Dzień 15 sierpnia wstawał upalny, wiciarki biegają po domach, szukają strojów ludowych, wyjmują z malowanych kufrów lub pożyczają w tym kryzysowym czasie, kiedy na stół brakowało groszy. Wyruszyło nas trzy kompanie, około 300 ludzi. Wiciarze, wiciarki i ludowcy zdążamy na jarosławskie błonie, gdzie z udziałem Brunona Gruszki proklamowano strajk chłopski. W czasie przemówienia Brunon Gruszka podkreślił potrzebę bezwzględnego spokoju, gdyż w przeciwnym razie strajk zostanie rozbity i nie odniesie żadnego skutku. Pod koniec przemówienia rozpętała się okropna burza z piorunami i ulewą. Nie przeszkadzało to jednak uczestnikom wiecu.
Błonia pod Jarosławiem, 15 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
[20 sierpnia] W godzinach wieczornych komenda powiatowa w Jarosławiu uzyskała informacje z kilku źródeł konfidencjonalnych, że ludowcy, uzbrojeni w karabiny, kosy, widły, cepy itp. narzędzia, gromadzą się dokoła Jarosławia, gdzie zebrało się około 6000 osób, a nawet częściowo okopali się. Celem tego tłumnego zebrania ma być żądanie chłopów wypuszczenia na wolność aresztowanego dr. Jedlińskiego, prezesa Pow. Zarz. S[stronnictwa] L[udowego] na powiat Przeworsk. Zebrani chłopi twierdzą, że o ile Jedliński nie zostanie zwolniony, to wkroczą do Jarosławia i „pohulają”. Wśród ludowców znajdują się również elementy przestępcze.
Lwów, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Od strony Jarosławia jedzie czarna limuzyna, która zwalnia, widać czterech cywilów. Za chwilę ta sama limuzyna wraca, a po niej w kierunku Muniny jedzie duże popielate auto, żeby również za chwilę wrócić do Jarosławia. W samo południe na drodze z Jarosławia biegnie w naszą stronę człowiek, myślałem, że to ten oczekiwany goniec. Tymczasem okazało się, że to blisko dwumetrowy dryblas ubrany w kolejarski mundur, który krzyknął: „policja idzie! Wszyscy, na tory!” - po czym znika na ścieżynce biegnącej w stronę Sanu. Policja rzeczywiście nadjechała w dwóch samochodach, przy czym jeden wydawał się być pusty. Tymczasem wszyscy koledzy, także ci z Rokietnicy, Muniny czy Tuczomp, wyszli na tory. Policjantów jest 24 oraz dowódca. Policja zatrzymała się około 60 m od torów. Komendant podniósł rękę chcąc przemówić, jednak jego słowa zagłuszył niekończący się krzyk: „Urra!”… I posypał się grad kamieni w stronę policjantów. Komendant wezwał: „W imieniu prawa rozejść się!”, co powtórzył 3 razy, po czym wydał rozkaz: Bagnet na broń!
W tym czasie na tory przybiegło około 28 chłopów z Tuczomp, którzy podnieśli taki wrzask: „Urra!”, że chyba słychać było ich w kilku wsiach. Komendant wydaje rozkaz do ataku, na policję pada grad kamieni. Policja cofa się na linie wyjściowe. Następnie komendant wykonuje manewr oskrzydlający. […]
Na nasypie kolejowym sprawa dla chłopów nabiera zły obrót. Kilku ludzi, przeważnie starszych, jest pobitych kolbami. Za mną i kolegą Warzochą biegnie 2 policjantów, jesteśmy około 30 m od torów. Od Muniny biegnie może osiemnastoletni chłopiec. My odwracamy się do policji, również chłopiec biegnący miedzą zatrzymał się. Policjanci złożyli się do strzału i pada strzał – chłopiec pada na miejscu. […] Tym chłopcem był Jan Gilarski z Łowiec.
Munina, k. Jarosławia, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Gdy grupa rokietnicka, poobijana, rozrzucona po polach i łąkach kunińskich, zbierała się do odejścia, niektórzy już wcześniej opuścili miejsce walki – naszą uwagę przykuł transportowy samochód stojący przy munińskim cmentarzu, na którym stało 3 ludzi i karabin maszynowy z lufą wysuniętą na całą długość z burty. W tym momencie na drugim wozie przyjechała policja. Dziwne, patrzą w stronę zachodnią jak sroka w gnat. Po chwili sprawa się wyjaśnia. Zza niewysokiego wzgórza, zasłaniającego nas, wybiegła grupa mężczyzn, biegnąc pod lufy karabinu maszynowego, który stoi na dwóch podporach, przypominając nogi bociana. W naszych umysłach rodzi się nieodparty duch bojowy – pędzimy – seria – padnij – druga seria – trzecia seria.
Policjanci nie schodzą z wozu. Idziemy na cmentarz, z którego wychodzi człowiek postrzelony w lewą rękę. Dalej leżą cztery ciała, nad którymi unosi się rój zielonych much. Po drodze spotykamy Franciszka Chudzika z Łowiec, który otrzymał postrzał w nogę. Zaniesiono go w ziemniaki, gdzie przykryto łęcinami i napojono wodą, a następnie podjechała furmanka odwożąc go do szpitala.
Munina, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Donoszą, iż szosą z Jarosławia do Muniny zdąża kilkanaście samochodów naładowanych policją. Przystanęli na chwilę, lecz pojechali dalej w stronę Radymna. W pół godziny później stał się jakiś hałas. W tym momencie chłopi zerwali się jak na komendę. Do wsi dano wiadomość, iż policja w Muninie bije strasznie tamtejszą ludność i proszą o pomoc. Teraz działa się rzecz nie do opisania. Wszystko porwało się samorzutnie do obrony. Nikt nie rozkazywał, nikt nie prowadził. Próbowano wstrzymać. Nikt nie słuchał tego głosu i tak ruszyło kilkuset ludzi do Muniny. Pod cmentarzem czekano, gdyż policja już wracała. Stanęli na szosie. Dał się słyszeć strzał ze strony chłopów, lecz całkiem z daleka, nikt tego człowieka nie znał, kto nim był. Zaraz policja dała salwę w tłum z karabinów ręcznych i maszynowych. Tłum zaczął uciekać, inni kryli się na cmentarzu za groby, gdzie kto mógł. Dopiero na tych skoczono z kolbami. Dobijano bez miłosierdzia w sposób nieludzki.
Munina, [21] sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Wszedłem do sklepu po papierosy, kiedy je kupiłem i wyszedłem ze sklepu, przyskoczyło do mnie dwóch policjantów z Chłopic. Rączki do tyłu – jestem skuty. Biorą mnie do środka i maszerujemy 7 km do Chłopic.
Kiedy przyszliśmy na posterunek, już było ciemno. Na korytarzu do piwnicy jest klapa, którą dźwignęli i kazali mi wchodzić. Kiedy byłem już na schodach, jeden z nich krzyknął: „Uciekaj, bo drzwi lecą”. Skoczyłem w ciemności wprost do lodowatej wody, poślizgnąłem się i upadłem w wodę i błoto. W tych warunkach smrodu i wilgoci, skuty, przebywałem tam całą noc. Rano furmanką odwieziono mnie do aresztu do Jarosławia. W dniu następnym zostałem doprowadzony przed oblicze prokuratora, który zapytał mnie, czy rzucałem kamieniami w policję. Zaprzeczyłem. Kazano mi podać świadków, że mówię prawdę. Podałem między innymi kierownika betoniarni, w której pracowałem, Szymona Wotę. Po tygodniu zapytano mnie jedynie, czy nie skarżę się na areszt – również zaprzeczyłem. Po dwóch tygodniach zwolniono mnie do domu.
Rokietnica-Chłopice-Jarosław, ok. 25 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.