W sumie dość pozytywny rozwój sytuacji upoważnił mnie do kolejnej rozmowy z Edwardem Gierkiem [...]. Mówiłem przez telefon: „Sytuacja stopniowo wraca do normy, wszystkie zakłady pracują. Frekwencja pracowników wysoka. Są pierwsze inicjatywy na rzecz organizowania dodatkowej pracy, której efekty byłyby przeznaczone na pokrywanie strat. Miasto zaczyna normalnie żyć, choć czuję nadal atmosferę podniecenia. Sądzę, że daje to pewne podstawy do optymizmu”. Gierek przerwał mi i wzburzonym głosem odpowiadał: „Powiedzcie tym swoim radomianom, że ja mam ich wszystkich w dupie i te ich wszystkie działania też mam w dupie. Zrobiliście taką rozróbę i chcecie, by to łagodnie potraktować? To warchoły, ja im tego nie zapomnę” — Gierek odłożył słuchawkę.
Radom, 26 czerwca
Janusz Prokopiak, Radomski czerwiec ‘76. Wspomnienia partyjnego sekretarza, Warszawa 2001, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Ulicami miasta w kierunku „Radomiaka” szły kolumny ludzi. Falowały szturmówki i transparenty. Powtarzał się wciąż ten sam motyw: zrobimy wszystko, by zatrzeć złą pamięć o tamtym piątku. Kto zniszczył, niech płaci. Kolumna za kolumną szły od miejsc wyznaczonych na obrzeżach, głównymi ulicami miasta, tymi, na których w ubiegły piątek rozgrywały się wydarzenia. Szły teraz delegacje z kilku sąsiednich województw. To była swoista demonstracja pogardy wobec Radomian.
Prawie dwie godziny trwał przemarsz przez miasto, które okryło się „złą” sławą. Szli do centrum na stadion „Radomiaka”. Pełne trybuny, kilkadziesiąt tysięcy ludzi z Radomia i województwa, także z województw sąsiadujących: kieleckiego, lubelskiego, piotrkowskiego, tarnobrzeskiego, skierniewickiego i siedleckiego. Był komplet uczestników wiecu, który stał się rozliczeniem, okazją do przedstawienia „prawdziwego” oblicza Radomia. Miasto, które ze „wstydem” wspominało ten piątek. „Zażenowanie, wstyd, ale jednocześnie zacięta pewność, że już nigdy…”.
Radom, 30 czerwca
Janusz Prokopiak, Radomski czerwiec ’76. Wspomnienia partyjnego sekretarza, Warszawa-Radom 2001.
Powiedzieliśmy tow. Premierowi, że z ambicją, zaangażowaniem realizujemy zadania, że wnosimy coraz większy wkład w rozwój społeczno-gospodarczy kraju i że stać nas na to, aby ten udział był coraz większy.
Jest to niezbędne, aby uzyskać potrzebne środki na rozwój województwa i jego stolicy — Radomia.
Mówiliśmy jednocześnie o tym, że w tej naszej codziennej pracy, trudnej, rzetelnej, mamy też chwile słabości, kiedy źle się dzieje.
Takim dniem słabym spośród tysięcy dni dobrych był 25.06.[19]76 r. A kiedy my słabi — to ludzie nieodpowiedzialni stają się silni, a takich i my u siebie też mamy. Ten słaby dzień drogo nas kosztował — straty moralne i materialne, szok i zawstydzenie. Powiedzieliśmy, że tego dnia daliśmy się podprowadzić — wyprowadzić w krzaki, na ring między liny, aby walczyć ze sobą. A zdawało się nam wszystkim, że panujemy nad sytuacją, że jesteśmy silni, że potrafimy sterować życiem, pracą; funkcjonariuszami wszystkich jednostek w mieście i województwie.
Powiedzieliśmy, że z tego dnia, z tych złych doświadczeń wyciągniemy właściwe wnioski — po prostu już się nie damy po raz drugi wyprowadzić w pole, to się już nie powtórzy.
Warszawa, 29 lipca
Czerwiec 1976 w materiałach archiwalnych, wybór, wstęp i oprac. Jerzy Eisler, Warszawa 2001.