jeszcze trochę uzbiera, wydamy to w książeczce (po cygańsku z polskim przekładem). Będzie to pierwszy na ziemi polskiej druk cygański, więc swego rodzaju historyczna książka.
Warszawa lub Anin, 6 maja
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.